poniedziałek, 21 lipca 2025

141. Rollercoaster uczuć

Madlen otworzyła oczy nadzwyczaj spokojna. Zdziwiona, że nie obudził jej żaden sen czy koszmar co w ostatnim czasie było nagminne, spojrzała jakby lekko zrelaksowana w sufit. Czy będąc w związku z chłopakiem, również zwracała uwagę na to co nad nią? Zapewne nie, bowiem na sto procent budziła się w jego ramionach. Już ona doskonale poznała ich smak… Ich ciepło i błogie uczucie bezpieczeństwa. Czy żałowała tego co zrobiła? W żadnym wypadku… Czy co rano tęskniła za osobą chłopaka, który swoim ciepłem zapewniał miły sen? Och, zdecydowanie. Nie miała jednak odwagi więcej pakować mu się do łóżka, tym bardziej zapraszać go do swojego. Stwierdziła, że życie samo napisze scenariusz ich relacji. I to dosłownie… Dziś przecież reklama Red Bulla. Kompletnie nie wiedziała czego może się spodziewać. A kontrakt zobowiązywał. Oboje musieli wywiązać się z umów, czy to im się podobało czy nie… Mimo że miała obawy przed tym do czego ich „zmuszą”, czuła również nieopisaną ciekawość tego co przyjdzie im razem przeżyć. Może ją wrzucą w narty, a jego w łyżwy? Zachichotała… To mogło być nawet zabawne. Wyskoczyła więc energicznie z łóżka i pognała do łazienki, gdzie zaczęła szykować się do dzisiejszego dnia, który zapowiadał się… ciekawie. Myjąc zęby spojrzała w swoje odbicie. A jeśli naprawdę każą im robić coś czego mogliby oczekiwać od zakochanej w sobie pary? Nikt przecież nie wiedział, że Madlen cierpi na amnezję… Że nie pamięta Thomasa. Nie pamięta ich związku oraz gorącego uczucia. Bo że było gorące, wiedziała. Wszystkie sny i wspomnienia były tego dowodem. A osoba blondyna dawała jej to konkretnie odczuć. Mimowolnie poczuła jak coś nieprzyjemnie wierci jej w brzuchu. To stres… nie żadne motyle… Przerzuciła oczami. Kogo ona chciała oszukać… A co, jeśli naprawdę każą im się całować? Czy ona da radę? A może trzeba potraktować to jako zadanie do wykonania? Może trzeba wejść w rolę? Ostatnio przecież wiele razy musiała udawać? Ale czy na pewno? Czy naprawdę udawała? Bynajmniej… Westchnęła zrezygnowana. Dlaczego jej życie w ostatnim czasie to był jeden wielki emocjonalny chaos? Rollercoaster uczuć, który robił jej jeszcze większy bałagan w głowie. Nagle usłyszała pukanie do drzwi i głos Thomasa, który upewniał się czy wstała, bowiem nie zjadła jeszcze śniadania, a mieli do przejechania całe miasto, gdyż studio nagraniowe znajdowało się praktycznie na jego drugim końcu. Madlen ponownie westchnęła… wypluła pastę z buzi i wypłukała jej zawartość, po czym szybko ruszyła do drzwi by przekonał się, że wcale nie zrezygnowała z tej reklamy.
- A już myślałem, że dałaś za wygraną. – powiedział opierając się o framugę, kiedy pojawiła się w drzwiach.
- Czasami mi się wydaje, że w ogóle mnie nie znasz… – odrzekła sardonicznie i żwawo wymaszerowała z pokoju.
- Właśnie dlatego, że cię znam, obawiałem się, że postanowisz zrezygnować z tej reklamy. – odrzekł ruszając za nią. – Rzadko kiedy robisz coś z przymusu…
- Uwierz mi… – zaczęła chwytając kawę, którą swoją drogą przygotował dla niej Morgi, kiedy byli już na dole.
Mimo że nie była pewna czy to dobry pomysł, bowiem czuła, że ciśnienie już zaczyna jej skakać, zamoczyła usta w ciemnym płynie.
- Jeśli zostanę do czegoś… przymuszona, ty doskonale to odczujesz. – wyjaśniła kierując się w stronę wyspy.
Thomas zmrużył oczy i zmierzył ją dłuższym spojrzeniem. Wiedział, że dziewczyna ma niemałe obawy względem ich dzisiejszego zobowiązania, ale… to co powiedziała, niekoniecznie mu się spodobało. Miał jednak nadzieję, że nie będzie musiał się o tym przekonywać. Zaprosił ją więc do stołu, gdzie czekał już na nią przygotowany tost.
- Bardzo ci dziękuję Thom, ale… chyba nie jestem głodna.
- No weź przestań… To tylko głupia reklama. – powiedział przerzucając oczami. – Naprawdę konieczność całowania się ze mną to dla ciebie aż tak wielki problem? – zapytał unosząc swoją brew, automatycznie podchodząc do niej ze swoją filiżanką.
- Lepiej żebyś nie musiał się przekonywać… – odrzekła, ponownie czując nieprzyjemne wiercenie w brzuchu.
- Myślisz, że Ana z Gregorem przyjadą dziś do nas? – Thomas postanowił zmienić temat, widząc, że Lena nie jest w nastroju do żartów.
- Hmm… pójdę chyba zadzwonię do niej w tej sprawie. – odrzekła gryząc przygotowanego dla niej tosta, ale od razu poczuła, jak rośnie jej w ustach.
Zdecydowanie jej organizm nie był gotowy do przyjmowania posiłków stałych. Stres przed nieznanym przejmował nad nią kontrolę. Spojrzała więc przepraszająco na blondyna i ruszyła ku swej sypialni by odbyć krótką rozmowę z Ane. Miała nadzieję, że przyjaciółka odciągnie jej myśli od tego co nieuniknione, albo chociaż… lekko poprawi jej humor. Dlatego niedługo potem zniknęła w swoim pokoju.
***
Po intensywnych dziesięciu dniach nastał wyczekiwany moment... Zakończenie górskiego zgrupowania. Ana obudziła się wtulona w ramionach ukochanego mężczyzny. Tak, osobne pokoje były niezłą przykrywką dla Marca. Młodzi doskonale radzili sobie z pełną konspiracją wspólnego spania. Widząc jego twarz lekko się uśmiechnęła, po czym zabrała się do budzenia chłopaka. Jej usta cmoknęły jego nos co od razu sprawiło, że na twarzy Gregora zagościł uśmiech. Otworzył śmiesznie jedno oko by po chwili chwycić drobne ciało blondynki i wciągnąć je na siebie. Przez moment bez słowa wpatrywali się w swoje oczy. Usta Gregora były niezłym rozpraszaczem dla dziewczyny, dlatego nie zwlekając, nieco się obniżyła, by delikatnie złączyć je z wargami chłopaka. Choć miała nieodpartą chęć przedłużyć ich wspólny poranek wiedziała, że dziś czeka ostatni dzień zgrupowania... Z rana ciężka praca by następnie przejść do podsumowań tego co udało się osiągnąć w minionym czasie. Ukradkiem spojrzała na zegarek stojący obok. Była już wystarczająco późna pora by zakończyć wspólne leżakowanie. Musnęła po raz ostatni jego usta, po czym szybko zeskoczyła z łóżka co spotkało się ze zdecydowanym protestem szatyna. Chwycił jej dłoń próbując na nowo ściągnąć do siebie jednak dziewczyna sprawnie się wyrwała z jego uścisku.
- Kochanie... też bym chciała poleniuchować u twojego boku, ale... dziś jeszcze ostatni trening... – wyraźnie zaakcentowała ostatnie wyrazy co sprawiło jeszcze większy uśmiech na twarzy Gregora.
- Ostatni trening, a potem... będziesz moja... z dala od innych oczu... w naszym mieszkaniu... – wstał i zbliżył się do niej lekko opierając ją o ścianę.
Dziewczyna zachichotała. No tak, już ona doskonale wiedziała do czego zmierza. Zbliżył swoją twarz do jej, by po chwili na nowo złączyć ich usta w namiętnym pocałunku. Jego dłonie ponownie zawędrowały pod szlafrok, który miała nałożony na sobie. Czując jego dotyk na swoim ciele, poczuła przyjemne dreszcze. Ugryzła lekko jego wargę by po chwili... lekko go odepchnąć i wymsknąć się pod jego drugą ręką. Głośniej się zaśmiała na widok jego zbuntowanego wyrazu twarzy.
- Dobrze wiesz, że muszę, inaczej nie wyjedziemy z tego pokoju... – słodko zachichotała przesyłając mu ręką całusa.
- Coś w tym złego? Jak dla mnie bomba... – wymruczał czyniąc kolejne kroki ku niej, by spróbować ją ponownie zatrzymać.
Nie zdążył bowiem Ana głośno się śmiejąc sprawnie wyślizgnęła się z jego pokoju. Oparła się o drzwi by dotknąć swoich ust palcami. Płonęły żywym ogniem na myśl o miękkich wargach partnera. Tak bardzo miała ochotę wrócić i dalej tworzyć jedność z szatynem, ale... wiedziała, że dziś jest ostatni dzień zgrupowania i wypadało zakończyć je zgodnie z przeznaczeniem. Być profesjonalistą... Choć dobrze się maskowali, nie zamierzała doprowadzać do kolejnej niemiłej wymiany zdań między nimi, a trenerem. W zupełności wystarczyło jej to, że sama była spełniona i szczęśliwa na przekór osobom trzecim... pod każdym względem... Mimowolnie na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Te dziesięć dni tak bardzo ich do siebie zbliżyło... Czy żałowała czegokolwiek? Nie... Ten czas upewnił ją jak bardzo go potrzebuje. Bez względu na przeszłość, obawy związane z ich młodym wiekiem i inne emocjonalne bariery. Znali się niecały rok, a czuła się tak jakby minęła wieczność... Tak wiele przeszli, a Gregor wciąż dawał jej wszystko to czego oczekiwała od swojego partnera. Czułość, bliskość, wsparcie, a przede wszystkim... bezgraniczną miłość.
- Morgenstern, co ty tutaj robisz? – nagle z zadumy wyrwał ją znany głos Marca, na co dziewczyna spojrzała na trenera stojącego w korytarzu nieopodal niej.
Nerwowo się uśmiechnęła czując jak mierzy ją swoim nieco złowrogim spojrzeniem. Podciągnęła ciut niżej szlafrok próbując zakłamać rzeczywistość.
- Przyszłam sprawdzić, czy Gregor jest gotowy na trening. – zaśmiała się głośniej na myśl tego co próbuje wmówić Noelke.
Czy on był w jej mniemaniu głupi? Nie chcąc kontynuować niewygodnej rozmowy sprawnie w radosnych podskokach ruszyła w kierunku swojego pokoju. Zatrzaskując go zaczęła głośniej się śmiać. Ostatni dzień... A tu taka wtopa… Dobrze, że nie miał wiedzy, iż pod spodem... standardowo nic nie było. Po chwili spojrzała na siebie w lustrze. Jej tęczówki na nowo lśniły, a rumieńce coraz żywiej gościły na jej twarzy. Czuła się niemoralnie szczęśliwa... Jeszcze tylko wytrzymać ten dzień, a potem zaczyna swoje nowe życie... W Innsbrucku, u boku człowieka, którego kochała bezapelacyjnie. Nagle z zadumy wyciągnął ją dźwięk telefonu. Niczym sarenka pomknęła w jego kierunku i widząc na ekranie imię swej najdroższej przyjaciółki uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Po chwili odebrała radośnie się witając.
- O, czyżbyś z Gregorem już zaczęła świętować zakończenie zgrupowania? – zachichotała Lena spoglądając na blondynkę, która była wręcz cała w skowronkach.
- Po czym wnosisz? – zaśmiała się Ana.
- Bo ja wiem… – Lena udała zamyślenie. – Błyszczące oczy, rumiane policzki… wyglądasz jak upojona alkoholem. – ponownie zachichotała.
- Oj jestem upojona… ale szczęściem! – wykrzyknęła Ana i rzuciła się na łóżko roześmiana.
- Rozumiem, że upojnie to było, ale… w nocy? – Madlen uniosła zabawnie brew.
- No co mam ci powiedzieć… – Ana przegryzła wargę. – Chyba z Gregorem zaczęliśmy na nowo się odkrywać… – tutaj zachichotała rozmarzona przypominając sobie ich łóżkowe, ale nie tylko… poczynania. – Dobra mała, mów lepiej z czym do mnie dzwonisz.
- Dzwonię, żeby zapytać co u was słychać i jakie macie plany po zgrupowaniu, czy zamierzacie nas odwiedzić w Villach czy jednak zostajecie w Tyrolu.
- Jeśli doktor pozwoli to raczej zostaniemy, ale jeszcze z nim nie rozmawiałam.
- Ale czujesz się już lepiej?
- O tak… – wyszczerzyła się Ana. – Zdecydowanie.
- To super, bardzo się cieszę. – odrzekła Lena zgodnie z prawdą.
- Dosyć o mnie! – wykrzyknęła Ana wstając z łóżka, po czym zaczęła ogarniać się do dzisiejszego dnia. – Jak tam przed reklamą Red Bull?
- A weź mi nawet nie mów… – westchnęła niemrawo Lena. – Z nerwów ledwie dałam radę zjeść śniadanie. Thomas próbował mnie rozbawiać, ale ja… strasznie się boję do czego nas tam zmuszą, w końcu wszyscy myślą, że… nadal jesteśmy razem…
- No przecież nie każą wam się tam… seksić. – zaśmiała się Ana, ale widząc minę Leny wybuchła śmiechem jeszcze głośniej. – Nie bój żaby Lena, Thomas nie pozwoli byś musiała robić coś na co nie masz ochoty… – tutaj puściła oczko przyjaciółce.
- No wiem, ale… kontrakt zobowiązuje… Po drugie… nie chciałabym by ktokolwiek się zorientował, że mamy z Thomasem… zagmatwaną relację. – Madlen ponownie się skrzywiła. – Ana… ja… sama siebie w ostatnich dniach nie poznaję… – wypaliła po chwili zanim zdążyła się rozmyśleć i westchnęła zrezygnowana. – Wpakowałam mu się ostatnio do łóżka… – Ana, która teraz myła zęby lekko się zakrztusiła.
- Że co?! – pisnęła rozbawiona.
- To przez to pieprzoną burzę!
- Lena… nic nie rozumiem. Jaką burzę? – starsza nie potrafiła ukryć swojego rozbawienia, dlatego Madlen zaczęła opowiadać przyjaciółce ostatnie odwiedziny znajomych oraz wyjście do kręgielni, na burzy i łóżkowych poczynaniach z Thomasem kończąc.
Ana słuchała uważnie w milczeniu, by na koniec monologu Leny głośno zacząć się śmiać.
- Każdy pretekst jest dobry… – skomentowała.
- To nie był żaden pretekst! – pisnęła Madlen kładąc się na łóżku i zasłaniając twarz poduszką. – Sprawiasz, że czuję się sama ze sobą jeszcze gorzej… – westchnęła.
- Lena… nie ma w tym nic złego, że ciągnie cię do Thomasa.
- Nie ciągnie mnie! – ponownie pisnęła młodsza. – Po prostu bałam się burzy… – Ana nie odezwała się już słowem nie chcąc wprowadzać przyjaciółki w większe zawstydzenie, uśmiech jednak cały czas błąkał jej się w kącikach ust.
Dziewczyny zatem porozmawiały na mniej poważne tematy jeszcze jakiś czas, po czym zakończyły połączenie, bowiem Ana musiała udać się do doktora Rotschilda, a po Madlen przyszedł Thomas, który oznajmił jej, że muszą ruszać… Dziewczyna niemrawo zwlekła się z łóżka, co Ana ponownie skomentowała śmiechem, ale obiecała trzymać kciuki oraz poprosiła o telefon po nagraniu reklamy. Sama była ciekawa co sponsor przygotował dla parki. Póki co machnęła jednak na to ręką i dość sprawnie ogarnęła rzeczy na dzisiejszy trening, po czym ruszyła w kierunku pokoju zajmowanego przez profesora, gdzie miała odbyć jedną z ostatnich konsultacji.
- Witaj Ana, widzę, że ostatni dzień zgrupowania wyraźnie tobie służy. Świetnie. Dzisiaj zgodnie z zapowiedzią zrobimy test wydolnościowy. Gdzieś za tydzień myślę, że go powtórzymy. Przygotowałem już zlecenie na zwiększoną dawkę żelaza, bo chyba nie planujesz wracać do Villach?
- Nie, to znaczy... Tak... Jeśli nie ma konieczności zostanę tutaj w Tyrolu...
- Nic nie mów... Jesteście młodzi, zakochani... Doskonale to widać. – uśmiechnął się szczerze, po czym po raz ostatni wykonał to co robił każdego ranka podczas zgrupowania.
- Skąd doktor wiedział? – spytała, czując igłę w żyle.
- Marc jest sfrustrowany... Poranne odkrycie go nieco zszokowało. – zaśmiał się medyk wysyłając słowną aluzję, iż wie co miało miejsce dzisiejszego poranka.
Dziewczyna poczuła jak na jej policzki wypełza rumieniec, po czym również się zaśmiała. W końcu kto mógł się spodziewać spacerującego po korytarzu Noelke. Dobrze, że miał ograniczoną wiedzę na temat ich wspólnych nocnych spotkań... Im mniej wiedział... Tym lepiej w ich mniemaniu spał.
- Wypisałem też zalecenie dla drugiego związkowego lekarza, byś w Innsbrucku mogła zrobić test i wszystkie badania. Chciałbym je zweryfikować i omówić telefonicznie z tobą.
- Oczywiście profesorze, wykonam co niezbędne. A co ze skokami? Czy profesor myśli, że mogłabym... skoczyć na Bergisel? – spytała niepewnie.
- Ana... Myślę, że bezpieczniej będzie zacząć skakanie od mniejszych obiektów i stopniowo się wdrażać. Co do Bergisel... Może po tygodniu wdrożeniowym? Pamiętaj, że nie ma miejsca na zbyt wielkie szaleństwa... Chyba chcesz bezpiecznie zacząć sezon? A jak będą wyniki, zapadnie decyzja jak działamy w dalszym ciągu. Czy będzie szansa na start w zbliżających się mistrzostwach... – dziewczyna ścisnęła mocniej dłoń na myśl o ewentualnej pauzie. – Zdecydujemy później. Nic na siłę Ana, pamiętaj... Musimy być rozważni, nie szaleni... Tymczasem chodźmy na śniadanie... Chyba, że się boisz... – zaśmiał się ponownie Rotschild.
- A skąd! – pewnie odparła, po czym udali się do restauracji.
Od razu obok niej zjawił się Gregor, lekko obejmując ją w talii. Ana przesłała mu subtelny uśmiech, po czym zajęli miejsce obok Marca, który bacznie obserwował ich każdy ruch. Nie umknęło to uwadze szatyna. Widząc to Ana zbliżyła swoje usta ku uszom Gregora cicho opowiadając co zobaczył Noelke rano. Chłopak głośniej się zaśmiał na samą myśl tego co ujrzał, ale co zrobić, gdy są w sobie szalenie zakochani? Od razu poczuła jego rękę na swoim udzie. Przesłała mu ukradkowe spojrzenie, po czym zajęła się konsumpcją tego co przyniósł dla niej kelner. Noelke tymczasem dalej bacznie ich obserwował z czego Ana miała największą polewkę. Widziała, że gryzie się w język konsumując swoje śniadanie, ale... czy on myślał, że przy nim zaczną uprawiać seks? Choć młodość rządzi się swoimi prawami, nie przesadzajmy.
- To co, gotowi na ostatnie trzy godziny wycisku? – spytał profesor przełamując dziwną ciszę panującą przy stole.
Parka spojrzała na siebie z błyskiem w oczach. Zgodnie przytaknęli, po czym oddali się wysłuchiwaniu tego co na dziś zaplanował Marc.
- Planowo mieliśmy zacząć od stretchingu... Ale czy wy potrzebujecie jeszcze rozciągania po tak intensywnym poranku? – rzekł najpierw poważnie by następnie zacząć się śmiać, na co reszta stołu choć zaskoczona jego podejściem dołączyła ze śmiechem.
- Rozciągania nigdy dość. – podrapał się po tyle głowy ze śmiechem Gregor, za co otrzymał od Ane lekkiego kuksańca w bok.
- Po rozgrzewce przejdziemy do skoków z kozła i lądowanie na materac... Następnie Ana ruszy z Rotschildem na swój test wydolnościowy, a ty Gregor... zanim wrócisz w zakochane ramiona kobiety musisz znosić nadal moją osobę. – Marc zatarł lekko ręce, co spotkało się z kolejną falą śmiechu przy stole.
Nie spodziewali się, że Noelke tak podejdzie do porannego zajścia. Zgodnie udali się na salę, po czym oddali się treningowi przewidzianemu na ostatni dzień zgrupowania.
***
Tymczasem Madlen stała na środku pomieszczenia, które miało być jej garderobą na czas nagrywania reklamy dla Red Bulla i… wręcz nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wypaplała! Życie kolejny raz zaczęło sobie z niej drwić! Raz po raz przebiegała wzrokiem po tekście scenariusza czując jak nerwy zaczynają szarpać jej ciałem. Pocałunek! Oni mieli się… pocałować! Zamrugała kilka razy licząc na to, że ma jakieś omamy… tekst jednak wcale się nie zmieniał. Zaśmiała się nerwowo. Ona i Thomas… mieli się całować na potrzeby marketingowe. No tego jeszcze nie grali! To była jakaś kpina, tylko że… wszyscy myśleli, że nadal są w normalnej relacji. Normalnym związku dwójki kochających się ludzi, więc przecież powinna być to dla nich przyjemność. Madlen przyłożyła dłoń do czoła próbując rozmasować pulsujące miejsce. Nie… to się nie dzieje naprawdę. Jakby na potwierdzenie zaistniałej sytuacji, usłyszała energiczne pukanie do drzwi, a po sekundzie osoba Thomasa wparowała bez ogródek do środka zanim w ogóle zdążyła zareagować. Obrazek, który zastał mógł wprawić go w rozbawienie, bowiem Madlen stała na środku pomieszczenia z rozdziawioną buzią, chłopak jednak był na tyle poddenerwowany, że nie zwrócił na to uwagi.
- Madlen… – zaczął. – Nie musimy tego robić… jeśli nie chcesz.
Czy nie chciała? Miała mętlik w głowie… Gdzieś tam podświadomie brała pod uwagę taką możliwość, ale też nie myślała, że… naprawdę przyjdzie jej się z tym mierzyć. Co ona miała teraz zrobić? Opadła bezwiednie na kanapę i ukryła twarz w dłoniach będąc w totalnej rozterce. Z jednej strony była ciekawa smaku ust blondyna… była ciekawa jak bardzo namiętnym chłopakiem był… z drugiej jednak, nie lubiła, kiedy była do czegoś zmuszana. Nie to, żeby nie rozmyślała o pocałunkach z Thomasem, ale myślała, że dojdzie do nich na jej warunkach. A teraz została postawiona pod ścianą. Wiedziała, że jeśli odmówi… jeśli odmówią, wszyscy zaczną się zastanawiać dlaczego. Przecież doskonale wiedziała, że przed jej wypadkiem nie szczędzili sobie czułości przed innymi… obcymi ludźmi. Czy to na ulicy czy… gdziekolwiek. Zatem jeśli poproszą o zmianę scenariusza to wyda się po prostu… dziwne. A bardzo nie chciała, by ludzie zaczęli zadawać pytania… I tak była bardzo wdzięczna Morgiemu, że w jakiś magiczny sposób udało mu się ukryć przed światem wiadomość o jej amnezji. Była pewna, że stracił przez to niemało pieniędzy, ale… czego nie robi się z miłości. Uniosła na niego swój wzrok. Nadal stał w tym samym miejscu i spoglądał na nią z zakłopotaniem.
- Musimy to zrobić. – powiedziała. – To tylko pocałunek… – dodała chociaż wcale tak nie myślała.
Dla niej to była wielka sprawa, ale chłopak wcale nie musiał o tym wiedzieć. Thomas natomiast skrzywił się nieznacznie na jej słowa. Dla niego to nie był TYLKO pocałunek… To było coś na co czekał od miesiąca i chciał, by dziewczyna zrobiła to z własnej nieprzymuszonej woli… by tego chciała. A tymczasem zostanie do tego zmuszona i… jak się okazywało zaczęła traktować to jako zadanie do wykonania. No szkoda żeby jeszcze zaczęła udawać, że jej się podoba… Chłopakowi w momencie pociemniało przed oczami… Bo jeśli faktycznie coś takiego się stanie, on… chyba targnie się na swoje życie. Mimowolnie zacisnął mocniej pięści.
- Chyba powinniśmy poćwiczyć… tak jak ostatnio proponowałeś. Teraz z perspektywy zaczynam żałować żeśmy tego wtedy nie zrobili. Może teraz byłoby łatwiej. – jej słowa wyrwały go z nerwowego zamyślenia, ale wręcz nie mógł uwierzyć własnym uszom.
Poćwiczyć? Zamrugał oczami niezrozumiale… Że co?
- Thomas posłuchaj… ja nie pamiętam naszych pocałunków… nie chcę żebyśmy stanęli przed nimi i żeby wyszło to nienaturalnie…
Rozumiał, ale mimo wszystko… i tak zabolało. Wtedy zaproponował pocałunki, ale ich wydźwięk miał być inny! Ona leżała w jego ramionach, kto wie jakby to się dalej potoczyło. A teraz co? Czy ona naprawdę proponowała mu to… co mu proponowała?
- Jak chcesz to zrobić? – zapytał ledwie mogąc nad sobą panować.
To się nie dzieje naprawdę… Miał ochotę palnąć się w twarz by sprawdzić czy to nie sen… Jaki sen, koszmar! Madlen przegryzła wargę zagubiona. Boże! Czego oni robią z tego wielką sprawę! To tylko głupi pocałunek! Głupi pocałunek… Stwierdziła, że im bardziej będzie sobie to wmawiać tym szybciej zaakceptuje to co nieuniknione.
- Nie rób takiej miny… – powiedziała jakby z lekką obrazą. – Bo jeszcze pomyślę, że wcale nie chcesz mnie całować, a przecież wiem, że o niczym innym nie marzysz. – dodała lekko się uśmiechając.
Thomasowi pociemniały oczy na jej słowa. W kilku krokach znalazł się przy dziewczynie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Niespodziewanie Madlen wystrzeliła do góry i przycisnęła swoje usta do jego warg na ułamek sekundy. I już… stało się. Świat się nie zawalił, ale fajerwerków również nie było. Morgi przerzucił oczami… I zanim zdążył się rozmyśleć chwycił jej twarz w swoje dłonie i mocno wpił się w usta. Lena zaskoczona tokiem wydarzeń rozchyliła wargi, co chłopak w mig wykorzystał. Bez zastanowienia zaatakował ją swym językiem, na co Madlen nie pozostała niewzruszona. Odpowiedziała równie żarliwie. Po chwili całowali się zachłannie na przemian ssąc i przegryzając swoje wargi. Thomas przelał w ten pocałunek całą swoją tęsknotę, cały swój ból oraz niezadowolenie z jej zachowania. Lena natomiast nie mogła się za bardzo skupić na odczuciach, ponieważ jej mózg dziwnie zaczął się topić i… ledwie rejestrowała to co się dzieje. Wiedziała tylko, że blondyn bardzo namiętnie ją całuje, co jej się niezmiernie podobało. Nie zauważyła, kiedy objęła go rękoma za szyję ciaśniej przylegając ciałem do jego ciała. Thomas westchnął w odpowiedzi na jej poczynania, po czym uwolnił jedną swoją rękę by następnie ulokować ją na talii dziewczyny i ścisnął ją chyba mocniej niż zamierzał, ponieważ Madlen jęknęła zmysłowo w jego usta co bardzo mocno poczuł w swych lędźwiach. Czując, że dłużej tego nie zniesie, zdecydowanie odepchnął od siebie dziewczynę i wyszedł szybko z pomieszczenia głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Lena stała na środku pokoju zszokowana jego zachowaniem… z pulsującymi wargami, rozczochranymi włosami, rumianymi policzkami, świecącymi oczami oraz przeświadczeniem, że była… na maksa podniecona. Bezwiednie opadła na kanapę przyciskając palce do opuchniętych ust, a potem… zaczęła się szaleńczo śmiać. Chłopak natomiast nie zważając na wołającego za nim Hansa żwawym krokiem ruszył ku wyjściu. Zły na siebie za to co zrobił, ale przede wszystkim zły na nią do czego go zmusiła… Bo pocałunek, na który tak bardzo czekał był najzwyczajniej w świecie udawany i Thomas nie mógł tego znieść. Będąc już na zewnątrz kopnął wściekły w leżący na chodniku kamień, po czym kucnął i ukrył głowę między kolanami. Miał ochotę zacząć krzyczeć, wiedział jednak, że wszyscy go obserwują. Wziął więc kilka głębszych oddechów, po czym wrócił na plan. Minął bez słowa swojego menadżera tłumiąc złość, która rozsadzała go od środka. Potem przebrał się w kombinezon i… zrobił to czego oczekiwali od niego inni. Zaczął grać.
***
Czas intensywnej pracy nieubłaganie mijał. Wszystko za sprawą pozytywnych nastrojów u młodych skoczków. Chyba każdy czuł zbliżający się nieuchronnie koniec zgrupowania i wiedział co się z tym wiąże. Po godzinie wspólnych ćwiczeń Rotschild zabrał dziewczynę na trening wysiłkowy, a Gregor miał na sali wykonywać kolejne zalecenia Marca. Zadanie blondynki na bieżni przebiegło dość sprawnie. Na tyle iż lekarz, otwarcie przyznał, że wynik jest lepszy, a to mogło znaczyć jedno... Organizm podjął walkę i widoczny był stopniowy rezultat co cieszyło zarówno Ane jak i medyka. Dwójka dość szybko wróciła na salę, gdzie kończył trening Gregor. Wspólnie mogli więc odtrąbić pełen sukces – zgrupowanie praktycznie dobiegało końca. Marc dla poprawy kondycji mięśni kręgosłupa i resetu głowy zaproponował basen. Młodzi dając wyraz profesjonalizmu zgodzili się na takie rozwiązanie więc w mig znaleźli się w swoich pokojach by się przygotować do tego zadania.
- Czy ja dobrze zrozumiałem, że Rotschild widzi znaczną poprawę? – uśmiechnął się Gregor wparowując raptownie w kąpielówkach do pokoju dziewczyny.
- Skarbie, musisz uważać z tym entuzjastycznym wbieganiem do pokoju... A nóż Noelke zobaczyłby mnie nagą... – pomrugała uwodzicielsko, bowiem ledwo znalazła coś stosownego na pływanie treningowe.
Gregor przełknął głośniej ślinę... Czy ona musiała tak na niego działać? Oblizał swoje usta śmiało zbliżając się do jej nieubranego jeszcze ciała. Jego oddech na jej karku sprawił kolejne przyjemne mrowienie na ciele. Przesunął dłońmi najpierw po jej piersiach następnie po całym jej wcięciu aż do bioder. Zbliżył dość zdecydowanie jej miednice do siebie by ich tęczówki na nowo się spotkały. Otarł ustami o jej usta po chwili pozwalając na pogłębienie intensywności pocałunku. Ana zarzuciła dłonie na jego kark i spojrzała ponownie w jego roziskrzone, złaknione dalszej bliskości tęczówki.
- Jak widzisz... Mam się nie najgorzej, a wszystko dzięki tobie... – polizała zmysłowo swoją wargę wodząc go dalej za nos.
Pokręcił przecząco głową na myśl o tym, że jak tak dalej pójdzie... to ich rozpalone ciała ponownie będą musiały stać się jednością. Gwałtowne pukanie do drzwi w mig ich otrzeźwiło
- Schlierenzauer, Morgenstern, ile mamy na was czekać? Koniec seksów, czas do pracy!
Parka głośno się zaśmiała słysząc śmiały komentarz trenera. Chłopak pomógł szybko uporać się z wiązaniem od stroju dziewczynie, całując przy tym jej smukłą szyję. Gdy chwyciła koszulkę, którą chciała dodatkowo narzucić Greg wydał jęk niezadowolenia.
- Że też musisz to dodatkowo ubierać... – westchnął widząc jak zakrywa górny fragment swojego ciała, na co Ana zachichotała słysząc jego wyraźną dezaprobatę.
- Kochanie... Pragnę przypomnieć, iż jesteśmy tu w ramach treningu, a nie... Zaspokajania swoich potrzeb... – zaśmiała się głośniej wymawiając ostatnie słowa.
Jakby faktycznie było inaczej. I tak przez te dziesięć dni znaleźli sposoby by... Je wystarczająco w należny sposób zaspokoić. Widząc jego cwany uśmiech postanowiła kontynuować swoją wypowiedź.
- Niech hasło profesjonalizm będzie tu słowem kluczem... – położyła palec na jego usta czując, że chce coś dodać od siebie. – Po skończeniu zgrupowania... Możemy sobie pofolgować. – zaśmiała się głośniej, narzucając spodenki.
Widząc jego przerzucające z niezadowolenia tęczówki nie mogła ponownie powstrzymać śmiechu. Widziała... jego ciągłe nienasycenie. Nieodpartą chęć bliskości... Ale czy to był odpowiedni czas i miejsce? Zdecydowanie nie... Postanowiła nie prowokować bardziej Marca i zachęcić szatyna do działania.
- Jeszcze tylko chwila... Chodźmy skończyć to zgrupowanie. – posłała mu pełne czułości spojrzenie, kradnąc po chwili kolejnego całusa.
Wzięła złapała go za dłoń, po czym ruszyła z nim ku miejscu, gdzie mieli odbyć ostatnią turę treningu. Dość szybko znaleźli się na basenie, gdzie Marc spojrzał na nich ze śmiechem.
- Dotarły w końcu i nasze gwiazdy... Mam nadzieję, że zostało wam odrobinę energii by spożytkować je na ostatnią jednostkę treningu? – rzekł lekko z przekorą w głosie wypominając kolejne małe spóźnienie młodych.
Widząc ich twierdzące skinienie zalecił niewielką rozgrzewkę przed wskokiem do wody, by przygotować odpowiednio mięśnie do pływania. Dość szybko ją zrealizowali zatem trener zapowiedział czas pływania.
- Zacznijmy od spokojnego tempa, następnie stopniowo na gwizdek przyśpieszycie tempo. – widząc spojrzenie Gregora na Ane Noelke zaśmiał się. – Schlierenzauer, jesteś na treningu, a rozbierasz ją wzrokiem... Ja rozumiem, że się kochacie, ale... Daruj nam tego... – szatyn słysząc kolejną śmiałą wstawkę obdarzył trenera uśmiechem od ucha do ucha.
- Marc, czyżbyś zapomniał czym rządzi się młodzieńcze uczucie? – spytał Rotschild.
- Masz świętą rację doktorku, czy wynaleźli jakiś lek na miłość? – spytał Gregor.
- Tobie to chyba tylko coś na szaleństwo mogłoby pomóc Schlierenzauer. – powiedział Noelke.
- O tak, jestem zakochany do szaleństwa! – rzekł głośniej z radością, po chwili posłusznie wykonując zalecenie wskoku do wody, która... miała schłodzić w mniemaniu trenera jego głowę.
- Myślę, że jakieś dziesięć rundek i damy wam wolne... Gregor dla ciebie może nawet i dwadzieścia, bo... testosteron ci bije. – zatarł ręce trener doprowadzając młodych do kolejnego śmiechu.
- Marc, myślisz, że Gregora to spowolni? – zaśmiała się Ana. – Nie wydaje mi się. – dodała na co chłopak szeroko się wyszczerzył.
Czy jego winą było to, że tak na niego działała? Tęsknił za bliskością, a teraz kiedy już to dostał... Ciągle było mu mało... Był nienasycony jej osobą. A ona? Wciąż czuła to samo ku jego radości. Wspólnie ustalili, że razem zrealizują piętnaście basenowych okrążeń. Oczywiście doktor zasugerował blondynce umiarkowane tempo, zwracając uwagę na jej samopoczucie. Choć wyniki były lepsze... Nie mogła przesadzić w drugą stronę z nadgorliwością... Te zadanie miało na celu wyłącznie wzmocnić mięśnie kręgosłupa a nie zapewnić tryumf w pucharze świata. Widząc dyscyplinę młodych i ich zaangażowanie Marc wraz z profesorem postanowili sfinalizować zgrupowanie. Z uśmiechem zakomunikowali zawodnikom, iż idą przygotować dokumenty dla związku i że... zobaczą się z młodymi na obiedzie. Noelke zarządził dla nich czas relaksu, co im się wybitnie spodobało. Nareszcie sami... Bez treningów... Bez kolejnych czujnych par oczu... Wspólnie zdecydowali się na jacuzzi.
- Czy oni dobrze zrobili zostawiając nas samych? – spytała zmysłowo Ana, jednocześnie ściągając koszulkę, w której pływała, na co oczy Gregora od razu na nowo się zaświeciły na widok bikini.
- Zdecydowanie... – wymruczał kąsając jej szyję. – Ale teraz przynajmniej możemy się sobą nacieszyć, swobodnie pogadać z dala od wścibskich oczu... – zaczął Gregor, przesuwając jej włosy na bok, na co Ana znowu zachichotała czując jego emocjonalne nakręcenie.
- I ty to nazywasz rozmową? Kochanie... Ja to bym najchętniej opuściła to miejsce i wykonała telefon do Madlen... – zaczęła spokojnie patrząc w jego zaskoczone tęczówki. – Dziś reklama Red Bulla... Wiesz co może się tam zadziać... W jednej z naszych ostatnich rozmów zasygnalizowała mi pewne obawy... W końcu nic nie jest między nimi jak dawniej... Co, jeśli faktycznie karzą im się pocałować? Czy ona podoła? – spytała spokojnie.
- Ana, poradzą sobie... Ja wiem co myślisz... Skupmy się jednak na sobie... Tak swoją drogą szczerze? To nawet im zazdroszczę... – poczuła, jak zaczyna łaskotać jej boki, na co mimowolnie się zaśmiała.
Miała łaskotki więc z automatu prawie, że w tej wannie podskoczyła...
- Zazdrościsz? Może lepiej, że nam tego nie zaproponowali... Nie wiem do czego by tam doszło... – zachichotała głośniej.
- Oj doszłoby, doszłoby... – wargą chwycił jej wiązanie, próbując je rozplątać.
- Gregor... Jesteś strasznie napalony i dziwnie niewyżyty... Myślę, że w naszym wypadku tylko jedna reklama wchodziłaby w grę. – musnęła ustami jego ucho by po chwili zasiąść wygodnie na jego udach.
Celowo dotknęła jego męskości czując jak wzrasta jego seksualna gotowość.
- Tabletki na popęd seksualny! Wprost idealny kandydat. – zaśmiała się głośniej, na co chłopak szybko ją ściągnął, by wylądować ustami na jej przedziałku między piersiami.
- Tylko jeśli miałbym cię u boku. Co zrobić, że tak na mnie działasz? – zaczął kąsać jej piersi wracając w kierunku szyi.
Ustami począł robić delikatne znaczki powodując jej wesołe chichotania. Jedno było pewne... Nie umiał pozwolić jej skupić się na niczym innym niż tylko i wyłącznie na swojej osobie. Jak oni dadzą radę, kiedy wrócą do domu? Nie wyjdą z łóżka? Wciąż byli nienasyceni swoimi ciałami. Ana chwyciła go nieco mocniej za kark by złączyć po raz ostatni swoje usta z jego. Czując nieustającą chęć zbliżenia i pełną gotowość szatyna postanowiła wysunąć się z wanny, pozostawiając w niej wyłącznie nogi. Chłopak z dezaprobatą przerzucił oczami. Pomachała przecząco palcem, widząc jego niecny zamiar ponownego jej wciągnięcia w swoje ramiona.
- Jak ty dasz radę, kiedy będę na uczelni? Będziesz odwiedzać mnie w przerwie? – zaśmiała się.
- Szybki numerek w toalecie na uniwerku? Kuszące, kuszące… – zaśmiał się głośniej, na co Ana lekko popukała go w czoło wiedząc co siedzi w jego głowie.
Udali się jeszcze na chwilę w rejon basenu z biczami wodnymi. Przez moment porozmawiali o planach na najbliższe dni. Wiedzieli, że już nic nie będzie takie same jak wcześniej. Chociaż wrócili na nowo do siebie w pełni słowa znaczeniu tak szkoła Ane mogła przyczynić się do uszczuplenia ich wspólnego czasu. Dlatego dziewczyna zdecydowanie była za tym, iż teraz jest najlepszy moment na wzajemne łapanie pozytywnych chwil i wibracji. Cieszyli się jednak na myśl, że będą mogli nadal razem podróżować. To był jeden z wielkich plusów ich związku. Nie musieli się rozdzielać... Wszystko pod warunkiem, że zdrowie blondynki pozwoli na swobodne wyjazdy i skakanie. Koniec końców Rotschild nie dał ostatecznie zielonego światła na jej powrót. Fizycznie czuła się silniejsza, ale pytanie na jak długo? Jakie będą jej dalsze wyniki? Poza tym nie wiedzieli w jakiej będzie formie... Ostatecznie kadra Austrii nie musiała koncentrować się wyłącznie na blondynce. Do drzwi pukały wciąż nowe twarze więc i o obecność na zawodach mogło być trudniej niż zwykle. Tym bardziej iż ona przygotowania miała znacząco uszczuplone... Skakać nie zapomniała, ale wciąż była daleko od ideału z minionego sezonu. To zaprzątało teraz głowę dziewczyny, bowiem Gregor po kontuzji osiągał coraz lepsze próby... To z kolei pozwalało mieć nadzieję na to, iż on nikomu miejsca nie będzie musiał ustępować. Będzie ciągle w trasie, być może w przeciwieństwie do niej. Chwycił silniej dłoń Ane na znak swojego szczerego wsparcia i przekonania, że z całą pewnością ten sezon będzie ich jak przed rokiem... Z jedną różnicą, na koniec będą razem fetować czego nie mieli możliwości zrealizować przed paroma miesiącami. Postanowili wrócić do pokoju i przygotować się do obiadu wieńczącego zgrupowanie. Dość szybko się ogarnęli i trafili do restauracji, gdzie czekały już talerze z posiłkiem. Ana spojrzała z uczuciem na Gregora zajmując miejsce tuż obok. Noelke omówił co udało się zrealizować podczas tego obozu, po czym oddał głos Rotschildowi, który skupił się na fizycznym aspekcie podopiecznych. Podczas jego analizy Ana dowiedziała się, iż wynik jej bieżni jest na tyle dobry, że może stopniowo uruchamiać kolejne jednostki treningowe w tym także pojedyncze próby na skoczni. Spotkało się to z niezwykle dużym entuzjazmem u młodych bowiem to zwiastowało, pewną miarę stabilizacji ich wspólnego planu.
- Przyznam, że daliście mi nieco do wiwatu... I cieszę się, że to już koniec. – zaśmiał się Noelke.
- Zobaczymy się na następnym zgrupowaniu. – rzekł ze śmiechem Gregor.
- Za jakie grzechy... – trener uniósł zabawnie ręce ku górze.
Było widać, że już nieco bardziej ku ich zadowoleniu wyluzował. Zjedli wspólny posiłek w miłej atmosferze.
- Gdyby nie to, że każdy z nas prowadzi, zastukałbym w kielich i obwieścił koniec. Nie pozostaje nic innego jak stuknąć się szklanką soku. Spisaliście się i wasz ekhm… profesjonalizm był widoczny. Zarządzam finisz zgrupowania! – zarządził Noelke, po czym wraz z profesorem udali się do swoich pokoi domknąć papiery dla związku.
Ana z Gregorem z kolei udali się dopakować torby. Koniec znaczył jedno – Wolność! Wreszcie mogli udać się do swojego mieszkania. Odpocząć i... cieszyć się sobą w pełni tego słowa znaczeniu. Bez żadnych zakazów czy też kontroli. Chociaż kochali sportowe życie to nie było w ich opinii nic lepszego jak powroty do domu, gdzie życie... toczyło się innym rytmem. Gdzie człowiek mógł zaznać pełni swobody, ale również i intymności... Oczywiście szatyn dość sprawnie temat swojego pokoju ogarnął, nieco gorzej było z Ane, która jak każda kobieta była przygotowana na rozmaite okoliczności. Widząc jej powijaki pomógł sprawnie dokończyć jej pakowanie. Po domknięciu walizki nasunęła mu się jednak pewna myśl.
- A może wydłużylibyśmy nasz pobyt w tym rejonie o kolejne dni? – spytał.
- Chciałabym... Ale... Za mniej niż tydzień Klingenthal... A ja chciałabym nieco pomieszkać u nas. – słodko zaakcentowała ostatnie wyrazy co spotkało się z większym uśmiechem na twarzy szatyna.
- Ostatni konkurs Grand Prix w lecie... A potem już wyłącznie czas oczekiwania na kolejny sezon. Pojedziesz ze mną do Niemiec? – spytał.
- Gregor... Chciałabym, ale sam wiesz, ile się teraz będzie działo... Nie mogę dać ci jednoznacznej odpowiedzi, bo mamy sporo zmiennych do uwzględnienia w tej materii... – odparła, wiedząc czego może się spodziewać po powrocie do domu.
Nie miał to być czas w stu procentach do jej dyspozycji. Czekała ją seria kolejnych badań, treningów w nowym miejscu, ale i początek roku akademickiego. Zatem czas... Miał tutaj kluczowe znaczenie. Musiała na nowo przeorganizować swoje do tej pory nieco bardziej szalone życie. Niby ten wyjazd nie trwałby wiecznie, kwestia weekendu, ale jednak...
- Niestety wiem... – rzekł smutnie. – Choć nie zaprzeczę, mieć swoją ulubioną zespołową szczęśliwą maskotkę to gwarancja sukcesu. – zaśmiał się.
- Nawet gdy mnie nie ma obok... Pamiętaj, że jestem tutaj. – położyła z uśmiechem dłoń na jego sercu. – Kochanie nie myślmy na razie o tym... Teraz czas na to co kobiety lubią najbardziej... – widząc jego pytający wzrok głośno się zaśmiała. – Zakupy!
Szatyn mimowolnie przerzucił oczami, ale wiedział, że ma rację. W końcu w domu przed obozem byli raptem chwilę... Widząc jego skonsternowaną twarz Ana ponownie głośniej się zaśmiała.
- Skarbie... Przecież nie byliśmy w domu od momentu wybudzenia Madlen... W lodówce mieszkają pingwiny...
- Przygarnęłaś z kriokomory czy Austrię zmieniliśmy na Antarktydę? – zaczął się z nią nieco droczyć, na co dziewczyna pokiwała przecząco głową.
Po wymeldowaniu ruszyli w trasę do Innsbrucka, która z racji niewielkiego dystansu zajęła krótką chwilę. Chłopak zgodnie z ustaleniami stanął pod jednym ze sklepów ruszając na podbój tutejszych półek. Ponieważ doktor zalecił Ane utrzymywanie diety musieli nieco dłuższą chwilę poświęcić na negocjacje w kwestii żywienia.
- No ale szpinak mógłbyś chociaż na początek darować... – wykrzywiła się nieco na myśl o składniku, którego choć nie lubiła to na obozie musiała go często znosić.
- Zjem z tobą, mniej będzie bolało. – rzekł z uśmiechem widząc jej minę.
Chłopak więc dopakował kolejne produkty spożywcze, natomiast Ana udała się po towary do prania co spotkało się z jego zdziwionym spojrzeniem.
- Chyba nie chcesz spytać co to? – zaśmiała się głośniej. – Przecież i to jest potrzebne do życia. Do tej pory Angelika ogarniała twoje pranie? Czego oni w tym Stams uczyli... – uniosła ręce ku górze ponownie się chichrając z chłopaka.
Czyżby miała mieć z nim lekcję życia? Jeśli tak... To czeka ją niezłe wyzwanie...
- Skoro ogarniam kuchnię, to ty możesz inne rzeczy? – rzekł w odpowiedzi wzruszając ramionami, przez co Ana przerzuciła oczami na samą myśl.
- Jak nie powalą mnie twoje skarpety to żyć będę. – zaśmiała się głośniej.
Widok jego podirytowanej miny sprawił, iż zabrała szybko wózek i zaczęła mu uciekać.
- Goń mnie, bo obejdziesz się smakiem! – krzyknęła mijając kolejne półki.
Zabawa przynosiła coraz większą frajdę, ale... dość szybko się skończyła reakcją ochroniarza. Na zwrócenie uwagi Ana spuściła pokornie głowę udając skruchę by po chwili zaśmiać się głośniej z chłopakiem. Cóż... Takie są uroki młodości – nieustanna chęć zabawy, czego tutejszy sklep widocznie nie do końca rozumiał. Parka obiecała poprawę i już w nieco spokojniejszym tempie ruszyli do kas by zapłacić rachunek. Oczywiście nie ominęła ich licytacja o to kto płaci za zakupy. Ostatecznie Ana ugięła się pod naporem Gregora uznając, że nie będą robić zbędnych scen w sklepie. Miała jednak nadzieję, że w domu dograją tą kwestie, koniec końców nie chciała być na jego utrzymaniu, skoro sama również zarabiała. Dość szybko pokonali resztę trasy co spotkało się z uśmiechem blondynki. Nareszcie w domu... U siebie... W mig pokonali kilka schodów stając przed drzwiami swego lokum. Dziewczyna sprawnie otworzyła zamek do drzwi i zdecydowanie przekroczyła progu mieszkania. Spojrzała na wiszący nieopodal zegar w salonie. Dwudziesta... Niby nie późno, ale dzisiejszy dzień dał jej popalić. Padała z nóg... Szybko zrzuciła buty i ruszyła w kierunku kuchennego okna skąd roztaczał się widok na góry i las.
- Wszystko gra? – spytał Gregor, kładąc rękę na jej ramieniu, na co dziewczyna od razu odwróciła swoje tęczówki ku niemu.
- Głupio zabrzmi... Stęskniłam się za tym wnętrzem. – uśmiechnęła się nieco czując jak jego usta delikatnie smagają jej smukłą szyję, by po chwili poczuć jak kąsa jej ucho
- Ja też... Szczególnie za jednym pomieszczeniem. – wymruczał.
- Pomieszczeniem czy może rzeczą? – zachichotała.
Zrozumiała swój błąd, gdy poczuła utratę gruntu pod nogami. Zaczęła się lekko z nim mocować, próbując się wyswobodzić, lecz jej wysiłki szły na marne. Gregor głośniej się zaśmiał, zwinnie pokonując schody do ich wspólnej sypialni. W mig poczuła satynową pościel pod swoim ciałem. Przegryzła nieco swoją wargę... W swoim mieszkaniu... Nareszcie w swojej sypialni, gotowi na kolejne dni wyłącznie w swoim towarzystwie... Od razu dostrzegła błysk w jego spojrzeniu... Pełen miłości i ciepła. Widziała, jak na niego działa... Ten ogień... On wszystko zdradzał... Jednak po takiej podróży... Nie marzyła o zatonięciu w ramionach ukochanego. Bardziej pragnęła skorzystać z prysznica i porządnie wypocząć... Widok jego rozmarzonych oczu sprawił jednak, że nie chciała pozostawić go rozczarowanego... W końcu tak długo czekali na swój czas... Uśmiechnęła się odruchowo przyciągając go łańcuszkiem do siebie. Musnęła z niebywałą czułością jego spragnione wargi i wyprosiła o nieco dłuższą chwilę dla siebie. Nie musiała prosić o więcej... Dla niej był gotów nawet i zaczekać. Spojrzał wymownie na ukochaną pozwalając na jej spokojne przygotowanie. On w tym czasie zobowiązał się do ogarnięcia kolacji. Przed wejściem pod prysznic spojrzała w lustro. Wyglądała inaczej... Jej oczy zaczęły na nowo błyszczeć, a sama twarz, mimo intensywnego ostatnio czasu wyglądała znacznie inaczej. Była spokojna... Anemia w jej odczuciach zaczęła wyhamowywać, treningi dobiegły końca, a na dole... W kuchni rządził jej facet... Na nowo do szaleństwa zakochana i spełniona. Po szalonych dziesięciu dniach wyjazdowych ponownie odnalazła siebie w ramionach ukochanego. Czy żałowała czegokolwiek? Absolutnie... Jej nowy etap życia w Innsbrucku zapowiadał się intrygująco. Wciąż mogli siebie bliżej i bliżej poznawać... w każdym aspekcie tego słowa. Weszła pod prysznic odkręcając przyjemnie ciepłą wodę. Z uśmiechem wróciła myślami do tego co miało miejsce w Kuhtai. Ich szalone poczynania zakończone małą demolką... Co tam się działo... Ale była z siebie dumna, że się przełamała... Jej psychika zignorowała przeszłość by na nowo cieszyć się przyszłością, u boku osoby, którą kochała nad życie, a był nią nie kto inny jak Gregor... Nie było już żadnych barier i hamulców teraz liczyli się wyłącznie oni... Postanowiła dłużej nie przedłużać oczekiwania chłopaka i szybko ogarnąć temat wyboru sukienki. Zarzuciła lekką sukienkę i rozpuściła włosy, które dzięki terapii wspomagającej nieco się już odbudowały. Policzki na nowo się zaróżowiły na myśl tego jak wzajemnie na siebie działali... Nie umniejszała wsparcia medycznego w poprawę samopoczucia, ale wiedziała... że nie ma leku silniejszego niż miłość... Odświeżona ruszyła do swojego chłopaka, który czekał na swoją damę z gotową kolacją, świecami i butelką prosseco.
- Świętujemy coś dzisiaj? – uśmiechnęła się. – Przecież wiesz, że nie powinnam pić... – dodała.
- Mamy co świętować... Koniec zgrupowania, powrót do naszego domu... – uśmiechnął się zawadiacko.
- I wreszcie sami... – dodała Ana, jednocześnie oglądając co przygotował chłopak.
Pykniecie piekarnika zwiastowało, że to co się jawiło oczom nie było kompletne. Chłopak wyjął porządne płaty tuńczyka zawinięte w folii, które nałożył do przygotowanego wcześniej talerza z sałatką.
- Chcesz mnie utuczyć? – zaśmiała się jednocześnie wciągając zapach aromatycznych potraw.
- Zaraz i tak wszystko spalimy. – odpowiedział pewnie unosząc przy tym śmiesznie brew.
Ana zachichotała rozumiejąc śmiałą aluzję chłopaka. Na ten moment postanowiła jednak skupić się na zachwalaniu dania przygotowanego przez Gregora.
- Pamiętasz, jak Michael mówił o tym, że powinieneś zostać szefem kuchni? Coś w tym jest... Czuje szpinak, ale wcale mi w tej sałatce nie przeszkadza... Spisałeś się!
- Nie myślałem o gastronomii w kontekście przyszłości. Lubię sprawiać przyjemność moim bliskim, ale... chyba widzę się w innych dziedzinach.
- Innych? Możesz rozwinąć? – spytała dziewczyna.
- To zbyt daleka przyszłość... Na razie skoki są na pierwszym miejscu...
- Ale coś chodzi ci po głowie? Przecież nie będziesz skakać do wieczności...
- A może będę jak japońscy mistrzowie? – zaśmiał się Gregor nabijając spory kawał ryby.
Podał go z sałatką Ane, więc dziewczyna z uśmiechem go przejęła z widelca. Stopniowo znikające potrawy stały się wyznacznikiem do zakończenia miłego posiedzenia. Ana spojrzała na Gregora lekko się uśmiechając.
- To co, idziemy spać? – rzuciła półżartem w kierunku szatyna.
- Zwał jak zwał! – błyskawicznie wciągnął ją w swoje silne ramiona i zaniósł do sypialni, gdzie po raz kolejny jak przewidywał zadziała się magia...
***
Tymczasem Madlen wraz z Thomasem wracali właśnie audi chłopaka do mieszkania. Między nimi była… totalna cisza. Cisza oraz dziwne napięcie, które po ich próbnym pocałunku z każdą chwilą wzrastało, bowiem okazało się, że reklama zmusiła ich nie do jednego całusa, a kilku… Niestety musieli robić wiele dubli i poprawek zatem parka swoich ust kosztowała raz za razem. I mimo, że Lenie każdy pocałunek podobał się coraz bardziej… tak Thomas z każdym zbliżeniem robił się zdecydowanie bardziej markotny. Dlatego teraz wracali, Morgi ze zmarszczonym czołem, a Madlen dziwnie bujająca w obłokach. W podziemnym parkingu znaleźli się w mgnieniu oka. Thomas nie zważając na dziewczynę, szybko wyskoczył z samochodu głośno trzaskając drzwiami i bez słowa pomknął w stronę windy. Lena aż podskoczyła słysząc jak chłopak brutalnie potraktował samochód, a potem ze zdumieniem wpatrywała się jak znika za drzwiami windy. Co on… nie poczekał na nią? Jednak zanim drzwi się zamknęły, ujrzała jak w ostatniej chwili łapie je jedną ręką. Przyspieszyła swój krok widząc, że czeka na nią dziwnie zniecierpliwiony. Weszła do środka i kiedy drzwi się zamknęły… powietrze jakby stężało. Uraczył ją tak lodowatym spojrzeniem, że jej brwi automatycznie uniosły się prawie do linii włosów. Co tu się właściwie działo? Dlaczego tak się zachowywał? Czy zrobiła coś nie tak? Że coś go gryzło nie było tajemnicą. Z Thomasa można było czytać jak z otwartej księgi. Tym bardziej, że wcale nie krył się ze swoimi emocjami. Wyskoczył z windy i kolejny raz zostawiając ją samej sobie ruszył do mieszkania, w którym znalazł się chwilę potem. Co prawda nie zamknął jej drzwi przed nosem, ale… w ogóle na nią nie poczekał, o przepuszczaniu nie wspominając. Do tej pory nigdy tak się nie zachowywał. Co się stało? Lekko poirytowana jego zachowaniem, cicho weszła do środka i zakluczyła mieszkanie. Zaczęła powoli ściągać z siebie odzienie wierzchnie kątem oka obserwując jak Thomas niczym rozjuszony niedźwiedź buszuje po kuchni. Chyba szukał alkoholu, ale sam nie był pewny czy chce go pić. I faktycznie tak było, bowiem sezon był za pasem i wypadało wziąć się za siebie. Ale czuł się dziś tak bardzo źle, że sądził, iż tylko whisky jest w stanie wpłynąć na jego nerwy. Stwierdził jednak, że daruje sobie procenty. Stanął tyłem do dziewczyny opierając się o jeden blat i próbował głębszymi oddechami wpłynąć na swoje zachowanie. Byli dorośli… po prostu powinni o tym porozmawiać, szczególnie, że ostatnie dni po ich wspólnej nocy były wyjątkowo… dobre.
- Mogłaś chociaż udawać, że ci się podobało… – wypalił zanim zdążył się powstrzymać.
Miał ochotę dać sobie za to w twarz, w końcu zabrzmiało to tak żałośnie, ale co zrobić skoro tak bardzo go to bolało… Madlen stanęła w półkroku. Spojrzała na jego napięte barki oraz zbielałe kostki na rękach. Tak nerwowo zaciskał dłonie na blacie. Nie od razu zrozumiała o co mu chodzi, ale… o co innego mogło chodzić. Tylko dlaczego uważał, że coś jej się nie podobało? Madlen właśnie bała się, iż… jej zachowanie wskazywało na coś kompletnie odwrotnego. Zanim zdążyła odpowiedzieć, chłopak obrócił się i wyglądał tak posępnie, że miała ochotę podejść i go przytulić. Nie zrobiła tego jednak. Konfrontacja była nieunikniona…
- Dlaczego uważasz, że coś mi się… nie podobało? – zapytała spokojnie siadając przy wyspie, w środku jednak czuła, że cała drży z nerwów.
Wiedziała, że ta rozmowa może skończyć się w dwojaki sposób… Za dużo przez ostatni czas nagromadziło się między nimi niedomówień, trzeba było więc to wyjaśnić. Raz a porządnie. Uniosła więc pytająco swoją brew. Thomas prychnął i ponownie obrócił się do niej tyłem.
- Przestań udawać! – warknął. – Wszystko było wypisane na twojej twarzy… – chłopak wzdrygnął przypominając sobie zachowanie Madlen, kiedy raz po raz musiał ją całować.
Czuł, że jego serce już więcej nie zniesie…
- Nie wiem co ci się wydawało, że widziałeś… – nie mogąc się powstrzymać odrzekła lekko wyniosłym głosem. – Ale na pewno nie niezadowolenie.
- Tak? – zapytał odwracając się do niej na nowo. – A twoje zniesmaczone wzdrygnięcia? Ciało cię doskonale zdradzało Madlen…
- Myślałam, że skoro uprawialiśmy już seks, to ty będziesz doskonale odgadywał jego intencje. – odrzekła sama wpadając w lekką złość, bowiem chłopak kompletnie na odwrót odbierał jej dzisiejsze zachowanie.
Chyba, że tak bardzo się z tym kryła, iż… przedobrzyła. I ukrywanie prawdziwych odczuć odebrał jako… zdegustowanie?
- Kochaliśmy się! – warknął ponownie. – Seks mogą uprawiać dwie obce dla siebie osoby… my się kochaliśmy, bardzo czule i namiętnie swoją drogą. – dodał powracając myślami do minionych wydarzeń… wspomnień, które sprawiały, że cierpła mu skóra oraz łamało serce.
Madlen zaniemówiła na jego słowa. Kompletnie nie wiedziała, jak ma na to zareagować.
- Mam tego dosyć! – wypalił nagle zrezygnowany Thomas i ruszył w stronę drzwi.
- Dokąd idziesz?
- Byle dalej od ciebie! – odkrzyknął, jednak bardzo szybko pożałował swoich słów widząc zraniony wyraz twarzy Madlen.
- Brawo! – odrzekła jadowicie. – Kiedy robi się niewygodnie, szanowny pan Morgenstern jak zawsze postanawia uciec!
- I kto to mówi! – prychnął. – Nie wiem czy palców u rąk by mi starczyło gdybym miał policzyć twoje ucieczki! – powiedział zakładając ręce.
Madlen zacisnęła usta w wąską kreskę. Poniekąd miał rację, ale to naprawdę podłe z jego strony, że teraz to wyciągał…
- To proszę bardzo! Idź sobie! – wskazała ręką drzwi. – Uciekaj jak mały chłopiec zamiast porozmawiać ze mną jak dorosły mężczyzna.
- Nigdzie nie uciekam! – wysyczał. – Wychodzę, ponieważ więcej już tego nie zniosę! To jest ponad moje siły! Każdy ma jakieś granice!
- To może ja powinnam się wyprowadzić, skoro tak bardzo męczy cię moja osoba? – zapytała, a Thomasa ścięło z nóg.
- Tego właśnie chcesz? – zapytał drżącym głosem, po czym nastała grobowa cisza.
Czy chciała? Oczywiście, że nie! Po dzisiejszym dniu zdała sobie sprawę, że… chyba naprawdę zaczynała się w nim zakochiwać albo przypominać sobie to uczucie. Pocałunki z chłopakiem były tak wspaniałe, że chciała ich jeszcze i jeszcze… Sama doprowadziła do kilku dubli, jak się okazało Thomas wcale tego nie zauważył. Miała ochotę walnąć się w twarz na jego nieogarnięcie. Co ona miała teraz zrobić?
- Pieprzę to! – krzyknął i kontynuował swoją drogę ku drzwiom.
- Wracaj tutaj! – warknęła Madlen zeskakując z hokera, na co chłopak stanął w półkroku.
Widziała jak nerwowo zaciska dłonie.
- Nie możesz ze mną normalnie porozmawiać? – zapytała.
- Muszę ochłonąć… nie chcę powiedzieć bądź… zrobić czegoś, czego potem będę żałował.
- Niby czego? – ponownie zapytała, a Thomas dziwnie zamilkł.
- Na przykład tego. – odrzekł po chwili odwracając się, po czym znalazł przy niej w kilku krokach i wpił w jej usta chwytając twarz w swoje dłonie.
Madlen zaskoczona straciła na moment równowagę i by się nie przewrócić chwyciła w obie ręce jego koszulkę na wysokości klatki piersiowej. Thomas przestraszony tym co zrobił, oderwał się od dziewczyny będąc gotowym na siarczysty policzek. Ogień jaki zobaczył w jej spojrzeniu na moment go sparaliżował. Blondynka nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, przyciągnęła go bliżej siebie i teraz to ona atakowała jego usta swoimi. Chłopaka na moment jakby… zamroczyło. Odzyskał jednak szybko rezon i nie chcąc stracić takiej okazji od razu pogłębił pocałunek muskając wargi Leny językiem. Ona nie pozostała mu dłużna i odpowiedziała równie żarliwie. Przywarła do niego całym ciałem i czekała na jego następny krok zapamiętale ssąc jego usta. Morgi natomiast miał ochotę jęczeć z rozkoszy. Tak dawno nie było mu dane smakować tych pysznych, malinowych ust. Tak dawno nie dane mu było trzymać jej w ramionach, kiedy ona… zdecydowanie tego pragnęła. To było naprawdę pięć długich tygodni… Przepełnionych tęsknotą i frustracją. Ale teraz miał nadzieję, że wszystko się zmieni. Że od teraz wszystko będzie prostsze. Bo będzie, prawda? Nie miał jednak zamiaru się tym zadręczać. Zjechał rękoma na talię dziewczyny, a potem przesunął je na jej plecy, dzięki czemu ona objęła go ramionami za szyję. Pocałunek zwolnił, a oni coraz bardziej czule i pieszczotliwie zaczęli się wobec siebie zachowywać. Lena miziała kark chłopaka opuszkami palców, Thomas natomiast gładził rękoma jej lędźwie zjeżdżając coraz niżej. Po chwili chwycił jej pośladki w swoje dłonie i automatycznie zarzucił sobie dziewczynę na biodra. Ona jakby bezwiednie odpowiedziała owijając się dookoła niego nogami. Ruszył więc w stronę kanapy nadal namiętnie całując blondynkę, która poddawała się każdemu jego działaniu. Żadne nie wiedziało, dokąd to zmierza i co gorsza… co to między nimi zmieni. Następnie Thomas opadł na kanapę sadzając Madlen na swoich kolanach okrakiem. Dziewczyna korzystając z sytuacji, że nareszcie była wyżej od chłopaka, objęła jego twarz dłońmi i przejęła kontrolę nad zbliżeniem. Kiedy ręce Morgiego nieśmiało zaczęły muskać jej skórę skrytą pod bluzką, oderwała się od niego unosząc głowę ku górze. To było takie… przyjemne… Takie… obezwładniające. Jęknęła przeciągle, kiedy język chłopaka zaczął muskać jej szyję i obojczyki. Ponownie wsunęła dłonie w jego włosy łącząc ich usta w pocałunku, niejako kierując głową chłopaka, która niebezpiecznie znalazła się między jej piersiami. Thomas począł coraz odważniej sobie poczynać, bowiem jego dłonie zuchwale buszowały pod jej bluzką w poszukiwaniu bliskości, której w ostatnim czasie tak bardzo mu brakowało. Madlen zatem otworzyła oczy, które jak się okazało miała cały czas zamknięte i oderwała się od chłopaka by zaczerpnąć tchu. Oparła głowę o jego czoło i zaczęła uspokajać oddech, tym samym lekko wyhamowując chłopaka.
- Thomas… – szepnęła. – Co my robimy…
- Chyba… się całujemy. – odrzekł z przekornym uśmiechem, przez co mimowolnie na twarzy Leny również pojawił się uśmiech.
Trzepnęła go jednak lekko w ramię.
- Rozumiem, że już nie chcesz bym się wyprowadziła? – zapytała.
- Nigdy tego nie chciałem. – odrzekł czule chowając jej kosmyk włosów za ucho.
Lena westchnęła przeciągle, po czym wciągnęła Thomasa w swoje ramiona, mocno tuląc jego głowę do swych piersi. Chłopak w odpowiedzi objął ją niczym w niedźwiedzim uścisku korzystając z okazji, która wcale nie musiała się powtórzyć…
- Naprawdę myślałeś, że brzydzą mnie pocałunki z tobą? – zapytała po chwili, na co blondyn pokiwał twierdząco głową. – Och Thomas… czasami jesteś taki głupiutki. – zachichotała. – Co teraz będzie? – zapytała po następnych kilku minutach odsuwając się od chłopaka.
Morgiemu ledwie udało się zamaskować jęk niezadowolenia.
- Nie wiem… – odrzekł wzruszając ramionami. – Wszystko zależy od ciebie.
- Dlaczego ode mnie? – zapytała zaskoczona czując jak podniecenie z niej ulatuje, przełożyła więc nogę przez Thomasa, po czym zaległa na kanapie obok niego.
- Bo gdyby cokolwiek zależało od mojej osoby, to ten pocałunek wydarzyłby się już dawno temu. – odrzekł, ponownie niezadowolony z jej poczynań.
- Może powinieneś był mnie pocałować…
- Może powinienem… – westchnął zrezygnowany.
Ten dzisiejszy dzień… pełen sprzecznych emocji oraz zakręconych zwrotów akcji kompletnie go wykończył.
- Myślałem nad tym, ale… w przeszłości próbowałem cię całować kilka razy bez twojego wyraźnego przyzwolenia i… niekoniecznie dobrze się to skończyło. – powiedział przywołując wspomnienia z Wisły i Kuopio.
- Dałam ci z płaskiego? – zachichotała.
- Próbowałaś. – odrzekł spoglądając na nią z przekornym uśmiechem, czym wywołał również uśmiech na twarzy Madlen.
Przez chwilę milczeli, oboje zaplątani w swoich myślach.
- Wykończysz mnie dziewczyno. – rzucił Morgi w pewnym momencie.
- Ja ciebie? – zapytała zaskoczona Lena. – To ty najpierw krzyczysz na mnie, a potem nagle się na mnie rzucasz…
- Wcale na ciebie nie krzyczałem.
- Krzyczałeś…
- Przepraszam.
- Nie szkodzi. – uśmiechnęła się.
- Idziemy coś zjeść? – rzucił po chwili.
- Ale że co… – Madlen popatrzyła na niego skonfundowana. – Tak zwyczajnie pójdziemy robić kolacje?
- A masz lepszy pomysł? – zapytał, na co wybuchł po chwili śmiechem widząc jak na twarzy Leny pojawia się mina niewiniątka. – O nie… na dziś mi wystarczy wrażeń.
- Nie chcesz iść ze mną do łóżka? – zapytała narzucając frywolny ton.
- Poczekam aż sama zaprosisz mnie do swojego. – odrzekł, pochylił się nad nią, musnął ustami jej czoło, po czym wstał i wystawił do niej swą dłoń.
Madlen zamrugała, ale uśmiechnęła się po chwili i pozwoliła poprowadzić do kuchni. Może tak miało być… Może powinni pozwolić by los sam za nich zdecydował. Skoro Thomas nie miał zamiaru na nią naciskać, ona tym bardziej nie chciała się narzucać. Dzień, który zaczął się od huśtawki nastrojów, zakończył się dziwnie spokojnie i Lena przeczuwała, że to tylko cisza… przed burzą.
~~~
Dobry wieczór! :D

Mamy gorącego nexcika... Emocje po ostatnim rozdziale mam nadzieję nieco opadły by... mogły na nowo wzrosnąć? Za nami zgrupowanie Greany gdzie i na koniec trener okazał się mieć ludzką twarz... Może nie taki diabeł straszny? Młodzi zaczynają wejście w nowy dla siebie etap - wspólne mieszkanie już na dobre... Czy to będzie dobry pomysł, czy lepiej było im w związku na odległość? Czy to już ostateczny koniec problemów zdrowotnych Ane? Czas pokaże :)

Ale, ale... Nie pomijam nasze kochane Morgeny... Bo tu huśtawka, to mało powiedziane :D reklama spełniła czarny scenariusz Madlen... Ale czy faktycznie był on czarny? A może jednak pomógł co nieco zrozumieć? Czy to zwiastuje ostateczny przełom w relacji Leny i Thomasa? Cytuje moje ulubione ostatnio zdanie: czas pokaże :D

Dobra... Dosyć przynudzania, czekamy na Wasze opinie i spostrzeżenia. Wysyłamy pozdrowionka :D

Ania&Madziusa