czwartek, 5 kwietnia 2018

89. I bądź tu Orłem, jak myślisz o Kurach

- Tomi… - zamruczała Lena kiedy zmierzali już Audi Thomasa ku Villach. – Może zajedziemy do sklepu… Pewnie nie masz nic w lodówce. A przydałoby się może potem zrobić jakąś kolację?
- Myślałem, że ja zaspokoję twój głód. – odrzekł prowokacyjnie kładąc swą rękę na jej kolanie.
Lena przełknęła głośno ślinę. Każdy jego gest przyprawiał ją o szybsze bicie serca i niespokojne, ale przyjemne uczucie w dolnych partiach jej ciała.
- Owszem, ale… chyba nie chcesz bym straciła siły… do poskromienia twojego temperamentu? – zapytała niby to beztrosko spoglądając przez szybę.
W rzeczywistości patrzyła na niego kontem oka. Thomas w odzewie zredukował biegi i zjechał na lewy pas chcąc wyminąć samochody jadące przed nim, jak gdyby gonił za czymś na co miał… ogromną ochotę. Madlen zaśmiała się w duchu, ale położyła dłoń na spoczywającej ręce chłopaka na jej kolanie i nieznacznie się uśmiechnęła. Tak… dziś szykuje się kolejny magiczny wieczór.

Po niedługiej chwili parkowali już pod jednym z Villachijskich supermarketów. Lena nie czekała aż Thomas otworzy jej drzwi auta, przecież nie była jakąś księżniczką. Ochoczo wyskoczyła z samochodu i pierwsza pognała w stronę wózka na zakupy. Potem ciesząc się jak małe dziecko zaparła się na obręczy wózka i odpychając się kilka razy ruszyła w stronę swego blond przystojniaka. Morgi patrzył na jej dziecinne poczynania ze uśmiechem. Była taka beztroska. Taka radosna… taka jego. Nie mógł się nie uśmiechnąć. Pokręcił z niedowierzaniem jednak głową. Czasem zapominał, że ona jest jeszcze nastolatką. Dorosłą kobietą, ale jednak 18-latką. Nie żeby mu to przeszkadzało, bo sam czuł się przy niej młodziej. Ale Lena niekiedy, no dobrze, przez większość czasu potrafiła być tą bardziej dorosłą, poważną czy ułożoną. Równocześnie czasami umiała odpuścić i po prostu dać ponieść się emocjom. Wiedział, że jest teraz szczęśliwa, a chyba przecież o to chodziło. By powodować uśmiech na jej twarzy. Nie zastanawiając się więc ani minuty dłużej, nie pozwolił jej zeskoczyć z wózka tylko chwycił jego rączki i rozpędził go mówiąc przy tym by się trzymała. Zachowywali się jak małe dzieci, ale radości i ubawu mieli przy tym niezliczoną ilość. Jak wariaci, śmiejąc się w głos wkroczyli do budynku i dopiero kiedy zostali upomniani przez ochroniarza delikatnie się uspokoili i jak na dorosłych ludzi przystało błądzili między pułkami w poszukiwaniu odpowiednich produktów.
- Lena? – blondynka usłyszała nagle z oddali swoje imię w momencie kiedy Tom obracał ją wokół własnej osi.
Tak. Taniec w supermarkecie również zaliczyli.
- Rita? – ku parce zmierzali koleżanka Leny z liceum – Rita wraz z chłopakiem Rogerem.
Cała czwórka dobrze się już znała, po szaleństwach studniówkowych. Dziewczyny przywitały się buziakiem w policzek, a chłopcy jak na mężczyzn przystało uścisnęli sobie dłonie.
- Czyli jednak? – zapytał Roger.
Morgeny popatrzyli pytająco.
- Te wszystkie plotki… - wyjaśniła nieśmiało Rita.
Tom mimowolnie mocniej objął Madlen w talii. Zaznaczanie swojego terytorium… chyba tak łatwo się tego nie oduczy. Zbyt długo o nią walczył.
- Och… - westchnęła Madlen.
Nigdy wcześniej nie zastanawiała się jak ta cała sytuacja między nią a Thomasem, którą media tak wyeksponowały odbije się na jej znajomych czy przyjaciołach.
- Tak. Oficjalnie jesteśmy razem. – oznajmiła jednak spoglądając z czułym uśmiechem na swego ukochanego.
- To wspaniale! – szczerość bijąca od Rity spowodowało, że serce Leny uniosło się o kilka metrów.
Odetchnęła z ulgą.
- Zawsze wam kibicowałam. – koleżanka serdecznie się uśmiechnęła.
- Dziękujemy. – odrzekł tym razem Thomas.
- Nie wierzcie proszę nigdy gazetom.
- No coś ty Lenka! – od razu zaprotestowała Rita. – My jak i cała szkoła stoi za tobą murem. Nawiasem mówiąc, gratuluję złota.
Lena zarumieniła się lekko spuszczając wzrok. Nie sądziła, że ktokolwiek śledzi jej sukcesy.
- Och Madlen już nie bądź taka skromna. – zaśmiał się Roger.
- Taka już jej natura. – Tom obdarował blondynkę czułym uśmiechem. – Ale tak z innej beczki. Macie ochotę wpaść do nas na jakieś piwo dziś wieczorem? Może nawet teraz?
Widać było po całej pozostałej trójce szczere zaskoczenie. Lena nie mogła uwierzyć, że Thomas z własnej woli zaprasza JEJ znajomych… Następnie poczuła dziwne uczucie zawodu, ponieważ chciała ten wieczór spędzić z nim sam na sam, a potem spojrzała na twarz Rity i dotarły do niej kolejne jego słowa… Do nas… Wstrzymała oddech.
- Och nie… bardzo żałujemy, ale matura za pasem… Jutro szkoła.
- Możemy umówić się na inny termin. – zaproponował Roger.
Lena na samą myśl jutrzejszego przymusowego wyjścia na zajęcia posmutniała. Czas wrócić do szarej rzeczywistości…
- Wiecie co… - zaczęła jednak, ponieważ w jej głowie już układał się wspaniały pomysł. – Co powiecie na ognisko u mnie na działce po maturze?
- Czemu nie. – uśmiechnął się Roger.
- O tak! Super plan! – ucieszyła się Rita. – Ale będzie reszta skoczków? – przy tym pytaniu palnęła Len znacząco łokciem przez co obie panie dziewczęco zachichotały.
- O to nie musisz się martwić. – odrzekła Madlen.
- Świetnie! To jesteśmy umówieni. – oznajmił Tom.
- Jesteśmy w kontakcie jak coś. Lena gdybyś potrzebowała jakichś materiałów bądź notatek wal śmiało.
- Będę pamiętać. Miło było was widzieć.
- I nawzajem. – uśmiechnął się Roger, po czym miło się pożegnali i każda z par ruszyła w swoją stronę.
Para blondwłosa odprowadziła znajomych wzrokiem, po czym Madlen została nagle wciągnięta w ramiona Thomasa.
- Inni skoczkowie tak? – zapytał.
- No wiesz… Michie, Mario, Koffi… - zaczęła wymieniać łyżwiarka.
Morgi wciągnął ostro powietrze, ponieważ byli to jakby nie patrzeć jej adoratorzy. Przeczesał nerwowo dłonią włosy, po czym nieznacznie się rozglądając wbił się w usta Leny miażdżąc jej wargi swoimi. Lena nie będąc przygotowaną na taki atak wpadła na pułki za sobą. Ta jego drapieżność, gwałtowność, niedelikatność, zaborczość, a przede wszystkim władczość trochę ją przerażało, ale bardziej chyba kręciło i podniecało, z tym, że nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą. Kiedy poczuła jak ręka Toma wędruje niebezpiecznie pod jej bluzką, przegryzła delikatnie jego wargę chcąc w ten sposób ostudzić jego poczynania. Thomas jednak tylko jęknął w jej usta nie przestając obezwładniać jej zmysłów ruchami swojego języka. Dziewczyna wiedziała, że jeśli tego teraz nie przerwie może nie być za wesoło… Złapała więc poły jego koszuli i delikatnie odepchnęła na tyle na ile jego kleszczowy uścisk jej pozwalał. Oboje ciężko oddychali spoglądając sobie z intensywnością w oczy. Thomas opierał jedną rękę na półce z płatkami do mleka, a drugą miażdżył biodro blondynki. Oparł czoło o jej i próbował uspokoić swoje skołatane nerwy.
- Kocham cię Thomas… - szepnęła Madlen. – I wyjdźmy stąd zanim zerwę z ciebie tę koszulę. – dodała na bezdechu.
Potem poczuła mocne szarpnięcie ręki, ponieważ Morgi pchając wózek jednocześnie ciągnął dziewczynę za sobą jak najbliżej wyjścia. Przy kasie załatwili sprawę błyskawicznie i jeszcze szybciej znaleźli się przy samochodzie.
- Madlen… - rzekła ochryple Thomas kiedy zakupy były już zapakowane do auta.
Chwycił jej twarz w dłonie.
- Powiedz to jeszcze raz.
- Ale co? – dopytywała dziewczyna kładąc swoje ręce na jego biodrach.
- Że mnie kochasz. Tylko mnie.
- Thomas… - teraz to ona chwyciła jego twarz w dłonie. – To co czuję do ciebie… nie ma takich słów by to opisać. Kocham cię… to za mało. – mówiąc to czuła jak do oczu zaczynają napływać jej łzy.
Morgi nie był w stanie wypowiedzieć słowa. Wciągnął ją więc tylko w swoje ramiona będąc już o wiele delikatniejszym. Zdał sobie też sprawę, że tak ją należy traktować… jak skarb. Łącząc usta w czułym pocałunku postanowili, że dłużej nie mogą już przebywać w miejscu publicznym, gdzie tak naprawdę każdy zwracał na nich swoją uwagę. Wsiedli więc do auta i odjechali w stronę apartamentu Thomasa by tam dalej czcić swoją miłość.

***

- Tomi… - zaczęła Lena kiedy z torbami pełnymi zakupów jechali windą na siódme piętro gdzie znajdowało się mieszkania Thomasa. – Dlaczego ich zaprosiłeś? – dokończyła swoją myśl widząc jego pytające spojrzenie.
- A co w tym złego? – zapytał skoczek przepuszczając blondynkę w rozsuwających się drzwiach.
- No nic tylko…
- To chyba nasi wspólni znajomi prawda? Dlaczego miałem ich nie zapraszać skoro naprawdę ich lubię? – kontynuował rozmowę przekręcając klucz w zamku. – Po drugie chyba nie sądziłaś, że zawsze będziemy przebywać tylko w towarzystwie skoczków? Mówiłem, że chcę zaistnieć w twoim życiu prawda? Jesteśmy razem, więc twoi znajomi to i moi znajomi. Przyszedł chyba czas bym wszystkich poznał. Czy nie na tym polega związek?
- No chyba taak… - Lena była zbyt oszołomiona wyznaniami blondyna, by odpowiedzieć coś bardziej konkretnego.
Mimo wszystko dręczyło ją coś jeszcze. Poczęła wyciągać i segregować produkty nie wiedząc jak zacząć ten temat, ponieważ od zawsze był dla nich trudny, a Morgi bardzo szybko się irytował na jej odmowy.
- Thomas, a dlaczego zaprosiłeś ich do nas. – zaakcentowała ostatnie słówko. – Skoro… - ale blondyn nie pozwolił jej dokończyć.
- Bo to mieszkanie jest nasze. – on również twardo zaakcentował ostatni wyraz. – Moje i twoje. – kontynuował odsłaniając rolety z okien. - Co moje to i twoje. Mam nadzieję, że co twoje to i moje, ale nie będę tego wymagał. Wystarczy byś ty wzięła wszystko co moje.
Madlen drżącymi rękoma płukała piersi z kurczaka będąc totalnie wyprowadzoną z równowagi… w dobrym tego słowa znaczeniu. To co powiedział przeraziło ją i jednocześnie sprawiło, że chciało jej się śpiewać. Tom dał jej chwilę by przyswoiła jego słowa, więc w ciszy zajął się czyszczeniem kurek (w sensie takich grzybów), ponieważ mieli w zamiarze przyszykować na dzisiejszą kolację makaron penne z kurczakiem w sosie śmietanowo-kurkowym. Kiedy dziewczyna osuszyła filety oparła się plecami o blat i spuszczając wzrok zaczęła nerwowo skubać skórki wokół paznokci.
- Morgi… nie możesz tak do mnie mówić. To wszystko mnie przeraża. Ty, my… to, że mnie kochasz… Boże! Czuję się jakbym wygrała los na loterii. Ale… nie, to mieszkanie nie jest moje. Nie możesz tak mówić, nie chcę. – zanim się spostrzegła Tom uniósł ją z podłogi aż klapnęła na blat i bez ceregieli znalazł się blisko niej, między kolanami.
- Jeśli sobie życzysz twoje nazwisko może znaleźć się w miejscu współwłaściciela tej nieruchomości. – oznajmił poważnie.
- Doskonale wiesz, że nie o to chodzi.
- Nie chcesz by było twoje?
- Chcę byś tylko ty był mój. – oplotła jego szyję ramionami.
- Ale skoro bierzesz mnie to również wszystko co jest moje. Lena spójrz sama! Znasz lepiej tę kuchnię niż ja. Wiesz gdzie leży cukier, gdzie znajduje się kawa. W którym miejscu trzymamy mąkę. Gdzie sięgnąć by odnaleźć makaron. W której szafce znajduje się mikser, a ja do dziś nie potrafię uruchomić piekarnika. To ty wiedziałaś, że lepiej jeśli salon ocieplimy kolorami zważywszy na fakt, że kuchnia jest taka chłodna. Te wszystkie dodatki… codziennie świeże kwiaty. To twoja ręka sprawiła, że to mieszkanie jest domem. Jest naszym domem.
Madlen patrzyła szeroko otwartymi oczyma na mówiącego Morgena. Te wszystkie słowa nie mieściły jej się w głowie, ale musiała przyznać mu rację. Zaśmiała się pod nosem.
- Ten piekarnik naprawdę nie jest taki trudny w obsłudze.
- Och Lena… - chłopak utonął w jej puszystych włosach. – Zamieszkaj ze mną.
- Przekonaj moich rodziców. – odrzekła zanim zdążyła ugryźć się w język.
Niestety Thomas już spoglądał jej badawczo w oczy.
- To znaczy, że się zgadzasz?
- Kochanie, o niczym tak nie marzę jak o dzieleniu życia z tobą, ale to nie jest takie proste.
- To jest bardzo proste! – uśmiechnął się Morgi. – Powiedz mi Lena… zastanawiałaś się w ogóle gdzie chcesz studiować? Może rzeczywiście pospieszyłem się z tym mieszkaniem, ale to nic. Wynajmie się, a później zostanie dla naszych dzieci jeśli oczywiście będą chciały tu mieszkać. – Lena poczuła jak kreci jej się w głowie.
Co on wygadywał?!
- Może powinniśmy zdecydować się na inne miasto? Wiedeń? Uniwersytet Wiedeński? Dlaczego nie? A może jednak Innsbruck? Uniwersytet im. Leopolda Franzensa? Miałabyś blisko do Ane, bo pewnie gołąbeczki nie będą mogły żyć na odległość. Myślałaś o tym w ogóle?
- A może Uniwersytet Johannes Kepler w Linzie? Miałabym blisko do Michaela. – zapytała Lena chcąc rozładować atmosferę i widząc wyraz twarzy Thomasa głośno się zaśmiała. – Oj Thomas… I co? Zostawimy tak wszystkich i wyjedziemy?
- Hmm… to jeden z pretekstów by zamieszkać razem. – jego brwi to unosiły się to opadały w dół.
- Głuptasie. – skwitowała Madlen. -  Chyba nie chcę zostawiać rodziców. Do rozpoczęcia studiów mam jeszcze trochę czasu, ale skoro jesteśmy już przy tym temacie… Myślałam raczej o studiach mobilnych, ponieważ… - zastanowiła się chwilę czy wyznać mu prawdę.
- Ponieważ?
- Bo… nie chcę cię zostawiać.
- Zostawiać?
- Znaczy… nie chcę byś to ty zostawił mnie.
- Nigdy cię nie zostawię!
- Zostawisz… 29 listopada. – spuściła wzrok będąc zawstydzoną tego co mu insynuowała.
Morgi uniósł jej twarz ręką.
- Naprawdę już zaczęłaś przejmować się kolejnym sezonem, gdy ledwie ten się skończył?
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy kiedy to minie… - dziewczyna posmutniała. – I totalnie nie wiem co wtedy zrobimy.
- Nie martw się na zapas. Wtedy będziemy się nad tym zastanawiać. Mimo wszystko nie powinnaś rezygnować z możliwości kształcenia się z mojego powodu. – Madlen spojrzała podejrzliwie.
- Kim jesteś i gdzie zabrałeś mojego Thomasa? – Morgi zaśmiał się na te słowa.
- Thomasa tu z nami nie ma, ale jest… Morgeminator! – uśmiechnął się szelmowsko i wpił w usta blondynki, natarczywie atakując ją całą swoją osobą.
Lena nie zdążyła nawet pisnąć, a potem już nie dała rady, ponieważ obezwładniający dotyk chłopaka rozpuścił jej mięśnie, powodując, że mogła tylko odpowiadać na jego wszelkie pieszczoty.
Gorące pocałunki skończyły się jednak tak szybko jak zaczęły, gdyż z torebki blondynki dało słyszeć się głos telefonu. Jak się oboje domyślili była to Ana, na której wieści niecierpliwie czekali.

***

Chłodny wiatr dość szybko dał we znaki starszej blondynki. Chwila spaceru dobrze jej zrobiła. 2 koguty, jedna kura, czyli ona... Serio? Aż tak musieli dać znać o swoich męskich instynktach? Czy jej życie musiało być aż tak skomplikowane? Każdemu z nich zależało na jej pomyślności, ale każdy wyrażał to w inny sposób... Tak bardzo brakowało jej w tym wszystkim szczerej rozmowy z Leną. Choć nie była pod ręką, kto powiedział, że nie można zadzwonić i pogadać? Dziewczyna postanowiła wdrożyć myśl w życie i wykręciła znaną sobie kombinacje cyfr.
- Ana?
- Lena... Mam dość! Ja nie wytrzymam w tym kurniku dłużej niż 5 minut!
- Ana spokojnie... Co się dzieje?
- Gregor z Michim się nie dogadują...
- A dziwisz się im? I jeden i drugi ma ku temu powody...
- Lena wiem, ale żeby aż tak? Przecież te pieprzone koguty wyskoczą z piór zanim wrócę!
- Co zrobią? Jak ich nazwałaś? - zaśmiała się głośno Lena, wywołując uśmiech również na twarzy znajdującej się po drugiej stronie blondynki.
- Pieprzone koguty, które biją się o kurę w kurniku...
- A tą kurą jesteś ty? - ponownie parsknęła Lena próbując wyobrazić sobie całą sytuacje i dodała. - Współczuje Ana. Ale dobrze można było się spodziewać tego co będzie. Michelin nie wiedział przecież, że pojednaliście się z Gregorem...
- I to dosłownie. - ponownie uśmiechnęła się Ana na wspomnienie ich gorącego wybuchu uczuć. - Dobra Len koniec gadek o kurniku i naszych planach. Powiedz jak sobie radzicie z Thomem?
- Szczerze? Nasza miłość właśnie zaliczyła kolejną baze.
- Serio? Gratuluje kochana! Oby dalej kipiało!
- Oj uwierz, że kipi kipi jak w wulkanie lawa. - dziewczyny ponownie się zaśmiały.
- Dobrze wiesz, że zawsze będę wam kibicować. Kochana muszę uciekać do domu Hayboecka zanim zastanę tam same zgliszcza...
Po miłym pożegnaniu blondynka udała się w kierunku domu gdzie zostali zostawieni chłopcy.

***

Po telefonie starszej blondynki Lena z Thomasem postanowili od razu zająć się kolacją. Po niedługim czasie pałaszowali zrobione przez siebie danie w wyśmienitej atmosferze przy akompaniamencie playlisty, znaczących dla siebie piosenek, którą sami skomponowali. Potem Lena zajęła się sprzątaniem po kolacji, a Thomas rozpalaniem kominka. Nie musieli rozmawiać o tym jak spędzą resztę wieczoru. Rozumieli się bez słów. Kiedy kuchnia już lśniła, Tom niestety dalej walczył z kominkiem, ale co tu dużo mówić… Lena po prostu miała mniej pracy, dlatego szybciej się z tym uporała. Niczym sarenka w podskokach podeszła do niego wieszając się na szyi i obcałowała cały lewy policzek.
- Długo ci tu jeszcze zejdzie? – zapytała gdy odwrócił swoją twarz w jej stronę.
Pisnęła kiedy przełożył ją sobie przez kolano.
- Nie Kochanie. – uśmiechnął się czule.
- Przygotowałam wino. – wskazała głową blat. – Ale muszę iść jeszcze… eee… zadzwonić do mamy i… spakować się na juro do szkoły. – zaśmiała się. – No niestety musisz pogodzić się z tym, że twoja dziewczyna jest jeszcze przedszkolakiem.
- Ważne, że jest moja. – ucałował jej usta. – Pozdrów teściową. – dodał kiedy wskakiwała na pierwszy schodek.
- Nie wiem czy była by taka zadowolona słysząc twoje miano.
- Była by wniebowzięta. - odrzekł ze swym powalającym uśmiechem, a Lena tylko pokręciła głową, ale również się uśmiechnęła.
Była wręcz pewna, że Marie pękałaby z dumy słysząc jak Thomas nazwał ją teściową. Nie zastanawiała się jednak długo nad tym tylko pomknęła na górę do sypialni Morgiego. Jak ostatnio miała w zwyczaju wzdrygnęła się na widok umazanych ścian różową farbą. Co było oczywiście jej robotą. Nie mieli czasu na wykończenie sypialni. Postanowili, iż zajmą się tym po maturze dziewczyny. Mimo wszystko jednak, łóżko udało im się zakupić. W końcu sam  materac nie był aż tak wygodny jak im się na początku wydawało. Blondynka przegryzła wargę i jak zapowiedziała wykonała telefon do matki informując ją, że do domu wróci jutro po zajęciach. Nie omieszkała przekazać pozdrowień i jak się spodziewała, jej matkę miło to połechtało. Gdy zakończyła rozmowę, przygotowała potrzebne jej materiały na jutrzejsze zajęcia z matematyki i języka angielskiego, po czym chwyciła swą kosmetyczkę i udała się do łazienki. Tam stanęła przed lustrem i widząc swe zaróżowione policzki aż musiała spuścić wzrok. Nie patrząc na swoje odbicie stwierdziła, iż ma jakieś 15 minut. Nie zastanawiając się wiec dłużej rozebrała się do naga i zabrała do ogarniania całego swojego ciała.
Przeliczyła się z czasem i zeszło jej dłużej niż przewidywała. Największy jednak problem miała z tym co na siebie założyć. Wkładać bieliznę czy jednak sobie darować? Wystarczy koszula nocna, w której zamierzała spać czy może lepszym wyborem była by sama bielizna? Może powinna zejść w spodenkach i t-shircie? W ostatecznym rozrachunku postawiła na krótki, hibiskusowy, satynowy szlafrok, pod którego postanowiła nic nie wkładać. Stwierdziła, że tym najbardziej zagra na wyobraźni blondyna, znaczy… taką miała nadzieję. Spięła więc włosy w wysokiego kucyka i spoglądając na swoje czerwone paznokcie u stóp pomknęła cicho na dół.

*** 

Ana stanęła przed drzwiami domu, gdzie spodziewała się zastać istny Armagedon. Zapukała... O dziwo odezwała się głucha cisza. Kolejny raz... Znów to samo. Postanowiła, zatem wejść do domu kumpla bez zbędnej krępacji.
- I co szczęśliwy jesteś coooo? - usłyszała pytanie z ust blondyna w kierunku starszego kolegi.
Nie było by w tym nic dziwnego gdyby chłopak nie walił dłonią w blat i lekko bełkotał.
- Jestem i Ana też... Tak sądzę... Chybaaa? - co spowodowało niekontrolowany wybuch śmiechu u obu panów.
- Wiesz coo Greegor... Ja nic do Ciebie kurczę nie mam. No dobraaa mam. Masz fajną kobietę i jak ją znów zranisz tooo wiesz, że będzie kruchoo nieee?
- Hayboeck, równy z Ciebieee człowiek. Aleee ja ci powiem, że w życiu nie skrzywdzeee Ane. Ty też prawdaaa?
- No jasneee... Fajna z niej kobita wiesz?
Ana mimowolnie się zaśmiała sygnalizując chłopakom jednocześnie swoją obecność.
- Anusiaaa, kochana mojaaa... - Greg wyciągnął dłonie ku partnerce pokazując by zajęła miejsce na jego kolanach.
Dziewczyna pokiwała przecząco głową, widząc ululanych na dobre panów.
- Nie Twoja Gregor. - pokiwał palcem blondyn, dodając jednocześnie - Usta… Ustaliliśmy, że Anuśkaaa jest naszaaa nieee?  - blondynka ponownie zachichotała.
- Czy mam rozumieć, że śliwowica nie mogła na mnie poczekać? Topór wojenny zażegnany?
- Michael... Zaże... - trudne słowo spowodowało, że chłopak szybko zmienił wyraz na inny. - Zasypanyyyy?
- Zasypany, chodzi nam o to byś byłaaa szcześliwaaaa wieeesz?
- Wiem, wiem. Ale skończymy tę rozmowę jutro okej? Chodźcie spać... - dziewczyna wyciągnęła ku nim ręce prowadząc ich powoli do pokojów gdzie mieli przespać dzisiejszą noc.
Pijani chłopcy dość szybko oddali się w ręce Morfeusza. Ona natomiast ślepo wpatrzona w sufit zastanawiała się czy uda się wreszcie zakończyć ten paranoidalny cyrk dopingowy...

~~~

Witajcie!

O matuchno... ile nas nie było! Toż to zbrodnia! Rozbój w biały dzień! Ale spokojnie... mamy na to usprawiedliwienie. Otóż... Po dwóch bardzo wyczerpujących latach nauki, po roku pisania pracy magisterskiej, która w ostatecznym rozrachunku liczyła sobie ponad 120 str. (tak tak, wszyscy dobrze wiedzą, że jak nasza Madziusa zacznie pisać to nie może skończyć...) możemy w końcu stwierdzić, że Madziusa została (tutaj fanfary xD) PANIĄ MAGAZYNIER tfu! MAGISTER!!! :D A to oznacza, że... będzie w końcu miała czas na pisanie! I na zmuszanie Ani do pisania xD Żarcik :P Nikt nigdy, nikogo nie zmusza (ta, akurat!) Ale mniejsza z tym. Ważne, że jest 5 na dyplomie i 89 rozdział opublikowany na blogu :) Mamy nadzieje, że się cieszycie :)
Jak wrażenia? Wiemy, że znowu dużo Morgenów, a mało Greany, ale... Może to się kiedyś zmieni xD Rozdział taki trochę... może mało emocjonujący, ale liczymy, że Wam się podobał :) Czekamy na komentarze, jak zawsze niecierpliwie.

Buziaki <3

Ania&Madziusa

3 komentarze:

  1. Hej kochane :-)


    Rozdział jak i całe opowiadanie fantastyczny, boski, choć zdecydowanie mógłby być dłuższy….

    Oj nie mam słów by opisać to co się dzieje u Morgenów, bo jest po prostu pięknie i naprawdę cieszę się, że po tych wszystkich przebojach są wreszcie ze sobą szczęśliwi planując wspólną przyszłość… Tak prawdę mówiąc również trochę obawiam się tego co będzie jak rozpocznie się nowy sezon w skokach a Lenka zacznie studia, ale mam nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze i, że już zawsze będzie pomiędzy nimi tak jak jest teraz…

    No stanowczo za mało było Greany w tym rozdziałe… Szczerze mówiąc czułam, że te dwa walczące koguty albo się pobiją tak, że trafią na ostry dyżur do szpitala lub ubiją się i nie powiem żałuje, że Ann nie wróciła wcześniej do domu, bo strasznie jestem ciekawa całej rozmowy Michiego oraz Gregora… Liczę, że jak nasze kochane koguty się wyśpią to będę pamiętać o zatopieniu topora wojennego i wspólnymi siłami szybko raz na zawsze załatwią sprawę dopingu…


    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział
    BU$KA <3 :*


    P.S. Madziusiu Serdecznie Ci Gratuluje :* :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Dziewczyny :)

    Wiem wiem, że dawno mnie tu nie było, ale nadrabiam zaległości i jak zawsze stwierdzam, że poziom wysoki jak skocznie narciarskie ;) Lena i Thomas wchodzą w kolejny etap związku, ale cieszę się, że w końcu przestali się ukrywać ze swoimi uczuciami przed sobą wzajemnie. Czytanie o nich to po prostu miód na moje serducho :D

    Ana i Gregor, a do tego jeszcze Michi czyli mieszanka wybuchowa, ahh te męskie rozmowy hehe. No i oczywiście jak to rozmowy chłopaków alkohol musiał wspomóc zakopanie tego topora wojennego - nie ma to jak śliwowica ;)

    Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejna część z życia naszych bohaterów, czekam niecierpliwie :D

    Pozdrowienia i dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku Dziewczyny, a to tylko chwilowy brak czasu, weny itd...zaglądam, zaglądam a tu nic :(

    OdpowiedzUsuń