niedziela, 11 marca 2018

88. Czas na użycie ostatecznego arsenału


Kolejny dzień jako pierwszy powitał szatyn. Trzeba przyznać, iż ta noc nie należała do najlepszych w jego wykonaniu. Nieprzespana, ale nie z powodu zmartwień i trosk. Od dobrej godziny wpatrywał się w swoją ukochaną nie wierząc w to, że odnaleźli na nowo swoją miłość... Że mu wybaczyła jego trefne wyskoki... Że była tylko jego ukochaną. Pokiwał przecząco głową na samą myśl swojej nieodpowiedzialności. A gdyby nie zapomniała? Nigdy nie ujrzałby tego uśmiechu, tej rozweselonej buzi i rumieniących się policzków. Nigdy nie była by Jego... Szczupła blondynka, która zauroczyła go sposobem bycia, takim naturalnym i spontanicznym zarazem... Uśmiechnął się sam do siebie czując, że po raz kolejny wygrał los na loterii, który gwarantował drogę do jej serca. Wspólne trudności znacznie przybliżyły ich do siebie, a on nie zamierzał już niczego więcej psuć. Wręcz przeciwnie. Chciał być oparciem i silnym ramieniem w czasie, który nie dawał im błogiego spokoju... Niewyjaśnione sprawy wypadałoby w końcu załatwić. Dlatego czas, który nie grał na ich korzyść był na wagę złota. Szybko postanowił pozostawić dziewczynę by mogła spokojnie wypocząć, natomiast sam udał się by przygotować małe śniadanie, które mieli zjeść przed trasą do Linzu.

Kilka chwil później na górze Ana zaczęła delikatnie się przeciągać. Dłonią musnęła część łóżka, na której jeszcze jakiś czas temu spał Gregor. Teraz to miejsce było puste... Gdzie on był? Czyżby to, co miało miejsce w ostatnich dniach było pięknym snem? Skoro tak to woli się nie budzić. Blondynka szybko przetarła oczy, co ułatwiło jej realną ocenę sytuacji. Więc jednak prawda... Jest w pokoju Gregora, w miejscu gdzie tak naprawdę się poznawali i stawiali przedniejsze kroki swej znajomości. Mimowolnie się uśmiechnęła, po czym postanowiła się przygotować do bieżącego dnia. Po nich postanowiła udać się w poszukiwaniach szatyna, który na dobre ponownie skradał jej serce. Schodząc ze schodów usłyszała dyskusje chłopaka z rodziną.
- I mam rozumieć, że pojedziesz do Linzu szukać rozwiązania tej całej sytuacji? - spytała Angelika.
Gregor nie zdarzył odpowiedzieć, ponieważ zobaczył w tle swoją partnerkę. Ana uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym odpowiedziała na pytanie, które zaprzątało głowę Angeliki.
- Pojedziemy tam razem Angeliko...
Dziewczyna chcąc nie chcąc przykuła uwagę wszystkich pozostałych domowników.
- Ana? - zaczęła najpierw niepewnie siostra Gregora, Gloria.
- We własnej osobie. - ponownie obdarzyła uśmiechem dziewczynę poczynając pewniej kolejne kroki.
- Czy ktoś może mi coś wyjaśnić? - spojrzał pytająco Paul szukając odpowiedzi.
- Przecież wy... - zaczęła mama szatyna.
- Puść w niepamięć to co było, bo my... - chłopak uśmiechnął się do dziewczyny dając ponownie możliwość dokończenia tego co chcieli przekazać innym.
- Chcemy razem iść dalej przez życie... Daliśmy sobie ponownie szansę.
- To wspaniale! Bo już zdarzyłem przyzwyczaić się do Ciebie jako bratowej! A po drugie... - ciągnął młodszy brat Gregora - Lukas. – Świetnie, bo nie zdzierżyłbym marudzącego i tęskniącego Schlieriego.
Ana zaśmiała się na widok szatyna, który właśnie dawał delikatnego łokcia najmłodszemu członkowi rodziny.
- Oj tak, mój brat wył jak wilk do księżyca z tęsknoty. - specjalnie droczyła się Gloria, co w końcu przerwała Angelika.
- Dość tej gadanki, krótko mówiąc Ana miałam racje... Wiedziałam, że nic nie pokona tego uczucia... Zatem witaj w domu. - blondynka przytuliła się do matki szatyna ponownie czując pełną swobodę.
Swobodę wynikającą z tego co tu zastała - akceptację i pewność, że już nic nie będzie takie same jak kiedyś...  Od teraz stała się częścią tej rodziny.
Po godzince miłych rozmów w towarzystwie rodziny Schlierenzauerów para postanowiła udać się na spotkanie z przeznaczeniem w Linzu. Po krótkim pożegnaniu Ana wraz z Gregorem ruszyli w kierunku samochodu, który miał ich dowieźć do miejsca przeznaczenia.
- Dzwoniłaś do tego gostka? Pomoże nam?
- Gregor... Bardzo cię proszę. Michael, zapamiętaj wreszcie!
- Niech będzie... - rzekł chłopak zaciskając mocniej zęby, po czym sucho dodał. - Czy szanowny Pan Michael będzie raczył nam pomocą?
- Greguś na serio zamierzasz tak do tego podchodzić? Myślałam, że ten temat mamy zamknięty... Jedziemy by nam pomógł, a moi przyjaciele...
- Tak, są także moimi przyjaciółmi, ale nie moja wina, że on działa na mnie jak...
- Płachta na byka? Skarbie, zapewne Michie będzie miał takie samo nastawienie i w sumie wcale mu się nie dziwię. Chyba zdajesz sobie sprawę dlaczego?
- Ale dlaczego akurat on? Czy pan Hayboeck na serio jest jedyną osobą do wsparcia?
- Gregor przestań! - rzuciła głośniej blondynka, ściskając mocniej przedramię szatyna.
Chłopak ponownie przewrócił oczami. Zatrzymał samochód na poboczu, po czym złapał mocniejszy wdech... Dlaczego on ma tendencje do rozdrapywania starych ran? Dlaczego czuje się aż tak zazdrosny o przyjaciela? Może gdyby on nie naważył tego piwa nie musieliby teraz jechać w taką podróż... A co jeśli ich imię nie zostanie oczyszczone? Co jeśli nie znajdą wystarczających dowodów? Będzie wszystkiemu winien... Zupełnie jak wtedy, gdy wszystko trachnęło jak domek z kart. Ana spojrzała niepewnie na szatyna. Milczał, nic nie robił, a spojrzenie tkwiło w martwym punkcie... Nie zastanawiając się dłużej postanowiła zwrócić na siebie uwagę. Odpięła pasy i ruszyła w kierunku ulicy. Może jak zacznie szukać innego dojazdu zareaguje na jej nieobecność w aucie. Szatyn z uwagą obserwował każde jej poczynania... Mało ruchliwa ulica, a blondynka chce zatrzymać jakiś samochód - brawo dla niej. Uśmiechnął się dyskretnie, po czym udał się w jej kierunku.
- Anuś... Kochanie chodź do samochodu...
- Nigdzie z Tobą nie pojadę. Sama to załatwię!
- Skarbie... - chłopak delikatnie ujął jej dłoń pozwalając sobie na czułe muśnięcie.
Blondynka niemrawo odskoczyła. Co on sobie wyobraża? Że zrobi karczemną aferę o człowieka, który jest na swój sposób bliski, a ona jak gdyby nigdy nic się podłoży? O nie...
- Greg tak nie będziemy pogrywać. Oboje gramy do jednej bramki, a ty właśnie strzelasz samobóje.
- Kochanie mogę strzelać też innym arsenałem...
- Na przykład jakim? - mimowolnie zachichotała Ana.
- Sama tego chciałaś... - w oczach szatyna ponownie zagościły miłosne ogniki.
Delikatny, a zarazem pełny pożądania uśmiech pokazywał, że jest gotów na różne rzeczy zanim dotrą do miejsca docelowego. Śmiało poczynił krok w kierunku sylwetki blondynki, następnie zaczął subtelnie całować jej szyję. Dziewczyna poczuła przyjemne motyle w brzuchu. Zaraz tego nie wytrzyma... Chłopak doskonale wiedział, że blondynka zaraz się ugnie, dlatego ustami wykonał ruch w kierunku zakończenia ucha dziewczyny, które delikatnie przygryzł. Ana poczuła, że traci grunt pod nogami... Czy oni właśnie wylądowali na masce samochodu? Szatyn zdecydowanie nie baczył na warunki, w jakich się znajdowali tylko dalej uświadamiał dziewczynie jak bardzo jest dla niego ważna.
- Greg... - powiedziała przeciągając blondynka. - Przyjemnie tu, ale to chyba nie miejsce i nie czas na takie akcje... - rzekła zdejmując dłoń, która w tym momencie pieściła udo blondynki.
Delikatnie poprawiła włosy, zeskoczyła z maski samochodu, po czym jak gdyby nigdy nic ruszyła w stronę drzwi auta.
- Sama chciałaś bym wykorzystał arsenał, więc mnie nie trzeba dwa razy prosić. - zaśmiał się chłopak widząc jak jego ukochana z uśmiechem puka się w czoło.
- Obiecaj mi, że nie będziesz wykręcać takich numerów u Michelina dobrze?
- Jakich? Z arsenałem? Tego nie mogę obiecać...
Ana pokręciła tylko głową, czy on zawsze tak będzie wszystko w żartach?
- Nie będzie aktów zazdrości... Zaakceptujesz sytuację, okej?
- Okej, aczkolwiek nie moją winą jest, że wariuje gdy widzę cię z innymi... - powiedział wzdrygając ramionami szatyn. - Cóż mogę zrobić, że obok mnie siedzi kobieta mego życia? Dziewczyna, dla której zupełnie straciłem głowę... - dodał chłopak czule całując jej dłoń.
Blondynka mimowolnie się uśmiechnęła, czuła bowiem zupełnie to samo. Jej serce znów było wypełnione jednym imieniem - Gregor...


Altersberg – miejscowość, w której mieszkali dziadkowie Thomasa znajdował się w niedalekiej odległości od Spittal. Dosłownie 10 minut jazdy samochodem, dlatego też bardzo szybko parkowali już na podjeździe. Lena ujrzała sporej wielkości drewniany dom, aczkolwiek odremontowany i bardzo zadbany. Jak jej potem oznajmił Morgi, miał zostać przepisany na Christinę. Lena z nerwowo bijącym sercem poczęła wyciągać Chrisa z tylnego siedzenia. Stresowała się tym jacy okażą się dziadkowie chłopaka oraz jak ją przyjmą. Mimo to robiła dobrą minę do złej gry. Starała się by uśmiech nie schodził jej z twarzy. Po chwili już słyszała świergocący głos jak się domyśliła babci Thomasa – Gertrudy. Odwróciła się w tamtym kierunku i uśmiechnęła pod nosem. Była to starsza pani z burzą siwych loków na głowie. Bardzo przypominała Franza, więc i automatycznie Thomasa. Poprawiła swoją torebkę na ramieniu, podrzuciła Chrisa lekko do góry, ponieważ zsuwał jej się z rąk i w towarzystwie Thomasa ruszyła po schodkach na werandę. Kiedy naleźli się już na jej szczycie Chris wykrzyknął imię dziadka, wyrwał się z rąk blondynki i wręcz mijając babcię od razu pomknął do środka.
- Thomas! Jak dobrze cię widzieć. – rzekła jako pierwsza babcia i mocno zgarnęła do siebie blondyna. – Boże… Miałeś rację. Jaka ona śliczna. Jak laleczka. – tutaj zwróciła się w stronę Leny i pokrótce stanęła tuż przed nią.
- Madlen, bardzo miło mi panią poznać. – Gertruda złączyła swą dłoń w nieśmiałym uścisku dłoni Leny i przesłała jej życzliwy uśmiech.
- Wchodźcie dzieci do środka. – zaprosiła ich ruchem ręki, więc Thomas poprowadził łyżwiarkę w głąb domu.
Tam pomógł jej zdjąć płaszcz, na co babcia patrzyła świecącymi się oczyma. Gudrun miała rację, pomyślała. Ta dziewczyna naprawdę miała na niego zbawienny wpływ. Odwróciła się szybko na pięcie by jakoś ugościć swych dzisiejszych przybyszów, więc zniknęła w kuchni. Lena natomiast została wprowadzona przez Toma do salonu. Dom naprawdę był urokliwy. Cały zrobiony z drewna. Bardzo zadbany. Widać było tutaj kobiecą rękę. Mimowolnie pierwsze jej kroki poniosły ją do ramek ze zdjęciami. Chwyciła jedną, na której był Tom, jego tata i dziadek oraz trzy pary nart.
- Dziadek też skakał… - rzekł Thom.
- Wiem… - uśmiechnęła się Lena.
- A cóż to za nową blond piękność przyprowadziłeś nam Thomas. – usłyszeli nagle głos dziadka chłopaka.
- Dziadku… - upomniał go Morgi i poklepał się z nim po plecach jak na facetów przystało.
- A to dziadziu jest nasa nowa ciocia. – powiedział Chris wychodzący zza pleców mężczyzny.
- Madlen, bardzo miło mi pana poznać. – odpowiedziała z dziwnym, nieprzyjemnym uczuciem.
- Stefan. – odrzekł siwiejący starszy pan i uśmiechnął się serdecznie. – No, no… Co jedna to ładniejsza. – dodał w stronę Thomasa.
Morgi przerzucił oczyma, a Lena spuściła wzrok.
- Dobrze już dobrze. Lena? Czuj się jak u siebie. Siadajcie. – po czym zaprosił ich do salonu, gdzie na zastawionym przez babcię stole czekały na nich już same smakołyki.
Czas mijał im na przyjemnych rozmowach o życiu. Dziadkowie bardzo interesowali się Leną. Jej osiągnięciami oraz planami na przyszłość. Była w końcu jeszcze bardzo młoda. Zaledwie 18 wiosenek przy 22 wiosenkach Thomasa to mizerny wynik, szczególnie, że bardziej spodziewali się ślubu z Kristiną niż nowej partnerki u boku wnuczka. Mimo to dziewczyna przypadła im do gustu. No bo… Kto nie lubił by Leny. Meredit kiedyś powiedziała, że każdy kto poznaje Len od razu się w niej zakochuje i nie inaczej było tym razem.
Po niedługim czasie Thomas postanowił zabrać małego Chrisa na zewnątrz, trochę się z nim pobawić i narąbać dziadkom drewna. Stefan postanowił, że im pomoże i takim oto sposobem panie zostały same na polu bitwy czyt. w kuchni. Madlen postanowiła posprzątać po kawie i słodkim deserze, więc narzuciła na siebie fartuszek. Gertruda popatrzyła na nią ze śmiechem.
- Yyy… coś nie tak? – zapytała Lena składając wszystko na tacę.
- Kristiny nigdy nie widziałam w fartuszku. - zaśmiała się starsza.
Lena spuściła wzrok. Naprawdę nienawidziła, kiedy porównywano ją do panny Cerncic.
- Nie chciałam ci ubliżyć Madlen. O nie, nie… W żadnym razie. Po prostu, jest to dla mnie nowość. – rzekła wstając i pomagając swej nowej wnuczce. – Wiesz… - zaczęła, kiedy znalazły się już w kuchni.
Madlen zmywała, a Gertruda wycierała naczynia i spoglądała na bawiącego się z Chrisem Thomasa.
- Thomas jest takim moim oczkiem w głowie… Zawsze pragnęłam szczęścia dla niego.
- Ja czuję to samo. – rzekła szybko Lena.
- Och, w to nie wątpię. Z tym, że myślałam… Że dla niego przyszedł już czas na ustatkowanie. Zrobił karierę, bardzo dużo osiągnął w życiu.
- Rozumiem co chce pani powiedzieć. – rzekła Lena. – Ja młoda sika, zawróciłam mu w głowie… Że małżeństwo, że dzieci. Wiem, że Kristina była starsza ode mnie i wszyscy bardzo się do niej przywiązaliście. Niech mi pani uwierzy, ale nie planowałam się w nim zakochiwać… Tym bardziej nie planowałam, że on zakocha się we mnie. Nie zdaje sobie pani sprawy ile z tym walczyłam. Ale teraz kiedy sobie tak o tym myślę… Jestem szczęśliwa i zrobię wszystko by i on był szczęśliwy. I jeśli poprosił by mnie teraz o rękę, przyjęłabym bez zastanowienia. A jeśli chciałby odejść… Nie będę go trzymała przy sobie na siłę…
- Madlen. – przerwała jej babcia. – Jesteś naprawdę bardzo mądrą, młodą kobietą. Wierzę, że go kochasz, to widać. Wierzę też, że dasz mu szczęście i życzę wam go z całego serca. – uśmiechnęła się przyjaźnie.
W tym miejscu Lena wypuściła ciężko powietrze, z jej ramion spadł ciężar i również się uśmiechnęła.
- A co tutaj się wyprawia? – usłyszały nagle obie panie.
- Thomas. Pilnuj tego skarbu. – rzekła tylko Gertruda i opuściła parkę.
Morgi dziwnie popatrzył na zaczerwienioną Madlen i podszedł do niej bliżej.
- Wkupiona w łaski? – zaśmiał się.
- Jestem biedniejsza o naprawdę sporą ilość samozaparcia. – odrzekła. – Morgi… Ile jeszcze osób będę musiała do siebie przekonać? Wiesz jak wysoko postawiła mi tę poprzeczkę Kristie?
- Kochanie… ty te poprzeczkę przeskoczyłaś milionkrotnie. – po czym pochwycił ją w swe ramiona i namiętnie pocałował.
- Wujek! – wrzasnął nagle Chris przez co parka odskoczyła od siebie jak oparzona. – Pzestań całować moją nazeconą! – warknął blondyn i podbiegł do dziewczyny.
Zaczął wspinać się do góry, więc Lena ułatwiła mu to i pochwyciła go na swoje ręce. Zaczęła obcałowywać jego policzki i łaskotać po szyi, a Tom przyglądał się tylko temu wszystkiemu ze szczerym uśmiechem na buzi.
- Chris… podziel się tą ładną panią.
- Nie! Znajć sobie swoją… To jest moja dziewcyna. – powiedział poważnie obejmując Madlen za szyję.
Lena zachichotała tylko masując chłopca po plecach i odwróciła się do Toma z miną niewiniątka.
- Może on ma cię teraz… - zbliżył się do niej i szepnął do ucha. – Ale to ja wieczorem będę doprowadzał…
- Thomas! – zganiła go pokazując wzrokiem na blondynka.
- Dobrze już dobrze… - wystawił dłonie w geście obrony. – Wracamy? Mama mówiła byśmy zajrzeli jeszcze na obiad.
- I tak musimy przecież odstawić Chrisa. – rzekła Lena, więc jak ustalili tak też zrobili.
Pożegnali się serdecznie z dziadkami, zapakowali do auta i tyle ich było widać. Drogę pokonali oczywiście bardzo szybko, więc i szybko zasiedli do stołu. Obiad odbył się w miłej atmosferze, a to w sumie najbardziej za sprawą Chrisa, który wykłócał się z Thomasem o Madlen. Śmiechu było co nie miara, ale na tapetę musiał w końcu wejść temat Ane i Gregora. Lena więc została wytypowana by zadzwonić do parki i dowiedzieć się jaka jest sytuacja na froncie. Okazało się, że dopiero dojeżdżają do Linzu i Ana miała dać później znać czy Michael i Gregor nie pozabijali się nawzajem. Thomas podsumował wszystko śmiechem, po czym oznajmił, że dziś daje spokój już rodzicom i wracają wraz z Madlen do Villach. Po tych słowach na buzi Leny zawitał uśmiech. Wiedziała bowiem, że nie odwiezie jej do domu tylko będą spać w jego mieszkaniu… A tam… Mogło dziś wydarzyć się coś bardzo magicznego.


Po rozmowie z Leną i kilkugodzinnej jeździe nastał czas wspólnych ustaleń, bowiem Ana wraz z Gregorem dotarli do upragnionego celu. Linz - miasto szczególne dla owej dwójki, gdzie miało się wszystko wyjaśnić. Dziewczyna uśmiechnęła się do partnera wskazując domek oznaczony numerem 14.
- No to jesteśmy na miejscu...
Chłopak pokręcił twierdząco głową, po czym spojrzał w kierunku swojej partnerki szykującej się do wyjścia. Zgodnie z ustaleniami miała sama udać się do blondyna by wyjaśnić cel pobytu, a następnie przekonać go do wsparcia zarówno jej jak i... Gregora, który oczywiście nie był najlepszym kumplem Michelina (z wzajemnością).
- Jesteś pewna, że chcesz pójść tam sama? - szatyn ponownie szukał zrozumienia.
- Greg... Wasze ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Mam przypomnieć? - widząc grymas na twarzy chłopaka dalej kontynuowała. - Jeśli mamy uzyskać jego wsparcie to najpierw wypadałoby go przekonać do Ciebie, nie uważasz?
- Ana przecież to oczywiste, że nie zrobi tego dla mnie, a dla Ciebie...
- Gregor proszę... Pójdę sama, załatwię co trzeba, a potem tylko proszę Cię o to byś zachował umiar w okazywaniu emocji... - doskonale wiedziała, że spotkanie tej dwójki może mieć większą temperaturę niż lawa wybuchającego wulkanu, dlatego wolała upewnić się, że chłopak przyjął do wiadomości jej instrukcję.
Szatyn mimowolnie westchnął, doskonale rozumiejąc, że dziś z upartością Ane nie wygra. Co by nie mówić blondynka należała do ludzi konsekwentnie dążących do celu i zawziętych. Czule muskając dłoń dziewczyny wskazał jej kierunek domu. Nadszedł czas szukania sprzymierzeńców i ostatecznej batalii o dobre imię. Nie trzeba było długo czekać na reakcje osoby zamieszkującej ten teren.
- Ana! Nareszcie jesteś! - uśmiechnął się blondyn, dobrze znany skoczkini.
Chłopak bez zbędnych ceregieli przytulił się i musnął policzek przyjaciółki. Ana spojrzała niepewnie to na chłopaka to na stojące nieopodal Audi, gdzie jeszcze w tamtej chwili siedział szatyn...
- Hayboeck! Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele w stosunku do mojej dziewczyny!
Michi spojrzał się w kierunku blondynki, po czym z silniejszym grymasem na twarzy ruszył w stronę Gregora.
- Schlierenzauer! Co ty tutaj robisz? Jak Ci nie wstyd śledzić Ane, jeszcze w takiej sytuacji!
Dziewczyna widząc całe zamieszanie w pośpiechu pognała do cisnących gromy panów. Było widać, że wbrew wcześniejszym ustaleniom Gregor nie zamierzał dać dopustu Michaelowi - bliższego niż jest to konieczne.
- Uspokójcie się! - krzyknęła Ana.
- Jak mam się uspokoić, skoro on nie daje Ci spokoju?! Przecież to mania prześladowcza!
- Hayboeck poznaj fakty, a dopiero potem się udzielaj, Ana nigdy nie będzie Twoja!
- Cisza!!! - ponownie wrzasnęła blondynka. - Jak z dziećmi...  - wzdrygnęła ramionami, po czym z zakłopotaną miną spojrzała na Michaela
- Michi, potrzebuję Twojej pomocy... A raczej chciałam powiedzieć potrzebujemy... Możemy pogadać?
- Z nim nie mamy o czym rozmawiać...
- Akurat to dotyczy i mnie i jego, więc jeśli pomożesz mi to również i jemu. Idziemy do domu czy ugościsz nas tak stojąc Michi? - chłopakowi nie trzeba było dłużej powtarzać.
- Ana zatem co Ciebie do mnie sprowadza?
- Nas... - napiął się mocniej Gregor sygnalizując swoją obecność w domu blondyna.
- Jak dwa koguty na wybiegu... - westchnęła Ana, po czym pokrótce zapoznała chłopaka z historią dopingową.
- Czekaj, czekaj kochana, jak się nazywa ta dziewczyna, o której mówiłaś?
- Dominica Wiesenbauer...
- Coś mi mówi to nazwisko, możesz podać więcej detali?
- Ruda, szczupła, wysoka, dość atrakcyjna fizjoterapeutka...
- To z nią Gregor? - blondyn pokręcił przecząco głową, czym oczywiście wzbudził grymas na twarzy Ane.
Wszystkie wspomnienia były wciąż świeże i niestety bardzo bolesne.
- Rodzice nie mówili ci Gregor, że co rude to fałszywe? - burknął Michael w kierunku szatana, następnie dodając. - Znam tę dziewczynę. I szczerze to ja... Załatwiłem jej prace dla związku po znajomości...
- Co?! - pisnęła blondynka wyrażając swoje niedowierzanie.
- Przyganiał kocioł garnkowi... Jak to leciało? Co rude to fałszywe? - rzekł oburzonym tonem Gregor gotowy do opuszczenia zajmowanego pomieszczenia.
- Zostań... - chwyciła go za dłoń Ana powstrzymując nieco gwałtowne reakcje szatyna. - Michie, ale jak to możliwe?
- Ana, bladego pojęcia nie mam... Szepnąłem małe słówko trenerowi by zagadał w związku o Dominice. Biedna dziewczyna, ma chorą matkę do tego drań ojciec opuścił je, gdy tylko poznał stan zdrowia żony. Dajesz głowę? Bez środków do życia! Naprawdę nie rozumiesz? - rzucił blondyn aktywnie gestykulując.
Ana natomiast spojrzała mimowolnie na skonsternowanego Gregora. Sama miała nieco mieszane uczucia. W gruncie rzeczy rozumiała, co mogła czuć ruda z psychologicznego punktu widzenia... Odrzucenie? Strach? Zero pozytywnych wzorców i emocji, co mogło spowodować taką sytuację obecnie. Ale dlaczego padło akurat na nich? Zadumę Ane przerwały dalsze tłumaczenia blondyna.
- Po usłyszeniu tej historii opowiadanej przez moich rodziców zdecydowałem się uruchomić nieco skromnych kontaktów by mogła z naszą ekipą działać, ale... Niestety wiemy jak się stało i dokąd trafiła.
- Wiesz co mam ochotę teraz zrobić Michael? Obić Twojego pięknego pysia za twoją "niewinność". - powiedział dosadniej Gregor pochodząc bliżej w stronę młodszego kolegi.
- Hola, hola, też tutaj jestem... - po raz kolejny przerwała tę stresującą sytuację blondynka. - Najważniejsze żebyśmy wymyślili jakieś sensowne rozwiązanie, które umożliwi wyjście z patowej sytuacji, prawda? - uśmiechnęła się czekając na reakcje towarzyszących jej chłopców.
- I powiem Wam, że chyba coś genialnego wymyśliłem... - zatarł dłonie Michael.
- No, no, lepiej już nie miej genialnych pomysłów, bo wiemy jak skończyło się pojawienie rudej w naszym życiu... - syknął Gregor w kierunku młodszego kompana narady.
- Twoja zdradą Gregor, tak wiemy. - spojrzał z premedytacją blondyn, co po raz kolejny wywołało grymas na twarzy szatyna.
- Panowie mam dość na dziś! Idę się przewietrzyć, a Ty Michael pokaż lepiej nasz pokój Gregorowi, bo widzę, że przemęczenie działa niekorzystnie na Wasze poczynania.
- A kto powiedział, że mam dla Was pokój? Dla ciebie tak, a on... Niech idzie do swojej furki załączy ogrzewanie...
- Michael! - uśmiechnęła się Ana, po czym na odchodne rzekła. - Nie pozabijajcie się tylko, moje koguty.

~~~

Witajcie Kochane! <3

Tak wiemy, wiemy... minęło sporo czasu od ostatniego rozdziału, ale chyba ważne, że w końcu udało nam się tutaj coś dodać :) Jak wrażenia? Rozdział się podobał? Tak jak obiecałyśmy pod ostatnią notką, jest więcej Ane i Gregora, ba! Nawet i Michael się w końcu pojawił :) Zadowolone? Z drugiej strony, ciekawe na jaki "szatański" plan wpadł Michie i co zastanie Ana po powrocie do domu skoczka... czyżby same zgliszcza? To okaże się w następnym rozdziale, który pojawi się... tego nie wiemy dokładnie. Ale raczej będzie to jeszcze w tym miesiącu. Co prawda zapasik się "prawie" skończył, ale pomysły oczywiście są, gorzej z czasem, ale postaramy się pisać najczyściejszej :)
Co do Leny i Thomasa, póki co wszystko układa się pomyślnie, na jak długo? Wiemy tylko my :P Wam pozostaje cierpliwie czekać na dalsze losy zwariowanej czwórki przyjaciół :)
Dziękujemy serdecznie Alikus i Tyśce za komentarze pod ostatnią notką, która dla Madziusy była wyzwaniem, naprawdę się dziewczyna "namęczyła". Miód na nasze serca, że zbliżenie blondynowatych zostało tak dobrze przyjęte :) Ale teraz już jesteśmy już po pierwszy razach i miejmy nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej :D
Dobrze, nie pozostało nam nic innego jak życzyć Wam udanego dnia, żeby literki w komentarzach współpracowały :P No i oczywiście dzisiejsze zawody były pełne emocji, ale oczywiście tych pozytywnych :)

Buziaki <3

Ania&Madziusa

2 komentarze:

  1. Hejka dziewczyny :)
    W końcu znalazłam trochę czasu, jak dobrze, że te pociągi tak długo jeżdżą ;) i nadrobiłam Wasze rozdziały. I co tu dużo mówić, dzieje się oj dzieje :) a Leny i Thomasa taka sielanka, że aż strach pomyśleć co będzie dalej. I ten super mały słodziak Chris, Lena jego dziewczyną :D Gregor zazdrośnik nie odpuści Michelowi, ciekowe na jkai pomysł wpaadł żeby zdemaskować tą rudą małpe.
    Świetne rozdziały i czekam na następne ;)
    Pozdrawiam,
    Klaudia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :-)


    Rozdział jak zawsze boski, cudowny, ale znów jestem na was wciekła za to, że tak zakończyłyście…

    Czy jestem zadowolona, że pojawił się Michi? Kochane ja jestem wniebowzięta i błagam niech już zostanie na dłużej :D
    Swoją drogą jestem tak szokowana wyznaniem Michaela, że to on pomógł załatwić Dominice z prace z skoczkami, że muszę zbierać szczękę z podłogi i nie powiem trochę współczuje jej, że ma taką trudną sytuację, ale jednak to nie usprawiedliwia jej czynów, bo wszystko byłoby dobrze gdyby od samego początku postępowałaby inaczej….
    Gregpr i Michie dwa koguty – no lepiej bym tego nie ujęła i już się strasznie boję co będzie się działo pod nieobecność Ann…
    No i strasznie jestem ciekawa jaki plan ma skoczek, ale mam wielką nadzieję, że w pełni powiedzie się…

    A co do Morgenów to wiadomo, że to istna słodka sielanka, którą z przyjemnością się czyta i choć czuję, że szykujecie coś dla nich to liczę, że nie będzie to coś złego i, że już zawsze pomiędzy nimi będzie tak jak jest teraz…


    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział
    BU$KA <3 :*


    P.S. Nie macie za co dziękować :-) Czytanie i komentowanie waszego opowiadania to czysta przyjemność

    OdpowiedzUsuń