Tydzień później w domu u Thomasa jako pierwsza obudziła się Ana. Spojrzała na telefon, który wskazywał wyjątkowo wczesną godzinę 6 rano. Z powodu niewielkiego bólu krzyża pół nocy dość słabo spała. Była dziwnie niespokojna. Widząc śpiącego obok Gregora postanowiła go nie budzić. Ruszyła w kierunku łazienki rozpocząć poranną toaletę i przygotowania na kolejny dzień. Dziwne uczucie nie dawało jej spokoju. Dlaczego na jej bieliźnie były plamki? Zamknęła na moment oczy by po chwili na nowo je otworzyć mając nadzieję, że się przewidziała. Widok pozostawał niezmienny. Kilka nietypowych plamek na bieliźnie nie znikło. Przemyła twarz, by po chwili spojrzeć z przerażeniem w lustro. Po ostatniej wizycie strach o maleństwo, które nosiła w łonie bywał... Nie do zniesienia. Zdążyła już przyzwyczaić się do myśli, że zostanie mamą... Plamienie jednak nie dawało jej spokoju. Szybko pomknęła do pokoju, gdzie od razu zapaliła główne światło. Już nie obchodził ją sen partnera. Poczuła silną potrzebę ruszenia do lekarza by sprawdzić czy wszystko w porządku z ich dzieckiem.
- Ana, jest tak wcześnie, dlaczego palisz światło? – rzucił śpiącym głosem szatyn.
- Gregor, mam przeczucie, że dzieje się coś złego. Jedźmy do Karin jak najszybciej... – słowa blondynki od razu go otrzeźwiły.
Wywołanie imienia ginekolożki spowodowały ciary na jego ciele. Chodziło w końcu o ich dziecko. Szatyn próbował sprężyć ruchy by jak najszybciej się ogarnąć. Jednak zmęczenie i strach utrudniały czasem niektóre proste czynności. Jej niespokojny ton, nie zwiastował niczego dobrego.
- Ana, co się dzieje? – spytał przejęty narzucając spodnie.
- Słabo się czuję, pojawiło się plamienie... – spojrzał z przerażeniem na dziewczynę zagęszczając ruchy.
Poczuł dziwne ukucie w sercu na myśl, że dzieje się coś niedobrego. Wziął kluczyki do auta zastanawiając się czy w ogóle dobrze robi, czy nie stwarza dodatkowego ryzyka działając tak impulsywnie. Pragnął jednak by jak najszybciej zaznała spokoju po wizycie. Przytulił ją by dodać jej otuchy, po czym wyprowadził z domu. Po drodze zignorował sporo przepisów, by jak najszybciej trafić do celu. Całą drogę milczeli... Gdy dotarli dostrzegła ich jej lekarka.
- Pani Morgenstern, z tego co pamiętam wizyta miała być za kilka dni. – przyjaźnie się uśmiechnęła, jednak widząc zabolały wyraz twarzy wyczuła, że nie dzieje się nic dobrego.
- Pani doktor, chyba potrzebuję szybszej konsultacji. Pojawiło się plamienie. – Ana spojrzała z przejęciem na lekarkę.
Kobieta wpuściła parę do gabinetu uznając, że trzeba szybko zweryfikować sytuację, która faktycznie mogła nie zwiastować nic dobrego. Szybko odpaliła aparaturę prosząc by dziewczyna się przygotowała do badania. Gregor chwycił dziewczynę za dłoń czekając na dalsze wytyczne. Przesuwając głowicę lekarka pokręciła głową... Pogłośniła system by sprawdzić tętno płodu. Zapadła głucha cisza...
- Niestety nie mam dobrych wiadomości. Serduszko przestało bić... Przykro mi.
Gregor poczuł jak Ana zaciska mocniej swoją dłoń. Miała nieodpartą chęć uciec jak najdalej. Co to znaczy nie bije? To niemożliwe! To nie dzieje się naprawdę... Przecież robiła co w jej mocy by dać temu maleństwu co najlepsze. Oboje go pragnęli. W głowie jedna wielka pustka. Trzęsącą dłonią przyjęła kartkę od lekarki na ewentualny zabieg, po czym oparła się o ścianę na zewnątrz gabinetu. Wdech, wydech, gwałtowne pulsowanie w głowie... Nagle poczuła uczucie duszności. Jeden wielki szum. Dostrzegła jego tęczówki, wpatrujące się jednocześnie z troską, ale i przerażeniem. Coś do niej mówił, ale... Co? Słowa nie docierały gdzie trzeba. Ciężki oddech nie pozwalał wydusić innych dźwięków. Chwilę później świat zaczął wywracać się do góry nogami. Jej zamglone oczy zaczęły tracić kontakt ze światem. Osunęła się na podłogę, nastała zupełna ciemność... Obok dziewczyny od razu pojawili się lekarze. Próbowali wypytywać o różne rzeczy Gregora jednak ich słowa obijały się o jego uszy niczym echo. Ściśnięte od bólu gardło nie potrafiło wydać żadnego dźwięku. Naprawdę się o nią bał. Zaczęła też docierać do niego wiadomość, którą właśnie usłyszeli w gabinecie. To tak naprawdę koniec. Nie będą rodzicami, nie teraz... Nie będzie ojcem, mimo że zaczął naprawdę cieszyć się nową rolą. Pomimo wcześniejszych obaw, które mieli już za sobą. Serce ich dziecka przestało bić... Zacisnął sfrustrowany mocniej swoją pięść. Czy mogli temu zapobiec? Czy mogli zrobić coś lepiej? Jego rozmyślania przerwało pojawienie się ginekolożki, u której chwilę wcześniej gościli. Głośniejsze poruszenie sprawiło, że opuściła gabinet i pomogła zająć się Ane znając całą sytuację. W międzyczasie opowiadała Gregorowi czego powinni się spodziewać. Najgorsze wciąż było przed nimi. Karin opowiadała bowiem jak będzie wyglądać dalszy proces. Ból, silniejsze krwawienie, które będzie oznaką poronienia ich dziecka. Widok cierpiącej Ane po wizycie przeszywał go na wskroś... A tymczasem to dopiero początek trudnego przeżycia. Poczuł jak łzy mimowolnie napływają do jego oczu. Nie chciał tego widzieć. Nie tak to sobie wyobrażał. Przecież mieli mimo wszystko być szczęśliwą rodziną! Pieprzony pierwszy trymestr! Miało być tak pięknie... A czar prysł niczym bańka mydlana. Wszystkie plany, marzenia związane z narodzinami... Dosłownie trafiło... Usiadł obok jej łóżka, gdzie lekarz podłączył kroplówkę wzmacniającą z lekarstwem na uspokojenie. Przez moment wpatrywał się na łóżko, gdzie leżała nieprzytomna blondynka. Jak ona sobie z tym wszystkim poradzi? Jak ma pomóc jej się z tego otrząsnąć? Ta strata przyszła tak nagle... Ana w końcu otworzyła oczy dostrzegając jego przygarbioną sylwetkę. Widok jego oczu... Mówił wszystko, nie mieli już żadnej nadziei... Nie mogli już nic zrobić. Ścisnęła ponownie mocniej jego dłoń, by po chwili dostrzec podłączoną kroplówkę. Zwarła usta w wąską linię, następnie się wykrzywiła.
- Zabierz mnie stąd, błagam... – w jej oczach pojawiły się kolejne łzy.
Zaczęła dostrzegać rzeczywistość. Byli w szpitalu, a ona właśnie dowiedziała się, że nie dane będzie im cieszyć się cudem narodzin... Choć nie planowane, to już pokochane. Poczuła ścisk w gardle i uczucie złości, które wypełniało ją dogłębnie. Dlaczego ich to spotkało? Dlaczego miała się z tym mierzyć? Czy nie wystarczająco siebie dała? Przecież wszystko rzuciła za siebie... Chciała tego dziecka!
- Gregor, zabierz mnie stąd! – wrzasnęła ponownie.
Nie chciała tu być ani minuty dłużej. Chciała zamknąć się w pokoju i zasnąć... Najlepiej tak by nigdy na nowo się nie obudzić. By to co miało miejsce okazało się fikcją. Szatyn zawołał lekarza, który wyłączył kończącą się kroplówkę. Ujął jej dłoń, po czym ruszył do samochodu pozostawiając szpital za sobą. W milczeniu wpatrywała się w szyby auta, zwracając wagę na migające obrazy. Dość często niestety matek z dziećmi. Zamknęła je by po chwili na nowo poczuć jak kanały łzowe są wypełnione. Tamy puszczały. Nie było miejsca na radość. Wyłącznie ból, gorycz i rozczarowanie... W duchu prosiła by jak najszybciej trafili do domu. Tam mogła się zabarykadować... Będąc pod apartamentem Thomasa nie poczekała na Gregora. Bez słowa dość szybko go minęła i płacząc pobiegła pędem do domu. W mieszkaniu znalazła się w mgnieniu oka. Niczym burza przemknęła koło krzątającej się w kuchni Leny i tyle ją było widać. Młodsza dziewczyna skonsternowana spojrzała na schody kilkukrotnie mrugając oczami.
- Ana? – rzuciła pytanie w świat, po czym ujrzała wchodzącego do mieszkania Gregora.
Ruszyła w jego kierunku, ale widząc zapłakane oczy stanęła jak wryta. Nie… zaczęła kręcić głową… tylko nie to… to nie może być prawda. Niestety w głowie Madlen pojawiła się tylko jedna myśl… stracili dziecko. Jakby w celu potwierdzenia tych myśli, Gregor padł w ramiona Leny i mimo, że mocno ze sobą walczył, zapłakał żałośnie. Blondynka poczuła jak jej serce rozrywa się na milion malutkich kawałeczków. Przytuliła mocno do siebie szatyna i lekko masowała po plecach, póki nie doszedł do siebie. Nienawidziła, kiedy w żaden sposób nie mogła pomóc ludziom, których szczerze kochała. Nie znosiła momentów w życiu, kiedy człowiek nic nie mógł poradzić w danej sytuacji… Tylko czemu to ich musiało to spotkać? Niemało się wycierpieli za sprawą rudej? Ledwie co skończyła się afera z dopingiem… ledwie co udało im się wrócić do poprzedniej relacji… ledwie co zaczęli się cieszyć, że będą rodzicami, a teraz to? Poczuła jak jej oczy wypełniają się łzami. Musiała jednak być silna, dla nich. Poprowadziła Gegora do salonu i usadziła go na kanapie, następnie pomknęła do kuchni i włączyła wodę. Postanowiła, że zrobi dla nich obojga melisę. Nie chciała wypytywać co się stało, jednak skoczek sam zaczął mówić.
- Serduszko… przestało bić. – wymawiał te słowa jakby w transie wpatrując się w jeden punkt przed sobą. – Ana dostała rano plamienia… nie chcieliśmy cię niepokoić, z resztą ty odsypiałaś poranne zawożenie Thomasa na samolot do Hinterzarten. Po drugie… to była szybka akcja… ja chyba do teraz mam źle zapięte spodnie. – westchnął i ukrył twarz w dłoniach. – Ana… ona, zemdlała… Podłączyli jej kroplówkę, a kiedy oprzytomniała… Ból w jej oczach… Był nie do opisania. Nie… Lena, nie każ mi więcej mówić. – powiedział, na co blondynka szybko do niego podeszła.
Usiadła na brzegu kanapy i podała mu ciepły napój kładąc rękę na jego ramieniu w geście pocieszenia.
- Gregor… wiem, że żadne słowa nie uśmierzą twojego… waszego bólu, ale… musisz być silny. Dla niej. Ona będzie cię teraz potrzebować. – powiedziała Madlen. – Pójdę do niej, a ty odpocznij trochę i wypij tę melisę póki ciepła. – dodała kierując się już z drugim kubkiem w stronę schodów.
Droga do pokoju Ane, chodź dobrze jej znana, wydawała się jedną z najgorszych. Co tam zastanie? Zapewne cierpienie i ból… Ale kto miał go jej ukorzyć jeśli nie ukochana przyjaciółka? Lena lekko zapukała do drzwi, nie spodziewając się jednak żadnej reakcji, po prosu weszła do środka. Ana leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Młodsza nie zastanawiając się ani sekundy, odstawiła melisę na nocny stolik, po czym położyła się za dziewczyną i mocno ją przytuliła. Ana, nawet jeśli zarejestrowała przybycie Madlen, nie dała po sobie tego poznać. Dalej tępo wpatrywała się w nicość, roniąc krokodyle łzy. Słowa były zbędne. Lena zaczęła czule głaskać starszą po ramieniu, co wywołało w dziewczynie w końcu jakieś reakcje. Jej ramiona zaczęły drżeć, a z ust wydobył się przerażający jęk bólu… straty i pustki, której niczym nie będzie dało się wypełnić. Oczy młodszej od razu zaszły łzami. Położyła policzek na głowie Ane i głaszcząc ją przez dobrą godzinę, ukołysała ją do snu. Kiedy oddech starszej się uspokoił, Lena postanowiła wrócić do Gregora, który zapowiedział swoje wyjście. Nie chciał bowiem więcej rozklejać się przy łyżwiarce. Chciał pobyć sam... Oczyścić nieco swoje myśli i głowę... Przygotować się mentalnie na najgorsze w jego życiu kolejne godziny. Z dala od kolejnej pary oczu. Poprosił więc blondynkę by od czasu do czasu zajrzała do przyjaciółki, a sam postanowił oddać się bieganiu. Dzisiejszy dzień dał mu solidnie popalić. Roztrzęsiona dziewczyna wciąż była przed jego oczami... Narzucił dres, po czym włączył mocniejszą nutę wbiegając do lasu na ulubioną przez niego trasę w Villach. W połowie drogi zatrzymał się przez chwilę by uspokoić galopujące myśli. Uderzył nerwowo ściśniętą pięścią w drzewo. Ten widok... Ciągle gościł w jego głowie. Dlaczego jak chciał przez moment wyłączyć myśli, o całej tej sytuacji, nie potrafił? Dlaczego życie musiało ich tak doświadczać? Poczuł ścisk w gardle, na myśl o jej cierpieniu... Jak miał jej pomóc? Jak być wsparciem i się przy tym nie rozkleić? Madlen powiedziała, że musi być silny dla niej. Tylko jak? Skąd ma wykrzesać na to siłę? Widok jej łez, jej smutnych oczu... Jej krzyk bólu... To wszystko było dla niego ciosem prosto w serce... Najgorszemu wrogowi nie życzył tego widoku. Wiedział, że życie nie zawsze jest usłane różami. Miał jednak nadzieję, że limit przykrych zdarzeń mają już za sobą na najbliższe lata. Nic z tego... Nie tak to sobie wyobrażali. Spodziewali się dziecka, które za siedem miesięcy miało odmienić ich całe życie... Jego pojawienie się miało nieść szczęście, powiew świeżości i wywoływać wyłącznie ich uśmiech... Zaczęli naprawdę się tym cieszyć, a teraz już nic nie będzie takie samo, bo jego już nie będzie... To się zdarza... Tak mówiła lekarka, ale... Dlaczego oni musieli stawić temu czoła? Dlaczego?! Czy to naprawdę byłoby zbyt wiele szczęścia na jedną parę? Tysiące pytań wierciło mu dziurę w mózgu. Przełknął mocniej ślinę powoli opierając się o drzewo. Osunął się po nim, kurcząc nogi ponownie waląc tym razem ręką w ziemię. Życie jest cholernie niesprawiedliwe! To był ich mały wspólny cud... Tymczasem czekało ją niełatwe zadanie wynikające z poronienia. Poczuł jak łzy ponownie zaczynają spływać po jego policzkach. Widział w szpitalu, ile emocji ją to wszystko kosztowało. Co może zrobić by ulżyć jej w cierpieniu? Gdyby tylko mógł ściągnąć ten balast z jej drobnego ciała.... To również było niestety niemożliwe. Więc co? Czas? Ile będzie go potrzebować? Czy to... W ogóle minie? Czy Ana, po wszystkim będzie tą samą szaloną, uśmiechniętą, pewną siebie dziewczyną, którą poznał na skoczni niespełna rok temu? Od razu pomyślał o ich pierwszym spotkaniu... Taka charakterna, taka zdeterminowana, taka radosna... Tym go naprawdę ujęła za serce. Może... To byłaby jakaś forma wsparcia jej w tej trudnej walce z dołkiem? Tylko pytanie czy... Ana będzie chciała wrócić. Czy dadzą radę i nadal będą wspólnie się wspierać i oswajać z nową rzeczywistością? Czy dadzą radę zapomnieć i pójść dalej? Może walka o wspólne cele w skokach, czyli czymś co im pomogło się do siebie zbliżyć da ukojenie? Pozwoli zapełnić pustkę, którą teraz wypełni póki co jej życie. Choć czuł gorycz i udrękę w sercu pragnął na nowo odzyskać jej spokój i szczęście... Może gdy razem przez to przejdą będzie im łatwiej? Czasu nie cofną, ale... Może dzięki miłości uda się zabliźnić tej ranie i z czasem zapomnieć? Co prawda to nie wróci dziecku życia, ale... Może w przyszłości dane im będzie poznać smak rodzicielstwa? A teraz mógł dać jej wyłącznie swoje szczere wsparcie. Wiedział, że to nie będzie łatwe przeżycie, ale miał nadzieję być przy niej i razem z nią to wszystko przejść. Jedno było pewne... Miał o kogo walczyć! I choć zdawało się to najtrudniejszym póki co wyzwaniem w życiu to czuł, że jest już gotowy... Musiał stawić czoła temu co ich czeka, temu całemu cierpieniu, ale Ana bez wątpienia była tego warta. Przesunął szybko dłońmi po swoich policzkach, by wytrzeć łzy, które chwilę temu spływały na ziemię. Ścisnął na nowo swoje dłonie i zdeterminowany pobiegł pędem do mieszkania Thomasa. Musiał ją przytulić... Być blisko... Być przy niej... Zawsze, kiedy będzie tego potrzebować, zarówno w dobrych, ale i złych chwilach. Chociaż czekała ich kolejna trudna próba był pewien, że dadzą radę. Bo razem... Wszystko jest możliwe! Chciał by na nowo odzyskała wiarę, że czarne chmury odejdą prędzej niż sądzi. Wchodząc do domu zrzucił bluzę i ruszył w kierunku pokoju Ane. Nie inaczej jak myślał, dziewczyna leżała na łóżku. Dalej płakała, więc jego serce również zaczęło na nowo krwawić... Spokojnie zbliżył się do łóżka, po czym położył się tuż obok niej. Wtulił się w jej plecy, a dłonią zaczął delikatnie gładzić jej rękę. Dziewczyna mimowolnie wzdrygnęła. Poczuła jak jej skóra płonie pod wpływem jego dotyku. Co on właściwie tu robił? Tak bardzo wstydziła się spojrzeć mu w oczy... Czuła, że nawaliła pod każdym możliwym względem... Dała ciała! Jak doszło do tego, że miała stracić ich dziecko? Poczuła jak wszystko się w niej gotuje, a serce ponownie niespokojnie bije. Kolejne łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Ciało zaczęło przeraźliwie drżeć od nadmiaru emocji. W jej głowie mimowolnie pojawił się obraz uśmiechniętego Gregora na wiadomość o tym, że zostanie ojcem... Jak mimo obaw, zaczął się tym cieszyć. Jak oboje snuli swoją dalszą wizję przyszłości w rodzince 2+1... Teraz, czuła do siebie wstręt i wyjątkową odrazę. Zawiodła na całej linii... Dziwne uczucie niepokoju zagościło w jej głowie... To musiała być wyłącznie jej wina... Dlaczego, jak chciała by było dobrze to... Nigdy tak nie było? Może zbytnio żałowała utraconych szans i życie postanowiło samo rozwiązać sprawę? Tak, to jak najbardziej było możliwe... W końcu miała tyle wątpliwości i trosk. Kariera, spojrzenie rodziny i świata. Jej organizm pewnie sam usunął przeszkodę. Na jej twarzy mimowolnie zagościł grymas bólu, rozczarowania i wstydu odnośnie swojej osoby. Była beznadziejną matką... Sama bowiem doprowadziła do utraty potomka. Ich niczemu winnego maleństwa, które nie mogło się w żaden sposób obronić... Skrzywdziła je... Zraniła też Gregora... Zacisnęła mocniej dłoń na pościeli. Tak to była klarowna sytuacja. Poczuła się naprawdę paskudnie... Dopiero teraz zrozumiała co może czuć kobieta, która jest potuptana przez życie. Beznadziejnie... Załkała po raz kolejny wydając przy tym kolejny jęk bólu. Przecież miała być matką jego dziecka... A teraz jego już nie będzie?! Utracony fragment jej duszy... Część jego ciała... Kim teraz dla niego będzie? A co jeśli... Już nigdy nie da mu dziecka? Jeśli jej ciało... już nigdy nie będzie mogło zajść w ciążę? On też pragnął być ojcem. Kilkukrotnie o tym rozmawiali. Planowali liczne potomstwo, w żartach nawet skoczną drużynę. Może najlepiej będzie, gdy w ogóle ze sobą zerwą? Jej głowa podpowiadała jej rozmaite scenariusze, a serce z każdą minutą krwawiło coraz mocniej... Może to irracjonalne rozwiązania, ale z drugiej strony... Jak kogoś się kocha to powinno się pragnąć jego szczęścia. Teraz jeszcze lepiej rozumiała Madlen, gdy ta była gotowa poświęcić miłość do Thomasa dla Lilly... Jeśli niemożliwym będzie realizowanie ich wspólnego marzenia o rodzinie to na co to wszystko? Czuła się tak paskudnie w swoim ciele. A najgorsze wciąż było przed nią... Miała pozbyć się z organizmu ich maleństwa... Słyszała już jego bicie serca... Widziała jego rozwój... A teraz ma zniknąć z jej życia raz na zawsze? Momentalnie ból zaczął rozczłonkowywać wewnętrznie jej ciało. Cierpienie... Głęboka rana... Niemoc... Pustka... Widok jego smutnych oczu w szpitalu... Ten brak nadziei i poczucie wzajemnej straty... Nie, nie, nie! Nie ma na to jej zgody. Nie pozwoli... By tu był... By z nią był… By cierpiał... Dosyć! Musiała sama to wszystko przejść, zniknąć z jego życia. Zapomnieć? To raczej niemożliwe, za bardzo go kochała... Sprawiła mu jednak tyle bólu... Była beznadziejną kobietą i partnerką... Jej oddech gwałtownie przyspieszył. Ciało zaczęło silniej drżeć, a potok łez się wzmógł. Musiała go zostawić... Dla ich wspólnego dobra... Tak po prostu będzie lepiej... Znowu poczuła jak próbuje się mocniej do niej przytulić. Odruchowo odsunęła się od niego.
- Skarbie... – zaczął z niezwykłą delikatnością Gregor. – Jestem przy Tobie... – ponownie położył rękę na jej biodrze.
Jednak reakcja Ane się nie zmieniła. Jej zimna dłoń gwałtownie ją zepchnęła, czując jednocześnie jak wszystko w niej coraz silniej wzbiera.
- Gregor, wyjdź... – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Ana... – ponownie próbował nawiązać z nią rozmowę chłopak.
Dziewczyna ścisnęła mocniej powieki. Jego głos, jego oddech, jego obecność... To było trudniejsze niż sądziła. Jej serce ponownie wariowało. Czy on naprawdę nie rozumiał, że na nic zda się tu jego obecność? Że ona nie chce go widzieć? Że musi... Odejść? Gregor, pozostawał niewzruszony na jej prośbę. Postanowiła więc być bardziej stanowcza i zmusić go do tego.
- Nie słyszałeś co mówiłam?! Wyjdź natychmiast! – wrzasnęła zdecydowanie mocniej dziewczyna.
Z każdym wypowiedzianym słowem czuła jak się rozpada na mniejsze kawałeczki... Cel jednak został osiągnięty. Poczuła jak chłopak zsuwa się z łóżka. Czy dobrze robił? Tego nie wiedział... Ale może właśnie tego potrzebowała? Nieco samotności? Spokoju? Może czasu, by zrozumieć to co ma mieć miejsce. Otrząsnąć się... Nabrać dystansu... Może wtedy będzie łatwiej im o tym rozmawiać? Nie protestował więc i na jej życzenie zaczął się stopniowo wycofywać. W tym samum czasie dziewczyna ponownie zacisnęła mocniej powieki by nie widzieć jego sylwetki. Jego brązowych tęczówek, w których tak bardzo lubiła dostrzegać siebie... Teraz one mogły pokazywać wyłącznie jedno – smutek i żal... Tego nie mogłaby sobie darować. Wolała zapamiętać co innego, ich radosne chwilę. Tą iskrę w oczach na jej widok... Nie mogła jednak na to liczyć w chwili obecnej. Była totalnie skołowana na myśl o tym co właśnie stopniowo stawało się jej przeszłością. Jej związek... Za chwilę także ich dziecko... Już nic nie miało być takie samo, nic nie będzie jak dawniej... Słysząc zamykające się drzwi gwałtownie wstała i cisnęła tym co miała pod ręką w drzwi... Wydała głośniejszy krzyk frustracji i emocjonalnej złości. Zaczęła intensywniej płakać... Życie było cholernie nie fair! Ile razy jeszcze będzie musiała znieść rozczarowanie? Czy jej istnienie ma w ogóle sens? Uderzając z większą siłą butem w kierunku drzwi poczuła silniejsze ukłucie bólu. Chwyciła się za brzuch czując, że boli mocniej niż powinno. Rwało ją też w krzyżu co mogło zwiastować jedno... Skrzywiła się z grymasem czując, że nieuchronnie zbliża się to z czym musiała się zmierzyć... Szybciej niż powinna. Widocznie kumulacja negatywnych emocji zrobiła swoje. Pytanie czy była na to gotowa, bo najbliższe dni będą dla niej bardzo wymagające... Ból fizyczny choć miał być silniejszy niż zwykle może i mógłby być do zniesienia, a co z psychiką? Jak odnajdzie się bez niego? I ich rozwijającego się dziecka w łonie, którego tak wspólnie wyczekiwali? Na samą myśl przeszył ją nieprzyjemny dreszcz. Jednak nie trwało to długo bowiem ponownie poczuła cisnący ból... Głośno krzyknęła. Czas zmierzyć się z demonem najbliższej przyszłości – utratą ich dziecka... Ich niespełnionego małego marzenia przyszłości...
- Madlen! – krzyknęła głośniej kładąc się ponownie na łóżku.
Choć zwykle mało co było ją w stanie położyć to ten ból... zaczął być nie do wytrzymania. Jej zawołanie sprawiło, że w moment w jej pokoju zjawiła się młodsza blondynka. Nie była sama... U jej boku znowu był on... Skupiła więc swój wzrok na Madlen. Tylko w ten sposób... Nie koncentrowała się przez to tak bardzo na jego obecności... Na jego spojrzeniu... Chłopak jednak pragnął być przy niej... Dać jej należne wsparcie. Chwycił ją ponownie za dłoń.
- Ana... Pokochałem to dziecko tak jak ty... Ono było częścią mnie i ciebie... To również dla mnie nie jest proste doświadczenie. Nigdy tego nie zapomnę... Chcę być przy tobie... – silniejszy ból sprawił, że odruchowo mimo swej niechęci ścisnęła jego dłoń.
Włożyła w to całą swoją siłę... Jego słowa choć pełne uczucia były okraszone łzami. Zrozumiała, że miała rację, sprawiła mu wyłącznie ból i rozczarowanie... Postanowiła więc mimo bólu jasno określić co czuje. Spuściła wzrok, by nie widzieć jego skołatanej twarzy...
- Nie mogę spojrzeć ci w oczy Greg. Jest mi cholernie wstyd, że nie dopisałam jako kobieta i matka... Że to co się właśnie dzieje jest moja winą. To miało być nasze dziecko... Nasze upragnione dziecko.
- Nie możesz tak mówić, Ana przestań się obwiniać. – rzekł roniąc kolejne łzy.
Poczuła jak zaciska jej dłoń, by nabrała wiary, że to co mówi jest prawdą. Ona jednak żywiła przekonanie, że jest inaczej... Żadne słowa nie były w stanie do końca tego wyrazić. Zresztą czy chciała w ogóle z nim o tym rozmawiać? Nie... To było zbyt trudne. Ponad to była zbyt skoncentrowana na obecnej stracie. Strach przed tym zaczął rozrywać jej serce na kawałeczki. Wszystko w środku dosłownie ją paliło... A ból... Stawał się coraz bardziej nie do wytrzymania zarówno ten fizyczny jak i psychiczny. Zaczęła czuć na nowo pustkę... Coś, odchodziło bezpowrotnie...
- Gregor... Wyjdź! – wysyczała ponownie gryząc mocniej poduchę i roniąc kolejne łzy.
- Damy sobie razem radę ze wszystkim, zobaczysz... Pomogę ci... Będę przy tobie...
- Nie chce żebyś tu był! Wyjdź! – krzyknęła głośniej prosząc błagalnym wzrokiem Len by wyprowadziła chłopaka z jej pokoju.
Czuła, że nie da rady więcej znosić jego towarzystwa. Młodsza położyła dłoń na barku Gregora. Współczuła mu gorzkich słów bólu Ane... Ale musiała uszanować też jej wolę, więc wyszła z chłopakiem na zewnątrz.
- Madlen... Ona nie chce mnie widzieć... Zobacz, nawet nie potrafi spojrzeć mi w oczy... Czuję się taki bezradny... – otarł łzy by nie rozklejać się bardziej przy oddanej przyjaciółce, na co Madlen widząc jego rozterkę oraz cierpienie, przytuliła go.
- Płacz... To nie powód do wstydu. Nie musisz zgrywać twardziela by sobie cokolwiek udowodnić. To wasze dziecko, zatem i wasz ból... – usłyszał szczere słowa szatyn i ponownie się rozkleił, następnie spojrzał w oczy Madlen.
- Zaopiekuj się nią. Bądź przy niej skoro ja nie mogę...
- Daj jej czas... To trudny moment, ale wierzę, że Ana da radę... – powiedziała Lena próbując uspokoić Gregora.
- Tyle ile będzie potrzebować... Madlen, pragnę być przy niej, ale skoro mnie nie dopuszcza... Uszanuję to. Powinienem wrócić do Innsbrucka.
- Gregor, dzisiejszy dzień był pełen trudnych emocji... Starczy miejsca dla każdego, zostań dzisiaj tutaj... Ana myślę, że to zaakceptuje.
- Mam wrażenie, że niekoniecznie... Zobacz jak reaguje na moją obecność. Nie jestem w stanie zrozumieć co nią kieruje... Dlaczego tak mnie odsuwa od siebie?
Dziewczyna spojrzała ze współczuciem na chłopaka. Uściskała go zapewniając o swoim bezgranicznym wsparciu. Mimo, że jej serce również się krajało na widok straty przyjaciół, nie mogła nic więcej zrobić...
- I tak zostań... Jutro znowu wzejdzie słońce. Czarne chmury kiedyś odejdą. Potrzebujecie czasu. Może szczerej rozmowy za jakiś czas... Ana musi tylko dojść do siebie. Trochę to potrwa, więc niestety musisz uzbroić się w cierpliwość... Nie napieraj...
- Tak bardzo się o nią martwię... Ten ból... Serce mi krwawi na myśl, że nie mogę temu zaradzić... W żaden sposób pomóc. Madlen, dlaczego nie wyszło? Dlaczego ona musi tak cierpieć? – schował twarz w dłonie szatyn.
- Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie zrozumieć... Musimy je z pokorą przyjąć i dalej żyć... – powiedziała Madlen szczerze współczując chłopakowi. – Chodź, zjemy zupę, zaniosę ją później Ane, może chociaż trochę się posili... – nałożyła posiłek do misek, po czym zajęła się szukaniem wraz z Gregorem złotego środka mogącego ukoić ból. – Najważniejsze by się szybko skoncentrowała na czymś innym, może to pomoże odzyskać równowagę... Może skoki? – zaczęła głośniej myśleć Madlen.
Gregor pokiwał przecząco głową... Był przekonany, że po ostatniej rozmowie z Alexem niekoniecznie będzie chciała wrócić... Dodatkowo ich wspólne spotkania... Czy ona będzie tego chciała? Przecież już teraz robiła wszystko by uciec od niego wzrokiem... Unikała jego dotyku... Oddawała wyłącznie chłodne emocje... Mimo, że cierpiał niemniej jak ona... Mimo że kochała skoki to one również ich zespoliły... Czy będzie w stanie znosić jego osobę tak blisko siebie? Bał się, że jej powrót wcale nie będzie taki prosty.
- Madlen... Chciałbym by wróciła... Intensywna praca może pomóc, ale... Ana w czasie kiedy... – urwał na moment. – Kiedy była w ciąży, postanowiła odwiesić narty...
- Ale to inna sytuacja. – spojrzała pytająco na Gregora.
- Myślę, że całą miłość, którą żywiła do skoków... Przelała na... – poczuł lekkie ukłucie bólu na myśl o słowach, które chciał wydusić. – Nasze dziecko. Nie wiem czy teraz... Po tej całej sytuacji zdecyduje się na powrót.
- Jak nie spróbujemy nie będziemy tego wiedzieć... – wzruszyła ramionami blondynka. – A ty co dalej planujesz? – spytała Lena, chłopak zupełnie jak przed chwilą dziewczyna wzruszył rękoma.
- Chciałbym być przy Ane... Wspierać ją... Pomóc... Przejść to wszystko razem z nią... Ale nie mogę nic więcej zrobić... Najgorsza jest bezradność, niemoc i ten ból wypisany na jej twarzy...
- To najlepsze co możesz zaoferować...
- Pytanie tylko czy ona tego zechce. Im więcej próbuję... Tym bardziej mnie odtrąca... – westchnął chłopak.
Postanowił ruszyć sprawdzić jak się ma jego ukochana. Serce szybciej biło z każdą sekundą jakby bał się tego co tam zastanie. Ana spała, więc postanowił usadowić się obok i być blisko, tak blisko na ile pozwoli mu dziewczyna.
Kiedy Lena upewniła się, że Ana spokojnie zasnęła, oczywiście za sprawą większej niż zazwyczaj ilości leków przeciwbólowych, udała się do swojej sypialni, gdzie bezsilnie opadła na poduszki. Ukryła twarz w pościeli i zaczęła krzyczeć, chcąc pozbyć się nawarstwiających w niej negatywnych emocji. Kiedy upust frustracji dobiegł końca, sięgnęła po telefon marząc o tym by Thomas miał czas już z nią rozmawiać. Była godzina przed 21, skoro kwalifikacje miał o 18 to znaczy, że za chwilę powinien się odezwać, prawda? Westchnęła bezradnie, pragnąc by chłopak mógł być obok niej i ukorzył jej skołatane nerwy. Jak na zawołanie, na ekranie swojej komórki ujrzała jego twarz wraz z połączeniem przychodzącym. Wygodnie się ułożyła, wzięła głęboki oddech, lekko się uśmiechnęła i odebrała.
- Thomas… - zaczęła drżącym głosem. – Nawet nie wiesz jak bardzo czekałam na ten telefon.
- Cześć Piękna! – jego twarz przedstawiała wielkie zadowolenie.
I chodź entuzjazm mógł zarażać, tak się nie stało w tym przypadku. Lena wiedziała, że musi mu powiedzieć do czego dziś doszło, wiedziała bowiem, że miałby potem do niej żal, że go na czas nie poinformowała. Najpierw miała jednak zamiar wysłuchać jak poszło otwarcie Letniego Grand Prix w Hirtenrzarten.
- Cieszę się, że jesteś cały i zdrowy. – uśmiechnęła się mając na myśli jego ostatni upadek w Kuopio, do którego obiecali więcej nie wracać. – Rozumiem, że treningi i kwalifikacje poszły ci śpiewająco, a nowy system przeprowadzania zawodów przypadł ci do gustu?
- Nie mogę narzekać. – uśmiechnął się również układając wygodnie na swoim hotelowym łóżku. – W pierwszym treningu byłem drugi, w drugim też w pierwszej dziesiątce i jak wiesz skok kwalifikacyjny również był moim treningowym, ponieważ będąc jednym z najlepszych dziesięciu skoczków na świecie, nie musiałem przystępować do tych kwalifikacji, ale ja oczywiście nie był bym sobą i uskoczyłem, no niezbyt dużo, bo 97 i pół metra.
- No to pięknie Kochanie! Trzymałam mocno za ciebie kciuki! – uśmiechnęła się szczerze, ale nie tak entuzjastycznie jakby chciała.
- A co do nowych zasad przeprowadzania zawodów… no cóż, wszyscy mówią, że teraz będzie bardziej sprawiedliwie. Mam lekkie wątpliwości, chociaż na początku byłem zachwycony. Wiatr w skokach stanowi drażliwy temat, a dzięki temu można by wyrównać wszystkie odchylenia warunków. Ale czy faktycznie tak będzie? Czas pokaże… Lepiej powiedz co robiłaś cały dzień z naszymi Schlierenzauerami. – powiedział, na co Lena ciężko przełknęła ślinę.
- Thomas… - zaczęła niepewnie. – Jest coś o czym muszę ci powiedzieć… - kontynuowała, nie wiedząc jak ma to ubrać w słowa.
Morgi widząc jej smutną minę, podniósł się do siadu.
- Lena… co się stało?
- Ana… dostała plamienia rano… stracili tę ciąże. – powiedziała i spuściła głowę przymykając oczy, po czym pozwoliła popłynąć kilku łzom.
Thomas przez dłuższy okres czasu wpatrywał się w ekran swojej komórki bez słowa. W jego głowie panowała pustka.
- Ana… jak ona się czuje?
- Cały dzień leży w łóżku, płacze i przeklina Gregora… Kazała mu się wynosić… Chłopak chciał jechać do Innsbrucka, ale mu powiedziałam, żeby nie jechał na noc…
- Myślisz, że powinienem do niej zadzwonić? – zapytał, na co dziewczyna prychnęła bezradnie.
- Możesz próbować, ona i tak nie odbierze.
- Boże… co za niesprawiedliwość. Ludzie nie chcą mieć dzieci, a mają… A ci co chcą mieć, nie mogą ich mieć… To potworne! Lena, może ja powinienem do was przyjechać?
- Kochanie… twoja obecność tutaj i tak nic by nie dała. Spróbuję jutro z nią porozmawiać, a ty zajmij się póki co sobą. Wiem, że ta informacja za pewne wpłynie na ciebie, ale nie mogłabym normalnie funkcjonować, wiedząc, że coś przed tobą ukrywam.
- Dziękuję, że mi powiedziałaś i dziękuję, że ich w tym wspierasz. Podejrzewam, że Gregor również jest bliski rozpaczy.
- On trochę lepiej sobie radzi, ale to w końcu facet… To nie on nosi w sobie martwy zarodek…
- Lena… proszę nie mów nic więcej. – westchnął. – Chyba zadzwonię zaraz do Kristie zapytać czy z Lilly wszystko w porządku… Mimo, że nie była wyczekiwanym dzieckiem, nie wyobrażam sobie by teraz miała nie pojawić się na świecie. – powiedział, czym wywołał kolejną falę łez na policzkach Leny.
- Ja czuję to samo… Każde dziecko jest darem i błogosławieństwem. Nieważne czy było spodziewane czy nie… Nieważne czy było spłodzone z miłości czy nie…
- Kiedyś będziesz wspaniałą mamą Madlen. – uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, że będzie mi to dane. – odrzekła i również uśmiechnęła się przez łzy. – Za to ty będziesz wspaniałym tatą i przekonamy się o tym już za półtora miesiąca.
- Może pojawienie się Lilly pomoże Ane wyjść z dołka…
- Mam nadzieję, że do tego czasu Ana już nie będzie w dołku…
- Masz rację, trzeba ją jak najszybciej zająć czymś innym.
- Tu może być problem… Ale dajmy jej czas. Musi przeboleć tę stratę.
- Czas zawsze pomaga, miejmy nadzieję, że i w tym przypadku tak będzie.
- Przepraszam, że spaprałam ci humor. – Lena ponownie spuściła głowę, trochę się teraz martwiła, że te rewelacje w negatywny sposób wpłyną na dyspozycję chłopaka.
Ale jak mogła mu nie powiedzieć? Przecież to jego siostra.
- Tym się nie przejmuj, nie ja tu jestem teraz najważniejszy. Może pójdź do niej? Powiedz proszę, że myślę o niej i chociaż nie ma mnie na miejscu, duchem mocno ją do siebie tulę.
- Tak zrobię Thomas. – odrzekła zsuwając się z łóżka. – Faktycznie pójdę sprawdzić co z nimi, a ty proszę nie myśl o tym za dużo tylko kładź się spać, w końcu jutro drużynówka. – uśmiechnęła się. – I napisz mi co ci odpisała Kristina. Lily to nie moja córka, ale tak ją traktuję.
- Wszystko ci napiszę. Zadzwonię jutro. Kocham cię Madlen.
- Ja ciebie kocham Thomas. Miłych snów. Dobranoc. – odrzekła i kiedy chłopak przesłał jej ręką buziaka, wcisnęła czerwoną słuchawkę, po czym wyszła z pokoju.
Cicho zajrzała do sypialni Ane, ale widząc jak Gregor siedzi przy jej łóżku, lekko się uśmiechnęła i na palcach wróciła do swojej sypialni. Tam udała się na szybki prysznica, a następnie zakopała się w pościeli po stronie Thomasa, mając nadzieję, że jego zapach ukołysze ją do snu.
***
Noc Madlen spędziła wraz z Gregorem na wzajemnym czuwaniu przy Ane. Co prawda dziewczyna sporą część dnia przespała, co wbrew pozorom wcale nie było dziwne. Dużo negatywnych emocji, płacz, w połączeniu z dużą ilością tabletek... To dało upragniony rezultat stłumionego bólu i snu, który przyszedł mimo braku na niego chęci. Zgodnie z przewidywaniami Ana nic nie jadła, tylko odsypiała... Nad ranem Gregor wsunął się do pokoju blondynki zobaczyć czy wszystko w porządku, by nieco poczuwać. W głowie przewijały mu się obrazki dzisiejszego trudnego dnia. Strata, która członkowała go od wewnątrz... Silna trauma, którą ona przeżywała... Jej krwawiące serce na myśl o utraconym potomku. A potem ten ból, który rozpoczął akcje poronną... Ból fizyczny z czasem minie, pytanie jak szybko pozbiera się jej psychika. Choć była silną kobietą widział jakie piętno odbijało na niej to wydarzenie. Wyłoniła się zupełnie inna osoba... Bezbronna, słaba, poraniona... Choć obecnie spała spokojnie to jego głowę zaprzątała wciąż jedna myśl... Czy ona się z tym upora?
- Gregor... – z nostalgii wyrwał go cichy głos blondynki, która doskonale zdawała sobie sprawę z obecności chłopaka w pokoju.
Jego zapach, jego kroki, jego oddech... Wszędzie to rozpozna. Wiedziała, że jest chociaż tego nie chciała. Czy ona nie wyraziła się jasno? Ponownie poczuła jak jej serce zaczyna wariować, a nerwy sprawiają silniejsze drżenie całego ciała. Mimo panującej ciemności zbliżył się nieco do dziewczyny, dotykając jej zimnej dłoni spoczywającej na pościeli. Czując ją, dziewczyna odruchowo odsunęła ją od siebie kładąc rękę na swoim biodrze. Szatyn zastanawiał się przez chwilę jak ma do niej dotrzeć, jak rozmawiać... Jak ukoić jej złamane serce? Czy milczeć i siedzieć bezczynnie? Tego oczekiwała? W pewnym momencie usłyszał jak ponownie cicho płacze.
- Ana... – zaczął delikatnie głaskać ją po głowie szatyn.
- Odejdź Gregor... – zacisnęła mocniej wargi blondynka, na co chłopak wzdrygnął, ale nadal niezachwianie utrzymywał swoje miejsce, po czym zbliżył się do niej, co wywołało jej gwałtowniejszą reakcję. – Proszę nie... Nie dotykaj mnie... Nie zbliżaj się... Nie utrudniaj tego i wyjedź...
- Nigdy tego nie zrobię... – szatyn poczuł jak pojedyncze łzy zaczynają ulatywać z jego oczu.
O czym ona mówiła? Jak to wyjechać?!
- Proszę... Nie możesz tu zostać... Nie chcę byś tu był... – załkała przepełniona goryczą.
- Kochanie... Obiecałem, że będę przy tobie zawsze i słowa dotrzymam... Razem przez to przejdziemy. – postanowił iść w zaparte mimo całej jej niechęci
- Jeśli naprawdę mnie kochasz... – urwała myśl próbując wydusić dalsze słowa. – Wyjedziesz, bo cię o to proszę... – to był cios poniżej pasa.
Czy to był szantaż? Przecież wiedziała... Że jest dla niego wszystkim... Jak mogłaby pomyśleć inaczej... Chwilę później dziewczyna poczuła kolejny silniejszy ból, więc wgryzła się w poduszkę... Gregor pragnął ją przytulić, czuł taką potrzebę, ale... Zaczął się momentalnie poddawać. Dlaczego tak reagowała? Dlaczego go odtrącała? Skąd te wszystkie emocje? Czyżby naprawdę czuła się winna? Przecież... To nie jest ani jego ani jej wina... Po prostu się stało. Każda jego próba bliskości była niwelowana przez dziewczynę. Ból zamiast być łagodzony... Narastał. Z każdym kolejnym jej słowem był jak żar z ogniska palący skórę.
- Czy nie słyszałeś co powiedziałam?! – krzyknęła nie zważając na porę Ana.
Szatyn wstał, zaczął stopniowo się wycofywać i opuszczać pomieszczenie, w którym się znajdowali. Dziewczyna ponownie zaczęła płakać, czując, iż jest to zamknięty etap... On natomiast bezradnie się odwrócił, opierając się przez chwilę o jej drzwi. Był między młotem, a kowadłem... Sam nie znał rozwiązania – czy powinien odpuścić, czy być blisko niej... Kochał ją najmocniej jak tylko potrafił więc siłą rzeczy pragnął trwać pomimo całej jej niechęci. Z drugiej strony... Jej słowa... Jeśli kochasz to odpuścisz... Jakie były jego odczucia w tym wszystkim? Jaka droga będzie naprawdę tą właściwą? Stojąca za nim Madlen zbudzona krzykiem przyjaciółki spojrzała na chłopaka. Minęła go podając dziewczynie kolejną porcję tabletek. Ułożyła się obok niej na łóżku by być blisko, kiedy tylko będzie potrzebować. Tymczasem Gregor stał przez moment jak wryty by po chwili pokiwać przecząco głową... Ile by dał by być obok Ane... By zająć miejsce Madlen i gładzić skórę ukochanej w geście wsparcia i uspakajania. Nie był tak twardy jak sądził... Czuł jak opada z sił, dając tym samym za wygraną. Jak długo będzie trwał ten ból? Czy między nimi... Będzie jeszcze jak dawniej? Wycofał się nieco wbrew samemu sobie udając do pokoju, który przygotowała wcześniej Lena. Padł na łóżko niczym kłoda. Ścisnął w dłoń mocniej pościel. Czy za bardzo ją naciskał? Czy to źle, że pragnął być blisko? Może powinien zwolnić i dać jej to w spokoju przecierpieć? Czy tego właśnie pragnęła? Czy miała żal o te wszystkie wylane przez niego łzy? Czy umiał udawać, że jego to nie rusza? Absolutnie nie... To była ich wspólna strata... Przełknął mocniej ślinę na myśl o jej bólu. Obraz, którego nie chciał nigdy więcej widzieć stał się jego koszmarem... Słowa, które wypowiadała były pełne jadu i złości, cięły jego serce na drobne kawałki... Czy naprawdę myślała, że jej odtrącenie go nie rusza? Że tak jest łatwiej? Dla kogo? Była w błędzie! Uderzył pięścią w łóżku na znak swojej frustracji. W sekundę rozkleił się jak małe dziecko na myśl o ich wspólnej stracie, ale... Już się tego nie wstydził, nie czuł potrzeby chowania łez... W czterech ścianach, gdzie był... wyłącznie sam. Przeżywał to równie mocno jak ona. Tym bardziej martwiły go jej ostatnie słowa – Wyjedź... Jak miał to zrobić? Dlaczego? Czy to miało jakieś głębsze znaczenie? Dlaczego nie mogą przejść tego razem? Czy te czarne chmury znikną, a Ana na nowo będzie tą samą radosną dziewczyną, którą poznał? Czy ujrzy jeszcze tą iskrę w jej oczach? Spojrzenie pełne miłości do jego osoby... O niczym innym teraz nie marzył. Skołatany, nerwowo rozchwiany i emocjonalnie wykończony nie zauważył kiedy zasnął.
~~~
Hejka Kochane,
Ja wiem... Co nas czeka za ten emocjonalny rozdział... Mam nadzieję, że okażecie jednak pewną miarę litości i pozostaniecie z nami nadal :) Nie łatwo pisze się takie fragmenty, ale jak same przyznacie, życie nie jest wyłącznie usłane różami i takie sytuacje mogą mieć miejsce :( Pytanie jak z tym wszystkim poradzi sobie dalej Greana i jaki wpływ będzie miało to na resztę? Tego dowiecie się w najbliższym czasie. Ogólnie... Jak mam być szczera, to była dla nas najcięższa przeprawa... Na bank, skoro napisałam ją rok temu, a... Poprawki trwały kolejny rok - bijcie brawka dla Madzi, że jeszcze ze mną nie zwariowała, a śmiem twierdzić blisko było... :D Dobra... Dosyć smętów, bo mnie też bolało jak to czytałam (Wy tylko raz... My chyba z naście razy) więc kto jest dzielniejszy? No kto? ;D
Teraz musimy ogarnąć dwa tematy, więc prosimy was o szczerą opinię: Po 1) długość rozdziałów - pytanie jaka jest odpowiednia? Bo chcemy się jakoś dostosować do czytelników. Piszemy mniej więcej na poziomie 15 stron A4, więc w moim mniemaniu... To wcale niemało. Stać nas na więcej, ale nie chcemy też Was umordować treścią... Po 2) prośba Tyśki o częstsze rozdziały. Kochana... To jest do wykonania. Bo z Madziusą mamy zapas rozdziałów - na chwilę obecną z 25? Coś koło tego. Więc możemy dodawać np. 2 rozdziały w tygodniu, ale... Warunki na nowe tworzenie są ograniczone bo sytuacja, nie jest jak wiecie taka sama. Musicie być zatem gotowe na to, że z czasem, gdy skończą się zapasy... Będzie ciężej na bieżąco pisać... Więc wybór należy do was ;)
Jak zawsze czekamy na Wasze komentarze i mocno Was ściskamy!
Ania&Madziusa
Ps. Nie obciążycie nas kosztami chusteczek, prawda?
Cześć Dziewczyny,
OdpowiedzUsuń.......a tak się bałam, że przeczytam to co jest w tym rozdziale, że ciąży nie uda się utrzymać. Dlatego nie chciałam o tym pisać wprost pod ostatnim rozdziałem, ale jednak przeczucie się nie pomyliło...To jest straszne co spotkało tych dwoje. Trudno znaleźć słowa by napisać coś sensownego, ale jedyne co pozostaje to mieć nadzieję, że oboje przy wsparciu czasu i przyjaciół poradzą sobie z tą stratą - nie zapomną, ale pozwolą sobie na żal, smutek i gdzieś w końcu na krok do przodu w tym wszystkim. Ten temat jest teraz tak aktualny i niestety nie są to rzadkie przypadki w realnym świecie.
Martwi mnie na ten moment, że Ana tak bardzo obwinia siebie, bierze wszystko na swoje barki i że uważa, że zawiodła Gregora - oboje stracili coś najcenniejszego, co im się do tej pory przytrafiło, ale mam nadzieję, że Ana dopuści do siebie Gregora, który również cierpi. Nie wierzę, że Gregor tak łatwo zrezygnuje, mimo słów Ane.
Pojawienie się Lily może ukoić ból Ane, ale może też przypominać jej o stracie - mam jednak nadzieję, że narodziny siostrzenicy wpłyną jednak korzystnie na sytuację.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli chodzi o pozostałe kwestie - dla mnie im dłuższy rozdział tym lepszy - choć mam wrażenie że każdy jest za krótki i za szybko mija.
Natomiast w kwestii częstotliwości - dziękuję za pozytywne rozpatrzenie prośby o szybszą publikację rozdziału w tym tygodniu (choć nie ukrywam, że żywiłam nadzieję do ostatniego momentu, że jednak Maleństwo przetrwa kryzys - jednak tytuł zgasił tę iskierkę) ze względu na te niepewności związane z ciążą Ane. W pełni rozumiem sytuację ze zgromadzonym zapasem i związaną z tym publikacją raz w tygodniu - tutaj decyzja należy absolutnie do Was :)
Pozdrowienia i jak zawsze czekam na ciąg dalszy z nadzieję na to, że słońce wyjdzie zza chmur dla bohaterów - w końcu zmierzamy do wiosny :)
Dziewczyny :-/
OdpowiedzUsuńBoże po raz pierwszy naprawdę nie wiem co mam napisać… Dosłownie nie mogę przestać płakać…
Doskonale wiem, że w życiu nie zawsze bywa różowo i los bywa przewrotny, ale dlaczego właśnie Greannę musiało spotkać taka tragedia? Czemu po tym wszystkim co przeszli teraz muszą mierzyć się jeszcze ze stratą dziecka?
Dosłownie czuję ich ból i płaczę razem z nimi…
Szczerze mówiąc nie dziwię się, że Anna obwinia się, zastanawia się co mogła zrobić lepiej by dziecko przeżyło, ale źle zrobiła odtrącając również załamanego Grega… Wydaje mi się, że teraz jedynie co może im pomóc to czas i wspólne wspieranie się w tej tragedii…
Mam nadzieję, że George nie będzie słuchał Anny i będzie przy niej pokazując jak bardzo ją kocha…
Pozdrawiam <3
BU$KA <3 :D
P.S. Jeśli chodzi o długość rozdziałów to jak wiecie kocham wasze opowiadanie, więc jeśli będą dłuższe to będę wielce szczęśliwa, a w kwestii częstotliwości to już pozostawię w waszej decyzji.