czwartek, 22 września 2016

35. Co to za lala przy naszym stole?

Czwartek, 15 stycznia 2009


Kolejnego dnia Ane z Gregorem postanowili sobie troszkę pospać, gdyż czekały ich cięższe dni związane z rozjazdami. Kolejny maraton czas zacząć. Pierwszy ze snu obudził się tym razem Gregor. Ujrzawszy śpiącą obok blondynkę, zaczął dumać jakie powitanie jej zgotować. Po miłej wspólnej nocy doszedł do wniosku, że nie warto komplikować życia i bezpieczniej będzie się wymknąć po cichu do pokoju, który był mu przydzielony. Cmoknął ją delikatnie w policzek i udał się w miejsce gdzie mógł spokojnie szykować się do trasy. Kilka minut później wstała również Ana zwarta i gotowa do dalszych działań. Nostalgicznie westchnęła i zaczęła ogarniać bagaże. Dziś czekał ich wyjazd do Polski. Do domu rodzinnego szybko teraz nie powróci. Udała się do kuchni gdzie cała rodzina spożywała posiłek.
- Nasza gwiazda już wstała. - zaśmiała się Gudrun, po czym przytuliła się do najmłodszej córki.
Ana odwzajemniła uścisk rodzicielki i miło przywitała również ojca. Widać było, że po wczorajszym ognisku atmosfera w domu stała się luźniejsza. Blondynka szybko zjadła śniadanie i udała się do pokoju. Nie zauważyła, że za nią ruszyła matka.
- Ana musimy chwilę porozmawiać... - te słowa i ton głosu według blondynki nie wróżyły nic dobrego, mimo wszystko obdarzyła uśmiechem rodzicielkę i wskazała jej miejsce na łóżku by mogły swobodnie dyskutować. - Daję wam kredyt zaufania córciu... Wydaję mi się, że Gregor jest porządnym człowiekiem zresztą i Thomas jest o tym przekonany... - dało się słyszeć niewyraźny głos matki.
Ana spojrzała na Gudrun tak jakby nie wierzyła w to co słyszy. Czyżby jej zaufała i zrozumiała, że po prostu kochają się z Gregorem? Niee to chyba byłoby za proste. Spytała więc wprost.
- Ale jest pewnie jakiś haczyk w tym wszystkim...
- Haczyk? Nie... Wydaje mi się, że mogę mu dać szansę skoro daje ci to szczęście. Ale...
- I tu Cię mam! Jest jednak jakieś ale. - zaśmiała się Ana, po czym czekała na dalsze wyjaśnienia matki.
- Ale musisz pamiętać o odpowiednim zabezpieczeniu...
- Mamo! - spojrzała spod byka na panią Morgenstern młodsza córka.
- No co Ana... Kariera zarówno twoja jak i jego w rozpędzie, więc musicie się pilnować...
- Przesadzasz mamo. Poza tym my nie... - dziewczyna nie dokończyła wypowiedzi, gdyż do pokoju wszedł Gregor.
- Nie chce przeszkadzać w miłej pogawędce, ale musimy już jechać Ana...
- Jasne. - uśmiechnęła się blondynka, po czym przytuliła się do matki.
- Ale wy serio nic a nic? - szepnęła do jej ucha by następnie usłyszeć.
- Nic a nic.
Nastąpił przykry czas pożegnania z rodziną. Mimo wszystko te dwa dni mogli zaliczyć do udanych. Czekała ich teraz podróż do Polski, którą na szczęście tym razem odbywali samolotem. Tak to naprawdę było świetne udogodnienie.


Po niedługim czasie kiedy zakochani opuścili posiadłość Morgensternów, dało się słyszeć dzwonek do drzwi. Thomas w tym czasie postanowił beztrosko poleniuchować leżąc na kanapie w salonie.
- Synu czy mógłbyś otworzyć drzwi? – usłyszał słowa matki, która nadal nie kryła urazy do niego.
Thomas również był na nią zły, że nie potrafiła go zrozumieć, jednak stwierdził, iż boczenie się na siebie do niczego nie prowadzi. Wstał z kapany i ruszył w stronę wyjścia. Widok osoby stojącej za drzwiami go sparaliżował. Była to bowiem Kristina we własnej osobie.
- Co ty tutaj do cholery robisz? – wypalił nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Bardzo mile witasz swoją JESZCZE dziewczynę Morgen. – zaakcentowała blondynka. – Nie odbierałeś telefonu… Nie było cię w mieszkaniu Martina… Nie trudno zgadnąć gdzie się podziewałeś. – oznajmiła.
- Akurat ci uwierzę… Dlaczego nie dasz mi chwili wytchnienia? Nawet na moment! – powiedział Thomas nieco głośniej niż zamierzał.
Spojrzał na matkę, ale ta nadal kręciła się w kuchni. Złapał dziewczynę w łokciu i pociągnął na zewnątrz, zatrzaskując drzwi od domu.
- Co tutaj robisz? Napisałem ci abyś dała mi kilka dni. Czy to tak trudno zrozumieć?
- Kilka dni? Żebyś co? Mógł przemyśleć co zrobić żeby ode mnie odejść? Co to, to nie! Czy ty myślisz, że ja jestem ślepa? Czy myślisz, że nie widzę jak z Madlen się do siebie zbliżyliście? Jak na siebie patrzycie? Na mnie nigdy tak nie patrzyłeś! – krzyknęła z wyrzutem.
- Gdybyś zachowywała się normalnie…
- Normalnie? A jak twoim zadaniem się zachowuje?! Thomas kocham cię i jestem zazdrosna czy to właśnie nie jest normalne?
- Ale nie jest normalne wybieranie mi przyjaciół! Nie jest normalne kontrolowanie mnie na każdym kroku! Nie jest normalne ciągłe ocenianie i pretensje!
- Ale to wszystko z troski o ciebie! – dziewczyna zrobiła krok w jego stronę, a Tom się odsunął.
- Troski? Ty chyba nie wiesz co to znaczy troska! Mylisz pojęcia!
- Thomas co się z tobą stało? Nigdy taki nie byłeś! Dlaczego nie może być tak jak jeszcze kilka tygodniu temu? Nie pamiętasz jak nam było dobrze razem…
- Masz rację. Było… - powiedział Tom i odszedł kilka kroków wkładając ręce do kieszeni i biorąc kilka głębszych oddechów.
Kristie nie myślała, że sytuacja między nimi jest aż tak beznadziejna… Nie wiedziała, że Tom aż tak się zmienił. Podeszła do niego i przytuliła się do jego pleców. Chłopak nie zareagował. Uśmiechnęła się zwycięsko. Podobnie uśmiechała się matka chłopaka obserwując parę przez okno.
- Thomas ja cię kocham i będę walczyć o nas. Nie mów, że te cztery lata nic dla ciebie nie znaczą…
Tom przymknął powieki. Czemu to wszystko musi być takie trudne? Odwrócił się do dziewczyny i spojrzał w jej niebieskie tęczówki. Złapał za barki i zjechał na ramiona utrzymując w ten sposób pewien dystans.
- Kristina… związek z tobą wiele dla mnie znaczy. Nauczyłaś mnie kochać i za to będę ci dziękował do końca życia. – dziewczyna na te słowa się uśmiechnęła. – Ale duszę się przy tobie. Czuję, że nie jestem prawdziwym sobą. W pewien sposób mnie ograniczyłaś i czuję jak moje życie ucieka mi przez palce jak piasek, a ja nie mogę go chwycić. Rozumiesz o co mi chodzi? Czuję, że przy tobie nie mogę ruszyć na przód…
- Thomas… ja się zmienię. Obiecuję. Dam ci tyle swobody ile potrzebujesz, tylko proszę daj nam szanse. – dziewczyna ponownie zrobiła krok w jego stronę, widząc, że chłopak nie protestuje przycisnęła swoje usta do jego miękkich warg.
Thomas zamknął oczy… Kristie miała zimne wargi i po za tym zimnem nic więcej nie poczuł. Wziął ją w ramiona i pogłębił pocałunek… Nadal niczego nie czuł… Jedynie pustkę. Po chwili przed jego oczami pojawiła się roześmiana twarz Madlen. Oderwał się od dziewczyny.
- Kristie… ja… ja nic nie czuję… nic. – powiedział i bez ogródek ruszył w stronę domu, a blondynka stała jak wmurowana.
Po chwili w drzwiach pojawiła się Gudrun.
- Kristina! Kochanie! Nie stój tak na tym zimnie! Zapraszam do domu! Thomas jak ja cię wychowałam, że pozwalasz kobiecie stać tyle na mrozie. – krzyczała stojąc na werandzie.
Morgi nawet się nie odwrócił. Spojrzał matce w oczy i już wiedział. Wiedział, że to ona poinformowała dziewczynę, że jest tutaj. Z miną pełną niedowierzania i żalu, minął ją i udał się do swojego pokoju.


W samolocie


- Mogłabym tak zawsze latać. - zaśmiała się Ana.
- Jeszcze nie raz będziesz... Stąd właśnie moja sympatia do lotów narciarskich. Czujesz się wtedy taka wolna jak ptak... Szkoda tylko, że tak krótko...
Ana przytuliła się do swego wybranka, po czym ruszyła jej barwna wyobraźnia. Chciałaby też kiedyś oddać lot na mamucie i poczuć to samo. Nie zauważyła nawet kiedy podczas rozmyślań zamknęła oczy i spała aż do momentu wylądowania. Szatyn przebudził ją pocałunkiem. Teraz oboje byli gotowi by zmierzyć do miasta lubianego przez każdego - do Zakopanego. Jakieś dwie godziny później spotkali wszystkich w hotelu gdzie mieli spędzić ten weekend.
- Witamy wszystkich! Widać, że te dwa dni wolnego wszystkim dobrze zrobiło. - uśmiechnął się na powitanie Alex, po czym wręczył rozkład zajęć na ten czas.
Jeszcze dziś czekały ich oficjalne treningi i kwalifikacje. Faktycznie było widać, że czas spędzony z rodzinami pomógł i doładował skoczków akumulatory. Ana oczywiście poprosiła Alexa o pokój z Gregiem, gdzie szybko ogarnęli swoje bagaże i udali się w kierunku Wielkiej Krokwi.
- Panowie, z dobrych wieści na pewno to, że Norwegów i najlepszych Finów nie ma, więc trzeba korzystać i zdobywać punkty do klasyfikacji. - skończył odprawę Alex i polecił udać się na skocznie.
Pozytywna atmosfera w ekipie sprzyjała dobrym skokom zarówno na treningach jak i w kwalifikacjach.


U Leny


Madlen po przebudzeniu, nie zjadając śniadania, jak najszybciej chciała znaleźć się w szpitalu. Wybrała spacer aby oczyścić umysł i delikatnie się rozbudzić, dlatego zjawiła się tam z samego rana i jak od kilku dni spędzała niezliczone godziny trzymając ojca za rękę. Wraz z upływającymi godzinami pojawiali się również kolejni członkowie jej rodziny, aby obecnością wesprzeć trzy kobiety i modlić się o powrót do zdrowia żywiciela rodziny. Lena z każdym dniem coraz bardziej była załamana nie poprawiającą się sytuacją ojca. Chodź lekarze byli dobrej myśli, ona gdzieś w podświadomości czuła, że to wszystko zmierza w złym kierunku. Spojrzała na matkę, kobieta właśnie przecierała mężowi twarz wilgotną ściereczką. Zwróciła oczy w stronę siostry. Siedziała ona na fotelu w rogu z podkulonymi nogami. Do oczu blondynki napłynęły łzy. Kiedy to się wreszcie skończy? Kiedy on się obudzi? Mimowolnie mocniej ścisnęła rękę ojca, aż zbielały jej kostki. W tym samym momencie dało się słyszeć, że serce Roberta przyspiesza, a później zwalania… bije coraz wolniej, aż w końcu przestaje bić. Lenie pociemniało przed oczami… w głowie słyszała tylko dźwięki aparatury, które informowały, że z pacjentem nie jest dobrze… Spojrzała przerażona na siostrę, która właśnie wybiegała z sali. Potem na matkę, która krzyczała coś do męża, ale do uszu Leny nie docierało nic poza pikaniem różnych maszyn… Lena w pewnym momencie usłyszała przeciągły jeden dźwięk… dźwięk zwiastujący, że serce jej ojca przestało bić… Poczuła jak coś łapie ją za ramiona i odciąga od łóżka. Przy ciele ojca znalazło się kilka osób w białych kitlach. Ktoś wszedł do sali pchając jakąś maszynę… To defibrylator, poznała. Wstrząśnięta patrzyła jak lekarze ratują życie upływające z ciała jej taty… Usłyszała „migotanie komór”… Ktoś mówił niezrozumiany językiem. Wszystko działo się kilka sekund… Lena była jak w transie, nie mogła się otrząsnąć. Ktoś wyciągnął ją na zewnątrz. Patrzyła jak drzwi od sali, gdzie znajdował się jej ociec się zamykają, a wraz z nimi nadzieja, że ponownie usłyszy jego głos… Popatrzyła na osobę, która coś do niej mówiła. Był to dziadek Ben. Jego słowa nie docierały do jej uszu. Poczuła, że się dusi… Że jeśli za chwilę stad nie wyjdzie to przestanie oddychać. Nagle przed sobą ujrzała wyjście… Biegła. Nie mogła być tutaj ani chwili dłużej. Jej serce pękało… Znalazła się na zewnątrz, trzymając się rękami ścian szpitala, odeszła na bok i zwymiotowała. Jej ciałem wstrząsały konwulsje, bowiem nie miała czego zwracać, za sprawą braku pożywienia w jej żołądku. Nie mogła się uspokoić… Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Poczuła nagle jak ktoś łapie ją za ramiona. Spojrzała w brązowe tęczówki. To był Mario. Podniosła się gwałtownie, ale miała zbyt miękkie kolana i osunęła się na ziemie. Chłopak w porę ją złapał i podtrzymał. Widząc w jakim stanie jest dziewczyna, wziął ją na ręce i ruszył w stronę ławki, a ona objęła go za szyję i głośno załkała. Domyślił się, że coś niedobrego stało się z jej ojcem…
Lena nie wiedziała jak długo siedziała mu na kolanach, a on gładził ją po włosach i szeptał słowa pocieszenia, póki się nie uspokoiła. Musiało to trwać jakiś czas, ponieważ Lena czuła zesztywniałe ramiona. W końcu doszła do siebie i westchnęła. Podniosła głowę z ramienia chłopaka. Zmoczyła mu cały rękaw swoimi łzami. Mario spojrzał zmartwiony w jej oczy, po czym zgarnął klejące się włosy z jej policzka na ucho. Nie zabrał jednak dłoni. Lenie to nie przeszkadzało. Powiedziała mu już, że między nimi nic nie będzie i nie wątpiła, że chłopak jest o tym przekonany. Stwierdziła, że nic nie grozi im pozwalając sobie na taką bliskość. Po drugie Mario był jej przyjacielem. Spoglądali sobie dłuższą chwilę w oczy. Blondyn czekał, aż Lena będzie chciała porozmawiać. Nie naciskał. Nagle usłyszeli, że ktoś nawołuje dziewczynę. Była to jej siostra Meredit. Madlen podniosła się z kolan Maria i spojrzała na Mer. Bała się co ta miała jej do przekazania.
- Lena tu jesteś… Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Z tatą jest już lepiej. Sytuacja opanowana, ale niestety nie może sam oddychać, więc podłączyli go do respiratora. – oznajmiła starsza.
Lena nie mogła wydobyć z siebie żadnych słów. To miało być LEPIEJ?
- Mogę go zobaczyć? – szepnęła.
- Tak, ale tylko przez szybę. Na razie mamy pozwolić mu trochę odpocząć.
Lena spojrzała na Maria.
- Idź. Ja tu zaczekam jeśli chcesz.
- Mario dziękuje ci. Jesteś… - brakowało jej słów, więc po prostu do niego podeszła i mocno wtuliła się w jego ramiona.
Potem musnęła jego policzek i ruszyła z siostrą z powrotem do szpitala. Widok ojca nią wstrząsnął. Po jej policzku ponownie zaczęły spływać łzy. Meredit przytuliła ją mocno.
- Lena jest już lepiej. On żyje. Tylko to się liczy. – szepnęła, a młodsza pokiwała głową.
On żyje… On żyje… żyjeee…
Potem całą rodziną postanowili wrócić do posiadłości Stewardów, bowiem ich obecność i tak na nic się tutaj już nie zdawała. Atmosfera nadal była przygnębiająca, jednak pomimo wszystko każdy był pewny, że Robert ma dla kogo walczyć.


Zakopane


Zadowolona kadra wróciła do hotelu gdzie czekała już na nich kolacja. Trenerzy nie byli jednak sami, co dostrzegła jako pierwsza Ana.
- Co to za lala przy naszym stole?
- Całkiem ładna lala. - zaśmiał się Markus z czym oczywiście cała reszta się zgodziła.
- Mamy dla was niespodziankę. Austriacki związek jest zachwycony waszą dyspozycją, szczególnie Wolfiego i Gregora, dlatego uznano, że przyda się wsparcie i...
Ana spojrzała niepewnie to na Alexa, to na bliżej nieznaną pannę i zagryzła kolejny kęs przygotowanej kanapki.
- I zatrudnili panią Dominicę jako fizjoterapeutkę w naszej kadrze.
Przy stole dało się słyszeć zadowolone głosy ekipy, a Ane natomiast nie mogła dokończyć kanapki, bo kęs stanął w jej podniebieniu, następnie po złapaniu oddechu zadała trenerom pytanie.
- Ekhm, że tak spytam... Na jaki okres czasu jest ta współpraca przeznaczona?
- Ana, pani Dominica jest zatrudniona zależnie od potrzeb... Na ten moment jest to umowa na czas nieokreślony.
Blondynka zmierzyła wzrokiem siedzącą na przeciwko kobietę. Na czas nieokreślony?! Po co? Na co?! Przecież radzili sobie bez tego, a teraz jakiś babsztyl wskoczył do ich paczki... Z zadumy wyrwał ją głos Alexa.
- Ana pamiętaj, że jako członek kadry możesz współpracować z Dominicą również.
- Obędzie się... dziękuję za kolacje. - powiedziała blondynka zażenowana całą tą sytuacją.
Dlaczego kobieta? I to jeszcze jaka... Ruda, wysoka, szczupła... To robiło wrażenie. A do tego ma się nimi zająć. Wolne żarty. Zaśmiała się Ana, która udała się szybko do pokoju.
- Muszę zadzwonić do Lenki i jej o wszystkim opowiedzieć, bo jak nie to trafi mnie szlag... - pomyślała blondynka, która nie zastanawiając się dłużej przeszła od słowa do czynu. - Hej Len... Masz czas pogadać?
- Z tobą mam zawsze możliwość. Mów co się dzieję, bo masz jakiś grobowy głos.
- Tragedia słońce... Właśnie tracimy swoją pozycję.
- Ana przerażasz mnie. - dało się słyszeć po drugiej stronie telefonu. – Mów, biorę to na klatę... - Ana mimowolnie się zaśmiała, po czym zaczęła opowiadać przyjaciółce o "nowej" w ekipie.
- Także Len jej ciężar nie na Twój biust.
- To zabiera nam naszą wyjątkowość... A panowie jak zareagowali?
- Oni, hmm, cóż by ci powiedzieć? Są wniebowzięci...
- Niee, nie, to już mnie rozwaliłaś...
- Tak skarbie, mamy Dominice Diablice do zlikwidowania. - dało się słyszeć obustronny śmiech przyjaciółek, które jednak nie potrafiły pojąć gdzie równouprawnienie.
I czemu skoczków nie masuje masażysta płci przeciwnej. Spodziewały się także nadchodzących problemów, w końcu co rude to fałszywe. Mimo wszystko postanowiły, że do walki staną razem jak tylko tata Leny wróci do formy, a Lena do treningów. Blondynki szybko się pożegnały, gdyż dało się słyszeć nadchodzącego Gregora. Ana założyła na uszy swojego Ipoda by nie skupiać się na tym co Greg miał do powiedzenia. Wiedziała doskonale, że temat pani Dominici byłby poruszony, a o tym na bank nie miała ochoty gadać. Zachwycony chłopak przystąpił przez próg ich hotelowego królestwa. Widząc leżącą blondynkę, uśmiechnął się i zmierzył w jej kierunku. Ana dalej udawała niewzruszoną. Jego minka nie robiła na niej wrażenia. Szatyn spoczął na jej łóżku, po czym wyrwał słuchawkę z jej uszu.
- Ana stało się coś? Uciekłaś z kolacji tak nagle jak oparzona i nikt nie wiedział co się stało...
- Nic się nie stało, jestem po prostu zmęczona.
- Szkoda, że poszłaś, bo mieliśmy okazję poznać pewne techniki masażu, które będziemy mieli fundowane przez Dominicę. Swoją drogą... - głos szatyna przerwała jego partnerka.
- Kochanie ja na serio padam z nóg... - prawda była jednak boleśniejsza.
Nie znosiła konkurencji poza skocznią, a ruda bezwarunkowo nią mogła się stać. Najgorsze było to, że musiała sama się z tym zmagać. Lena była ciągle w Villach do czasu unormowania sytuacji rodzinnej.
- Swoją drogą całkiem spoko jest ta Dominica. I fajnie, że związek w to zainwestował...
- Idę się myć, a potem spać. - rzuciła szybko blondynka.
Jak powiedziała tak też zrobiła. Natomiast Gregor zaczął rozmyślać nad tym co znów powiedział nie tak, że jego słodka dziewczyna stała się tak oschła? Swoją drogą naprawdę cieszył się na współpracę z fizjoterapeutką. Skoki potrafiły dawać w kość tym bardziej w czasie gdzie on i Wolfi eksplodowali formą. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk naciskanej klamki pokojowej łazienki. Był to znak, że blondynka była już gotowa do snu. Gregor spojrzał z głębokim uczuciem na jej nienaganną sylwetkę. Skromnie odziana z mokrymi włosami ruszyła w stronę łóżka.
- Kochanie... Mam nieodpartą chęć by cię pocałować. - szatyn zbliżył się w kierunku ust blondynki z nadzieją na słodkie pocałunki, które dozowali w rodzinnym domu Ane, jednak się przeliczył.
Dziewczyna musnęła jego wargi, po czym szepnęła.
- Nie dziś skarbie... Dobranoc. - rzekła i odwróciła się w przeciwnym do niego kierunku.
Chłopak był zdezorientowany całą tą sytuacją. Wierzył, że miło spędzą ten wieczór jednak nie tym razem. Może jednak faktycznie jest zmęczona? Uśmiechnął się do siebie, po czym zatopił się w głębokim śnie.


Wracając do Madlen


Lena po wmuszeniu w sienie trzech pierogów przygotowanych przez babcię Sofie, postanowiła się położyć. Zagrzebała się w kocach po sam nos i zamknęła oczy. Chciała żeby ten koszmar się w końcu skończył. Zmęczona płaczem, zasnęła.
Obudziła się zlana potem, serce dudniło jej w piersi, a w uszach szumiało… Miała bardzo niespokojny sen. W pokoju panował mrok. Oczy Leny szybko przyzwyczaiły się do ciemności. Sięgnęła po telefon i zobaczyła na wyświetlaczu 00:17. Westchnęła i spuściła nogi na podłogę. Obwiązała się szlafrokiem i zeszła do kuchni. W całym domu panowała złowroga cisza. Nalała sobie szklankę wody i z powrotem ruszyła do pokoju. Z szuflady wyciągnęła witaminy i połknęła je. Potem wyciągnęła proszek na senny, obracając go w dłoni przyglądała się tabletce. Odłożyła na szafkę nocną biorąc telefon, po czym podeszła do okna. Otworzyła drzwi balkonowe i zimny powiew wiatru owiał jej drobne ciało skryte za ciepłym szlafrokiem. Madlen wzięła głęboki oddech i wyszła w noc. Popatrzyła na śpiące miasto nocą, na spokojne niebo i delikatnie puszący śnieg. Zatęskniła za łyżwami… tak dawno nie jeździła. Postanowiła to zmienić. Już miała wracać z powrotem do pokoju, gdy wtedy ujrzała spadającą gwiazdę. Szybko pomyślała życzenie. Nikt nie musiał domyślać się jakie. Potem szybko wróciła do łóżka i ponownie zakopała się w pościeli. Telefon nadal trzymała w ręku. Postanowiła napisać do Thomasa. Naprawdę jej go brakowało.


Potrzebuję Cię…


I zamykając oczy, zasnęła.


Thomas tymczasem kończył rozmowę ze swoją siostrą Vereną, do której uciekł po tym jak Kristie przyjechała do jego rodzinnego domu, a jego zdradziecka matka zaprosiła ją na obiad. Spakował się bardzo szybko i wyszedł trzaskając drzwiami, zostawiając dwie zdezorientowane kobiety w salonie, które popijały właśnie kawkę. Udał się do Vereny, gdyż wiedział, że jej dzieci na chwile oderwą go od zmartwień i problemów jakie przysparzała mu Kristina i matka. Wiedział również, że z najstarszą siostrą będzie mógł szczerze porozmawiać. I tak się właśnie stało. Verena była dobrą słuchaczką. Nie oceniała Thomasa. Próbowała go zrozumieć. Po prostu chciała jego szczęścia. Ponad to widziała już brata w towarzystwie Madlen i zauważyła, że dziewczyna dobrze na niego wpływa. Dlatego też chłopak został u siostry na noc, a dnia jutrzejszego postanowił wrócić do Villach aby poćwiczyć trochę na Alepnarenie. Dziękując siostrze za rozmowę, udał się do przygotowanego dla niego legowiska. Zanim się położył, włączył telefon, który udało mu się posklejać tak aby mógł działać. Nie miał w końcu czasu, aby zakupić nowy. Na ekranie wyświetlił się sms od Madlen. Tom nie wiedział, o której godzinie dokładnie do niego pisała, ale coś go tknęło. Chciał zadzwonić, ale z drugiej strony dziewczyna mogła spać, gdyż sms równie dobrze mogła wysłać rano… W momencie podjął decyzję. Ruszył do Vereny, która jeszcze chrzątała się po kuchni i oznajmił, że wraca do Villach. Kobieta nie pytała go o powody i to w niej uwielbiał najbardziej. Podziękował za gościnę całując ją w policzek, zabrał torbę, kluczyki od samochodu i wyszedł. Niczego teraz tak nie pragnął jak zobaczyć blondynkę… ukorzyć jej ból… po prosu z nią być. Bez chwili zastanowienia ruszył w drogę do swojego szczęścia.


~~~


Witajcie Kochane! :)


Ach... jak wspaniale czyta się takie pochlebne komentarze! :) Z każdym zdaniem zadziwiacie coraz bardziej... Tyle sympatii w naszym kierunku... tyle miłych słów... Naprawdę! Po stokroć dziękujemy! :*


Witamy również nową czytelniczkę - Nita, miód na nasze serca wylałaś, pisząc, że nadrobiłaś wszystkie rozdziały :O Naprawdę szacun! :)


Co do rozdziału... powoli akcja się rozkręca. Thomas w końcu podejmuje jakieś klarowne decyzje, miejmy nadzieję, że będą one wiążące ;) No i pojawiła się Diablica... tfu! Dominica xD Piszcie co myślicie o rudej... (nie o mnie, tak, tak... Madziusa jest ruda ;D)


Pozdrawiamy Was serdecznie i jak co czwartek... do następnego! <3


Ania&Madziusa

6 komentarzy:

  1. Hejka :D
    Rozdział jak zawsze mistrzostwo ;)
    Nie ukrywam,że z jednej strony p.Gudrun wywarła na mnie pozytywne wrażenie bowiem dała szansę Gregorowi,jednak z drugiej strony zadziałała mi na nerwy tym,że tak bardzo nie chce dopuścić do rozpadu związku Thomasa i Kristiny.
    Mam nadzieję,że jednak Gudrun szybko zrozumie iż ten związek nie ma sensu i nabierze przekonania co do Lenki :)
    A co do pani fizjo...mam cichą nadzieję,że dużo nie namiesza w życiu naszych bohaterów.Myślę jednak,że będzie bardzo ciekawie :D
    Jak zawsze czekam na Wasze wspaniałe pomysły ;)
    Gorąco pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochane :-)

    Rozdział jak zawsze fantastyczny...
    Szczerze mówiąc to spodziewałam się, że Gudrun zadzwoni po Kristinę, która niczym na skrzydłach przyleci... Mam nadzieję, że Thomas idąc za swoimi decyzjami zerwie z dziewczyną wiążąc się z Leną i, że mama rodzeństwa zaakceptuje nową miłość syna...
    Swoją drogą to strasznie współczuje Lenie... Samej łzy podeszły mi do oczu i nawet nie chce domyślać się co musiała przeżywać myśląc, że właśnie jej tata umiera... Dobrze, że dziewczyna ma przy sobie przyjaciela na którego może liczyć, a już niedługo będzie miała przy sobie tego, którego tak bardzo kocha...
    No, no Austria team się powiększa a nasza Anna już szaleje z zazdrości i wcale się jej nie dziwię... Strasznie jestem ciekawa tej Dominici i mam nadzieję, że nie namiesza w związku Ann i Gregora

    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się! I proszę o wybaczenie, że taki poślizg, ale w weekend bawiłam się w malarza i tynkarza jednocześnie xD
    Świetny rozdział, naprawdę bardzo mi się podoba ^^ Powiem szczerze, że największym zaskoczeniem jest dla mnie postawa Gudrun. Fajnie, że dała szansę Gregorowi. Ale z drugiej stronie bardzo niefajnie, że tak na siłę chce, aby związek między Thomasem a Kristi nadal trwał, chociaż to wiadome, że nie ma on już raczej zbyt wielkiej przyszłości. I mam oczywiście nadzieje, że te jego decyzje faktycznie będą wiążące :)
    Dominica, Dominica... kurczę, wszystkie dziewczyny, jakie znam o takim imieniu (oczywiście przez "k" w środku) są... średnio sympatyczne :D Jestem ciekawa tej dziewczyny, oby tylko zbyt wiele nie namieszała, ale znając was to wszystko jest możliwe :D
    Weny!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohhh dziękuję za miłe przywitanie :** A nadrabianie rozdziałów było czystą przyjemnością ;)
    A co do rozdziału to jak zawsze jest zarąbisty! :D
    Fajnie że Gudrun dał szansę Gregorowi, ale strasznie wkurza mnie to że na siłę chcę aby związek Thomasa i Kristi dalej trwał...
    Jejku biedna Lena :( Smutno tak...
    Hmmm Dominica..no zobaczymy zobaczymy..
    Czekam na kolejny!
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Boziu, jestem!
    Wróciłam cała i zdrowa.. żaden skoczek mnie nie zjadł :D
    Z góry przepraszam, że dopiero dzisiaj się tutaj u was zjawiam, ale no.. dzisiaj wróciłam, a na wyjazdach oszczędzam internet :)
    Ale dobrze.. nie tłumaczę się, tylko przechodzę do rozdziału.
    Thomas - no kurczę.. ja już dawno myślałam, że on się ogarnął, ale jak widać jeszcze nie do końca. Chociaż miejmy nadzieję, że ten jego wyjazd wniesie coś dobrego i wreszcie wydarzy się coś "na stałe".
    Ale i tak obawiam się, że Kristina tak łatwo nie odpuści. W dodatku ma po swojej stronie matkę chłopaka.
    Ruda - niech ona lepiej wraca skąd przyszła! Nie podoba mi się ta dziewczyna.. i najchętniej pomogłabym naszym bohaterkom w pozbyciu się jej!
    Madziusa jest ruda? Łoo.. fajnie! Całkiem niedawno i mnie chodził po głowie pomysł rudych włosów, ale.. farba podobno szybko blednie :D
    No tak.. to tyle ode mnie, bo jeszcze nie mogę dojść do siebie po bliskim spotkaniu ze skoczkami xD
    Buziaki! ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam! ♥ Witam z ogromnym opóźnieniem i z góry przepraszam za to opóźnienie... Szkoła mnie nie rozpieszcza, oj nie... Ale dziś korzystając z tego, że pół dnia spędziłam na wykładach na Uniwersytecie Adama Mickiewicza i jutro też się tam wybieram, zjawiam się u Was. ;)
    Cóż mogę powiedzieć?
    Nie wymyślę nic nowego.
    Rozdział fenomenalny! ♥
    Jestem zaskoczona postawą Gurdun... Nie za bardzo mi się uśmiecha, że ma tak wielką nadzieję, że Thomas będzie z Kristi... On cały czas walczy ze sobą i z wszystkimi przeciwnościami, aby w końcu być z Leną, a tutaj kolejna osoba staje pomiędzy nich wszystkich i wtrąca swoje trzy grosze...:/
    Troszkę mi żal naszej Leny... Nie sądziłam, że przeżyła coś takiego. O.O Nie chciałabym być na jej miejscu.. Ona przecież myślała, była przekonana, że jej tata umiera! :X Mega wzruszył mnie ten fragment. :(
    No i kolejna intrygująca postać... Dominica... Czego ona może chcieć? Co może wnosić do tego opowiadania? Mam złe przeczucie, ze niczego dobrego nie wniesie... :/
    Ach, jestem mega ciekawa kolejnego! ^^
    Buziaki :*
    PS. Mega ubolewam, że zjawiam się dopiero dziś, bo rozdział mega mi się podoba i zasługuje na przeczytanie od razu po premierze, a nie jakieś miliony lat świetlnych później...:x
    Bardzo przepraszam także za to, że nie dodałam komentarza pod ostatnimi, ale wszystko nadrobiłam. Brak komentarza tylko i wyłącznie wynika z pośpiechu. :)

    OdpowiedzUsuń