poniedziałek, 27 czerwca 2016

22. Mówić jak do płotu, a i tak nie zrozumie!

Ana rozejrzała się po salonie. W nim spędzali czas członkowie rodziny Schlierenzauerów. Blondynka szybko otrzymała przyjacielski uśmiech od mamy Gregora. Postanowiła się nieco rozluźnić, może źle to wszystko traktowała? To nieważne... Odwzajemniła uśmiech i gdy tylko Angelika wstała, ona wstała wraz z nią ku zdziwieniu samego szatyna. Ana popatrzyła chwilę na niego, po czym musnęła jego wargi dając do zrozumienia, że wie co czyni. Wiedziała, że członkowie jego rodziny bacznie im się przyglądają. Miała szczerze to w nosie, a niech wiedzą, że się kochają... Przecież nie jej winą jest to, że on jeszcze nie poprosił ją o chodzenie. Ona go kocha więc dla niej to pewna niejasność... Z kolei Gregor? Uważa, że zna go dobrze jednak czy tak jest ? Nie na pewno nie, w końcu poznawanie to proces ciągły. Gregor nadal odkrywał przed nią różne karty, był postacią tajemniczą, ale odwzajemniał jej uczucia. To chyba było najważniejsze... Przemieściła się szybko do kuchni gdzie była pani Angelika. W gruncie rzeczy matka szatyna chyba domyśliła się, że Ane prędzej czy później dojdzie do kuchni. Wypadało w końcu jakoś porozmawiać.
- Czy mogę Pani w czymś pomóc? - zaczęła błaho Ane, w końcu nawet sama nie wiedziała od czego zacząć.
To takie dziwne odczucie...
- Pani? Mów mi Angelika. Nie sądzę by pani było dobrym określeniem. - zaśmiała się natychmiast matka Schlierenzauerów.
- Dobrze Angeliko. Więc po co mnie tu wezwałaś? - uśmiechnęła się ponownie blondynka.
- Droga Ane, więc jednak zrozumiałaś znak... Bystra dziewczyna z ciebie.
- Od dłuższego czasu interesuje się psychologią. - zaczęły rozmawiać nieco bardziej na luzie obie.
- Psychologia? Sportowa?
- To również. Od zawsze interesowały mnie ludzkie zachowania.
- Pięknie. Wiesz co, może ja zacznę zmywać naczynia, a ty usiądź przy stole? Co?
- Wiesz co wołałabym jednak zamienić się miejscami. - uśmiechnęła się Ana.
- Pracowita, bystra, mądra i ładna... Zawsze chciałam by Gregor znalazł taką dziewczynę... I widzę, że mu się poszczęściło. - blondynka przesłała nieśmiały uśmiech matce szatyna.
- Wie pani co, tylko że ja nie jestem dziewczyną Gregora... - zawiesiła w połowie zdania, ponieważ Angelika jej przerwała.
- Nie?
- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi, bardzo bliskimi przyjaciółmi...
- Drogie dziecko, to tak się teraz na to mówi?
- To znaczy nie zupełnie mówi tylko taka prawda....
- Powiedz mi inaczej, jesteś szczęśliwa z moim synem?
- Tak jestem, ale...
- No więc widzisz, jeśli nie jesteście razem to już niedługo będziecie... Jeszcze nie jesteście razem, w życiu bym nie powiedziała... Gregor aż promienieje przy tobie.
- Tak, ale...
- Nic nie mów moja droga, na pewno nic się nie zmieni. Nasza rodzina już traktuje cię jak jej członka.
- To bardzo miłe i w ogóle... Dziękuje... - tyle zdążyła powiedzieć, gdyż Angelika opuściła pomieszczenie.
Po wyjściu z kuchni matki Schlierenzauerów pomieszczenie nie pozostawało puste. Była w nim ciągle blondynka, która kończyła ostatnią partię naczyń. Zamyślona ścierała talerz, gdy poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach. Była pewna, że to on... Ten zapach perfum oraz oddech, który doprowadzał ją do ciarek... Była gotowa uciec z nim choćby na koniec świata... Bardzo cieszyła się, że matka Gregora ją akceptuje, że cieszy się szczęściem syna, a do tego tak ją komplementuje. Po chwili zamyślenia pocałunek złożony na jej szyi przypomniał jej o obecności szatyna. Delikatnie odwróciła głowę w jego stronę. Teraz ich spojówki spotkały się na dobre. Gregor musnął delikatnie jej wargi, zrobiło się niemiłosiernie ciepło...
- Mam propozycję nie do odrzucenia...
- Wobec tego słucham. - uśmiechnęła się blondynka.
- Odłóż to i chodźmy na spacer. - nie musiał czekać długo na odpowiedź.
Dziewczyna zaakceptowała ideę chłopaka, po czym ustalili, że spotkają się za 5 minut na dole. Ana zmieniła strój i zgodnie z umową o wyznaczonej porze była na dole. Opuścili dom, po czym szatyn chwycił ją za dłoń i podążyli uliczkami Fulpmes przed siebie.
- O czym dyskutowałyście z moją matką w kuchni? - zapytał chłopak.
- O życiu Greg o życiu. - zaśmiała się na samą myśl o jego ulubionej sentencji.
- A mogę wiedzieć dokładniej?
- Niee...
- Ale dlaczego... Kochanie powiedz mi nooo chyba nie chcesz bym...
- Nie mogę, bo obowiązuje solidarność jajników! - zaczęła się śmiać głośniej Ana, po czym dodała. - A co mi zrobisz?
- A to już moja słodka tajemnica... - zaśmiał się szatańsko Greg, po czym zadał kolejne pytanie. - Ejjj czuje się dyskryminowany... A gdzie solidarność plemników?
- Wyginęła wieki temu. - blondynka i tym razem emanowała radością.
Zdecydowanie spędzanie czasu z Gregorem jej służyło. Dobry humor, uśmiech i na pewno nie nuda... To na pewno nie w ich związku.
- Wieki temu? Niee to chyba dinozaury wyginęły...
- Nooo właśnie mówię o takim jednym co idzie obok mnie. - ponownie wyszczerzyła swe ząbki Ana. - A czemu chcesz wiedzieć o czym rozmawiałam z twoją mamą?
- A no bo wyszła taka radosna i... Ogólnie jakaś inna...
- Inna? Niee no wiesz to bardzo fajna kobieta. A gdzie ty mnie właściwie prowadzisz?
- Tajemnica zawodowa... Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - po czym oboje weszli do jakiegoś parku.
Szli jeszcze kawałek, gdy Gregor powiedział.
- A teraz zamknij oczy....
- No dobrze... Mam nadzieje, że nie uprowadzisz mnie w krzaki? - zaśmiała się Ana.
- No nie wiem, nie wiem wyglądasz apetycznie i w ogóle... - po czym sam również zaczął się śmiać.
Ana... Ana to imię chodziło mu po głowie cały czas. Piękna blondynka o wielkim kochającym sercu... Dobrze ulokował uczucia, był tego pewny... Trzymał jej dłoń z takim wyczuciem, po czym spojrzał na nią.
- I tak widzę, że podglądasz! - zaśmiał się Gregor.
- Daleko jeszcze? - zaczęła naigrywać się Ana
- Za 7 górami i lasami... - po czym wziął zdjął swój szalik i owinął jej oczy niczym zapaską. -Teraz mam pewność, że będziesz grzeczna. - i w dalszym ciągu prowadził swoją wybrankę przez ścieżkę prowadzącą dalej szlakiem.
Tymczasem Ana zaczęła się zastanawiać co kombinuje jej ukochany. Nie chciała już mieć zasłony na oczach, a zapach na nim ją omamiał coraz bardziej... Gregor człowiek, którego kochała... Czy był tego warty? Czy warto dać mu tą szanse? Teraz mogła odpowiedzieć twierdząco. Nie wyobrażała sobie życia bez tego chłopaka... Ale czy on tak myślał? Może... Zobaczysz wszystko w swoim czasie... Już niedługo... Przypomniały jej się słowa Angeliki, które wywołały mimowolny uśmiech na jej twarzy.
- Jesteśmy na miejscu... - usłyszała nagle Ana, po czym zdjęła szalik z oczu.
Ku jej zdziwieniu byli w całkiem romantycznym miejscu... Jakaś polana ze strumieniem co prawda trochę przymarzniętym, ale to dodawało mu wręcz uroku. Wokół sama przyroda i oni... Tylko we dwoje. Blondynka uśmiechnęła się, po czym pocałowała szatyna. Czyżby był romantykiem? Możliwe, ale to nie było teraz ważne, liczyła się wspólna chwila, którą mieli razem spędzić.
- Tu jest pięknie...
- Podoba ci się? - odwzajemnił jej uśmiech Gregor.
Nie pragnął niczego innego jak ją uszczęśliwić. Przytulił ją, po czym zasiedli na jakimś konarze. Przez jakiś czas panowała dziwna cisza... Chyba im to wystarczyło... Byli razem czegoż chcieć więcej?
- Byłeś tu kiedyś z kimś? - zaczęła rozmowę Ana.
- Jesteś pierwsza… Tu przychodziłem zawsze sam by poukładać pewne sprawy i przemyśleć co nie co...
- O czym teraz myślisz skoro tu jesteśmy?
- Szczerze?
- Tylko i wyłącznie. - uśmiechnęła się blondynka.
- O nas....
- O nas? Ciekawie brzmi... Powiesz dokładniej o czym?
- Gregor?! - nagle usłyszeli czyjś głos za sobą.
Zaskoczona para szybko odwróciła swoje głowy... Przez myśl Gregorowi przeszło jedno, nie tylko nie ona... Co ona tu robi...
- No hejka piękny! - pocałowała go w policzek tajemnicza brunetka.
W blondynce się zagotowało... Kto to jest? Kto jej przerywa miłą chwilkę odpoczynku z przyjacielem?
- Cześć... - powiedział niemal tak samo zaskoczony Gregor do nieznajomej.
- No co, nie przedstawisz mnie tej hmm...- zaczęła.
- Ana Morgenstern... - powiedziała nie dając dojść do słowa Gregorowi.
- Lisa Untersacht. - uśmiechnęła się, po czym dodała. - Jestem byłą dziewczyną Gregora.
- A to moja obecna... - szybko wszedł w zdanie Gregor.
Podejrzewał, że taka konfrontacja może się niezbyt dobrze skończyć.
- Nowa dziewczyna powiadasz? Miło poznać. - zaśmiała się ponownie Lisa.
- I wzajemnie... - powiedziała niechętnie Ana..
Słowo była przyprawiało ją o mdłości... Ogólnie źle jej się to kojarzyło...
- Co ty tu robisz? - zaczął od razu chłopak.
- E no Gregor nie przesadzaj... Nie spytasz nawet co u mnie? Nie poznaje cię...
- Lisa daruj sobie... Potrafisz chyba odpowiedzieć na proste pytanie?
- No wiesz spacerowałam kiedyś i znalazłam to miejsce całkiem przypadkiem, a teraz przyszłam odreagować małe dołki...
- Coś mi to przypomina... - zaczęła mówić Ana jednak nie skończyła wypowiedzi.
- Twój przyjaciel mnie rzucił... - powiedziała nieco smutnym tonem brunetka.
- Wiesz dobrze, że przestaliśmy być przyjaciółmi, gdy to wszystko się stało...
Blondynka od razu skojarzyła fakty... To była ta jedyna dziewczyna Gregora i to właśnie ta zdradziła go z przyjacielem...
- Gregor chodźmy już... - powiedziała Ana czując, że lada chwila ta rozmowa może zmienić bieg, a ona sama niestety nie będzie główną rozmówczynią.
- No co ty Ana, wieki czasów się nie widziałam z Gregorem, daj nam trochę pogadać...
Brzmiało to nazbyt przekonująco... Blondynka spojrzała w oczy szatynowi... Widać było chwilę zawahania co zaniepokoiło Ane...
- O nie, nie zepsujesz mi tego.... - pomyślała tylko, po czym wyciągnęła dłoń do chłopaka. - Greg? - powiedziała pytająco blondynka, po czym również otrzymała wyciągniętą dłoń chłopaka.
- Może innym razem... - powiedział szatyn.
- Innym razem? To będzie taki? - takie zdania obracały się teraz w myśli skoczkini.
- No to może pójdę z wami? - uśmiechnęła się zawadiacko Lisa.
- Może innym razem, słyszałam że masz coś do przemyślenia... - próbowała ją zniechęcić blondynka.
- Oj to z pewnością poczeka... Gregor to jak?
Ana zdecydowanie miała dość tej zagrywki...
- Co ona kombinuje? Co sobie wyobraża ten Filip z konopi...
- No dobrze... - westchnął Greg, który nie miał powodu do odmówienia.
Brunetka oczywiście stanęła po jego drugim boku, po czym sama zaczęła nawijać o swoim życiu.
- A wiesz co... Tak jakoś stęskniłam się za tobą Greg. Kopę czasu minęło. - ponownie zaczęła grę brunetka.
- Wiesz co Lisa oboje z Gregorem zdecydowanie jesteśmy zajęci. Treningi to konkursy. Trasa, dom, rodzina, przyjaciele no i my oczywiście. - Gregor szczerze miał dosyć spotkania dziewczyn.
Czuł się dziwnie. Była, która go zdradziła i obecna, którą nade wszystko szanował i kochał... Ale widział też, że jedna gra drugiej na nerwy. Postanowił się trochę wyciszyć jednak nie dane mu było.
- Ała! - krzyknęła prawie Lisa. - Chyba skręciłam kostkę…
- Taaa dobrze, że nie półdupek... - zaśmiała się ironicznie Ana, po czym wyrwały z zadumy Grega.
- Greg nie pomożesz mi?
- O nie, jeszcze za wiele by było jakby jej pomógł... Nie rób tego nie rób, bo jak... - Ana ciągle miała podejrzane myśli.
Ta dziewczyna zdecydowanie kombinował. Trzeba było myśleć wcześniej i nie zdradzać go... Po czym wzięła spojrzała na szatyna, który właśnie podał rękę udającej kulawą Lisę.
- O nie przesadziłaś... - pomyślała wymieniając się piorunującym wzrokiem blondynka z brunetką.
Musiała wymyśleć coś oryginalnego, ale nie potrafiła. Pospolite jednak wydało się najlepsze.
- Trudno... - pomyślała blondynka, po czym zaliczyła gwiazdorską wywrotkę.
Była w tym mistrzem, gdyż na skoczni również się zdarzały. Wiedziała co Gregor powinien zrobić i jak widać nie przeliczyła się.
- Nic ci nie jest kochanie? - powiedział szatyn puszczając brunetkę.
- Nie chyba nie... Chociaż boli mnie kolano. Musiałam je sobie zedrzeć.
- Ajj no to wskakuj na barana. - uśmiechnął się Gregor.
- Żartujesz?
- Nie no mówię całkiem poważnie... - po czym blondynka zajęła miejsce na plecach skoczka.
- A ja? - spytała nieco zrezygnowana Lisa.
- Wybacz, ale musimy się zwijać do domu Gregora. Jeszcze chcemy obgadać kilka spraw z rodzicami Gregora w końcu jutro czeka nas ważny dzień. - uśmiechnęła się Ana
- Już mnie zostawiacie? Greg no chyba nie zrobisz mi tego?
- Lisa wybacz, Ane się potłukła i chcę się nią zająć. - powiedział szatyn, po czym pocałował namiętnie blondynkę.
- No to do zobaczenia Gregor. - brunetka szybko odwróciła się na pięcie i nim zdążył cokolwiek powiedzieć już jej nie było.
Dalszą drogę przemierzali w milczeniu, żałowali tylko tego niezbyt miłego incydentu, czyli pojawienia się Lisy. Blondynce w zupełności przypominało to przybycie panny Cercnic, której nikt nie oczekiwał. Taki niespodziewany jakże niemiły gość. Dość szybko dotarli do domu Schlieriego. Było już dość późno. Angelika z uśmiechem na ustach obserwowała młodą dwójkę, po czym zaleciła Gregorowi udanie się do ojca, a ta została sam na sam z blondynką.
- I jak? Spacer udany? - zadała pierwsze pytanie Angelika.
- Tak świetnie się bawiłam, no może bawilibyśmy się dłużej, no ale...
- Coś się stało?
- Nie, nic takiego...
- Ane czego się obawiasz? Śmiało powiedz co się stało. Greg coś przeskrobał?
- Nie, nie Greg? Wręcz przeciwnie... Było wspaniale...
- Wobec tego?
- Pojawiła się Lisa...
- Była Gregora... Tak Ane, ale to już dawno zamknięty rozdział...
- Ale dziś mógł się na nowo otworzyć, Lisa zerwała z tym kimś...
- To był dość długi etap w życiu mojego syna... Jednak wiele przez nią wycierpiał Ane... Nie wiem opowiadał ci tą historię? - blondynka twierdząco pokiwała głową, po czym ponownie usłyszała wypowiedź matki.
- Ane jesteś jej zupełną przeciwnością, widzę, że mój syn jest z tobą szczęśliwy więc nie uważam by chciał wrócić do Lisy. Nie masz powodów do obaw. Zapewniam.
- Oby... - powiedziała młodsza, po czym zobaczyła uśmiechniętą twarz Schlierenzauerowej.
- Ane, a tak nawiasem mam pytanie?
- Jakie? - odwzajemniła uśmiech blondynka.
- Czy ty kochasz mojego syna?
- Tak...
- A czy kochałaś się z nim?
- Yyyy chodzi ci o sex? - Angelika przytaknęła, po czym Ane głośniej się zaśmiała. - Angelika jeśli o nas chodzi... Oczywiście kochamy się, ale sex? Zdecydowanie jeszcze nie teraz...
- Sypiacie ze sobą?
- Czuje się jak w pokoju zwierzeń... O co ci chodzi Angelika?
- Chce wiedzieć na jakim poziomie jesteście...
- Ale nie no czy nie uważasz jednak, że to nasza sprawa?


Tymczasem u Gregora i Paula Schlierenzauerów.


- Słyszałem, że coś chciałeś ode mnie? - powiedział szatyn.
- No chciałem, chciałem. Jutro jedziemy z mamą na wasz konkurs.
- To świetnie i co w związku z tym?
- A no tak jakoś mi się powiedziało...
- Chcesz ze mną rozmawiać o czymś innym prawda?
- Tak... Zawsze chyba źle rozmowy zaczynałem... Ta Ana... Fajna z niej dziewczyna...
- Mhm fajna nawet bardzo i co dalej?
- Zamierzasz coś z tym zrobić?
- A jak myślisz tato? Oczywiście, że tak!
- Mam nadzieje, że dbasz o zabezpieczenie?
- Ekhm słucham?
- No wiesz gdybym taką spotkał...
- Tato... Ach... - powiedział tylko Gregor i opuścił pokój machając ręką.


Ana lekko podirytowana wyszła z salonu i udała się do pokoju. Pierwsza jej noc tutaj i może nie ostatnia... Poszła więc do łazienki ogarnąć się na tyle by mogła w spokoju szybko zasnąć. Troszkę miała jednak dosyć pobytu tutaj... Kłopotliwe pytania Angeliki... O co jej chodzi... Jakieś badanie etapów. Wolne żarty chyba... Po prysznicu uśmiechnęła się na sam widok łóżka. Szybko więc podskoczyła i usłyszała tylko.
- Ałć!
- Greguś? - uśmiechnęła się blondynka.
O tak to była bardzo miła niespodzianka. Leżeli teraz na boku patrząc sobie w oczy.
- Co ty tu piękny robisz?
- Odwiedzinki...
- Nocne chyba... - na ustach blondynki pojawił się szatański uśmiech.
- Nawet cało nocne... - powiedział szatyn, po czym kontynuował. - Aneee... A czy ty jesteś zazdrosna o mnie?
- Nieee... Ani troszeczkę....
- Nie? A może jednak? - puścił jej oczko chłopak.
- No może troszeńkę....
- A o Lise? - na samo słowo wypowiedziane z jego ust zasyczała.
- Mam cię słonko! Więc jednak?
- No dobra... Tak jestem chorobliwie zazdrosna...
- Ane w tym miejscu tu i teraz mówię ci, że nie masz o co... Ane jestem bardzo szczęśliwy z tobą i chce by to trwało jak najdłużej...
- Brzmi jak oświadczyny. - zaśmiała się blondynka
- Niee... Na to jeszcze przyjdzie pora...
- A przyjdzie? Więc jednak myślisz o mnie poważnie? - weszła mu w zdanie Ane.
- Dziś miałem taką dziwną rozmowę z ojcem, nie wiem o co mu chodzi... - blondynka wyczuła zmianę tematu przez Gregora.
Miała mu trochę za złe to co robi. Bo albo unika tematu albo nie jest tak jak mówi... Nie miała jednak ochoty rozwadniać tematu, trudno, gdy będzie gotowy sam ewentualnie ją o to poprosi.
- Wiesz twoja mama też mnie pytała o dziwne rzeczy... Na przykład o to czy uprawialiśmy sex?
- Sex? Nie no oni są niemożliwi. - Gregor wybuchnął wraz z blondynką śmiechem.
- Greguś? Mogę sobie coś ukraść? - przegryzła wargi blondynka na samą myśl o słodkim pocałunku.
- Bierz co chcesz. - uśmiechnął się szatyn, po czym połączyli się w namiętnym pocałunku.
Po nim objął ramieniem jej brzuch, po czym udali się na spokojny sen.


Madlen trzasnęła drzwiami i tyle jej było widać. Koffi westchnął. Zapukał, ale odpowiedziała mu cisza. Wiedział, że Madlen wolałaby być teraz sama, ale… nie chciał jej samej zostawiać. Bał się, że znów może mogłaby sobie coś zrobić. Nie chciał jej zostawiać cierpiącej. Niestety… nie otworzyła mu więc zmartwiony ruszył w kierunku swojego pokoju. Mijając drzwi skąd dochodziły jednoznaczne odgłosy, tylko się wzdrygnął. Po chwili był już u siebie. Lena długo stała pod drzwiami dosłownie do nich przygwożdżona. Głęboko oddychała i nie mogła uwierzyć własnym uszom. Tego się po nim nie spodziewała. Poczuła na policzku łzę… wraz jak ona spływała po jej policzku tak Lena osuwała się na podłogę. Po chwili już na niej siedziała… teraz już nie płynęła łza, ale strumień łez. Nie mogła się uspokoić. Powoli zaczęło jej brakować powietrza. Jeszcze nikt nigdy jej tak nie zranił. Zaniosła się. To już nie było ciche chlipanie, ale głośne jęki… Swoim krzykiem starała się zagasić odgłosy nadal kotłujące się w jej głowie. Szybko zatkała uszy dłońmi i nadal płakała. Miała dość. Miała serdecznie dość życia… takiego życia. Pełnego kłamstw i oszustów. Pragnęła odejść stąd… uciec gdzieś gdzie nikt jej nie znajdzie. Do świata bez Niego! Dlaczego On jej to zrobił? Dlaczego taki jest? Dlaczego właśnie w Nim musiała się zakochać? Tylu facetów jest na ziemi, a ona musiała akurat wybrać tego najgorszego. Głupie serce! Głupie, zranione, złamane i zdeptane serce! Jego serce… i tylko jego… Nie miała już sił. Podczołgała się do łóżka, ale nie mogła na nie wejść. Położyła się więc na ziemię głową w dół. Wylewała łzy w podłogę. Przegrała… przegrała miłość… szczęście… życie… Nie widziała już sensu istnienia… Teraz już nic nie miało sensu… On ostro pieprzył się w pokoju obok, a ona chciała umrzeć… Chciała odejść z tego świata raz na zawsze i dziś nie stało nic na przeszkodzie! Podniosła się. Zostawiła torbę i poszła do łazienki. Po drodze rozebrała się z kurtki i reszty zbędnych rzeczy. Stanęła nad umywalką i zajrzała do szuflady. Nigdzie nie mogła znaleźć żyletki. Spojrzała w lusterko. Wyglądała okropnie. Makijaż szlak trafił, a o reszcie nie ma co mówić. Ostatnia łza spłynęła po jej policzku. Upadła do umywalki. To był koniec… koniec ery Thomasa. Odkręciła kurek z zimną wodą i obmyła twarz. To by było zbyt proste… odebrać sobie życie. Trzeba stawić czoło życiu. Stawić czoła Jemu. Może nie dziś, może nie jutro, ale kiedyś… Miłość przychodzi i odchodzi… Człowiek raz jest, a raz go nie ma… Jakie jest najlepsze rozwiązanie? Tylko jedno… powrót do domu i… zapomnieć o Thomasie. Podjęła decyzję. Wraca do Villach i to jak najszybciej. Obtarła buzię i przebrała się w piżamę. Pogasiła światła po czym wskoczyła do łóżka. Przymknęła oczy i mimowolnie z jej oczu znów popłynęły łzy…


Tym czasem gdzieś w hotelu był ktoś kto nie mógł zasnąć. Tym kimś był Andreas, który cały czas myślał o Madlen. Teraz najchętniej by poszedł do Thomasa i tak porządnie mu przywalił. Czy ten chłopak musi być aż tak ślepy? Jak można nie zauważyć, że ona go kocha? Przecież to widać z kilometra… Co on w ogóle robi? Raz klei się do Leny, a potem nagle pierdoli się ze swoją laską. Naprawdę trzeba być idiotą! Nie to nie jest odpowiednie słowo. Zjebanym egoistą i totalnym chamem. Co z tego, że Tom to jego kumpel?! Teraz najchętniej to by go zabił. Nie mógł wytrzymać. Koffi wstał i wyszedł z pokoju. Ruszył w stronę pokoju Len, w którym po chwili się znalazł. Nie pukał więc nie miał go kto nie wpuścić. W środku panowały egipskie ciemności. Słyszał ciche pociąganie nosem, po czym szybko zaświecił światło. Ujrzał na łóżku zapłakaną blondynkę. Westchnął, po czym szybko się przy niej znalazł. Usiadł obok. Lena zrobiła mu miejsce, więc położył się i mocno ją przytulił. Nie zdążył się jeszcze wygodnie usadowić kiedy dziewczyna wybuchła niepohamowanym płaczem. Głaskał ją po głowie. Tylko tyle mógł zrobić.
- Przepraszam… nie chciałam się tak rozklejać. – wychlipała.
- Nic się nie stało… wypłacz się jeśli jeszcze masz czym płakać.
- Zostaniesz ze mną jeszcze chwilę?
- Nawet całą noc jeśli tylko chcesz.
- Niee… jak usnę proszę idź spać… nie chcę żebyś przeze mnie jutro czuł się niewyspany. Przecież jutro konkurs.
- Konkurs nie jest najważniejszy…
- Dziękuję Koffi. – starała się uśmiechnąć, ale jej nie wyszło.
Andi ucałował ją w czoło, po czym znów zaczął ją głaskać. Lena ułożyła się w jego ramionach, po czym zamknęła oczy. Uspokoiła oddech i nerwy. Zaczęła głęboko oddychać, po czym po chwili zasnęła niespokojnym snem. Kofler patrzył na nią ze współczuciem w oczach. Miał już dość jej łez. Uznał, że ktoś powinien rozmówić się z Thomasem, a mówiąc ktoś miał oczywiście na myśli swoją osobę. Kiedy uznał, iż Len śpi dość mocno, postanowił wrócić do siebie jak ona sobie tego wcześniej życzyła. Delikatnie się poruszył, po czym usłyszał pukanie do drzwi. No to pięknie… To nie mógł być nikt inny. Jak się spodziewał postać Toma pojawiła się w drzwiach. Spojrzał dziwnie na leżącą dwójkę.
- O przepraszam… chciałem porozmawiać z Len… - powiedział wycofując się.
- No to naprawdę znalazłeś wyśmienity moment. – warknął Koffi i zaczął się podnosić.
- Co?
- Zaczekaj na mnie Tom musimy porozmawiać. – powiedział Andi, okrył blondynkę kołdrą i ruszył ku drzwiom.
Po chwili obaj stali na korytarzu. Morgi pytająco spojrzał na przyjaciela.
- Dobrze się bawiłeś? – wypalił brunet.
- Eee… ale o co chodzi?
- Chciałeś ją zranić?! To masz, udało ci się jak nigdy!
- Koffi o czym ty mówisz?
- O Lenie durniu! Jak mogłeś z nią tak postąpić?
- Co?
- Nie udawaj idioty! Nie, sorry… zapomniałem. Ty jesteś idiotą!
- Koffi co ty…
- Fajnie jest tak bawić się obydwoma? Jedna ci nie dała to zadzwoniłeś po drugą? I co? Jak było? A tak! Wspaniale, bo było was słychać w całym hotelu!
- A, to o to chodzi? Słuchaj Koffi, to że Lena nie chciała dać tobie… - tego było za wiele.
Andi zrobił wielkie oczy, po czym uderzył Toma w twarz z całej siły. Blondyn zgiął się w pół, a brunet potrzasnął ręką.
- Jaki ty jesteś głupi! Czy ty nic nie widzisz?!
- O co ci chodzi idioto! – wrzasnął Tom.
- Nie spodziewałem się tego po tobie…
- To raczej ja nie spodziewałem się TEGO po tobie! Nie musisz się na mnie wyżywać skoro Lena chce się tylko z tobą przyjaźnić.
- Ostrzegam cię! Zranisz ją jeszcze raz, a nie skończy się to dla ciebie dobrze. I uprzedzam! Nie wezmę pod uwagę tego, że jesteś moim kumplem. – oznajmił Koffi i ruszył w stronę swojego pokoju.
- Zranisz? No sorry, ale to ona pierwsza zaczęła klejąc się do ciebie!
- Brak mi słów na ciebie Tom… żegnam. – zakończył rozmowę Andreas, po czym zniknął za drzwiami do swojego pokoju.
A Thomas z obolałym nosem wrócił do Kristiny.


Około godziny 8 Ane obudziły pierwsze promienie słoneczne. Nowy dzień, nowe nadzieje, a przede wszystkim wielki powrót do sportowej rodziny. Miała ochotę porozmawiać z Leną, bardzo dziwnie czuła się z tą całą sytuacją. Dziwne uczucie próby swatania ją z Gregorem, szokujące nieco pytania tylko po co to wszystko? Szukając w głowie odpowiedzi, obróciła się na drugi bok. Szatyn już nie spał, również jej się przyglądał.
- Dzień dobry. - powiedział Gregor muskając wargi blondynki.
- Witaj. - ponownie uśmiechnęła się Ana.
Taki poranek jej się bardzo podobał. Mogła by tak zawsze... Ale takie plany to daleka przyszłość... Oni nawet nie są jeszcze parą. No, ale wiara pozostaje nadal.
- Idę teraz się ogarnąć... - wstała z łóżka Ane.
- Kochana... - odwróciła się na samo słowo kochana.
Korciło ją, ba nawet bardzo jej się to podobało.
- Mogę iść z tobą? - przegryzł wargi szatyn przytulając dziewczynę.
- Chyba marzysz wiesz... - uśmiechnęła się Ana.
- Ja niee... A chcesz się założyć, że nie? - żartował dalej szatyn.
- No to najpierw mnie złap. - zaczęła zbiegać po schodach blondynka.
Greg oczywiście nie zamierzał popuszczać i poleciał za dziewczyną. Nagle oboje zlecieli z ostatniego schodka. On prawie na niej leżał. Głęboko spoglądał w jej oczy. Po chwili oboje zaczęli śmiać się z zaistniałej sytuacji. Ofiary wojny inaczej nie mogło brzmieć określenie ich szalonej pozycji.
- Jak dzieci... - zaśmiała się Angelika widząc szalejącą dwójkę.
Szatyn wstał pierwszy i wyciągnął dłoń. Bez wątpienia w zaufaniu chwyciła ją i pocałowała jego usta. Pełen entuzjazm i ich nastawienie ukazywały pełną radość w ich związku.
- No to piękny idę tam gdzie powinnam być teraz...
- Ale nie sama... - uśmiechnął się chłopak i przerzucił ją przez plecy.
- Co ty robisz głuptasie! - zaczęła wydzierać się ze śmiechem blondynka.
- Prowadzę by zdobyć łupy. - uśmiechnął się szatyn wchodząc z nią do łazienki.
- Wariat!
- Ale pozytywny. - wyszczerzył ząbki chłopak, po czym zaczął całować ją po całym jej ciele.
Przez chwilę stracili kontrolę, ale nie patrzyli na mało istotne fakty. To, że nie byli razem? Co z tego... Teraz liczyło się jedno być szczęśliwym, po prostu chwytaj dzień. Po odpowiednim przygotowaniu w łazience wyszli na śniadanie gdzie czekała cała rodzina Schlierenzauerów.
- Dzień dobry. - powiedzieli jednocześnie uśmiechnięci młodzi.
Zajmując odpowiednie miejsce, zajęli się konsumpcją. Szatyn co jakiś czas spoglądał na pałaszującą blondynkę. Wiedziała o tym więc co jakiś czas posyłała mu ciepły uśmiech.
- Dziś konkurs... Słyszałem, że nie będziesz miał łatwego rywala...
- Konkurs... Tak... A rywal? No zobaczymy.
Szczerze? Nawet nie zwracał na to wczoraj uwagi. Był w pełni pochłonięty spędzaniem czasu z Ane.
- Skaczesz z kolegą zespołowym z Loiztlem. - powiedział Paul.
- Z Wuffem? - powiedzieli znów równo we dwoje.
- A no chyba. - powiedzieli z zaskoczeniem rodzice Gregora, którzy wierzyli w to, że ich syn jest świadomy wszystkiego.
Chłopak pogrążył się w zadumie. Jego myśli roztaczały się to wokół TCS to na Ane. Czekały go ważne życiowe decyzje jednak konkurs... Chyba to był bardzo istotne. Z rozmyślań wydostała go Ane.
- To co, szykujemy się do wyjazdu?
- Tak jasne... – wstali, po czym udali się spakować resztę rzeczy blondynki.
- Ja zadzwonię po taksówkę... Chyba ze pojedziesz swoim samochodem.
- Swoim. - powiedział na odchodne Gregor, po czym popędził za blondynką.
Widząc jego uśmiechniętą twarz, poczuła radość w sercu. Wiedziała, że czuje to samo co on. Teraz wypadało czekać na wydarzenia przyszłości. Co się wyrobi nie wiedziała... Greg widząc jej zamyśloną twarz, nie przerywał jej. Chwycił tylko torbę i teraz mogli ruszać w dalszą trasę, gdyż czekała ich seria próbna oraz konkurs. W samochodzie Ana oparła głowę o szybę. Miała ochotę wymarzyć sobie szczęśliwy dom i rodzinę, a tą mogła mieć tylko z Gregorem... Wyszło na tym, że nie była już zadurzona, teraz go kochała, a jej zazdrość tylko to podkreślała. Gregor dość szybko dojechał pod hotel gdzie zamieszkiwała Austriacka drużyna. Teraz oboje wysiedli i ruszyli przed siebie.


Sen… jedyna część dnia, w której można się wyciszyć, uspokoić i odpocząć. Tylko wtedy można zapomnieć o problemach i całym świecie. Madlen bardzo lubiła sen. Dawał on jej możliwość zapomnienia Thomasa, ale czy na pewno? Nie. Dziewczyna obudziła się. Ponownie jej się śnił. Poczuła jak zimne krople potu spływają po jej twarzy. Cała się trzęsła. To znów był koszmar… Czy jego osoba nigdy nie przestanie jej prześladować? Chyba nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie. Z westchnieniem wstała i udała się do łazienki. Mimo wszystko miała nadzieję, że ten dzień będzie o wiele lepszy od poprzedniego. Dlatego postanowiła go rozpocząć szybkim, zimnym prysznicem. Wyskoczyła z ubrań, po czym zimny strumień wody otulił jej ciało. Tak! Tego było jej trzeba. Odprężyła się. Ponownie uspokoiła nerwy i dała upust emocjom. Nabrała chęci do życia. Chęci do stawienia czoła problemu. Teraz to mogła nawet z nim porozmawiać. Ale czy na pewno? Niedługo miała się o tym przekonać. Kiedy opuściła prysznic, szybko zajęła się toaletą. Suszenie włosów zajęło jej dłuższą chwilę, ale efekt był piękny. Zrobiła delikatny makijaż i w pełni przygotowana mogła opuścić pomieszczenie. Wpadła na pomysł, iż zje śniadanie jako pierwsza. Szczerze nie bardzo miała ochotę patrzeć na krzywą twarz Kristiny. Jak postanowiła tak też zrobiła. Zabrała klucz, po czym opuściła pokój. Zamykając go, obadała czy teren jest czysty. Na horyzoncie nie pojawił się nikt znajomy, więc uradowana ruszyła w stronę windy. Trach! Ktoś trzasnął drzwiami. Odwróciła się i ujrzała blondyna. Spoglądał w jej stronę. Przestraszyła się. Sama nie wiedziała czemu. Jeszcze kilka minut temu była gotowa stanąć z nim twarzą w twarz, a teraz? Serce zaczęło jej szybciej bić, a oddech stał się niespokojny. Gdy zauważyła, że rusza w jej stronę, przyspieszyła kroku. Dlaczego przed nimi uciekała? Nie chciała spojrzeć mu w oczy… bo to wszystko co postanowiła runęło by z dymem.
- Lena zaczekaj. – usłyszała po chwili, ale już znikała za drzwiami windy.
Nacisnęła guzik z parterem i modliła się aby chłopak nie zdążył wsiąść. Drzwi jak nigdy się nie zamykały. Już prawie… jeszcze trochę i co? Jego stopa znalazła się między zasuwającymi się drzwiami.
- Myślałaś, że tak łatwo mi uciekniesz? – zapytał z tym swoim zawadiackim uśmiechem.
Lena nie spojrzała nawet na niego. Zrobiła krok do tyłu. Thomas wszedł do środka i nacisnął przycisk. Potem spojrzał na dziewczynę. Przybliżył się na niebezpieczną odległość.
- Nie podchodź. – wysyczała Madlen przez zęby.
- Widzę zapowiada się dłuższa pogawędka… - powiedział Tom i znów coś wcisnął czego efektem było zatrzymanie się windy.
- Co ty robisz idioto?! – wrzasnęła blondynka.
- Rozmawiam z tobą… inaczej byś mi uciekła…
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- Ależ mamy… może wytłumaczysz mi co miało to wszystko znaczyć? – zapytał zakładając ręce na piersi.
Dziewczyna po raz pierwszy spojrzała na chłopaka od dłuższego czasu. Nie wiedziała o co mu chodzi.
- Co, co miało znaczyć? – zapytała.
- Ten cyrk z Koffim.
- Cyrk? – Len nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- A jak mam to nazwać?
- Nazywaj to jak chcesz… kij ci do tego i proszę teraz mnie wypuścić.
- Lena co się stało? Jeszcze wczoraj rano było tak fajnie.
- Co się stało? Powiedzieć ci co się stało?! – krzyknęła. – To się stało kurwa!!! Twoja super dziewczyna zjawia się jakby nigdy nic, o czym oczywiście nie raczyłeś mi powiedzieć. Zjawia się i myśli, że jest nie wiadomo kim… a co potem? Tom leci do niej jak na skrzydłach no bo jak! A co z Len? A co go to obchodzi… ma ją gdzieś. Przecież to wszystko to była tylko przygoda… nic nie znaczący epizod w jego życiu! Nie!! Nie przerywaj mi do cholery! – wrzeszczała. – Zerwę z nią… nie kocham jej i co? A teraz pieprzysz się z nią jakby nigdy nic i myślisz, że jest fajnie!!! Nie chcę z tobą rozmawiać i nie chcę cię znać Thomasie! – spojrzała w jego niebieskie tęczówki z żalem w oczach.
- Tak? Ty nie byłaś lepsza! Co to miało znaczyć to obściskiwanie się z Koflerem? I jeszcze to kino. Mówisz na mnie, a sama robisz to samo.
- Co?! Koffi to mój przyjaciel i dobrze o tym wiesz! Nic mnie z nim nie łączy poza przyjaźnią. Ja nie rzucam słów na wiatr Tom…
- Ja tym bardziej.
- Że co słucham? Proszę cię nie rozśmieszaj mnie! Powiedziałeś jej, że jej nie kochasz? Powiedziałeś, że chcesz zerwać? O, a może wspomniałeś o niedoszłych pocałunkach… Nie! Bo jesteś tchórzliwym chamem, który sam nie wie czego chce! I wiesz co? Żal mi ciebie Morgi…
- Tak? Nie lepsza jesteś. Wspomniałaś Koffiemu, że jesteś zakochana? Nie… no tak… po co chłopak ma widzieć skoro i tak go potem wykorzystasz i rzucisz! A tamten? Wie, że zarywałaś do dwóch na raz? Sorry… trzech! Nie możemy zapomnieć o szanownym panie Jacobsenie. Myślisz, że jesteś taka święta? Niczym się nie różnisz ode mnie!
- Nie chcę więcej ciebie widzieć! Masz się nie zbliżać nawet na metr! Dla mnie przestałeś istnieć właśnie w tym momencie! Idź pierdol się ze swoją dziwką!!! – w oczach blondynki pojawiły się łzy.
- A ty szmać się ze wszystkimi ile tylko chcesz! – wrzasnął Tom.
Lena, która właśnie stała do niego tyłem powoli się odwróciła. Już nawet wczorajsze wydarzenie nie zraniło jej tak jak dzisiejsze słowa Toma. Łzy spłynęły po jej policzku. Morgi nagle poczuł się głupio.
- Lena ja… - zaczął, ale nie skończył, bo po raz drugi w życiu poczuł dłoń dziewczyny na swoim policzku.
Po raz kolejny go uderzyła. Po raz kolejny zabolało jak nigdy. Po raz kolejny się zawiodła. Po raz kolejny miała przez niego wszystkiego dosyć. Po raz kolejny chciała umrzeć… Wcisnęła guzik, po czym winda się odblokowała. Stanęła przed nim tyłem i czekała tylko na otwarcie drzwi. Sekundy dłużyły się jak nigdy. Opanowała płacz, wytarła policzki i czekała. Tom stał za nią trzymając się za policzek. Zapiekło jak nigdy… ale nie na policzku tylko w sercu. Nie z powodu słów dziewczyny tylko z powodu jego zachowania. Wiedział, że dziś stracił ją na zawsze. Łzy same cisnęły się do oczu. Przesadził… Po chwili patrzył jak wybiega… jak jej nienawiść emanuje całą nią. Ale był w błędzie. Lena nie znienawidziła go. Nadal go kochała… nawet po tym wszystkim co usłyszała. Cała roztrzęsiona znalazła się w restauracji. Zajęła stolik gdzieś na uboczu i schowała twarz w dłoniach. Miała ochotę się znów rozpłakać, ale nie chciała robić tego na oczach innych. Postanowiła być twarda. Musiała być twarda. Nie chciała być słaba… Brakowało jej teraz strasznie Ane. Tylko ona potrafiła ją dostatecznie zrozumieć i pocieszyć, a także czasem nieźle zrąbać. Tak… Ana to najlepsza przyjaciółka jaką Lena mogła mieć. Choć bardzo za nią tęskniła, wiedziała, że starsza blondynka cieszy się teraz towarzystwem Gregora. Mimo, że jej potrzebowała, nie miała zamiaru przeszkadzać dziewczynie.
- Zamawia pani coś? – usłyszała nagle i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi nad nią przystojny kelner.
- Tak, tak już… - obtarła oczy i uśmiechnęła się zachęcająco. – Co pan proponuje na lepszy początek dnia?
Chłopak od razu się rozluźnił, po czym się słodko uśmiechnął.
- Dziś mamy wspaniałe grzanki z czym pani będzie tylko chciała, a do tego na polepszenie humoru proponuję kakao. – oznajmił.
- Skoro pan tak mówi… poproszę. Najwyżej będzie twoja wina. – znów się kokieteryjnie uśmiechnęła. – Ups…przepraszam. Pana wina…
- Nie, nic nie szkodzi. Jestem Julian miło mi.
- Madlen… za ile mogę się spodziewać posiłku?
- 10 minut?
- Super, dziękuję. – odpowiedziała, a chłopak obrócił się i odszedł.
W tym czasie Lena usłyszała głośne śmiechy. Serce przyspieszyło jej bicie, a żołądek podszedł do gardła. Spodziewała się tylko i wyłącznie kadry austriackiej, ale jak się okazało byli to Norwedzy. Odetchnęła z ulgą. Po chwili wodziła wzrokiem za machającymi dłońmi chłopaków, którzy szybko się przy niej znaleźli.
- Witamy panią. – zaczął Jacobsen podchodząc i całując dziewczynę w policzek.
Do niedawna dość często to robił, ale od akcji z żoną jakoś zaprzestał. Zdziwienie Leny było duże.
- Możemy się dosiąść prawda? – zapytał Hilde.
- No w sumie… czemu nie. W grupie zawsze raźniej. – uśmiechnęła się, po czym cała piątka usiadła do stołu.
- Dlaczego sama tu siedzisz? – zapytał Johan.
- Bo reszta smacznie śpi?
- Jasne… - zaśmiał się Jacko. – Widzieliśmy jak zarywałaś do kelnera.
- Że co? Ja tylko…
- Czyli jednak. – wybuchł śmiechem Hilde.
Lena zmierzyła go wzrokiem, ale po chwili obdarzyła szczerym uśmiechem.
- Lena… a ten… wcześniej to czemu się smuciłaś? – zapytał znów Tom.
- No co ty nie wiesz? – wypalił Jacko. – Wiadomo, że tęskni za mną… a ja niestety zajęty nieee?? – dodał, a Lena mimowolnie się zaśmiała.
- Wmawiaj sobie Andi wmawiaj. – poklepała go po ramieniu, a reszta Norwegów głośno się zaśmiała.
- Udam, że tego nie słyszałem. A tak naprawdę co się stało? – zapytał.
- A musiało się coś stać?
- Nas nie oszukasz… mów co się stało. – ciągnął Bardal.
- Oj no nic…
- Pewnie masz dość swoich Austriaków. – uśmiechnął się Bjoern.
- U nas jest jedno wolne łóżko. Zawsze możesz zmienić „Swoich Austriaków” na „Swoich Norwegów”. – zaproponował Tom Hilde.
- Hmmm… w sumie z chęcią bym to zrobiła… alee… nie chce zostawiać Ane samej.
- To nie problem. Ty będziesz spać ze mną, a Ana będzie miała własne łóżko. – wyszczerzył się Johan.
- Co? Sorry, ale Lena będzie spała ze mną… - spojrzał wymownie Tom.
- Eee… hallo! To mnie Madlen kocha… i ze mną chce spać. – powiedział Jacko.
- Co?! Nie chcę ci przypominać, ale masz już żonę… - oznajmił Hilde.
- Ale kochanki nie mam. – zaśmiał się Jacko.
- I mieć nie będziesz. – dołączyła w końcu Len.
- Wiedziałem, że chcesz spać ze mną. – uśmiechnął się Evensen.
- Może i bym się skusiła, ale nie chcę być znów oskarżoną o zdradę narodu. – orzekła i w tym momencie właśnie przyszło jej śniadanie.
- Czy my też możemy zamówić to samo? – zapytał Bjoern.
- Nie, niestety się już skończyło. – oznajmił kelner, a Lena wybuchła głośnym śmiechem.
- Widzicie… tylko wybrańcy mogą jeść grzanki. – nadal się śmiała.
- Ależ my jesteśmy wybrańcami i poprosimy to samo co pani pięć razy. – powiedział Jacobsen.
- Oczywiście, już się robi. – powiedział kelner puszczając Len oczko.
- Smacznego. – powiedzieli chłopcy chórem.
Lena zaczęła jeść. Jednak każdy kęs przechodził jej z coraz większym trudem, a to za sprawą Norwegów. To naprawdę była zgrana grupa. Dziewczyna wręcz nie mogła przestać się śmiać. Oni naprawdę byli lekarstwem na zły humor. Co chwila się o coś sprzeczali. A to który jest ładniejszy, który mądrzejszy, z którym Lena wolałaby spać, którego bardziej lubi. Mogło się wydawać, że są strasznie dziecinni, ale… to Lena chyba w nich lubiła. Że są tacy normalni, nikogo nie udają, wiedzą czego chcą… brakuje takich ludzi na świecie. Znów pomyślała o nim… nawet spokojnie śniadanie zjeść nie mogła… On kojarzył jej się ze wszystkim. O czym by nie pomyślała i tak nawiązała by do jego osoby. Miała serdecznie go dość. Chciała o nim zapomnieć, ale jak? To nie taka prosta sprawa. Czy on nigdy nie przestanie jej prześladować? Myśl o nim sprawiała jej ból… ogromny ból… jego wyraz twarzy… jego słowa palące jak żar i ten wzrok… Miał do niej żal choć sama nie wiedziała o co. Starała się go zrozumieć, ale nie potrafiła. Zaślepienie… zaślepienie zazdrością. To chyba najtrafniejsze stwierdzenie.
- Lena? Halo Madlen?! Chłopaki łączymy się… Lena! Uwaga… jest na Wenus... właśnie łapę kontakt… halo tu Ziemia! Szybko chłopaki odbieram sygnał! Złączymy się czułkami. – nawoływał któryś z chłopaków i dopiero teraz Lena zauważyła, że był to Anders, który zrobił sobie z kwiatków „czułki” i… udawał, że jest pszczołą?
Tak to chyba dobre określenie. Kiedy blondynka spojrzała na niego jak na idiotę, wszyscy prócz Jacko wybuchli śmiechem.
- No co? – zapytał wystawiając rządek swoich białych zębów.
Ach… on miał taki śliczny uśmiech i te dołeczki. Cóż… Anders był jednym z najprzystojniejszych skoczków. Ale… był ktoś ładniejszy…
- Lena? Co ty dziś taka jakaś nijaka jesteś?? – dopytywał się Tom.
- A chłopaki… miałam ciężką noc. – skrzywiła się na samą myśl.
- Pewnie ci nie dali spać ci twoi Austriacy… szczerze nam też… wieczorem Andreas i Thomas bardzo się awanturowali… słychać ich było w całym hotelu. – zaczął Johan.
- Żebyś ty widziała jak Koffi przysunął Morgenowi. – dodał Bjoern.
- Co? – Lena zrobiła wielkie oczy.
- No serio… nie zdziwiłbym się gdyby Tom chodził dziś z wielkim limem pod okiem. – zaśmiał się Bardal.
- Eee… przepraszam was chłopcy, ale muszę już iść. – powiedziała szybko i na sekundzie uszyła w stronę schodów.
Nie mogła w to uwierzyć… skłóciła ich! Skłóciła dwóch najlepszych kumpli…
- Lena?! – usłyszała i odwróciła się słysząc znajomy głos.
Tak! To Ane i Gregor. Chyba jeszcze nigdy nie ucieszyła się aż tak z ich widoku. Po chwili wpadła w ramiona przyjaciółki. Nie chciała się rozklejać więc ostatkami sił walczyła z piekącymi łzami. Ana poczuła się dziwnie. Coś się na pewno stało. Nie powinna była zostawiać Leny samej.
- Len co się stało? – zapytała.
- Aj Ana… zaraz wam wszystko opowiem. – powiedziała Len siląc się na szczery uśmiech.
Po chwili we troje ruszyli stronę pokoju. Ane czuła, że coś nie wyszło wczoraj... Była niemal pewna, że chodzi o Thomasa w końcu wróciła panna K... Lena była załamana... Jej oczy zdradzały wszystko. Dlaczego musiała tak cierpieć? Nie dane było jej poznać odpowiedzi na takie pytanie. Może taki był jej los? Wierzyła w miłość jednak czy jej się to tyczyło? Starała się uśmiechnąć jednak nie mogła. Weszła do pokoju jako ostatnia. Po czym wzdychając zajęła miejsce na kanapie obok Ane.
- Co się stało słońce? - spojrzała na nią ze współczuciem Ana.
- Dużo... Aż za dużo...
- Mamy czas... - powiedziała Ane z Gregiem, po czym włączyli się na odbiór.
- No jak pojechaliście panna K dała mi w kość, no później bardzo miło spędziłam czas z Andim...
- Z Andim? - oboje byli nieco zaskoczeni tym faktem.
Jednak dalej jej słuchali.
- No, a potem te ich bzykanie się...
- Szczyt chamstwa i bezczelności! Jak ja go dorwę to... - zaczęła Ana
- Dlatego też podjęłam decyzje o powrocie do Villach. Tak będzie lepiej.
- Co?! - powiedziała Ana z Gregiem.


Tymczasem za drzwiami ktoś przysłuchiwał się całej rozmowie. Osoba ta nie mogła wręcz uwierzyć, że te słowa wypowiedziała blondynka... Ta stanowcza, ale czy będzie aż tak stanowcza? Wiedział, że Lena nie odpuści, kochała tego głupka, ale on też chciał dbać o jej dobro. Nie mogła tego zrobić nie teraz... Tą osobą był nie kto inny jak Koffi, który po wczorajszym dniu stał się Lenie jeszcze bliższy niż kiedykolwiek. Jednak byli tylko przyjaciółmi. Dla innych aż dla niego tylko... Ile by dał aby ona kiedykolwiek dała mu szanse uczynić się szczęśliwszą... Ile dałby by być na miejscu Thomasa, Thomasa który jest ostatnim głupkiem, a jednak może mieć to czego on mieć nie może i prawdopodobnie mieć nigdy nie będzie. Serce dziewczyny, które było niezwykle wrażliwe i do tego tak cierpliwe... Wciąż czekające na uczucie, które do tej pory było nieodwzajemnione. Skoczek odsunął się od drzwi i ruszył w kierunku, który pierwszy mu się nasunął. Pokój winowajcy czyli Thomasa. Jako starszy czuł, że musi w końcu zakończyć ten cyrk. Wparował jak nagrzany i zaczął ostrą wymianę zdań.
- Taki dorosły, a jednak wciąż gówniarz... Coś ty najlepszego narobił?! - powiedział potrząsając przyjacielem Koffi.
- No, ale o co ci chodzi?
- Czy ty tylko potrafisz tylko krzywdzić? - zadawał pytania bez odpowiedzi brunet.
- Andreas opanuj emocje i na spokojne powiedz co się dzieje... Coś z Leną wam nie wyszło?
- Nam? Nas nigdy nie będzie. Przejrzyj na oczy Thomas w końcu!!!
- Andi wyluzuj i powiedz o co chodzi...
- Lena chce wyjechać do Villach...
- Coś ty jej narobił, że chce wracać? - powiedział Thomas nie mogąc uwierzyć w wypowiedziane słowa.
Lena? Czyżby Kofler ją skrzywdził? Niemożliwe... Chyba... A może jednak? Przecież ona od tak by nie wyjechała.
- Coś ty narobił...
- Ja nie Thomas, ale tobie radził bym przejrzeć na oczy! Chyba, że jesteś pustą blondynką, która poza sobą nic nie widzi... Zastanów się nad sobą... - po czym wściekły na najlepszego przyjaciela opuścił jego pokój i udał się w stronę restauracji.
Tam nie mógł wytrzymać emocjonalnie... Wszystko tak ciężko przechodziło przez jego gardło. Dlaczego nie dane mu być szczęśliwym, a jej? Czym ona zawiniła? Taka śliczna, niewinna, a jednak ile łez już wylała... Czym sobie na to zasłużyła? Z zadumy wyrwał go znajomy głos.
- Andreas! Cóż żeś narobił!? - była to Kristina, której chyba też ktoś nadepnął na odcisk.
- Kristie o co ci znów łazi...
- Miałeś odciągnąć tą maleńką od Thomasa, a tymczasem co?
- Nie mów na nią maleńka... - skrzywił się Andi.
- Maleńka hah też mi coś... Wiesz dobrze o co mi chodzi, miałeś się nią zająć, a tymczasem co? Thomas znów u nich w pokoju i pewnie zabawia się z nią!
- Ona wyjeżdża...
- Jedzie? No Kofler czyżbyś złamał serce małej nieszczęśnicy?
- Zachwycona jesteś? Masz to co chciałaś... Jej tu już nie będzie, a jeśli chodzi o mnie... Nie, to nie jest moja wina...
- Wobec tego dzięki za wszystko... Życzę wam szczęścia. - rzuciła na odchodne blondynka.
Jakby nie wiedziała, że nic z tego nie będzie. Kofler wstał od stołu gdzie znajdowało się jego śniadanie... Nic nie był w stanie zjeść. Podążył ze smutkiem na twarzy na górę. Nie dane mu być szczęśliwym, jej też nie... Jaki ten świat jest niesprawiedliwy... Może wszystko kiedyś się ułoży. Brunet pozostał w sferze marzeń do momentu, gdy wszedł do pokoju...


Tymczasem w pokoju u blondynek.


- Lena musimy pogadać! - powiedział jak na rozkaz Thomas.
- A kto powiedział, że ona chce z tobą gadać? - powiedziała stając mu na drodze Ana.
- Ana wiesz doskonale, że chce...
- O nie mój drogi, dziś zakaz wjazdu. Pomyliłeś drzwi.
- Lena... - młodsza blondynka znów zaczęła ronić drobne łzy.
Chcąc by blondyn nie zastał jej w tym stanie, szybko wdarła się do łazienki.
- No, ale o co wam wszystkim chodzi? - powiedział Thomas.
- NAM? O to, że zostawić cię na 5 minut samego, a już wszystko pieprzysz! Dlaczego ty potrafisz tylko ranić Tom dlaczego?
- Ty chyba jakieś pytania retoryczne zadajesz... Skąd ci ten tekst do głowy przyszedł?
- Odświeżyć ci pamięć? - powiedziała waląc go z płaskiego w twarz. - I co już wiesz o co chodzi czy w drugi też zasunąć?
- Ana o co chodzi... Najpierw Kofler teraz ty... Ja was nie potrafię pojąć...
- I Andi miał rację jeśli przemówił ci do rozumu, ale wątpię. Tymczasem żegnam pana!
- Ale ja chcę by Lena nie jechała...
- Lena? Chce świętego spokoju... Wiec ponawiam prośbę. Wypad z baru!
- Ale my musimy porozmawiać! - zdawał się nie odpuszczać Thomas.
- Wyjdź! Jak będzie chciała pogadać to trafi, ale wątpię. Żegnam!
Po czym w końcu odpuścił i wyszedł z ich pokoju. W pamięci zapadł mu tekst Ane: Potrafi tylko krzywdzić... No, ale o co w tym wszystkim chodzi. Przecież nic takiego nie uczynił co by mogło kogoś zranić... A wyjazd Leny? Co stoi za jego przyczyną? Zdecydowanie pragnął poznać odpowiedź na to pytanie. Zdecydowanie wtargnął do swojego pokoju gdzie pogrążył się w myśleniu co zrobić by poznać tajemnice młodszej blondynki...


~~~


Matko Kochana co tutaj się dzieje :O


Lincz na Thomasie M. xD My same chętnie byśmy go ubiły... a przecież osobiście wykreowałyśmy jego charakterek haha ;D hipokrytki -,- hihihi :*


Co myślicie o całej tej akcji? Lena mu wybaczy? Znowu...?


A Gregor? Nie zrobił jednak nic... i ta jego była... hmmm...


Bardzo dziękujemy Wam Kochane za te naprawdę szczere komentarze :* Jesteście najlepszymi czytelniczkami na świecie! To naprawdę budujące... i wspaniałe jak wczuwacie się w historię, w odczucia naszych bohaterów :) Naprawdę micha się sama cieszy na widok jak bardzo kibicujecie Ane i Gregorowi :) Mamy nadzieję, że niedługo będziecie tak kibicować Lenie i Thomasowi... ale nie  wiadomo co ten blondyn jeszcze wymyśli... :P


Trzymajcie mocno kciuki za nasze parki, za mądre decyzje i za sięgnięcie po rozum do głowy :) Ale przede wszystkim za cierpliwość ;D Której w sumie i Wam życzymy :*


Do następnego!


Wasze...


Ania&Madziusa

7 komentarzy:

  1. Lincz na Thomasie to chyba nawet za mało powiedziane. Wiem, że chłopak nie spodziewał się wizyty Kristiny, ale jak widać zdecydowanie mu to nie przeszkadza. Jeszcze śmie odwracać kota ogonem i zrzucać winę za swoje zachowanie na Lenę. Dobrze mu Ani powiedział - niby taki dorosły, a jednak gówniarz... Najpierw zabawia się ze swoją dziewczyną, a potem w środku nocy przychodzi do Leny, czy on jest poważny? Chyba po prostu pasuje mu, że taka młoda i ładna dziewczyna jest w pobliżu, a do tego nie może jej zdobyć. Niech on się w końcu zdecyduje, bo jego zachowanie w windzie to już szczyt wszystkiego. Ehhh... spodziewałam się więcej po Morgenie, ale jednak jeszcze gdzieś tam tli się we mnie nadzieja, że w końcu chłopak się obudzi i zobaczy kto darzy go prawdziwym uczuciem, a nie będzie jeszcze za późno. Lena zasługuje na miłość i szczęście, a serce nie sługa.
    Ana i Gregor - rozumiem, że pojawienie się Lisy to tak żeby nie było zbyt słodko, ale pan Schlierenzauer wyszedł z tego zdecydowanie obronną ręką. Tak trzymać :) Jeszcze niech dorzuci pewne pytanie, które jest w sumie tylko formalnością i będzie cud, miód i orzeszki .
    Jego rodzice swoją drogą to też ciekawa para, te ich przesłuchania i uświadamianie, dobre hehe.
    Ok rozpisałam się chyba jak jeszcze nigdy, więc pora kończyć, już czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Skokomaniaczka28 czerwca 2016 13:09

    Jestem :)
    Zaczynając od początku..
    Ana i Lisa to jednak niezłe aktoreczki! Ane całkowicie rozumiem, musiała walczyć o swoje, nie ma to tamto! Gregor jest jej i koniec kropka. Żadna była nie ma prawa tak nim manipulować.
    Rodzice Gregora chyba dobrze się dobrali.. te ich pytania i w ogóle. Ale nie sądzę, żeby te ich pytania były na miejscu.. w końcu Gregor, jak i Ana są dorośli i mają prawo robić co chcą. Nawet TO :D
    Tak sobie myślę, że chyba wieki miną, zanim Gregor się ogarnie z tym związkiem. Cały czas jest tak blisko, a ja mam wrażenie, jakby ciągle brakowało mu odwagi. No może chociaż na tym konkursie coś wykombinuje i zada to magiczne pytanie :)
    Teraz sprawa z Thomasem..
    Nie wiem od czego zacząć, w ogóle nie wiem co powiedzieć i co myśleć. Już dawno stracił wiele w moich oczach i jeśli w najbliższym czasie się nie ogarnie to przestanę go lubić. No bo jak tak można? Sam miesza, udaje przed Leną nie wiadomo kogo i nie wiadomo co, a jak zjawia się Kristina to nagle Leny nie ma?! No bez jaj..
    Jeszcze to jego wygadywanie, że niby Lena jest wszystkiemu winna?!
    Nie, nie i jeszcze raz nie! Wielkie NIE dla Morgensterna.
    I chwila.. czy ja dobrze zrozumiałam, że Kofler był/jest w jakiejś zmowie z Kristiną? Jeśli tak to jemu również należy się porządny opieprz!
    Trochę się podenerwowałam, więc po tym rozdziale jak nic należy mi się melisa :D
    Czekam na kolejny!
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej kochane :-)
    Rozdział jak i całe opowiadanie boski, cudny...

    Kurdę bardzo mi szkoda Leny, że musi tak cierpieć...
    Thomas jest zwykłym niewidomym dupkiem (choć to i tak moim zdaniem lekko powiedziane, bo na usta cisnął mi się mniej cenzuralne słowa), który chce tylko dla siebie dobrze nie patrząc na uczucia innych. Thom w moim oczach stracił już wszytko i wątpię czy jeszcze go polubię...
    Koffi, Lena i Ann mu przyłożyli oaz nagadali ale wątpię czy to coś do takiego człowieka trafi...
    Moim zdaniem Madlen nie powinna rezygnować z podróżowania z Austria Team tylko pokazać temu głupkowi, że jest ponad to wszystko jednocześnie mogłaby przybliżyć do Andreasa, choć domyślam się, że obie sprawy mogą być trudne i bolesne...

    Ana i Gregor przesłodcy jak zwykle, a rodzice chłopaka zabójczy. Szkoda, że chłopak nie zdążą poprosić ukochaną by została oficjalnie jego dziewczyną, ale mam nadzieję, że już wkrótce w romantycznym momencie to nastąpi oraz, że jego była nie zniszczy tej sielanki...

    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.

    BU$KA :* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem, jestem! ^^
    Świetny rozdział, kochane, zresztą, jak wszystkie poprzednie. Nie zbrzydły wam już te pochwały? :D
    Thomas... co to ma być w ogóle, do jasnej cholery? Czy on ma jeszcze w głowie jakieś resztki rozumu? Przecież to jest niepoważne, co on odwala. Zachowuje się gorzej niż jakiś nastolatek... Szlag mnie trafia jak widzę, że Lena przez niego coraz bardziej cierpi. Morgenstern, ogarnij się chłopie, bo ileż można!
    Dobrze, że u Any i Gregora ciągle wszystko jest w porządku. Rodzice... cóż, przesłuchanie musi być, to już chyba reguła w każdej rodzinie :)
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Only Dreams2 lipca 2016 16:19

    Jestem!;*
    Rozdział cudowny!
    Morgenstern niech się w końcu ogarnie! Szkoda mi Leny, że musi przez niego cierpieć.
    Czekam na kolejny,
    Buziak;*

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Kolorowa Biel3 lipca 2016 13:21

    Cześć! :)
    Już jestem! :)
    Jak zawsze nie można się tutaj nudzić. ^^
    Ja również uważam, że Gregor i Ana są przesłodcy. :) Choć nadal mam wrażenie, że Gregor nie jest do końca pewny siebie. Myślę, że brakuje mu ciutki odwagi. :) Nie mniej jednak pasują do siebie jak puzzle i mam nadzieję, że będą razem szczęśliwi jeszcze bardzo, ale to bardzo długo. :D
    Co do rodziców skoczka... No, parka nie daj się. :) Troszkę mnie zdziwili, ale chyba koniec końców... lubię ich. :p
    Co do Thomasa...
    Gorzej już chyba być nie może. >.< Ten koleś ma ewidentnie jakiś problem z samym sobą! Czy on nie widzi, że rani swoich bliskich? Że rani Lenę? Co z tego, że przyjaciele starają się go naprostować? Co głupiemu po rozumie, jak go nie ma? -.-
    Boże, aż jestem wściekła! (To znak, że rozdział doskonale napisany ♥)
    Cóż, mam nadzieję, że stanie się jakiś cud i chłopak w końcu się ogarnie, bo jak nie, to mu przypierpuknę... ;)
    Do następnego!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.

    OdpowiedzUsuń