Kolejnego dnia w rejonie szóstej rano, wysoko w górach jaki pierwszy oczy otworzył Gregor. Z uśmiechem na ustach wpatrywał się w swoją słodko śpiącą jeszcze blondynkę. Nie chciał jej budzić... Po wczorajszym wieczorze wyraźnie upewniali się jak bardzo są dla siebie ważni. Miał ochotę udać się do restauracji, przynieść im pyszne śniadanie, które wzajemne mogliby celebrować. Niestety nie mogli w pełni cieszyć się swoim towarzystwem bowiem Marc... nakreślił chore zasady, których nie byli w stanie do końca zrozumieć. Chociaż czy było to przeszkodą? Nie dla nich... Wczorajsza wyjątkowa noc im to wyraźnie pokazała – miłość zawsze znajdzie drogę. Po raz ostatni spojrzał na jej błogą we śnie twarz. Lekko się uśmiechnął na myśl, że w końcu zaczyna być jak dawniej. Zbliżył swoje usta do policzka ukochanej czule go muskając. Na jej twarzy mimowolnie zagościł uśmiech. Jego widok tuż obok wprawił ją w dobry nastrój już od samego rana. Jego dłoń przyjemnie sunęła po jej nagim przedramieniu powodując miłe dreszcze na jej skórze. Tak blisko... Znowu razem... Przegryzła swoją wargę by po chwili złączyć ją z ustami Gregora na twarzy, którego widoczny był w końcu spokój... Chwilę później próbowała już wstać z łóżka. Nie mogła tego uczynić bowiem jego dłoń... Szybko wciągnęła ją z powrotem do niego w taki sposób, że wylądowała leżąc praktycznie na nim. Szybko odgarnął jej włosy, które zasłoniły część twarzy.
- Już chcesz mi uciec tak szybko? – spytał robiąc minę na zbuntowanego chłopaka.
- Jedyne czego pragnę to wstawać każdego ranka u twego boku... Ale... Sam wiesz, że muszę wrócić i się przygotować na dzisiejsze trenowanie...
- Zostało nam jeszcze jakieś półtorej godziny, a gdybyśmy... – mocniej wpił się w jej usta by po chwili położyć ją na nowo na łóżku.
Dziewczyna zaczęła słodko chichotać próbując go nieco odsunąć. Jednak czuła, że nie wygra... Czy chciała, by przestał? A skąd! Bardzo jej tego brakowało... Poczuła jak jego usta pieszczą jej szyję, by po chwili zjechać do linii biustu.
- Gregor... – wymruczała czując, że jak tak dalej pójdzie nie ruszą się przygotowywać, a spędzą... kolejne chwilę uniesień w hotelowym łóżku?
Chwyciła go nieco mocniej za włosy by na nowo złączyć swoje wargi z jego ustami. Intensywny pocałunek tylko pobudził chłopaka do konkretniejszych działań. Szybko językiem zaczął sunąć przez całą długość jej tułowia co sprawiło, że Ana lekko się wygięła. Jego kolejne ruchy sprawiały jej przyjemność. Zadziornie się uśmiechnął słysząc jej lekkie westchnienia wynikające z zaznawanej rozkoszy. Jego ręka zagościła na jej udzie. Ruchy palcami po jej wewnętrznej stronie uda pobudziły nieco samą Ane. Dziewczyna mocniej wpiła się w wargi chłopaka drapiąc jego szyję by następnie pozwolić szatynowi zakończyć co rozpoczął...
Chwilę po ósmą Ana zeszła do stolika zajmowanego już przez trenera, medyka i szczerze uśmiechającego się Gregora. Na jej twarzy mimowolnie zagościły pierwsze rumieńce. Cieszyła się na myśl o ich ponownym złączeniu... Marc wymownie spojrzał na zegarek, który wskazywał na spóźnienie blondynki.
- A ja myślałem Morgenstern, że jesteś z generacji młodego pokolenia co potrafi korzystać z budzika... – rzucił z lekkim przekąsem Marc.
Dziewczyna postanowiła ugryźć się w język by nie odpowiedzieć na docinkę faceta, który od wczorajszego wieczora... wyraźnie był uszczypliwy? Tak, to dobre określenie. Bez słowa zajęła miejsce obok szatyna analizując kartę ze śniadaniami w restauracji. Czując na swoim udzie rękę Gregora ponownie poczuła przyjemne wibracje na sercu. Jego towarzystwo... tuż obok, było przyjemnym dodatkiem do całego obozu.
- Miałabym ochotę na... – zaczęła głośniej myśleć dziewczyna.
- Nie analizuj karty Ana, bo ona ciebie nie obejmuje... – zasygnalizował nagle lekarz.
Akurat wpadło jej w oko parę ciekawych pozycji smakowych, jednak profesor zwrócił jej uwagę, iż na jej potrzeby została zaprogramowana także konkretna dieta.
- Mówiłem ci, że twoje wyniki dalej są słabe... Moi specjaliści uwzględniając twoje obecne badania opracowali twoje żywienie na czas tego obozu... Zaraz przyjdzie kelner z posiłkiem dla ciebie i zaczniemy dzień od sprawdzenia twoich parametrów...
- Znowu? – westchnęła na myśl o kolejnych medycznych etapach obozu.
- Nic strasznego, weźmiemy sprawdzimy tylko twój ogólny stan, plus podam ci zgodnie z zapowiedzią mocniejszą dawkę leku. – rzekł ze spokojem lekarz. – Gregor, ty natomiast z trenerem ruszycie na siłownię, dołączymy do was, gdy skończymy... – dodał.
- No chyba, że Gregor potrzebuje trzymać za rękę ukochaną... – rzekł Marc z nutą sarkazmu w głosie.
Ana pokręciła głową... Zaczęła się czuć tak jakby była tam za karę, jej cierpliwość była na granicy... Obóz, który miał być powrotem do przyjemnego trybu sportowca za sprawą Marca zaczynał być mordęgą, a ledwo się zaczął... Wzięła głęboki wdech by ukoić nieco skołatane nerwy.
- Nie wiem jak ty, ale przy tym stole są wyłącznie profesjonaliści... – odparła zdecydowanie.
- Och, nie wątpię... Choć nie... Może po tym co się działo w wakacje... – dziewczyna słysząc ponownie słowa nawiązujące do minionych tygodni zacisnęła mocniej dłonie.
Raptownie wstała od stołu wysyłając zacięte spojrzenie Marcowi, ale... nic nie powiedziała. Odwróciła się na pięcie i wycofała się w znanym sobie kierunku...
- Chyba gwiazda się zbuntowała... – Gregor słysząc kolejną uwagę trenera spojrzał z gromami w oczach w jego kierunku. – Coś chcesz powiedzieć Gregor?
- Nasze prywatne życie to nasze prywatne sprawy... Zawodowo zawsze byliśmy profesjonalistami. Chyba sportowe wyniki mówią za siebie. – skrzywił się ze złością.
- Marc, wrzuć już na luz... Przyjechaliśmy tu w innym celu, nie po to by ich umoralniać...
Tymczasem przy wejściu hotelowym Ana łapała mocniej powietrze. Czy już nie starczyło tych gromów? Czy nie mogli ruszyć do przodu? Czy ten Marc przez dziesięć dni zamierza ich dalej męczyć tematem, który miał już jej z głowy uciec? Chciała odpocząć podczas tego obozu, złapać nieco dystansu. Sportowo miał być to dla niej w końcu raj... Życiowo? Oficjalne zamknięcie minionego trudnego kwartału... Poczuła, że wszystko w niej wzbiera, ale nie... nie pęknie... Obiecała sobie, że stanie się twarda, że będzie silna... Jest wiele w stanie znieść by sięgnąć swoich marzeń... Nawet gdyby miało się to wiązać ze współpracą z tak trudnym człowiekiem jak Marc. Wzięła ponownie głęboki oddech i wróciła do restauracji. Delikatny uśmiech, który zagościł na jej twarzy został posłany w kierunku Gregora, jakby wysyłała mu ukryty przekaz – nie daj się sprowokować... Będzie dobrze... Zajęła miejsce dostrzegając, że czeka na nią przygotowane śniadanie.
- Dobrze, jest 8:45 czas brać się za to po co tu przyjechaliśmy. Schlierenzauer, myślę, że możemy udać się na siłownię... – szatyn po słowach Noelke spojrzał wymownie na Ane, która pod stołem lekko musnęła jego dłoń.
Miał ochotę razem z nią zmierzyć się z Marciem, ale... Ona działała tutaj na innych zasadach, on musiał robić swoje... Po dość szybkim zjedzeniu ruszyli do pokoju, który na czas pobytu miał zajmować profesor. Chwilę później medyk rozłączył ciśnieniomierz i zaczął przygotowywać lekarstwo do wstrzyknięcia.
***
Tymczasem w swoim nowym, starym pokoju ze snu budziła się Madlen. Z przestrachem rozejrzała się po mało sobie znanym pomieszczeniu przypominając po chwili, gdzie tak właściwie się znajduje. Tylko… jak ona w sumie się tutaj znalazła? Przecież dopiero co oglądali w salonie film… Popatrzyła na ubranie, cóż, miała na sobie to co wczoraj? Czyli co? Thomas zaniósł ją do łóżka? Była mu niezmiernie za to wdzięczna, ale i za pozostawienie jej w tym w czym teraz się obudziła. Ponownie rozejrzała się po pokoju, zastanawiając co w sumie czuje. Była lekko zdezorientowana, ale i… ciekawa dzisiejszego dnia. Mieli przyjechać Kofi i Mascht wraz ze swoimi partnerkami. Nie pamiętała ich, ale czuła, że ich zna… Po drugie multum zdjęć, którymi zasypała ją Ana dawało jej względny pogląd na to jak wspaniałą paczkę tworzyli. Lena nawet zauważyła na co niektórych fotografiach, że z Andresem mogło ją łączyć coś głębszego niż koleżeństwo. Zbyt często w jego towarzystwie była uśmiechnięta, po drugie Thomas wspominał, że ich relacja jest chyba nieco… bliższa? Madlen nagle westchnęła bezradnie. Thomas… ten chłopak sprawiał, że nie poznawała samej siebie… To dopiero pierwszy dzień ich wspólnego mieszkania… wspólna noc, a ona? Zdążyła zemdleć… rozebrać go wzrokiem i jak się okazało… poczuć się na tyle bezpiecznie, że pozwoliła mu zanieść się do pokoju… Boże, skąd te wszystkie uczucia? Z jednej strony wprawiał ją w ogromne zakłopotanie, jej policzki solidnie dawały jej o tym znać za każdym razem, kiedy się przez niego czerwieniły… Z drugiej jednak… Czy nadal był obcy? Czy nadal mogła traktować go jak osobę, której kompletnie nie zna? Ale czy to była faktycznie prawda? Z roztargnieniem wyskoczyła z łóżka, chcąc wygonić z głowy nieproszone myśli. Może za dużo to analizuje? Bez zastanowienia weszła do łazienki i… Pieprzona wanna! Stała na środku pomieszczenia, niczym ogromny znak ostrzegawczy. Madlen zacisnęła mocniej pięści i starając się ignorować mebel po prostu ruszyła w stronę prysznica ściągając po drodze swoje ubranie. Gdy weszła do kabiny, przyjemnie ciepły strumień wody spowił jej ciało. Oparła płasko dłonie na ścianę, spuściła głowę i pozwoliła, by woda lekko ją rozluźniła.
Westchnęła z zadowoleniem czując jak miłe uczucie ciepła ogarnia jej ciało. Po chwili poczuła się jeszcze lepiej, kiedy Thomas wszedł do środka i objął swoimi rękoma jej talię.
Zaczęła piszczeć nerwowo machając rękoma próbując się zasłonić… ale zasłonić przed kim? Nikogo tutaj nie było. Czyżby to kolejne wspomnienie? Chwilę nasłuchiwała czy Thomas nie biegnie tutaj zaalarmowany jej krzykiem. Nic takiego jednak się nie stało. Wzięła głęboki oddech i drżącą ręką sięgnęła po szampon do włosów. Jej serce nadal odbywało szaleńczy galop, natomiast ciało wciąż było pokryte gęsią skórką. Bała się zamknąć oczy, bała się ujrzeć to co próbował jej zakomunikować mózg. Że oni naprawdę się kochali… i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ponownie westchnęła szorując najpierw włosy, a potem resztę ciała jakby chciała zmyć z siebie wspomnienie dotyku rąk chłopaka. Tylko co zrobić, skoro te obrazy wywoływały dziwne fale i dreszcze w jej ciele. Czy to było podniecenie? Żar pragnienia, za którym tęskniła jej skóra? Energicznie machając głową, zmieniła temperaturę wody na lekko niższą by w jakiś sposób wpłynąć na swoje myśli, które… niekoniecznie zmierzały w stronę… stronę, w którą Lena nie do końca była pewna, że chce kroczyć. Wyskoczyła z prysznica okręcając się ręcznikiem, po czym pomknęła do garderoby szybko się ubrać by jeszcze szybciej zejść na dół i czymś innym zająć umysł. Na przykład śniadaniem. Jak postanowiła, tak też się stało. Przyklejając na usta pogodny uśmiech zeszła na dół, gdzie… nie było nikogo. Wzruszyła ramionami i po prostu weszła do kuchni od razu kierując się w stronę lodówki. Widząc w środku jajka, szpinak i pomidory stwierdziła, że omlet będzie idealnym wyborem. Wyjęła potrzebne składniki, włączyła radio oraz nastawiła ekspres, po czym zaczęła szykować dla siebie śniadanie starając się zapomnieć o tym co przed chwilą przeżyła. W tym czasie Thomas wracał ze swojego porannego biegania. Tak jak zapowiadał wczoraj Lenie, postanowił dać jej rano trochę wytchnienia i zostawić ją samą. Chociaż… sam musiał też odreagować samotną noc, którą odbył… mimo że dziewczyna spała przecież za ścianą. Najpierw wałkował się ze dwie godziny nie mogąc zasnąć, następnie obudził się kilka razy z niespokojnego snu. Cały czas czuł pustkę, którą tylko blondynka mogła wypełnić i chłód, którego tylko za jej sprawą mógł się pozbyć. Miał nadzieję, że ona spała dobrze… I przekonał się o tym jak tylko przekroczył próg swojego mieszkania. Wspaniały zapach oraz wesoła muzyka na chwilę omamiła jego zmysły. Wszedł cicho do środka obserwując jak Madlen szykuje jedzenie wesoło przy tym podrygując. Na jego twarzy od razu pojawił się wesoły uśmiech. I pomyśleć, że prawie miesiąc musiał czekać na to by ujrzeć podobny obrazek. Szkoda tylko, że nie mógł wejść dalej i po prostu bezceremonialnie wziąć ją w swoje ramiona, tak jak robił to do tej pory… Wiedział jednak, że na to jest stanowczo za wcześnie, a nie chciał, by dziewczyna uciekła od niego z krzykiem. Dlatego podszedł do schodów i opierając się o barierkę cicho odchrząknął. Lena od razu uniosła na niego swój wzrok. Najpierw lekko przestraszony, potem nagle… coś błysnęło w jej oczach, a na ustach pojawił się uśmiech.
- Dzień dobry. – powiedziała słodko się uśmiechając. – Zjesz ze mną?
- Wezmę tylko prysznic. – odrzekł puszczając jej oko i od razu obrócił się na pięcie kierując w stronę łazienki na dole.
Szkoda, że tak szybko się odwrócił, ponieważ mógł ujrzeć kolejny raz różowiące się policzki dziewczyny, która klepiąc się po twarzy próbowała wpłynąć na swoje emocje. To jednak nic nie dało, więc blondynka wzięła się do dalszej pracy. Nakryła do stołu, przygotowała dla siebie oraz chłopaka kawę, po czym zaczęła szykować dla niego omleta licząc na to, że trafi ze składnikami. Nagle usłyszała cicho swoje imię. Obróciła się w kierunku głosu i skonsternowana spojrzała na Morgiego, który tylko głowę wychylał przez drzwi od łazienki.
- Lena… - zaczął ze skruchą w głosie. – Z tego wszystkiego zapomniałem wziąć ze sobą jakiekolwiek ubrania. Chcę cię teraz ostrzec, że wyjdę okręcony ręcznikiem w biodrach, ok? – zapytał, na co dziewczyna parę razy zamrugała przyswajając jego słowa i kiwnęła głową.
Po chwili jak zapowiedział, Thomas wyszedł przepasany ciemnoszarym materiałem i ruszył po schodach do góry. Madlen zamiast się obrócić, wpatrywała się w niego ciemniejącymi powoli oczami. Dlaczego widziała każdą kroplę spływającą po jego ciele? Dlaczego miała ochotę podejść i zlizać z niego tę wodę? Pokręciła głową zażenowana tokiem swojego myślenia, po czym kontynuowała poprzednią czynność. Po niedługiej chwili oboje zasiedli do pięknie nakrytego stołu i… nastała niezręczna cisza. Madlen czuła się nieco onieśmielona, ale bardziej swoimi kosmatymi myślami i wspomnieniami, które nawiedzały ją w najmniej oczekiwanych momentach, niż samą osobą Thomasa. Morgi natomiast cały czas walczył ze sobą, by swą wylewnością lub wybuchem uczuć nie przestraszyć dziewczyny. To naprawdę było trudne trzymać emocje na wodzy, a on chciał tylko zapewniać ją o swojej miłości… był prawie gotów paść przed nią na kolana i błagać by sobie go przypomniała… by przypomniała sobie co ich łączyło.
- Dobrze spałaś? – wypalił jednak chcąc rozluźnić atmosferę.
- Całkiem nieźle. – odrzekła dziewczyna. – Rozumiem, że zaniosłeś mnie do pokoju. Dziękuję za to, ale nie musiałeś tego robić. Następnym razem po prostu mnie obudź.
- Myślisz, że nie próbowałem? – zapytał ze śmiechem.
- Yhym… no cóż, to był wymagający dzień. – Lena poczuła, że znów się rumieni, zwalczyła jednak ogarniające ją ciepło. – Nieważne. Może ustalimy plan na resztę dnia? O której mają pojawić się nasi goście?
- O piętnastej. – odrzekł krojąc kolejny kawałek omleta, który swoją drogą był przepyszny. – Może pojedziemy razem na zakupy i potem ogarniemy obiad i deser?
- A nie miałeś jechać do Lilly? – zapytała, na co Thomas faktycznie musiał przyznać jej rację, bo taki plan jej wczoraj przedstawił. – Może podrzucisz mnie po drodze do jakiegoś supermarketu, zrobię zakupy na ciasto, a obiad zamówimy z meksykańskiej knajpy? Na pewno mają jakieś fajne zestawy.
- Świetny pomysł. – odrzekł ze szczerym uśmiechem. – Jak będę wracał to odbiorę zamówienie. Myślisz, że dasz radę przytachać składniki na ciasto?
- Tak naprawdę to muszę kupić tylko mascarpone i śmietanę, bo reszta składników jest. Widzę, że moje zamiłowanie do gotowania i pieczenia ciast nie ominęło tego mieszkania.
- Nie powiem byś miała na to zbyt dużo czasu, ale w sumie ostatnio były twoje urodziny, więc tak… Trochę piekłaś, wszak odwiedzili nas twoi najbliżsi.
- Naprawdę? – zapytała z ożywieniem i niemałym zainteresowaniem. – To te moje urodziny… chyba były wyjątkowo celebrowane w tym roku, bo przecież byliśmy jeszcze nad Jeziorem Faaker See.
- I nad Jeziorem Bled… – dodał Thomas na co Lena zrobiła wielkie oczy.
- Na Słowenii?
- I w Wenecji i… - tutaj ponownie nie dokończył, bowiem szok dziewczyny rósł z każdym jego słowem. – I na koncercie Coldplay w Weronie.
- Co?! – pisnęła Madlen. – Byłam na koncercie Coldplay i tego nie pamiętam? – zapytała prawie z rozpaczą. – Nie… - uniosła zrezygnowana dłoń. – Nie mów nic więcej… Moje serce jest złamane na wieść, że widziałam Chrisa na żywo i… kompletnie go nie pamiętam. – odrzekła dziewczyna będąc niezmiernie poruszoną, na co Thomas tylko się zaśmiał.
- Moje serce również krwawi. – odrzekł z udawanym przejęciem. – Moja dziewczyna przejmuje się bardziej tym, że nie pamięta Chrisa Martina niż własnego chłopaka… No ładnie.
- O Boże, Thomas! – pisnęła zaczynając się śmiać. – To nie miało tak zabrzmieć. – chichotała.
- Jestem obrażony i nie wyobrażam sobie, że nie zostanę przeproszony. – powiedział całkiem poważnie unosząc głowę i zakładając ręce, na co Lenie spełzł uśmiech z buzi.
Morgi jednak po chwili wybuchł śmiechem widząc jej zakłopotane spojrzenie.
- Żartowałem. – odrzekł ponownie puszczając jej oko, po czym wstał i zaczął sprzątać ze stołu.
Lena pokręciła jedynie głową na jego zachowanie, następnie pomogła mu ogarnąć kuchnię po śniadaniu by już bez zbędnej zwłoki skierować swe kroki do garażu. Po niedługiej chwili, oboje ruszyli w stronę marketu tak jak ustalili to wcześniej.
***
- Jak nastawienie przed treningiem? Pewnie nie możesz się już doczekać. – Rotschild spytał Ane, która wyraźnie błądziła myślami.
- Byłoby lepsze, gdyby Marc...
- Ma trudny charakter... To prawda. – uśmiechnął się lekko medyk.
- Przejdzie mu, czy te dziesięć dni będzie mordęgą? – spytała bez zbędnego owijania w bawełnę, na co lekarz się zaśmiał widząc jej bezpośrednie podejście.
- Myślę, że odpuści... Na razie pokazuje, że on tu ustala zasady... Mogę? – pokazał strzykawkę z zawartością.
Ana podała mu szybko rękę. Zdążyła przywyknąć do igieł... Choć nie lubiła tego, wiedziała, że nie ma innej drogi by poprawić szybciej wyniki.
- Wieczorem po kolacji zrobimy kolejną dawkę, więc pamiętaj o odwiedzinach w tym pokoju. Gdybyś zauważyła coś negatywnego...
- Tak wiem, mam meldować... Mam nadzieję, że nie będzie to konieczne. – uśmiechnęła się, po czym razem z profesorem ruszyła w kierunku, gdzie mieli odbywać poranną sesję treningową.
Śmiałym krokiem weszła na siłownię, gdzie Gregor solidnie wyciskał już sztangę. W głowie Ane mimowolnie pojawiły się obrazy związane z ich... Pierwszym razem. Te same spojrzenie, ten sam błysk... Szeroko się uśmiechnęła na samo przyjemne wspomnienie.
- Super, widzę, że już jesteście, jak tam pacjentka profesorze? – spytał Marc, co dość szybko przywołało blondynkę do porządku.
- Ciśnienie jest niskie, za to puls nieco szaleje... Tak jak mówiłem, zwiększyłem ilość zastrzyku, możecie działać w umiarkowanym stopniu.
- Dobrze, zaczniemy od rozgrzewki. Ana zrób ćwiczenia na rozciągnięcie mięśni, wykorzystaj drabinki, następnie pobiegaj w miejscu... – ciche chrząkniecie medyka nieco podirytowało Marca. – Tak, tak profesorze, już mówię choć mam nadzieję, że profesjonaliści nie są dziećmi specjalnej troski... Ana, profesor zwraca uwagę na tempo... Nie spinaj się zbytnio, nie nadwyrężaj prędkości chociażby w biegu. Czy to jest jasne? – po przytaknięciu dziewczyna zabrała się za spokojną rozgrzewkę delikatnie obserwując Gregora, który dostał kolejny ciężar do podnoszenia.
Był w formie co wyraźnie cieszyło Ane. W duchu miała nadzieję, że sama w końcu dojdzie do swojej optymalnej dyspozycji... Zajęła miejsce na drążku i zaczęła realizować ulubione podciąganie. Raz, dwa, trzy... Poczuła jak w głowie zaczyna jej nieco szumieć. Zeskoczyła z drążka próbując nie zwracać niepotrzebnie uwagi Marca. Napiła się parę łyków wody i ponownie zajęła miejsce przy drabince. Uniosła nogę do góry by ją nieco bardziej rozciągnąć i popracowała nieco nad górną partią mięśni mając nadzieję, że tylko to jest powodem, dla którego jej ciało odmówiło posłuszeństwa na drążku. Chwilę później Gregor zajął miejsce na rowerku stacjonarnym z zaleceniem konkretnego tempa jazdy, a dziewczyna została zmierzona przeszywającym spojrzeniem trenera.
- Gotowa na drążek? – jego pytanie wprawiło Ane w dziwne zakłopotanie…
Mimowolnie pokiwała głową i postanowiła spróbować ponownie. Wzięła głęboki wdech zdecydowanie chwytając sprzęt do ćwiczeń. Uniosła zdecydowanie kolana w kierunku klatki, przez chwilę trzymając pozycję. Usłyszała nagle jak odlicza każde jej podciągnięcie, przy piątym razie poczuła, jak gorąc zalewa jej ciało. Ręka znacznie spuściła z uchwytu, aż w końcu odmówiła posłuszeństwa. Trachnęła na materac lekko w duchu klnąc. Czy jej niedyspozycja musi aż tak dawać popalić? Profesor w chwilę znalazł się obok dziewczyny, nie inaczej było z osobą Gregora co spotkało się z krzywym spojrzeniem trenera.
- Wracaj na bieżnię, a ty usiądź na moment i dojdź do siebie Morgenstern. Jak z jajkiem... – uniósł ręce ku górze sprawdzając jednocześnie parametry Gregora na bieżni.
Tymczasem profesor dość sprawnie przeanalizował możliwości Ane. Dziewczyna musiała nieco inaczej podejść do treningu bowiem... dawno go nie odbywała. Jej organizm był osłabiony, dlatego niektóre partie ciała wymagały spokojnego powrotu zupełnie jak po kontuzji. Jej problem tkwił obecnie w jej głowie bowiem za bardzo chciała osiągnąć coś co na ten czas było poza jej możliwościami. Marc zarządził więc zmianę w treningu siłowym odpuszczając jej niektóre elementy. Po półtorej godziny pewnego wycisku Marc zadysponował nieco przerwy.
- Lepiej się czujesz? – spytał nagle blondynkę.
Zaskoczona twierdząco przytaknęła zastanawiając się czy pytanie wynika z troski czy też z próby dosadzenia jakiejś uszczypliwości.
- Profesorze, zajmiemy się teraz skokami przez płotki na sali gimnastycznej. Możemy spróbować już z Ane? Następnie zrobiliby parę prób wyskoku na platformie dynamometrycznej. – dziewczyna skierowała proszące spojrzenie w kierunku profesora.
- Będę cię obserwował, treningi przeskokowe mogą być trudniejsze dla twoich mięśni, ale próbuj. – uśmiechnął się Rotschild.
Ana mimo wszystko postanowiła zagryźć zęby, choć czuła już częstsze skurcze, postanowiła nie dawać za wygraną. Widok Gregora dawał jej dodatkową siłę napędową by mogli realizować swoje powzięte cele. Na salce, którą mieli do dyspozycji Marc rozstawił płotki w odpowiednich odległościach i wysokościach, przygotował też tyczki do przeskoków z miejsca. Gregor uśmiechnął się na widok podestu i platformy. Będą przechodzić na trening techniczny, czyli taki, który będzie bardziej odpowiadał ich potrzebom.
- Dobrze, dziś zrealizujemy przeskoki, przy ostatnich płotkach standardowo próbujemy zginąć nogi do telemarku. W technice podobno jesteście dość nieźli, więc zobaczymy na co was stać. Platformę zostawiamy dziś na deser, sprzęty mamy więc zaczynamy.
Po kilku próbach przeskoków na płasko, ale i z płotkami Marc uznał, że jest stosunkowo zadowolony.
- A zrobimy skok z wózka podwyższając rozmiar płotka? – spytał Gregor.
- Myślę, że dla Ane wystarczy już na pierwszy dzień, jeśli masz ochotę Gregor wózek jest dostępny. – pokazał sprzęt Marc.
- Ja też chcę dalej ćwiczyć... – rzuciła nagle Ana.
Profesor spojrzał na nią niezbyt pewnie, po czym dotknął jednej z jej łydek. Poczuła nieprzyjemny ból od skurczy. Grymas na jej twarzy wyraźnie zdradzał, że ma spore braki w jednostkach treningowych, ale organizm musiał wdrażać trening stopniowo. Już i tak na jeden dzień dość mocno go wysiliła.
- Nie dziś Ana, zaraz zrobisz prysznic i udasz się na piętro. Tam przygotowani są specjaliści do fizjoterapii. Najpierw jednak sprawdzimy co zrobił trening z ciśnieniem. – rzucił profesor machając ciśnieniomierzem.
- Pozycja i hop... – usłyszała głos Marca na widok realizowanych przez Gregora zadań.
Wysiliła się na lekki uśmiech widząc dobrą dyspozycję partnera. Doktor wykonał małe zapiski w notesie, a ona słysząc wskazówki Marca zaczęła się oddalać z miejsca, gdzie skończyła właśnie przedpołudniową serię treningową. Dość szybko trafiła do swojego pokoju. Zrzuciła ciuchy i udała się do łazienki. Spojrzała w lustro, gdzie wcale nie widziała silnego jak zawsze sportowca. Uderzyła mocniej ręką w blat z frustracji. Jak długo ma trwać powrót do jej normalnego życia na pełnych obrotach? Tęskniła za pełnowymiarowym treningiem... A tymczasem na palcach rąk mogła liczyć, ile rzeczy w dniu dzisiejszym ogarnęła... Oczywiście nie chciała porównywać się z Gregorem, bo był mężczyzną, mógł działać też na innych obrotach, ale ilość zrealizowanego treningu... Była większa... Tymczasem jej mięśnie były wyjątkowo słabe do zwiększonych działań. Jak ma walczyć o najlepsze wyniki, gdy jej zdrowie to znacznie uniemożliwia? Może w ogóle powinna odpuścić... Uderzyła się mocniej dłońmi w policzek. Czemu chce dać za wygraną po pierwszym dniu? Weszła pod prysznic włączając przyjemnie ciepłą wodę, może to ją nieco otrzeźwi. Chwila zadumy została przerwana w momencie, gdy poczuła na swych barkach czyjeś dłonie. Tak... wszędzie rozpozna te dłonie.
- Umyć ci plecy? – Gregor uśmiechnął się nieznacznie.
Dziewczyna skinęła głową i po chwili poczuła jego przyjemne ruchy dłoni na swoim ciele. Nagle jego ręce odwróciły jej ciało w jego kierunku. Spojrzał jej w oczy, którym brakowało dziś widocznej iskry.
- Ana, źle się czujesz? Może powinienem udać się po profesora... – rzucił z przejęciem w głosie.
Dziewczyna pokiwała przecząco głową chwytając jego dłoń, po czym wyszła otulając się lekko ręcznikiem. Usiadła na łóżku, gdzie po chwili do niej dołączył. Jego dłoń ponownie uniosła lekko jej podbródek by ich tęczówki ponownie się spotkały.
- Co się dzieje kochanie? – dziewczyna słysząc jego pytanie spuściła wzrok i zacisnęła rękę na pościeli łóżka.
- Nic takiego... To tylko moja bezradność daje we znaki... – wydusiła na bezdechu.
- Bezradność? – spytał.
- Gregor, przecież jeszcze chwilę temu ja taki trening zrealizowałabym z palcem w nosie... Rotschild dba o bezpieczeństwo, przez co jestem ograniczona w wielu kwestiach...
- Ana, tu chodzi o twoje zdrowie... – powiedział spokojnie szatyn.
- Ja wiem Gregor o co chodzi. Wiem też o co walczymy, tylko ta niemoc... Ona mnie doprowadza do frustracji. Mięśnie totalnie mnie nie słuchają, próbuję się zdyscyplinować, ale nie idzie!
- Rozumiem... Potrzebujesz więcej czasu, to tak jak z wracaniem po kontuzji... Nie jest łatwo na nowo zaczynać... Ale z czasem idzie progres. Zobaczysz do końca treningów, pewnie będzie lepiej...
- Chciałabym Gregor, chciałabym w to wierzyć. Najgorsze jednak zaczyna być zwątpienie, że to nie ma sensu...
- Nie spinaj się skarbie, nie myśl negatywnie tylko krok po kroku do przodu... – pewnie powiedział muskając jej ramię.
- Powinnam ćwiczyć dwa razy intensywniej... Pójdziesz ze mną wieczorem na trening?
- Wieczór w planie to tylko kolacja i nieco czasu dla nas... – przeciągnął słowa nas by pokazać Ane miejsce na łóżku z zadziornym uśmiechem.
- Świetnie, wobec tego dziś w planie basen... Muszę rozruszać nieco mięśnie i wzmocnić kręgosłup... – rzekła z uśmiechem Ana.
- Skarbie... Najpierw skonsultuj to z Rotschildem... Nie powinnaś na raz narzucać zbyt dużych obciążeń, bo zamiast czegoś pozytywnego osiągniemy odwrotny skutek... – oczy Ane ponownie przybrały smutniejszy wyraz.
Słowa Gregora, zawierały nie tylko troskę, ale też prawdę... Może za bardzo chciała? Ruszyła w kierunku szafki by włożyć coś odpowiedniego do fizjoterapii i ujęła pewnie dłoń szatyna.
- A ty wierzysz w to, że wrócę? – spytała nieoczekiwanie dziewczyna.
- Oczywiście że tak, gdy tylko minie ten ciężki czas będziesz silniejsza niż kiedykolwiek. Poza tym... Czy ja nie zakochałem się w charakternej blondynce ze Spittal? Skarbie, przecież ty nigdy nie odpuszczasz. – uśmiechnął się szczerze by ją nieco podpuścić.
Czuł, że brakuje jej wiary we własne siły, a dzisiejszy trening... Cóż, obnażył jej obecny stan. Tylko czy bez regularnego treningu przez blisko trzy miesiące można oczekiwać cudów? Absolutnie nie... I organizm Ane doskonale o tym wiedział. Musiała dać mu czas, by wrócić na pełne obroty. Razem weszli do gabinetu, gdzie fizjoterapeuci, mieli wykonać z nimi parę ćwiczeń i zabiegów przywołujących organizmy do normy.
- Ana, chciałbym tobie dodatkowo zaproponować krioterapie. Pomoże to rozszerzyć nieco twoje naczynia krwionośne, ograniczy ból mięśni, który ci towarzyszy. – zaproponował masażysta czując wyraźnie napięte mięśnie dziewczyny
- Braki treningowe wychodzą. – westchnęła spoglądając na Gregora, na co on po masażu dostał turę dodatkowych lekkich ćwiczeń, które pomogły bardziej wzmocnić mięśnie.
- To co, spróbujemy? Słyszałem, że będziecie tu dziesięć dni zatem spokojnie z pięć, może więcej zabiegów byśmy spróbowali... Omówię to z profesorem. Okej myślę, że na dziś skończymy. Postaraj się mniej forsować, bo nogi dość konkretnie dostały...
- Przecież jestem sportowcem, ja skaczę... – wydała odgłos niezadowolenia blondynka.
Jeśli wszyscy będą jej ciągle wypominać co czuje organizm... To pęknie... I mimo szczerych chęci, całej pracy, nie będzie mieć po co wracać...
- Gotowa na obiad? – spytał szatyn.
- Jeśli będzie znowu szpinak... – spojrzała z grymasem na partnera, słysząc jego śmiech.
- W omlecie porannym był? – spytał.
Widząc twierdzące skinienie głośniej się zaśmiał. Doskonale pamiętał, że przemycanie nielubianego składnika było nawet dla niego wyzwaniem. Tu... Nie miała nic do gadania. Marc przy stole postanowił omówić dzisiejsze zajęcia. O dziwo, był nawet zadowolony. Kiedy każdy otrzymał swoje dania, Ana wciąż na nie czekała. Spojrzała niepewnie na profesora. Na szczęście na obiad była ryba z kuskusem co było w miarę przyjemnie przyswajalne. W pewnym momencie kelner doniósł wysoki kubek z... zielonym koktajlem? Ana spojrzała na swojego partnera nieśmiało biorąc go do ręki.
- Czy będziemy dziś realizować treningi? – spytała.
- Plan na dziś zakładał trzy godziny... – zaczął medyk wyczuwając bojowe nastawienie Ane.
- Podoba mi się twoje pytanie. – uśmiechnął się z kolei Marc. – Skurcze już odpuściły? – spytał.
- Nie przyjechałam się tu nad sobą użalać...
- Co sądzisz profesorze? – spojrzał na medyka, który pokręcił przecząco głową.
- Nawet biegów? Pływania? Niczego mi nie wolno? – powiedziała już bardziej poirytowana dziewczyna.
- Dobrze... Widzę, że ciągnie cię do większego wysiłku... Niech tak będzie, ale na moich zasadach. – rzekł Rotschild.
Zaproponował Ane montaż naramiennego ciśnieniomierza, który miał analizować pracę jej serca podczas biegu na tartanie za bazą hotelową. Jeśli dziewczyna da radę przebiec określony dystans bez większych dolegliwości mieli ruszyć na basen rozruszać nieco mięśnie kręgosłupa. Na bezdechu prawie wypiła przygotowany koktajl... A jakże by inaczej, ze szpinaku i pietruszki, po czym ustalili nadprogramowy trening o godzinie 17. Gregor spojrzał z uśmiechem na dziewczynę, w którą wstąpiła inna pozytywniejsza energia. Jeszcze chwilę temu myślała o rezygnacji... Ale z drugiej strony naprawdę się o nią martwił... Czy nie za dużo bierze na raz na swój słaby jeszcze organizm? Wiedział, że nic jej jednak teraz nie powstrzyma. Lekko westchnął, ale... Obiecał, że da jej wyłącznie bezgraniczne wsparcie. Jeśli chce spróbować – musi jej pomóc w realizowaniu pomysłu. Tylko tak mogli zmotywować organizm dziewczyny do większego wysiłku. Miał tylko nadzieję, że nie przeholują. Postanowili rozstać się na tą chwilkę bowiem dziewczyna chciała przedzwonić do Madlen by zobaczyć jak sobie radzi w nowej dla siebie sytuacji. Choć Ana była do pomysłu Mosera przychylnie nastawiona, Lena miała obawy i wątpliwości... A dziś jakby nie patrzeć spędziła pierwszą noc... w mieszkaniu, które przed wypadkiem było jej domem... Miejscem ważnych wspomnień i zdarzeń... Dlatego szatyn postanowił dać ukochanej nieco spokoju i zająć się sobą w zajmowanym przez siebie pokoju.
- Hejo Laska! I jak tam pierwsza nocka w morgenowym mieszkaniu? – energicznie zaczęła Ana by nadać wesoły rytm rozmowie.
- Hej Ana! – zaświergotała Lena wracając z zakupów. – Jak miło, że dzwonisz. Nocka… no cóż, zasnęłam przed telewizorem, a Thomas zaniósł mnie do sypialni, więc… chyba spałam jak dziecko.
- Naprawdę?! – dopytywała Ana. – Widzę, że niepotrzebnie się martwiłam. Po twoim wczorajszym omdleniu, naprawdę bałam się czy dasz radę z moim bratem.
- Nie jest tak źle. Obgadaliśmy to i… w sumie miło spędziliśmy popołudnie i wieczór, a dziś mają do nas przyjechać Andreas i Martin wraz ze swoimi partnerkami.
- Ooo… pozdrów ich od nas!
- Oczywiście. – zapewniła Madlen. – A jak tam treningi? Dajesz radę? – zapytała, na co usłyszała westchnienie w słuchawce.
- Jest ciężko… nie myślałam, że będzie aż tak… - odrzekła Ana nie potrafiąc ukryć swojego niezadowolenia i smutku. – Moje mięśnie… są totalnie zastane. To co kiedyś przychodziło mi z łatwością, dziś… sprawia mi ogromną trudność. I do tego Marc… te jego złośliwe komentarze i dziwne insynuacje… doprowadzają mnie do szewskiej pasji, ale… nie mogę powiedzieć, że jest złym specjalistą.
- Och Ana! Przykro mi, ale wierzę, że wszystko wróci do normy. – Lena starała się pocieszyć przyjaciółkę. – Pamiętaj, że nie jesteś teraz w takiej dyspozycji jak wcześniej, długo nie trenowałaś… z tego co mówiłaś. – zaśmiała się na koniec, przecież nie pamiętała ostatnich miesięcy swojego życia.
To co się działo z Ane wiedziała tylko z opowiadań.
- Gadasz jak Gregor… - westchnęła ponownie starsza.
- Bo może oboje mamy rację? Musisz dać sobie więcej czasu, przecież to dopiero pierwszy dzień. Głowa do góry, bo wiem, że dasz radę. Tylko przestań być wobec siebie aż tak wymagająca.
- Gada ta co po trzech tygodniach od operacji mózgu chciała wracać na lód. – odgryzła się Ana.
- Nie przypominaj mi… - westchnęła tym razem Lena. – Już wiem, że otwarcie ISU Grand Prix w Paryżu odbędzie się beze mnie, ale… może tydzień później uda mi się pojechać do Moskwy.
- Będę za to trzymać kciuki.
- Ana… - zaczęła w pewnym momencie niepewnie Madlen. – Może powiesz mi coś o Andreasie? Thomas… nie jest za bardzo skory do rozmów, wspomniał tylko, że Kofi jest mi… bliższy niż inni. Co to w ogóle znaczy? Dlaczego ja jestem otoczona przez samych mężczyzn? Nigdy tak nie było… - dokończyła, na co starsza blondynka wybuchła śmiechem.
- No cóż… Zakręciłaś w głowie niejednemu skoczkowi. – dalej chichrała się Ana. – Ale… nigdy nic nikomu nie obiecywałaś. Andreas wiedział od początku, że twoje serce jest już zajęte. Mario podobnie, więc nie powinnaś w żaden sposób się o coś obwiniać.
- Czy ja… czy moja osoba wpłynęła negatywnie na przyjaźń chłopaków? – dopytywała dalej Lena.
- Raczej nie. – odrzekła Ana z namysłem. – Dali sobie chyba po razie, ale…
- Co?! – pisnęła Madlen, na co starsza znowu zaczęła się śmiać.
- Oj Lena… po prostu, Kofi jest dla ciebie naprawdę serdecznym przyjacielem. Twoje dobro potrafił postawić wyżej niż swoje hmmm… pragnienia, ale także nie raz próbował przemówić Thomasowi do rozsądku. Wiesz… wasza relacja z Morgenem od początku była… zagmatwana za sprawą Kristie, a Andi nie potrafił patrzeć, jak wodzisz tęsknym wzrokiem za Thomasem, który… no cóż, do świętoszków nie należał.
- Thomas świętoszek… - westchnęła Lena. – Aż czasami się dziwię, że jeszcze się na mnie nie rzucił… Czasami tak na mnie patrzy… jakbym była najsłodszym cukierkiem świata… a czasami jego wzrok… jest tak zbolały, że sama mam ochotę podejść i go przytulić.
- Może właśnie to powinnaś zrobić.
- Nie. – odrzekła stanowczo przypominając sobie swe galopujące myśli w nieodpowiednim dla niej kierunku. – To by się nie skończyło dobrze…
- Tego nie wiesz. – odrzekła Ana.
- Ana… uwierz mi, wiem.
- Oooo… czy jest coś o czym nie wiem? – zainteresowała się starsza.
- Wspomnienia… różne obrazki pojawiają się przed moimi oczami w najmniej spodziewanych dla mnie momentach.
- Naprawdę?! To chyba super. – ucieszyła się Ana. – Chcesz o tym pogadać?
- Niekoniecznie. – odrzekła Lena marszcząc brwi. – Podsumowując… Kofi kiedyś coś do mnie czuł, teraz jest w szczęśliwym związku z Mirjam, a my wszyscy tworzymy zgraną grypę przyjaciół.
- No… może powinnaś jeszcze wiedzieć, że się całowaliście. – zaśmiała się Ana.
- Słucham?! – znowu pisnęła Lena.
- Stare dzieje… to było w zeszłym roku w październiku.
- Ana… jak słucham waszych opowiadań… ja sama siebie nie poznaję. – westchnęła Madlen. – Jedyne seksualne doświadczenia jakie pamiętam to gra w butelkę na całowanie za dzieciaka… A teraz się okazuje, że cmokam się z kim popadnie i… nie jestem już dziewicą! – dokończyła z przejęciem, na co Ana ponownie się zaśmiała.
- Jeśli to cię jakoś pocieszy… ja również dziewicą już nie jestem.
- Ana, ale ty chociaż wszystko pamiętasz!
- Czy ja wiem czy wszystko… - zaśmiała się Ana. – Wiesz, trochę alko i te sprawy. – dodała nadal się śmiejąc, co wprawiło w pozytywny nastrój również Madlen.
Dziewczyny pogadały ze sobą jeszcze jakiś czas, po czym postanowiły zakończyć rozmowę, ponieważ Ana musiała przygotować się do biegów, a Lena miała mało czasu na przygotowania związane z przyjazdem gości. Czule się pożegnały wzajemnie życząc sobie udanego popołudnia, obiecując, że jutro również znajdą chwilkę na rozmowę.
***
Niedługo potem w Villach pierwsi goście w postaci Mirjam i Andreasa zawitali do mieszkania Thomasa. Madlen przeszła samą siebie za sprawą pięknie przyszykowanego mieszkania na dzisiejsze popołudnie. W kuchni na wyspie, w jadalni na stole oraz w salonie stały flakony z pięknymi hortensjami. Dziewczyna spacerując na powrocie do mieszkania, po rozmowie z Ane, nie mogła się wręcz oprzeć pięknym bukietom na targowisku w centrum. Tym bardziej kwiatom nie było widać końca, ponieważ Kofi również przywiózł dla Leny piękną wiązankę frezji. Dziewczyna przyjęła je z wdzięcznością wskazując ręką kierunek do stołu, gdzie czekały już na nich meksykańskie przysmaki w postaci nachosów, tacos, tortilli, quesadilli, fajitas, chimichanga, chile con carne, papateci oraz sałatki meksykańskiej, a wszystko to zwieńczone było przeróżnymi rodzajami sosów. Kiedy Martin z Basią również dotarli, wszyscy zasiedli do stołu. Thomas jak na gospodarza przystało rozlał dla pań białe wino, nawet dla Leny, która stwierdziła, że wystarczy już tej abstynencji, natomiast siebie i panów uraczył piwem bezalkoholowym.
- Ale nam napędziłaś stracha… - zaczął w pewnym momencie Andreas, na słowa którego Madlen poczuła, że policzki jej różowieją.
- Uwierz, że nie to było moim zamiarem. – odrzekła.
- O w to nie wątpię! Bo kto by chciał zapomnieć o tak wspaniałych osobistościach jak my. – zaśmiał się Kofi. – Naprawdę Lena nie wiesz kim jesteśmy?
- Znaczy… wiem kim jesteście, bo powiedział mi o tym Thomas z Ane, ale… nie pamiętam waszych twarzy. Przepraszam.
- Niezłą musiałeś mieć minę Morgi, kiedy Madlen ciebie nie rozpoznała. – oznajmił Mascht.
- Nie przypominaj mi tego… - westchnął blondyn, który nawet nie musiał udawać, że drży na samo wspomnienie tej sytuacji.
- Żeby było śmieszniej, pomyślałam, że to chłopak Meredit. – oznajmiła Lena, po czym zamoczyła usta w winie, a zaproszeni goście parsknęli śmiechem, ona tymczasem znad kieliszka mierzyła wzrokiem Thomasa, który patrzył prosto na nią, a jego spojrzenie niebezpiecznie ściemniało.
- Madlen… i nawet żadnego skojarzenia nie masz z naszymi gośćmi? – zapytał patrząc na nią z prowokacyjnym uśmiechem.
- Może i mam, ale… - tutaj zachichotała. – Nie chcę by wyszło jak z Gregorem.
- To znaczy? – zaczęła dopytywać Basia.
- To znaczy, że Lena z szanownym naszym Schlierenzauerem skojarzyła rudą pannę. – wyjaśnił Thomas z zawadiackim uśmiechem, na co reszta wybuchła śmiechem.
- Dlatego nie będę wspominać żadnych skojarzeń, jeszcze mi życie miłe. – oznajmiła Madlen spoglądając tajemniczo na Mirjam i Thomasa, co nie uszło ich uwadze.
- Dobra, dobra… - zaczęła dziewczyna Kofiego widząc dwuznaczność w słowach Leny. – Wszyscy wiemy, że coś was łączyło. Wystarczy, że powiesz, że Andreas… pobudził trybiki w twojej głowie i to nam wystarczy. – dopowiedziała, na słowa której Morgi zrobił zaciekawioną minę, Kofi natomiast szeroko się uśmiechnął.
- No cóż… Pamiętam cię grającego na gitarze… - zaczęła Madlen, na co Thomas wszedł jej w słowa.
- O, to pewnie z ogniska w maju.
- Nie, raczej nie. – zaczęła na nowo się zastanawiać. – Chyba było wtedy zimno.
- Wisła. – oznajmił Andreas. – Urodziny Michaela. Poszukaj zdjęć w telefonie, bo pamiętam, że kilka cykałaś. – i jak zapowiedział, tak zrobiła.
Po niedługiej chwili wpatrywała się w fotografię, którym było wspomnienie z jej głowy. Kofler grał na gitarze przy ognisku, przy którym siedziało wielu roześmianych chłopców.
- Chyba muszę przejrzeć telefon, bo to jest właśnie to co miałam przed oczami. – zaśmiała się.
- Ja chyba też muszę przejrzeć twój telefon, bo tego… nigdy nie widziałem. – odrzekł Thomas marszcząc brwi.
- Nie wiesz, że co wydarzyło się w Vegas zostaje w Vegas? – zaśmiał się Kofi, na co Morgi jeszcze bardziej się zmarszczył.
- Jesteśmy taką parą, która ufa sobie na tyle, że znamy swoje hasła do telefonów czy raczej taką, która po kryjomu przegląda sobie komórki? – zapytała Lena kierując do blondyna.
- No właśnie… w sumie to jesteście nadal razem? – wypaliła nagle Mirjam bez ogródek, na co adresaci pytania spojrzeli na siebie mimowolnie.
- To… skomplikowane. – odrzekła dyplomatyczne Madlen.
- Współczuję ci stary… - Martin poklepał młodszego kumpla po plecach. – Tyle o nią walczyłeś, a teraz… ona po prostu cię nie pamięta.
- Nie pamięta to za dużo powiedziane. – od razu wypaliła Madlen chcąc się w jakiś sposób obronić, na co Thom kolejny raz spojrzał na nią z zaciekawieniem. – Z Thomasem również mam kilka skojarzeń, wspomnienia też powoli wracają. – sama nie była pewna czy to co mówi jest prawdą, ale nie mogła okłamywać samej siebie.
- Prowadzimy wraz z Madlen terapię… niekiedy wstrząsową. – zaczął tłumaczyć Morgi ze śmiechem mając na myśli wczorajszy incydent w łazience.
- Tak… różne przedmioty sprawiają, że nagle przed moimi oczami pojawiają się dziwne obrazki… wspomnienia, które nieoczekiwanie mnie nawiedzają.
- Thomas, aż dziwne, że nie spróbowałeś po prostu jej pocałować. To mogłoby zadziałać. – rzuciła Mirjam.
- Cały czas to rozważam… - odrzekł tajemniczo Morgi spod rzęs spoglądając na Madlen, która poruszyła się niespokojnie.
Nie to żeby jej to przez myśl nie przeszło, ale… czy była na to gotowa? Zdecydowanie nie. Potem postanowili przenieść się na taras, gdzie słońce powoli chyliło się ku zachodowi tworząc piękny, kolorowy pejzaż. Madlen podała tiramisu nasączone kawą i alkoholem, po czym oddali się miłym rozmowom o nadchodzącym LGP w Klingenthal, w którym udział mieli wziąć zarówno Kofi jak i Mascht, Gali „Złotych Dzbanków” oraz Mistrzostwach Austrii, które miały odbyć się w Innsbrucku. Thomas czując dziwne napięcie spowodowane ukradkowymi spojrzeniami Madlen, stwierdził, że musi napić się czegoś mocniejszego, ponieważ robiło się ono nie do zniesienia. Te dzisiejsze insynuacje i nowo odkryte fakty sprawiły, że pod skórą czuł niespokojne drżenia, które rozchodziły się po całym jego ciele. Jak to możliwe, że po raptem jednym dniu wspólnego mieszkania, ich relacja wchodziła na nowy etap. Nie to żeby mu to nie pasowało, ale robiło się coraz trudniej, ponieważ nie wiedział na jak śmiałe gesty mógł sobie wobec niej pozwolić. Postanowił z nią o tym później porozmawiać… kiedy zostaną sami. Sami… o Boże, to będzie naprawdę ciężka noc. Westchnął przeciągle, po czym przechylił szklaneczkę z whisky i lodem licząc, że to ukoi jego skołatane nerwy.
***
Nieco później Ana i Gregor ruszyli w kierunku pokoju zajmowanego przez profesora by przygotować Ane do planowanego biegu.
- Jesteś pewna, że wiesz co robisz? Co prawda ustaliliśmy z trenerem byś nie robiła standardowego dystansu, ale...
- Profesorze, chcę... Muszę... Inaczej w życiu nie ruszymy do przodu...
- Jestem sceptycznie nastawiony, ale ustąpiłem, bo wiem jak ci zależy. Mam ze sobą monitor, jeśli dasz radę przebiec chociaż te pięć okrążeń...
- Na spokojnie zrobiłabym i znacznie więcej... – uśmiechnęła się.
- Ana, ale ty nie jesteś teraz w takiej dyspozycji by zrobić więcej. Pamiętaj dwa kilometry i tempo ma być spokojniejsze... Będę wszystko widział na monitorze, cokolwiek dzieje się negatywnego schodzisz i nie dyskutujesz. Tylko o czym ja z tobą rozmawiam... Jesteś tak samo charakterna jak Thomas... – Ana głośniej się zaśmiała na samą wspominkę brata.
Nie od dziś wiadomo, że Morgensternowie to walczaki... Nie podda się choćby nie wiem co! Medyk podczepił dwie dodatkowe elektrody oraz załadował sprzęt.
- Ostrożnie się ubierz by niczego nie zdemontować i próbujemy. Gregor, Marc wymyślił, że staniesz tym razem obok i będziesz obserwatorem... – rzucił nagle co wywołało nieco wzburzenia w blondynce.
W końcu zawsze jak biegała z nim rundki było jej po prostu raźniej. Po drugie zawsze było wsparcie... Jej zawahanie szybko wykorzystał Rotschild.
- Nie musimy tego robić... Jeśli nie czujesz się pewnie i gotowa... – słysząc jego zdanie przełknęła mocniej ślinę i udała się w kierunku Marca.
- Podłączona? – spytał profesora, który odpalił sprzęt i uniósł kciuk na znak zgody, po czym dał trenerowi działać. – Znasz zasady, jesteśmy na stadionie, który ma okrążenie 400-metrowe, zatem pięć okrążeń to równe dwa kilometry. Nie robimy szalonego tempa ani więcej okrążeń, pamiętaj Ana.
Stanęła na linii startu, lekko się uśmiechnęła czując jednocześnie dziwne skurcze serca. Czyżby aż tak się bała tego biegu? Wzięła solidny wydech by nieco je uspokoić, po czym ruszyła spokojnym tempem swoje pierwsze okrążenie. Wyjątkowo poszło jak z płatka, kolejne tak samo. Zdecydowała się na przyspieszenie tempa. Przebiegając kolejne metry usłyszała tekst profesora by nieco zwolniła jednak tak przyjemnie jej się biegło. Dobijając do czwartego okrążenia poczuła dziwne zawroty głowy i drętwiejące mięśnie. Pociągnęła kolejne 50 metrów, po czym szybciej wybiegła ze stadionu. Nudności dały o sobie we znaki tuż poza nim... Dość szybko obok niej zjawiła się męska trójca towarzysząca jej podczas całego obozu. Uniosła niepewnie twarz dostrzegając zatroskanego Gregora, o dziwo spokojnego trenera, za to zdenerwowanego medyka. Rotschild kazał jej przysiąść na ławce podając wodę z mikroelementami. Po chwili poczuła jak jej organizm puszcza... Doktor zarządził więc powrót do hotelu, gdzie chciał zająć się w spokoju dziewczyną. Widząc pytające spojrzenie Grega odesłał go do swojego pokoju bowiem planował przeprowadzić rozmowę z blondynką w cztery oczy.
- Wiedziałem jak to się skończy... Przestań być uparta i daj sobie czas Ana.
- Nie mamy go za dużo... Jest już prawie październik, ja powinnam być na zupełnie innym etapie przygotowań. – rzekła wyrażając swoje niezadowolenie blondynka.
- Być może i powinnaś, ale pamiętaj, że tylko ja mogę wydać zgodę na twoje ewentualne starty. Kiedy mówię, że nie powinnaś się forsować to chyba po tylu latach pracy wiem co mówię? – spytał szykując kolejną porcje leku dla dziewczyny. – Bądź w końcu odpowiedzialna... Trzy kółka były dosyć niezłym tempem, serce nie pracowało najgorzej, ale kiedy kazałem ci zwolnić zaczęło pracować w dość nietypowy sposób. A ty jak zwykle się uparłaś... No i mamy efekty. – wykrzywił spojrzenie na myśl o słabości dziewczyny.
Wbił dość zdecydowanie igłę w jej żyłę co sprawiło nieco więcej bólu niż zwykle. Syknęła, ale bez słowa dała dalej działać profesorowi.
- Pamiętaj, ten obóz zaprogramowałem tak byś mogła temu podołać, nie rób niczego na siłę... Choć wiem, że chcesz być perfekcyjna jak zawsze, nikt tego od ciebie nie oczekuje. – podał jej do popicia jeszcze kolejne suplementy wspomagające organizm. – Pamiętaj, że te dziesięć dni jest szczególnie ważne dla ciebie i twojego być albo nie być w skokach... jeśli będę musiał podjąć radykalne kroki to je podejmę. Na dziś koniec. – dziewczyna spojrzała oczami pełnymi bólu na medyka.
Zabrzmiało to jak konkretny obsztorc, ale... Zaczęła się bać, szczególnie ostatnich słów lekarza. Co, jeśli nie wróci? Czy wszystkie jej starania miały pójść na marne? Czy igrzyska, o których udział walczyła miały być wyłącznie jej niespełnionym marzeniem? Poczuła jak w oczach wzbierają się łzy. Chciała już normalnie żyć! Walczyć o swoje... Jednak ta bezradność, niemoc... Stawały się powoli nie do zniesienia. Szybko wtargnęła do pokoju by momentalnie go zakluczyć. Rzuciła się na łóżko rozklejając się na dobre. Chciała skakać... Chciała, by było jak dawniej, ale teraz inni o tym mieli decydować. Pierwszy dzień obozu dał jej solidnie popalić. Nie była gotowa do takiego obnażenia swojej słabości... A było gorzej niż myślała... Usłyszała ciche pukanie, doskonale wiedziała, że to Gregor. Ale nie miała najmniejszej ochoty na wyznania czy też inne rozmowy. Mocniej wtuliła się w poduchę by dać upust swojej emocjonalnej frustracji. Jak długo potrwa to całe szaleństwo? Czy będą mogli razem pójść na skocznie? Nim się obejrzała... Zasnęła...
***
Mimo usilnych prób przekonania przynajmniej Andreasa i Mirjam by zostali na noc, w końcu mieli do pokonania niespełna 300-kilometrową trasę do Innsbrucka, czwórka przyjaciół opuściła mieszkanie Thomasa. Madlen od razu zabrała się za sprzątanie ze stołu i ogarnianie salonu. Cieszyła się, że wszystko zostało zjedzone, wszak dania były naprawdę wyśmienite. Kwintesencją był oczywiście podany przez nią deser, który wszyscy zjedli ze smakiem. Z uśmiechem na ustach pakowała kolejne talerze do zmywarki. Pozwoliła sobie dziś na jedynie jedną lampkę wina, mimo że wcale nie brała żadnych leków. Czuła jednak, że ten jeden kieliszek w zupełności jej wystarczył, bowiem w jej głowie lekko szumiało. I o swoim upojeniu bardzo szybko się przekonała, ponieważ podnosząc się do góry, ówcześnie zamykając zmywarkę, wpadła na Thomasa, który wkroczył do kuchni z zamiarem pomocy. W efekcie czego, dziewczyna wylądowała na torsie chłopaka, a jego ręce asekuracyjnie ścisnęły ją w talii.
- Lecisz na mnie. – wyszczerzył się blondyn nie mając zamiaru jej puszczać.
Lenę dosłownie ścięło z nóg. Czuła totalną pustkę w głowie, nie wiedząc jak zareagować na jego słowa. Uniosła oczy by spojrzeć w jego niebieskie tęczówki, co było ogromnym błędem, bowiem Thomas patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem.
- Jesteśmy parą, który ufa sobie na tyle, że nie musi zaglądać do swoich telefonów. – powiedział nagle chłopak nawiązując do rozmowy, którą odbyli przedtem z przyjaciółmi, nie odsuwając się od dziewczyny nawet o milimetr.
Madlen ledwie przyswajała jego słowa, czując, że miejsce, w którym dotykały ją dłonie Morgiego… dosłownie płoną. Patrzyła na niego jak jej się zdawało pustym wzrokiem starając się powrócić do rzeczywistości i sklecić jakieś racjonalne zdanie. Jednak jego bliskość… jego dotyk i te oczy… sprawiały, że mózg jej topniał. Co się z nią u licha dzieje?! Nagle dłonie Thomasa wykonały nieznaczny ruch z jej talii w okolice pleców, jego wzrok skierował się na jej usta, a oczy zapłonęły żywym ogniem. Lena poczuła jak serce jej przyspiesza, zapiera jej dech w piersiach, a usta dziwnie schną. W efekcie czego, nieświadomie oblizała wargi. Morgi w jednej chwili uniósł ją z podłogi i posadził na jednym z wolnych blatów, automatycznie ustawiając się między jej udami. Jej ręce bezwiednie znalazły się na jego ramionach, lekko obejmując jego szyję. Jeśli miało to skutkować pojawieniem się jakiegokolwiek wspomnienia, Lena była zbyt oszołomiona by w ogóle panować nad emocjami. Tak blisko siebie jeszcze nie byli… Blondynka czuła jak serce niespokojnie pompuje krew w ciele Morgiego. Jego skóra również pulsowała w miejscach, gdzie go dotykała. Boże… do czego to prowadzi? Kto to przerwie? Madlen poczuła jak lekko wiruje jej w głowie. Ale nie mogła pozwolić sobie na kolejne omdlenie! Chciała pokazać mu, że jest silna, że jego osoba… nie sprawia, że miękną jej kolana, a mózg przestaje pracować. Ale jak to cholera zrobić, skoro czuła jak cała płonie. Thomas nagle pochylił głowę i oparł ją o jej czoło.
- Madlen… - szepnął, a jego oddech owiał całą jej twarz sprawiając, że poczuła potrzebę jego przytulenia.
Nie zrobiła tego jednak.
- Patrzysz na mnie tym wzrokiem… błyszczącym, lekko ciemniejącym, ale nadal przestraszonym. – zaczął mówić. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo pragnę cię teraz pocałować. – usta Leny ponownie jej zaschły, ale nie śmiała wykonać żadnego ruchu, który mógłby go sprowokować do czynności… z której nie będzie już powrotu. – Proszę daj mi znak, że również tego pragniesz. – szepnął, na co Lena dosłownie zamarła.
Przez moment czuła, że wprost skamieniała. Wstrzymała oddech nie będąc pewną czego tak naprawdę chce… Nagle Thomas odsunął się od niej i… Nie spoglądając na nią, po prostu odszedł. Z opadniętymi ramionami, powłócząc nogami, ruszył schodami na górę i tyle go widziała. Zszokowana tym co przed chwilą tutaj zaszło, wpatrywała się bez sensu przed siebie mając totalny mętlik w głowie. Była zła na siebie, że pozwoliła na takie spoufalenie, ale z drugiej strony… dotyk chłopaka i jego bliskość sprawiały, że przestawała się kontrolować. Skąd te wszystkie emocje? Przecież to tylko głupi pocałunek… Ale, czy faktycznie tak było?
~~~
Dzień dobry, jak zawsze :)
Dużo się znowu podziało... Chyba im bardziej się chce, tym gorzej wychodzi... I tyczy się to niestety naszych blondynek :( Do Ane chyba dopiero zaczyna docierać co znaczy brak treningu i stabilizacji zdrowia... Niestety konieczność zrozumienia swoich słabości, a przy jej charakterku czy to możliwe? Czy zaakceptuje nową dla siebie sytuację?
Lena z kolei... Próba odnalezienia się w nowej rzeczywistości... Która chyba jest dla niej nie lada wyzwaniem (Akcja prysznic), zwieńczona pragnieniem ciała, ale... niekoniecznie serca? Czy dadzą radę wytrzymać ze sobą kolejne dni? Czy... są na właściwych torach swoich uczuć? No i na koniec kolejny plusik, trybiki bardziej poruszone za sprawą Andiego... :)
Biedne chłopaki... :) i jeden i drugi musi wspierać na niełatwej drodze... Czy któryś, nie wymięknie? Jak będzie wyglądać dalej obóz Greany i życie Morgenów we wspólnym mieszkanku po takiej niejasnej scenie na końcu rozdziału?
Ciąg dalszy nastąpi ;D Odliczanie czas start :D
Ania&Madziusa
Dziewczyny 😊😘
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze fantastyczny, ale jak dla mnie mógłby być trochę dłuższy (tak, wiem - jak zwykle się czepiam za długość, ale nic nie poradzę, że kocham wasze opowiadanie i ciągle mi mało)
Jezu ten trener z bożej łaski coraz bardziej mnie denerwuje...
Naprawdę tylko czekać aż Ana lub Greg wybuchnął, a wtedy to już jeden szlak się co będzie dalej...
Mam nadzieję, że ta sytuacja z treningu otworzy mu oczy, że dziewczyna naprawdę poważnie podchodzi do treningów oraz powrotu do skoków i nieco spuści z tonu...
Co do samej Any to rozumiem jej postawę...
Ciężko jest zaakceptować fakt, że przez chorobę organizm innaczej funkcjonuje i potrzeba czasu aby na dojście do siebie, do funkcjonowania sprzed choroby, a że Ann jest typem silnej wojowniczki to jest jej dużo ciężej to wszystko zaakceptować...
Mam nadzieję, że sytuacja z treningu sprawi, że zweryfikuje swoje myślenie i podejdzie do tego wszystkiego racjonalnie pamiętając, że przede wszystkim zdrowie jest najważniejsze, bo ma się je jedno...
Jeśli chodzi o Lenkę i Morgena to jak mogliście tak to zakończyć...
Wszystko powoli się układa, dziewczyna ma coraz większe przebłyski pamięć i gdy człowiek już myślał, że dojdzie do upragnionego pocałunku (być może dzięki któremu księżniczka odzyska pamięć).. Jest bam...
Ja rozumiem, że Thomas działa powoli by nie osaczyć i nie rzucić za wiele na raz na Madlen, ale ja mam wrażenie, że to jest tempo żółwia i jeśli nie podkręci tego tempa to wydarzy się coś złego i nieprzewidywalnego...
Oj mam nadzieję, że Thomas weźmie się do bardziej do pracy by Lenka odzyskała pamięć i, że dziewczyna w końcu da się ponieść emocją, które wywołuje u niej Morgi...
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
Pozdrawiam ❤️
BU$KA 😘💗
Dzień dobry, dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńRozdział super jak zawsze, tylko dlaczego urwany w takim momencie ja się pytam? No jak tam można?
To zaczniemy właśnie od Leny i Thoma - hmm trzeba przyznać, że dziewczyna testuje cierpliwość chłopaka jak tylko może - kolejne wspomnienie z kolejnym facetem, oj...
Thomas próbuje się nie narzucać do granic możliwości (akcja z uprzedzeniem o wychodzeniu z łazienki) - z jednej strony go rozumiem, że chłopak czuje się jakby stąpał po kruchym lodzie i każdy kolejny krok może skończyć się katastrofą, ale z drugiej - więcej odwagi drogi panie, czasami potrzeba terapii szokowej, zwłaszcza, że oboje mają świadomość jak ona niego reaguje - może właśnie zdecydowany krok pozwoli na przywrócenie wspomnień, które pojawią się nagle przed oczami jak film. Bardzo czekam jak rozwinie się ta sytuacja w kolejnej części.
Ana i Gregor - niech ktoś da cierpliwość do tego trenera - serio? Tak ma się zachowywać poważny trener? Przecież to z profesjonalizmem nie ma nic wspólnego - dziewczyna walczy z całych sił o powrót do zdrowia, do sportu, do swojego życia sprzed kilku miesięcy, a ten na każdym kroku dokłada do pieca - sorry ale to nie jest sezon grzewczy.
Podziwiam determinację dziewczyny, ale mam nadzieję, że przyjmie słowa lekarza i ma świadomość, że jeśli chce wrócić to musi się dostosować bo pójść o krok za daleko jest łatwo, ale wtedy ten powrót może odsunąć się jeszcze dalej. Wierzę, że dziewczyna stopniowo i w swoim rytmie przy wsparciu Gregora będzie wracać na dobre tory, a trener w końcu zrozumie, że jego zachowanie delikatnie mówiąc jest nie na miejscu.
Już nie mogę się doczekać kolejnej części żeby poznać dalsze losy bohaterów. Pozdrowienia :)