- Gotowa do kolejnego starcia z moją mamą? – zapytał z uśmiechem spoglądając na nadal leżącą w łóżku Madlen, po czym przysiadł na jego skraju i czule schował jeden jej kosmyk włosów za ucho.
- Od razu starcia… – zachichotała. – Gudrun jest dla mnie naprawdę bardzo miła, nie rozumiem o co wam chodzi. – powiedziała lekko się przeciągając, po czym z dziwnym zawodem spojrzała na już ubrane ciało blondyna.
Morgi uniósł brew w odpowiedzi na jej niezadowolony wyraz twarzy, by następnie puścić jej zawadiacko oczko jako niewypowiedzianą obietnicę. Madlen figlarnie przegryzła wargę i chodź nie miała najmniejszej ochoty opuszczać ciepłej pościeli, czas naglił. Wyskoczyła więc energicznie z łóżka i pognała do łazienki, zanim Thomas zdążył pochwycić jej ciało w swoje dłonie. To nie był odpowiedni czas na amory. Złoto samo się nie wygra. Po drugie… oboje chcieli już znaleźć się na neutralnym gruncie, czyli w swoim mieszkaniu. Zatem należało jak najszybciej pozałatwiać to po co tutaj przyjechali. Kiedy Madlen wróciła po kilku minutach gotowa do dnia dzisiejszego, szybko opuścili swoją tymczasową sypialnię i wkroczyli do strefy jadalnianej, gdzie uderzył ich słodki zapach wypieków mamy Morgenstern. Lenie aż oczy zaświeciły się na widok jej ulubionych omletów. Wesoło więc przywitała rodziców blondyna, po czym żwawo zasiadła do stołu i od razu zaczęła zajadać nie mogąc powstrzymać się od jęków zachwytu… takie były pyszne. Morgi patrzył na nią z zazdrością, ale i zadowoleniem. On zważywszy na swą profesję oraz dzisiejsze występy nie mógł sobie pozwolić na tak kaloryczny posiłek. Ucałował swą matkę w czoło w geście powitania by następnie zmierzyć ją zirytowanym spojrzeniem, na co ta wzruszyła ramionami, mimo że jej policzki spowiły rumieńce. Już dawno jej syn nie zachowywał się wobec niej tak czule. Szczerze musiała przyznać, że trochę jej tego brakowało zważywszy na fakt, ile negatywnych emocji od wczoraj spowiło jej serce. Nie miała jednak zamiaru teraz się nad tym rozwodzić. Wróciła spojrzeniem do pałaszującej Leny i szczerze się uśmiechnęła. Całe szczęście, że Madlen jako łyżwiarka nie musiała aż tak liczyć spożytych kalorii. Z wypiekami na policzkach pochłaniała swoje omlety, popijając cappuccino, które przygotował jej blondyn. Gudrun patrzyła na nią zadowolona z siebie co rusz podsuwając kolejne porcje. Dziewczyna wyglądała mizernie, mimo że gdzieniegdzie można było dojrzeć niewielkie zaokrąglenia. Lekkie utuczenie, do którego dążyła mama skocznego rodzeństwa, nie było więc niczym niebezpiecznym szczególnie, że w jej mniemaniu, zarówno Ana jak i Thomas wyglądali na niedożywionych. No cóż… taka cena bycia skoczkiem.
- Ana się odzywała? – rzuciła w pewnym momencie Gudrun popijając swoją kawę, na co pozostała trójka pokręciła przecząco głową, kobieta zatem gorzko westchnęła. – To chyba nic tu po nas… – dodała wstając, po czym zaczęła zbierać brudne naczynia ze stołu, w czym szybko pomogła jej Madlen.
Po niedługiej chwili dopakowali walizki, bowiem żadne z nich nie zamierzało dziś już tutaj wracać. Rodzice po mistrzostwach chcieli od razu wracać do Spittal, podobnie planowali zrobić Lena z Thomasem, z tym że oczywiście celem ich podróży miało być Villach. Zatem po krótce pakowali się już do swoich samochodów uprzednio porządnie zamykając mieszkanie skocznej parki. Madlen siedząc na miejscu pasażera spojrzała na swoją przepustkę wiszącą na jej szyi, po czym poprawiła ją ze szczerym uśmiechem. Potem przegryzając wargę nieśmiało wystawiła rękę w stronę kierującego blondyna, by następnie ułożyć ją na jego udzie szukając bliskości. Morgi spojrzał na nią kontem oka, chwycił jej dłoń, złożył na knykciach czuły pocałunek i ułożył ich złączone palce na jej kolanie. Dzięki temu droga minęła im w mgnieniu oka…
***
Następnego dnia nad jeziorem jako pierwszy oczy otworzył Gregor. Spojrzał na śpiącą tuż obok niego Ane i lekko się uśmiechnął. Radosna twarz we śnie... Błoga i spokojna, to było właśnie to czego dla niej pragnął. Wczorajsze popołudnie pozwoliło im nieco zregenerować siły i zresetować głowę, ale... Niestety jak sygnalizowała wczoraj blondynka wszystko co piękne szybko się kończy. Nie inaczej miało być tym razem z ich wyjazdem, który był krótki i dość spontaniczny. Spojrzał na zegarek, gdzie była godzina szósta, więc... chcąc nie chcąc musieli zacząć powoli ogarniać się na powrót do swojego zawodowego życia. W końcu czekały nie mniej ważne zawody na Bergisel... Jego skoczni... W jego sportowym domu... Stanowiło to silną motywację by pokazać się z jak najlepszej strony. Zbliżył więc swoje usta do policzka Ane, by z czułością złożyć na nim pocałunek. Dziewczyna od razu promiennie się uśmiechnęła. Szerzej otworzyła swoje oczy spoglądając na ukochanego. Mogła by tak zatrzymać czas... Wciąż być blisko niego, mając wzrok skoncentrowany wyłącznie na jego osobie... Zbliżyła swoje wargi do jego ust i czule je musnęła na miłe powitanie. Wiedząc, że nie będą mieli zbyt wiele czasu na pozostanie w hotelu, jednomyślnie postanowili zrezygnować z dłuższego wzajemnego rozbudzania. Kiedy Gregor ruszył w kierunku toalety by zacząć przygotowania na dzisiejszy dzień, dziewczyna siadła na rancie łóżka i dopiero teraz zrozumiała co miał na myśli szatyn mówiąc o widoku... Był oszałamiający! Postanowiła zbliżyć się więc do okna i przez moment nacieszyć nim swoje oczy. Basen idealnie łączył się z turkusową taflą jeziora Achensee, które swoją drogą dzisiaj było wyjątkowo spokojne. Aż zaczęła żałować, że są tu... jedynie kilkanaście godzin i tak szybko muszą opuścić to niezwykłe miejsce. Co gorsza jej kontuzja... Nie pozwoliła, by w pełni cieszyć się dobrodziejstwem tego miejsca. Mimowolnie się skrzywiła... Zgodnie z zaleceniem Rotschilda ma się oszczędzać... Zero większego wysiłku, więc pływanie odpadało... Ma chłodzić łydkę, zatem sauna... też musiała pójść w odstawkę. Przerzuciła oczami na myśl tego, ile ją właśnie omijało. Przez dłuższą chwilę popatrzyła w dal rozmyślając o tym jak wspaniale Gregor się o nią zatroszczył po wczorajszym trudnym dniu... Upadek... Dał jej solidnie popalić... Ale... Czy tylko jej? Przed jej oczami pojawił się obraz wystraszonej Madlen i... matki, która była wstrząśnięta całym zdarzeniem. Momentalnie jej ciało pokryło się gęsią skórką na samo wspomnienie. Choć nadmiernie zatroskana, to wciąż jednak była jej mama... Gregor chciał naprawdę dobrze. Ostatnie o czym marzyła blondynka to starcie z rodzicielką, jednak chyba nie powinni ich tak zostawić. Franz z Thomasem zapewne jako mężczyźni trochę inaczej podchodzili do sprawy, ale co innego damska strona, która jest bardziej podatna na obawy o najbliższych... Jest znacznie bardziej emocjonalna... Zresztą Morgi skakał... Dla niego wywrotki nie były czymś nowym. Wręcz przeciwnie, mimo strachu one wciąż kształtowały go jako lepszego sportowca. Przez moment zatrzymała swoje galopujące myśli. Czy ona właśnie szukała jakiś wyjaśnień swojego zachowania? W sumie, czy musiała? Przecież byli dorośli, czy był sens się tłumaczyć? Nic nie wiedziała o przyjeździe rodziców, którzy zwykle znani byli ze swych zapowiedzi. Prawdą było, że mieli rocznicę, ale... to był tylko i wyłącznie pretekst... Żywiła przekonanie, że mama nie da jej spokoju. Nadmiar troski rodzicielki mógł odbić się jej czkawką, więc ucieczka była naturalnym wyborem, by mogły minąć pierwsze gorące emocje. Jedyne czego jej było żal to Thomas i Lena. Parka mogłaby spędzić spokojnie czas we dwoje, a obecność państwa Morgenstern niekoniecznie mogła temu sprzyjać. Powinni im ułatwiać nawiązywanie wspólnej i tak wystarczająco już skomplikowanej relacji... Tymczasem mogli to w jakiś sposób utrudnić swoim wyjazdem. W głowie zaczęła szykować schemat działania na dzisiejsze spotkanie z najbliższymi. Doszła do wniosku, że musi wynagrodzić jakoś rodzicom ich wczorajszą absencję w domu... Może obiad? Postanowiła, że przegada temat z szatynem podczas śniadania. Kątem oka spojrzała na wannę, która stała nieopodal... Cudownie byłoby się w niej zrelaksować przed całą akcją... A gdyby tak… Przegryzła wargę na myśl o wykorzystaniu chociaż w ten sposób potencjału pokoju. Z rozmyślania wyrwały ją ciepłe dłonie chłopaka, które od razu objęły ją z niezwykłą czułością w pasie. Ustami musnął jej szyję, po chwili przesuwając usta do uszu.
- Niestety nie dziś kochanie... – odparł smutnym głosem. – Nie mamy zbyt wiele czasu, więc musimy zagęścić nasze ruchy. – odwróciła się kładąc dłonie na jego klatce przez moment spoglądając niezrozumiale w jego miodowe tęczówki szukając odpowiedzi na pytanie do czego zmierza, na co chłopak obdarował ją cwanym spojrzeniem unosząc lekko swoją brew. – Ty, ja i ta wanna... Doskonale wiem co siedzi w twojej głowie. – zaśmiał się po chwili składając czuły pocałunek na jej czole.
Zdumiona, spojrzała na niego przegryzając wargę. Jak zwykle przejrzał ją na wskroś... Dokładnie o tym myślała. Czy było to grzechem, że tak na siebie wzajemnie działali? Chłopak zwrócił jednak uwagę na istotny szczegół... Biegnący nieuchronnie czas. Nie mogli zjawić się na skoczni na ostatnią chwilę.... Było już bliżej siódmej rano, a musieli zjeść jeszcze śniadanie i ruszyć w podróż do Innsbrucka, która pochłonęłaby kolejną godzinę z ich niewielkiej miary czasu. Ana lekko westchnęła... Cóż, niestety musiała przyznać, że miał rację. Ustalili więc, że czas by ona sprawnie ogarnęła poranną toaletę, natomiast on w tym samym czasie zamówi śniadanie, które skonsumują w pokoju. Nie minęła długa chwila, kiedy posiłek został dostarczony do pokoju, a dziewczyna była już przebrana w ubranie, które dla niej spakował na zmianę, w pełnej gotowości do dnia dzisiejszego. Dość obcisłe ciemne spodnie rurki, które pięknie eksponowały jej dość długie nogi oraz luźniejszy sweter w kolorze błękitnym.
- Jak noga? – spytał nakładając jej porcję omleta.
- Ma ochotę skopać ci nieco cztery litery... – wysłała mu krzywy uśmiech, ale widząc jego niezrozumiałe spojrzenie przerzuciła oczami. – Wiem co myślałeś pakując rurki... Ale one tak opinają ciało... Bandaż już zdecydowanie mi wystarczy. – na jej twarzy ponownie zagościł grymas, czując jak łydka daje we znaki.
- Nikt nie przewidywał kontuzji... Przepraszam... Może wygodniej postawić na wczorajszy dres sportowy? – zaproponował alternatywę, jednak to nie spotkało się z aprobatą Ane.
- Nie chcę go ubierać... Nie wystąpię jako sportowiec i jakoś nie czułabym się dobrze go nosząc.
- Ale za to komfortowo... – wyszczerzył się czując, że ma dobre argumenty, na co Ana ponownie pokręciła przecząco głową próbując zagryźć omleta, którego nałożył jej chwilę wcześniej Gregor.
- Może głupio zabrzmi, ale dres nastraja mnie bojowo na zawody... Więc wolę go nie ubierać, bo jak wiesz skakać nie mogę. – westchnęła z niemocy, biorąc kolejny kęs posiłku.
Gregor choć jej współczuł, to jednak szeroko uśmiechnął się po chwili.
- Jest jednak jeden plus... – posłał kolejne cwane spojrzenie widząc jej pytającą minę. – W tych spodniach... Wyglądasz ultraseksownie, a twoja pupa mmm... – oparł twarz o swoje ręce robiąc przy tym rozmarzone spojrzenie.
Po chwili zaśmiał się głośniej widząc jej minę. Dziewczyna rozbawiona pokręciła przecząco głową. Nie mogła zaprzeczyć, że mimo wszystko cieszyło ją, iż tak na niego działa. Dość szybko postanowiła jednak zmienić temat by się zbytnio wzajemnie nie nakręcali i wrócić na jakieś neutralne tory. Przez moment porozmawiali więc o planach na dzisiejszy dzień, gdzie blondynka zgodnie z wcześniejszymi przemyśleniami zasugerowała popołudnie z najbliższymi co spotkało się z aprobatą skoczka. Czuł, że powinni faktycznie poświęcić więcej uwagi rodzicom Ane, którzy... już i tak pewnie postawili mu kolejną kreskę za ten wyskok do SPA. Postanowił się jednak nie martwić na zapas, a skupić na tym co bezpośrednio przed nim... Zawody... Widząc puste patery z jedzeniem jednogłośnie postanowili zebrać się do wyjścia. Ana po raz ostatni spojrzała na pokój, by po chwili błękitne tęczówki skierować na szatyna.
- Mogę mieć do ciebie małą prośbę? – widząc jego skinienie głowy rzuciła tylko. – Obiecaj, że jeszcze tu wrócimy... – zamrugała słodko oczami co rozbawiło Gregora.
- Oczywiście... W końcu to pokój państwa Schlierenzauerów. – puścił jej oczko, łapiąc ją jednocześnie za bok. – I pod warunkiem, że na to zarobię... – zaśmiał się głośniej prowadząc ją ku wyjściu z hotelu, jednocześnie drocząc się z nią, kiedy po raz kolejny odwiedzą to miejsce.
W dobrych nastrojach, odprężeni i zrelaksowani ruszyli ku skoczni Bergisel gdzie za niecałe dwie godziny miały odbyć się zawody panów.
***
Kiedy Lena z Thomasem zaparkowali audi w odpowiednim dla nich miejscu, od razu udali się w stronę kompleksu skoczni, na których miał odbyć się dzisiejszy konkurs. Z pozytywnym nastawieniem przemierzali kolejne metry mocno trzymając się za ręce.
- Morgi, a może pójdę poszukać twoich rodziców co by znowu nie poczuli się porzuceni? – wypaliła w pewnym momencie Madlen.
- No już bez przesady… to przecież nie są małe dzieci. – blondyn przerzucił oczami. – Nie trzeba im wszędzie dotrzymywać towarzystwa, po drugie… żadne z nich nie uprzedziło nas o swoim przyjeździe, inaczej byśmy przecież to zorganizowali. A teraz mama jest wielce obrażona na Ane, która pozwoliła sobie na krótki wypad za miasto… Niech się cieszy, że miała gdzie spać, że miała co zjeść, że miał w ogóle kto się nią zająć, za co swoją drogą tobie bardzo dziękuję. – tutaj czule się uśmiechnął. – Nie czuj się zobligowana by spędzać z nimi czas tylko dlatego, że są to moi rodzice. Wiem jaka jest mama i jaka potrafi być.
- Jaka by nie była… to moja przyszła teściowa. – zachichotała Madlen. – Dlatego wolę nie drażnić… – przerwała swoją wypowiedź widząc wyraz twarzy chłopaka, który aż przystanął.
Dziewczyna uśmiechnęła się więc nieśmiało nie będąc pewną czy aby czasem nie przesadziła ze swoim stwierdzeniem. Nagle została wciągnięta w ramiona blondyna, który patrzył na nią z dzikim uwielbieniem. Nie potrafił ani nazwać, ani ogarnąć uczuć, które zalały jego serce. Radość? To za mało powiedziane… Czy naprawdę musiał przejść to co najgorsze by na nowo słyszeć takie deklaracje z ust Madlen? Już miał wpić się w jej wargi by poprzez pocałunek pokazać jak bardzo wstrząsnęły nim jej słowa, kiedy nagle usłyszeli ciche chrząknięcie.
- Fuuj! Nie przy ludziach! – zawołał Michael z udawanym grymasem.
- Nie bądź zazdrosny Michelin. – zachichotała Lena, skradła szybkiego całusa Thomasowi, po czym ucałowała policzek młodszego blondyna na powitanie.
- O ciebie zawsze będę zazdrosny. – Michi puścił jej oczko automatycznie wystawiając dłoń w kierunku Morgiego na powitanie.
Starszy blondyn pokręcił przecząco głową na jego komentarz, ale uścisnął serdecznie wystawioną rękę.
- I jak tam nasza brawurowa skoczkini? – zapytał Hayboeck mając oczywiście na myśli Ane.
- Średni stopień naciągnięcia mięśnia łydki... Na szczęście obędzie się bez operacji, ale z rehabilitacją. – oznajmił Thomas, na co Michael głośno zagwizdał.
- I pewnie ban na skakanie? – zapytał zmartwiony, na co Lena pokiwała twierdząco głową.
- Dwa tygodnie… – westchnął Morgi.
- To się doigrała… ale, kim jestem by ją oceniać. – wzruszył koniec końców ramionami. – Bez ryzyka…
- Nie ma zabawy. – zaśmiał się starszy blondyn, po czym obaj panowie zbili piątki, czym zirytowali Madlen.
- Pozwolę sobie tego nie komentować… – odrzekła zdegustowana.
- Złego diabli nie biorą. – Michi puścił jej oczko.
- Coś ostatnio za często to słyszę… – westchnęła dziewczyna. – Ale niech wam będzie… Thomas, dla ciebie buziak na szczęście. Michael, ty musisz zadowolić się kopniakiem. – zachichotała, po czym musnęła usta starszego skoczka, młodszego zgodnie z zapowiedzią zdzieliła kolanem w tyłek.
Następnie panowie ruszyli w stronę swoich teamów, Lena natomiast poszła szukać państwa Morgenstern zgodnie ze swoją wcześniejszą zapowiedzią. Po niedługiej chwili we troje zajęli miejsca dla VIP’ów na trybunach i oddali się miłej konwersacji przy akompaniamencie bawiącego kibiców prowadzącego.
Gdy Ana i Gregor podjechali pod Bergisel postanowili, że... się na moment rozstaną, by szatyn mógł przeprowadzić rozgrzewkę oraz konsultacje z trenerem. Koniec końców wygrał w Stams to i będąc tu w Innsbrucku pragnął być najlepszy przy swojej publiczności. Ana doskonale to rozumiała, więc czule pocałowała chłopaka w usta i ruszyła w głąb obiektu. Oczywiście z daleka widziała znajomą sylwetkę Madlen... Blondynka nie była oczywiście sama, gdyż towarzyszyli jej Franz z Gudrun. Ana podświadomie czuła, że ten konkurs... nie minie w lekkiej atmosferze. Za dobrze znała swoją mamę by wiedzieć, że jej odpuści umoralniające kazania, wynikające chociażby z wczorajszego błędu przy lądowaniu. Właśnie dlatego zdecydowała się skorzystać z zaproszenia Gregora na wyjazd w nieznane by jej matka nieco ochłonęła... Pytanie tylko czy to było możliwe... Wzięła głęboki wdech i wypuściła zdecydowanie powietrze zbliżając się do najbliższych jej osób.
- Dzień dobry wszystkim... – uśmiechnęła się lekko, obdarowując szybkim buziakiem Madlen, przytulając po chwili ojca by zatrzymać swój wzrok na cisnącą w jej stronę gromy Gudrun. – Cześć mamo... – zaczęła dość spokojnie blondynka.
- Kogo moje oczy widzą... Wreszcie raczyłaś się nam objawić Ane Morgenstern, gdzieżeś ty była do jasnej cholery... – rzuciła dość mocno na powitanie matka blondynowatych.
Dziewczyna, jak gdyby nigdy nic patrząc w oczy matki lekko wzruszyła ramionami, próbując nieco... ją zbyć i zmienić profil rozmowy.
- Musiałam wyjechać i nieco odpocząć po wczorajszym trudnym dniu... Ale jak widzisz już jestem cała i zdrowa na skoczni tuż obok ciebie. – rzekła z pewną miarą przekory w głosie.
- Co robiłaś? Zamiast wracać do domu, leżeć, oszczędzać nogę to ci się na odpoczynki zebrało? Żarty sobie stroisz? Ty sobie odpoczywałaś, a ja... odchodziłam od zmysłów! Nawet SMSa nie wysłałaś... O czym ty w ogóle myślisz co? – zaczęła rzucać pytaniami pani Morgenstern.
Franz położył rękę na ramieniu żony, którą ta zdecydowanie odepchnęła. Wiedziała co jej sugerował... Spokój... Tylko jak go zaznać, gdy jej najmłodsze pociechy tak szaleją i nie myślą o konsekwencjach. Ana poczuła jak wszystko coraz bardziej w niej wzbiera. Zacisnęła pięści czując jak wszystko w niej się gotuje.
- Przecież wysłałam... – rzuciła szybko na swoją obronę Ana, tymczasem jej rodzicielka nie zamierzała tego słuchać, co więcej kontynuowała swój monolog.
- Do Madlen zamiast do własnej matki? Pojechałaś bez słowa zostawiając nas z Thomasem i Leną, czy ci nie wstyd? Tego cię nauczyłam? Nie przypominam sobie. Naprawdę, czy ja wiele oczekuję by moje dziecko spędziło ze mną pewną miarę czasu?
- Mamo, przecież nikt nie wiedział o waszym przyjeździe. Ja jestem już na tyle dorosła, że mam prawo mieć swoje plany... – wzruszyła ramionami Ana.
Czasem miała wrażenie, że Gudrun jest trochę zbyt mocno roszczeniowa. A w stosunku do niej aż nazbyt opiekuńcza... Rozumiała, że miała prawo się martwić, ale... nie było tajemnicą, że wyjechali z Gregorem. Pisała przecież wiadomość do przyjaciółki. Ponad to można było wcześniej zaplanować przyjazd, który... stał się nieco kłopotliwą niespodzianką.
- Plany powiadasz? A uwzględniały one twoją wywrotkę? Nie sądzę... Powinnaś odpocząć w domu. Już ja sobie z tym Gregorem porozmawiam. To było skrajnie nieodpowiedzialne i nieprofesjonalne z waszej strony... – mama Morgenstern w dalszym ciągu kontynuowała swoje wyrzuty w kierunku skoczkini na co ta przerzuciła tylko oczami.
Czy ona naprawdę musiała się ze wszystkiego tłumaczyć? Może i faktycznie kiepsko wyszło, że nie zostali z nimi, ale... Cóż... Wybrała inną drogę, a emocje matki jak widać nie ostygły po wczorajszym dniu. Widząc kątem oka media zmierzające w ich kierunku postanowiła szybko i sprawnie to wykorzystać.
- Ile bym dała byś zmieniła profesję... Zajęła się czymś normalnym, a tobie skakać się zachciało... – westchnęła Gudrun unosząc ręce ku górze.
- Mamo... Przepraszam... Obiecuję, że porozmawiamy o tym nieco później. Nie róbmy scen na skoczni wśród kibiców i mediów. Przyznaję, miałaś prawo się bać, taka twoja rola. Zapraszam was później na obiad, spędzimy nieco więcej czasu razem. Madlen, jeśli nie macie planów z Thomasem to zaproszenie również was obejmuje.
- Cóż za łaskawość… – z przekorą odpowiedziała jej matka, na co Ana poczuła nerwowe ukłucie w gardle.
Miała ochotę coś powiedzieć, ale zdecydowanie ugryzła się w język. To złe miejsce i zły czas.
- Ana, dziękuję za zaproszenie, ale razem z Thomasem zdecydowaliśmy o powrocie do Villach. – Madlen szczerze się uśmiechnęła do skoczkini na co ta tylko skinęła twierdząco ze zrozumieniem głową.
Więc przyjdzie jej się mierzyć z humorkami mamy wyłącznie z Gregorem... Cóż… Nie pierwszy i nieostatni raz. Radosna twarz łyżwiarki pozwoliła jej jednak myśleć, że wczorajszy dzień nie był dla nich aż tak straszny jak mógł się wydawać. Miała nadzieję, że dane im będzie o tym pogadać choćby przez telefon.
- Ale my sobie jeszcze porozmawiamy moja panno... – spojrzała wymownie na córkę Gudrun.
Skoczkini ponownie przerzuciła oczami słysząc władczy ton matki. No tak... Nie byłaby sobą, gdyby nie skończyła swoich kazań, ale... ona już dawno się na to uodporniła... Mimo, że często się w niej wszystko gotowało po słowach rodzicielki. Uznała jednak, że bezpieczniej będzie dziś odpuścić niż odpowiadać atakiem na atak. Wierzyła, że dzisiejsze popołudnie minie im bardzo pozytywnie, a humorek mamy zdąży się już zmienić. Z lekkiej zadumy wyrwał ją znajomy głos Manu
- O Ana! Miło znów cię widzieć! Prezent rocznicowy się podobał? Wyjazd udany i owocny w wrażenia? – chłopak puścił jej oczko sprawdzając czy pomysł, który mieli z Mario się podobał parce.
- Manu, drogi Manu... Było... Idealnie jak zawsze. Dziękujemy za pomoc w załatwieniu hotelu. – zachichotała blondynka dość szybko postanawiając zmienić temat.
Przedstawiła skoczkowi rodziców by miał świadomość tego, że co było w Vegas musi tam ostatecznie pozostać i nie ujrzeć w nieodpowiednim miejscu i czasie światła dziennego. W końcu... Czy jej rodzice musieli być zaznajomieni z jej seksualnymi poczynaniami? Zdecydowanie nie... Może wiedzieli o tym, że relacja z szatynem jest ma innym poziomie, ale... im mniej wiedzieli tym lepiej w jej mniemaniu spali. Madlen spojrzała wymownie na przyjaciółkę, wykorzystując moment chwilowej rozmowy skoczka z Innsbrucka z Gudrun i Franzem, jednak Ana pokazała jej suwak na ustach. To zdecydowanie nie był najlepszy moment na tego typu wyznania. Tym bardziej że prezent Manu i Maria był dość... intymny? Prowokujący? I co by nie mówić, co najmniej specyficzny.
- Mieliście rocznicę? Ah Gudrun, pamiętasz jak za tobą latałem... – usłyszała nagle tekst ojca, który skorzystał z chwili by zmienić żonie temat do rozmowy.
Wiedział, że małżonka swoją zawziętością i charakterkiem gotowa była dać nadal popalić córce, a skocznia... jednak nie była odpowiednim ku temu miejscem. Ana z wdzięcznością spojrzała na ojca. Jak zwykle wiedział, jak zabrać z niej ciężar rozmowy z matką, gdy była tak wzburzona. Zawsze jej sprzyjał. Delikatnie uśmiechnęła się w jego kierunku słuchając jednej z anegdot dotyczących randki matki z ojcem, która wywołała coś czego nie widziała od początku ich spotkania. Uśmiech rodzicielki...
- Nareszcie was znaleźliśmy! – nagle dało się słyszeć z boku głos Angeliki, która tak jak dnia poprzedniego, zmierzała w ich stronę z Paulem u boku. – Ana! Nie daliście wczoraj znaku życia, czy wszystko w porządku z twoją nogą? – kontynuowała zmartwiona tuląc blondynkę do piersi.
Ana znacząco spojrzała na swą matkę. Tak powinna zareagować, zamiast od razu słać swoje żale i roszczenia.
- Dziękuję Angeliko, lekko nadciągnęłam mięsień łydki. Czeka mnie rehabilitacja i dwa tygodnie bez skoków. – odrzekła skoczkini. – Przepraszam, że się wczoraj nie odezwaliśmy, ale wyjechaliśmy za miasto nad jezioro Achensee aby trochę odpocząć i troszkę poświętować rocznicę naszej znajomości.
- Och Achensee! Przepiękna okolica! – zachwyciła się pani Schlierenzauer. – Oczywiście rozumiem, mam nadzieję, że miło spędziliście czas. – uśmiechnęła się. – Co do nogi… jak znam ciebie, wierzę, że szybko wrócisz do treningów. – Ana tylko skinęła głową, bowiem nie chciała kontynuować konwersacji z matką Gregora widząc jak jej rodzicielka robi dziwnie obrażoną minę.
Ana spojrzała bezradnie na Madlen, która tylko przesłała jej pocieszający uśmiech. No cóż… relacja między Morgensternami a Schlierenzauerami od początku nie była łatwa i nie zapowiadało się by to miało ulec zmianie w najbliższym czasie. Nikt jednak nie miał zamiaru się nad tym za bardzo rozwodzić, bowiem czas rozpoczęcia zawodów właśnie nastał. Na belce zasiadł pierwszy z austriackich skoczków, więc wszystkie pary oczu zostały skierowane właśnie w tamtym kierunku. Po niedługiej chwili Stefan Kraft, podobnie jak dnia wczorajszego, nieśmiało podszedł do dziewczyn, rzucił ciche cześć, po czym czmychnął zawstydzony w swoją stronę. Dziewczyny zachichotały. Ten szesnastolatek był naprawdę… urzekający. Następnie skupiły się na kolejnym zawodniku, którym był Mario. Madlen bezwiednie rozejrzała się w poszukiwaniu Sabine, która dziś nie pojawiła się na skoczni. Zagadnęła w tej materii Ane, która tylko wzruszyła ramionami, bowiem sama nie miała pojęcia, gdzie może być partnerka Maria, tym bardziej nie miała wiadomości od Evy i Arthura. Po chwili skoczek rozwiał ich rozważania informując, że Sabine po wczorajszej wywrotce Ane poczuła się nieco wstrząśnięta i z racji stanu w jakim jest, stwierdziła, iż lepiej będzie zostać w domu niż doprowadzić do ewentualnego przedwczesnego porodu z powodu stresu. Starsza blondynka nieco skrzywiła się na stwierdzenie skoczka, Madlen jednak powątpiewająco zmierzyła oboje sądząc, że to z jej przyczyny ciężarna dziewczyna nie pojawiła się na rodzimej skoczni Maria. Obie więc wzruszyły ramionami. Kto wie co jej w głowie siedzi… Nie ich jednak to był problem. Na nowo skupiły się więc na oglądaniu zmagań, które pozwoli nabierały rumieńców, bowiem na belce zaczęli zasiadać jezioracy. Thurn chwilę później znalazł się przy dziewczynach od razu zagadując Ane o stan jej nogi. Blondynka ponownie się skrzywiła… Zapewne to samo pytanie usłyszy z ust Floriana, Lukasa oraz przede wszystkim Michiego. Lena jednak szybko jej wyjaśniła, że Michelin został już poinformowany o jej kontuzji, co i tak nie zmieniło faktu, że po swoim skoku od razu on udał się do swych przyjaciółek wypytać o ich samopoczucie. No cóż… to że wszyscy się tak martwili było… nawet trochę słodkie. Po niedługiej chwili pierwsza seria konkursowa dobiegła końca, a przy dziewczynach zmaterializował się niewielki tłumek skoczków. Wyniki przedstawiały się następująco, pierwszy był Gregor po skoku na 129,5 m, za nim na drugim miejscu uplasował się Andi (125,5 m), za nimi był Morgi (122 m) oznaczało to, że walka o miejsce na najwyższym stopniu podium ponownie miała rozegrać się między tą trójką. Dalej byli Stefan Thurnbichler (122 m), Manu (122 m), Wolfi (121 m), Lukas (121 m), Balthasar Schneider (120,5 m), David Zauner (118,5 m), pierwszą dziesiątkę zamykał Michi po skoku na 116,5 m. Można rzec, że brąz był w zasięgu niejednego z nich. Thomas po swoim skoku nie był do końca zadowolony, Madlen jednak bardzo szybko podniosła go na duchu stwierdzając, że na pewno pokaże na co go stać w drugiej serii. I… nie pomyliła się, bowiem Thomas mistrzostwa na Bergisel zakończył ze srebrnym medalem plasując się tuż za Gregorem, który ponownie nie miał sobie równych. Trzeci był Kofi, co dla Morgiego było największym zwycięstwem. Chłopak cały czas nie potrafił zapomnieć koledze jego niepotrzebnego mącenia w ich skomplikowanym nadal związku z Madlen. I nie zapowiadało się by relacja ze starszym skoczkiem miała ulec poprawie. Tuż za podium znalazł się Stefan Thurnbichler, a czołową dziesiątkę niezmiennie zamykał Michael.
- I co jezioraki, szturm na kadrę A uważam za… zakończony fiaskiem. – zaśmiał się Gregor przytulając Ane do swojego boku.
- Nie mądruj się… po prostu miałeś farta. – Michi pozwolił sobie na nieco bardziej zuchwały tekst, zważywszy na fakt, że zarówno z Morgim jak i ze Schlierim miał nieco bliższy kontakt niż pozostali skoczkowie.
- Farta? – prychnął Thomas. – Farta to wy mieliście w tym pieprzonym jeziorze! – warknął nieco zirytowany. – Pozwoliłem sobie kiedyś sprawdzić wyniki… Trzy punkty przewagi nad drugimi Niemcami? Słabeusze! – szyderczo się zaśmiał. – Nieco więcej pokory gnojki!
- Pfff… odezwał się ten, którego pokora to drugie imię… – fuknął Thurn, na co Morgi spojrzał na niego z politowaniem.
Nie miał zamiaru dać się sprowokować. Juniorzy przy każdej nadarzającej się okazji próbowali ich wyprowadzić z równowagi. Nie z nim jednak te numery. Był starszy, bardziej doświadczony i ich pożal się Boże głupie komentarze nie robiły na nim żadnego wrażenia. Postanowił uciąć tą głupią dyskusję.
- Panowie, chyba czas na was. – stwierdził przyciągając Madlen bliżej siebie.
- Jezioraki do domu! – zaśmiał się Gregor.
- A dacie się chociaż pożegnać z Ane i Leną? – zapytał Michael z teatralnie proszącą miną, na co Morgi przerzucił oczami, a Schlieri ciężko westchnął.
Niestety, jako że byli dziś tryumfatorami, musieli opuścić swoje panie i udać się na dekorację, po której następnie wypadało poświęcić nieco czasu mediom. Dlatego ekipa z jeziora miała dłuższą chwilę na rozmowę i odpowiednie pożegnanie. Dziewczyny zatem zostały wyściskane przez bliskich im juniorów, po czym wróciły do rodziców, gdzie grzecznie czekały na swych panów, którzy pojawili się niedługo potem. Jak można było się spodziewać, obie mamy gorąco wyprzytulały synów, były wszak z nich bardzo dumne. Gudrun nawet na moment zapomniała o swoich obawach względem upadków, których była świadkiem i których mogła być świadkiem w przyszłości. Mimo że bała się o Thomasa, cieszyły ją jego sukcesy. Następnie Angelika i Paul serdecznie pożegnali się ze wszystkimi, bowiem nie było sensu, żeby nadal tu sterczeć. Dekoracja się zakończyła, kibice powoli zaczęli opuszczać teren skoczni, a Ana z Gregorem jak zapowiedzieli wcześniej, mieli zamiar zabrać rodziców Morgenstern na obiecany obiad. Ana miała nadzieję w ten sposób udobruchać Gudrun. Czy miało się to udać… czas pokaże. Po pożegnaniu Gudrun i Franza, Madlen z Thomasem stanęli przed parką Schlierenzauerów.
- Dziękujemy za gościnę i cudownie spędzone te kilka dni. – odezwała się jako pierwsza Lena.
- Przyjemność po naszej stronie. – odparł Gregor szczerze się uśmiechając.
- Przepraszamy, że musieliście wczoraj zająć się rodzicami i to w nie swoim mieszkaniu. – powiedziała Ana przybierając na twarz skruszoną minę. – Mam nadzieję Madlen, że mama nie dała ci popalić…
- Gudrun to… bardzo barwna kobieta. – zachichotała najmłodsza. – Nic się nie przejmujcie, za mną pierwsze koty za płoty… dzięki temu nie będziemy musieli przez dłuższy czas zapraszać ich do naszego domu. – ponownie zachichotała zasłaniając swoje usta, wiedząc jak wybrzmiały jej słowa.
Na całe szczęście pozostała trójka również się zaśmiała. Ana znacząco spojrzała na Madlen.
- Cieszę się, że na nowo zaczęłaś morgenowe królestwo nazywać waszym domem. – powiedziała nie kryjąc swojego zadowolenia, na co policzki Leny spowiły słodkie rumieńce.
- Kto by pomyślał, że przyjazd tutaj… aż tak odmieni naszą relację. – rzekł Thomas chwytając młodszą blondynkę za rękę.
- A tak właściwie… co się zadziało, jeśli mogę wiedzieć? – zapytał Gregor, który jako jedyny nie był wtajemniczony w minione wydarzenia.
- Pieprzony Innsbruck stał się… szczęśliwym Innsbruckiem. – ponownie zachichotała Lena. – Niewyparzony język Koflera oraz wspomnienia z hotelu sprowokowały Thomasa do wyjawienia niektórych aspektów naszego związku, co zaowocowało w… konkretny upust emocji. – wyjaśniła nieśmiało przegryzając wargę, mimo to szatyn nadal robił niezrozumiałą minę.
- Niewiele rozumiem, ale… cieszę się waszym szczęściem. – odrzekł przyciągając do swojego boku Ane, która po chwili i tak wyrwała się z jego objęć by mocno uściskać Madlen.
- Będę za tobą tęsknić… – szepnęła do ucha przyjaciółki czując jak do oczu napływają jej łzy.
- Ana… jeśli poczujesz, że Innsbruck za bardzo cię przytłacza, wiesz gdzie leży Villach. – powiedziała Lena całując blondynkę w oba policzki, po czym chwyciła jej twarz w dłonie by ich spojrzenia mogły się spotkać. – A gdybyś chciała odpocząć od Gregora… – szepnęła chichocząc. – Spotkamy się pośrodku drogi. – puściła jej oczko, przez co na twarzy starszej pojawił się nagle diaboliczny uśmiech.
- Nawet o tym nie myśl… – westchnął Thomas. – Ledwie co odzyskałem Madlen, a ty już planujesz pewnie akcje typu drugie Szczerbate Jezioro.
- Po pierwsze to Szczyrbskie Jezioro Morgi… – odrzekła Ana. – A po drugie… co złego to nie ja. – zachichotała z miną niewiniątka, puściła jednak Lenie oczko, na co ta szeroko się wyszczerzyła.
- Paniom już podziękujemy… – Gregor przerzucił oczami, po czym odciągnął swą dziewczynę od osoby Madlen, następnie serdecznie uściskał dłoń Thomasa, ukradkiem spoglądając jak blondynki niemo porozumiewają się wzrokiem.
Ten duet… był demolką w czystej postaci. Mimo wszystko cieszył się, że obie nadal były sobie tak drogie pomimo dzielących je kilometrów. Kiedy czas pożegnań się zakończył, obie pary ruszyły w swoich kierunkach. Madlen ostatni raz obróciła się spoglądając jak skoczna parka podchodzi do morgenowych rodziców, po czym znika za rogiem, następnie z dziwną nostalgią spojrzała na kompleks skoczni Bergisel. Był to zarazem jej ulubiony i znienawidzony obiekt. Mimo że nie pamiętała co tutaj dokładnie się działo. Jedno wiedziała na pewno… Na nowo odnalazła ścieżkę, która prowadziła do drogi zwanej miłością.
~~~
O Jezusicku! (jak mawia pewna Marta haha xD) jak super jest wrócić! Ależ się uśmiałam czytając po tak długim czasie ten rozdział, mimo że nie wszystko było w nim wesołe... Chciałoby się napisać "Nie taki diabeł straszny", ale... kontynuacja batalii na froncie Ana x Gudrun w następnym rozdziale ;D
Ten, nieco krótszy, ale kolejny właśnie będzie troszkę dłuższy, bowiem koniec końców wcale nic na nowo nie dzieliłam... taka piękna końcówka, kwintesencja przyjaźni naszej skocznej czwórki :) Nie miałam serca by puszczać to w innej formie :) Mam nadzieję, że Wam również się podobało.
Cóż tu więcej pisać... Oby życie było łaskawsze w wolne chwile, które dane nam będzie spożytkować na tym blogu, a jeśli nie tu, to chociaż na Discord :)