poniedziałek, 28 lipca 2025

142. Bo nie ma nic ważniejszego niż miłość

Morgi jeszcze nie zdążył złapać równowagi, kiedy Lena rzuciła się na niego z pocałunkami. W efekcie zrzucili wszystko co było na stoliku obok wejścia. Jednak żadne z nich nie zwróciło na to większej uwagi. Tom chwycił ją w swoje ramiona i mocnym ruchem odwrócił w stronę ściany. Ponownie wykorzystując jej powierzchnię, oparł tam Len i kontynuował poszukiwania zamka błyskawicznego jej sukienki. Okazało się to zbyt trudną czynnością, więc dziewczyna przejęła inicjatywę. Obróciła go o 180 stopni i tym razem to ona wykorzystała powierzchnię ściany. Zachęcona panującą ciemnością w pokoju nie namyślając się długo chwyciła poły koszuli Thomasa i pociągnęła. Guziki rozsypały się po całej podłodze, a dźwięk rozrywanego materiału był muzyką dla uszu blondynki. Kiedy poczuła pod dłońmi jego gładką skórę, jęknęła uradowana, po czym ponownie rozpoczęła taniec idealnie współpracujących ust, by potem skupiać się na jego torsie. Thomas ściskał jej pupę odpowiadając na każdy pocałunek, a ona błądziła dłońmi po jego klatce, by po chwili wsunąć dłonie na jego ramiona chcąc w ten sposób pozbawić go porwanej koszuli. Kiedy się z tym uporała jej ręce pomknęły w stronę jego paska. Po chwili spodnie Thomasa zsunęły się na podłogę, a Lena nie czekając na nic ulokowała swoje dłonie na jego pośladkach chcąc go pozbawić ostatniej części garderoby. Mruknęła z zadowoleniem, lecz po chwili to ona ponownie czuła zimną ścianę. Morgen nie mając zamiaru dalej poszukiwać jej suwaka, podciągnął jej sukienkę jednym ruchem i przycisnął ją mocniej do ściany. Zaczął zapamiętale całować jej usta rękoma pozbawiając jej dolnej części bielizny. Kiedy mu się to udało, stopą odrzucił resztę swoich ubrań, po czym chwycił ramiona Leny i zarzucił sobie na szyję jednocześnie delikatnie unosząc ją do góry, przez co dziewczyna musiała lekko rozszerzyć nogi. Nie wiedząc czemu Madlen nagle poczuła na swoim ciele krople wody. Wtem… Thomas niespodziewanie natarł na nią i głośno westchnął, a Lena wygięła plecy w łuk nie będąc w stanie powstrzymać krzyku, który wydostał się z jej ust. Zacisnęła wargi i oczy z zwartą linię nie mogąc powstrzymać wpełzającego grymasu na jej buzię. Całe jej ciało ogarnął przyjemny ból. Morgi dał jej chwilę by mogła się dostosować całując ją po szyi i piersiach. Kiedy otworzyła oczy i nie ujrzał nic poza zadowoleniem poruszył biodrami, a ona znowu syknęła. Jednak tym razem nie pozwolił jej odetchnąć. Nie mogąc się powstrzymać zaczęła szeptać jego imię na przemian wzdychając i jęcząc do jego ucha. Tom narzucił zawrotne tępo. Ściskał jej biodra coraz mocniej i Lena czuła, że jest już blisko. Sama nie mogła już więcej znieść, mając świadomość tego, że za chwilę osiągnie punkt kulminacyjny. Pulsował jej każdy skrawek ciała… Mięśnie powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa, a nogi zaczęły dziwnie drżeć. Powoli nie miała już sił obejmować go w pasie…
- Lena… – wypowiedzenie tak czule przez Thomasa jej imienia spowodowało, że wszystko wokół dziewczyny wybuchło, a ona sama jakby na chwilę zatrzymała się w czasoprzestrzeni głośno krzycząc.
Madlen obudziła się cała zlana potem… To znowu ten… koszmar. Jeden z wielu, który w ostatnich dniach prześladował ją we śnie. Zjechała ręką od twarzy po całej długości swojego ciała aż między nogi i… jęknęła sfrustrowana. Nie zdziwiła się, gdy kolejny raz okazało się, że jest cała wilgotna… i to w miejscach, najbardziej dla siebie intymnych. Te obrazki… te wspomnienia… zadrżała na samą myśl. Sutki znowu stały jej dęba, a między palcami poczuła wilgoć swego podniecenia. Od pocałunków z Thomasem minęło kilka dni i mimo że więcej zbliżeń nie zaliczyli, chociaż ciężko było stwierdzić, że nie mieli na to ochoty… tak Madlen była katowana przez swój umysł nocami… Kiedy była najbardziej bezbronna. Ponownie jęknęła bezradnie, kiedy przed jej oczami znowu pojawił się obraz zrywanej koszuli z ramion Thomasa… to było takie seksowne… przymknęła oczy i zdecydowanie mocno poczuła to w dolnych partiach swojego ciała. Jej uszy wypełniły nagle jego jęki. Tego było za wiele! Skurcze w podbrzuszu były nie do zniesienia… Dziewczyna nie miała pewności czy to co pokazuje jej umysł to były tylko wspomnienia, czy jednak to sytuacje, które miała nadzieję kiedyś się wydarzą… O Boże! Była naprawdę w beznadziejnej sytuacji i powoli miała tego dosyć. A najgorszy był wstyd… wstydziła się swoich pragnień, swoich fantazji oraz… swoich poczynań, ponieważ uczucia, które ją zalewały jak fala… musiały mieć swoje ujście. A ulgę potrafiła sprawić sobie tylko w jeden sposób. Zakryła twarz swoim przedramieniem, natomiast dłonią zaczęła się dotykać wyobrażając sobie, że robi to Thomas i kiedy było już po wszystkim, czuła do siebie jeszcze większy wstręt. Ale co poradzić, skoro erotyczne sny sprawiały, że nie potrafiła być sobą… Ciągle czuła się nabuzowana… niezaspokojona oraz… napalona. A najgorzej było, kiedy po przebudzeniu musiała zejść na dół i zjeść z chłopakiem śniadanie. Czuła się upokorzona i… momentami nie potrafiła tego ukryć. Pragnęła go… i chociaż nie wiadomo jak mocno by się przekonywała, że jest inaczej… jej serce i umysł, wiedziały lepiej. Thomas rzecz jasna zauważył zmianę w zachowaniu Madlen, ale zrzucił to na szalejące hormony. Podejrzewał, że dziewczyna ma okres i prędzej czy później jej przejdzie. Wierzył, że po pierwszych pocałunkach wypłynęli na bezpieczne wody i od teraz będzie już tylko lepiej. Wiadomo, nie naciskał Leny, nie próbował się narzucać ani robić czegokolwiek na siłę. Cierpliwie czekał aż to ona wykona kolejny krok. I mimo to, że póki co się na to nie zapowiadało, ponieważ dziewczyna od kilku dni chodziła rozdrażniona, miał nadzieję, że nadchodzący czas zbliży ich do siebie jeszcze bardziej, bowiem planowali razem udać się na zakupy by urządzić pokój dla Lilly. Thomasa czekała zatem kolejna „przeprowadzka” z pokoju gościnnego, który zajmował na czas „kuracji” Madlen, do pokoju Ane, który… już nie miał być jej pokojem. No cóż… Ana już na dobre zadomowiła się w Innsbrucku i w żadnym razie nie planowała wracać do Villach. Oczywiście zawsze była mile widziana w mieszkaniu swego brata, ale jej pokój miał stać się od teraz pokojem dla ewentualnych gości.
Zażenowana Madlen wyskoczyła z łóżka i pognała do łazienki skrętnie omijając lustra by nie musieć patrzeć w swoje odbicie. By nie musieć widzieć zaróżowionych policzków oraz roziskrzonych oczu. Szybko wskoczyła pod prysznic i nastawiła lekko chłodną wodę. Miała nadzieję, że to ostudzi jej rozgrzaną skórę oraz wpłynie na galopujące myśli. Te nocne fantazje bardzo ją męczyły. I najgorsze było to, że nie mogła zweryfikować ich prawdziwości… Czy to właśnie w ten sposób się kochali? Czy jednak w ten sposób chciała się z nim kochać teraz… Jak miała odnaleźć odpowiedzi na te pytania, przecież nie mogła z nim o tym porozmawiać… Przeszedł ją dreszcz na myśl, że Thomas miałby się dowiedzieć, że ma erotyczny sny z nim w roli głównej… Że sama sprawia sobie rozkosz wyobrażając, że robi to on… Ponownie poczuła jak robi jej się gorąco, a policzki zaczynają palić żywym ogniem… Ukryła twarz w dłoniach załamana… Jak długo jeszcze będzie się tak męczyć? Co powinna zrobić? Po prostu się z nim przespać? Ale… nie chciała go w ten sposób wykorzystywać. Po drugie, co by to zmieniło? Doznałaby spełnienia, ale ochota na chłopaka na pewno by nie minęła… Och czemu to wszystko musiało być tak skomplikowane… Czemu sama ze sobą nie potrafiła dojść ładu i składu? Jak miała układać relację z chłopakiem, skoro sama nie potrafiła być ze sobą do końca szczera. Westchnęła bezradnie opuszczając kabinę. Owinęła się ręcznikiem i ruszyła do garderoby by się ubrać i zejść na dół, gdzie Thomas za pewne robił już dla niej kawę. Byli wszak umówieni na maraton po sklepach. Pokoik Lilly sam się nie umaluje ani nie umebluje. Nagle się uśmiechnęła… poczuła dziwną ekscytację na myśl, że będzie brała udział w czymś tak ważnym dla Thomasa. Miała przyłożyć rękę do wyglądu miejsca dla jego córki… Poczuła się nagle dziwnie… doceniona. Przegryzła wargę i z nowym entuzjazmem poczęła się ubierać. Nie chciała dalej zamartwiać się swoimi pokręconymi uczuciami. Będzie co ma być, stanie się co ma się stać. Nie miała zamiaru się przed czymkolwiek bronić czy powstrzymywać. Dziś miał być udany dzień. Dzień dla Lilly, słodkiej istotki, za którą zdążyła się już porządnie stęsknić. Schodząc po schodach stwierdziła, że zaproponuje Thomasowi by wzięli małą do siebie na kilka dni. Mogło się okazać, że mógł to być ostatni czas, kiedy mogliby trochę odciążyć Kristie, bowiem druga połowa miesiąca miała być pełniejsza o różne zobowiązania. Najpierw 15 października wypadała gala rozdania Złotych Dzbanków, na którą Lena wraz z Thomasem wybierali się jako para. Potem kilka dni później wypadały Mistrzostwa Kraju w Narciarstwie klasycznym. Zapowiadało się na to, że ten czas para miała spędzić u Ane i Gregora w Innsbrucku, ponieważ obie imprezy właśnie tam miały się odbyć. Dlatego pomysł przejęcia małej, nawet na kilka dni, wcale nie wydawał się taki głupi. Kto wie… może to pozwoliłoby im zbliżyć się do siebie jeszcze bardziej. W sumie… W ubiegłą środę na kolejnej kontroli, doktor Moser sam powiedział, by Lena zaczęła przekraczać granice… by wyszła ze swej strefy komfortu. By pozwoliła głowie zacząć mocniej pracować. Czy to nie był najlepszy pierwszy krok? Ponownie się uśmiechnęła czując jak do jej nozdrzy dociera zapach świeżo parzonej kawy. Kiedy postawiła nogę na ostatnim stopniu, spojrzała w głąb kuchni z uśmiechem, z zamiarem powitania blondyna, ale… nigdzie go nie było. Zmarszczyła brwi i ruszyła przed siebie. Okazało się, że naprawdę go nie ma. Wzruszyła ramionami i raptownie się obróciła z zamiarem powrotu do swojej sypialni, gdzie chciała do stanu użyteczności doprowadzić swoje włosy, ale… wpadła na coś twardego. Wylądowała na torsie blondyna i kiedy uniosła do góry głowę, zatonęła w oceanie jego spojrzenia. Thomas czule się do niej uśmiechnął lekko podtrzymując za ramiona by nie zaliczyła gleby. Czując jak całe jej ciało ogarnia przyjemne uczucie ciepła, spuściła wzrok na jego malinowe wargi. Ledwie mogła zapanować nad chęcią oblizania swoich ust, tym bardziej nad chęcią oblizania ust Morgiego. Obrazy z jej snów zaczęły przelatywać przed jej oczami, powodując większe drżenie ciała. Musiała jak najszybciej się od niego odsunąć…
- Dzień dobry piękna. – usłyszała, na co miała ochotę jęknąć.
Wiedziała, że chłopak naprawdę uważał, że jest piękna. Udowadniał to każdym spojrzeniem. Ponownie zadrżała.
- Czujesz to? – zapytała spoglądając na niego spod rzęs.
- To przyciąganie? – zapytał radośnie, ale z lekkim rozczarowaniem, bowiem miał przemożną ochotę zatopić ręce w miękkich włosach Leny, automatycznie mogąc wtulić dłoń w jej policzek czego nie mógł dokonać ze względu na turban na jej głowie.
- Chyba jajka się przypalają… – palnęła Madlen zaciskając usta w wąską kreskę chcąc w ten sposób ukryć swoje rozbawienie.
Oczywiście, że miała na myśli przyciąganie między nimi, ale nie chciała, by wyszło na jaw, że też to czuła… Stwierdziła, że palnie najbardziej żałosny tekst i widząc konsternację Thomasa, wyrwała się z jego rąk i pomknęła do swojego pokoju ledwo mogąc powstrzymać śmiech. Blondyn natomiast kręcąc głową z niedowierzaniem ruszył do kuchni by spojrzeć na płytę indukcyjną, na której zdecydowanie… nie było jajek. Zaśmiał się w głos, po czym wziął swoją kawę i ruszył wolnym krokiem do salonu, gdzie chwilę później rozłożył się na fotelu i zaczął skrolować telefon.
Kiedy kilkanaście minut później Madlen ponownie zeszła na dół, już z wysuszonymi włosami oraz lekkim makijażem, Thomas kończył właśnie smażyć jajka sadzone.
- O, teraz to naprawdę pachnie jajami. – zachichotała podchodząc do niego i zaglądając mu przez ramię, na co chłopak uniósł zabawnie brew w jej kierunku.
Kiedy chciała się oddalić w stronę jadalni by w jakiś sposób pomóc blondynowi i nakryć do stołu, została nagle jednym szybkim ruchem wciągnięta w jego ramiona. Morgi zwinnie zakręcił ciałem Madlen tak, że wylądowała plecami oparta o blat, z płasko rozłożonymi dłońmi na jego torsie. On natomiast pochylił się lekko w jej stronę, kładąc dłonie po obu stronach jej bioder.
- A może jakieś dzień dobry Thomas? – zapytał udając oburzenie. – Może jakieś podziękowanie za zrobienie kawy? Albo chociaż docenienie mojego dzisiejszego świetnego wyglądu? – uniósł zadziornie brew.
- Dzień dobry Thomas, dziękuję za kawę i śniadanie… – odrzekła Lena przegryzając wargę, po czym przesunęła dłonie po obojczykach chłopaka, łącząc je na koniec na jego karku i dodała. – Wyglądasz jak zawsze… bardzo przystojnie. – tutaj szybko musnęła jego policzek, wręcz kącik ust, by w następnej sekundzie wykorzystać zszokowanie chłopaka i przemknąć pod jego ramieniem.
Thomas zamrugał oczami zastanawiając się czy to nie sen… Jej wesoły śmiech jednak uświadomił mu, że naprawdę to zrobiła. Z bananem na ustach wrócił do smażenia jajek by po chwili razem z dziewczyną zasiąść do ich konsumpcji.
***
Czas po małym zgrupowaniu w Kuhtai mijał wyjątkowo szybko. Kolejne dni początku października zwiastowały pewne zmiany w życiu Ane i Gregora. Szatyn zdeterminowany i dość mocno przygotowany ruszył do Klingenthal, gdzie miał ponownie zgodnie z zapowiedzią reprezentować kraj w ostatnich zawodach letniego cyklu. Skoki przynosiły mu na nowo wielką radość i satysfakcję. Jak się okazało wspólne szlifowanie formy z Ane przyniosło upragnione zwycięstwo. Po kontuzji szatyna nie było zatem śladu. Niestety blondynka oglądała wydarzenie wyłącznie przez ekran telewizora. Postanowiła w tym czasie wypełnić wszelkie zobowiązania wobec związku, przejść badania i zacząć wreszcie skakać. Zgodnie z zapowiedzią Rotschilda wyniki były na tyle obiecujące, że mogła zacząć stawiać swoje kroki na mniejszych skoczniach i razem z innymi adeptami dyscypliny trenować. Oczywiście wszystko pod stałą kontrolą i rozwagą... Ciut lepsze wyniki nie znaczyły bowiem zakończenia leczenia. Dziewczyna nadal musiała pilnować diety i trzymać się ustalonych przez medyka zaleceń. Warunkowo dostała zielone światło na występ w krajowych mistrzostwach, które miały odbyć się w Innsbrucku oraz Stams. Blondynka przebierała nogami na myśl o tym wydarzeniu. Po raz pierwszy miała skakać jako zawodniczka klubu Sv Bergisel u boku ukochanego. Przed mistrzostwami ustalili też wraz z Gregorem spotkanie z bratem i Madlen. W końcu... nie widzieli się od momentu wyjazdu na obóz, a telefon... nie dawał już tej samej satysfakcji co spotkanie twarzą w twarz. Miała nadzieję, że chociaż te kilka dni... pozwolą im nieco się sobą nacieszyć i zapomnieć o tęsknocie, którą starsza zaczęła słabiej znosić. Początek miesiąca to również moment, na który dziewczyna wyjątkowo czekała – czas inauguracji na uczelni. Świeżo upieczona studentka psychologii rok zaczynała z pewną miarą stresu czy da radę wszystko ogarnąć w związku z tak dynamiczną karierą. Nieustające słowa wsparcia szatyna pozwalały mieć nadzieję, iż tak właśnie będzie, wszak zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami dziewczyna mogła postawić w dużej mierze na zdalne studiowanie. Z taką myślą postanowiła pełnoprawnie zacząć swoje nowe życie w Tyrolu. Choć był już siódmy dzień października to nie było strasznie zimno tego dnia. Dziewczyna z uśmiechem na ustach kończyła zajęcia z podstaw psychologii na Uniwersytecie. W sumie to wierzyła, że szybko one dobiegną kresu mimowolnie spoglądając co chwila na zegarek... Choć wykłady należały do tych przyjemniejszych to dziś miał być wyjątkowy dzień. Czas przyjazdu rodziców blondynki, którzy zapowiedzieli się z wizytą. Dziewczyna nie kryła swojej ekscytacji na myśl o przyjeździe bliskich jej osób. Koniec końców... Lada chwila znów miały zacząć się rozjazdy i zgrupowania, które były częścią ich sportowego życia. Teraz kiedy mieszkała w Innsbrucku ponad trzysta kilometrów drogi od Spittal... Nie miała możliwości być w domu tak często jakby tego chciała. Spontany przestały bowiem wchodzić w grę... W sumie... To ostatni raz w rodzinnym mieście była w czasie, kiedy Madlen była w śpiączce... Nie był to wtedy dla nikogo łatwy czas, a ona po prostu naturalnie tęskniła za rodzicami, szczególnie za bliskim jej ojcem. Pomimo to czuła, iż wizyta ta będzie inna niż wszystkie. Miała ich podejmować wraz z ukochanym na swoim... Umówiła się więc z Gregorem, że spotkają się pod wydziałem by wspólnie zrealizować plan działania na dziś. Spojrzała na arkusz z notatkami, gdzie nie było zbyt wiele spisanych myśli. W duchu się zaśmiała... Jak tak dalej pójdzie to nie będzie czego szukać na wydziale, bo skoro już tam jest wypadałoby chociaż żyć jak typowy student i pracować na potencjalne zaliczenia. Słysząc jak wykładowca kończy zajęcia ruszyła pewnie w kierunku wyjścia z budynku. Zgodnie z ustaleniem chłopak zaparkował w jednej z bocznych uliczek... Choć marzyły jej się typowe powitania z bliską osobą jak w Villach to jednak nie mogła liczyć na to przy budynku wydziału. Sama jej obecność sprawiała wystarczająco dziwną atmosferę w otoczeniu... Co dopiero pojawienie się Gregora o czym mieli okazję się już przekonać. Cóż... Taka cena sławy... Musieli się z tym liczyć, tym bardziej po minionym sezonie, gdzie byli już znacznie bardziej rozpoznawalni. Spotkała na swej drodze jednak miłą niespodziankę, bowiem na tym samym roku miała być dziewczyna, którą poznali podczas spaceru w trakcie obozu. Świeżo zaręczona starsza koleżanka Sara obiecała wspomóc Ane w realizacji ambitnego planu łączenia skoków ze studiami. Przynajmniej jedną rzecz miała z głowy, na jej drodze stanęła bowiem życzliwa jej osoba. Pozostałe koleżanki... Cóż... Nie były aż tak sympatyczne jak mogło się wydawać. Choć nie miała zwykle problemu zjednywać ludzi ku sobie... Teraz powszechna zazdrość dawała we znaki. W duchu westchnęła na samą myśl braku Madlen u swego boku. Widząc srebrne audi i stojącego obok partnera odgoniła myśli, które zaprzątały jej głowę. Koniec końców najważniejsze było dziś podjęcie jej rodziców. Żwawo ruszyła ku chłopakowi i uniosła się na palcach by czule musnąć jego wargi. Szatyn spojrzał na ukochaną przeszywającym na wskroś wzrokiem. Jego dłonie mimowolnie powędrowały w kierunku tylnej części miednicy dziewczyny tak, iż zbliżyła się do niego na milimetry.
- Myślisz, że jeden buziak wystarczy? – uśmiechnął się, zabawnie unosząc przy tym jedną brew, na co Ana przegryzła lekko wargę by po chwili pokiwać przecząco głową.
Założyła ręce na jego szyi, po czym ich wargi na nowo się połączyły wyrażając to co czują. Wspólny obóz okazał się dla nich stuprocentowym strzałem w dziesiątkę. Nie tylko popracowali nad kondycją fizyczną, ale również nad kondycją swojego związku... Byli na nowo bliżej siebie... Zdecydowanie odcięli przeszłe negatywne wspomnienia na rzecz radosnej i spokojnej przyszłości. Teraz liczyło się wyłącznie ich uczucie, które pogłębiało się z każdym kolejnym przeżywanym wspólnie dniem. Chłopak otworzył drzwi do samochodu by następnie zająć miejsce dla kierowcy. Ku zdziwieniu Ane zapinając pas sięgnął po pojedynczą różę, która leżała na tylnym siedzeniu. Ten niewielki gest sprawił, iż na jej policzkach ponownie zagościły rumieńce, a na ustach wielki uśmiech. Czuła się naprawdę kochana. Dziewczyna przyjęła miłą niespodziankę z wdzięcznością jednocześnie wciągając piękny zapach tego kwiatu. Każdego kolejnego dnia czuła jak jej serce wypełnia przyjemne ciepło związane z jego bliskością i uczuciem jakim ją darzył. Była przekonana, że to właśnie jest miłość... Mijając kolejne uliczki ruszył w kierunku ich mieszkania.
- Skarbie, ale minąłeś wszystkie sklepy... A co z naszymi planami? Co z zakupami? – spytała, na co chłopak lekko się uśmiechnął, dalej niczym niewzruszony puścił jej pytania mimo uszu i przemierzał kolejne metry trasy.
- O nic się nie martw. – uśmiechnął się parkując samochód. – O której możemy się spodziewać rodziców? – spytał.
- Mamy godzinę 13:30. Mama napisała, że są już w trasie więc myślę, że w okolicy 17 dotrą do nas. Swoją drogą... Rodziców, jak to fajnie zabrzmiało w twoich ustach. – wymruczała zbliżając się do pleców chłopaka by po chwili znów skraść całusa. – Czyli skoro utożsamiasz się już z moimi rodzicami to... – przerwała na moment, kiedy przekroczyli próg mieszkania, bowiem dostrzegła idealny jego stan, a przecież sprzątać mieli razem.
- Coś chciałaś dodać? – obdarzył ją szerokim uśmiechem widząc, że kolejna część niespodzianki ją zadziwiła.
- Ale jak? Kiedy? – spytała.
- Nie było cię parę godzin, musiałem je jakoś spożytkować. – wzdrygnął ramionami jakby to było dla niego oczywiste.
Widząc jej zaskoczone spojrzenie zaśmiał się. Ruszyła w kierunku lodówki mając nadzieję, iż będzie coś mogła jeszcze porobić. Widok ponownie ją zaskoczył... Była pełna smakołyków i rzeczy niezbędnych do planowanego obiadu.
- Zakupy też już zrobiłeś? Nawet przygotowałeś składniki na obiad? Jesteś cudowny! – rzuciła mu się w ramiona by wycałować całą jego twarz.
Kolejny etap jego małej niespodzianki dla niej był zakończony sukcesem.
- Nie byłem bezinteresowny. – uniósł lekko brew.
- Tak? – spojrzała na niego kokieteryjnie przeciągając nieco pytanie.
Szatyn uśmiechnął się zawadiacko, po czym ponownie chwycił dziewczynę mocniej w ramiona i zaczął biec w kierunku schodów do ich pokoju. Dziewczyna głośniej zaczęła się śmiać wyczuwając jego zamiary, czując jednocześnie jak kąsa jej szyję.
- Mam ochotę zmiętosić to nieskazitelnie pościelone łoże. – zaśmiał się układając ją na łóżku.
Po chwili zawisnął tuż nad nią. Jego jedna dłoń sprawnie ruszyła w kierunku jej bluzki, która choć miała mniejszy dekolt i tak ładnie wyeksponowała jej piersi.
- Gregor mamy niewiele czasu... Powinniśmy poważniej podejść do tematu... – zaśmiała się próbując na niego jakoś wpłynąć.
- Moglibyśmy robić to godzinami, ale... Jakaś nagroda chyba mi się należy... Solidnie się napracowałem. – wymruczał całując jej ucho, po chwili jego usta zaczęły sunąc po jej szyi w kierunku ust, na co dziewczyna śmiejąc się oddawała każdą jego pieszczotę.
- W sumie chyba chwila nas nie zbawi. – zachichotała, jednocześnie postanawiając wykorzystać moment i po raz kolejny iść na całość.
Wsunęła dłonie pod polówkę chłopaka by nimi muskać jego tors. Po chwili z pełnym zmysłowości spojrzeniem zabrała się za jej unoszenie do góry by jej się zdecydowanie pozbyć. Chłopak nie byłby sobą, gdyby nie powędrował w kierunku spodni dziewczyny by dość sprawnie uporać się z guzikiem i zamkiem. Ana widząc jego poczynania zachichotała, bowiem rozprawiał się z nimi w taki sposób jakby co najmniej zdobywał trofeum. Uniósł lekko brew rzucając je dalej w kąt, po czym palcami wykonał ruch w kierunku jej bluzki. Czując jego ciepłe dłonie pod koszulką poczuła przyjemne dreszcze na swoim ciele. Ana ponownie musnęła ustami wargi chłopaka wbijając nieco mocniej paznokcie w jego plecy. Przerwali na chwilę by pozbyć się ostatnich części jej garderoby i gra zaczęła się na dobre... Gregor w mig zawisł nad Ane by ustami pieścić każdy kawałek jej ciała. Zaczynając od ust sunął językiem w kierunku jej piersi, na widok których od razu pojawił mu się ogień w oczach. Ana lekko jęknęła czując jak każdy jego dotyk wprawia jej ciało w błogostan. Dźwięk dzwonka sprawił, że lekko otrzeźwieli. Bynajmniej Ana, która pytająco spojrzała na szatyna.
- Ja się nikogo nie spodziewałem... Może listonosz... Olać to! – rzekł lekko sfrustrowany, że musiał zaprzestać tego co zaczął.
Ponownie zaczął dobierać się ustami do ciała Ane, tym razem do jej piersi, które obecnie były wyjątkowo wrażliwe na jego dotyk. Dziewczyna od razu przeciągle westchnęła i poczuła jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Ponownie przyciągnęła go do swoich ust by głębiej ich zasmakować. Pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny i namiętny, jakby mieli to robić po raz ostatni w życiu. Dziewczyna poczuła jak z każdą sekundą coraz silniej jej organizm reaguje na swobodne poczynania partnera. Nagle dźwięk jej telefonu dość raptownie wyrwał ją ze stanu, w którym się znajdowała.
- Przestań! – odsunęła go dość zdecydowanie widząc, że dzwoni mama.
Uznając, że musi odebrać spojrzała na chłopaka, który co rusz błądził dłońmi po jej nagim ciele, które nie pozwalało mu się skupić na niczym innym. Ana spojrzała na niego lekko gromiącym wzrokiem bowiem czuła, że jak tak dalej pójdzie to rozmowa z matką skończy się kolejnymi westchnieniami. Wzruszył lekko ramionami na znak protestu... Koniec końców co miał poradzić, że tak na niego działała? Pociąg względem jej osoby był silniejszy niż głos rozwagi i spokoju, dlatego po raz wtóry przesunął opuszkami palców w rejonie jej nagich piersi, kręcąc na nich kółka.
- Jak to, gdzie jesteśmy? W domu... – odparła przez lekko ściśnięte zęby, powstrzymując reakcje swojego ciała na co Gregor lekko zachichotał. – Gdzie jesteście? Pod drzwiami!? – rzekła głośniej, zdecydowanie zrzucając dłonie Gregora ze swojego ciała sygnalizując jednocześnie sytuację, która miała miejsce.
Wyłączyła telefon by po chwili zacząć pośpieszne ubieranie.
- Jak to się stało? – warknął niezadowolony chłopak.
- Mnie nie pytaj. Idź lepiej otwieraj, powiedz, że byłam pod prysznicem... Idę się szybko doprowadzić do porządku. – czule musnęła jego usta i potargała nieco dłuższe już włosy, by po chwili głośniej zaśmiać na widok jego ubierania. – Przełóż koszulkę na druga stronę... – rzuciła szybko wchodząc do łazienki.
Nerwy dały we znaki chłopakowi nawet w tak prozaicznej czynności. Gregor sprawnie przerzucił ciuch, po czym skierował swoje kroki ku drzwiom wejściowym. Wziął głęboki wdech by następnie wpuścić stojących za drzwiami "teściów".
- Myśleliśmy już, że nie ma was w domu... – spojrzała Gudrun w kierunku chłopaka, który miał dość rozwichrzone włosy.
- Przepraszam, byłem na tarasie, kiedy państwo dzwonili. – skłamał w ich wspólnej obronie. – Dzień dobry, zapraszam.
- A Ana gdzie? – od razu spytała Gudrun, wchodząc głębiej do salonu z aneksem.
- Kończyła prysznic, gdy dostała telefon, myślę, że za sekundkę zejdzie. – uśmiechnął się chłopak na myśl tego co robili jeszcze chwilę temu.
Przecież jej rodzice mieli być później... Matka dziewczyny od razu zaczęła oglądać pomieszczenie, w którym się znajdowała. Wnętrze było loftowe, nieco surowe, ale dodatek drewna w postaci lameli sprawiał, iż nabierało ciepła i przytulności. Pokiwała z uznaniem głową, widząc styl urządzenia i stojące na komodzie zdjęcia. Już ich trochę tam było. Sporą część stanowiły uśmiechnięte fotografie parki samej jak i z przyjaciółmi. Uwadze Gudrun nie umknęła ramka będąca w centrum zawierająca zdjęcie z klanem Morgensternów co musiała przyznać ujęło ją za serce. Słysząc kroki ze schodów odwróciła swoją głowę, gdzie dostrzegła swoją najmłodszą córkę ubraną w zwiewną lekką sukienkę.
- Dzień dobry, przepraszam, że musieliście czekać tak długo. – uśmiechnęła się, wtulając się w ramiona matki.
Na widok uśmiechniętego szatyna rumieńce zagościły na jej twarzy, uniosła jednak lekko kciuk ku górze by pokazać, że zdążyła wszystko ogarnąć po ich baraszkowaniu.
- Dobrze widzieć cię w lepszej formie Ana. – przytulił ją tym razem ojciec, po czym dziewczyna zachęciła rodziców do zajęcia miejsc na sofie.
- Myślałam, że będziecie później... Taką dostałam wiadomość od mamy... – zaczęła dość nieśmiało dziewczyna, włączając ekspres do kawy.
- Tata wymyślił, że ruszymy nieco wcześniej. Uznaliśmy, że miło będzie spędzić z wami nieco więcej czasu. Chyba nie masz za złe? – spojrzała zaciekawiona Gudrun.
- A skąd! – zaśmiała się spoglądając wymownie na szatyna.
Po chwili jej oczy zjechały na spodnie chłopaka, które były niezapięte. Zachichotała pod nosem, prosząc ukochanego o pomoc przy kuchni i podanie filiżanek do kawy. Chłopak wykonał polecenie by następnie skraść szybkiego całusa ukochanej. Wyjęła telefon by w smsie zwrócić mu uwagę na rozporek spodni. Była pewna, że Gudrun to zauważyła wcześniej, ale cóż... Potarmosiła go nieco po włosach widząc jego lekko zawstydzone spojrzenie, a następnie zaczęła razem z chłopakiem serwować kawę dla rodziców, dla Gregora i dla siebie.
- Ane przecież nie pijesz kawy... – rzucił nagle Franz.
- Masz rację tato, nie piłam. Ostatnie wyniki jednak pozwalają mi już na nieco więcej swobody w tej materii...
- Czy to znaczy, że jest już lepiej? Anemia znika? – spytała Gudrun.
- Niezupełnie znika. – westchnęła dziewczyna. – Ale obóz przyczynił się do pewnej poprawy wyników dzięki czemu lepiej się czuję i mogę robić pewne rzeczy, na które wcześniej zgody by nie było.
- To widać. – uśmiechnął się Franz spoglądając w roziskrzone tęczówki swojej córki. – Oczy nabierają swojego wcześniejszego blasku, a policzki są bardziej rumiane niż podczas naszego ostatniego spotkania. – zaśmiał się ojciec dziewczyny.
Wyczuła aluzję, że ojciec orientuje się nie tylko w kwestii zdrowia, ale i towarzyszących jej emocji w czasie wspólnego mieszkania z chłopakiem.
- Ale diety mam nadzieję pilnujesz? – spytała Gudrun.
- Mamo... – przerzuciła oczami dziewczyna na myśl o dalszym spowiadaniu się rodzicom.
- Pani Gudrun, proszę się o nic nie martwić... Pilnuję diety Ane i jej leczenia... Wszystko jest w jak najlepszym porządku i pod kontrolą. – uśmiechnął się mówiący ze spokojem szatyn.
- Jestem tobie naprawdę wdzięczna Gregor, Ana bywa niestety uparciuchem, w kwestii leczenia często myśli, że sama wie co ma robić i cóż... Efekty są jakie są. Co powiedział profesor? – spytała.
- Zaczęłam normalnie trenować, wiadomo są dni lepsze są też gorsze, ale najważniejsze, że ruszyłam... Dostałam też zgodę na start w mistrzostwach, może rozpocznę sezon ze wszystkimi, mam bynajmniej taką nadzieję... Więc cieszę się z małych rzeczy. Większe to już zasługa wyłącznie Gregora. – uśmiechnęła się szczerze do chłopaka dziewczyna na myśl o jego ostatnim starcie.
Sama pragnęła na nowo odnaleźć siebie na skoczni, ale wszystko wymagało więcej czasu niż się spodziewała. Słowo klucz brzmiało cierpliwość, a tego u młodej zawodniczki zdecydowanie brakowało ostatnimi dniami.
- Właśnie! Zapomniałam, że przywiozłam twoje ulubione pierogi i ciasto! – nagle otrzeźwiła jej myślenie Gudrun.
Dziewczyna z wdzięcznością przyjęła prezenty czując tym samym namiastkę domu. Mocniej wciągnęła zapach krojonego wieńca drożdżowego, które wyszło spod ręki jej mamy. Na nowo wspomnienia powędrowały do czasów, kiedy byli młodsi, a każde rodzinne spotkanie w Spittal kończyło się takim ciastem. Układając kawałki na większym talerzu zaniosła je do nakrytego wcześniej stołu. Teraz mogli jeszcze bardziej celebrować moment wspólnego picia kawy. Chwilę przyjemnej konwersacji o minionym obozie przerwał dzwonek do drzwi…
***
Tymczasem Thomas wraz z Madlen od dobrych kilku już godzin buszowali po sklepach z dziecięcymi mebelkami. Kolor farby, którą mieli zamiar wymalować dla Lilly pokój został już dawno wybrany. Podobnie jak fototapeta. Postawili, a jakże… na kolor lilaróż, a postacie, które miały zdobić jedną ze ścian to były… tańczące łyżwiarki na lodzie. Madlen mało się nie rozpłakała ze wzruszenia, kiedy Thomas zaproponował akurat ten print. Sama nie miała odwagi by podsunąć mu ten pomysł, ale kiedy to on wyszedł z tą inicjatywą… musiała na chwilę się oddalić by nie zauważył zbierających się łez w kącikach jej oczu. Takim oto sposobem pokój miał być w odcieniach różu i fioletu, czego zwieńczeniem miały być postacie łyżwiarek wykonujące różne figury, od piruetów do skoków. Dlatego dobranie do tego mebelków było niełatwym zadaniem. Parka jednak nie miała z tym najmniejszego problemu. W sklepie z akcesoriami dla dzieci wybrali białą szafę, komodę, przewijak oraz drewniane łóżeczko, które miało służyć do ukończenia przez Lilly czwartego roku życia oraz fotel do karmienia w kolorze liliowym. Mieli nadzieję, że wszystko będzie pięknie się komponować. Jako że sami mieli zająć się tym „remontem”, liczyli na swoje umiejętności malarskie oraz… dobrą przy tym zabawę. Dodatki, które miały dopieścić efekt końcowy zostawili sobie na inny raz, wszakże zakupy potrafią wykończyć człowieka. Postanowili więc udać się na obiad do jednej ze swych ulubionych restauracji, a potem Thomas nagle zaproponował spacer. Madlen nie widząc przeciwskazań ochoczo przystała na ten pomysł. Dlatego teraz przechadzali się po moście nad Drawą, który łączył lewą stronę Villach z prawą. Ich złączone dłonie, które w ostatnim czasie były naturalnym odruchem, napawały Morgiego optymizmem do pozytywnego w aspekcie ich związku spoglądania w przyszłość. Madlen natomiast czuła się dziwnie spokojna, kiedy chłopak okazywał jej czułość. Coraz bardziej lubiła, kiedy niespodziewanie brał ją w ramiona czy składał niewinne pocałunki na jej głowie. Niepewność i niezręczność, która pojawiła się między nimi od kiedy Madlen odzyskała przytomność po swoim wypadku zostały zastąpione poczuciem bezpieczeństwa i wszechogarniającego ciepła, które przyjemnie ogarniało całe ciało Leny, kiedy Morgi znajdował się bliżej niej. W końcu mogła odetchnąć, przestać się zastanawiać w jaki sposób traktować chłopaka, bowiem ich relacja… sama ewoluowała i zmierzała tylko w jednym kierunku… do tego co mieli przed wypadkiem. I mimo że Madlen nie pamiętała uczucia jakim darzyła Thomasa, nie przejmowała się tym, bowiem wzbudzał w niej nowe emocje, kto wie, może te same… może inne, może silniejsze. Jedno było pewne. Były one pozytywne i sama już nie mogła przed sobą udawać, że zaczęła odczuwać względem niego słabość… A jej sny, które prześladowały ją od kilku dni, były tego żywym dowodem.
- Madlen, jak po wczorajszym pierwszym treningu na lodzie? – wypalił nagle Thomas wyciągając dziewczynę z zamyślenia. – Wróciłaś wczoraj na tyle późno, że nie chciałem cię już męczyć rozmową.
Lena odetchnęła głęboko w duchu. Wczoraj faktycznie było jej trochę przykro, że blondyn nie zainteresował się jej osobą, kiedy wróciła z treningu, ale teraz zrozumiała jego podejście. Uniosła głowę i lekko uśmiechnęła się w jego stronę.
- No cóż… nie mogę powiedzieć, że powrót na lód przyszedł mi z łatwością. – odrzekła. – Jednak… pierwsze koty za płoty. Zaczęłam od najłatwiejszych figur, a Victor nie pozwolił mi na żaden skok, zatem trening odbyłam, ale… daleko mi do tego co było.
- Powoli, małymi kroczkami, na pewno powrócisz do stuprocentowej sprawności sprzed wypadku. – powiedział Thomas przyjaźnie się uśmiechając. – Musisz sobie dać czas i przede wszystkim nie rzucać się na głęboką wodę. Victor bardzo dobrze zrobił, że zakazał ci skoków. Z resztą Moser mówił to samo… – tutaj uniósł karcąco swoją brew. – Nie brawura, a ciężka praca Lena. Proszę, dbaj o siebie.
- I kto to mówi. – wystawiła język w jego stronę.
- Ja… to ja. – zaśmiał się Thomas. – A ty masz na siebie uważać, ok? Więcej twoich wypadków nie przeżyję… – tutaj zadrżał na samo wspomnienie minionych wydarzeń.
- W sumie… nigdy cię o to nie pytałam. – zaczęła nieśmiało Lena. – Jak bardzo było ze mną źle… jak złe były rokowania? Jak ty to… wszystko przetrwałeś? – zapytała. – Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj. – dodała szybko widząc jak twarz Morgiego przybiera szarawy odcień.
- To były… najmroczniejsze dni w całym moim życiu. – odrzekł Thomas spoglądając pustym wzrokiem przed siebie. – Kiedy dotarłem do szpitala do rodzącej Kristie… niczego nieświadomy, że tobie coś się przytrafiło… kiedy usłyszałem rozmowę pielęgniarek o tym, że mają tutaj dziewczynę z wypadku, na samochodzie, której widniało moje nazwisko… poczułem jak ziemia osuwa mi się spod nóg. – blondyn lekko zadrżał na samo wspomnienie. – Kiedy cię zobaczyłem… całą we krwi…
- Pozwolili ci do mnie wejść? – pisnęła zszokowana dziewczyna.
- Pozwolili mi się… pożegnać. – odrzekł Thomas kierując swoje spojrzenie na Madlen.
Blondynka zastawiła usta ręką, po czym po prostu przytuliła chłopaka i przylgnęła do niego całym ciałem widząc jak duży ból sprawił mu powrót do minionych wydarzeń. Morgi mimowolnie wsunął nos we włosy Leny i mocno zgarnął ją do siebie wdychając zapach dziewczyny. Ulokował swoje dłonie na jej lędźwiach i oddał się chwilowej przyjemności. Przymknął oczy wiedząc, że wybuch uczuć Madlen może skończyć się równie szybko co zaczął. Ona jednak dalej mocno tuliła go do swej piersi wsłuchując się w jego spokojny oddech. Chciała zadać kolejne pytania, ale… nie miała zamiaru przywoływać dla niego niekoniecznie miłych wspomnień.
- Dzień narodzin mojej córki, miał być jednym z najważniejszych i najszczęśliwszych dni w moim życiu… a stał się dla mnie agonią w czystej postaci. – wyszeptał jej do ucha. – Naprawdę myślałem, że wtedy umrzesz…
- Ale jestem tutaj Thomas. – odrzekła unosząc swoją twarz ku niemu i poczuła jak po kręgosłupie przebiega jej dreszcz.
On miał… łzy w oczach. Kiedy miała na to jakoś zareagować, zauważyła, że blondyn ucieka nagle wzrokiem gdzieś za nią. W pierwszym odruchu poczuła chęć odwrócenia się, Morgi jednak przytrzymał ją w miejscu.
- Lena… mamy towarzystwo. – szepnął.
- To znaczy?
- Paparazzi…
- Co? – palnęła zaskoczona.
- Właśnie robią nam zdjęcia…
- Mówisz poważnie? – zapytała, na co chłopak kiwnął głową, a ona wzdrygnęła.
Do dziś nie do końca dowierzała, że są postaciami aż tak ciekawymi dla pismaków. Mimo że fotografów nie widziała, nie miała powodu nie wierzyć Thomasowi.
- Wypadamy wiarygodnie? – zapytała nieśmiało.
- A czy w twoich poczynaniach jest chociaż nutka fałszu? – zapytał czując jak całe ciało mu drętwieje na myśl, że Madlen tylko udaje.
- Oczywiście, że nie! – odrzekła mocno, nieco oburzona. – Jak mogłeś tak pomyśleć…
- Nie pomyślałem tak. – powiedział z uśmiechem i chwycił twarz dziewczyny nagle w swoje dłonie. – A jeśli cię teraz pocałuję… niekoniecznie tylko dla publiki… czy będzie to dla ciebie ok? – zapytał, a w jego oczach zaczęły błyszczeć figlarne ogniki, na co Lena przegryzła policzek od środka próbując okiełznać swoje podekscytowanie.
Thomas nie mógł zauważyć jak bardzo na to czekała… Jak z utęsknieniem spogląda na jego usta… Malinowe wargi jakby stworzone tylko do całowania. Nie mogła pozwolić by zdał sobie sprawę jak mocno na nią działał.
- Skoro niekoniecznie tylko dla publiki… to po co w takim razie? – zapytała spoglądając na niego spod rzęs.
- Dla czystej przyjemności… – odrzekł oblizując swoją dolną wargę, co dziewczyna mocno odczuła w dolnych partiach swojego ciała.
- Mojej czy swojej? – zachichotała filuternie i objęła jego kark ramionami.
- Nie wiem… ty mi powiedz. – odrzekł przekornie i nim zdążył wykonać kolejny ruch, Madlen przycisnęła usta do jego warg.
Thomas nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnął się, co idealnie wykorzystała Lena chwytając jego dolną wargę w zęby. Morgi zatem mocniej zgarnął ciało dziewczyny w swoje dłonie, automatycznie pogłębiając pocałunek, co blondynka przyjęła z ochotą, żarliwiej odpowiadając na jego poczynania. Po chwili namiętnie się całowali na środku mostu, pośród spacerujących ludzi, będąc fotografowanymi przez paparazzi. Oni jednak kompletnie się tym nie przejmując, dalej kosztowali wspólnie swoich spragnionych bliskości ust.
- Madlen… – szepnął blondyn po chwili, nadal jednak nie wypuścił dziewczyny z rąk. – Chciałbym ci coś teraz powiedzieć… – kontynuował spoglądając jej głęboko w oczy.
Lena poczuła jak serce zaczęło jej szybciej bić…
- Cokolwiek chcesz teraz powiedzieć… ja to wiem… czuję. – odrzekła miękko.
- Ale muszę to powiedzieć… proszę, pozwól mi… – Thomas spojrzał na nią prosząco, dziewczyna więc kiwnęła nieznacznie głową, w środku jednak cała drżała z przejęcia. – I nie uciekniesz? – zapytał z lekkim uśmiechem, na co wzruszyła ramionami przegryzając wargę.
Thomas pokręcił głową, ale wziął głęboki oddech…
- Kocham cię Madlen. – szepnął cały rozemocjonowany, na co Lena przymknęła z przyjęcia powieki.
To była… muzyka dla jej uszu.
- Thomas ja… – zaczęła, ale chłopak położył palec na jej ustach. – Pozwól mi dokończyć. – tym razem to ona odrzekła zdecydowanie, więc blondyn zabrał rękę. – Nie muszę pamiętać tego co do ciebie czułam by wiedzieć, że jesteś dla mnie ważny…
Thomas przymknął powieki. Może to nie było z jej strony wyznanie miłości, ale… były to dla niego tak ważne słowa, że miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia.
- Wracamy do domu? – zapytała nagle Madlen, a chłopak mało nie zaczął tam śpiewać z radości.
Do domu… Poczuł jak jego serce na nowo wypełnia nadzieja. Nadzieja, że prędzej czy później… mimo to czy wróci jej pamięć, oni na nowo stworzą związek. Przepełniony miłością. Bo nie ma nic ważniejszego niż miłość. To ona nadaje życiu sens. Kiedy ponownie na nią spojrzał, nie ujrzał niczego poza bezdenną szczerością. Czule się uśmiechnął, po czym chwycił jej dłoń, ucałował knykcie i pociągnął w stronę samochodu, którym niedługo potem udali się… do domu.
~~~
Witamy, cześć i czołem! <3

Mija kolejny tydzień... nie mogło zabraknąć rozdziału, mimo że ostatni czas był dla nas... wymagający. Zapasy się kurczą... czasu też jakby mniej, ale... bądźmy dobrej myśli :) Tego co "dobre" się nie porzuca :) Z tego co sprawia radość i daje odskocznię się nie rezygnuje :) Także bądźcie spokojne, bo rozdziały mogą pojawiać się nieco rzadziej, ale być... będą :) Wszak sporo dzieje się u naszych parek. Greana zaczyna nowy etap wspólnego życia w Innsbrucku. Morgeny też poczynają nowe kroki... czy to w kwestii swojej relacji czy też przyszłościowego wspólnego dzielenia się opieką nad Lilly :) Mamy nadzieję, że to co powyżej się podobało. Dalsza część tego samego dnia w następnej notce. Ciekawe kto tam nawiedził Ane i Gregora i to bez zapowiedzi. U Leny i Thomasa mniej tajemniczo, ale to nie znaczy, że będzie mniej emocjonująco... Także upraszamy o nieco cierpliwości, bo... cierpliwość popłaca ;)

Buziaki :*
Ania&Madziusa

2 komentarze:

  1. Dzień dobry dzień dobry z poniedziałku :)

    Oj miłe Panie - tak to ja mogę zaczynać tydzień :D

    Lena&Thomas - widać, że robić kroczki do przodu - dziewczyna staje się coraz bardziej odważna w relacjach z chłopakiem, coraz bardziej się otwiera i pozwala sobie na spontaniczność momentami - nie boi się już jego gestów, a wręcz ich potrzebuje i dąży do nich - poza tym flirt aż kipi :D
    Thomas też chyba przystępuje do działania - nie pozostawia wszystkiego tylko swojemu biegowi ale działa i jak widać coraz lepiej im to wychodzi, zgrywają się coraz bardziej ;)
    Fajny pomysł Leny, żeby zabrać Lily na parę dni do "ich" domu, a do tego te wspólne urządzanie pokoju i ta tapeta i wzór w łyżwiarki - oj słodko się zrobiło :)
    Ale żeby nie było tak cukierkowo - dobrze, że pojawiają się między nimi też poważne rozmowy - jak ten powrót do dnia wypadku czy rozmowa na temat historii (a bardziej jej fragmentu) z Kristie - choć tutaj reakcja Leny mnie zaskoczyła i to dosyć mocno. Ale jednak ważne tematy się pojawiają i na pewno ich nie ominą w najbliższym czasie bo ich historia choć może nie aż taka długa to jednak jest dosyć burzliwa delikatnie mówiąc.

    Ana&Gregor - no tutaj pomimo starań Gregora jeśli chodzi o przygotowania do przyjazdu rodziców dziewczyny to jednak bank rozbili Państwo Morgenstern - cóż za wyczucie czasu haha - można powiedzieć, że prawie trafili w 10 - no cóż może nie wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu spraw, ale czasami trzeba zrobić dobrą minę - w końcu Gregor nie będzie się krzywił do teściów hehe ;)
    Super, że Ana znalazła jakąś pozytywną duszę na studiach, która pomoże, jak kiedyś Lena z lekcjami - trochę jak deja vu - choć jak wiadomo Lena jest jedyna w swoim rodzaju, ale teraz dziewczyny będą trochę dalej od siebie, mają trochę inne plany na życie trochę ich drogi się rozejdą na tym polu. Ciekawa jestem jak to się rozwinie.
    No i oczywiście pozostaje pytanie kto zapukał do drzwi ich mieszkania...Michi, Mario a może Angelika z mężem i mamy kumulację rodziców albo...chłopaki z kadry zrobili parapetówkę - niespodziankę?

    W każdym razie - rozdział pozytywny i oby więcej takich ;)

    Pozdrowienia i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochane 😘

    Rozdział jak zawsze fantastyczny, choć mógłby być nieco dłuższy...

    Oj nie powiem trochę na początku zdenerwowałam się na Lenkę...
    Ja wszystko rozumiem i jestem w stanie zrozumieć, że nadal emocjonalnie jest na karuzeli, ale żeby taki sen nazywać koszmarem❓
    Dobrze, że potem było już tylko lepiej i nie mogłam przestać się uśmiechać 🙂
    Naprawdę bardzo się cieszę, że pomiędzy nią a Thomasem idzie ku dobremu i już nie mogę doczekać momentu gdy będą się zajmować Lily.

    A co do Grega i Anny to wiadomo cud miód i orzeszki, ale i tak wygrali Państwo Morgenstern, którzy jakby wyczuli w jakim momencie najlepiej się pojawić.
    Aczkolwiek mówiąc szczerze jestem ciekawa jak teraz będzie gdy Anna zaczęła studia, ale czuję, że choć na pewno pojawia się jakieś trudności to jednak da radę wszystko ze sobą pogodzić.

    Dobra, lecę do następnego rozdziału 😁

    Pozdrawiam ❤️
    BU$KA 😘💗

    OdpowiedzUsuń