wtorek, 7 stycznia 2025

109. Drugie szanse, Małe gesty, Wielkie szczęścia

Poranne słońce nie pozwoliło na długi sen Ane jak i Gregorowi. Patrząc w oczy ukochanej, chłopak czule musnął jej usta na powitanie. Mimo że nie chciało się zbytnio wstawać z hamaku, na którym spędzili noc, postanowił zacząć działać. Ana założyła nogę na nogę lekko skrzywiając się na widok próbującego odejść szatyna. Wystawiła szybko dłoń by zdążyć go do siebie na nowo przyciągnąć. Musnęła nosem o jego nos, po czym zaczęła go zapamiętale całować. Mocniej zacisnęła dłonie na jego szyi patrząc jak błyszczą mu oczy. Stanowczo podobały jej się takie pobudki. Ostatnie dni przepełnione rajskimi szaleństwami pokazały jak wiele dało im odsunięcie negatywnych wspomnień w kąt. Wreszcie liczyło się tu i teraz, a najbliższa przyszłość, cóż... Nie rysowała się w czarnych barwach. Wreszcie czuli błogi spokój wynikający z rozwiania wszelkich wątpliwości. Szatyn delikatnie odsunął się od dziewczyny, po raz ostatni muskając jej szyję. Dziewczyna chichocząc pozwoliła mu odejść, bowiem chciał przygotować dla nich przed wyjazdem śniadanie. Gestem dłoni stojąc w progu przesłał jej całusa, którego z uśmiechem złapała. Szybko, radośnie opadła na poduszkę na hamaku oddając się zadumie - czy tak wygląda szczęście zakochanej kobiety? Bez dwóch zdań... Gregor imponował jej kreatywnością, czułością, a obecnie także i dojrzałością. Miał wszystko to co pozwalało jej być obecnie szczęśliwą. Była zakochana... Wreszcie tak na poważnie mogła przyznać przed sobą samą, że znalazła to co szukała całe życie... Jej miłość, miała na imię Gregor. I o dziwo nie wyglądało to jak przed "zdradą"... Byli innymi ludźmi, tak jakby minione wydarzenia ukształtowały ich na nowo. Chwilę później ujrzała ponownie jego sylwetkę, miał w ręku tacę gdzie spoczywała brioszka razem z dodatkami. Szatyn postawił na dżem i krem czekoladowy. Ana zachichotała, wiedziała, że będzie to słodkie śniadanie mistrzów. Musnęła policzek chłopaka, po czym ruszyła szybko coś na siebie zarzucić. Spoglądając na walizkę stwierdziła, że postawi jednak na cienki satynowy szlafrok by nie kazać długo na siebie czekać. Gregor widząc swoją blondwłosą partnerkę, oblizał słodko usta. Dziewczyna rozsiadła się niczym bogini na wygodnym krześle, po czym uraczyła się pierwszym kawałkiem francuskiego wypieku. Posmarowała go czekoladą, oczywiście brudząc przy tym swoje palce. Chłopak się zaśmiał widząc jej specjalnie nieporadne ruchy. Wziął jej dłoń, najpierw całując nadgarstek by następnie oblizać jej palce. Ana ugryzła kawałek brioszki dając kolejny kęs chłopakowi. Oczywiście niejednokrotne kosztowali kremu poza brioszką. Dziewczyna spojrzała na dżem figowy postanawiając zmienić wariant smakowy. Kończąc wspólnie brioszkę postanowili wzajemnie oczyścić swoje usta kolejnym zbliżeniem. Dziewczyna przyciągnęła chłopaka, chwytając mocniej kołnierzyk koszulki polo, który miał na sobie by bardziej pogłębić ich pocałunek. Po chwili mocniej objęła go za szyję czerpiąc więcej przyjemności. Miłą chwilę jednak przerwał gwizdek czajnika, który Gregor nastawił na kawę. Przerwał pocałunek, widząc zdegustowaną minę Ane tylko się zaśmiał. Doskonale wiedział, że śniadanie sprawiło wiele przyjemności, jednak musieli wypić jeszcze kawę i ruszyć w dalszą trasę. Zrobił jej ulubioną czarną kawę w filiżance, po czym przygotował dla siebie drugi taki sam napar.
- Kochanie... A tak właściwie gdzie jedziemy? – spytała blondynka.
- Niespodzianka... - powiedział delikatnie zbliżając się do jej ucha.
Jego oddech na jej ciele wywołał przyjemną gęsią skórkę.
- Coś mam zabrać ze sobą? – spytała ponownie szukając wskazówek na dzisiejszy wyjazd.
- Dobry nastrój i wszystko co tutaj przywieźliśmy... 
- Jak to? Nie wrócimy już do willi?
- Nic więcej nie powiem. – uśmiechnął się szatyn, dziewczyna z automatu przybrała minkę proszącą jednak chłopak za nic nie chciał się ugiąć.
Ana wstała z krzesła i usiadła okrakiem na jego kolanach dalej robiąc błagalną minę. Gregor ponownie się zaśmiał.
- Kochanie, ale nie będzie niespodzianki... - uniósł lekko brew dając jej wybór czy aby na pewno chce znać miejsce ich nowego pobytu.
Musnęła ponownie jego policzek stwierdzając, że po raz kolejny da mu się ponieść. Po ostatnich łykach kawy ulotnili się z tarasu widokowego na morze by wrócić do szybkiego pakowania i narzucania ciuchów. Widząc jej długą analizę garderoby, cmoknął jej wgłębienie w szyi, odkładając dla niej krótkie szorty i czerwony top. Spojrzała pytająco jednak szatyn nie komentował wyboru, którego dokonał.
- Kochanie, ale tak właściwie czym dojedziemy? – na jej pytanie uroczo przerzucił oczami, po czym pomachał jej kluczykami od samochodu.
- Gotowa? – dziewczyna pokiwała twierdząco głową.
Zamknął willę zostawiając klucz we wcześniej umówionym miejscu i poprowadził dziewczynę w kierunku ulicy gdzie stał... Czerwony samochód w wersji cabrio. Ana ponownie spojrzała pytająco na Gregora, na co ten zareagował śmiechem. Pilotem otworzył dach i sam samochód, po czym otworzył drzwi Bugatti dziewczynie. Ana pisnęła z zachwytu.
- Ale dasz poprowadzić? – szatyn przerzucił oczami i póki co sam zajął miejsce na fotelu kierowcy.
Wbił konkretną lokalizację na GPS i z piskiem opon ruszył z ukochaną w dalszą część podróży życia. 
***
Tymczasem w Spittal dochodziło już wczesne południe. Madlen śpiąc smacznie w objęciach swego mężczyzny zaczęła lekko się przebudzać, ponieważ coś usilnie próbowało doprowadzić ją do szewskiej pasji. Mowa oczywiście o ustach Thomas, które natarczywie atakowały jej szyję i ucho, gdzie dziewczyna miała okropne łaskotki, o czym chłopak doskonale wiedział. Dodając do tego błądzące po jej piersiach jego wyćwiczone dłonie… nie mogła na to pozostać niewzruszoną. Obróciła się w jego stronę z karcącym spojrzeniem.
- Thomas! Ty niewyżyty erotomanie! – zaśmiała się. – Wczoraj rano dwa razy sięgnęliśmy gwiazd… nocą kolejny raz po powrocie z Lieserbrücke i teraz nadal masz na mnie chrapkę? – zapytała lądując w jego ramionach.
- Musimy korzystać. – powiedział i złączył ich usta w pocałunku. – Dziś niedziela, w środę masz mieć okres, więc zacznie się kilka dni posuchy.
- Posuchy!? – zawołała. – Ty jesteś nienormalny! – zaśmiała się i zaczęła lekko z nim walczyć, kiedy on całował i kąsał ją po szyi.
- No już nie udawaj takiej cnotki. – powiedział kiedy wygrał pojedynek i zawisł nad nią przygważdżając jej ręce nad głową. – Doskonale wiem, że masz na mnie ochotę.
- Ochotę?! To mam zdzielić cię w ten pusty łebek… Ty byś tylko ciągle się seksił! – ponownie zaczęła się śmiać.
- Co ja zrobię kiedy mam taką seksowną kobietę… - zamruczał i zaczął znowu całować ją po szyi.
- Thomas… - westchnęła Lena, która powoli zaczynała się łamać. – Twoi rodzice…
- Nie przeszkadzało ci to, kiedy parę tygodni temu wparowałaś mi naga pod prysznic. – odrzekł Morgi z przekornym uśmiechem i nim dziewczyna zdążyła zareagować ulokował swe biodra między jej nogami pokazując jaki był podniecony.
Madlen mimowolnie jęknęła i odchyliła głowę do tyłu. Kiedy otworzyła po chwili oczy, ujrzała nad sobą niewybredne spojrzenie Thomasa, który tylko czekał na jej przyzwolenie. Lena przerzuciła oczami, po czym uraczyła go frywolnym spojrzeniem i zaatakowała jego usta swoimi, mocno przyciągając go do siebie jednocześnie zarzucając mu uda na jego biodra.
Po szybkich, aczkolwiek namiętnych uniesieniach, jeszcze szybciej zaliczyli poranną toaletę, następnie udali się na parter by móc w pełni korzystać z dnia dzisiejszego jakim była niedziela. Co się okazało… nikogo nie było w domu. Thomas dosłownie uśmiechnął się jakby dostał ostatniego cukierka i porwał w ramiona Madlen ponownie łącząc ich usta w pocałunku. Lena odwzajemniła wszystkie jego pieszczoty, jednak postanowiła utemperować jego poczynania. Wyrwała się z objęć i skierowała w stronę kuchni, gdzie miała zamiar przygotować dla nich śniadanie. Po niespełna 30 minutach, zajadali pyszne warzywne omlety, na tarasie za domem. Pogoda dziś była idealna, podobnie jak ich nastroje. Zapowiadał się naprawdę udany dzień. Już Thomasa w tym głowa aby taki był, ponieważ zaplanował dziś zwiedzanie Spittal, czego nie udało się jak do tej pory dokonać. No cóż… ich życie było pełne zwrotów akcji. Miał jednak nadzieję, że od teraz wypłynęli na spokojne wody. Z rozmyślań wyrwała go postać blondynki, która kroczyła do niego w krótkiej kwiecistej sukience i niosła w dłoniach dwie filiżanki parującej kawy. Podała mu jedną, po czym chcąc usiąść została nagle wciągnięta na jego kolana. Thomas uśmiechnął się z zadowoleniem i objął ją w talii składając szybkiego całusa na jej odkrytym ramieniu.
- Kocham zimę… - wymruczał. – Jednak o wiele bardziej wolę lato kiedy mogę napawać oczy tym pięknym widokiem twojego ciała skrytego w sukienkach.
- W spodniach narciarskich już nie jestem taka atrakcyjna? – zapytała odkładając kawę i objęła go ramionami za szyję.
- Cokolwiek byś miała na sobie… zawsze działasz na moją wyobraźnię. – uśmiechnął się chowając jej włosy za lewe ucho.
Lena przegryzła wargę, po czym lekko musnęła jego usta. Thomasowi zdecydowanie było mało więc pogłębił pocałunek wciągając dziewczynę bliżej na swe kolana. Madlen ponownie westchnęła przeciągle na czułe doznania. Po tych dwóch miesiącach rozłąki wręcz nie potrafili się sobą nacieszyć… Mimo że od ogniska, po którym stwierdzili, że dadzą sobie jeszcze jedną szansę minął już prawie miesiąc… Oni ciągle nie mogli się sobą nasycić. Namiętny pocałunek został jednak szybko przerwany przez ciche chrząknięcie. Para oderwała się od siebie i spojrzała na stojącą w drzwiach balkonowych Verenę.
- Zakochańce… za chwilę wpadnie tu Chris. Thom, nie rób przykrości swemu siostrzeńcowi i zostaw jego dziewczynę w spokoju. – zaśmiała się, na co Lena zachichotała i wstała z kolan Morgiego.
Po chwili usłyszeli tupot małych stópek, a po następnej Chris był już w ramionach Madlen, która lekko okręcała go dookoła własnej osi. Blondyn patrzył na ten obrazek z radością i niewypowiedzianym szczęściem. Może już niedługo przyjdzie Lenie tak czule opiekować się jego córką… Miał nadzieję, że tak właśnie będzie. Żałował, że nie mogli oboje cieszyć się swoim własnym potomkiem, ale… co się odwlecze to nie uciecze. Ponownie się uśmiechnął, po czym ruszył ku Fritzowi by się z nim przywitać i przejąć od niego swą chrześnicę. Cudownie, że ten dom od zawsze był i będzie pełen szczęśliwych dzieci. Po kilku minutach taras wypełnił się pozostałymi członkami rodziny Morgensternów. Gudrun położyła jeszcze ciepłe ciasto na stoliku, a Christina, świeżo upieczona żona, przyniosła talerzyki. W następnej chwili wszyscy zajadali truskawkowy deser.
- Co tam słychać u Meixnera? Dawno go u nas nie było. – zaczął Franz.
- Wszystko w porządku. Pozdrowiliśmy go od was, kazał was wszystkich ucałować. – odrzekł Morgi. – Jak można było się spodziewać… Oboje z Leną przypadli sobie do gustu. – uśmiechnął się.
- Dlaczego mnie to nie dziwi. – zachichotała Christina. – Skończyliście już urządzać mieszkanie?
- Wczoraj zamówiliśmy meble do mojego biura oraz toaletkę dla Leny do sypialni. Może w tym tygodniu przyjdą półki do garderoby. – powiedział Thomas.
- Może jutro uda się poskładać wypoczynek na taras i w końcu będziemy mogli w pełni korzystać z tej pięknej pogody. – zauważyła Madlen. – Swoją drogą, ciekawe co tam u Ane i Gregora… - dodała, po czym klan Morgensternów zaczął wymieniać się informacjami, którymi dzieliła się parka spędzająca ostatnie dni w pięknej Francji.
Po miłych rozmowach, wypiciu pysznej kawki i spałaszowaniu odpowiedniej liczby kalorii, Thomas i Madlen postanowili udać się w końcu na umówiony spacer po Spittal. Lena zarzuciła jeansową kurtkę na ramiona oraz tenisówki na stopy, po czym łącząc swą dłoń w uścisku ręki Morgiego, ruszyli chodnikiem w stronę rynku.
***
Czując większą prędkość Ana rozpuściła włosy i uniosła ręce ku górze radośnie wykrzykując swój zachwyt. Widząc jej uroczą ekscytację chłopak tylko odwzajemnił uśmiech. W końcu nie codziennie zamienia się Audi na najnowsze francuskie Bugatti...
- Gregor, właściwie czemu jedziemy w głąb lądu, a nie nad morze? Myślałam, że skorzystamy jeszcze nieco z tamtejszego klimatu...
- Wrócimy nad morze, obiecuję. Chociaż nie będzie to dzień dzisiejszy. – powiedział jak zawsze tajemniczo.
Szybka jazda zwiastowała też szybki przyjazd w konkretne miejsce. Chłopak ponownie otworzył drzwi dziewczyny, po czym pokazał jej miejsce, przy którym się zatrzymali.
- Jesteśmy przy Kanionie Verdon. – zakomunikował, a jej oczom ukazały się wspaniałe turkusowe jeziora, wspaniałe masywy skalne, ich widok zaparł dech w piersiach Ane.
- Tu jest pięknie... - powiedziała rozglądając się po okolicznych zakamarkach.
- Zaraz będzie jeszcze piękniej zobaczysz. – po czym chwycił ją mocniej za rękę i poprowadził w kierunku wielkiego mostu.
Słysząc w oddali krzyki, widząc śmiejące się tłumy, zaczęła mieć mieszane odczucia. Nie wiedziała czego się spodziewać. Dochodząc bliżej zobaczyła instruktorów zapinających uprzęże do... Skoków na bungee. Ana spojrzała pytająco na Gregora.
- Kochanie, chyba nie chcesz powiedzieć, że ty... Że ja mam z tego skoczyć? – szatyn głośno się zaśmiał. 
- Ana... Przecież skoki nie są Tobie obce... 
- Gregor, ale ja się boję! – pisnęła mocniej ściskając go za dłoń.
Chłopak mimowolnie przewrócił oczami. Zachęcił ją by chwilę poobserwowała ludzi skaczących z mostu, a potem sama zdecydowała czy nie warto spróbować.
- Gregor to jest cholernie niebezpieczne... 
- Ana, skarbie, ale nasz sport też nie należy do najbezpieczniejszych. Pomyśl tylko co myślą ludzie kiedy widzą nas na tych wszystkich skoczniach świata... Czasem jeszcze wyżej jak ten most. A tu hmm… zmienia się nieco perspektywa. 
- Ja ci dam perspektywa! – szturchnęła go mocniej w bok, śmiejąc się na cały głos, ale widząc zachwyconych ludzi po skokach spojrzała niepewnie na niego. – Matka by mnie zabiła... W życiu by mi na to nie pozwoliła. 
- Ana, na inne rzeczy też by nie pozwoliła... Jak to leciało… pewne rzeczy po ślubie? – Ana przerzuciła oczami by po chwili równie głośno się zaśmiać.
- Jak to dobrze, że nie wie co my wyprawiamy. 
- Ah ta wczorajsza noc... - Gregor zrobił minę marzyciela, Ana natomiast się mocniej zarumieniła na samo wspomnienie.
Było naprawdę magicznie. Uśmiechnęła się mocniej do szatyna.
- Ufam Ci... Zróbmy to razem,  przekonałeś mnie! – pewnym siebie głosem powiedziała, po chwili prowadziła już chłopaka ku instruktorom tłumaczącym zasadę skoku by wszystko odbyło się w sposób bezpieczny.
Dziewczyna spojrzała ponownie na dół i mocniej ścisnęła Gregora za rękę. Widząc jej obawy delikatnie ją przytulił i musnął jej ucho.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. 
- Most Pont de l’Artuby ma 125 metrów wysokości, czasami udziela się stres... Ale po tym skoku uwierzcie, uznacie, że warto było cieszyć tym oczy.. 
Po chwili czuła jak instruktorzy zapinają jej uprząż do skoku, Gregor uśmiechnął się z wdzięcznością, po czym chwycił ją mocniej za dłoń. 
- Nie zamykaj oczu, czuj się jakbyś była na skoczni czerp tylko przyjemność. 
- Łatwo powiedzieć! – zaśmiała się głośniej czując jak adrenalina powoduje coraz większe przyspieszenie jej serca.
Widząc uprząż na Gregorze nieco się uspokoiła, więc faktycznie mogą to zrobić razem. Spojrzała mu w oczy, po czym ustalili umowny znak na skok. Raz, dwa, trzy... Ana głośno wrzasnęła czując pierwsze podmuchy powietrza. Zgodnie z zapowiedzią próbowała czerpać przyjemność z widoku, ale i radość wynikającą z przełamania pewnych barier. Tuż obok niej odważnie opadał Gregor, on z kolei... Czuł się jak ryba w wodzie, bez żadnych krzyków, z wielkim uśmiechem na ustach czuł się wolny niczym ptak. Dość szybko opadli, śmiejąc się głośno z tego co właśnie razem zrobili. Chwilę później czuli jak instruktorzy wciągają ich na górę. 
- Panie Gregorze, tak jak obiecaliśmy zdjęcia i film zostały już panu udostępniony. – Ana spojrzała pytająco na co chłopak tylko wzruszył ramionami.
- No przecież muszę pokazać Gudrun jaką ma niegrzeczną córkę. – Ana głośno się zaśmiała, mocniej stukając w bok Gregora. – Kochanie byłaś naprawdę dzielna, czas na dalsze części niespodzianki.
Szatyn obwiózł dziewczynę po kilku punktach widokowych pięknego kanionu, w którym się znajdowali. Oczywiście nie brakowało czasu na wspólne sesje zdjęciowe i łapanie momentów. Przy kolejnym zatrzymaniu okazało się, że są już na dole gdzie czekała łódź motorowa by spokojnie mogli opłynąć trasę wokół jeziora Lac de Sainte-Croix aż do środka kanionu by pooglądać go w pełnej krasie od dołu.
- Gregor, tu jest obłędnie! – chłopak uśmiechnął się na widok jej podekscytowanych oczu. 
Faktycznie widoki zapierały dech w piersiach, sunęli właśnie turkusową wodą, a wokół piękne masywy skalne tworzące wąskie korytarze. Dziewczyna nadstawiła twarz ku słońcu delikatnie się uśmiechając.
- Panie Schlierenzauer, chyba naprawdę mnie Pan kocha... Jeśli obdarowujesz kogoś takimi prezentami to znak, że musi to być ktoś ważny... 
- Ana... Jesteś najbardziej wyjątkową osobą jaką miałem okazję poznać i nadal pragnę to robić... Kocham Cię. – zapewnił, robiąc jej miejsce pomiędzy swoimi nogami.
Dziewczyna wygodnie oparta o jego tors oddała się przyjemności oglądania takich widoków. On ponownie pocałował jej czubek głowy, przyjemnie głaszcząc jej ramię czuł, że z nią jego życie nabierało innych barw. Po dłuższym czasie spędzonym na wodzie, postanowili udać się do pobliskiej miejscowości zjeść wspólnie obiad w restauracji położonej przy jeziorze Sainte Crox. Wybrali tym razem klasycznego pieczonego łososia z pieca z sałatką. 
- Jaki plan na dalszą część dnia kochanie? Tylko nie mów, że znów niespodzianka... - zaśmiała się Ana, delektując się smakiem potrawy. 
- Właśnie mam dylemat, ale zaraz go rozwiążę. – uśmiechnął się tajemniczo.
- Może pomogę? – pomrugała rzęsami wiedząc, że w tym momencie jego niespodziankę trafi.
Chłopak przerzucił oczami i już chciał zacząć opowiadać o planie ich dalszej wycieczki, gdy zadzwonił telefon Ane. Gregor tylko się uśmiechnął.
- Odbierz, pewnie Lena jest ciekawa co u Ciebie słychać.
- To nie Lena, to nie jej numer... Zaraz wracam kochanie. – cmoknęła go w policzek i udała się na bok by spokojnie porozmawiać. – Co?! Ale to niemożliwe! – dało się słyszeć z końca sali. 
Chwile później Ana ponownie wrzasnęła.
- Cholera jasna! – cała restauracja ludzi odwróciła się w kierunku blondynki.
Gregor zaniepokojony, wstał od stolika, który zajmowali, zbliżył się do dziewczyny kładąc rękę na jej ramieniu. Ana wyłączyła telefon i jak oparzona wróciła do stolika. 
- Gregor... Musimy stąd wyjść bo inaczej coś rozwalę. 
- Ana, skarbie... 
- Gregor błagam. – jej oczy przysłoniły pierwsze łzy co wyraźnie dało odpowiedź chłopakowi, iż stało się coś złego.
Szatyn uregulował płatność, przepraszając jednocześnie szefa restauracji za wybuch partnerki, który mógł niepokoić innych gości. 
- Ana, co się stało? – spytał obejmując ją ramieniem kiedy zajęli miejsce na miejscowej plaży. 
- Dzwoniła Anette Sagen... 
- Ta Anette? Twoja przeciwniczka, która tak dała ci popalić? – dziewczyna pokiwała twierdząco głową.
- Anette mówi, że odrzucono nasz wniosek o udział w Igrzyskach w Vancouver... Czy ty wiesz co to znaczy?! 
- Jak to? 
- Przecież to nas pozbawia możliwości rywalizacji! Gregor, całe życie marzyłam o tym starcie. Całe życie chciałam jak Thomas walczyć w olimpiadzie! Wszystkie plany, marzenia, treningi... Jak można tak nas dyskryminować?! Dlaczego? – po raz kolejny krzyknęła dziewczyna mocniej uderzając pięścią w piach. 
- Co zamierzacie? – spytał patrząc na rozgoryczoną dziewczynę.
- Poruszę niebo i ziemię by być w Vancouver! Nie nazywałabym się Morgenstern gdybym miała poddać się bez walki. – kolejny raz telefon blondynki zaczął wydzwaniać.
Widząc na wyświetlaczu "Daniela" mocniej zacisnęła pięść. Gregor widząc jej irytację podjął decyzję o ewakuacji znad pięknego jeziora. W jego głowie pojawił się pomysł na odstresowanie dziewczyny, która właśnie dyskutowała z nadmiernym przejęciem z kadrową koleżanką. 
- Daniela, ależ oczywiście, że się nie poddamy. Będziemy walczyć do samego końca, choćby do lutego 2010 roku... Musimy tam być! Nikt nie będzie niszczyć naszych marzeń! – wyłączyła telefon, po chwili lądując w silnych ramionach Gregora.
Tamy puściły, dziewczyna zaczęła płakać. 
- Ane... Wszystko się ułoży... - powiedział gładząc ją po plecach.
Dziewczyna bez przekonania spojrzała na chłopaka. Szatyn chwycił mocniej jej dłoń na znak wsparcia i wpuścił ją do samochodu, by mogli ruszyć w dalszą trasę.
***
Lena i Thomas dochodzili właśnie do małego rynku w Spittal. To właśnie tutaj, raptem trzy miesiące wcześniej brali udział w jednej z najmilszych akcji zorganizowanych przez fanów. Oboje bardzo radośnie wspominali małą fetkę, którą przygotowali mieszkańcy rodzinnego miasta skoczka. Co by nie mówić… po tej imprezie wyznali sobie wzajemnie miłość. Nic więc dziwnego, że na samo wspomnienie minionych wydarzeń, czuli wzruszenie i sentyment. Thomas poprowadził dziewczynę w miejsce, gdzie tak niedawno wirowali w swoich objęciach, po czym jak spodziewała się Lena, zakręcił jej ciałem do niemej muzyki. Pochwycił ją w swoje ramiona i ułożył obie ręce na karku. Jak gdyby nigdy nic, zaczęli delikatnie się bujać. Niedzielne wczesne popołudnie to nie był czas, który mieszkańcy chętnie spędzali w domu, dlatego nie dziwne, że niejedna para oczu spoczęła na kołyszącej się parce. Jednak zarówno Thomas jak i Madlen mieli to w poważaniu. W ostatnim czasie byli na językach tak wielu obcych sobie ludzi, że teraz byli na to uodpornieni. Najważniejsze by byli szczęśliwi… A teraz? Spoglądając sobie głęboko w oczy? Byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.
- Kocham cię Madlen. – szepnął Thomas. – Chciałem to wtedy ci tutaj powiedzieć.
Lena pochwyciła jego twarz w dłonie i złożyła na ustach czuły pocałunek.
- Mam nadzieję, że wiesz kiedy ja pierwszy raz powiedziałam tobie, że cię kocham? – zapytała.
- Pokazałaś… przy cudownym akompaniamencie Celine Dion i Barbry Streisand. – odrzekł Thomas obejmując ją w talii. – Czy to oznacza, że ja będę musiał oddać swój skok z transparentem „Kocham Madlen Steward”? – zapytał na co Lena głośno się zaśmiała.
- Chamiałabym to zobaczyć. – chichotała dalej, na co Morgi zrobił tajemniczą minę, po czym kolejny raz ją pocałował.
Następnie udali się w stronę pięknie zieleniącego się parku naprzeciwko Zamku Porcia. Tam zrobili sobie kilka słodkich zdjęć by potem zajść do kawiarni, w której zdaniem Thomasa podawali najpyszniejsze lody domowej roboty. Po chwili, niczym małe dzieci, z uśmiechami na ustach ruszyli dalej zajadając słodką, ochładzającą przekąskę. W następnej kolejności Morgi pokazał blondynce pub, w którym to jeszcze w styczniu się upił, a gdzie postanowił, że odejdzie od Kristie. Lena zachichotała na samo wspomnienie rozmowy telefonicznej z pijanym chłopakiem. Pan Bauman, który był właścicielem przybytku wesoło pomachał zza lady do stojącej przed wejściem pary. Morgi uśmiechnął się i kiwnął głową, dziś jednak postanowili nie korzystać z dobra jakim było podawane tam pyszne piwo, ponieważ wieczorem byli umówieni z Kristiną i jej nowym partnerem na krótkie zapoznanko. Thomas więc opowiedział Lenie kilka śmiesznych anegdot związanych z tym miejscem, między innymi jak wiele razy lądowali tu z kumplami, również z Meixnerem, na wagarach, gdzie ich matki z Gudrun na czele wyciągały ich stąd za uszy.
- I wyszło szydło z worka. – zaśmiała się Lena. – To przez Gudrun uszy ci tak odstają. – chichrała się dalej, po czym pozwoliła się poprowadzić chłopakowi tym razem do miejsca, na szyldzie którym widniały pysznie wyglądające frytki.
Bar ten, był tym samym, w którym pracował przyjaciel Ane – Andreas Schulz. Parka stwierdziła jednak, że nie chce narazić się Gudrun odmawianiem obiadu, więc postanowili zrezygnować ze smażonych ziemniaków, po czym ruszyli wzdłuż rzeki Lieser w stronę Drawy. Lena musiała przyznać, że Spittal chodź małe, było naprawdę urokliwe. Najważniejsze jednak, że było to miejsce, w którym Thomas spędził swoje dzieciństwo i młodzieńcze lata. Była mu naprawdę wdzięczna, że chciał się z nią tym podzielić. Uśmiechnęła się do niego czule i trzymając za rękę, mocniej wtuliła się w jego ramię. Po niedługiej chwili stali już nad brzegiem rzeki. Dziś wyjątkowo spokojna Drawa, wprawiła parkę w pewną nostalgię.
- Znasz to powiedzenie? – zapytała Madlen i zerwała źdźbło trawy chcąc zając czymś ręce. – Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki?
Thomas milcząc nadal, pokiwał tylko głową. Wystawił dłoń w jej kierunku i wskazał nieopodal stojącą ławkę. Dziewczyna nie widząc przeciwskazań, złączyła swą rękę z jego i oboje udali się na spoczynek.
- Woda w rzece, do której weszliśmy po raz pierwszy… - zaczął nagle wpatrując się zapamiętale w płynącą Drawę, kiedy zajęli już swoje miejsca na ławce. – Już dawno odpłynęła. – tutaj skierował swe spojrzenie na twarz dziewczyny. – A woda, do której weszliśmy po raz drugi, jest już inną wodą. – dodał i położył dłoń na policzku Leny, po czym kciukiem musnął jej dolną wargę. – Mam nadzieję Madlen, że naprawdę widzisz to jak się zmieniłem. Mógłbym powiedzieć, że dla ciebie, ale… chyba dla siebie samego.
- Widzę Thomas. – odrzekła Lena. – Przepraszam, że momentami jestem dla ciebie taka… oschła. – skrzywiła się i spuściła wzrok. – Ale niekiedy ogarnia mnie takie uczucie, że… ściska mi się serce, a oczy same wypełniają łzami. Po prostu… boję się, że… dziecko przyjdzie na świat, a ty… po prostu wrócisz do Kristie. Wiem, że tak się nie stanie, ale… - tutaj podniosła na niego swój wzrok. – To jest silniejsze ode mnie…
- Znam to Lena, uwierz mi. To lęk… lęk przed tym, że cię stracę. – powiedział chwytając jej twarz w dłonie. – Niekiedy ogarnia mnie taka panika, że nie mogę oddychać… Myśl, że mnie zostawisz odbiera mi możliwość trzeźwego myślenia.
Madlen w odpowiedzi na jego słowa, przysunęła się bliżej i oparła czoło o jego czoło.
- Thomas, jeśli podjęłam decyzję, że chcę z tobą być… pomimo tego, że będziesz miał dziecko z inną, powinieneś być pewien moich uczuć. – powiedziała twardo wpatrując się w jego niebieskie tęczówki.
- Nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłem. – powiedział w jej usta, po czym chwycił ją w tali i wciągnął na swoje kolana.
Lena uśmiechnęła się nieśmiało siadając na nim okrakiem i objęła go ramionami za szyję.
- Kocham cię Thomas. Zawsze cię kochałam i będą cię kochać do końca życia. – powiedziała ukrywając w słowach ich drugie dno.
Morgi wpatrywał się w nią błyszczącymi oczami, nie wiedząc jak na to zareagować. Stwierdził, że słowa nie będą tu potrzebne. Musnął jej usta, po czym mocniej ją objął i złączył ich wargi w czułym pocałunku. Kiedy pieszczota przemieniła się w płomienny wybuch uczuć, oboje wpadli w sidła swego pożądania, przez co Thomas zaczął niespokojnie błądzić dłońmi po plecach Madlen, natomiast sama zainteresowana, bezwiednie coraz mocniej napierała biodrami na jego uda. To zmierzało w bardzo nieodpowiednim kierunku, zwarzywszy na fakt, że znajdowali się w miejscu publicznym. Morgi oderwał się od dziewczyny chcąc w jakiś sposób uspokoić swoje galopujące serce. Spojrzenie jakim uraczyła go Lena, wcale mu tego nie ułatwiło. Zaśmiał się jednak w głos na myśl do czego mogłoby tu za chwilę dojść. Lekko, ale stanowczo chwycił biodra Madlen i zdjął z siebie ciało dziewczyny, co spotkało się z jej niezadowoloną miną. Nadal się śmiejąc, wskazał jednak swoje biodra, które jasno wskazywały w jakim jest stanie. Lena zachichotała więc i przegryzła wargę. Co zrobić skoro oboje tak na siebie działali. Westchnęła teatralnie, po czym podnosząc się z ławki, wystawiła w jego stronę dłoń. Czas na powrót do domu właśnie nastał. 
***
Kolejne kilometry Ane i Gregorowi mijały w ciszy... Z radosnej o poranku dziewczyny zdecydowanie uszła energia. W tym momencie po raz pierwszy doszła do wniosku, że zdecydowanie łatwiej jest być mężczyzną... Tylko dlaczego nikt nie chciał im zaufać? Dlaczego nie mogły mieć ten samej szansy co wszyscy? Tysiące pytań i myśli kotłowały się w jej głowie podczas całej trasy. Dlaczego mężczyźni mogli rywalizować od tylu lat, a one nie? W czym były gorsze? W innych dyscyplinach nie było takich dyskusji. Chociaż miały poparcie FISu to z kolei MKOL nic z tego sobie nie robił... Szatyn mimowolnie sposępniał widząc jej smutną twarz. Miał jednak nadzieję, że kolejna niespodzianka przypadnie jej do gustu i co najważniejsze... Poprawi nastrój, bo ona zasługiwała w jego ocenie na to co najlepsze. Mijając tabliczkę Valensole uśmiechnął się do dziewczyny. 
- Jesteśmy praktycznie na miejscu. – Ana mimowolnie wyrwana z letargu ujrzała krainę usłaną lawendą.
Można by rzec, znaleźli się w samym sercu Prowansji. Ana zasłoniła usta. Spojrzała zdumiona na Gregora, który kontynuował trasę by dotrzeć do zbliżającego się celu podróży.
- Tu spędzimy najbliższą noc, może i dwie, to się okaże. – zatrzymał się przed dużym kamiennym domem w stylu prowansalskim.
Widok po raz kolejny zapierał dech w piersiach. Dom zewsząd otaczały krzaczki lawendy, w oddali góry. A tuż przy wejściu wielka pergola, która kaskadowo oblepiona była winoroślą. 
- Zobaczysz co się będzie działo dalej. – powiedział widząc jej zachwyt, chwycił ją mocniej za dłoń, po czym oprowadził ją po posiadłości, jakby co najmniej był tu gospodarzem.
A na pewno nie osobą, która przybywa tu z pierwszą wizytą. Za domem jak się okazało było całe lawendowe pole... W świetle słońca sceneria była wprost magiczna. Ana podskoczyła z wrażenia cmokając szatyna w policzek. Do tej pory taki klimat widziała wyłącznie na tapecie telefonu, teraz mogła w pełni oddać się lawendowemu szaleństwu. Gregor namówił dziewczynę na szybkie przebranie i stworzenie wspólnej sesji fotograficznej na pamiątkę tego pobytu. Dziewczyna klasnęła w dłonie z zachwytu, po czym została zaciągnięta przez chłopaka w miejsce gdzie mogli się przygotować. Oczywiście nie trwało to pięć minut, bowiem sesja co by nie mówić, w takiej scenerii wymagała szczególnej oprawy. 
- Masz statyw? – spytała chłopaka licząc, że dzięki niemu ta sesja będzie wyjątkowa.
Chłopak pokręcił przecząco głową, następnie wyprowadził ją na teren posiadłości. Zobaczyła fotografa i wszystko co miało sprawić, że ta chwila będzie inna niż wszystkie. Ana znów spojrzała na chłopaka.
- Teraz to nie wiem czy wystarczająco dobrze się przygotowałam. – powiedziała śmiejąc się. 
- Jak dla mnie... Zawsze najpiękniejsza. – po raz kolejny musnął ustami jej policzek.
Fotograf był typowym Francuzem, zatem nie było żadnej bariery językowej. Gregor pokazał wcześniej kilka fotografii innych par w takiej scenerii w wykonaniu tego człowieka także dziewczyna była pewna, że sesja będzie piękną pamiątką z ich pierwszej wspólnej podróży. Zgodnie z instrukcją fotografa, starali się cieszyć sobą i swoim towarzystwem. Tylko wtedy te zdjęcia mogą być magiczne. Parce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Kilka sytuacji, kilka zmian miejsc czy pozycji, w towarzystwie pięknie zachodzącego słońca na lawendowym polu tworzyły zgraną całość. Wpatrzona w szatyna dziewczyna wprost promieniała szczęściem. 
- Gregor, nie zostało nic innego jak tylko klęknąć i prosić o rękę. – zaśmiała się głośno Ana, a fotograf razem z nią. 
- Mówisz i masz. – klęknął, a ona robiąc zaskoczona minę zobaczyła błysk flesza. 
- Nawet tak nie żartuj kochany, ciekawe co byś zrobił gdybym powiedziała nie? 
- Nigdy byś tego nie zrobiła... 
- A gdyby jednak? – dalej się z nim droczyła.
- Spakowałbym Cię do walizki i wysłał na adres Gudrun. – zaśmiał się głośniej by po chwili chwycić ją w ramiona i zakręcić dookoła. – Jestem do szaleństwa w Tobie zakochany i pragnę widzieć w Twoich oczach to co widzę teraz... 
- Czyli co? 
- Niekończące się szczęście... Ana pragnę być przy Tobie i dawać ci szczęście. Tylko na to zasługujesz. Kocham Cię... 
- Panie Schlierenzauer, bo zaraz make up trafi... - zaśmiała się maskując łzy wzruszenia. 
Chłopak poprosił jeszcze fotografa o kilka osobistych zdjęć dziewczyny by mieć pamiątkę wyłącznie dla siebie, po czym zakończyli wieczorną sesję. 
- Mam jeszcze jedną niespodziankę. – musnął tym razem ustami jej ucho, na co zareagowała śmiechem.
- Jak ma wyglądać jak wczorajsza noc... 
- Ah tylko ty i ja w tych lawendach... Mogłoby być interesująco... Wszystko przed nami. – zaśmiał się. 
- Gregor! – szturchnęła go w bok udając się w miejsce, które wskazał.
Na pierwszy rzut oka zobaczyła świece i dwa łóżka.
- Rozbierz się i oddaj przyjemności. 
- Hasło brzmi intrygująco, ale... Tutaj? 
- Zaufaj. – ponownie się uśmiechnął podając jej ręcznik do przepasania.
Zobaczyła dwie osoby gotowe do masażu. Szeroko się uśmiechnęła, po czym bezwarunkowo oddała się przyjemności, którą jej zagwarantował. Chodź jej myśli błądziły wokół olimpiady, przyjemna woń olejku lawendowego pozwalała ukoić zmysły. Idealny prezent, pomyślała dalej poddając się masażowi całkowitemu ciała. Czując, że mięśnie puszczają stresy, odwróciła głowę by ich tęczówki ponownie się spotkały. Widząc jego uśmiechniętą twarz, przesłała buziaka i rzekła dziękuję oddając się w pełni przyjemności, którą jej zgotował.
***
Z kolei w Villach, późnym wieczorem, jedną z parkowych alejek przemierzała właśnie blondwłosa para. Z uśmiechami na ustach, mocno trzymając się za ręce korzystali z uroków pogodnej nocy. Droga z mieszkania Kristiny do domu państwa Stewardów nie była długa, dlatego postanowili w ogóle ze sobą nie zabierać auta. Spotkanie, co nie było rzeczą oczywistą, przebiegło w przyjaznej atmosferze. Thomas za namową Leny, zachowywał się bardzo kulturalnie i ani razu nie warknął na nowego partnera Kristie – Davida.
- Jestem z ciebie bardzo dumna. – uśmiechnęła się w jego stronę, na co chłopak zrobił pytającą minę. – Że powściągnąłeś swoje emocje i zachowywałeś się bardzo poprawnie względem Davida. – chłopak tylko przerzucił oczami.
- Ma szczęście, że studiuje medycynę. Będę o wiele spokojniejszy kiedy moja córka będzie miała za swojego ojczyma pediatrę.
- O Boże Thomas! – zaśmiała się Lena. – Jesteś okropny!
- No co?
- Jesteś taki interesowny! A ja? Ja jako macocha… - tutaj zrobiła krzywą minę. – Jakie są plusy mojej osoby?
- Ty Kochanie nie będziesz żadną macochą! Będziesz matką chrzestną Lilly. – oznajmił poważnie Morgi, na co Lena stanęła jak wryta. – I zapewne jej najlepszą przyjaciółką. – puścił jej oko, na co dziewczyna w ogóle nie zareagowała, ponieważ dopiero docierał do niej sens jego słów.
- Thomas… ty… ty nie mówisz poważnie? – dukała. – Rozmawiałeś w ogóle na ten temat z Kristie? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? A co będzie jeśli się kiedyś rozstaniemy… jeśli nasze drogi się rozejdą? Nie… nie uważam by był to dobry pomysł. – nawijała jak katarynka.
- Lena… - chwycił ją obiema rękami za ramiona. – Lena, spokojnie. To chyba ja powinienem zapytać skąd pomysł, że się rozejdziemy? – uniósł pytająco brew.
Madlen nadal stała z rozdziawioną buzią, mając jeden wielki mętlik w głowie. Co on w ogóle wygadywał…
- Dobrze, widzę, że jesteś w niemałym szoku, więc porozmawiamy o tym kiedy indziej. – powiedział na co Lena zamrugała parę razy powiekami.
Otrząsając się z otępienia, westchnęła tylko i podając mu z powrotem dłoń, pozwoliła się poprowadzić dalej.
- Naprawdę piękne imię zaproponowałeś dla maluszki. – odezwała się po niedługiej chwili. – Lilly, jak kwiat. Podoba mi się.
- A mnie się podoba, ponieważ będę miał Lenkę i Lillkę. – odrzekł, na co dziewczyna się uśmiechnęła.
- Ważne, że Kristie się spodobało, bo to co ona wymyśliła… Margot… totalnie mi nie odpowiadało!
- Chwała Najwyższemu, że my również mamy coś do powiedzenia w tej kwestii. – mrugnął jej okiem.
- Och Thomas! – ponownie westchnęła. – Coraz bardziej dociera do mnie fakt, że już za niespełna trzy miesiące będziemy we… trójkę.
- Raczej w piątkę. – zaśmiał się blondyn. – Nowoczesna rodzina. – dodał po chwili, na co oboje wybuchli śmiechem.
- Lilly będzie szczęśliwą dziewczynką. – zauważyła Lena. – Będzie miała czworo kochających ją... rodziców.
- Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. – powiedział Thomas i objął ramieniem swą ukochaną. – A my Madlen? – zapytał po krótkim czasie. – Kiedy zdecydujemy się na powiększenie rodziny?
Lena ponownie stanęła jak rażona piorunem. No jemu dziś chyba z deczka odbiło… Spojrzała na niego niedowierzającym wzrokiem. Już miała to skomentować, kiedy blondyn wybuchł nagle niepochamowanym śmiechem.
- Gdybyś widziała swoją minę… - zaśmiewał się. – To była poezja… - dalej się chichrał.
Blondynka uraczyła go zdegustowanym spojrzeniem, po czym zakładając ręce, uniosła obrażona głową i ruszyła w stronę swojego domu. Morgi dalej nie mogąc przestać się śmiać szybko do niej podbiegł. Lena raptownie się odwróciła, co zakończyło się glebą na chodniku.
- Czy to nie ten sam park? – uśmiechnął się zawadiacko Tom. – Jeszcze w listopadzie hmm…
- Tak, ten sam. – zachichotała Madlen. – A że wtedy byłeś taki niezdecydowany… ja dziś wezmę sprawy w swoje ręce. – dodała, chwyciła go dłońmi za twarz i złączyła ich usta w czułym pocałunku.
Morgi zaśmiał się jej w wargi, ale odwzajemnił wszystko w pełni.
- Tak to powinno się wtedy skończyć. – powiedział po chwili kiedy razem już ponownie ruszyli w stronę domu Madlen. – Kto wie jakby się później potoczyła nasza znajomość…
- Myślę, że tylko w jednym kierunku… - odrzekła Lena i mocniej się w niego wtuliła, by już w spokoju dotrzeć do miejsca docelowego jakim był jej rodzinny dom.
~~~
Hello! 
I kolejny Turniej Czterech Skoczni za nami... A że jesteśmy sentymentalne - bo właśnie nasza blogowa przygoda zaczęła się 15 lat temu od tegoż Turnieju, to mamy i nowe rozdanie w postaci rozdziału :D
Czy i Wam jest tak samo gorąco jak nam? Nie można nic nie powiedzieć o Turnieju, bo był wyjątkowo gorący za sprawą  całego podium, które należało się Austrii :D 
Ale ale... Nie powiedzieć nic o Wąsku - wstyd totalny, chłopak robi progresy i to jest piękne :) 
Dobra, a teraz do rzeczy :D
Rozdział jest (brawo my!), teraz czekamy na Wasze opinie czy sielanka będzie trwała nadal ;D odpowiadając na komentarz Tyśki - racja, książka by była... Tyle stronniczek napisanych (w tajemnicy Wam powiem - nawet mamy fajną edytorkę w zespole - oklaski dla Madzi za poprawianie moich byków) ;D
Sama właśnie wróciłam do czytania i szukania dalszych inspiracji i czasem nasze pomysły mnie rozwalają i to jest piękne... Że mimo tych 15 lat pisania... Na różnych etapach w życiu, chyba nam się to nie znudzi :D i mam nadzieję, że mała Mickiewiczówna pomoże mamie w pisaniu (w końcu) bo mi tęskno ;D 
Dobra dość nudzenia - zapasów jest jeszcze jakieś 25 rozdziałów więc czekamy na Was :)
Buziaki!
Ania&Madziusa
x

2 komentarze:

  1. Hej :) jak ja uwielbiam takie niespodzianki i od razu cieszy się mordka na informację o tym zapasie rozdziałów :D
    TCS - co tam się działo...ale całe podium Austria, choć widok Stefana po ostatnim skoku nie był przyjemny. Gratulacje dla Pawła Wąska oczywiście - bardzo dobry wynik i oby kolejne konkursy były pozytywne.

    Ja się nie zgadzam i nie wierzę, że Ane nie pojedzie na IO, oj już ona dopnie swego, w końcu nazwisko zobowiązuje, na pewno znajdą jakieś rozwiązanie. A tymczasem Gregor coraz bardziej zaskakuje :D

    Thomas i jego temperament to jest dopiero para, niech uważa żeby jego starania nie zaowocowały szybkim rodzeństwem dla Lily hehe ale oczywiście miło czytać, że sielanka trwa - nie widzę przeciwwskazań. Madlen jako matka chrzestna - podoba mi się to, ale właśnie zastanawia mnie czy Kristie już o tym wie czy to dopiero etap pomysłu Thomasa.

    Ostatnim razem zupełnie zapomniałam, więc podrzucam maila na tzw. wszelki wypadek tyska2813@gmail.com :)

    Z niecierpliwością (jak zawsze) czekam na ciąg dalszy, pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny :-*

    Kolejny fantastyczny rozdział, aż nie mogę przestać się uśmiechać kochane…
    Nie wiem czy zdaje sobie sprawę z tego jak miło się czyta takie romantyczne sielanki, które panują u obu par.
    Tylko dlaczego musiała się pojawić ta decyzja odnośnie IO? Oj znając Ann to jestem pewna, że dosłownie poruszy niebo i ziemię aby wystartować na Igrzyskach i trzymam kciuki aby to się udało…

    Pozdrawiam <3
    BU$KA <3 :D

    OdpowiedzUsuń