Strony

sobota, 18 maja 2024

101. Życie w skocznym świecie

Dzień przed planowanymi urodzinami Koffiego, Ana postanowiła zrobić niespodziankę swojemu chłopakowi. Odebrała właśnie dokument uprawniający do jazdy samochodem o czym Gregor nie miał pojęcia. Tak, w końcu znalazła chwilę czasu by i ten temat ogarnąć, a nie być ciągle zdana na innych. Pakując torbę usłyszała pukanie do drzwi, był to nie kto inny jak jej rodzicielka.
- Ana myślisz, że to dobry pomysł? Thomas mówi, że będą jechać jutro, więc... Co to za problem byś jechała razem z nimi?
- Mamo... Wiem, że się stresujesz, ale chyba możesz zrozumieć... Zależy mi nie tylko na spędzeniu czasu z Gregorem, ale też na załatwieniu pewnych spraw...
- Możesz jaśniej?
- Nie mówiłam tobie, ale najprawdopodobniej będę składać dokumenty na Uniwersytet... - zawiesiła się na moment widząc rozentuzjazmowaną twarz rodzicielki.
Wiedziała, że to co zaraz powie nie do końca spotka się z radosnym odzewem.
- W Innsbrucku...
- Bliżej nie można by było? Przecież mamy tu mnóstwo fajnych wydziałów...
- Mamo proszę... Ja mam przecież 19 lat, trzeba się przyzwyczaić, że dzieci prędzej czy później wyfruwają z rodzinnego gniazda.
Gudrun spojrzała się niepewnie na córkę. 19 lat, czy to znaczyło już w opinii młodych dorosłość? Z jednej strony była dumna, że córka chce godzić życie sportowe z karierą naukową, ale... Ponad trzysta kilometrów od domu. Mimo, że była przyzwyczajona do ich rozjazdów liczyła, że córka wybierze uniwersytet bliżej domu.
- Innsbruck... Piękne miasto, dobry uniwersytet, tylko czemu tak daleko dziecko...
Ana uśmiechnęła się. Doskonale znały odpowiedź – blisko Gregora. A ona już nie chciała być partnerką tylko i wyłącznie na odległość. Rozstania męczyły ich oboje... A ciągłe pokonywanie kolejnych kilometrów to była jednak udręka. Ponad to dziewczyna chciała obrać kierunek związany z psychologią, więc trzeba było skorzystać z miasta, które akurat to oferowało. Innsbruck był w tym momencie dobry na wszystko.
- Grunt żebyś była szczęśliwa... Żeby wszystko udało ci się tak poukładać... - widząc wahania matki, postanowiła ją po prostu przytulić.
Doskonale wiedziała, że po wydarzeniach minionego sezonu, Gregor długo będzie musiał pracować na zaufanie jej rodzicielki. Dziewczyna uśmiechnęła się jednak.
- Mamo... Wiem, że się boisz i martwisz... Ale kocham Gregora, on mnie też...
- O tak, słyszałam jego mowę na tej gali... Piękne, ale czy szczere?
- Każdy ma prawo się mylić... Jesteśmy młodymi ludźmi, najważniejsze by błędy mogły nas czegoś nauczyć. Mnie nauczyły i pomogły dostrzec w Gregorze rzeczy wcześniej niedostrzegalne. To jak walczył o nas, o mnie... To jak teraz się zachowuje wobec mnie... Tak mamo, to bez wątpienia jest szczere. To właśnie jest miłość, którą chciałam przeżyć. Taka... Jaką ty z tatą przeżywasz tyle wspólnych lat.
Gudrun spojrzała ponownie na córkę. Widziała błysk w oczach kiedy wypowiadała te słowa. Czyli jest zakochana... Jej najmłodsza latorośl... Ich oczko w głowie. Gotowa do wyfrunięcia. Chcąc nie chcąc pomyślała, że nie może jej zatrzymywać. Mocniej objęła dziecko.
- Tylko bądź ostrożna, w końcu to twoja pierwsza tak długa podróż...
- Będę, obiecuję, że zamelduję jak tylko dotrę.
Szybko zamknęła torbę przygotowaną na wyjazd i udała się na dół pożegnać się z ojcem. W duchu dziękowała, że chociaż jego nie musi przekonywać do swoich racji. Zawsze mogła liczyć na jego wsparcie. Nigdy nie oceniał ani nie komentował decyzji najmłodszej latorośli.
- Szerokiej drogi. – uśmiechnął się przytulając dziecko.
- No to komu w drogę… – dumnie chwyciła kluczyki i ruszyła w trasę by na nowo spotkać się ze swoim partnerem.
W końcu czekało ich parę spraw do wspólnego dogrania. Trasa mijała dość spokojnie, dziewczyna jechała rozważnie, ale... Co rusz smsami bombardował ją Gregor. Tak, w końcu on nic nie wie i myśli, że w ten sposób umili jej podróż pociągiem. Stanęła na zjeździe i napisała tylko krótkiego smsa:
Ciężko z zasięgiem, nie mogę doczekać się spotkania, do zobaczenia na dworcu.
Uśmiechnęła się sama do siebie na myśl o jego zdziwionej minie, kiedy zobaczy ją wysiadającą z auta. Ciekawe co powie. Najbardziej jednak tęskniła za nim samym... Od ostatniego spotkania minęły prawie trzy tygodnie... A im coraz ciężej było trzymać ręce przy sobie co utrudniało kolejne rozstania. Gregor mówił, że znalazł pewne rozwiązanie. Postanowili omówić je podczas jej wizyty w Innsbrucku. Stąd ten wcześniejszy wyjazd. Pogłośniła nieco muzykę w radiu i postanowiła kontynuować trasę. Jak na pierwsze razy to droga mijała zadziwiająco dobrze. Na tyle przyjemnie, że po blisko czterogodzinnej jeździe minęła tablicę z napisem Innsbruck.
- Cel osiągnięty. – pomyślała podjeżdżając pod tutejszy dworzec, zaparkowała przy znanym sobie samochodzie Gregora, po czym zadzwoniła. – Kochanie, ja już jestem w Innsbrucku czy ty czekasz na peronie?
- Właśnie miałem dzwonić z pytaniem gdzie się podziewasz... Pociąg przyjechał, a ciebie jak nie było tak nie ma...
- Greguś bądź, że miły i podejdź do auta na parking, ja już tam jestem. Dłużej mam czekać?
- Ale to nie możliwe... Czekałem przecież wcześniej przed przyjazdem...
- Chodź i błagam nie zadawaj już kolejnych pytań. – uśmiała się na samą myśl zaskoczonego partnera.
Pewnie myśli, że się teleportowała albo użyła czapki niewidki. Szybko poprawiła makijaż i oparła się wygodnie o drzwi samochodu. Z daleka już go dostrzegła.
- No cześć. – powiedziała szybko zarzucając dłonie na jego szyję.
Chłopak mocniej przytulił dziewczynę do siebie by ich usta na nowo mogły rozkoszować się swoją bliskością.
-  To co jedziemy do mnie? – powiedział odwracając się w kierunku swojego samochodu.
Ana zachichotała, on nawet się nie skapnął, że opierała się nie o jego samochód? Naprawdę co ta miłość robi z człowieka. Dziewczyna bez ceregieli wyciągnęła więc kluczyki do samochodu i pomachała nimi przed twarzą szatyna.
- Jedziemy na dwa auta. – zaśmiała się w głos.
- Ale jak? Kiedy? – chłopak wybałuszył oczy.
- To miała być niespodzianka. Mam nadzieję, że udana.
- Gratulacje! – szybko ją złapał i jak wariat zaczął okręcać wokół własnej osi. – Jestem dumny! W końcu będzie równouprawnienie w piciu.
Ana zachichotała, no tak, do tej pory on musiał dbać o jej powroty do domu, teraz rolę mogły się odwrócić. Pokręciła tylko głową na myśl o zaletach posiadania prawa jazdy. Jej zadumę przerwało dziwne zachowanie szatyna... Zaczął bowiem oglądać jej samochód.
- Czegoś szukasz skarbie?
- Tak, sprawdzam czy auto jest całe... Czy niczego nie rozjechałaś po drodze, ale misja zakończona pełnym sukcesem! Żadnych wiewiórek, ptaków czy ludzi, ofiar brak!
Ana zrobiła zdegustowaną minę, naprawdę myślał, że nie da rady? Widząc jej wykrzywiony uśmiech zbliżył się do niej by ją uspokoić.
- Kochanie... - dziewczyna wbiła mocniej palec w jego klatkę. – Myślałam, że bardziej we mnie wierzysz.
- Nie gniewaj się... - powiedział sunąc dłonią w kierunku jej pośladków.
No tak, znowu zaczyna. Mimowolnie odskoczyła spoglądając w jego błyszczące tęczówki.
- Jeszcze może na parkingu zaliczymy bazę? – strzeliła by nieco opanować jego zapędy.
Jednak chłopak nic z tego sobie nie robił.
- Brzmi kusząco... - wymruczał muskając jej usta na co ta zareagowała śmiechem.
- Zabawa później, ale najpierw musimy udać się na zakupy, trzeba kupić coś Kofiemu, podjechać na Uniwerek i mówiłeś, że coś musimy obgadać...
- Tak, bo chyba znalazłem rozwiązanie naszego mieszkaniowego problemu. Potrzebuję tylko twojej akceptacji.
- Uuu, brzmi kusząco. – powiedziała przegryzając wargę.
Wiedziała, że to znaczy jedno, miał na oku mieszkanie do wynajęcia dla nich na czas jej pobytu w mieście.
- Zatem twoim czy moim? – uśmiechnęła się Ana znając odpowiedź.
Szatyn pokazał na jej auto, po czym wygodnie rozsiadł się w fotelu pasażera.
- Jakże mógłbym sobie odmówić jazdy prowadzonej przez moją ukochaną... - musnął czule jej wargi, po czym zaczął instruować gdzie najlepiej najpierw dojechać.
Jego auto mieli odebrać wieczorem po załatwieniu wszystkich spraw na mieście.
- Proponuję najpierw zobaczyć potencjalne mieszkanie... - Ana pokiwała głową na słowa Gregor, sama była bowiem ciekawa tego co ma do zaproponowania.
Skręciła w kolejną ulicę, po czym zobaczyła, że są już na obrzeżach miasta.
- Gregor, ale już wyjeżdżamy z Innsbrucka, myślałam że znalazłeś coś w mieście.
- Zaraz będziemy na miejscu. – uśmiechnął się robiąc cwany uśmieszek.
Co on kombinuje, pomyślała, ale jechała tak jak jej kazał.
- Skręć tu w prawo i się zatrzymaj.
Jej oczom ukazał się nowy budynek. W okolicy o dziwo żadnych więcej mieszkań i innego budownictwa.
- Gregor, co ty kombinujesz?
- Nic się nie stresuj Skarbie, jesteśmy na miejscu, idziemy do tego budynku. – jej oczom ukazały się raptem trzy mieszkania.
- Ale tu w okolicy nie ma żywej duszy... skąd taki pomysł?
- Cenisz prywatność, zatem musiałem nieco poszperać byśmy mogli być odpowiednio zadowoleni. Nie chciałaś z moją rodziną, więc... Otwieramy się na nowe możliwości.
- Nowe możliwości powiadasz? – zaśmiała się tylko dziewczyna.
- Tak, znajoma rodziców musiała wylecieć do Stanów, bo zachorowała jej mama. Leczenie może trochę się przedłużyć, więc w tym mieszkaniu nie będzie mieszkać co najmniej rok... Pytanie tylko czy będziesz zadowolona i... Czy chcemy tu zamieszkać? – powiedział chłopak przekręcając kluczem drzwi do zamka.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech. 19 lat, a oni myślą o wspólnym gniazdku, to przechodziło jej najśmielsze wyobrażenie. Czy nie za szybko na takie numery? Z drugiej strony ile będą tu żyć i mieszkać? Przecież i tak są w dużej mierze na walizkach, a tu byłaby okazjonalnie. Może zbytnio się spina, pomyślała. Gregor widząc jej konsternację musnął czule jej szyję.
- Chodź, obejrzyj i sama podejmij decyzję.
Mieszkanie w dużej mierze było otwartą przestrzenią, z widokiem na okoliczne góry i las. Od wejścia dostrzegła też drewniane schody. Popatrzyła niepewnie na Gregora. To mieszkanie wydawało jej się trochę zbyt duże na ich potrzeby, ale może w tym szaleństwie jest metoda? Mogliby w końcu przyjmować gości, a czasami ich spotkania wieńczone są okazjonalnym winkiem. Mieliby też stosunkowo niedaleko na ewentualne zgrupowania w Innsbrucku więc może to byłoby jakieś rozsądne rozwiązanie?
- To mieszkanie ma chyba ze sto metrów Gregor... Nie uważasz, że to trochę za dużo jak na pierwsze mieszkanie? I to jeszcze do wynajęcia?
- Podoba ci się?
- Gregor, to nie jest odpowiedź na moje pytanie.
Chłopak przewrócił oczami. Widział, że jest zachwycona wyborem, na tyle ją dobrze poznał, a mimo wszystko wodziła go za nos... Może faktycznie zaszalał, ale ta opcja miała zapewnić im przede wszystkim spokój i psychiczny komfort. Należeli już przecież do grona znanych sportowców... Czuł, że w Innsbrucku nie zakosztowaliby zbyt wielkiej prywatności.
- Mogę się nieco rozejrzeć? – chłopak przytaknął prowadząc dziewczynę na schody.
Piękne drewno zwieńczone metalową barierką prowadziło na piętro gdzie znajdowały się dwa pomieszczenia. Duża sypialnia z garderobą i łazienką... Do pokoju przynależał też spory tarasik, gdzie znajdowały się meble do wypoczynku zewnętrznego.
- A tu byśmy pili poranną kawkę...
Dziewczyna oparła się o barierkę tarasu, spojrzała na nakręconego szatyna. Wzięła głęboki oddech.
- Zaskoczyłeś mnie... A co by było gdybym nie zrobiła prawa jazdy?
- A od czego masz swojego osobistego szofera? – chłopak szeroko się uśmiechnął.
Miał nadzieję, że się zdecyduje.
- Jak widziałaś, mieszkanie składa się z dwóch poziomów, ze sporego salonu z aneksem, jest też dodatkowa spora sypialnia i kolejna łazienka, trochę mniejsza dla naszych gości. Ma 85 metrów kwadratowych...
- Gregor, ono jest w moim stylu, wszystko jest tak jakbym sobie zaplanowała więc znajoma ma naprawdę dobry gust...
- Czyli się zgadzasz?
- Mówiłeś o pomieszczeniach dla naszych gości, o naszej sypialni i salonie. O wspólnej kawie. Skoro wszystko jest nasze i już masz takie podejście jakże mogłabym odmówić? – zaśmiała się na samą myśl współdzielenia z nim tej przestrzeni.
Widziała jego ekscytację. Tak, zdecydowanie to mieszkanie przypadło jej do gustu. Gregor przyciągnął mocniej dziewczynę do siebie, składając na jej ustach pocałunek.
- Wiedziałem, że ci się spodoba...
- Skąd ta pewność?
- Dobrze cię obserwuje, więc wiem co lubisz, co nie...
- Jest idealnie. – ponownie cmoknęła go w usta, po czym  zdecydowanie pospieszyła chłopaka bowiem niewiele czasu zostało na załatwienie innych spraw.
Jadąc w samochodzie zdecydowali, że za zgodą wszystkich kupią jeden wspólny prezent dla Koflera w ramach jego urodzin. Myśleli co było by dobrą niespodzianką dla niego i ostatecznie postawili na prezent zapewniający ekstremalne doznania. Dość szybko znaleźli się na nowo w  Innsbrucku, bowiem dziewczyna chciała wybadać parę rzeczy na potencjalnym Uniwersytecie. Intrygowało ją czy w ogóle powinna starać się zajmować komuś miejsce nie mogąc korzystać ze studiów stacjonarnie. Połowa egzaminów była już za nią, miała dobre przeczucia, więc trzeba było sprawdzać jakie opcje na przyszłość warto rozważyć. Oczywiście żaden rektor nie miał nic przeciwko takim rozwiązaniom. Wręcz przeciwnie, rozpierała ich duma, że kolejna znana osoba chce kończyć ich wydział. Ana pokręciła tylko głową. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie co miał na myśli Gregor mówiąc o swobodzie... Już w szkole w Villach spokoju nie dawała ich kariera, a teraz jeszcze tutaj? Postanowiła jednak rzucić obiekcje w kąt, w końcu i tak prędzej czy później wydałoby się kim jest. Była szczęśliwa, że będzie też bliżej ukochanego,  w końcu... Czy można pragnąć czegoś więcej niż mieć tą najważniejszą osobę przy boku? Szybko wróciła do auta i wraz z Gregorem ruszyła w kierunku dworca. Musieli zgarnąć wóz chłopaka i ruszyć w kierunku Fulpmes. Tak, szatyn ponownie zaprosił ją do rodzinnego domu. Ku radości reszty rodzinki mieli spędzić tam czas do jutrzejszej zabawy u Andiego. Trasa 20 kilometrowa zajęła niewiele czasu. Gregor nie mógł zaprzeczyć, że Ana dość nieźle radziła sobie za kółkiem. Wziął ją złapał za rękę i podążył do domu, w którym się wychowywał. Oczywiście od samego wejścia miała i mogła czuć się jak u siebie w domu. Po radosnym momencie przywitania i szybkiej kolacji dziewczyna uśmiechnęła się do partnera. Miała na dziś już dość wrażeń. Z uśmiechem podziękowała, po czym wraz z Gregorem udała się do pokoju zakończyć mile wspólny dzień.
- Wiesz... Nie spodziewałam się, że los tak nami zakręci... Że bez żadnych barier będę na nowo w tym domu, w tym pokoju spokojnie funkcjonować.
Chłopak tylko się uśmiechnął. Rozłożył rękę by jeszcze bardziej pozwolić dziewczynie wygodnie się ułożyć. Złe wspomnienia pozostaną bowiem tylko wspomnieniami, a czas... On sam leczy rany, a miłość? Ona wygrywa z wszelkim złem. Chłopak czule musnął czoło dziewczyny i razem z nią postanowił zregenerować siły przed kolejnym szalonym dniem w towarzystwie kadry skoczków.
***
Dnia następnego, a była to sobota – dzień urodzin Andreasa, Thomas parkował właśnie pod posiadłością państwa Stewardów dosłownie tak samo jak niespełna trzy tygodnie temu. Tym razem jednak nie miał zamiaru uszanować prośby blondynki i pomknął w stronę drzwi. Czy sytuacja między blondynowatymi zmieniła się przez te trzy tygodnie? Bynajmniej. Lena już w samolocie powrotnym do Klagenfurt am Wörthersee z gali rozdania nagród Króla Nart zapowiedziała, że potrzebuje czasu by ty wszystko przemyśleć oraz że chce mieć spokój przez okres matur i na kolejne prawie trzy tygodnie urwała kontakt z Thomasem. Chodź chłopak wiele razy próbował się z nią skontaktować, udało mu się to dopiero wczoraj, ponieważ musieli ustalić szczegóły podróży do Innbsrucku na 25 urodziny Kofiego. Dziewczyna więc chcąc nie chcąc sama do niego zadzwoniła. Ustalili, że Morgi podjedzie pod nią około godziny 13, a następnie udadzą się po Martina i jego dziewczynę Barbarę. Ana postanowiła sama udać się dzień wcześniej do Gregora by spędzić z nim trochę czasu i dograć pewne prywatne sprawy, więc miejsca w samochodzie mieli aż nad to. Wybiła godzina 13, więc jak przystało na niespóźniającego się dżentelmena, Thomas nacisnął dzwonek dwa razy. Po chwili dziewczyna stała przed nim we własnej osobie z nietęgą miną. Chłopak jednak niezrażony, wszedł, a raczej przemknął obok blondynki do środka i uśmiechnął się w jej stronę.
- Morgi, prosiłam byś czekał na mnie przed bramą. – oznajmiła zakładając ręce.
- Stwierdziłem, że pomogę ci z bagażem. – odrzekł i niby przypadkiem zarzucił żurawia w głąb korytarza. – O! Dzień dobry Marie! – powiedział głośniej zauważając matkę dziewczyny.
- Thomas, jak dobrze cię widzieć. – powiedziała rodzicielka Madlen wchodząc do wiatrołapu. – Lena nie tak cię wychowałam. Zaproś gościa do środka.
Lena spojrzała na mamę niedowierzająco. Gościa?! To nie był żaden gość! Thomas jednak szczerząc białe zęby do dziewczyny ruszył za jej matką. Mimo swojego pozytywnego nastawienia, robił dobrą minę do złej gry, ponieważ serce bardzo mocno biło mu z nerwów, jak zareagują rodzice dziewczyny na jego widok.
- Dom widzę jak zawsze pięknie przystrojony w kwiaty. – Thomas usilnie próbował podlizać się matce dziewczyny.
Lena przerzuciła tylko oczami na słowa chłopaka, nie mogąc uwierzyć co się tutaj wyprawia.
- Och dziękuję Thomas! Większość to kwiaty Leny w nagrodę za podejście do matury, ale ty chyba doskonale o tym wiesz, w końcu te piękne frezje od ciebie stoją u Leny w pokoju. – Marie puściła mu oko, na co Thom jeszcze bardziej się wyszczerzył, a Madlen nerwowo zacisnęła usta i pięści.
- O Thomas! – dało się słyszeć głos Mer, która właśnie schodziła po schodach. – Tak się właśnie zastanawiałam kto narobił takiego rabanu.
- Witaj Meredit. – odrzekł uprzejmie chłopak.
- Co u ciebie słychać Morgen? – zaczęła i chytrze uśmiechnęła się do swej siostry. – Jak czuje się Kristina? Nie ma porannych mdłości?
- Meredit! – warknęła Marie próbując zwrócić uwagę swej starszej córce, natomiast Lena parsknęła śmiechem.
- Nic się nie stało. – odrzekł spokojnie chłopak. – W pełni na to zasłużyłem. – dodał uśmiechając się uprzejmie.
- Dobra, dosyć tego! – stwierdziła nagle Lena. – Ja jestem gotowa, więc skoro już się tu pofatygowałeś, bierz tę walizkę i wieź mnie do Innsbrucka. – dodała kierując się już z powrotem do korytarza.
- Panie wybaczą. – odrzekł Morgi i jak zapowiedziała Lena tak właśnie uczynił.
Po niedługim czasie oboje zapinali już pasy bezpieczeństwa w audi Thomasa i ruszyli w stronę mieszkania Martina. Znaleźli się tam stosunkowo szybko. Oboje wyskoczyli z samochodu chcąc zapoznać się z dziewczyną starszego skoczka, bowiem do tej pory nie było okazji do spotkania. Lena z uśmiechem ucałowała Maschta i mocno go przytuliła, ponieważ nie widzieli się od zakończenia sezonu. Martin oczywiście odwzajemnił powitanie, po czym przedstawił parze swą dziewczynę Barbarę.
- A to moja droga jest jedna z najbardziej kontrowersyjnych, a zarazem najbardziej uroczych par zimowych sportów wyczynowych. – zaśmiał się Koch.
- Nikt nie musi przedstawiać mi Thomasa, a tym bardziej mistrzyni świata Madlen. – odrzekła blondynka podając dłoń najpierw Lenie, a potem Morgiemu.
Po miłym przywitaniu i zamianie kilku słów, postanowili, że nie ma na co czekać, więc szybko zapakowali się do auta i ruszyli w stronę Innsbrucka. Lena siadając z przodu, spojrzała w pewnym momencie na Thomasa... Właśnie sobie uświadomiła, że nikt z kadry nie wie co wydarzyło się w ich życiu… Nikt nie wie, że Thomas zostanie ojcem i że ich burzliwy związek uległ rozwiązaniu.
***
Tymczasem w rejonach godziny 15:30 Ana kończyła przygotowania do kolejnej imprezy. Urodziny Andreasa – to mógł być naprawdę miły czas tym bardziej, że chłopak słynie z rozrywkowego podejścia do życia. Dziewczyna zaśmiała się na samą myśl. W końcu to będzie pierwsze miejsce gdzie spotkają się całą ekipą od zakończenia sezonu. Nałożyła czarny kombinezon ze srebrnym paskiem, psiknęła ulubione perfumy i dorzuciła długie srebrne kolczyki. Szybki makijaż i będzie gotowa do zabawy. Wyszła do chłopaka by pomógł jej z zamkiem. Ten stanął jak wryty...
- Kochanie, stało się coś?
- Wyglądasz... Obłędnie. – musnął jej szyję domykając zamek.
Ana ponownie się zaśmiała. Celowo go prowokowała, ale czemu miała nie wykorzystać swoich atrybutów by dalej tak na nią patrzył? W końcu była tylko jego. Poprawiła kołnierzyk jego koszuli i odpięła jeden z guzików.
- Tak będzie zdecydowanie lepiej, luźniej i mniej formalnie... - szara koszula ładnie dopinała się z granatowymi jeansami.
Zlustrowała go by ocenić całą stalówkę, po czym uznała, że są gotowi do wyjścia.
- Widząc twoje czerwone usta... Najchętniej znów bym nigdzie nie wychodził. Tylko na nowo zatracił się w głębi spojrzenia i smaku twego ciała...
- Mój ty romantyku... Przestań, bo zacznę się rumienić i makijaż będzie trzeba zmieniać. – zaśmiała się, czując jak ręką obejmuje jej talię. – Czy potem po imprezie jedziemy do naszego mieszkania?
- Jeśli tylko sobie tego życzysz. – uśmiechnął się na samą myśl.
Pomysł kolejnej wspólnej nocy może zwiastować jedno. Może być gorąco... Ana szybko podziękowała za gościnę gospodarzom i rodzeństwu Gregora, po czym ruszyła do samochodu. Teraz miała zagwozdkę jak tu jechać by było dobrze. Ustalili, że staną pod ich nowym mieszkaniem, a dalszą część trasy pokonają taksówką by być na 17. W końcu to urodziny... a za zdrowie jubilata trzeba było się napić.
***
Lena całą drogę do Innsbrucka biła się z myślami jak rozwiązać problem niewiedzy przyjaciół o zaistnieniu nieoczekiwanych zmian w ich życiu. Mieli przecież prawo wiedzieć, a ona nie zamierzała ich okłamywać ani tym bardziej przed nimi udawać. O nie… nie pozwoli się znowu w to wmanewrować. Nagle z rozmyślań wyrwał ją dotyk ręki Thomasa, która jak gdyby nigdy nic spoczęła na jej kolanie. Lena nie chcąc robić scen przy Martinie i jego nowej dziewczynie, złapała rękę blondyna i delikatnie acz stanowczo oderwała od swojego uda, po czym spojrzała na niego gniewnie. Morgi zaśmiał się na widok jest wściekle migających ogników w oczach i mocniej ścisnął jej palce. Madlen zacisnęła usta w wąską kreskę i… Wpadła nagle na genialny pomysł.
- Może zajedziemy na stację paliw? – wypaliła. – Muszę siusiu. – zaśmiała się nerwowo, ale na całe szczęście reszta ekipy przystała na pomysł i po niedługim czasie parkowali już pod stacją Turmöl.
Lena wyskoczyła z auta i spojrzała znacząco na blondyna pokazując mu oczami by poszedł za nią. Po chwili zamknęła ich razem w jednej kabinie.
- Lena… trzeba było powiedzieć, że chcesz ze mną zostać sam na sam. – zaczął blondyn i wciągnął blondynkę w swoje ramiona.
W Lenie zagotowało się na te słowa. Nadepnęła mu na stopę i odskoczyła od chłopaka jak oparzona.
- Przestań błaznować. – warknęła. – Muszę z tobą o czymś porozmawiać. – dodała, a Thomas założył ręce i uniósł pytająco brew. – Po drugie… nie schlebiaj sobie. Twoje towarzystwo to nie jest szczyt moich marzeń.
- Nie oszukuj. Wiem, że już nie możesz doczekać się aż położą nas razem… - odrzekł chłopak z zawadiackim uśmiechem, a Lena nie mogła uwierzyć w jego zuchwalstwo.
Postanowiła jednak nie komentować, tym bardziej nie chciała dać się wciągnąć w słowną potyczkę, a wychodziło na to, że Morgen chciał ją dziś wyjątkowo zirytować. Pokręciła więc tylko niedowierzająco głową i wzięła głęboki oddech.
- Rozmawiałeś z rodzicami?
- O czym?
- O tym, że będą dziadkami! – Lena naprawdę powoli zaczynała tracić cierpliwość.
- Nie. Czekam aż pojedziesz tam ze mną i razem im o tym powiemy. – odrzekł na co dziewczyna zrobiła zszokowaną minę.
- Ty… Ty żartujesz prawda?!
- Nie Lena. Tak też postanowiliśmy z Kristie. Ja chcę być z tobą… ty najwidoczniej potrzebujesz jeszcze czasu, ale prędzej czy później do mnie wrócisz i… Wtedy właśnie wszyscy razem, we trójkę do nich pojedziemy.
Lena szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w chłopaka z rozdziawioną miną. On chyba nie mówił poważnie? To wszystko nie mieściło jej się w głowie. I Kristina niby przystała na ten pomysł? Na ten absurdalnie… genialny pomysł w mniemaniu Thomasa. Patrzyła na niego i przecząco kiwała głową. On zwariował… Oszalał myśląc, że kiedyś do tego dojdzie, ale… Czy nie najrozsądniejszym wyjściem w tej sytuacji było właśnie pojechanie do Gudrun i Franza we troje… Może przeżyli by wtedy mniejszy szok. Czy Lena naprawdę zaczęła brać tę możliwość pod uwagę? Cóż… koniec końców wraz z Marie doszły do wniosku, że Lena zrobi co będzie chciała i nie powinna w tej materii kierować się niczym innym, a tylko sercem… Ale czy była już gotowa na powrót do chłopaka? Bynajmniej.
- A kadra? Mniemam, że nic nie wiedzą…
- Nie wiedzą.
- I jak ty sobie to wyobrażasz? Jedziemy na urodziny Andiego, razem ale osobno.
- Wcale nie musimy być osobno. – puścił jej perskie oko.
- Thomas… bo zaraz stracę cierpliwość. Jeśli kiedykolwiek mnie… kochałeś, masz to załatwić.
- Kochałeś? Madlen, ty chyba straciłaś kontakt z rzeczywistością. – odrzekł rozdrażniony, a dziewczyna tylko przerzuciła oczami. – Dobrze, powiem im wszystkim prawdę jak tylko dojedziemy. – stwierdził kładąc ręce na jej ramionach by nieco ją uspokoić. – A teraz weź rozluźniający wdech, bo jesteś bardzo spięta. Chyba, że masz ochotę na inny rodzaj odprężenia… - tutaj poczynił krok w jej stronę, na co Lena kolejny dziś raz stanęła jak rażona piorunem.
Thomas zaśmiał się pod nosem.
- Lena… nie mam na myśli bzykania w toalecie. – puścił jej oko. – Chciałem ci zaproponować rozluźniającego drinka, ale jeśli tylko amory ci w głowie, jestem w stanie się poświęcić. – dodał wyszczerzając swoje białe zęby.
Madlen chcąc nie chcąc wybuchła szczerym śmiechem na słowa blondyna, jednak tylko pokręciła przecząco głową. Odblokowała drzwi i po prostu wyszła zostawiając chłopaka ze swymi zbereźnymi myślami. Thomas korzystając z okazji, że byli w toalecie, załatwił swoje potrzeby, po czym pomknął z powrotem do samochodu. Po chwili całą czwórką kontynuowali podróż do stolicy Tyrolu. Tylko czemu całą pozostałą drogę, Lena wpatrywała się w boczne okno z zarumienionymi policzkami mając przed oczami swoje nagie ciało w miłosnym uścisku nagiego ciała Morgiego…
***
Punkt 17 srebrne audi parkowało już pod blokiem, gdzie znajdowało się mieszkanie Koflera, jak się okazało Ana i Gregor już czekali na nowoprzybyłych docierając na miejsce docelowe chwilę przed nimi. Lena ochoczo wyskoczyła z samochodu i wesoło w podskokach pognała w stronę parki czule witając się z obojgiem. Potem nastał krótki czas zapoznania z nową partnerką Martina, a następnie Ana pokazała prezent dla Andiego, który zakupiła razem z Gregorem, a który miał być ich wspólnym podarkiem. Skok ze spadochronem – nie mogło być bardziej trafionego prezentu dla lubiącego ryzyko skoczka.
- Jak trasa? – zapytała Ana, kiedy już po wpisaniu odpowiedniej kombinacji cyfr na domofonie, wszyscy pakowali się do windy.
- Gdyby nie zniknięcie Morgenów na dobre kilkanaście minut w toalecie na stacji, bym powiedział minęła bez ekscesów. – zaśmiał się Mascht, na co Gregor parsknął śmiechem, a Ana spojrzała na rumieniącą się przyjaciółkę oraz rozbrajająco uśmiechającego się brata.
Lena tylko pokręciła bezradnie głową, ale sama po chwili się uśmiechnęła… to nie była w końcu niczyja sprawa co ona robi, gdzie i z kim. Po chwili całą szóstką znaleźli się pod odpowiednimi drzwiami.
- Dobra brygada! To na trzy, cztery dzwonimy i jedziemy ze sto lat. – uśmiechnęła się Ana wciskając dzwonek drzwi.
Ekipa jak na zawołanie zamilkła i czekała na solenizanta. Usłyszeli przekręcany zamek, wszyscy nastawili się na śpiewanie piosenki dla jubilata. Wdech, wydech i...
- Stooo... Łojjj... Chyba pomyliliśmy drzwi.
Cała brygada zaśmiała się spoglądając z automatu na numerek na drzwiach. Stojąca w progu blondynka się uśmiechnęła. Wszyscy byli przekonani, że są przy odpowiednim mieszkaniu. Zza jej pleców wyłonił się nie kto inny jak Andreas, który obejmował dziewczynę za talię i opierał głowę o jej bark.
- Serdecznie zapraszam. – dziewczyna wraz z Andreasem otworzyli szerzej drzwi.
Blondynki się uśmiechnęły i wraz z pozostałą częścią ekipy wparowali do mieszkania.
- Przepraszamy za nasze zachowanie... - zaczęła nieśmiało Lena co Thomas postanowił dokończyć.
- Nie spodziewaliśmy się nikogo spoza skocznej ekipy...
- Thomas... Moi drodzy przyjaciele, poznajcie Mirjam. Moją cudowną dziewczynę. – rzekł chłopak muskając policzek blondynki.
Wszyscy spojrzeli z zaskoczonymi minami na siebie. Andreas w końcu nikomu wcześniej pary z ust nie puścił, że się z kimś spotyka...
- No to przynajmniej wiadomo co robią skoczkowie w czasie poza skocznią... Znajdują życiowe partnerki. Ana jestem. – zaśmiała się Ana przytulając Andiego i podając rękę nowo poznanej dziewczynie.
- Skoro już u was nie miałem szans... - najpierw śmiesznie westchnął, a potem dodał. – To Ana, królowa żartów i mistrzyni tego sezonu. – powiedział Kofi, przybijając piątki z innymi,  jednocześnie przedstawiając partnerce resztę gości.
- Ale że mi nie powiedziałeś? – prychnął Thomas. – Myślałem, że się szczerze kumplujemy.
- No wiesz... Ja też wielu rzeczy nie wiedziałem. – spojrzał mimowolnie na Ane i Gregora, którzy ku jego zaskoczeniu na nowo tworzyli szczęśliwą parę oraz na Len i Thomasa, którzy jak mniemał nadal byli ze sobą. – Ana, Lena, jest jednak zła wiadomość... Z przykrością muszę dać wam kosza, bo Mirjam to wyjątkowa kobieta...
Cały przedpokój huknął śmiechem w końcu doskonale wiedzieli, że Andi postanowił odpuścić wzdychanie do Leny, gdyż ta była zakochana bez pamięci w Thomasie.
- Rozgośćcie się, a ja pomogę tej wyjątkowej damie w końcowych przygotowaniach. Imprezę uznaję za otwartą. – gospodarz szeroko się uśmiechnął, po czym wskazał salon gdzie jego goście mogli oddać się zabawie i miłym pogaduszkom.
~~~
Witajcie! <3

Pojawiamy się z kolejnym rozdziałem. Tym razem nieco więcej skocznej ekipy :) Mimo że początek to fragment normalnego życia, jakie skoczna parka naszych zakochańców chciałaby prowadzić po sezonie :) Czy im się to uda? Wiemy na razie my, ale i wy dowiecie się o tym wraz z pojawieniem się kolejnych rozdziałów… Które co prawda póki co zapowiadają się… imprezowo :) Co do Morgenów… Lena widać nadal odbywa walkę między sercem a zdrowym rozsądkiem, dokąd ich to zaprowadzi? Może do… wybuchu emocji :D A może Thomas nie będzie miał już więcej cierpliwości by czekać na jakieś decyzje dziewczyny? Bądźcie wytrwali, bo rozwiązanie nadchodzi…

Co więcej od nas? Chyba należało by poinformować, że edycji i korekcie zostały poddane dwa pierwsze rozdziały :D Serdecznie zapraszamy do ponownej lektury i komentarzy, bowiem ciekawe jesteśmy czy zauważycie różnicę ;D To chyba tyle od nas…

Widzimy się… pewnie na przestrzeni 14 dni :)

Buziaki ;*

Ania&Madziusa

1 komentarz:

  1. Dziewczyny 😊

    Rozdział jak zawsze oczywiście jest fantastyczny, ale jak mogłyście zakończyć w takim momencie… To powinno być surowo karane… Aczkolwiek naprawdę fajnie się czyta te „fragmenty normalnego życia” skoczków i aż chce się czytać więcej, bo przecież skoczkowie to też ludzie i nie tylko skokami i treningami żyją…
    Czy uda się Annie i Gregowi prowadzić normalne życie? Oj coś czuję, że ze względu na to, że są znanymi sportowcami to będzie im trudno, ale znając upór obojga to na pewno będą robić wszystko aby to się udało… Pierwszy krok już zrobiony, czyli wspólne mieszkanie…
    Oj nie dziwię się, że Lenka nadal walczy ze sobą, ale mam nadzieję, że Thomas cierpliwie będzie na nowo ją zdobywał i szybko dojdzie do wybuchu ich emocji…
    Swoją drogą cieszę się bardzo, że Gudrun tak łagodnie przyjęła informację o przeprowadzce Ann… Mam nadzieję, że drugą jakże radosną wieść także przyjmie spokojnie…

    Czekam z wielką niecierpliwością na nowy rozdział :-)
    BU$KA <3 :D

    OdpowiedzUsuń