Strony

czwartek, 3 lipca 2025

138. Połówkowy kryzys

Piąty dzień obozu obudził Gregora z pozytywnym nastawieniem do działania. Ana zdawała się nieco bardziej pilnować, zgodnie z zaleceniami profesora. O dziwo przynosiło to wbrew niej samej całkiem niezłe rezultaty. Fizjoterapeuci popracowali też nieco nad siłą jej mięśni dzięki czemu w czasie treningu stawały się one stabilniejsze. Chłopak dość szybko ogarnął swój strój na trening, po czym ruszył w kierunku pokoju zajmowanego przez blondynkę. Zgodnie z codziennym rytuałem mieli udać się wspólnie na śniadanie. Po kilkukrotnym zapukaniu odpowiedziała mu głucha cisza. Spojrzał na zegarek zastanawiając się czy nie jest zbyt wcześnie, ale wszystko się zgadzało. Wyjął telefon wrzucając znane sobie cyfry, usłyszał dźwięk za drzwiami co upewniło go, że dziewczyna jest w środku. Ponownie mocniej zastukał co spotkało się wreszcie z jego upragnioną reakcją – dźwiękiem klucza. Odetchnął... Wszedł i spojrzał zdumiony na dziewczynę, która była jeszcze w znacznym proszku przygotowawczym? Za mało powiedziane... Blondynka była blada jak ściana i totalnie bez mocy...
- Ana, wszystko gra? – spytał.
Dziewczyna niemrawo kiwnęła głową by po chwili szybko trafić do łazienki. Usłyszał jak nudności ponownie dają we znaki. Pokręcił przecząco głową i szybko udał się do pomieszczenia, gdzie dziewczyna dalej klęczała przed toaletą.
- Ana? – dziewczyna pokazała gestem dłoni by nie zbliżał się do niej.
Nie chciała, by oglądał ją w takim stanie. Czuła się wyjątkowo kiepsko i chyba zaczęła rozumieć co miał na myśli profesor mówiąc o kryzysie... W sumie piąty dzień wyjazdu, wszystko zgodnie z jego zapowiedzią.
- Gregor, wyjdź proszę... Nie chcę byś mnie oglądał w takim stanie...
- Pójdę po profesora...
- Za moment będzie okej, przygotuję się do treningu...
- Żartujesz prawda? – prychnął zdecydowanie. – Nie ma takiej opcji byś dziś cokolwiek zrobiła. Idę po Rotschilda, zaraz wracam. – powiedział stanowczo biorąc jednocześnie klucz od pokoju blondynki.
Znał jej charyzmę, wiedział czego może się spodziewać, ale trenować w takim stanie? Gruba przesada... Szybko trafił pod pokój profesora, zapukał i ruszył z wyjaśnieniami. Medyk zabrał niezbędne dla siebie akcesoria i ruszył za chłopakiem w kierunku pokoju Ane. Jej widok wbrew pozorom wcale go nie przeraził.
- Gregor, dziękuję za wieści o Ane. A teraz zostaw nas samych... Swoją drogą, ty chyba możesz iść do Marca i trenować. – głową wskazał mu wyjście co nieco go podirytowało.
Martwił się, więc chciał być na bieżąco z tym co dzieje się z ukochaną, ona jednak... Była tego samego zdania co profesor. Chłopakowi nie pozostało zatem nic innego jak uszanować wolę ich obojga i ruszyć na salę, gdzie był już Marc.
Tymczasem w pokoju dziewczyny medyk zaczął przeprowadzać wywiad informacyjny mający zweryfikować co się dzieje z blondynką.
- Opowiedz co się dzieje Ana.
- W sumie zaczęło się przed nocą, bolał mnie brzuch, myślałam, że przejdzie. Dziś doszła biegunka, nudności... A teraz chce mi się spać... – na co lekarz zaczął sprawdzać ciśnienie i inne objawy zgłaszane przez dziewczynę.
- Możesz wstać? – dziewczyna przytaknęła, jednak po chwili poczuła jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa.
Gdyby nie refleks medyka runęłaby jak kłoda.
- Czujesz bóle mięśni i stawów? – spytał dotykając doskwierających ostatnio łydek, na co Ana znacznie , że nie czuje się najlepiej. – Niestety dopadł cię kryzys, o którym mówiłem... Wiesz, że nie mogę przerwać leczenia, dzisiejszy dzień będzie dla ciebie trudny. O treningu nie ma mowy...
- Nie możemy tego jakoś zatrzymać? – jęknęła dając dowód niezadowolenia.
- Możemy... Myślę jednak, że w twoim wypadku lepiej poświęcić dzień na taki stan niż kolejne tygodnie bez efektu z dawką wcześniejszą...
- Przeżyję... Najgorsze jest to, że przyjechałam tu trenować, a nie odpoczywać... A trening tuż za ścianą można by rzec... – spuściła smutno głowę.
- Dam ci leki wspierające twój organizm, dzięki nim te nieprzyjemne objawy jak biegunka czy nudności miną. Jak Gregor skończy trening to podrzucę mu pomysł waszego spokojnego spaceru, a teraz odpocznij. Wpuścimy tylko kolejną silniejszą dawkę żelaza i wieczorem widzimy się u mnie. Gdybyś zauważyła, że dolegliwości dalej się utrzymują wiesz, gdzie mnie szukać... – po wyjściu medyka sen faktycznie dość szybko zmógł Ane.
Tymczasem Gregor wraz z trenerem na sali zaczęli trening wybicia.
- Przygotuj się, przyjmij pozycję i hop! – skoczek posłusznie wykonał polecenie lądując na rękach trenera.
Chwilę później nastąpiło opuszczenie do lądowania i satysfakcjonujący telemark.
- Nieźle Gregor, zrobimy jeszcze może ze trzy powtórki, a potem wrócimy na platformę zweryfikować siłę odbicia. – szatyn pokiwał twierdząco głową, ponownie ustawił się przed trenerem w gotowości do skoku.
Próbę jednak przerwało pojawienie się profesora co z automatu zdekoncentrowało Gregora.
- I gdzie twój profesjonalizm Schlierenzauer!? – krzyknął z frustracją Marc realizując totalnie skopaną próbę skoczka.
- I jak sytuacja profesorze? – spytał błyskawicznie Gregor.
- Ana śpi... Dziś musimy dać jej wolne, jest reakcja na żelazo i zmianę warunków. Marc, myślę, że po południu nic z tego też nie będzie, więc jeśli się zgodzisz damy wolne Gregorowi...
- Wolne? Żartujesz prawda? – spojrzał pytająco Marc.
- Niestety nie, dziś nie ma szans by wytrzymała na planowanym obciążeniu. – Noelke pokiwał przecząco głową.
- Wiedziałem, że to będzie trudne... Hrabianka nie w formie i plan szlag trafia... – powiedział przelotnie.
- By nie byli stratni, poleciłem dziewczynie spokojny górski spacer, na wysokościach. Gregor zna te szlaki, myślę, że dobrze jej to zrobi jak nieco razem odpoczną.
- Tylko, że Schlierenzauer nie jest tu na urlopie, a w pracy przypominam... – rzekł ze złością Noelke.
- Wiem Marc, stąd pomysł aktywnego wypoczynku. Spacer koniec końców to nie siedzenie i spijanie sobie z dziubków...
- Jasne, musiałbym nie znać historii tej dwójki by nie wiedzieć jak to się skończy. Zresztą niech robią co chcą... Schlierenzauer, słyszałeś zalecenie medyka, dostaniecie po obiedzie nieco luzu... Ale bądź łaskaw nie nadużywać testosteronu... – Gregor słysząc tekst Marca sam zaczął się śmiać.
Przez te pięć dni przywykł, że zastępca Alexa lubi dosadzać im przytyki. Postanowił za radą Ane to zaakceptować i nie dać się prowokować.
- Dobra, wracamy do treningu, bo drugiej gwieździe mięśnie zaraz ostygną. Pozwolisz Rotschild, że wrócimy do treningu, który nam przerwałeś? – profesor w odpowiedzi skinął głową zajmując miejsce dla obserwatora, szatyn natomiast ciesząc się na myśl o wolnym popołudniu solidnie zaangażował się w zadania trenera.
***
Kilka kolejnych dni w morgenowym królestwie minęło dosyć… spokojnie. Po sobotnich odwiedzinach Kofiego i Maschta oraz kuchennej, niefortunnej akcji naszej blondwłosej pary, Thomas trzymał Madlen na delikatny dystans. Nie próbował się z nią spoufalać, przede wszystkim jej nie dotykał i… rzadziej bywał w mieszkaniu by w swoim mniemaniu dać jej trochę przestrzeni. Tylko dlaczego Lena czuła się dziwnie… odtrącona? Może nawet porzucona. Po prostu samotna. A nie miała w sobie na tyle odwagi, żeby z nim o tym porozmawiać. W ostatnim czasie również nie odnalazła w głowie żadnego kolejnego wspomnienia, ale może to dlatego, że chłopak rzadko wchodził z nią w jakieś interakcje, inne niż miła pogawędka przy posiłku. Wieczorami zazwyczaj coś oglądali albo po prostu każdy zajmował się sobą. Madlen miała tego powoli dosyć, ponieważ nie czuła, żeby zrobiła coś złego. Tym bardziej nie rozumiała, dlaczego Thomas w ten sposób się zachowywał. A on… po prostu cierpiał. Nie miał pojęcia, że dzielenie z nią mieszkania… dzielenie życia, będzie takie ciężkie. Brak błysku w jej oczach, który towarzyszył jej od kilku miesięcy, kiedy na niego spoglądała, brak rozpoznania jego osoby powodował okropny ból, który rozprzestrzeniał się po całym jego ciele. Czasami sprawiał, że nie mógł oddychać… innym razem miał ochotę wyć do księżyca, a jeszcze innym wpadał w taką złość, że miał ochotę podejść do niej i nią potrząsnąć by wróciła jego dawna Lena. Tylko, że to… nie było takie proste. Dotykanie jej sprawiało mu fizyczny ból, ponieważ widział, że dziewczyna sobie tego nie życzy. Mimo że nie wykonywała żadnych ruchów, nie reagowała, to było gorsze niż policzek. Ile jeszcze miał to znosić? Jak długo ona miała go nie pamiętać? Czy da radę to przetrwać? Wydawało mu się, że lekki dystans pomoże, ale… było jeszcze gorzej. Kiedy się nie uśmiechała, a teraz tego nie robiła, bo mało z nią rozmawiał… Kiedy rzadko na niego spoglądała… Czuł jakby jego życie przestawało mieć kolory. Wszystko było czarno białe, nic go nie cieszyło i nawet jedzenie było jakieś jałowe. Jedynym co wywoływało uśmiech na jego twarzy była Lilly. Mała istotka, która wlewała w jego serce nadzieję. Nadzieję, że jeszcze wszystko wróci do normy. Musi.
We wtorkowy poranek, Lena jak od kilku dni zeszła na dół by przygotować śniadanie dla siebie i ewentualnie chłopaka, o ile był w domu i… kolejny raz poczuła zawód, bowiem na dole nikogo nie było. Westchnęła zrezygnowana i czując, że apetyt ją opuszcza ruszyła do korytarza zobaczyć czy adidasy blondyna są na swoim miejscu. Nie były. To znaczy, że znowu go nie było… Westchnęła kolejny raz i stwierdziła, że nie ma zamiaru sama jeść śniadania tym bardziej samotnie spędzać kolejnego poranka. Zarzuciła na siebie kurtkę, ubrała buty i wyszła z mieszkania głośno zatrzaskując drzwi. Postanowiła, że uda się do swojego rodzinnego domu, wszak póki co tylko tam czuła się normalnie. Wybrała spacer, ponieważ tylko taki wysiłek mogła podejmować. Już nie mogła się doczekać przyszłej środy, kiedy to miała wizytę u doktora Mosera, licząc, że medyk pozwoli jej wrócić do treningów. Za niczym tak nie tęskniła jak za łyżwami i lodem… Tylko tam mogła nabrać trzeźwych myśli. Póki co musiała zadowolić się lekkim joggingiem, który podjęła w drodze do rodzinnego domu. Myślała, że to pomoże jej w jakiś sposób poukładać sobie w głowie ostatnie wydarzenia. Nic to jednak nie dało, ponieważ nie potrafiła zrozumieć Thomasa. Ok, była w stanie zrozumieć jego pociąg do jej osoby, dla chłopaka przecież nic się nie zmieniło. Nadal ją kochał, nadal sądził, że są w związku. Może i byli… ale nie w takim w jakim on chciałby się znajdować. Madlen nie potrafiła udawać, że wszystko jest między nimi jak dawniej. Z resztą… przecież o tym rozmawiali. Mieli być na razie tylko współlokatorami… przyjaciółmi dzielącymi tą samą przestrzeń. Skąd więc to dziwne zachowanie chłopaka? Czyżby go sprowokowała? Dlaczego nie potrafił z nią o tym normalnie porozmawiać? I dlaczego czuła tęsknotę, mimo że widywała go codziennie? Za czym tęskniła? Za rozmową? Za bliskością? Tylko czemu sama nie potrafiła zrobić pierwszego kroku? Z rozdrażnieniem przekroczyła próg domu głośniej niż zamierzała zatrzaskując drzwi.
- Lena? – usłyszała zdziwiony głos swojej mamy, następnie ujrzała jej zaskoczone spojrzenie. – Cudownie cię widzieć, ale… co ty tutaj robisz?
- Przyszłam do was na śniadanie. – odrzekła ściągając z siebie odzienie wierzchnie. – Nastawisz ekspres? – zapytała na co Marie od razu ruszyła do kuchni wyczuwając, że jej córka ma gorszy nastrój.
- A Thomas nie chciał przyjść z tobą? – zapytała rodzicielka, kiedy Lena zasiadała na hokerze przy wyspie w kuchni i tylko wzruszyła ramionami. – Pokłóciliście się? – wypaliła nie chcąc owijać w bawełnę, na co Madlen głęboko westchnęła.
- Nic się przed tobą nie ukryje. – odrzekła spoglądając na matkę. – Nie pokłóciliśmy się, ale… on się dziwnie zachowuje.
- To znaczy?
- No… w sensie, że nie zachowuje się jak do tej pory. – Lenie bardzo ciężko było całą tę sytuację ubrać w słowa i przedstawić mamie.
Nagle dziwnie poczuła się zawstydzona.
- A jak zachowywał się do tej pory, a jak zachowuje się teraz? – zapytała Marie podając swej córce Capuccino.
- Po prostu… zaczął trzymać mnie na dystans. Mniej ze mną rozmawia… w ogóle częściej wychodzi z domu jakby nie chciał w ogóle przebywać w moim towarzystwie. – powiedziała Madlen ściskając w ręce filiżankę z kawą.
- Thomas? – zapytała z niedowierzaniem Marie. – Przecież on świata poza tobą nie widzi… gdyby mógł to pewnie przykleiłby cię do siebie na stałe.
- No to jak widzisz mu się odwidziało. – odrzekła Madlen, przez co matka popatrzyła na nią niepewnie.
- Czy… czy coś się między wami wydarzyło? – zapytała, na co Lena uciekła wzorkiem przed bacznym spojrzeniem matki.
- Nie wiem… może… - westchnęła blondynka.
- Madlen, czy nie uczyłam cię, że ważnych spraw nie można zamiatać pod dywan? – zapytała Marie łapiąc dziewczynę za rękę. – Po co się męczyć, skoro możecie o tym porozmawiać?
- Tylko że… to nie jest takie proste mamo. – ponownie westchnęła Lena. – Ja… nie wiem jak mam z nim rozmawiać. Nie wiesz jakie to trudne znosić jego tęskny wzrok…
- Przed chwilą powiedziałaś, że już nie zachowuje się jak na początku, czyli nie patrzy na ciebie już z tęsknotą w oczach.
- Mamo… on w ogóle już na mnie nie patrzy. – odrzekła Madlen z zawodem w głosie, mimo że bardzo chciała to ukryć, na co Marie zaczęła chichotać.
- Czyli… Thomas okazuje ci mniej zainteresowania, a tobie… zaczęło po prostu to przeszkadzać? – zapytała nie mogąc ukryć rozbawienia, przez co blondynka spojrzała na nią gniewnie. – Oj Madlen… każdy ma swoje granice. Powinnaś spróbować postawić się na jego miejscu. Jednego dnia kochałaś go do utraty tchu… następnego zaś nie wiedziałaś kim jest. Myślisz, że jak on się czuje?
- Przecież ja tego nie neguję… - warknęła. – Czy urwałam kontakt? Nie, mimo że jest dla mnie obcą osobą.
- Na pewno? – Marie uniosła pytająco brew. – A może… zaczęłaś coś czuć i się przestraszyłaś?
- Siostra… - wtrąciła nagle Meredit, która nieoczekiwanie pojawiła się w kuchni. – Thomas jest miłością twojego życia odkąd pamiętam… wcale bym się nie zdziwiła, gdybyś zakochała się w nim po raz drugi. – prychnęła nastawiając dla siebie kawę. – Co jest dla mnie totalnie niezrozumiałe, w końcu to taki nieogar życiowy. – dodała odwracając się do obu pań i zakładając ręce.
Marie przesłała jej karcące spojrzenie, Lena natomiast wpatrywała się w siostrę z… przerażeniem? Miłość życia… z ust Mer wcale nie brzmiało jak coś cudownego. Do tego jej dosadny komentarz podsumowujący życie Thomasa… dziwnie zdenerwował młodszą blondynkę.
- A czy wy czasami nie jesteście w podobnym wieku? – zapytała Madlen unosząc brew. – Wydaje mi się, że tak i z tego co się orientuję Thomas już dawno wziął odpowiedzialność za swoje życie i wyprowadził się od rodziców starając się prowadzić dorosłe życie, mimo że ono ciągle rzuca mu kłody pod nogi. Nie mówiąc o karierze i dyscyplinie od najmłodszych lat…
- O proszę… - Mer się zaśmiała. – I jeszcze go broni… Jak nic ponownie zarzucił na ciebie swoje sidła.
- Meredit… nie pomagasz. – zauważyła Marie. – Madlen, posłuchaj. Twoja siostra ma rację. Thomas to miłość twojego życia od najmłodszych lat. Jeśli na nowo zaczynasz coś do niego czuć, nie ma w tym nic złego, tylko… nie możesz dawać mu żmudnych nadziei, ponieważ on również mocno cię kocha. Nie zdajesz sobie sprawy jak mocno o was walczył… - powiedziała i nagle gdzieś wyszła, po czym wróciła z jakimś pisemkiem w rękach. – Miałam… ci tego nie pokazywać, ale… może to da ci większe światło na sprawę. – powiedziała kładąc przed córką marcowe wydanie jednego z czasopism plotkarskich.
Madlen szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w okładkę, na której widniało zdjęcie jej i Thomasa, a nagłówek zapowiadał wywiad z chłopakiem. Otworzyła na odpowiedniej stronie i… oddała się krótkiej lekturze.
(…) Boję się, że Madlen nigdy mi nie wybaczy. Ona jest teraz światłem, które rozjaśnia moją drogę ku przyszłości. Ku dobrej przyszłości. Dzięki Madlen wszystko układało się tak normalnie, tak pozytywnie. Z nią czuję się dobrze. Sprawia, że strach częściowo mnie opuszcza. Obawa, że ją stracę, pomaga mi – mam nadzieję – trwać przy niej i podejmować właściwe decyzje. (…)
Nagle przed oczami dziewczyny pojawiło się ogromne światło, niczym słońce chylące się ku zachodowi. Na skórze poczuła letni wiaterek, a w powietrzu zapach morskiej bryzy… Potem ujrzała twarz Thomasa…
- O mało co, a z mojej głupoty straciłbym cię na zawsze… - zaczął mówić, bez wyrazu spoglądając przed siebie. – Nie wiem co bym zrobił gdybyś nie przyjechała… straciłem wszelkie nadzieje… straciłem sens życia… czułem, że straciłem wszystko. Bo jesteś całym moim światem Lena wiesz? – zapytał odchylając ją by mogła ujrzeć szczerość jego słów.
Ponownie dnia dzisiejszego schował kosmyk jej włosów za ucho i delikatnie pomiział kciukiem jej policzek. Lena patrzyła na niego jak zaczarowana. Słowa były piękne, ale czy aby na pewno prawdziwe? Uśmiechnęła się nieśmiało… Tak, wiedziała, że Thomas mówi to z głębi serca. Bo przecież… czuła to… czuła jego troskę, jego zainteresowanie i intensywność uczuć, które wkładał w każde zbliżenie z nią. A tego chyba nie da się udawać, prawda?
- Wiem… - szepnęła nagle. – W końcu jestem twoim światłem, które rozjaśnia ci drogę ku przyszłości. Ku dobrej przyszłości…
Ocknęła się, kiedy Marie zaniepokojona położyła rękę na jej ramieniu.
- Madlen… - szepnęła. – Wszystko w porządku? – dodała patrząc na zszokowany i zagubiony wzrok swojej córki.
- Mamo… - pisnęła Madlen lądując w ramionach swej rodzicielki.
Tego było za wiele… to było dla niej za dużo… Te wszystkie uczucia… jak miała je ogarnąć. Jak miała je zrozumieć… Okazywało się, że to co ja łączyło z Thomasem to… nie zwykłe zauroczenie… Nie tworzyli zwykłej pary zakochanych w sobie nastolatków… Mieli wspólną przeszłość, jak się okazywało bardzo bogatą i trudną. Jak to możliwe, że los co rusz zsyłał na nich coraz trudniejsze doświadczenia… O Boże… on naprawdę ją kochał. A ona zachowywała się tak… obojętnie. Jak miała z nim teraz postępować? Nie odnalazła w sobie jeszcze tego gorącego uczucia, ale… nie potrafiła też przyznać, że nie był dla niej ważny. Och, dlaczego to wszystko musiało być tak skomplikowane?!
- Mamo… muszę wracać. – powiedziała ocierając mokre od łez oczy, po czym oderwała się od rodzicielki. – Muszę z nim porozmawiać. – dodała.
- Zjedz może coś? – Marie zaproponowała podsuwając w jej stronę talerz z kanapkami.
Lena chwyciła je, złączyła, po czym już udając się do wiatrołapu zaczęła je szybko pochłaniać. Po niedługiej chwili, z nową determinacją, żwawo ruszyła z powrotem do mieszkania Thomasa, ówcześnie jednak postanawiając skonfrontować nowe informacje z jedyną osobą, która mogła jej w tej chwili pomóc. Wykręciła numer do Ane.
- Halo… - po kilku naprawdę długich sygnałach, Madlen nareszcie usłyszała głos swej przyjaciółki, który brzmiał… nieco niewyraźnie.
- Ana? Wszystko w porządku? – od razu zmartwiła się młodsza.
- Dopadł mnie połówkowy kryzys… - próbowała zaśmiać się skoczkini, jednak z jej ust wydobył się jedynie grymas.
- To może ja… zadzwonię jutro. – zaproponowała Lena nie chcąc jeszcze bardziej męczyć blondynki.
- Nie, proszę, porozmawiajmy. – odrzekła Ana. – To miła odmiana porozmawiać z kimś płci żeńskiej, po drugie… jestem w sumie ciekawa jak tam minęły wam kolejne dni w morgenowym królestwie. – tym razem w głosie starszej dało się słyszeć uśmiech.
- W sumie… - zaczęła niepewnie Madlen. – W tej sprawie dzwonię…
- Oho! – powiedziała głośniej Ana. – Ciekawe co tym razem zmajstrował mój kochany braciszek…
- To… chyba ja jednak nabroiłam. – odrzekła nieśmiało Lena, na co Ana wręcz zaniemówiła mając przed oczami różne możliwe scenariusze.
Czyżby Lena aż tak szybko kopnęła Thomasa w tyłek?
- Co się stało? – zapytała bez ogródek.
- Pamiętasz jak wspominałam ci, że czasami się dziwię, że Morgen jeszcze się na mnie nie rzucił…?
- Nie mów, że bez twojego pozwolenia czegoś próbował. – odrzekła Ana nie kryjąc swojego oburzenia.
- Nie, nie, nie… nic z tych rzeczy. – powiedziała Lena czując dziwną potrzebę stanięcia w obronie Thomasa. – To znaczy… coś się wydarzyło, ale to chyba była moja wina… Sprowokowałam go.
- Lena… już nic nie rozumiem…
- Pamiętasz jak podczas naszej ostatniej rozmowy zainsynuowałaś bym nieco dała ponieść się emocjom? – zapytała Madlen, na co Ana przytaknęła. – No więc… podczas odwiedzin Andreasa i Martina za sprawą rozmów i poruszania tematów naszego związku… między nami, nie wiem, wytworzyło się jakieś dziwne napięcie, które… musiało mieć swoje ujście.
- Czyli coś się między wami zadziało? – zapytała Ana powoli układając sobie w głowie to co próbowała jej przekazać Madlen.
- Thomas… próbował mnie pocałować, a ja… go odrzuciłam.
- Oj… musiało zaboleć.
- Zabolało… - Madlen nie potrafiła ukryć smutku w swoim głosie. – I przez to do dziś trzyma mnie na dystans…
- No cóż… nie ma się co dziwić. Chłopak w ostatnim czasie dużo przeszedł. Nie żebym w jakiś sposób namawiała cię do zmiany traktowania Thomasa, ale…
- Mama pokazała mi marcowe wydanie jednego z czasopism plotkarskich. – rzuciła Lena wchodząc w słowa starszej dziewczynie.
- Madlen… nie obraź się na mnie, ale wolałabym byś na ten temat sama porozmawiała z Morgenem. – odrzekła Ana. – To są wasze prywatne sprawy i nie chcę się w nie wtrącać. Nie chcę też żeby Thomas miał później do mnie żal, że może za wiele ci powiedziałam, no sama nie wiem… - westchnęła.
Relacja brata z młodszą dziewczyną była naprawdę skomplikowana. Ana sama nie wiedziała jakie informacje przekazał jej Thomas, dlatego nie czuła się zobligowana ani do przekazywania nowych informacji, ale też do ich zatajania. Najlepiej, gdyby Madlen sama skonfrontowała się z chłopakiem. I właśnie to zaproponowała swojej przyjaciółce.
- Ana, nie musisz się tłumaczyć. – odrzekła Lena. – Rozumiem to. I masz rację… obie macie. – tutaj się uśmiechnęła. – Mama również nie za wiele chciała mi powiedzieć i poleciła, bym szczerze porozmawiała z Thomasem. Więc tak zrobię. Jestem w sumie już pod blokiem, więc chyba będę kończyć.
- Madlen… - rzuciła jeszcze Ana. – Jeśli mogę ci coś poradzić… Thomas jest prostym facetem, potrzebuje jasnych zachowań, a nie zabawy w ciuciubabkę. Ty natomiast powinnaś zadawać pytania i oczekiwać na nie odpowiedzi.
- Wiem Ana… po prostu, czasami ciężko się z nim rozmawia, a ja… muszę chyba w końcu stać się szczera sama ze sobą. Już ci nie zawracam głowy. Odpoczywaj Kochana. – powiedziała Lena, po czym przesłała przyjaciółce kilka buziaków i się rozłączyła.
Potem wzięła głęboki oddech i ruszyła dalej przed siebie.
***
- Proponuję byś mocniej zgiął kolana przy najeździe. Dobra, ostatnie powtórzenie i na teraz wystarczy... Muszę przyznać, że jak na człowieka po kontuzji twoja forma wygląda obiecująco. – Gregor podziękował trenerowi, po czym ruszył pod prysznic by się nieco ogarnąć przed obiadem.
Miał nadzieję, że Ana czuje się na tyle dobrze, że da radę z nim gdzieś wyjść... Już on o to zadba. Uśmiechnął się na samą myśl miłego spędzenia czasu wyłącznie we dwoje. W duchu był wdzięczny, że profesor mu ufa i że będą tylko razem... Szybko udał się do pokoju blondynki by sprawdzić jej samopoczucie przed obiadem. Dziewczyna wyglądała nieco lepiej jak wcześniej.
- Już po treningu kochany? – Ana od razu szybko zaczęła przyjmować pozycję siedzącą na łóżku, co przypłaciła małymi zawrotami głowy, na co chłopak przysiadł obok i ją delikatnie objął.
- Tak po, a ty jak się czujesz? Rotschild mówił, że masz zalecenie większego odpoczynku na dziś...
- Ścięło mnie po jego lekach, ale chyba faktycznie jest spokojniej jak zapowiadał... Boli mnie wyłącznie głowa i nieco mięśnie, ale da się z tym żyć. – uśmiechnęła się czując jak szatyn poprawia nieco jej włosy.
- Po obiedzie dostałem wolne... Mogę cię porwać...
- Porwać? Biorę w ciemno, bierz mnie gdzie chcesz i kiedy chcesz. – przegryzła wargę, po czym poczuła jak szatyn ją unosi w górę.
Zaczął kąsać ustami jej ucho, szyję, co wywołało jej wesołe pokrzykiwania. Po chwili na nowo zatonęła w głębi jego spojrzenia.
- Gdzie chcę i kiedy? Nie musisz powtarzać. – zaśmiał się głośno sadzając ją na komodzie.
Od razu zaczął wsuwać śmielej dłoń pod jej koszulkę. Ana lekko popukała go w czoło.
- Wariat...
- Ale za to twój. – posłał jej kolejny szeroki uśmiech, kładąc ją z powrotem na podłogę.
- To chodźmy na obiad, a zdradzisz co planujesz? – spytała.
- Niespodzianka. – przesłał jej cwany uśmiech.
Słowo te mimo wszystko kojarzyło jej się z kreatywnością chłopaka. Postanowiła więc po raz kolejny mu zaufać. Chwycił pewnie ją za dłoń i zaprowadził do restauracji, gdzie czekał już Rotschild z Noelke. Medyk od razu zlustrował dziewczynę.
- Lepiej ci? – usłyszała nagle pytanie lekarza.
- Dziękuję, najgorsze chyba za mną.
- Czy coś z dolegliwości jeszcze zostało? – spytał.
- Wyłącznie ból głowy i mięśni... Ale nie mówmy już przy stole o dolegliwościach. Jestem głodna jak wilk...
- To całkiem niezły objaw. – zaśmiał się Gregor.
- Tylko nie przytyj za bardzo... – rzekł poważnie Marc.
Wiadomym było, że waga dla skoczka jest niezwykle ważna, ale... Czy jej stan wskazywał na nadwagę? Wręcz przeciwnie, dziewczyna ostatnio mimo dobrej diety nie przybierała. Szatyn w obronie ukochanej zmierzył mrożącym spojrzeniem trenera.
- Akurat Ana powinna nieco przybrać... Anemia wyssała nieco z niej wagi... Ale popracujemy i nad tym. Panowie, proponuję solidnego steka. – słysząc to Ana spojrzała błagalnie na medyka. – Spokojnie Ana, myślę, że dziś będziesz zadowolona... – uśmiechnął się do dziewczyny.
Panowie dość szybko dostali swoje zamówienie, natomiast Ana wciąż czekała... Miała w duchu nadzieję, że nie będzie to nic ze szpinakiem, bo Rotschild wyjątkowo lubił korzystać w diecie z tego składnika. Chwilę później przed oczami dziewczyny zjawił się talerz z kotletem cielęcym panierowanym w płatkach owsianych, fasolką szparagową i pieczonymi batatami. Mimowolnie klasnęła w dłonie wyrażając swoją aprobatę. Nareszcie coś mięsnego... Kiedy skończyła już jeść z uśmiechem spojrzała na Gregora. Wreszcie mogli poświęcić czas sobie.
- Ana, nie tak prędko. Ty jeszcze nie skończyłaś posiłku...
Dziewczyna pytająco spojrzała na medyka i kelnera, który niósł kolejną miksturkę? Ana zasłoniła usta na myśl o kolejnym zielonym koktajlu.
- Nie będzie aż tak źle. – lekko poklepał ją szatyn dodając nieco otuchy.
Kolor zielony w tym momencie źle jej się kojarzył...
- Twój deser, koktajl z jarmużu, jabłka, ananasa i mleka owsianego...
- Kiedy skończysz mnie katować tymi miksturkami? – Ana zasłoniła szybko nos.
Gregor głośno się zaśmiał na ten widok, a Marc... Cóż... Nie byłby sobą gdyby nie skomentował zachowania dziewczyny. Zgodnie jednak z podjętą wcześniej decyzją totalnie go zignorowała. Nieco się wykrzywiła czując smak koktajlu. Widząc dno kubka odetchnęła.
- Pamiętajcie tylko by wrócić na kolację. – zarządził Marc.
Profesor zaśmiał się pod nosem, na tekst trenera. Dziewczyna udała się do pokoju zabrać swoją bluzę natomiast medyk wbrew temu co powiedział Marc zalecił tylko szatynowi zabrać kolacje na wynos, gdyby mieli się na niej nie zjawić. Zaproponował też wzięcie kolejnej dawki leku, którą chłopak poda dziewczynie o odpowiedniej porze. Parka sprawnie ogarnęła temat, po czym ruszyła w kierunku znanym wyłącznie Gregorowi.
***
Madlen wiedziona chęcią rozmowy z blondynem, wyjaśnienia tego co miało miejsce w sobotę wieczorem wparowała do apartamentu i… oniemiała. Thomas był w domu i… zdecydowanie nie był sam. Słysząc kwilenie małej Lilly, cicho zatrzasnęła drzwi, po czym ściągnęła buty i z uśmiechem na ustach weszła w głąb pomieszczenia. Uśmiech… od razu spełzł jej z twarzy, bowiem obok trzymającego w swoich ramionach córkę Thomasa stała jakaś… blond lala. Kristina. Dlaczego Lena poczuła dziwnie nieprzyjemne uczucie? Jakby coś wierciło dziurę w jej brzuchu, a serce… zmieniło swój rytm. Blondynka… zdecydowanie stała za blisko niego i jak bardzo nie odpowiadał Lenie tok jej myślenia, tak bardzo nie mogła również zaprzeczyć, że widok, który zastała… niekoniecznie jej się podobał. Chcąc zwrócić ich uwagę, lekko odchrząknęła. Thomas obrócił się w jej stronę, co podobnie uczyniła Kristie. Lena po chwili poczuła jak ogarnia ją jeszcze większy gniew, bowiem stanowili… piękny obrazek szczęśliwej rodzinki. Całe szczęście, że oczy Morgiego na moment się rozpromieniły na jej widok, chłopak ruszył w jej kierunku z Lilly na rękach.
- Madlen… - zaczął z uśmiechem. – Zobacz kto nas dziś odwiedził. – dodał podchodząc do niej, na co blondynka lekko się uśmiechnęła spoglądając na małą, której widocznie bardzo wygodnie było u tatusia na rękach.
- Z każdym dniem jest coraz słodsza. – powiedziała szczerze, po czym zerknęła w oczy Thomasa, który cały dziś emanował radością. – Znowu cię nie było jak wstałam… - dodała ciszej, by tylko on mógł to usłyszeć.
Morgi popatrzył na nią z konsternacją.
- Byłem pobiegać. – odrzekł. – Myślałem, że… potrzebujesz trochę przestrzeni.
- To źle myślałeś. – odrzekła bez ogródek i ruszyła w stronę Kristie by się przywitać.
- Madlen, bardzo miło cię widzieć w dobrej formie. – powiedziała Kristina wychodząc naprzeciw blondynce.
Lena nie usłyszała fałszu w jej głosie ani nie ujrzała kpiny w oczach. Uśmiechnęła się więc, zachowując jednak delikatny dystans.
- Kristina jak mniemam? – zapytała.
- Miałam nadzieję, że mnie akurat będziesz pamiętać. – zachichotała starsza.
- Niestety… nie pamiętam nikogo z otoczenia Thomasa. – odrzekła Madlen walcząc z niechęcią do dziewczyny. – Napijesz się kawy? – zapytała uprzejmie, na co panna K kiwnęła jedynie głową.
Lena więc udała się w stronę kuchni próbując zachowywać się normalnie. Morgi odprowadził ją wzrokiem marszcząc czoło, bowiem w jego mniemaniu Lena zachowywała się dziś… wyjątkowo dziwnie. Nie dane mu było jednak się nad tym dłużej zastanawiać, ponieważ Lilly na nowo zaczęła kwilić, więc uwagę skupił na niej. Kristina tymczasem ruszyła w stronę wyspy i zajęła jeden z hokerów.
- Jak ogólnie się czujesz Madlen? – zagadnęła. – Wspomnienia powoli wracają?
- Wracają i… nawiedzają mnie w najmniej dogodnych dla mnie chwilach. – odrzekła podając dziewczynie filiżankę z lekkim cappuccino, wszak Kristina karmiła przecież małą. – Wyprzedzając twoje pytanie… z tobą niestety nie mam żadnych wspomnień.
- Może to i lepiej. – zaśmiała się Kristie, na co Lena ledwie powstrzymała chęć przerzucenia oczami.
- Lepiej powiedz jak ty się czujesz. Połóg zakończony? – zarzuciła nowy temat.
- No można tak powiedzieć, ale nie będę zanudzać cię opowiadaniem o fizjologii po ciążowej, tym bardziej Thomasa, który chyba wolałby tego nie słyszeć. – kolejny raz zaśmiała się starsza.
Morgi niby udawał, że zajmuje się Lilly, prawda była jednak taka, że przysłuchiwał się rozmowie obu blondynek. Zachowanie Madlen nadal go dziwiło, bowiem traktowała Kristinę… z lekką dozą obojętności. Tylko dlaczego… Mała ponownie zaczęła się skrzywiać, więc powrócił do jej kołysania, Kristie jednak zeskoczyła z hokera ruszając w ich kierunku i… położyła dłoń na ramieniu Thomasa co nie umknęło uwadze Madlen. Dlaczego to ją tak irytowało? Czy problem był w tym, że sama chciałaby z taką łatwością dotykać chłopaka? Czuć swobodę i lekkość w kontaktach z blondynem? Westchnęła poirytowana swoim tokiem myślenia.
- Może ja was zostawię samych? – wypaliła bez zastanowienia. – Może chcecie zacieśniać… więzi rodzinne? – dodała czując, że strzeliła gafę, ponieważ zarówno Thomas jak i Kristie dziwnie na nią popatrzyli.
- W sumie to… chyba będę się już zbierać. Zbliża się pora obiadowa, wypadałoby przygotować coś do jedzenia dla Davida. – oznajmiła panna K zerkając na zegarek.
- Chcesz żebym was odwiózł? – zaproponował Morgi.
- Nie Thomas, ale dzięki. Spacer na pewno dobrze zrobi Lilly, a jak wiesz ona uwielbia jeździć w wózku. – odrzekła Kristie zabierając małą od chłopaka i kładąc ją do gondoli.
Potem skierowała się w stronę Leny, gdzie zostawiła swoją niedopitą kawę.
- Lena, jeśli chciałabyś pogadać… skonfrontować jakieś wspomnienia lub po prostu odwiedzić Lilly wpadaj śmiało. – powiedziała z uśmiechem. – Właśnie… wiem o co miałam was zapytać. Dostaliście nominację do Złotych Dzbanków?
Madlen spojrzała na Thomasa. Wiedziała od trenera, że dostała nominację w kategorii Łyżwiarstwa, ale nic nie wiedziała w tej materii o blondynie. Gala wypadała 15 października w czasie inauguracji ISU Grand Prix w Paryżu i Lena wiedziała już, że nie będzie mogła wziąć udziału z tym konkursie. Czy to znaczyło, że… wraz z blondynem będą musieli udać się na galę razem? Jako para…?
- No ja w tym roku niekoniecznie byłem chyba ulubieńcem publiczności. – odrzekł Morgi z przekąsem. – Nie dość, że niczego nie wygrałem, nie obroniłem Kryształowej Kuli to dodatkowo… zostawiłem pannę z dzieckiem i związałem się z inną. – rzekł bez ogródek na co Kristina wybuchła śmiechem, a Lena spojrzała szeroko otwartymi oczami na chłopaka.
Właśnie potwierdził to co czytała przed godziną i co potem ujrzała we wspomnieniach.
- Kristie, może jednak zostaniesz na obiad? – zaproponowała nagle Lena. – David przecież może wpaść do nas.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Umówmy się po prostu kiedyś na jakiś inny dogodniejszy termin, ok? – zaproponowała, na co Lena kiwnęła głową na znak zgody podobnie jak Morgi.
Potem chłopak pomógł starszej blondynce wyprowadzić wózek i tyle jej wiedzieli. Madlen westchnęła przeciągle analizując dzisiejsze spotkanie. Zareagowała chyba zbyt emocjonalnie i dodatkowo nie potrafiła tego ukryć, ale co zrobić skoro widok Kristie… po prostu ją wzburzył. Czy ona zawsze tak na nią reagowała? Pewnie nie, ale dzisiejszy samotny poranek i późniejsze rewelacje konkretnie wstrząsnęły dziewczyną. W efekcie wyżyła się na blondynce, przez co teraz było jej niezmiernie głupio.
- Madlen… czy wszystko w porządku? – zapytał nagle Thomas, który wrócił już do mieszkania.
Usiadł przy wyspie naprzeciwko stojącej po jej drugiej stronie Leny.
- Chyba ja powinnam zadać to pytanie. – odwarknęła blondynka, na co chłopak uniósł zdziwiony brwi. – Dlaczego od kilku dni sama muszę jeść śniadanie? Dlaczego trzymasz wobec mnie jakiś dziwny dystans? Skąd ta zmiana? To przeze mnie? Zrobiłam coś nie tak? Przepraszam, że nie jestem tą Lena co kiedyś, ale naprawdę się staram. Czy to chodzi o sobotę? Zaskoczyłeś mnie… To nie jest łatwa dla mnie sytuacja. Próbuję się w niej odnaleźć, ale… widocznie błądzę we mgle. Nie chcę żeby tak było… Nie chcę samotnie spędzać tutaj dni. Jeśli tak ma to dalej wyglądać to wolę wrócić do rodziców. – Madlen wpadła w dziwny słowotok, a Morgi z każdym wypowiedzianym przez nią wyrazem wpadał w coraz większe zaskoczenie.
- Hej… Lena… spokojnie. – wszedł jej w słowa łapiąc delikatnie za łokieć.
Madlen oprzytomniała. Jak on się w ogóle znalazł obok niej? Uniosła głowę i spojrzała w jego oczy.
- I tak właściwie… co ona tutaj robiła? – palnęła zanim zdołała się powstrzymać.
Thomas zamrugał oczami… Nagle na jego twarzy zakwitł uśmiech.
- Czy ty… czy ty jesteś zazdrosna? – zapytał puszczając jej rękę, ale nie odchodząc na krok.
- Co… - zapytała Madlen czując jak na policzki wpełzają jej rumieńce. – Nie… oczywiście, że nie. – dodała z nerwowym uśmieszkiem. – Przecież nic was już nie łączy… poza Lilly? Prawda? – zapytała siląc się na obojętny ton.
- Prawda. – odrzekł jedynie Thomas, uśmiech jednak wcale nie opuścił jego twarzy.
- Ok… więc… co robimy dziś na obiad? – zapytała odwracając się do chłopaka plecami z zamiarem odejścia.
Morgi jednak szybko chwycił ją za rękę powodując, że stanęła w tym samym miejscu co przed chwilą.
- Porozmawiaj ze mną…
- Ty przez ostatnie dni nie chciałeś rozmawiać ze mną. Dlaczego więc ja mam to teraz robić z tobą? – zapytała z miną obrażonego dziecka.
- Przepraszam… po prostu… - tutaj westchnął bezradnie. – Czułem się beznadziejnie po tym w jakiej sytuacji postawiłem cię w sobotę wieczorem. Stwierdziłem, że najlepiej jeśli… delikatnie się od ciebie odetnę by uniknąć podobnych sytuacji.
- Jak widzisz… najlepiej to chyba wyszło tylko dla ciebie. – odrzekła i odsunęła się od chłopaka tak by nie mógł jej ponownie dosięgnąć.
A potem aby dosadnie pokazać, że zakończyła z nim konwersację, włączyła radio i nastawiła na swoją ulubioną stację. Następnie zajrzała do lodówki i postanowiła przygotować dziś tartę z ciasta francuskiego z kurczakiem, szpinakiem i suszonymi pomidorami. Thomas widząc jej poczynania, stwierdził, że da jej chwilę ochłonąć, więc zaczął pomagać. Bez słów chwycił nóż i cebulę, po czym zaczął ją obierać, a następie siekać. Lena spojrzała na niego kątem oka, ale postanowiła w ciszy dalej kontynuować oczyszczanie piersi. Takim oto sposobem, razem zaczęli przygotowywać obiad. W ciszy, przy akompaniamencie grającej muzyki.
W pewnym momencie spiker zapowiedział starą piosenkę Lesley Gore - You don't own me przerobioną na nowoczesną nutę. Lena drgnęła na chwilkę, nic jednak nie dała po sobie poznać. Uśmiechnęła się jednak pod nosem słysząc pierwsze nuty i słowa. Och! Ta piosenka idealnie teraz do nich pasowała. Nie mogąc się powstrzymać, cicho podśpiewywała co ważniejsze dla niej wersy.
- Nie posiadasz mnie… - Thomas spojrzał na nią kontem okna udając, że wcale jej nie słucha. - Nie próbuj mnie w żaden sposób zmienić… - kontynuowała Lena lekko zaczynając podrygiwać. – Nie mówię ci co masz robić. I nie mówię ci co masz powiedzieć. Więc po prostu daj mi być mną. To wszystko o co cię proszę. – chłopak tutaj jednak zatrzymał swe poczynania i spojrzał w stronę dziewczyny, która totalnie poddała się muzyce i zaczęła wirować po kuchni. – Jestem młoda i uwielbiam być młoda! I jestem wolna i uwielbiam być wolna! By żyć moim życiem tak jak chcę! By mówić i robić cokolwiek zechcę! – zatrzymała się raptownie i spojrzała na roześmianego Thomasa.
Po chwili sama zaczęła się śmiać i śpiewać dalej. Konflikt wydawać by się mogło został zażegnany. Mimo wszystko… i tak czekała ich jeszcze rozmowa. Dlatego powrócili do swoich zajęć oboje zastanawiając się jak ugryźć temat.
***
Była piękna słoneczna pogoda wprost idealna na spacer i oglądanie regionu. Gregor jednak pomachał dziewczynie kluczykami.
- Ale miał być spacer... – zaśmiała się blondynka.
- Będzie, ale nieco później... – puścił jej oczko, po czym ruszyli w trasę.
Wybyli z miejscowości, którą do tej pory zajmowali i ruszyli dalej przez góry najpierw na północ by chwilę później zjechać w dół na południe. Ana co rusz zachwycała się potęgą pięknych gór, jednak najbardziej jej głowę zaprzątał pomysł chłopaka gdzie ją zabiera.
- Naprawdę nic nie powiesz? – spytała próbując uszczknąć nieco z jego tajemniczego wyrazu twarzy.
- Jesteśmy już blisko. – rzekł mijając tabliczkę Umhausen.
Na pierwszy rzut oka typowo tyrolska wioska. Szatyn zatrzymał samochód co wywołało jeszcze większą konsternację u dziewczyny. Dlaczego właściwie stanął? Co będą robić w takim miejscu? Chodzi o zachowanie prywatności? Miliony pytań kłębiły się teraz w głowie Ane.
- Jesteśmy na miejscu... – otworzył drzwi auta, podając dłoń dziewczynie, po czym zabrał torbę z tylnego siedzenia, następnie zaprowadził ją nieco bardziej w głąb wioski. – Jeśli mi ufasz zamknij na moment oczy, a ja będę cię prowadził... – uśmiechnął się ponownie.
Oczywiście dziewczyna poszłaby z nim choćby na koniec świata więc bez wahania ruszyła z nim pewnie będąc przez niego prowadzoną. Mimo zamkniętych oczu usłyszała śmiech dzieci, rozmowy innych ludzi oraz nienaturalnie głośniejszy szum wody. Próbowała w głowie analizować mapę Austrii by wiedzieć, gdzie mniej więcej są, ale... Nic nie wychodziło, zatem czekała na dalsze wytyczne szatyna. Puścił jej rękę, stanął za nią i zbliżając swe usta do jej ucha poprosił ją o otwarcie oczu. Stali blisko pięknie ulokowanego wielkiego wodospadu.
- To Stuibenfall, największy wodospad Tyrolu, ma 159 metrów wysokości. Jak widzisz czeka nas trochę schodów do pokonania. Jednak myślę, że dla niego warto.
Ana głośno zapiszczała wyrażając swój zachwyt. Uwiesiła się na szyi szatyna, by po chwili zapamiętale zacząć całować jego usta. Stanęli bliżej wielkiej kaskady wody, która z dołu była tak widoczna by zrobić kilka pamiątkowych wspólnych zdjęć. Postanowili wysłać mms do Thomasa i Madlen by podzielić się swoją radością, po czym ruszyli w kierunku schodów prowadzących ku górze wodospadu. Trzymając się za ręce, co rusz się śmiali. Ten dzień, mimo że był w czasie obozu, zapowiadał się wyjątkowo... Zatrzymali się gdzieś w połowie drogi, na jednej z platform.
- Tu jest przepięknie! Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś Gregor. – po raz kolejny musnęła jego policzek, zachwycając się niespotykanym na co dzień widokiem.
Potęgą natury była tu dostrzegalna na każdym kroku. Coraz mocniejszy spływ wody, gdzieniegdzie porozrzucane wielkie kamienie oraz szumiące dodatkowo na wietrze drzewa. Magia tego miejsca pozwalała nieco odreagować codzienne trudy i wysiłki ostatnich dni. Minęło ich kilka osób, jednak jedna z parek przystanęła na moment i...
- Zostaniesz moją żoną? – usłyszała nagle kobieta.
Ana szturchnęła szatyna by pokazać mu czego świadkami właśnie się stawali. Kobieta, która usłyszała pytanie od razu się zgodziła, co mimowolnie skłoniło do serdecznych oklasków świeżo zaręczonej pary. Narzeczeni poprosili parkę o wykonanie pamiątkowego zdjęcia. Dopiero teraz odkryli kto im towarzyszył w tej podniosłej ważnej chwili.
- Patrz Sara, to teraz nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić was na nasz ślub. – zaśmiał się mężczyzna dając telefon Gregorowi do zrobienia fotek.
Szatyn głośniej się zaśmiał na myśl o propozycji pary. Zrobił kilka ładnych ujęć zakochanym, po czym ustawił samowyzwalacz bowiem świeżo zaręczeni chcieli mieć kolejną pamiątkę w postaci fotki ze znanymi w Austrii sportowcami.
- Jeszcze raz gratulujemy wam i życzymy wszystkiego co najpiękniejsze na nowej drodze życia. – uśmiechnęła się Ana.
Do niej dołączył Gregor, po czym ruszyli w dalszą trasę. Koniec końców sama ilość schodów mogła przyprawić o zawrót głowy – 700, a byli raptem na półmetku. Więc trzeba było zakasać rękawy i podążyć dalej. Z każdym krokiem wyprawa była coraz ciekawsza i piękniejsza. Nim się obrócili dotarli do mostu i szczytu wodospadu. Efekt zwalił Ane z nóg.
- To się nazywa klimat... Widzę, że tam dalej chodzą też ludzie, pójdziemy tam?
- To trasa via ferrata, zaliczymy ją innym razem kochanie... – uśmiechnął się czule muskając jej dłoń.
- A czemu nie dziś? – spytała zbliżając się nieco bardziej wodospadu, na co chłopak momentalnie wtulił się w jej plecy zbliżając usta do jej ucha.
- Mamy na to cale życie. – dziewczynę przeszył przyjemny dreszcz na myśl o jego słowach.
Odwróciła się w jego kierunku kładąc dłonie na jego klatce piersiowej, uniosła oczy ku niemu i się zaśmiała.
- To śmiała deklaracja, wytrzymasz tyle ze mną?
- O niczym innym nie marzę jak o tym by dzielić z tobą życie... By sprawiać ci radość każdego dnia, by kochać cię... – jego słowa przerwała dziewczyna kładąc mu palec na usta.
- Gregor... To brzmi jak oświadczyny... – przeciągnęła nieco ostatnie słowa patrząc w jego wyrażające bezgraniczną miłość tęczówki.
- Może tak właśnie ma być. – zaśmiał się unosząc jedną brew, na co dziewczyna spojrzała niepewnie na niego na co ten wybuchł śmiechem. – Ana, Ana wiem, że w Karyntii śluby bierze się po trzydziestce... Tutaj w Tyrolu gdy jest się czegoś pewnym szczególnie w kwestii uczuć... Nie czeka się tak długo. Mamy na razie po dziewiętnaście, więc myślę, że mamy jeszcze czas. Jednak twój wyraz twarzy, bezcenny. – zaśmiał się ponownie, a razem z nim dziewczyna.
Koniec końców znali się niespełna rok, byli jeszcze bardzo młodzi... Musnął czule ustami jej czoło, po czym oddali się czerpaniu przyjemności z niezapomnianych widoków i krótkiej sesji. Ana oddała się z kolei rozważaniu tego co powiedział Gregor. Czy byłaby gotowa za niego wyjść w tym momencie? Co by było gdyby jej to zaproponował? Faktycznie byli młodzi, ale czy nie przeszli już wystarczająco wiele by być siebie pewni? To były trudne pytania... Dość szybko wyrwała się z zadumy spoglądając na zegarek.
- Gregor, już dość późno, chyba musimy wracać do ośrodka...
- Nic się nie martw... Chodź za mną. – uśmiechnął się zadziornie prowadząc ją w jeszcze jedne miejsce nieco bardziej oddalone od pięknego wodospadu, co wprawiło dziewczynę w niemałą konsternację.
Zamiast zbliżać się do auta... oni szli dalej? Chłopak skierował jej kroki ku dolinie, która w otoczeniu gór była piękną polaną usłaną wrzosami. Akurat był to idealny miesiąc na podziwianie tych kwiatów. Ana spojrzała na Gregora oczami pełnymi uwielbienia.
- Tu jest pięknie... Szkoda, że nie możemy zostać... – powiedziała robiąc smutną minę.
Szatyn natomiast wyjął z plecaka koc piknikowy w specjalnie przygotowanym miejscu. Ana zaskoczona ponownie pokręciła głową z niedowierzaniem. Co on najlepszego wyprawia? Przecież powinni już schodzić, a tymczasem zebrało mu się na odpoczynek? Nie mieli czasu na taką swobodę w zachowaniu...
- Ale... – położył palec na jej ustach i podał pudełko z posiłkiem na wieczorową porę.
- Nie wracamy dziś na noc do Kuhtai... – wymruczał jej do ucha.
Dziewczyna przegryzła wargę na myśl o spokojniejszym niż zwykle wieczorze. Mogli cieszyć się wyłącznie swoim towarzystwem.
- Jak tego dokonałeś? Przecież Marc...
- Nie mówmy o nim... Nie myślmy o obozie, tylko skupmy się na nas... – nałożył porcje sałatki, którą zaczął karmić dziewczynę.
- Cudowna niespodzianka. Dziękuję... Tak bardzo cię kocham. – wsparła się nieco na ramionach by po chwili złączyć jego usta ze swoimi.
Czując przyjemne łaskotanie jego języka poczuła nie tylko rozkosz, ale przede wszystkim spokój... Wreszcie są razem w miejscu, gdzie chcieli być. Spojrzała w jego pełne uczucia tęczówki i się zaśmiała.
- Czyli co, nocka na świeżym powietrzu? – spytała.
- Super propozycja, ale na dziś aż tak długo nie planowałem, tym bardziej że noce coraz chłodniejsze tu w górach. Udamy się do ośrodka prowadzonego przez znajomych moich rodziców. Tam wypoczniemy, a rano wracamy do treningów.
- Jesteś mistrzem konspiracji... Nie spodziewałam się takiej niespodzianki. Kiedy ty to ogarnąłeś?
Dziewczyna zaległa na muskularnym ramieniu chłopaka i spojrzała na otaczający ją rejon. Po chwili uniosła oczy ku górze widząc już pierwsze gwiazdy na ciemniejącym nieboskłonie.
- Jeszcze nie raz cię zaskoczę. – rzekł bawiąc się jednym z kosmyków jej włosów.
- Uważaj, bo przywyknę... Chodź, musimy solidnie wypocząć przed jutrem.
- Chyba sama w to nie wierzysz, że tak szybko pójdziemy spać? – Ana zachichotała słysząc jego aluzję, ale po miłej przerwie uznali, że faktycznie czas udać się do miejsca znanego Gregorowi.
***
Tymczasem w mieszkaniu Thomasa, w totalnej ciszy odbywała się konsumpcja tarty, która swoją drogą wyszła przepyszna. Śmiech spowodowany śpiewem Madlen odszedł gdzieś bezpowrotnie, a oni dryfowali w swoich myślach, nie mając zamiaru przerywać milczenia. Może tak było lepiej? Może dzięki temu oszczędzili sobie gorzkich słów, które niechybnie mogły tu paść? To próbowała wmówić sobie Lena, która lekko karciła się w głowie za swoje nieprzemyślane słowa. Wcale nie chciała, by chłopak zauważył jaka była wzburzona oraz z jakimi emocjami walczyła w ostatnim czasie. Zazdrość… przez myśl jej to nie przeszło, ale kiedy chłopak jej to zarzucił… Zdała sobie sprawę, że mogło być to prawdą. Problem w tym, że nie była zazdrosna o Thomasa jako o człowieka, a o relację jaka łączyła go z Kristiną. Madlen bardzo chciała móc z taką łatwością rozmawiać z chłopakiem bądź ze swobodą go dotykać, ale co zrobić, kiedy bardzo się tego bała. Bała się, że chłopak w nieprawidłowy sposób odczyta jej zamiary, a przecież nie chciała go zranić… Bo właśnie chyba to wydarzyło się w sobotę. Pozwoliła sobie na zbytnią bezpośredniość i wyszło jak wyszło… Thomas co prawda nie rzucił się na nią, ale… mało brakło. Tylko czy Lena faktycznie bała się jedynie tego co mógł zrobić Morgi? A może bała się tego co ona mogła zrobić w odpowiedzi na jego ruchy? Kiedy uprzątnęła jadalnię i kuchnię po obiedzie, oczywiście z niemałą pomocą blondyna, zarzuciła na siebie sweter i z kubkiem gorącej herbaty wyszła na taras. Podeszła do barierki i opierając się o nią spoglądała na słońce, które powoli chyliło się ku zachodowi. Dni były coraz krótsze i coraz zimniejsze… jesień było czuć w powietrzu.
- Madlen… - usłyszała za sobą głos Thomasa, który niedługo potem oparł się obok niej o balustradę. – Przepraszam jeśli w ostatnim czasie poczułaś się przeze mnie odtrącona. Nie to było moim zamiarem. – zaczął. – Po prostu… czasami nie mogę się powstrzymać… tęsknota za tym co było przejmuje nade mną kontrolę i… robię rzeczy, których potem żałuję. Nie chciałem postawić cię w takiej sytuacji kolejny raz, dlatego stwierdziłem, że dystans przyda się obojgu nam.
- Nie możesz za mnie decydować. – odrzekła Madlen wpatrując się w krajobraz przed sobą. – Nie wiesz co jest dla mnie najlepsze… ja chyba sama nie wiem. – westchnęła na koniec.
Na chwilę między dwójką zapanowała cisza.
- Wiem jedno, nie chcę byś się ode mnie odsuwał. – tutaj spojrzała w jego oczy. – Od przebudzenia nie czułam się tak samotna jak przez ostatnie dni. Rozumiem, że dzielenie ze mną mieszkania nie jest dla ciebie proste, ale… dla mnie również nie jest. Myślisz, że nie widzę jak wodzisz za mną tęsknym wzrokiem? Jak ciemnieją ci oczy, kiedy zapewne masz ochotę pochwycić mnie w swoje ramiona? I wiesz co wtedy czuję? Niemoc… bo choćbym chciała w jakiś sposób zareagować, moje ciało drętwieje. I to się właśnie stało w sobotę. Wiem, że to ja cię sprowokowałam… że to ja potem stałam sparaliżowana strachem, ale… nie chcę dawać ci nadziei, które mogą okazać się płonne. Nie wiem czy kiedyś sobie ciebie przypomnę. Nie wiem czy przypomnę sobie co do ciebie czułam… Jednego jestem jednak pewna. Jesteś dla mnie ważny i przez ostatnie dni… po prostu za tobą tęskniłam. Nie wiem Thomas gdzie nas to zaprowadzi. Co będzie za tydzień, za dwa, za miesiąc. Nie jestem w stanie dać ci żadnej gwarancji. Nie chcę byś przeze mnie cierpiał, bo wiem jak bardzo mnie kochasz. – tutaj Morgi na chwilę wstrzymał oddech. – Dlaczego nie powiedziałeś mi o aferze medialnej?
- Której dokładnie? Pierwszej czy drugiej? – lekko się zaśmiał.
- To były dwie? – Lena szeroko otworzyła oczy.
- Najpierw była afera z rozstaniem z Kristie, a związaniem się z tobą, a potem… afera z jej ciążą. – ponownie się zaśmiał, bowiem po czasie dziwnie go to bawiło.
- O Boże… może lepiej jeśli pozostanę w błogiej nieświadomości? – zaczęła zastanawiać się Lena.
- Mniej wiesz, lepiej śpisz. – zaśmiał się Thomas, na co dziewczyna popatrzyła na niego lekko się krzywiąc.
- Wiem, że wyznajesz zasadę, że wszystko powinnam przypomnieć sobie sama, ale… niektóre aspekty naszego życia mogłyby rzucić nowe światło na pewne sprawy.
- To może jednak faktycznie powinniśmy się pocałować. – wyszczerzył się chłopak, na co blondynka przerzuciła oczami.
- No i wrócił stary Thomas… - westchnęła.
- Nie o to ci chodziło? – znowu się zaśmiał, na co dziewczyna pokręciła głową, uśmiechnęła się jednak po chwili.
- Chodź, zagramy w scrabble, dziś na pewno cię pokonam. – powiedziała mając nadzieję, że po tej szczerej rozmowie ich relacja wróci na właściwe tory.
Thomas więc puścił ją przodem ruszając za nią i zatrzaskując drzwi. Słowa Leny jeszcze długo dźwięczały w jego głowie… Jesteś dla mnie ważny i przez ostatnie dni… po prostu za tobą tęskniłam. Wierzył, że dziś pierwszy raz zaśnie ze spokojem, nawet jeśli blondynka będzie daleko za ścianą. Bo to dawało mu nadzieję, nadzieję, że jeszcze kiedyś wróci to co było niespełna miesiąc temu. Szalona miłość, dwójki wariacko zakochanej w sobie pary.
***
Jakiś czas później Ane i Gregor zjawili się na miejscu. Z dala można było dostrzec, iż był to typowo tyrolski dom. Szatyn solidnie zapukał w drzwi oczekując gospodarzy. Drzwi otworzyła kobieta podobna wiekowo do matki chłopaka od razu szeroko rozłożyła ramiona by go powitać.
- Gregor, ile czasu my się nie widzieliśmy... Zmężniałeś, wydoroślałeś... – uśmiechnęła się szczerze go tuląc.
- Witaj Heidi, miło widzieć cię w dobrym zdrowiu. Mam nadzieję, że nie sprawiliśmy ci kłopotu?
- A skąd! – rzekła zdecydowanie, po czym skierowała swój wzrok ku Ane.
Kobieta przyjaźnie się uśmiechnęła, by po chwili lekko się zaśmiać.
- Gdy był młodszy... Obiecał, że kiedyś przywiezie tu wybrankę serca... I proszę, minęło kilka lat i słowo się rzekło...
- Heidi, poznaj Ane, osobę niezwykle bliską memu sercu.
- Miło mi, pewnie jesteście już zmęczeni. Najchętniej bym pogadała z wami dłużej, ale Gregor mówił, że to... Wyjątkowo jedna noc. – westchnęła gospodyni.
- Obiecuję, że następnym razem zatrzymamy się na dłużej. – pewnie zapowiedział chłopak co ucieszyło gospodynię.
- Trzymaj klucze, trasę znasz, wierzę, że wam się spodoba. – uśmiechnęła się, po czym zostawiła ich razem.
Po pokonaniu kilku drewnianych schodów zaprowadził ją do jednego z pokoi. Otworzył drzwi, po czym bez ceregieli chwycił ją w ramiona.
- Co robisz wariacie? – zaśmiała się.
- Przeprowadzam przez próg damę mego serca. – dziewczyna mocniej złapała go za szyję, po czym czule pocałowała go w usta.
Spojrzała na niego z błogim uśmiechem by następnie rozejrzeć się po całym pomieszczeniu, które zrobione było w alpejskim klimacie. Kominek już pracował nadając przyjemnego charakteru wnętrzu, w którym się właśnie znajdowali.
- To miejsce szczególne dla mojej rodziny. Tu zawsze czuję się jak w domu... – rzekł Gregor, kładąc torbę.
Chwilę później wyjął zastrzyk z lekarstwem Ane. Dziewczyna westchnęła z nutą dezaprobaty jednak zajęła miejsce na kolanach szatyna. Jak zawsze czule musnął jej dłoń, po czym ustami pojechał w miejsce, gdzie miał zrobić kolejne nakłucie. Złożył delikatnego całusa, po czym niczym wytrawny lekarz wykonał medyczne zobowiązanie profesora. Dziewczyna spojrzała z uczuciem na chłopaka.
- Już wkrótce i dla mnie Tyrol stanie się domem... – powiedziała nieśmiało, na co w oczach Gregora mimowolnie pojawił się jeszcze większy ogień.
- Czyżby? – uniósł swoją brew nieco wyżej.
- Sam zobacz. – szybko kliknęła w maila, którego otrzymała dzisiejszego poranka.
- Uniwersytet Leopolda Franciszka w Innsbrucku z radością informuję o przyjęciu Pani Ane Katherine Morgenstern na pierwszy rok studiów stacjonarnych, kierunek Psychologia w roku akademickim 2009/2010. – Gregor się zawiesił, po czym spojrzał na nią z dumą w oczach. – Naprawdę?! Moje gratulację! Czyli to znaczy, że...
- Dokładnie, najbliższe lata będziesz skazany na moje towarzystwo praktycznie 24 godziny 7 dni w tygodniu... – zaśmiała się głośniej dziewczyna.
- Takie skazanie biorę w ciemno! – rzekł radośnie, po chwili zatracając się w jej miękkich wargach, wyrażając co naprawdę myśli.
W końcu... nie będzie granic i kilometrów...
- Dasz mi chwilę? – spytał zakańczając raptownie czułe zbliżenie.
Spojrzał w jej błękitne tęczówki, które mimo zmęczenia wyrażały szczęście na myśl o tym co ich czeka w najbliższym czasie. Dziewczyna nieśmiało skinęła głową czekając na jego dalsze działania. Uniósł szelmowsko brew, wstając z łóżka. Zaskoczona chciała zadać pytanie, jednak chłopak uprzedzając ją z uśmiechem spojrzał na nią.
- Poczekaj... Zaraz wracam. – powiedział, znając doskonale myśli blondynki.
W oczekiwaniu na chłopaka zaczęła analizować w głowie co może kombinować jej partner. Czyżby jakaś kolejna niespodzianka? Zbliżyła się na moment do iskrzącego kominka, by nieco ogrzać swoje dłonie. W jej głowie mimowolnie zagościło wspomnienie tego co działo się w podobnej scenerii... w domu u Gregora... Podczas tego zgrupowania na nowo odkryli siebie i swoje uczucie. A teraz jeszcze częściej będą spędzać ze sobą czas... Jeszcze więcej bliskości... Ciepła... Miłości... Tego czego nie dałyby dzielące ich kilometry. Uśmiechnęła się sama do siebie. To będzie ciekawy etap w jej życiu. Choć bywała tutaj, to teraz to miejsce będzie dla niej miało inny charakter. Bedzie jej domem... Przestrzenią, którą będzie dzielić z ukochanym facetem. Otwierające drzwi sprawiły, że wyrwała się z zadumy. Gregor z uśmiechem od ucha do ucha zmierzał w jej kierunku z butelką trunku i dwoma kieliszkami.
- Chcesz mnie upić? – zaśmiała się, widząc jego szeroki uśmiech i zawartość tacy, z którą wszedł.
- Nie przyszło mi to do głowy, ale skoro nalegasz... – uniósł brew wyżej po chwili otwierając przyniesione wino.
Sprawnie nalał zawartość do jednego kieliszka i podał go ukochanej.
- Myślę, że na chwilę obecną nie było to by żadnym wyzwaniem... – lekko westchnęła na myśl o swojej chorobie.
Przejęła od niego kieliszek z napitkiem spoglądając jak zapełnia drugie naczynie.
- Przecież wiesz, że... nie powinnam nazbyt wiele sobie pozwalać. – uśmiechnęła się do niego, kiedy skończył już rozlewanie alkoholu.
- Przecież nie wypijemy całego... A nie mogę przejść obojętnie obok takiej nowiny Ana... Poza tym lampka białego wina jeszcze nikomu nie zaszkodziła... To co, za nowy początek? – zaproponował unosząc lekko kieliszek.
- Za nowy początek... – uśmiechnęła się szeroko, stukając się lampką wina z szatynem.
Upiła łyk trunku i spojrzała w przepełnione uczuciem miodowe tęczówki chłopaka. Już niedługo... Każdy dzień będzie mógł zaczynać się tak samo... Obok siebie... Delikatnie objął ją w pasie, po czym poprowadził na nowo w kierunku łóżka.
- Skąd pomysł psychologii? – spytał popijając kolejne łyki wina.
- Skąd? Niech się zastanowię... – po chwili przejechała jedną dłonią po jego policzku docierając do czubka głowy i się zaśmiała. – Będę wiedziała na przykład co w niej siedzi... Nie będziesz miał przede mną żadnych tajemnic... – zachichotała na myśl o swojej możliwej przewadze.
- Naprawdę nie wiesz? Jest ktoś kto na dobre zajął tam miejsce i się rozgościł, ale nie tylko tam... – uśmiechnął się zabierając jej dłoń z głowy, by posunąć ją w kierunku swojego serca, po czym ułożył swoją dłoń na jej i się uśmiechnął. – Tak, bije dla ciebie... – uniósł jej podbródek, by po raz kolejny zatonąć w błękicie jej spojrzenia.
Ukradkiem dostrzegając jej pusty kieliszek, wyciągnął po niego dłoń i odłożył go na małą szafeczkę stojącą przy łóżku. Ana przegryzła swoją wargę czując do czego zmierza jej partner. Jej serce nieco przyspieszyło. Mimo zmęczenia... Chciała być blisko. Czule przejechał wargą po jej ustach by po chwili poczuć jak jej miękkie usta odwzajemniają delikatny pocałunek. Przyjemne ciepło zalało jej wnętrze... Czuła wreszcie spokój, ale i pełen psychiczny komfort, który niekoniecznie był w ośrodku zajmowanym przez nich podczas zgrupowania. Zaczęła przejmować więcej inicjatywy, by po chwili się wycofać... I ziewnąć ze zmęczenia. Nastrój się nieco ulotnił... Jednak nie przeszkadzało to ani trochę samemu Gregorowi, który ze zrozumieniem podszedł do jej stanu.
- Chyba czas na sen. To był dość intensywny dzień. – uśmiechnął się czule całując ją w dłoń.
Sprawnie zrzucił z siebie koszulkę i ułożył się wygodnie na łóżku. Dziewczyna choć nieco zaskoczona przyznała w duchu, że jego myślenie o niej... Zrobiło na niej wrażenie. Był bardzo delikatny i wyrozumiały na jej potrzeby... Mimo, że mieli warunki by w pełni wykorzystać czas we dwoje. Nie napierał... Ana zaległa na torsie chłopaka.
- Dziękuję za dzisiaj... Ten dzień był naprawdę miły, choć wcale tak się sympatycznie nie zaczął... – rzuciła lekko czując jak chłopak mizia delikatnie jej ramię.
- A ja dziękuję za każdy kolejny dzień... Jestem wielkim szczęściarzem... Kocham cię Ana.
- Ja ciebie bardziej... – odparła ciszej dziewczyna.
Nie minęła długa chwila jak sen zmógł jej powieki. Jego dłoń nieco mocniej ją objęła, by bardziej czuła jego bliskość, a co za tym idzie także i bezpieczeństwo. Sam wpatrując się w belki na suficie pomyślał o kolejnych coraz ciekawszych zbliżających się dniach... Mimowolnie na jego twarzy zagościł uśmiech. Będą inne... Będą wyjątkowe... Bo z nią... I z tą myślą sam odpłynął do krainy Morfeusza.
~~~
Witajcie :)
Rozdział pojawia się nieco później, ale za to jest nieco… dłuższy niż pozostałe :) Sporo dialogów, ale mamy nadzieję, że Wam to nie przeszkadza :) Dużo się dzieje u naszych parek… Lena i Thomas dochodzą do porozumienia, mimo iż na początku wcale się na to nie zapowiadało… Dziewczyna zaczyna coraz mocniej odczuwać emocje względem Thomasa, gdzie ich to zaprowadzi? Wy byście pewnie chciały żeby przed ołtarz hahaha… Ale Gregor sam podkreślił, że w Karyntii śluby bierze się dopiero po trzydziestce… xD Także, uzbrójcie się w cierpliwość <3 U drugiej parki natomiast dzień również nie zaczął się rewelacyjnie, bo z rewolucjami żołądkowymi w tle… Ale przecież nie chodzi o to jak się zaczyna, a jak kończy… A tu zdecydowanie wszystko poszło w dobrą stronę :)
Dobra, dosyć tych podsumowań :) Czekamy na uzewnętrznienia <3
Do poczytania!
Ania&Madziusa

2 komentarze:

  1. Dzień dobry dzień dobry :)

    Lena i Thomas - hmm...może zacznę tak - uwielbiam mamę Leny - świetna postać :D kobieta ma bardzo dobre podejście i jak widać mała "terapia szokowa" przynosi skutki - nie widzę przeciwskazań na podążanie tą drogą Pani Steward :D
    Duży plus dla Leny za obronę Thomasa i mały pocisk do siostry - oj Mer po kruchym stąpasz lodzie - nie zapominaj, że między innymi dzięki temu "nieogarowi" zjawił się pewien facet - gdyby jednak nie Morgi, który go tak skrzętnie ukrywał, Meixe by się nie pojawił także uprasza się więcej wyrozumiałości.
    Lena i jej zazdrość - no tego to się nie spodziewałam - Kristie musiała mieć niezły ubaw wewnętrznie na jej tekst o zacieśnianiu więzi rodzinnych. Dobrze, że atmosfera została rozładowana i przynajmniej tutaj jest jasność co do relacji. Co nie zmienia faktu, że zazdrość Leny to dobry sygnał.
    Nie zmienia to jednak faktu, że dziewczyna mogłaby zaprzestać działań na zasadzie "i chciałabym i boję się" bo serio tym razem Thomas już totalnie się zgubi w tym wszystkim - z jednej strony rozumiem, że ma dyskomfort dziewczyna, ale z drugiej coraz więcej sobie przypomina - może jednak opcja z tym pocałunkiem nie jest taka zła? Thomas - może jakieś bardziej konkretne działania?

    Gregor i Ana - no ten trener naprawdę zdecydowanie za dużo sobie pozwala - a już myślałam, że naszła go jakaś refleksja po ostatnich wydarzeniach, ale chyba przeceniłam jego możliwości intelektualne jednak... Dobrze, że parka wspólnie z doktorkiem jakoś go temperują i jednocześnie nie dają się sprowokować bo coś mi się wydaje, że to by dopiero była woda na młyn dla niego, a tak to przy wsparciu profesora wyszła nie tylko przyjemna niespodzianka dla Any po jej trudnych chwilach, ale też prztyczek w dobrym stylu dla trenera. Wierzę, że ten kryzys był tylko chwilowy i jego przezwyciężenie tylko wzmocni Anę w walce o powrót.

    Nie mogę się doczekać dalszego ciągu także jak zawsze czekam na kolejny rozdział, pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochane dziewczyny 😘 🙂


    Rozdział jak zawsze jest cudny i fantastyczny, aż żałuję, że się skończył (tak, tak - wiem, że się czepiam, ale co poradzę, że kocham wasze opowiadanie).

    Greanna -
    Jezu czułam w kościach, że ten cały Marc nie odpuści tak łatwo i cholera naprawdę mam ochotę coś mu zrobić za te jego teksty i postawę... Sam jest kurde hrabią bez formy za trzy grosze - tyle w temacie tego trenera z bożej łaski.
    Boże naprawdę bardzo mi szkoda Ann... Cieszę się, że ma przy sobie Grega, na którego zawsze może liczyć...
    Chłopak przygotował dla niej cudowną niespodziankę, której ona potrzebowała.
    Mam nadzieję, że po tym kryzysie zdrowotnym będzie już tylko lepiej z Ann i, że ten trener wreszcie przystopuje swoje teksty i zachowanie...

    Morgeny -
    Rozumiem Madlen, że jest zagubiona, że próbuje odnaleźć się dla siebie w nowej sytuacji i stara się sobie wszystko przypomnieć, ale do cholery dlaczego nie pójdzie głosem serca, które daje jej coraz mocniej znać do kogo należy?
    Morgen z kolei próbuje być w porządku, ale do cholery unikając Leny wcale nie poprawia sytuacji, a wręcz ją pogarsza...
    Liczę, że teraz gdy dziewczyna poczuła ukucie zazdrości oraz po rozmowie z mamą zacznie spojrzy na chłopaka inaczej robiąc znaczący krok w stronę polepszenia relacji z chłopakiem i mam nadzieję, że Thomas także zrobi krok w stronę dziewczyny zaczynając działać i niech zorganizuje jakąś romantyczną niespodziankę dla dziewczyny…


    Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział

    Pozdrawiam ❤️
    BU$KA 😘💗

    OdpowiedzUsuń