piątek, 26 sierpnia 2016

31. Czasem wystarczy tylko czyjaś obecność, by wszystko inne potoczyło się łatwiej

Poniedziałek, 12 stycznia, godzina koło 8. Dom Leny, Villach


Lena otworzyła oczy… nie wiedziała co tak naprawdę się dzieje. Czy to wszystko było tylko snem? Nie wiedziała tylko czy złym czy dobrym… Czy jej ojciec nie miał zawału? Nie leżał w szpitalu? To by było piękne. Ale… Ona i Tom… Razem… W łóżku… Tak. To na pewno był sen. Zamrugała. Była w swoim pokoju, leżała w swoim łóżku, w swojej pościeli. Przestraszona zajrzała pod kołdrę. Uff… miała na sobie ubrania. Czyli to był tylko sen… czyli między nimi nic się nie wydarzyło. Odetchnęła, ulżyło jej. Nagle poczuła okropny ucisk w klatce piersiowej. Oczy od razu napełniły się łzami. Zdała sobie sprawę, że jej ojciec był w szpitalu… Był bardzo chory… Umierający. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Poczuła jak ktoś siada na łóżku. Oprzytomniała. Przypomniała sobie, że ktoś ją wołał. Był to Thomas. Spojrzała na niego. Był bardzo przejęty. Uśmiechnął się do niej delikatnie. Jednak smutek wymalowany na jej twarzy nie pozwalał mu długo tego robić. Lenie zrobiło się jeszcze ciężej na sercu. Czyżby był smutny przez nią? Co się wczoraj wydarzyło? Mało pamiętała z wczorajszego wieczoru. Co on tu w ogóle robił? Myśli kotłowały się w głowie blondynki. Nie mogła wytrzymać tego natłoku. Podciągnęła się do siadu. O matko! Pewnie wygląda teraz okropnie. Nie przypominała sobie aby brała wczoraj kąpiel, a do tego spała w ubraniu. Jakie to upokarzające. Pewnie nawet makijażu nie zmywała. A jej włosy… O nie… Opieprzyła siebie samą najpierw o to, że nie zrobiła wczoraj ze sobą nic pożytecznego, a potem o to, że przejmuje się takimi błahostkami, kiedy jej ojciec leży w szpitalu. Ponownie przeszył ją ból.
- Długo tu jesteś? – wypaliła.
Głos, który wydobył się z jej ust nawet ją zmroził. Odchrząknęła. Starała się przybrać łagodniejszy ton, ale nic takiego nie nastąpiło. Thomas dziwnie na nią patrzył.
- Co tutaj robisz? – dodała po chwili, starając się by to brzmiało bardziej przyjaźnie.
Morgi milczał. Lena nie wiedziała co się dzieje i o co chodzi. Może jednak sen był prawdziwy? Nagle przed jej oczami pojawił się obraz Kristiny. Czyżby Tom żałował wczorajszej decyzji? Nie rozmawiali jeszcze o tym. Tego było za wiele.
- No powiedz coś! – krzyknęła, sama nie wiedząc czemu.
Rozpłakała się, a w tym samym momencie Thomas pociągnął ją w swoje ramiona. Nie miała siły z nim walczyć. Wtuliła się w niego i czekała.
- Co ci się śniło? – to były pierwsze słowa jakie od niego usłyszała.
Oderwała się od niego i spojrzała żałośnie.
- Thomas błagam! – krzyknęła głośniej niż chciała. – Nie wiem co się w ogóle dzieje i o co chodzi. – stwierdziła już łagodniej. – Czy ty tutaj spałeś?
- Nie. – odrzekł.
Lena powoli dostawała większych nerwów. Czy on w ogóle zamierzał jej cokolwiek wytłumaczyć? Wstała rozdrażniona. Nie dość, że jej ojciec jest w szpitalu i nie wie co się z nim dzieje, to jeszcze wspomnienia ze snu prześladowały ją za każdym spojrzeniem na chłopaka. A do tego on zachowywał się bardzo dziwnie! Stanęła do niego tyłem. Postanowiła się ogarnąć, ogarnąć myśli. Jednak wspomnienie oddechu Toma na jej ciele nie pozwalało na to… Wzięła kilka głębokich oddechów.
- Dzień dobry Morgi. – powiedziała, odwracając się z uśmiechem.
Podeszła do niego i pocałowała go w policzek.
- Opowiedz mi co się wczoraj wydarzyło, bo hmm… od wyjścia ze szpitala niewiele pamiętam. – poprosiła, a Tom wybuchł śmiechem.
W Lenie się zagotowało, ale postanowiła nic po sobie nie pokazywać.
- Oj Lenka, Lenka… - śmiał się dalej chłopak.
Przybliżył się do niej i popchnął na pościel. Madlen opadła mimowolnie. Blondyn położył się obok, podpierając głowę na łokciu, a drugą rękę skierował na brzuch dziewczyny. Lena poczuła jak dotyka jej skóry, gdyż bluzka jej się podwinęła. Od razu przed jej oczami pojawiły się sceny ze snu. Zesztywniała.
- Tak Madlen. Długo tutaj jestem. Nic nie pamiętasz? Odwiozłem was do domu. Pomogłem ci z bagażami, a potem uprawialiśmy długi, namiętny seks. – powiedział bez zbędnych emocji.
Lena zrobiła duże oczy. A Thomas wybuchł śmiechem.
- A tak serio to zasnęłaś kiedy ja pomagałem Meredit. – uśmiechnął się. – Twoja bezwładne ciało przytargałem przez cały dom i rzuciłem na łóżko. – powiedział całkiem poważnie.
- To by tłumaczyło moje obolałe ciało. – stwierdziła Lena spoglądając na swoje chude kończyny.
- Co ty Lenka, żartowałem…
- Myślisz, że tylko ty umiesz żartować? – wystawiła mu język, a Tom czując jak ucieka z niego toksyczne powietrze, rzucił w dziewczynę poduszką.
- Oj Lena, Lena… kiedyś to ty mnie wpędzisz do grobu… - westchnął, po czym położył głowę na jej ramieniu.
Wpatrywali się sobie w oczy dłuższą chwilę. Madlen zastanawiała się o czym on teraz myśli i za każdym razem kiedy na nią patrzy. Chciała by mieć dar słyszenia myśli innych. Westchnęła w duchu. Zastanawiała się co teraz będzie. Jej ojciec jest w szpitalu, a sprawa trójkąta Lena-Morgi-Kristie nadal nie była rozwiązana. Nie miała zamiaru zaczynać teraz tego tematu, nie miała na to siły, ale wiedziała, że prędzej czy później będą musieli o tym porozmawiać. Tom uśmiechnął się delikatnie i zabrał kosmyk jej włosów z twarzy za ucho, przytrzymał rękę i poruszył kciukiem, miziając ją tym samym po policzku. Ciało Leny pokryło się gęsią skórką. Usta ją paliły, tak bardzo chciała go pocałować. Poczuć miękkość jego ust, tak jak we śnie, ale nie potrafiła tego zrobić mimo wszystko. Thomas też ze sobą walczył. Jednak obiecali coś sobie i postanowił tej obietnicy dotrzymać, chociaż tej jednej.
- Czyli nie będziemy się całować? – wypalił z zawadiackim uśmieszkiem.
Dziewczyna tylko przerzuciła oczami i pokręciła głową z niedowierzaniem, po czym oboje się zaśmiali. Ta dziwna atmosfera z rana w końcu odeszła gdzieś daleko. Znowu czuli się przy sobie swobodnie. Thomas odetchnął z ulgą, bo Lena nie zaczęła tematu Kristiny na co nie był gotowy. Nie rozmawiał jeszcze nawet o tym z samą starszą blondynką. Sam ze sobą jeszcze nie rozmawiał. Mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że kiedyś w końcu trzeba będzie podjąć decyzje. Ale? Czy on jej czasem już nie podjął?


Tymczasem ranek w Bad Mittendorf


Pierwsze promienie słońca spowodowały wcześniejszą pobudkę pary. Blondynka z czułością spojrzała na swojego partnera, po czym delikatnie musnęła jego policzek i zaczęła się szykować do dzisiejszego dnia. Co im przyniesie? Tego nie wiedział nikt. Z uśmiechem na ustach ruszyła do łazienki by szybko załatwić podstawowe potrzeby, po czym wraz z przygotowanym już Gregorem ruszyli na dol.
- Dzień dobry wszystkim! - odezwali się niemal równocześnie i zajęli miejsca w towarzystwie Austriateam.
- Słyszeliśmy, że dostaliście najmłodszą pociechę Pointnerów. Jak sobie poradziliście? Ona jeszcze żyje? - zaśmiał się Koffi, po czym usłyszał szybką odpowiedź trenera.
- Oni? Spisali się znakomicie, chętnie zatrudnił bym ich jako nianie dla dzieci.
- Alex w życiu byś się nie wypłacił. - zaśmiała się w odzewie para.
- Jeszcze raz wszystkim wam dziękuje za włożony wkład w opiekę nad naszymi dziećmi. No i jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym poruszyć podczas tego śniadania.
Ekipa z zainteresowaniem spojrzała na trenera, który odwzajemnił ich uśmiechy.
- Wraz z Tonim jesteśmy zadowoleni z Waszej dyspozycji treningowej i zawodowej, dlatego chcielibyśmy dać Wam dodatkowe dwa dni wolnego. Rozplanujcie je jak tylko chcecie. Zróbcie małe treningi by nie wyjść z wprawy i odpoczywajcie.
Cały team przyjął propozycje z zachwytem, od razu dało się słyszeć komentarze co kto będzie porabiał podczas wolnego.
- Gregor mam propozycje, może pojechalibyśmy do Leny zobaczyli jak sobie radzi co?
- Do Leny? - dało się słyszeć głos Koflera, który oczywiście chciał dołączyć do nich do Villach.
- I w sumie moglibyśmy zrobić coś jeszcze... - nieśmiało zaczęła Ana.
- Chyba wiem o co ci chodzi, chciałabyś pojechać do rodziców tak? - uśmiechnął się Gregor, który dość szybko odczytywał zamiary i plany starszej blondynki.
- Czuj się zaproszony! - powiedziała uradowana blondynka, po czym ruszyli do swoich pokoi. Na korytarzu zagadnęli resztę.
- Wolfi i Mascht, a wy jakie macie plany?
- Ja zostaje z moją rodziną. - usłyszeli od starszego kadrowicza, a Koch dodał. - Ja z wami jak zawsze.
Po ustaleniach zabrali się do przygotowań na wyjazdy.
- Greguś... Ale jest jeden problem... - szatyn wywrócił oczami widząc strapione spojrzenie dziewczyny, po czym spytał.
- Kochanie jaki problem? Wstydzisz się mnie pokazać mamie czy co? - zaśmiał się chłopak, po czym zamienił się w słuch.
- Nie o to chodzi głuptasie... Chociaż może faktycznie powinnam się bać... - zawiesiła się blondynka, po czym wybuchła śmiechem, dając do zrozumienia chłopakowi, iż nie w tym rzecz, a jednocześnie lekko przedrzeźniając go.
– Wiesz co ci za takie irytowanie mnie grozi?
- Buziak? - kokietowała dalej skoczka dama jego serca.
- A może łaskotki? - tym razem kontrole przejął chłopak, po czym przerzucił blondynkę przez ramie i wciągnął ją do ich wspólnego pokoju.
- Nie odważysz się... A tak poza tym jest problem z dojazdem... Jedziemy taksówką?
- Tak, na pewno prawie 200 km taksówką do Villach, chcesz bym zbankrutował zanim zacząłem sensownie zarabiać? - zaśmiał się Gregor, po czym dodał. - Juz wszystko załatwiłem, Mario nas odwiezie w Wasze strony. Pojedziemy tam z Koffim i Maschtem... A teraz co myślałaś, że nie dokonam zemsty za te naigrywanie ze mnie? - po czym zaczął łaskotać blondynkę, która z każdą chwilą nie mogła pohamować śmiechu, który wywoływał jej luby. - Teraz jesteśmy kwita. - powiedział Schlieri gdy dokończył akt pomsty.
- Koffi i Mario w jednym aucie... Brakuje tylko Thoma i chyba skończyło by się masakrą. Nie uważasz, że Mario kombinuje by być bliżej Lenki, a Koffi też jej nie daruje?
- Nie martw się o to. Jak znam sytuacje, to chodź życie pisze rożne scenariusze, Lena będzie z Morgenem. Z resztą nie słyszałaś skarbie? Juz ją wybrał... - dziewczynę w dalszym ciągu próbował uspokoić Gregor, jednak z przeciętnym skutkiem.
- No tak ale...
- Już cichutko... - położył palec na jej ustach, po czym chwycił ją za rękę i wspólnie ruszyli w kierunku samochodu Maria, gdzie miała odbyć się zbiórka do odjazdu.
- To co, ruszamy? - powiedział z uśmiechem Mario, po czym dodał. - Męskie chuderlaki na tył zapraszam, a damę do przodu proszę.
- Hola, hola, nie twoja dama wypraszam sobie. - odpowiedział naburmuszony Gregor, po czym w odzewie usłyszał od Ane.
- Kochanie wybacz, lecz nie wkomponuje się w ładne męskie otoczenie, więc dziś musisz ustąpić. - po czym delikatnie musnęła jego wargi w ramach rekompensaty za spędzenie osobno podróży.
Gdy wszyscy zapieli pasy, ruszyli w długą podróż do Villach.


Wracając do Leny i Toma


Leżeli wpatrując się w siebie krótką chwilę. Żadne z nich nie chciało nic mówić. Nie byli jeszcze gotowi na poważną rozmowę. Lena i tak miała już dosyć na głowie, nie chciała jeszcze bardziej komplikować swojej sytuacji. Tom natomiast sam nie był pewny co należało powiedzieć. Lena westchnęła w końcu. Z zawadiackim uśmiechem ruszyła ku chłopakowi. Tom przekonany, że Lena chce się przytulić, delikatnie się odchylił, ta nie myśląc długo przeturlała się przez jego ciało, naciskając tym samym wszystkimi swoimi kostkami o ciało chłopaka. Usłyszała w odpowiedzi głośny grymas. Zaśmiała się i już stała na podłodze.
- Lena… ile ty ważysz… - stwierdził Tom z grymasem bólu na twarzy, rozcierając obolałe miejsca.
- Tyle co i nic. – zaśmiała się dziewczyna. – Tak naprawdę to nie wiem co tu robisz. Po co przyjechałeś Tom? – dodała kierując się ku komodzie, odwracając na końcu wzrok w jego stronę.
- No… postanowiłem, że zawiozę Cię do szpitala. – odrzekł z uśmiechem chłopak.
Lena podejrzliwie na niego spojrzała. Blondyn co prawdą jej nie okłamał, ale też nie powiedział całej prawdy. Najzupełniej w świecie po prostu chciał ją zobaczyć.
- Ale tak samo jak Mer, ja również mam prawo jazdy, podobnie jak auto. – stwierdziła dziewczyna wyciągając potrzebne rzeczy.
- Mogę iść jeśli mnie nie chcesz. – oznajmił Tom wstając z łóżka.
- Nie… Thomas. – powiedziała szybko. – Cieszę się, że jesteś, ale to naprawdę niepotrzebne.
- Ja jestem niepotrzebny?
- Jezu, Thomas! Nie! Po prostu… ja sobie poradzę, a ty nie powinieneś czasem pojechać na jakiś trening?
- Dziś sobie chyba odpuszczę. – stwierdził z uśmiechem i usiadł z powrotem na łóżku dziewczyny.
- Ehh… no dobrze. W takim razie… eee… ja pójdę wziąć prysznic, a ty tym czasem… rozgość się. – powiedziała. – Masz szanse pod moją nieobecność trochę pomyszkować. – dodała ze śmiechem.
- Wczoraj już to zrobiłem jak usnęłaś. – uśmiechnął się.
Lena tylko pokręciła głową i zniknęła za drzwiami łazienki. Tam wzięła szybki prysznic, próbując zmyć z siebie wspomnienia dotyku Toma ze swojego snu. Morgi w tym czasie rozglądał się po pokoju dziewczyny. Przypomniał sobie wczorajsza rozmowę… Oj on dobrze wiedział, gdzie znajduje się bielizna dziewczyny. Ale to go nie interesowało. Odkrył więcej cech blondynki. Zauważył, że jest bardzo rodzinna. To w sumie charakteryzowało całą jej rodzinę. W całym domu, na każdym kroku można było obejrzeć miliony zdjęć. Była bardzo uporządkowana, cały jej pokój był jednym wielkim porządkiem. Ponad to dało się rozpoznać, że Lena jest romantyczką oraz że jest sentymentalna. Miała naprawdę ogromną kolekcję pluszaków, Tom domyślił się, że mogły to być prezenty rzucane jej przez ludzi na lód. A ponad to posiadała sporą ilość zaschniętych bukietów. Zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy nic jej nie sprezentował. No oprócz ten jednej róży kiedyś i bukietu na przeprosiny. Postanowił, że to się musi zmienić.


Tymczasem gdzieś w Austrii


Trasa dość długo mijała w milczeniu. Każdy z nich bowiem miał powody do rozmyślań. Mario zaczął się zastanawiać dlaczego Thom jest takim czubkiem i w czym on jest gorszy od niego, że nie może usidlić Leny. Gregor dumał nad tym czy zyska pełnie akceptacji rodziny Ane. Natomiast sama blondynka zastanawiała się nad kruchością ludzkiego życia... Los jednak bywał przewrotny i to daje wiele do myślenia. Czy w wypadku jej i Grega się powiedzie? Czy jej przyjaciółka będzie mogła w dalszym ciągu cieszyć się sukcesami wraz z ojcem, którego darzyła przeogromną miłością? Z zadumy wyrwał Ane Mario.
- Na pewno wszystko będzie dobrze.
- W nic innego nie wierzę blondasku. - obradowała go uśmiechem Ana, po czym spytała. - Długo jeszcze będziemy jechać?
- Cóż... Jeszcze chwile na pewno. Ale to lepiej dla nich. - zaśmiał się chłopak, który wskazał dziewczynie lusterko tylne.
Ich oczy ujrzały trzech słodko śpiących skoczków opartych o swe kościste ramiona. Nana wyszczerzyła ząbki w kierunku Innauera, po czym zajęli się cichą dyskusją o ich życiu i obecnych problemach.
- Jak się poznaliście z Gregorem?
- Proste pytanie, prosta odpowiedz. To skoki nas połączyły zupełnie jak Was. Z tym, że staż znajomości mamy dłuższy jak wy. - uśmiechnął się blondyn, po czym dodał. - Cieszę się, ze Greg odnalazł przy Tobie szczęście. Dawno nie był taki otwarty, a teraz aż emanuje radością.
- I vice versa. Wiesz Mario dużo dla mnie znaczy ten związek... A ty jak sobie radzisz z sercem?
- Moje serce cóż... Samo nie wie co ma robić. - spojrzał delikatnie w jej stronę skoczek, by kontynuować wypowiedź. - Lena...
- Patrz chyba dotarliśmy na miejsce! - urwała mu na początku wypowiedz blondynka, która ujrzała tablice Villach.
Wiedziała, iż Mario ciągnął by rozmowę dalej, jednak ona mu na to nie pozwoliła. Gregor miał rację, niech fortuna prowadzi ich życie. Tylna kanapa po usłyszeniu dotarliśmy na miejsce, zaczęła być bardziej aktywna.
- Już? Świetny z ciebie kierowca Mario, nawet nie wiem kiedy to zleciało. - uśmiechnął się Koffi.
- No ba, w końcu kto załatwił takiego szofera? - spojrzał wymownie na Koflera Gregor.
- Jest i szpital. - rzekła blondynka, po czym wskazała miejsce gdzie Mario mógł zostawić samochód.


W międzyczasie w domu Leny


Lena akurat wyszła z łazienki. Miała na sobie gruby, ciepły golf, ale Tom i tak pomyślał, że wygląda uroczo. Jej mokre, poskręcane włosy przykleiły jej się do twarzy. Obdarzyła chłopaka szczerym uśmiechem. Ostatnio bardzo często to robiła na sam jego widok.
- W takim razie, korzystając z okazji, że tutaj jesteś, chciałabym Ci się jakoś odwdzięczyć za wsparcie i pomoc we wszystkim. Morgi ja naprawdę doceniam to co dla mnie robisz. Że jesteś taki bezinteresowny. Naprawdę dziękuję ci, że po prostu jesteś. - powiedziała Lena podchodząc do Morgena.
- Lena... nie masz za co mi dziękować. Tak po prostu robią przyjaciele. A wiesz, że na niczym mi tak nie zależy jak na twoim szczęściu.
- Ja i tak wiem swoje. Dlatego zapraszam na śniadanie, którego z pewnością nie jadłeś. - podeszła do niego i wzięła za rękę.
Już miała ruszać do drzwi, kiedy chłopak przyciągnął ją do siebie.
- Lena jak Ty się trzymasz w ogóle? Przy mnie nie musisz udawać.
- Tom... ja przed tobą nigdy nie udaje. - przesłała uśmiech i wyciągnęła głowę, aby złożyć na jego policzku swoje usta.
Tom przyciągnął ją bliżej i mocno przytulił.
- Zawsze będę przy tobie Len... - szepnął jej do ucha i ruszyli do drzwi.
Wyszli na korytarz.
- Morgi, chodź pokaże ci coś. - uśmiechnęła się tajemniczo i ruszyli w nieznanym mu kierunku. – Chciałeś zobaczyć moje trofea... - Tom ujrzał ścianę pełną przeróżnych medali, pucharów i figurek tańczącej łyżwiarki.
Był naprawdę pod wrażeniem. Nie spodziewał się aż takie ilości nagród. Choć nie powinien być zaskoczony, w końcu dziewczyna miała prawdziwy talent.
- Mój tata wszystko tutaj składuje. Śmiem twierdzić, iż jest ze mnie bardzo dumny. - oznajmiła blondynka i posmutniała.
- Nie martw się Lenka, twój tata wyzdrowieje. Wierze w to i ty też powinnaś. - powiedział Morgi i ruszyli na dół.
Morgenowi przyszło na myśl, że rodzina jest naprawdę ważna. Może czas poświecić trochę uwagi swojej... Szybko znaleźli się w kuchni. Krzątała się po niej już Meredit - starsza siostra Leny.
- Może kawy ? - zapytała trzymając w rękach świeżo zaparzony dzbanek z kawą.
Blondwłosi oboje kiwnęli głowami. Tom zajął miejsce przy wysokim blacie, a Lena ruszyła ku lodowce.
- Mer, dzwoniłaś do mamy ? - zapytała młodsza.
- Tak... bez zmian. Zjedzcie szybko śniadanie i jedziemy do szpitala. Ja już wszystko spakowałam. - Lena posmutniała.
- Tom co powiesz na tosty z szynką, serem i oliwkami ? - zapytała.
Morgi tylko kiwnął głową, więc młodsza wzięła się za przygotowywanie śniadania. Chłopak przyglądał się dziewczynie w ciszy. Obserwował jej napięte barki i co chwila ściskające się pięści. Madlen próbowała być silna, ale to naprawdę było trudne. Po chwili poczuła czyjeś dłonie na ramieniu i jak ktoś zabiera od niej nóż. Spojrzała w jego błękitne oczy. Kochała go, naprawdę go kochała. W tej chwili zastanawiała się czy można jeszcze bardziej... aż do bólu. Tom pomógł jej przyrządzić grzanki. Naprawdę dobrze szła im współpraca. Meredit przyglądała się parze z daleka. Na jej ustach mimowolnie zagościł uśmiech.
- Lenka... czyżby twoje marzenie się spełniało? - zapytała przychylnie się uśmiechając. Młodsza od razu przesłała siostrze wrogie spojrzenie, które mówiło "zamknij się!".
- Marzenie? - zapytał zdezorientowany Morgen.
- Nie słuchaj jej... ale tak... marzyłam, żeby kiedyś Thomas Morgenstern robił ze mną śniadanie. - zaśmiała się nerwowo Lena.
Mer zaśmiała się pod nosem, a Tom nieufnie patrzył na Madlen. Potem szybko dokończyli śniadanie, zjedli je popijając smaczną kawą. Lena podsuszyła włosy i zabierając wszystkie spakowane rzeczy, ruszyli do samochodu, aby udać się do szpitala, gdzie w ciężkim stanie leżał ojciec dziewczyn. Chwilę potem parkowali już pod budynkiem.
- Tom nie musisz iść z nami. Na pewno masz ważniejsze rzeczy... na przykład trening. - przypomniała mu Lena.
- Muszę pokazać waszej mamie, że dobrze o was zadbałem. - oznajmił. - A ponad to muszę też zjednać ku sobie przyszłą teściową. - szepnął tak aby usłyszała to tylko młodsza z dziewczyn.
Lena tylko postukała się w głowę i ruszyli do budynku. Thomas jak miał w zwyczaju, wziął Lenę za rękę. Ta poczuła się trochę nieswojo, gdyż nie chciała aby siostra odniosła mylne wrażenie. Ale nie mogła zaprzeczyć, że dotyk Toma dodawał jej otuchy.
- Zapomniałam wam powiedzieć... zjechało się pół rodziny. - stwierdziła Mer, ale było już za późno...
Dziadkowie dziewczyn od strony mamy (Sofie i Benjamin Berger) oraz taty (Ella i Joseph Steward) stali na korytarzu nieopodal, patrząc na kroczącą ku nim trójkę. Podobnie było z siostrą taty, ciocią Madlen - Ingrid i jej córką Olivią. I siostrą mamy, ciocią Leny - Dorothą i jej córką Izabel. Madlen wyszarpnęła rękę z uścisku Toma. Chłopak zaskoczony na nią popatrzył. Czyżby się go wstydziła? Nie... Niemożliwe.
- Dziewczynki! - zawołała babcia od strony mamy.
Prawda była taka, że to z nią Lena miała większy kontakt, gdyż ona była tu na miejscu w Austrii, a nie jak rodzice taty Leny w Szkocji. Lena gorąco wszystkich wyściskała, przez to do oczu od razu napłynęły jej łzy. Thomas trzymał się na uboczu. Kiedy przywitanie się skończyło, Len podeszła do chłopaka.
- A to jest... - zaczęła, ale w słowo weszła jej młodsza kuzynka Olivia.
- Thomas Morgenstern! Nie mogę uwierzyć! - piszczała 14-letnia dziewczyna.
Lena wywróciła oczami.
- To mój... przyjaciel. - skierowała do rodziny.
- Thomas. Bardzo mi miło państwa poznać. - oznajmił chłopak z uśmiechem podając wszystkim z osobna dłoń.
- Przyjaciel... - zaśmiał się dziadek Ben kłując ją łokciem w żebra.
Bowiem jako mała dziewczynka, Lena wszystkim opowiadała o skoczku Thomasie, w szczególności dziadkowi, z którym to oglądała skoki narciarskie. Lena uśmiechnęła się z zakłopotaniem. Nigdy nie myślała, że wzdychanie do Toma za małolata przy dziadkach odbije się na jej niekorzyść. Jednak nie zamierzała teraz zaprzątać sobie tym głowy. Podeszła do swojej mamy i mocno ją przytuliła. Spojrzała na Toma zajętego już rozmową z jej rodziną, po czym samotnie weszła do sali, gdzie leżał jej tata.
Madlen straciła rachubę czasu. Nie wiedziała ile siedziała przy łóżku ojca trzymając go za rękę, póki do sali nie weszła jej mama. Spojrzała na swoją rodzicielkę. Kobieta miała ogromne wory pod oczami i poczochrane włosy, które próbowała wygładzić ręką. Podeszła do córki i położyła jej dłoń na ramieniu. Lena oparła głowę o jej rękę i ciężko westchnęła.
- Mamo, jesteś taka zmęczona. Zabierz wszystkich do domu i trochę odpocznijcie. Ja tutaj z nim posiedzę. – oznajmiła Lena. - Nie chcę żeby się obudził, a przy nim nikogo nie było. – dodała cicho. – Tom może was podrzucić, bo nie brałyśmy auta z Mer.
- Nie martw się o to Madlen. Dziadek jest autem oraz ciocia Dorotha. Ale masz rację, muszę się odświeżyć, a przy okazji przygotuje pokoje gościnne dla dziadków i cioci Ingrid. – oznajmiła matka dziewczyny.
- O nie, nie mamo… Meredit się tym zajmie. Chodź poinformujemy o tym resztę. – powiedziała Lena podnosząc się z krzesła.
- Lenka… Co robi tutaj Thomas? – mama blondynki nie mogła się powstrzymać. – Łączy was coś poważnego? Nie spuszcza z ciebie wzroku. Ty robisz krok, on za tobą…
- Ach mamo… - westchnęła. – To naprawdę bardzo długa historia… - mama dziewczyny uśmiechnęła się ze zrozumieniem i ucałowała Madlen w czoło, po czym wyszły z powrotem na korytarz.
Lena mimowolnie stanęła blisko Toma. Jego obecność dodała jej otuchy. Chłopak objął ją ramieniem i pocałował delikatnie we włosy, co nie umknęło uwadze babci dziewczyny.
Niedługo potem, grupa przyjaciół ruszyła w miejsce wskazane im w smsie od Thoma. Ana z daleka ujrzała większą ilość osób niż się spodziewała. Jednak wśród nich dostrzegła dwie dobrze znane sobie postacie brata i przyjaciółki.
- Zaczekajcie tu na mnie, a ja rozeznam się w sytuacji. - wydała dyspozycję Ana, po czym usłyszała wzburzone głosy.
- Ej, ej, ale tu jest równouprawnienie! Czemu my mamy zostać, a ty pójdziesz sama? - usłyszała najpierw od Koflera, a następnie oberwało jej się również od Maria. - O nie moja droga, Lena jest też naszą przyjaciółką i wszyscy chcemy podnieść ją na duchu! - Ane mimowolnie przewróciła oczami i dodała.
- Ale rodzina... - nie mogła dokończyć zdania, bowiem współtowarzysze ruszyli ku sali oddziałowej.
- Dzień dobry wszystkim. - rzekli niemal jednocześnie, po czym skierowali swoje kroki ku znajomym sylwetkom Leny i Morgiego.
Niejeden członek rodziny był zaskoczony całym zamieszaniem, jednak po rozpoznaniu starszej blondynki doszli do wniosku, że są to przyjaciele panny Steward.
- Witaj kochanie, jak sytuacja? - spojrzała troskliwie na młodszą przyjaciółkę, która w milczeniu pokazała jej sale gdzie leżał tata dziewczyn.
Na łóżku leżał mężczyzna podłączony do rozmaitej aparatury. Z perspektywy nie wyglądało to za ciekawie.
- Będzie dobrze zobaczysz. - delikatnie przytrzymując rękę osoby którą traktowała niemalże jak siostrę.
Pozostali przyjaciele również zaangażowali się w podnoszenie Leny na duchu i dodaniu jej sił. Fakt faktem, iż taka sytuacja umacniała ją w przekonaniu, że są przyjaciółmi na każdy czas - zarówno radości jak i boleści. Z czasu, który poświęcili w dużej mierze na milczenie wyrwał je pisk Olivii i Izabel.
- O Boże Lena! Tooo są też twoi przyjaciele?!
Lena mimowolnie przewróciła oczami, po czym odezwała się dość podirytowanym tonem.
- Nie widać? - cała sytuacja już ją deprymowała.
Za drzwiami leżał jej chory ojciec, a tu z kolei niewyżyte fanki skoczków. Mimo tak ciężkiej sytuacji, dziewczyny dawały popalić.
- Mogłabyś się podzielić farciaro... Masz Thomasa, a tu jest jeszcze Koch, Kofler, Innauer iiii... - zaczęła słodko wyliczać Izabel.
- I Gregor! - dodała pełnym ekscytacji głosem Olivia.
- On jest mój! - zaczęły się licytować dziewczyny, po czym usłyszały bure od Ane.
- Przykro mi dziewczynki, ale ten pan jest już zajęty...
Schlieri na widok całej tej sceny miał ochotę zaśmiać się w głos, jednak w porę pohamował emocje. Starsza blondynka dodała tylko.
- Mogę wam załatwić autograf, ale zachowujcie się jak trzeba... W końcu to szpital.
- No właśnie w sumie przepraszamy za to małe zamieszanie... - zwrócił się do Leny i jej rodziny Mario, po czym wspólnie zdecydowali, iż lepiej będzie jak na razie opuszczą teren szpitala, który był dobrze zajmowany przez rodzinę Stewardów.
- Thomas nie jedziesz z nami? - spojrzała w jego kierunku siostra, po czym skierowała swój wzrok również ku Lenie.
Łyżwiarka pokiwała twierdząco głową na znak zgody.
- Będzie lepiej jak pójdziesz chwilę odpocząć Thom... - dodała.
Na odpowiedź, która przyszła z uśmiechem nie musiała długo czekać.
- Pójdę, ale tylko dlatego, że ty mnie o to prosisz.
Całą szóstką opuścili teren szpitala.
- No to my też będziemy się zbierać. – oznajmiła matka dziewczyn. – Mamo chodźcie, odpoczniecie u nas po długiej podróży. To się również tyczy ciebie Ingrid i Oliwio. – skierowała do najbliższych swojego męża.
- Mer pojedziesz z nimi i pomożesz mamie przyszykować pokoje dla dziadków i cioci. Ja tutaj zostanę z tatą. – dodała Lena.
- Madlen, my z tobą zostaniemy. – powiedziała babcia Sofie spoglądając na swojego męża Bena.
Lena kiwnęła głową na znak zgody, gdyż wiedziała że nie ma co się sprzeciwiać babci. Jak ustalili, tak też się stało. Lena stanęła w drzwiach do sali ojca i spoglądała przez szybę na jego opadającą i wznoszącą się klatkę.
- No, no… Lenuśka… - zaśmiał się dziadek kiedy zostali we trójkę.
- Jak to się stało, że twój ulubieniec… Boże jedyny… Sam Thomas Morgenstern nie może oderwać od ciebie wzroku. Wodzi za tobą oczami gdzie byś się nie ruszyła. – zaświergotała babcia dziewczyny.
- Nie można zapomnieć o płonącym wzroku Koflera i tego… noo… tego blondynka… Syna Toniego. - zaczął zastanawiać się dziadek.
- Mario Innauer, dziadku. – Lena pokręciła głową z niedowierzaniem. – To są tylko moi przyjaciele.
- Wiesz Madlen… ja również miałam przyjaciół płci męskiej. – zaczęła Sofie, po czym zachichotała jak mała dziewczynka na widok wzroku swego męża. – Ale żaden nie rozbierał mnie wzrokiem.
- Babciu! – zaśmiała się Lena.
Dziadkowie trochę rozluźnili dziewczynę, więc i ta się otworzyła, opowiadając pokrótce historię swoją i Morgena oraz reszty skoczków.


Niepełna kadra natomiast, ruszyła w kierunku domku Martina w centrum Villach. Droga do domu przebiegała w dość nostalgicznym nastroju. Dało się wyczuć poczucie bezradności wobec sytuacji przyjaciółki. Wiedzieli jednak, iż muszą zachować dla niej zimną krew i być silni dla niej. Taka rola przyjaciół, którzy głęboką wiarą mogli pomóc Len przetrwać emocjonalne schody. Dość szybko znaleźli się w domu Martina, który położony był niedaleko szpitala.
- To co, ja mykam się szybko ogarnąć, a wy pomyślcie nad jakimś posiłkiem. - zarządziła Ana, która w odpowiedzi usłyszała.
- Pomyślcie?! Greg niech się wysila w końcu on kocha gotować. - zaśmiali się kadrowicze, którzy postawili szatyna przed faktem dokonanym.
- Okej zajmę się kuchnią, ale wy musicie ogarnąć zakupy, bo z pustego i Schlieri nic nie wymajstruje.
Zgodnie z dyspozycją Gregora po potrzebne składniki udali się Mascht i Kofler. Po niecałej godzinie od wyjścia byli już przygotowani z ekwipunkiem potrzebnym do przygotowania posiłku, a nawet i większym co uzasadnili pomysłem.
- Może byśmy tak naszą Madlen troszkę rozerwali? - powiedział Kofler.
Ana z zachwytem przejęła pomysł Andiego dodając tylko.
- Świetny pomysł, ale na przyszłość... - urwała na moment wypowiedź, po czym dorzuciła. - Tylko nie rozrywaj mi przyjaciółki.
Ekipa na te słowa wybuchła śmiechem. Jedyna kobieta w tym domu podążyła w kierunku kuchni, zobaczyć jak sobie radzi jej kuchenny mistrz.
- Co planujesz? - spytała z ciekawością.
- Z daniem czy z tobą? - spojrzał wymownie w jej kierunku szatyn przygryzając wargę.
- Greguś nie korć mnie bym znów użyła przeciwko tobie... - myśl przerwało wparowanie do kuchni głodnego Thomasa.
- Siostra, już ty lepiej mi tu nic nie używaj...
Ana parsknęła śmiechem, po czym dodała.
- Marchewkę Thom, marchewkę...
Zdezorientowany chłopak spojrzał na nią pytająco, a jej mimowolnie przypomniały się wspólne chwile spędzone z Gregorem w tejże kuchni na jednym z pierwszych ich spotkań.
- Długo jeszcze? - dało się słyszeć wołanie z pokoi pozostałej części drużyny.
- Już, już wasz kuchenny Boss podaję posiłek.
Chwile później cala ekipa miała możliwość skosztować Lasagne w wykonaniu Gregora. Blondynka wtuliła się w umięśnione ciało swego wybranka, po czym dodała.
- To co, omawiamy plan jak uprowadzić Lenę? - widząc twierdzące gesty drużyny przeszli do omawiania szczegółów.
W jednym zgadzali się na pewno: w kuchni ponownie będzie rządził Schlierenzauer.
- To co panowie, wy tu sobie poradzicie, a ja pójdę po Lene.
- O nie Ane, ty tylko na łatwiznę byś szła z takim przyprowadzaniem, a my niby co? - naburmuszył się Koffi, na co w odpowiedzi usłyszał.
- Jak to co? Ty na przykład możesz pójść się ogarnąć do swojego domku, a reszta oporządzi naszą chałupkę. - dyrygowanie męską drużyną przychodziło jej z niebywałą łatwością, szkoda tylko, iż nie każdy był skłonny do podporządkowania się.
- Ja się nie zgadzam siostra... Przyznaj szczerze, że chcecie poplotkować. - naburmuszył się blondyn, który również liczył na możliwość porozmawiania z Leną sam na sam.
Ana wywróciła po raz kolejny oczami, po czym rzekła.
- Wszystko ustalone, każdy wie co ma robić? - zaśmiała się blondynka, która ponownie powtórzyła rozkład zajęć chłopaków z drużyny. - Thom i Mascht domek, Mario coś dla umilenia wieczoru, Greg kuchnia, a Koffi do domu by się ogarnąć.
Nie widząc znaku protestów ruszyła do pokoju po kurtkę, po czym wyszła z domu w kierunku szpitala. Trasa nie była zbyt czasochłonna. Zajmowała góra 15 minut spokojnym tempem, które narzuciła Ana. Jej myśli zaprzątała młodsza blondynka i sposób w jaki mogłaby ją odciągnąć od szpitalnych myśli. Nie mogąc wymyślić nic rozsądnego, doszła do wniosku, iż proste rozwiązania będą najlepsze. Z zadumy wyrwał ją niespodziewany widok...


~~~


Witajcie Kochane!


Mamy za sobą 31 rozdział - jak Wasze wrażenia? Jak opinie? Fantastycznie jest mieć takich przyjaciół jak Lena :)  Przy tej okazji oczywiście dziękujemy Wam za Wasze interesujące spostrzeżenia. Jestem ciekawa Waszych dalszych wypowiedzi w tej materii.


Dużo ostatnio pytałyście o to czy rozdziały mogły by być częściej... Hmm jak macie dar przekonywania (bo mnie akurat chyba łatwo można by było przekabacić) to próbujcie pertraktować z Madziuską :D Rozdziały dalej się piszą i piszą, więc ja mogę nawet być za :P


A teraz pytanie dodatkowe dla Was Kochane - dokończcie po Waszych komentarzach zdanie: Lubie tego bloga, bo...  No właśnie dlaczego? Jestem mega ciekawa Waszej oceny za co lubicie tę historię :)


Dobra dosyć tego przynudzania - do zobaczenia pod wpisem numer 32!


Pozdrawiamy:*


Ania&Madziusa

8 komentarzy:

  1. Jestem! :)
    I znów kończycie w takim momencie! No jak tak można?! Zgłaszam sprzeciw.. i znów będzie mnie zżerać ciekawość, co dalej!
    Moment w którym śmiałam się przez ponad pięć minut to ten z początku rozdziału, o trójkącie Lena - Morgi - Kristie xD
    Haha.. sama nie wiem, czemu mnie to tak śmieszy, ale dziś jest chyba taki dzień, że wszystko mnie śmieszy :D
    Madziusa Słońce Ty moje! Wyszło, że nie czytałaś zakładki "o mnie" na blogu o Gregorze.. tam było moje imię! Ale to nic.. wybaczam i miło, że wreszcie poznałaś jak mi na imię :) Ale ksywka "Skoko" też mi się bardzo podoba! :D
    Teraz wasze pytanko..
    Lubię tego bloga, bo jest tutaj Thomas i Gregor. Czyli moje dwa numerki łan :D
    Wszędzie gdzie oni tam i ja.
    A po drugie lubię tego bloga, bo jesteście wy! Po prostu polubiłam was, podoba mi się w jaki sposób piszecie i dlatego każde wejście tutaj jest czystą przyjemnością ;)
    Dziś z mojej strony więcej ogłoszeń parafialnych niż komentarza do rozdziału, ale i tak czasami musi być.
    Dobra, dobra.. nie zanudzam już :)
    Proszę szybciutko o kolejny!
    Buziaki dla was, moje drogie ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Skokomaniaczka26 sierpnia 2016 22:41

    Taaa.. i z tego wszystkiego się Skoko nie podpisała.. świetnie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :*
    Warto było czekać na taki rozdział.Jest cudowny!Ta cała troska przyjaciół względem Leny...naprawdę ujmujące.Tacy przyjaciele to skarb.
    Już zastanawiam się co dokładnie wykombinowali chłopcy z Aną.Mam nadzieję,że uda im się rozerwać Lenę,która choć trochę zapomni o problemach z jej tatą.Czekam z niecierpliwością na nexta :D
    A lubię tego bloga,ponieważ jest pisany przez Was-dziewczyny z mega talentem :*
    Wasze opowiadanie jest strasznie wciągające,jest po prostu cudowne.Normalnie zabrakło mi słów,żeby to jeszcze jakoś określić :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej kochane :-)

    Rozdział jak zwykle boski, fantastyczny tylko jak mogłyście skończyć w takim momencie, co?

    Mimo, że żałuje, że gorące sceny z Thomasem to były tylko snem to jednak cieszę się, że tak stało bo rzeczywiście nim do tego dojdzie obydwoje powinni poważnie i otwarcie ze sobą porozmawiać...
    Dobrze, że Lena w trudnych dla siebie chwilach może liczyć na wsparcie i pomoc przyjaciół...
    Straszenie jestem ciekawa co oni wymyśli, ale mam nadzieję, że wszystko się uda i blondynka choć na chwile zapomni o wszelkich problemach i zmartwieniach...

    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    BU$KA <3

    P.S. Lubię tego bloga za wspaniałą i wciągającą historię, za postacie... po prostu lubię wasze opowiadanie za wszystko

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Kochane!
    Dawno nie napisałam tu nic od siebie, ale jestem na bieżąco już z każdym rozdziałem :* Nie mogłoby być inaczej, bo za bardzo lubię to opowiadanie, bo... krótko mówiąc: niesamowite postacie przeżywają godne zazdroszczenia przygody. Czego chcieć więcej? Poza tym bardzo podoba mi się Wasz styl pisania :)
    Rozbawił mnie ten sen Lenki. No, może nie sam sen aż tak bardzo, jak to, co powiedział potem Thomas hahaha :D Jej mina musiała być bezcenna :)
    Poza tym ile ja bym dała by być świadkiem takiej sceny, jak ta w szpitalu. Całe zacne grono w komplecie... robi wrażenie!
    Czekam na więcej! Zdecydowanie!
    (Wiecie, że zawsze czytam, a jak nie czytam od razu to nadrabiam, bo robię to dla siebie, bo po prostu to lubię. Od czasu do czasu coś skrobnę, ale muszę wydostać się z tej komentarzowej pułapki, którą sama na siebie zastawiłam :( Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dużo weny :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jak zwykle świetny. Lena i Thomas - ta dwójka mnie rozbraja, ale tak serio pisząc to cieszę się, że nic poważnego między nimi się jeszcze nie wydarzyło - zanim pójdą na całość oboje powinny być siebie pewni i pewni tego, że chcą ze sobą być. Wszyscy dookoła widzą, że coś wisi w powietrzu, ale to oni oboje muszą dojrzeć do rozmowy przed którą nie uciekną. Mam tylko nadzieję, że decyzja Thomasa była podjęta świadomie i jest nieodwołalna.
    Fajnie, że Lena może liczyć na taką grupę wiernych przyjaciół. Ważne, że sprawdzają się w najcięższych sytuacjach życiowych - bezcenne. Szkoda tylko, że skończyłyście rozdział w takim momencie, ale rozumiem, że to ma być zachęta do czekania na kolejną część, ale może w takim razie będzie to kolejny argument, żeby notka pojawiła się szybciej :D
    Coś mi się wydaje, że z rodzinką Leny, mimo, że pojawiła się w taki okolicznościach, będzie się coś działo. Zarówno z młodszym, jak i starszym pokoleniem.
    Lubię tego bloga, bo nikt nie przeplata śmiesznych momentów i poważnych życiowych historii w skocznym świecie tak jak Wy, przy silnym udziale Ane, Leny, Gregora i Thomasa, których dialogi niejednokrotnie powodowały szeroki uśmiech na mojej twarzy :D
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Melduję się!
    Kochane, kolejny cudowny rozdział. Jak wy to robicie, co? ^^
    Powiem szczerze, że początek mnie rozwalił, śmiałam się jak głupia. Chociaż na miejscu Leny bym chyba zatłukła Thomasa, jakby mi zrobił taki żart :D Fajnie też, że dziewczyna ma wokół siebie takich przyjaciół.
    A tak w ogóle, jestem ciekawa, jakie konsekwencje pociągnie za sobą jakakolwiek decyzja Thomasa. Bo chyba wreszcie zaczął je podejmować świadomie.
    Mam jeszcze jedno "ale"... w takim momencie się nie kończy! :D
    I odpowiadając na wasze pytanie. Dlaczego lubię tego bloga? Bo jest świetny! Macie niesamowity talent do pisania rozdziałów, które wciągają od początku do końca ^^
    Czekam zatem niecierpliwie na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Zacznę od końca. ;)
    Lubię tego bloga, bo zawsze dużo się dzieje i zaglądając na niego, wiem, że mogę spodziewać się dużo dobrze napisanych zdań, ułożonych w świetną fabułę. ♥
    Co do powyższego rozdziału. Nie będę tutaj oryginalna... xD DOSKONAŁY! :D Ten komentarz będzie nieco krótszy, bo narosły mi mega zaległości i chcę je szybko nadrobić. :/
    Żart Thomasa? Mistrzostwo świata! :D Śmiałam się bez opamiętania. Chylę czoła Lenie, że nie ukatrupiła chłopaka. :P
    Przyjaciele Leny? Wow, mieć takich to skarb. Istny skarb! Niech o tym pamięta i pielęgnuje tę relację,bo drugich takich nie dostanie. ♥
    I ta rodzinka... Zaczyna się robić ciekawie i wiem, że tak będzie, bo tutaj nigdy nudno nie jest. :) Ale coś czuję, że te odwiedziny do normalnych należeć nie będą. A może się mylę. ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny. :)
    Buziak :*

    OdpowiedzUsuń