Strony

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

143. Och, uwielbiam cię ty moja zołzo!

Ana spojrzała pytająco na Gregora, na co ten wzdrygnął beznamiętnie rękoma.
- Nikogo się już nie spodziewałem... Pójdziesz sprawdzić? – spytał, na co dziewczyna ruszyła ku drzwiom wejściowym, przekręciła klucz i...
- Nie przyszła góra do Mahometa to Mahomet przyszedł do góry! – zaświergotała radośnie Angelika.
Zaskoczona dziewczyna otworzyła szerzej drzwi by momentalnie zostać przytulona przez rodzicielkę Gregora, która zjawiła się wraz z jego ojcem. Ana mimowolnie zaczęła analizować czy to dobry czas na takie odwiedziny... Koniec końców miał być to dzień wizyty jej bliskich... Czy była gotowa na spotkanie między rodzicami? Spojrzała w kierunku Gregora by po chwili ponownie skupić się na nowo przybyłych gościach.
- Jesteście w domu już od tygodnia, mieliście zajechać, a tu głucha cisza, zatem postanowiliśmy zrobić wam niespodziankę. Sprawdzić, jak się miewacie po tym obozie. – uśmiechnął się Paul.
Jego oczy jednak momentalnie powędrowały ku zajętym kanapom. W tym samym czasie Gregor ruszył w kierunku rodziców serdecznie ich witając.
- Chyba nie w porę przyszliśmy, mówiłem Angelice, że lepiej byłoby się zapowiedzieć. – mężczyzna czule uściskał syna.
- Dobrze, że przyjechaliście, będzie okazja byście wreszcie mogli poznać się z moimi rodzicami... Przecież nie ma dla nas problemu by przyjąć kolejne dwie osoby... – uśmiechnęła się zachęcająco Ana odsuwając wszelkie obiekcje na bok.
W końcu to była jego rodzina... Też mieli prawo tu być i zobaczyć co słychać u syna... A to, że wypadła akurat wizyta jej rodziców, cóż... Może to jakiś znak by się w końcu poznali? Nie mieli ku temu jeszcze sposobności... Ostatnią wspólną okoliczność mieli na zakończeniu sezonu... Jednak wtedy drogi Ane i Gregora się rozjechały... Później nastał trudniejszy czas w ich życiu, gdzie próbowali wszystko skleić na nowo... Dopiero teraz złapali odrobinę wytchnienia w swojej relacji, która mimo krótkiego stażu już miała nieco wyboi po drodze. Dziewczyna ponownie się uśmiechnęła na samą myśl... uznając, iż lepszego czasu ostatecznie nie będzie.
- Zabawniej by było gdybyście przyjechali całą bandą, bo wtedy myślę byłaby bitwa o jedzenie, mogłoby zabraknąć, a tak to luz. – zażartował Gregor przejmując płaszcz matki i kurtkę ojca, którą włożył do pokaźnej szafy na przedpokoju.
Wspólnie ruszyli ku zdumionym i zaskoczonym rodzicom blondynki.
- Jak widać będzie nas więcej. Mamo, tato to rodzice Gregora. Paul i Angelika Schlierenzauer.
- Mamo tato, to z kolei rodzice Ane. Gudrun i Franz Morgenstern.
- Miło nam w końcu poznać. Już dawno powinnam o takim spotkaniu pomyśleć. Przepraszam za mój nietakt. – zaczęła rozmowę Angelika.
Jak gdyby nigdy nic z Paulem przejęli inicjatywę w rozmowę z rodzicami dziewczyny. Ana spojrzała wymownie na Gregora śmiejąc się z tego jaki obrót przejęła ta wizyta. Nawet nie zwrócili większej uwagi, że młodzi poszli do kuchennej części przygotowywać posiłek. Szatyn zaproponował, że ugotuje coś typowo tyrolskiego by zaprezentować nieco rodzicom Ane region, w którym się wychowywał. Na pierwszy ogień poszły knedle z tyrolską szynką w rosole. Chłopak wyjął bulion, po czym przy wsparciu dziewczyny zaczął kręcić znane w tym regionie knedle.
- Gregor, błagam tylko bez szpinaku... – jęknęła Ana widząc jak dokraja specjalną porcję przygotowaną dla dziewczyny.
Niespecjalnie go to wzruszyło, bowiem dalej kontynuował pracę nad posiłkiem, który miał za zadanie również wspomóc jej zdrowotne parametry.
- Kochanie, skup się lepiej na krojeniu szynki, bo zaraz stracę twoje piękne paluszki i nie będzie na czym założyć obrączki. – uśmiechnął się chłopak całując lekko jej dłoń, co po raz kolejny zaowocowało rumieńcem na jej twarzy.
- Gołąbeczki czy mi się wydaje czy tutaj się tworzą nasze knedle? Może mogę wam pomóc? – z dużym uśmiechem na ustach zaproponowała nagle matka Gregora.
- Angeliko, jesteś tutaj gościem... Dziękujemy, poradzimy sobie.
- Ana! Gdzie szacunek? – burknęła Gudrun na córkę korygując jej zachowanie.
Prawda była jednak taka, że w Tyrolu mimo zakorzenionej głęboko kultury podejście do rodziny było nieco luźniejsze jak w Karyntii. Mama chłopaka od razu wyjaśniła, że przy pierwszej wizycie od razu przeszły „na ty” ułatwiając wspólną konwersację.
- Wiesz Gudrun, Ana nie tylko może mówić po imieniu... Jeśli tylko ma życzenie, cóż za problem by mówiła mamo, skoro z Gregorem mają się ku sobie... – na słowa Angeliki, Gudrun lekko zachłysnęła się kawą spoglądając niepewnie w kierunku młodych.
Takie dziwne spoufalanie było dużym zaskoczeniem dla matki dziewczyny. Wypadało przecież zakreślić jakieś granice... Przecież jeszcze chwilę temu ich córka została przez chłopaka pozostawiona... I tak szatyn miał niewielki kredyt zaufania w jej oczach... Skąd zatem takie podejście u matki chłopaka? Ich związek był jedną wielką mieszanką wybuchową... od szczęścia po gorycz, po ponowną radość i spokój... Dla Gudrun był to wystarczający powód by ich córka nie pozwalała sobie na zbyt wiele w stosunku do rodziny Schlierenzauera. Ana z kolei śmiała się pod nosem z tego co odpowiedziała Angelika. W sumie... Faktycznie ostatnie dni to istna sielanka w ich życiu, ale na takie deklaracje... stanowczo było zbyt wcześnie, a jak już z doświadczenia wiedziała, życie lubi płatać figla. Z uśmiechem na ustach zaniosła talerze na stół, natomiast Greg przyniósł wazę z knedlami. Po chwili wrócił do kuchni by uwijać się z przygotowaniem kolejnego dania.
- Przecież to nie wigilia dzieci... – Gudrun spojrzała marszcząc czoło na to co przygotowali.
- Dla nas to coś więcej niż święta... Mamy przyjemność gościć u siebie rodziców zatem okazja jest wyjątkowa. – uśmiechnęła się Ana. – Swoją drogą, czy nie mówiłaś mamo o jakiejś przesyłce dla mnie? – spytała z zainteresowaniem.
Matka wyjęła szybko kopertę zaadresowaną dla córki z nadrukiem MKOL. Czego oni mogą chcieć? To była pierwsza myśl, która przemknęła dziewczynie przez głowę. Spojrzała na rodziców, po chwili na kopertę by ponownie oczy utkwić w Gregorze. Była ciekawa co jest jej zawartością. Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie tym głowy poświęcając resztę uwagi rodzinie. Konsumpcja mijała w dość przyjemnej atmosferze. Gościom przybyłym z Karyntii wyjątkowo zasmakowały lokalne knedle.
- Gregor, chyba będę musiała poprosić cię byś mi pokazał jak wykonać takie dzieła.
- Pani Gudrun, to zalecam rozmawiać z mamą, ona jest w tym mistrzem. Potrafi wykonywać cuda na sto różnych sposobów. – uśmiechnął się Gregor oddając szacunek temu od kogo nauczył się przepisu.
- Gudrun, powiedz tylko kiedy i gdzie, a śmiało podpowiem co zrobić i jak. Może następna wizyta u was? Co myślisz Ana? – dalej radośnie trajkotała Angelika, która wyjątkowo czuła się jak "u siebie w domu".
Widząc zaskoczone spojrzenie matki przesłała jej lekki uśmiech.
- Cóż... Obawiam się, że w najbliższym czasie ciężko już będzie o takie spotkania. Teraz sporo będzie się działo w naszym sportowym życiu. – ujęła mocniej dłoń chłopaka, dziękując mu za przygotowanie obiadu.
- No właśnie, jak wyglądają plany na najbliższe dni? – spytał Franz.
- U mnie? Treningi, studia, treningi, studia, zgrupowanie.... – zaśmiała się dziewczyna.
- I gale zapomniałaś dodać. – dołączył Gregor, po czym zaczęli wspólnie opowiadać o czekających ich najbliższych dniach i zobowiązaniach.
- Gudrun, Franz, macie niezwykle utalentowaną i zdolną córkę. Skoki i studia, a ta mowa do Kanady! – zaczęła się zachwycać Angelika czym wprawiła dziewczynę w lekko niezręczne zakłopotanie, przez co jej policzki mimowolnie przybrały rumiany kolor.
- Skarbie, co to za koperta? – spytał nagle Gregor.
No tak, w ferworze rodzinnego spotkania zapomniała zajrzeć do treści listu przywiezionego przez matkę ze Spittal. Poprosiła chłopaka by przygotował zastawę pod kolejne danie, a sama zajęła się odpakowywaniem nieznanej koperty. Pośpiesznie rozprawiła się z jej otwarciem i wzrokiem błyskawicznie leciała po treści. Zdumiona i zaskoczona mocniej chwyciła się blatu. Zasłoniła usta czując jak jej serce... prawie wyskakuje z piersi. Czyżby to było możliwe? Widząc jej nietypową reakcję szatyn zbliżył się do niej, mocniej chwytając dziewczynę.
- Ana, co się dzieje? Złe wieści? – spytał Franz.
- Bardzo złe... – przybrała nagle zupełnie inny wyraz twarzy i lekko spuściła głowę.
- No mów! Wyrzuć to z siebie Ana! – zachęciła ją mocniej Gudrun.
- MKOL zawnioskował o dyskwalifikację za nasze postępowanie na arenie międzynarodowej... – westchnęła przybierając smutny wyraz twarzy.
- Co?! – czworo gości zaczęło głośniej wyrażać dezaprobatę na to co właśnie usłyszeli.
- Napisali, że to co zrobiliśmy jako skoczkinie jest karygodne i stąd decyzję są jakie są... Stanowczo sprzeciwiają się naszej walce... – westchnęła lekko.
Rodzice w dalszym ciągu sfrustrowani zaczęli dyskusję o jawnej niesprawiedliwości. Gregor równie poruszony spojrzał na dziewczynę po twarzy, której nie poleciała dotąd żadna łza... Przecież wiedział jakie to dla niej ważne być w Vancouver. Spojrzał niepewnie na dziewczynę kładąc rękę na jej boku na znak współczucia i wsparcia zarazem. Puściła mu oczko pokazując zawartość listu, która go zaskoczyła. Zasłonił usta i po chwili podniósł dziewczynę z pułapu podłogi. Okręcił ją jak szalony wokół własnej osi co poskutkowało zwaleniem dwóch kubków i ich stłuczeniem. Zaczęli się głośniej śmiać, a ona sama już ze łzami spojrzała w kierunku zdezorientowanych bliskich.
- Kochani! Sen się spełnił! Razem pojedziemy na Igrzyska!!! – krzyknął radośnie szatyn, czym wprawił w osłupienie siedzącą czwórkę na kanapie.
Od razu mocniej przytulił dziewczynę, po czym zdecydowannie wpił się w jej wargi.
- Skarbie, gratuluję! – odparł patrząc jej głęboko w oczy.
Blondynka poczuła jak przeszywa ją przyjemny dreszcz. Wszystko o czym marzyła... właśnie spełniało się na jej oczach. Miała szczęśliwą rodzinę, sportowe sukcesy, ukochanego, a teraz wreszcie szanse na pełne sportowe spełnienie. To ponownie sprawiło, że zyskała kolejną silną motywację by wspiąć się na sam szczyt. Być tam... razem z nim. Z lekkiego letargu wyciągnęły ją uściski bliskich jej osób. Szatyn natomiast ruszył w kierunku lodówki skąd wyjął... schłodzonego szampana.
- Gregor, przecież Ana nie pije... – rzekła spoglądając spod byka Gudrun.
- A kto powiedział, że jej nalejemy? – zaśmiał się Schlieri, wstrząsając mocniej butelkę od procentowego napitku.
Koniec końców wszyscy celebrowali ważny moment dla Ane uwzględniając jednocześnie samą zainteresowaną. MKOL w liście zapowiedział również spotkanie z mediami by oficjalnie potwierdzić włączenie kobiecych skoków na Vancouver. Rodzice Gregora po miłym wspólnym spędzeniu czasu z rodziną Ane postanowili wrócić do domu. Tymczasem dziewczyna zaprowadziła rodziców do pokoju gościnnego by mogli spokojnie przygotować się do spania.
***
Madlen z Thomasem w mieszkaniu znaleźli się stosunkowo szybko. Zmęczeni zakupowym szałem oraz emocjami, które targały nimi w drugiej połowie dnia, zalegli na kanapie w salonie. Stwierdzili, że nie mają ochoty dziś już na nic, więc odpuścili sobie robienie kolacji na poczet zamówienia czegoś przez telefon, po czym najzwyczajniej w świecie zarzucili na siebie bardziej wygodne ubranie. Lena wskoczyła w leginsy i dłuższy wełniany sweter, Thomas natomiast ubrał dresy i koszulkę. Niedługo potem dziewczyna zaczęła szukać odpowiedniego filmu na wieczór, a blondyn zaczął rozpalać w kominku co było by cieplej i przytulniej. Po niedługiej chwili oboje zasiedli ponownie na kanapie z kubkami gorącej herbaty. Morgi uprzednio zaproponował wino, zgodnie jednak stwierdzili, że sezon za pasem, dodatkowo Lena była do tyłu z treningami… procenty to jednak nie był najlepszy pomysł. Po drugie… oboje chyba bali się, że alkohol w zestawieniu z ich coraz bardziej rozwijającą się relacją to nie było najlepsze połączenie. Dlatego usadowili się wygodnie ramię w ramię i puścili wybrany przez Madlen film jakim był „Narzeczony mimo woli” z Sandrą Bullock oraz Ryanem Reynoldsem. Thomas spojrzał znacząco na dziewczynę kątem oka.
- No co… – zachichotała. – Będziesz miał na kim oko zawiesić. – mrugnęła do niego.
Thomas chciał to skomentować, ale nagle usłyszeli dźwięk domofonu. Spojrzeli na siebie z konsternacją.
- Spodziewasz się kogoś? – zapytał blondyn unosząc się z kanapy, na co dziewczyna pokręciła przecząco głową. – Może to rodzice… – zaczął się na głos zastanawiać i ruszył w stronę korytarza.
- Przecież są u Ane i Gregora. – odrzekła Lena dreptając za nim.
- No więc może to twoi rodzice.
- Mama nigdy nie przyszła by bez zapowiedzi. – odrzekła Lena.
Po niedługiej chwili wszystko było już jasne.
- Siema Morgen! – z domofonu dało słyszeć się głos… Meredit. – Z tej strony twoja ulubiona szwagierka. Otwieraj, bo nie mam zamiaru stać pod tymi drzwiami jak kłoda! – powiedziała, na co chłopak szybko kliknął przycisk otwierania drzwi, po czym zaskoczony spojrzał na Madlen.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, a po niedługiej chwili witała się ze swoją siostrą i…
- Meixe? – zapytał Thomas, którego brwi poszybowały do samych włosów.
- Witaj Morgen, przyszłam ci przeszkodzić w bzykaniu mojej siostry. – zaświergotała Mer ignorując wypowiedź chłopaka i bezceremonialnie weszła w głąb mieszkania całując najpierw policzek Madlen, a następnie Thomasa.
Młodsza dziewczyna stanęła z rozdziawioną buzią nie mogąc uwierzyć w zuchwalstwo siostry. Nagle została jednak prawie powalona przez białoczarną, wielką, puszystą kulę… sierści.
- Nimfadora! – wykrzyknęła radośnie i zaczęła energicznie tarmosić suczkę, która należała do Jürgena.
Thomas zatrzepotał rzęsami i spojrzał zszokowany na przyjaciela, bowiem… Madlen nie mogła pamiętać, jak nazywa się pies Meixnera, no bo skąd? Znała tylko jej zdrobnienie… Nagle dało się słyszeć głośny śmiech Meredit, która wyjmowała już z lodówki butelkę białego wina.
- Psa pamięta, a Morgena nie! A to dobre! – zaśmiewała się w najlepsze. – Lena, zdobywasz dziesięć punktów do zajebistości!
- Dla twojej wiadomości… siostro. – Lena zaakcentowała lodowato ostatnie słowo. – Thomas opowiadał mi o Meixnerze oraz jego suczce.
- Tak Lena z tym, że… zawsze mówiłem, że ma na imię Dora… Nigdy nie wspomniałem o jej pełnym imieniu. – wyjaśnił, na co dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
Sama nie wiedziała skąd w jej umyśle pojawiło się to imię.
- Lena naprawdę musi kochać Harry’ego Pottera Thomas. – stwierdziła Mer z przekąsem. – Widocznie bardziej niż ciebie. – zachichotała na koniec nalewając sobie wina do kieliszka.
Madlen prawie się zapowietrzyła z oburzenia, jednak spoglądając na Thomasa, który mimo głupkowatych komentarzy siostry nadal się uśmiechał, odpuściła.
- Jak ty z nią wytrzymujesz? – Morgi skierował do swego przyjaciela podając mu rękę w geście powitania.
- To tylko gra, w środku jest naprawdę bardzo ciepłą i miłą dziewczyną. – odrzekł Meixe i ruszył by przywitać się z Madlen podając jej sporej wielkości pakunek.
- O nie… to prawdziwa żmija i wolałabym byś się o tym nie przekonał na własnej skórze. – odrzekła Lena odbierając od chłopaka torbę, którą jej podawał.
- Chyba za późno. – zauważył Jürgen. – Przecież to wy nas wyswataliście, także wy bierzecie pełną odpowiedzialność za uszczerbek na mojej psychice. – zaśmiał się.
- Naprawdę? – zaciekawiła się Madlen. – To chyba muszę cię nie lubić Meixe skoro skazałam cię na życie z moją siostrą.
- Och… czyżbyśmy wam przeszkodzili w upojnym wieczorze? – zachichotała starsza blondynka ignorując komentarz siostry, po czym rozejrzała się po salonie. – Naprawdę Lena, już mogłabyś być bardziej asertywna. – skierowała do Madlen, która rozkładała na półmisku przyniesione przez niezapowiedzianych gości sushi. – On znowu zarzucił na ciebie swoje sidła… – po czym wystawiła w jej stronę butelkę z niemym zapytaniem.
- Przypominam ci droga szwagierko, że przebywasz w moim domu. – zauważył Thomas unosząc w jej stronę zabawnie brew.
- Chyba mnie nie wyrzucisz, prawda? – zatrzepotała przymilnie rzęsami.
- Nadal to rozważam, więc uważaj sobie. – pogroził jej palcem, po czym wskazał kierunek jadalni przybyłym gościom. – Meixe, czego się napijesz? Mer jak widzisz zdążyła się już rozgościć.
- W sumie to przyniosłem piwo, masz ochotę napić się ze mną? – zapytał starszy blondyn, na co Morgi spojrzał w stronę Leny, koniec końców przecież ustalili, że dziś odpuszczą spożywanie.
Madlen jednak nalewała właśnie wino do drugiej lampki, Thomas zatem postanowił dotrzymać kumplowi towarzystwa i również skosztować chmielowego trunku.
- To co was do nas sprowadza? – zapytała Lena, kiedy napełniła już miskę z wodą dla Dory, po czym zasiadła obok Thomasa przy stole.
- Jak już mówiłam… – zaczęła Mer, ale widząc spojrzenie swej siostry zachichotała. – Oj Lena, już nie zgrywaj cnotki. My dobrze wiemy co wy tu ciągle robicie. Morgen wodzi za tobą wzrokiem niczym osioł za swoją smoczycą ze Shreka.
- Nie wiem czy powinienem się obrazić za osła czy jednak docenić twój kunszt obserwacji. – zaśmiał się Thomas.
- Zawsze mogłam powiedzieć, że wpatrujesz się w nią jak sroka w gnat. – puściła mu oczko. – Porównanie ciebie jednak do osła bardziej mi odpowiadało. – zrobiła minę niewiniątka. – Swoją drogą… Morgen, wygrałeś los na loterii, będziesz mógł z Madlen przeżyć kolejny pierwszy raz. – dodała i zaczęła się głośno śmiać.
Thomas również się uśmiechnął, bo w sumie to… miała rację, ale nie miał odwagi spojrzeć teraz na Len, bał się jej reakcji.
- Rozumiem siostro, że ty Meixnerowi opowiedziałaś już o swych partnerach seksualnych? – odgryzła się Madlen, czując coraz większą złość na siostrę.
Jej docinki i komentarze, mimo że zabawne… były chyba jednak nie na miejscu. Ale co zrobić… taka właśnie była Meredit.
- Ja chociaż pamiętam co robiłam, gdzie i z kim. – starsza wystawiła język młodszej.
- Polemizowałabym… – odrzekła z przekąsem Madlen, po czym zanurzyła usta w winie, następnie chwyciła pałeczki i skosztowała przyniesionego dania przez drugą parę.
Takim oto sposobem, zajęli się konsumpcją sushi zapijając to swoimi trunkami. Odpuścili wzajemne dogryzanie sobie, a skupili się na wymianie doświadczeń z minionych dni. Madlen zachęcona przez siostrę, opowiedziała przybyłym gościom o kontrolnej wizycie u doktora Mosera, który dał jej zielone światło w kwestii powrotu do treningów, zabronił jednak brania udziału w nadchodzących konkursach ISU Grand Prix. Najbardziej prawdopodobna wersja była taka, że Lena do rywalizacji miała wrócić dopiero na Olimpiadę. Wiedziała jednak, że żeby zawalczyć tam o medale, musi ruszyć o wiele wcześniej, dlatego zakładała, że pierwsze jej wystąpienia na lodzie przypadną na połowę listopada. Na razie jednak nie chciała zdradzać swoich planów reszcie. Przede wszystkim Thomasowi, który był wobec niej aż zanadto opiekuńczy w tej kwestii. Potem skupili się na rozmowie o nadchodzących zobowiązaniach sportowej pary w postaci gali Złotych Dzbanków oraz rychło zbliżających się Mistrzostwach Austrii w skokach, co za tym idzie odwiedzinach u parki Schlierenzauerów. Następnie przenieśli się do salonu, gdzie zajęli miejsce na kanapie. Dora nagle wskoczyła na sofę i ułożyła głowę na kolanach Mer, dziewczyna bezwiednie zaczęła ją głaskać. Zszokowana Madlen spojrzała na Thomasa, a potem na Meixnera.
- Przecież ty nienawidzisz zwierząt… – zauważyła Lena.
- A ty nie lubiłaś blondynów, a zobacz jak wylądowałaś. – odrzekła Mer bez ogródek.
Madlen zamurowało, panowie natomiast głośno się zaśmiali.
- Meredit… bo zacznę podejrzewać, że te twoje przytyki to z zazdrości. – powiedziała młodsza z sióstr czując, że starsza na zbyt wiele sobie dziś pozwala.
- Ale że ja zazdrosna o Morgena? – zapytała kpiąco. – O to chuchro z odstającymi uszami? – zaśmiała się.
Madlen spojrzała na Thomasa. Na całe szczęście chłopak wcale nie przejął się słowami starszej dziewczyny. Następnie spojrzała na Meixnera… no cóż, chłopcy, mimo że podobni do siebie… całkowicie różnili się swoją tuszą. Morgi reprezentował sobą szczupłą, ale wysportowaną sylwetkę, natomiast Meixe był wyższy i o wiele lepiej zbudowany. Ale co tu dużo mówić… skoczek musiał dbać o dietę by wpasowywać się w kombinezon i nie przekraczać dopuszczalnych norm.
- Przecież to nie wygląd się liczy. – odrzekła z uśmiechem.
- No tak, tak… dlatego obie tu z nimi siedzimy. – palnęła Mer i zaczęła chichotać.
- Och, uwielbiam cię ty moja zołzo! – zawołał Jürgen składając na policzku dziewczyny soczystego buziaka.
Następnie Madlen włączyła telewizor, na ekranie którego wyskoczył film, który wcześniej zaczęli oglądać. Mer uniosła brew zerkając na blondwłosą parkę.
- Morgen… ale z ciebie pantoflarz! – zaśmiała się. – Od kiedy taki chętny jesteś do oglądania komedii romantycznych?
- Może od zawsze? Może jestem niepoprawnym romantykiem? – puścił jej oczko. – Ale ty się o tym nie przekonasz.
- Romantykiem? Chyba chciałeś powiedzieć bez uczuć patykiem. – odrzekła Meredit.
- Thomas… może lepszym wyborem był by film pod tytułem „Wredne dziewczyny”. – zauważyła Madlen przesyłając swej siostrze znaczące spojrzenie, na co blondynka ponownie zrobiła minę niewiniątka.
- Przecież to tylko żarty… Ja to wszystko z sympatii do niego. – zatrzepotała rzęsami w stronę skoczka. – Prawda Thomas, że się nie gniewasz? – na co Morgi jedynie kiwnął głową, a Mer nagle klasnęła w dłonie. – Odnośnie tego filmu… – tutaj dziwnie popatrzyła najpierw na Madlen, a potem niespodziewanie puściła blondynowi oczko. – Pamiętasz Lena jaki mi kiedyś numer wywinęłaś?
- Jak wiesz z moją pamięcią jest różnie ostatnio. – zachichotała młodsza, ale spojrzała ponaglająco na siostrę by wyjaśniła o co jej chodziło.
- „Wredne dziewczyny” wyszedł w sierpniu 2004 roku. Bardzo chciałam iść na jego premierę, ponieważ w tamtym okresie moją ulubioną aktorką była Lindsay Lohan.
- No pamiętam, miałaś oklejony cały pokój w plakaty z nią. – zauważyła Lena.
- A pamiętasz, że rodzice zgodzili się pod warunkiem, że zabiorę ciebie ze sobą. A ty…
- A ja cię olałam, bo w telewizji leciały skoki z cyklu Letniego Grand Prix w Courchevel… – wystrzeliła Madlen sama siebie zadziwiając.
Thomas niespokojnie się poruszył. To co próbowała zrobić Meredit to mógł być przełom. Madlen jeszcze nigdy nie sięgała tak daleko w przeszłość, która mogła się łączyć z jego osobą. Usilnie próbował sobie przypomnieć, czy był wtedy na tych zawodach, Lena jednak bardzo szybko go uświadomiła…
- Morgi zajął wtedy czwarte miejsce… 0,1 punktu do podium. – rzekła w zamyśleniu cofając się do tamtych wspomnień.
Wspomnień młodej, 14-letniej dziewczyny, która z emocjami i wypiekami na policzkach śledziła cały konkurs przed telewizorem. Nagle zakryła usta rękoma… Pamiętała to! Pamiętała… go! Z szeroko otwartymi oczami patrzyła jak Meredit wstaje i kłania się przed Thomasem.
- Proszę owacje na stojąco dla Meredit Steward! – zaśmiała się. – Morgen… nie musisz dziękować. – ponownie puściła mu oczko zasiadając na kanapie.
Blondyn był jednak tak zszokowany, że tylko nieznacznie pomrugał oczami. Czy ona… naprawdę to pamiętała? Czy ona… naprawdę go pamiętała? Spojrzał na łyżwiarkę, na jej oczy, błyszczące coraz bardziej, czego nie widział od dnia wypadku… Może nie był to ten sam blask, który pojawiał się za każdym razem, gdy na niego spoglądała, ale… zaczynał widzieć światełko w tunelu. Możliwe, że Madlen przypomni sobie wszystko zanim Thomas na nowo ją w sobie rozkocha. Bo przecież do tego dążył i wszystko wskazywało, że misja miała zakończyć się sukcesem. A dzisiejszy dzień dosadnie to pokazywał. Natomiast Madlen… nie mogła uwierzyć, że to wszystko co wmawiała jej Ana… mogło być prawdą. To, że jej marzeniem od dzieciaka było stworzenie z Thomasem związku… by się w niej zakochał. Bo jak inaczej miała interpretować te wspomnienia… To nie do końca było tak, że przypomniała sobie kim był… kim był dla niej… kim jest dla niej… Przypomniała sobie tą konkretną sytuację, ale miała 14 lat, jest uczucia były jedną wielką mieszaniną emocji. Stwierdziła, że nie będzie na razie nad tym dywagować. Mieli gości, więc ewentualną rozmowę musieli przełożyć na późniejszy termin. Wzięła więc wygodniej ułożyła się na kanapie przerzucając łydki przez uda Thomasa, który siedział obok niej. Chłopak spojrzał na nią lekko zdziwiony, ale uśmiechnął się po chwili, kiedy dziewczyna najzwyczajniej w świecie ponownie wcisnęła Play na pilocie. Powrócili więc do oglądania Sandry Bullock oraz Ryana Reynoldsa w akcji.
Po półtorej godzinie Madlen obudziły dziwne odgłosy. Zasnęła? Chyba tak, bowiem leżała na kanapie przed telewizorem, na ekranie którego wyświetlały się napisy końcowe filmu, była przykryta kocem, a ich gości jak i samego gospodarza nie było w zasięgu wzroku. Widząc zapalone światło w korytarzu, właśnie w tamtym kierunku się udała. Obrazek, który pojawił się przed jej oczami sprawił, że serce mocniej jej zabiło niekoniecznie z pozytywnych emocji, bowiem Thomas mocno przytulał do siebie Meredit, przez co Lena chcąc nie chcąc poczuła… zazdrość. Coraz częściej łapała się na tym, że nie podobało jej się, kiedy koło Morgiego kręciły się inne kobiety, nawet jeśli były to zaufane dziewczyny. I w żaden racjonalny sposób nie potrafiła wpłynąć na galopujące myśli. Stwierdziła, że musi nad tym koniecznie popracować. Najważniejsze żeby chłopak się nie zorientował… I właśnie w tym momencie zerknął w jej stronę, wypuścił więc ciało starszej blondynki ze swych ramion. Potem jeszcze raz bardzo jej za coś podziękował, po czym zamknął za gośćmi drzwi. Kilka chwil później stanął przed Madlen.
- Co to za wylewne żegnanie się z moją siostrą? – zapytała Lena pilnując jednak by jej ton pozostał żartobliwy, mimo to Thomas i tak spojrzał na blondynkę zaciekawiony.
- Od twojego wybudzenia Meredit nie zrobiła nic byś sobie mnie przypomniała, aż do teraz. – powiedział dosyć poważnie. – Chciałem poprzez przytulenie wyrazić wdzięczność wobec niej. To na co się zdobyła, wiem ile musiało ją kosztować…
- Dlaczego ona cię tak nie lubi?
- To chyba nie o sympatię chodzi… ona się po prostu martwi. O ciebie.
- Aż tak wiele łez przez ciebie wylałam? – zapytała Madlen przybierając figlarny ton.
- To już za nami…
- Czego mi nie mówisz? – Lena zmrużyła oczy.
- W ostatnim czasie? – zapytał i zanim zdążyła zareagować kontynuował. – Jak bardzo cię kocham.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło. – odrzekła, Thomas jednak zbył to milczeniem.
Widocznie nie miał ochoty ciągnąć tego tematu, więc dziewczyna odpuściła. Była już zmęczona zarówno fizycznie jak i psychicznie, bowiem ten dzień był przepełniony huśtawką nastrojów już od samego rana. Poczuła nagle jak na jej policzki wpełzają rumieńce, bowiem zaczęła się zastanawiać czy dziś w snach ponownie nawiedzi ją osoba Thomasa… Szybko się obróciła, by chłopak nie zauważył jej zawstydzenia, po czym ruszyła w stronę schodów.
- O Mer też jesteś zazdrosna? – usłyszała nagle za sobą.
Stanęła niczym rażona piorunem. Obróciła się do niego przybierając na twarz maskę obojętności i roześmiania.
- A to byłam o jeszcze kogoś? – zapytała.
- O Kristie. – odrzekł Thomas podchodząc do niej.
- Bynajmniej. – powiedziała z przekąsem ponownie się obracając, na co Morgi uśmiechnął się pod nosem i ruszył za nią.
- No przyznaj się… trochę jednak jesteś o mnie zazdrosna. – zaśmiał się krocząc po schodach za dziewczyną.
- Pomówienia. – zachichotała i pozwoliła sobie przegryźć wargę, koniec końców wcale jej przecież nie widział.
- Madlen… – słysząc jego drżący ton przystanęła w półkroku pod drzwiami od swojej sypialni, po czym obróciła się w jego stronę. – Pójdziesz ze mną do kina?
- Czy to zaproszenie na pierwszą randkę? – zapytała próbując ukryć uśmiech.
- Może… – odrzekł Thomas i poczynił kilka kroków w jej stronę przez co sama się cofając poczuła nagle drzwi na swoich plecach.
Blondyn oparł dłonie po obu stronach jej głowy i lekko pochylił się w jej kierunku.
- Przed nami wiele kolejnych pierwszych razów… – uśmiechnął się zawadiacko biorąc w palce prawej ręki kosmyk jej blond włosów.
- Dobranoc Thomas… – odrzekła przerzucając oczami, nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu, który wpełzł jej na usta.
Zanim jednak zdołała zrobić chociażby krok, Morgi zwinnym ruchem chwycił ją za rękę i wciągnął w swoje ramiona.
- To co z tym kinem? – zapytał, a Lenie w momencie zmiękły kolana od intensywności w jego spojrzeniu.
- Nieładnie tak napastować współlokatorkę… – szepnęła kładąc obie dłonie na jego przedramionach by lekko zachować dystans między nimi.
- Napastować? – zaśmiał się. – Nawet jeszcze nie zacząłem tego robić.
- Może to i lepiej. – zachichotała Madlen. – Mogłabym od ciebie uciec z krzykiem.
- Już mówiłem, że za moją sprawą będziesz krzyczeć…
- Tak, tak… tylko z jednego powodu. – zaśmiała się. – Nie schlebiaj sobie… może wcale nie jesteś taki… doskonały.
- Czy to wyzwanie? – uniósł pytająco brew.
- Dobranoc Thomas… – odrzekła nie mogąc uwierzyć jak bardzo kokieteryjny potrafi być Morgen.
- Dobranoc Madlen. – ku jej zdziwieniu wypuścił ją ze swych rąk nie całując nawet na pożegnanie.
Sama nie wiedziała czy czuje większy zawód czy jednak ulgę… Jedno było pewne, chłopak czytał z niej jak z otwartej księgi, zatem chyba przyszedł czas by bardziej kryć się ze swoimi uczuciami. Tylko czy to faktycznie miało być takie proste, kiedy ich relacja zdecydowanie przyspieszyła? I pomyśleć, że to wszystko za sprawą Red Bulla… No cóż, ich popularny tekst nabierał nowego znaczenia… Bo Red Bull faktycznie dodawał skrzydeł. Zatem już bez zbędnego gadania rozdzielili się pod lokum Madlen, który kiedyś był ich wspólną sypialnią, po czym oboje zniknęli za drzwiami do swoich pokoi.
***
- Tutaj będzie wasza sypialnia. – uśmiechnęła się Ana wskazując jeden z pokoi rodzicom, po czym od razu lekko odwróciła się na pięcie by wycofać i ruszyć w kierunku swojej sypialni, która znajdowała się na górze.
Słysząc jednak swoje imię, zawróciła z obranej wcześniej ścieżki. Spojrzała pytająco na rodzicielkę zastanawiając się o co może chodzić. Matka pokazała miejsce obok siebie na łóżku, po czym szczerze spojrzała na dziewczynę.
- Myślałam, że nieco więcej czasu spędzimy wspólnie w czwórkę... – Ana skonsternowana spojrzała na matkę.
O co mogło jej chodzić? Przecież wizyta przebiegała w miłej atmosferze. Miała wrażenie, że dzisiejszy dzień będzie stanowić nowe otwarcie dla ich rodzin... W końcu się poznali, a wspólnie spędzony czas i rozmowa tylko ich do siebie przybliżyła.
- Przecież jesteśmy teraz razem. – uśmiechnęła się lekko Ana.
- Przyznam się szczerze, że bezpośrednie podejście Angeliki mnie zaskoczyło. Czy ona zawsze taka jest? – spytała blondynkę.
- To wspaniała kobieta... Jest bardzo rodzinna, a przede wszystkim troskliwa. Angelika... – Gudrun wzdrygnęła po usłyszeniu imienia matki Gregora.
- Ana! – zaczęła strofować córkę, co niekoniecznie podobało się samej dziewczynie słysząc zdecydowany ton matki. – Dziecko uważam, że nie powinnyście się aż tak spoufalać... To nie na miejscu.
- Gudrun, dałabyś już spokój. – zaingerował do tej pory nieaktywny w rozmowę Franz.
- Franz, wiem co mówię, przecież Ana została inaczej wychowana, nie tego ją uczyliśmy.
- Ale... Skoro Angelika i Paul nie widzą w tym problemu? – uśmiechnął się mężczyzna odbierając jednocześnie zacięte spojrzenie żony.
Prawda była taka, że on z innej perspektywy oceniał sprawę. Cieszył się szczęściem najmłodszej pociechy. A skoro rodzina Gregora już ją traktowała jak swoją to... czy było coś w tym niestosownego?
- Ja tylko cię proszę byś zachowała pewne granice, nie słyszałaś co proponowała? Mamo... Też mi coś. – prychnęła z niezadowoleniem Gudrun.
Ana spojrzała niezrozumiale to na matkę to na ojca. Nie spodziewała się, że słowa pani Schlierenzauer tak zabolą jej rodzicielkę. Przez chwili nastała niewygodna cisza bowiem dziewczyna nie wiedziała, jak ma zareagować na zachowanie matki.
- Mamo... Czy ty jesteś zazdrosna? – spytała bez ceregieli blondynka z ciekawością wpatrując się w tęczówki kobiety.
- Zazdrosna? Skąd! Po prostu nigdy nie wiadomo, jak ułoży się wasze życie. – zdecydowanie żachnęła się starsza.
- Mamo... – zaczęła nie wiedząc jak pociągnąć temat, jednak po chwili doszła do wniosku, iż ostatecznie nie będzie drążyć tematu. – Dobra, nieważne... – machnęła lekko ręką.
Pragnęła by ten dzień zakończył się miło i sympatycznie tak jak mijał do tej pory. Uśmiechnęła się by następnie szybkim całusem pożegnać się z rodzicami. Teraz jedyne o czym marzyła to zasnąć w objęciach ukochanego mężczyzny. Pospiesznie przemierzyła schodki prowadzące do swojej sypialni. Wzięła głęboki oddech by nie zdradzić swoich rozterek przed partnerem, po czym minęła próg ich pokoju.
- Długo kazałaś na siebie czekać. – rzekł szatyn wygodnie rozłożony w samych bokserkach na ich łóżku.
Wystawił rękę ku dziewczynie by zachęcić ją do zajęcia miejsca obok. Bez namysłu szybko wskoczyła do łóżka zalegając na jego umięśnionej piersi.
- To co, pierwsze koty za ploty? Rodzinna integracja za nami. – zaśmiał się bawiąc jej włosami.
- Taa... – rzekła przeciągając nieco odpowiedź Ana, na co szatyn wyczuwając jej niepewność postanowił wybadać sytuację.
- Ana, wszystko gra? – spytał.
- To był dość emocjonujący dzień... – lekko westchnęła próbując uniknąć nieco odpowiedzi.
W głębi serca czuła, że jak z rodziną Gregora nie miała najmniejszego problemu, tak jej własna mama... nie do końca czuła to samo. Czy to był nadal strach o jej osobę? Bała się rozczarowania? Ciężko było jej odczytać zachowanie matki w przeciwieństwie do w pełni wspierającego ją ojca. Cóż... Może czas będzie dobry na to wszystko, bo ona... nie zamierzała niczego w swoim życiu zmieniać. Istotą jej życia był bowiem mężczyzna, u boku którego budziła się co rano. Czy była szczęśliwa? Oczywiście... Miała wrażenie, że minione miesiące miały ich czegoś nauczyć. I choć bywały bolesne chwile, to lekcja wciąż była jedna – nie ma silniejszej broni na przeciwności jak miłość. Z zadumy wyrwała ją dłoń partnera, która uniosła nieco jej głowę, by znów ich spojrzenia się skrzyżowały.
- Ana? – ponownie spojrzał w błękitne tęczówki dziewczyny, na co blondynka nieznacznie się uśmiechnęła dostrzegając jego szczere spojrzenie.
- Jest okej. – podciągnęła się nieco bardziej do góry by po chwili zawisnąć nad szatynem.
Zatracając się w brązowych tęczówkach Gregora musnęła wargę chłopaka. Jego brew uniosła się nieco ku górze zastanawiając się o co chodzi jego dziewczynie, jednak nie wnikał. Nieme zapytanie odczytała jednak Ana.
- Dziękuje za dziś... I za każdy kolejny dzień, który mogę przeżyć u twego boku... Za to, że po prostu jesteś... – usłyszał po chwili.
Mimowolnie uśmiechnął się zadziornie do dziewczyny, po czym uniósł ją wyżej i przełożył na łóżko by zamienić się miejscami. Dziewczyna głośniej się zaśmiała widząc jego zachowanie.
- Co robisz? – spytała czując jak lekko ustami kąsa jej szyję, na co chłopak przerwał by spojrzeć z góry na partnerkę.
- Jeden całus to stanowczo za mało... Przed nami nie jeden dzień, a wieczność, więc trochę tych dni będzie panno Morgenstern. – zatarł ręce by powrócić do wcześniejszej czynności i dalszego wielbienia jej ciała.
Ana ponownie głośniej się zaśmiała w pełni poddając się czułościom chłopaka. Była pewna, bez względu na wszystko to jest to czego pragnie od życia...
~~~
Dzień dobry wieczór!

Nasze Kochane Dziewczyny, emocje już mam nadzieję opadły po wczorajszym finale, mamy poniedziałek więc... czy można go milej zacząć? Oczywiście - rozdziałem :D I chyba będziecie podwójnie zadowolone bo i u jednej i u drugiej parki dzieje się oj dzieje się :)

Morgeny z ciekawą długo zapowiadaną wizytą, która... może coś zwiastuje? Przełomy? Się okaże :) trybik zadziałał u Madlen za sprawą siostry (kto by się spodziewał), ale jednak... Morgen chyba nie mógł uwierzyć we własne szczęście.

Druga parka... Czy ja mam dalej coś pisać oprócz słowa sielanka? Justyna trafiła z gościem, ale... działy się większe rzeczy. Igrzyska! Mamy to :D pytanie tylko czy Ana będzie w kadrze? Czy jej zdrowie pozwoli na start i lot? Walkę z czasem pora zacząć... Ma jednak mocne wsparcie w osobie członków rodziny i samego Gregora. Tak ponadto... Miłość kwitnie :D

Co będzie dalej? My wiemy... Pisać próbujemy nadal - z różnym skutkiem, ale walczymy :)
Czekamy na Wasze spostrzeżenia, komentarze - nic w końcu tak nie elektryzuje i nie nakręca do pracy jak to :D

To co buziaki? I do nexta :D
Ania&Madziusa

2 komentarze:

  1. Dzień dobry, dzień dobry :)

    Co prawda ze sporym poślizgiem czasowym, ale pojawia się kilka literek ode mnie hehe

    To co wygrało ten rozdział to decyzja MKOL - poproszę o konfetti, werbelki, baloniki i wszystko co możliwe - to jest miód na serducho i wielka radość i nie widzę innej opcji jak cała 4 walcząca o medale IO w Kanadzie (nie przyjmuję, że Ana tam nie poleci czy jej nie powołają, to samo tyczy się pozostałej 3 - żeby było jasne i przejrzyste :D). Cieszę się bardzo z tej decyzji chociaż początkowe reakcje nie zwiastowały nic dobrego, ale najważniejsze, że to tylko poczucie humoru Ane i Gregora.

    W tej części spotkanie na szczycie - oj dwie różne kobiety, dwa różne temperamenty, dwa różne podejścia i spojrzenia na świat, ale na pewno z całego serca kochające swoje dzieci i pragnące ich szczęścia. Mama Gregora ma zdecydowanie bardziej "luźne" podejście, co jak widać nie do końca podpasowało Pani Morgenstern, ale myślę, że w dalszej perspektywie Panie się dogadają ;) choć przyznam szczerze, że ten tekst o mówieniu "mamo" mnie zaskoczył i tutaj nie dziwię się reakcji matki Ane. Na szczęście była szczera rozmowa matki z córką, a jak coś zawsze pozostaje w pogotowiu jeszcze Pan Morgenestern :D
    Trzeba też zważyć, że Mama blondynowatych liczyła na czas z córką i Gregorem - w jej planach nie mieściła się wizyta rodziców chłopaka, ale nie ma tego złego co na dobre nie wyszło - choć Młodzi byli zaskoczeni to mają za sobą poznanie rodziców - czasami spontaniczne wydarzenia są dobrym rozwiązaniem.

    Thomas&Lena i wizyta siostrzyczki i jej faceta - z jednej strony nie sposób się było pohamować ze śmiechu momentami, ale z drugiej podziwiam cierpliwość Thomasa hehe - oj Mer miała wejście smoka można powiedzieć, od razu poczuła się jak u siebie i to z rozmachem, ale takiej intrygi to się po niej nie spodziewałam - punkt dla Mer i to mocny punkt bo nie dość, że ożywiła pewne wspomnienia i informacji w czeluściach pamięci Leny, to jeszcze poruszyła strunę zazdrości :D

    Oj dzieje się u całej 4 więc na pewno będą to kolejne tematy do rozmów, przynajmniej między dziewczynami :D

    Pozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochane dziewczyny 😘


    Na samym początku bardzo Was przepraszam, że dopiero teraz komentuje rozdział… Mam nadzieję, że mi wybaczycie…

    A co do samego rozdziału to jak zawsze jest cudowny i zdecydowanie mógłby mieć tytuł: Rodziny czas…

    Greanna:
    Fajnie, że mama Grega wpadła i przy okazji poznała rodziców Anny. Fakt może i Gudrun trochę kręci nosem widząc podejście Angeliki, ale jestem pewna, że jednak obie panie znajdą wspólny język, po przecież kochają nad życie swoje pociechy.
    Nie powiem gdy przeczytałam pierwsze frazy dotyczące decyzji MKOL to złość mieszała się ze smutkiem i nawet nie wiecie jak się cieszę, że to był tylko żart (choć takich rzeczy się nie robi) i oczami wyobraźni już widzę jak Anna staje na podium odbierając olimpijski medal 🙂

    Morgeny:
    Oj nawet nie wiecie jak się cieszę, że pojawiła się Mer z Meixnerem…
    Dziewczyna z iskrą, ale jednak jestem pewna, że Mer jak to ładnie i słodko ujął Meix "w środku jest naprawdę bardzo ciepłą i miłą dziewczyną".
    Zdecydowanie powinni wpadać częściej, bo jak widać dziewczyna wie za jakie sznurki pociągnąć by pomóc Madlen w odzyskiwaniu tak ważnych wspomnień…


    Pozdrawiam ❤️
    BU$KA 😘💗

    OdpowiedzUsuń