poniedziałek, 22 maja 2017

67. Grupa wsparcia tęskniących za bardzo

14 dni potem, 22 marca 2009 rok


Okres dwóch ostatnich tygodni zarówno dla Austriateam jak i dla Leny był bardzo intensywny i męczący. Kadra skoczków narciarskich z Ane, Thomasem oraz Gregorem na czele walczyli o ostatnie punkty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, zmagając się z konkurencją, która okazała się nie spać. Bardzo napięty grafik oraz zawirowania emocjonalne jeszcze nigdy tak bardzo nie dały skoczkom w kość. Sytuacja pomiędzy Ane i Gregorem nie napawała optymizmem. Nie tylko ową dwójkę, ale też całą kadrę. Dziewczyna nadal nie dopuszczała do siebie chłopaka, chociaż on usilnie starał się ją przeprosić. Mimo to Ana nie była w stanie wybaczyć chłopakowi, tym bardziej na nowo mu zaufać. Relacja między Thomasem a Gregorem również uległa zmianie. Chłopcy od feralnych Mistrzostw Świata w Libercu mało ze sobą rozmawiali. Ich przyjaźń została wystawiona na próbę i nie zapowiadało się na to by miała przetrwać. Thomas nie potrafił zapomnieć koledze tego jak potraktował jej siostrę mino to, że szczerze tego żałował. Inną sprawą było również oskarżenie jego jak i Leny o jego rzekomy rozpad związku… No właśnie… Lena. Thomas nie mógł skupić się na ostatnich wystąpieniach właśnie ze względu na tę dziewczynę. Madlen zaprzątała każdą jego myśl. Po ich ostatnim rozstaniu… wzruszającym, ale zarówno tragicznym kompletnie nie wiedział na czym stoi. Chodź pisał i dzwonił do niej codziennie ona nadal go do siebie nie dopuszczała na 100 procent. Co prawda odbierała za każdym razem, ale nie była w stanie rozmawiać z nim dłużej niż kilka minut. Thomas obawiał się, iż stracił ją na zawsze… Dziewczyna nie potrafiła mu podać konkretnej odpowiedzi na żadne pytanie… Czy przyjedzie na imprezę kończącą sezon… Czy chce aby Tom towarzyszył jej w trudach Mistrzostw… Czy są dla nich jeszcze jakieś nadzieje… Madlen sama była bardzo zagubiona… Całe dnie ciężko trenowała na lodowisku, pragnęła bowiem zwycięstwa. Przecież to całe podróżowanie ze skoczkami do wszystkich państw miało na celu przygotować ją właśnie do tej imprezy. Imprezy, która była dla niej najważniejsza. Przez całe dwa tygodnie próbowała zapomnieć o chłopaku, chociaż on tak usilnie jej w tym przeszkadzał. Miała nadzieję, że może jakoś pokona uczucie, którym go darzyła. Ale prawda była taka, że nic nie było w stanie pokonać jej miłości do niego, przez co Lena cały czas była rozdrażniona. Denerwowało ją dosłownie wszystko, co potęgowało jeszcze stres przed Mistrzostwami… Rodzina blondynki patrzyła na nią z niepokojem. Na jej rozterki i wewnętrzną walkę… Walkę przed uczuciem i tęsknotą… Dlatego oszczędzili jej najbardziej nieprzyjemnej rzeczy, rzeczy z którą musiał zmagać się Thomas od dłuższego czasu w tajemnicy przed blondynką…
Jednak wszystkie emocjonalne problemy zostały przesunięte na drugi tor. Sezon miał skończyć się za dwa tygodnie, a po Lahti czekało na nich jeszcze 7 konkursów. Co prawda Ana miała skakać jeszcze tylko dwa razy, jednak to nie powstrzymało ją przed ciężką pracą. Ponad to postanowiła nie zostawiać przyjaciół i być oraz dopingować ich do końca. Po drugie to w Planicy miała odbyć się oficjalna koronacja zwycięzców, a do nich na pewno zaliczała się Ana, która po zawodach w Kuopio i Lillehammer przypieczętowała na dobre swą wygraną. Do końca nie pozwoliła pozbyć się swej koszulki lidera i wygrała w przepięknym stylu pokonując o głowę Norweżkę Anette Sagen.
Dla chłopców zawody w Kuopio nie były tak kolorowe, bowiem Thomas zajął miejsce 9, a Gregor… dopiero 10. To w przejrzysty sposób obrazuje jak wewnętrzne przeżycia wpływały na naszych skoczków. Dwa dni później odbyły się zawody w Norwegii na skoczni Lysgårdsbakken, gdzie Gregor co prawda był trzeci, a Tom ex aeguo z Wolfim na miejscu 6. Jednak jak można było się domyśleć to nadal nie dawało satysfakcji. Była mowa o napiętym grafiku… rzeczywiście, ponieważ dnia następnego były zawody drużynowe w Vikersund. Co prawda Austria wygrała i to z miażdżącą przewagą, ale Gregor zaliczył dwie wywrotki… Wzburzony pokazał organizatorom by puknęli się w czoło… Może i było to aroganckie z jego strony, jednak skok z 10 belki na ponad 220 metrów nie był bezpieczny… Kolejnego dnia jednak przypieczętował swój tryumf w klasyfikacji generalnej wygrywając zawody indywidualne. Potem kadra miała dwa dni wytchnienia przed Planicą. Finałem sezonu, którego wszyscy tak oczekiwali. W pierwszy dzień (piątek) konkurs ponownie zdominował Gregor. Thomas jednak nie mógł poradzić sobie z brakiem Leny, dlatego był dopiero w trzeciej dziesiątce. Do końca miał nadzieję, że ona zjawi się na zawodach… W końcu Villach leżało zaledwie 25 km od słoweńskiej Planicy… Ta jednak po wewnętrznej walce postanowiła nie przyjeżdżać. Po rozmowie z Ane, którą serdecznie przepraszała, że nie będzie mogła być obecna na jej koronacji, postanowiła sama wyjechać do Stanów. A miało się to stać w niedzielną noc…


Niedzielę 22 marca 2009 roku w Planicy powitało piękne słońce. Był to dla każdego dzień wyjątkowy - koniec sezonu. Tak długo wyczekiwany... Ana z uśmiechem na ustach wstała dość wcześnie. Dziś miał być jej czas. Skończyła sezon tydzień temu, ale to właśnie dziś miała odebrać ze wszystkimi upragnioną nagrodę. Puchar... Dla wielu cel sam w sobie, dla innych spełnienie marzeń. Czym był dla niej końcowy tryumf? Zwieńczeniem jakże ciężkiej pracy. Sezon nie oszczędzał bowiem nikogo. Pełen sportowych i emocjonalnych wrażeń. Dla blondynki jednak był wyjątkowo udany pod każdym względem... No może prawie każdym bo sportowy sukces zawodowy nie szedł w parze z sukcesem w miłości. Po raz kolejny bardzo się zawiodła... Czy żałowała? Nawet bardzo. Mówi się jednak, że każde doświadczenie życiowe ma nas czegoś nauczyć. Nie inaczej było w wypadku Ane. Na nowo uczyła się żyć sama bez szybkiego ufania facetom. Jedyne czego się obawiała to zjazdu rodziny, który miał dziś nastąpić... Nikt prócz ekipy teamu i Leny nie wiedział co zaszło miedzy nimi... To już było! Otrząsnęła się mimowolnie by przestać myśleć o bólu przeszłości, w końcu był nowy dzień niosący nowe pozytywne doznania. Z uśmiechem ruszyła się przygotowywać na dzień wielkiego tryumfu. Po szybkim przebraniu się w reprezentacyjne dresy ruszyła do Thomasa by wraz z nim udać się na skocznie. Zgodnie z obietnicą brat był w pełni gotowy do wyjścia na ostatni konkurs.
- Jak nastawienie przed ostatnim skakaniem tego sezonu? - z uśmiechem spytała blondynka Thomasa.
Chłopak wzdrygnął ramionami i niemrawo wydusił.
- Dobrze wiesz, że bez Len to nie to samo...
Siostra poklepała chłopaka po ramieniu by dodać mu otuchy. Doskonale wiedziała ile walki włożył by odzyskać zaufanie jej przyjaciółki. Wiedziała też jak ciężko się rozstać... W końcu sama przez to przechodziła i nikt chyba lepiej brata nie mógł zrozumieć. W milczeniu pokonali dalszą część trasy do Velikanki. Z podziwem i uznaniem obserwowała każdy kolejny lot mijającej serii próbnej. Skąd biorą tyle odwagi by to robić? Ciągle wspomnieniem pozostawały słowa Gregora jakie to przyjemne uczucie... Lecieć i czuć się wolnym. Ona sama niczego innego bardziej nie pragnęła jak wolności. Ciągłe przebywanie w towarzystwie szatyna przyprawiało ją o nie małe dreszcze. Wciąż czuła żal i gorycz... Jednak serce wciąż płonęło żarem miłości do chłopaka... Wstyd było przyznać, że mimo ran zadanych przez niego nie potrafiła zamknąć wszystkiego do szuflad zapomnienia. Każdy jego skok, był żarliwie dopingowany przez blondynkę. Natomiast każdy czuły gest i oddech odczuwalny w pobliżu, wszystko sprawiało, że budziły się wspomnienia... Bardzo przyjemne wspomnienia wypierające negatywne emocje. Chwile zadumy przerwał jej głos.
- Witam tegoroczną mistrzynie, pannę Morgenstern.
- Michelin?! Co ty...
- Ana, no wiesz co to się nazywa przywitanie? Chyba nie chciałaś spytać co tu robię? - uroczo zaśmiał się blondyn wystawiając swoje ramiona w kierunku przyjaciółki.
Ana bez zbędnego zastanowienia odwzajemniła przyjacielski uścisk. Chłopak wręczył jej spory bukiet kwiatów, po czym udzielił odpowiedzi na nie zadane ostatecznie pytanie.
- Przyjechałem świętować twój sukces. Chyba nie zapomniałaś, iż mieliśmy fetować całą czwórką?
- Szczerze? Jestem prze szczęśliwa, że znów cię widzę.
- Ja myślę. - wyszczerzył rząd białych zębów Michi, po czym dodał. - Jeszcze raz szczerze gratuluje wygranej.
-  A ja jeszcze raz bardzo dziękuję.
- Swoją drogą jestem dumny, że zrealizowałaś przyrzeczenie i skopałaś tyłki konkurencji.
Ana ponownie głośno się zaśmiała. Doskonale pamięta jak na lotnisku składała tę obietnice. Chwila milczenia została przerwana przez Michelina.
- Chyba nie powiesz mi, że tęsknisz?
Dziewczyna przewróciła oczami. Czy to było aż tak widoczne? Blondyn obejrzał teren dookoła skoczni. Ujrzał idącego na obiekt Gregora.
- Ana on nie jest tego godny by tak łatwo mu wybaczać...
- Michelin chciałabym inaczej, ale...
- Nie kończ. Ufasz mi? - dziewczyna pewnie pokiwała głową chodź nie do końca wiedział o co mu chodzi.
- Zamknij oczy i wyobraź sobie coś przyjemnego. - blondynka posłusznie wykonała polecenie chłopaka.
Michi spojrzał w kierunku zbliżającego się szatyna. Objął jedną dłonią jej włosy, drugą przybliżył jej twarz w kierunku swoim i czule musnął jej wargi. Zaskoczone błękitne tęczówki dziewczyny dość szybko spojrzały w oczy Michelina. O co mu chodzi? Michael uśmiechnął się pełny satysfakcji
- Spójrz jak cierpi... On tylko na to zasłużył.
Ana skierowała spojrzenie ku szatynowi. Faktycznie działało to na niego jak płachta na byka. Widziała smutek i ból czyli te same uczucia, które cały czas towarzyszyły jej ostatnimi tygodniami. Co teraz czuła? Musiała to przyznać, że demonstracja sprawiła jej nad wyraz przyjemność. Uśmiechnęła się w kierunku blondyna i cicho powiedziała.
- Dziękuję... - prawdą było, że odczuła ulgę.
Ulgę, która dawała satysfakcje i wiele spokoju. Tego wszystkiego brakowało od czasu rozstania z Gregorem, a właśnie Michi jej pomógł to wyzwolić.
- Ależ nie masz za co dziękować. Najchętniej bym mu jeszcze przyłożył za to, że Cię skrzywdził... Ale i tak dobrze wiem, że to jest lepsze niż niejeden policzek.
Blondynka ponownie poczuła jak ramię Michaela obejmuje ją, wciąż powtarzając, że Gregor na nic innego nie zasługuje jak zapomnienie i puszczenie w niepamięć... Słowa jak mantra odbijały się w jej głowie. Zapomnieć, zapomnieć, Zapomnieć... Czy to w ogóle było możliwe? Delikatne chrząknięcie wyrwało ją z letargu, w którym się znajdowała.
- Ana? - dobrze znany głos rodzicielki skutecznie przywołał ją do pionu.
Jeszcze chwilę temu była w ramionach Michelina, ale wtopa... Pomyślała. Gorszym był fakt co pomyślą jej rodzice dowiadując się o zdradzie Gregora. Dobrze znała matkę i wiedziała, że tak łatwo nie odpuści pogadanki z cyklu "a nie mówiłam". Dziewczyna z uśmiechem na ustach trafiła w ramiona swoich rodzicieli, którzy przyjechali cieszyć się wraz z dziećmi zakończeniem sezonu. Michael oddalił się nieznacznie umożliwiając swobodne powitanie.
- Dziecko co Gregor by powiedział na twoje umizgiwania z innymi...
- Mamo... - przyciągnęła znacznie Ana wywracając oczami na samą myśl.
Cyrk z historią zwaną przeszłością trzeba było zacząć.
- Gregor nie ma już nic do powiedzenia w kwestii co, gdzie i z kim robię...
Gudrun spojrzała z gromami w oczach na najmłodszą pociechę. W co ona się znowu wpakowała...
- Ana... A nie...
- Gudrun, już daj spokój. To nie czas na kazania gdy nasze dziecko zdobyło puchar świata. - szybko wtrącił się Franz spodziewając się kłopotliwej dyskusji ze strony żony.
Ana jednym spojrzeniem podziękowała ojcu, a następnie zawołała gestem dłoni Michiego.
- Mamo, tato to jest Michael Hayboeck...
- O nieeee… kolejnego fagasa u twego boku tak szybko nie zdzierżę...
Ana na same słowa parsknęła śmiechem.
- Mamo! Tak to jest jak nie dasz mi dokończyć zdania... To mój przyjaciel. Prawdziwy przyjaciel...
Ojciec blondynowatych przywitał skoczka, by następnie ustąpić miejsca swojej żonie. Gudrun standardowo podając dłoń zlustrowała chłopaka od stóp aż po głowę. Ana ponownie zachichotała, by następnie oddać się dyskusji z ojcem, który był bardzo szczęśliwy, że córka ruszyła w ślady starszego brata. Spoglądając w jego radosne oczy zapytała o zgodę na przerwanie rozmowy. Wiedziała, że jak zostawi na chwile Michelina to... Chłopak będzie musiał przejść nietypowe pytania ze strony dociekliwej matki.
- Mamo pozwolisz, że uprowadzę na moment Michiego.
Gudrun ponownie spojrzała na córkę w towarzystwie blondyna. Chłopak miał to coś co budziło pozytywne odczucia co do jego osoby, dlatego matka na znak zgody pokiwała twierdząco głową.
- Tylko nie naróbcie akcji... Thomas już wystarczająco o wszystko zadbał, więcej czegoś takiego nie zniosę... Boże daj mi cierpliwość do moich dzieci.
Słysząc błagalne wołania Gudrun ku niebiosom, blondyni oddalili się nieco od towarzystwa rodziców Morgensternów.
- Przepraszam Michi...
- Ale za co? Przecież to bardzo mili ludzie. - na te słowa oboje ponownie parsknęli śmiechem.
- Wrócimy do nich z powrotem? - Ana spojrzała pytająco na chłopaka na co ten skromnie dodał.
- No przecież są tu z Twojego powodu... Chodź i już się nie martw. Czas się dobrze zabawić.
- Ana kochanie!
Blondynka ujęła mocniej dłoń towarzyszącego jej chłopaka. Ten głos również nad wyraz dobrze pamięta. Trudno, niech się dzieje co ma się dziać pomyślała i na pięcie zrobiła szybki ruch by pokazać się rodzicom szatyna.
- Angelika i Paul. Tak miło was ponownie widzieć. - dziewczyna chcąc być miła z udawaną radością utonęła w ich uściskach.
- Gratulujemy Ci drogie dziecko wygranej. Widać świetnie wam idzie. A mówią, że sukcesy zawodowe nie idą w parze z miłością, a tu patrz! Można mieć i jedno i drugie.
Ana po tych słowach poczuła jak zaczyna brakować jej tchu. Wydając ciche chrząknięcie spojrzała im w oczy. Powiedzieć czy nie? Przecież to nieuniknione... Widząc nadchodzącego Gregora bezceremonialnie powiedziała.
- No chyba jednak nie do końca... Gregor i ja to już nieaktualne. A jeśli chcecie wiedzieć dlaczego to spytajcie po prostu jego.
Zostawienie szatyna w paszczy lwa sprawiło jej nieukrywaną satysfakcje. Uśmiechnęła się w kierunku Michelina, który przybił jej piątkę.
- Szybko się uczysz Ana. Tak trzymaj! - blondyn był dumny, że dziewczyna już nieco bardziej wrzuca na luz.
Nie można przecież żyć w rozpaczy nieskończoną ilość czasu. Po szybkim powrocie do rodziców Ane i Thomasa zajęli się małą pogawędką dotyczącą ostatnich wydarzeń, po czym unieśli oczy ku górze, gdyż właśnie rozpoczynały się zawody. Ostatnie zawody w tym trudnym dla każdego sezonie...


Villach, godzina około 7 rano…


Lena obudziła się dziwnie niespokojna… Całą noc wałkowała się na łóżku zastanawiając czy dobrze robi. Czy dobrze robi, wyjeżdżając samotnie na drugi koniec świata przekreślając w ten sposób nadzieję, którą Thomas nadal żywił… Nadzieję, że jeszcze kiedyś będą razem. Po wczorajszym ostatnim telefonie, gdzie błagał ją by przyjechała… Gdzie prosił by nie jechała bez niego… Skreśliła wszelkie ostatki nadziei, które trzymały go przy życiu… Z westchnieniem i nietęga miną położyła stopy na podłodze. Mimowolnie spojrzała na biurko, gdzie leżały starannie zapakowane prezenty od chłopaka… łańcuszek z serduszkiem… klucze od jego mieszkania… oraz pudełeczko, które dostała na dzień kobiet… zawieszka do bransoletki – skoczek w locie. Przymknęła bezradnie powieki. Ponownie zaczęła zastanawiać się czy decyzja, którą podjęła… może zbyt pochopnie… jest dobra. Spuściła zrezygnowana wzrok, po czym narzuciła na siebie szlafrok i wyszła z pokoju. Bardzo cicho, ponieważ była wczesna pora ranna ruszyła do kuchni w celu nalania sobie szklanki wody. Będąc już na parterze usłyszała nagle cichą rozmowę…
- Robert… powinniśmy jej powiedzieć. – mówiła jej matka.
- Marie… ona ma teraz mistrzostwa… ma większe problemy na głowie. Po drugie Thomas nas prosił…
- Robert, ja wiem, że on się o nią martwi i troszczy, ale nie mogę już na nią patrzeć. – kontynuowała mama dziewczyny. – Zobacz ten wywiad… przecież wszystko już wyjaśnił.
- Mamo… Tato… Co znowu Thomas przede mną ukrywa? – wypaliła wchodząc do kuchni.
Patrzyła na ich zaskoczone miny, drżąc w środku, że on ponownie ją okłamuje… i wciągnął do tego jej rodziców.
- Madlen… usiądź proszę. – powiedział Robert.
- Nie… - zaczęła kręcić głową z niedowierzania.
Znowu jej to zrobił… Znowu ją okłamał. Poczuła jak łzy ponownie napływają jej do oczu.
- Lena! Do jasnej cholery! Siadaj tutaj! – powiedziała nagle jej matka troszkę zbyt głośno. – Nie możesz dłużej go odtrącać! On cię kocha!
Lena wpatrywała się w gestykulującą matkę, ale nie docierały do niej jej słowa. Kocha? On ją kocha? Jak to? Nikt jeszcze nigdy nie powiedział, że Thomas ją kocha… Nagle matka położyła przed dziewczyną jedną z gazet. Na okładce była Ona… Był On… I była Kristina. Marie nadal mówiła coś do córki, ale ta patrzyła jak zahipnotyzowana… Rodzicielka otworzyła na odpowiedniej stronie pokazując bardzo długi wywiad z chłopakiem… Na stronach było pełno ich zdjęć… Ona i On… W Helsinkach… W Sapporo… W Bratysławie… W Villach… W Libercu… W Wiśle i Krakowie… Aż w końcu na lotnisku w Lahti… Madlen patrzyła na to wszystko szeroko otwartymi oczyma… Zaczęła czytać… Coś o Pucharze Świata… Coś o upadku w Libercu… Coś o strachu… Coś o Madlen Steward…


(…) Strach towarzyszył mi na przykład wtedy, gdy rozstawałem się z Kristiną. Całą wieczność nie potrafiłem wybrać pomiędzy dwiema kobietami. W środowisku zawodowych sportowców nie uczysz się podejmowania decyzji. Jako światowej klasy zawodnik masz trenera, menedżera, członków sztabu, którzy przejmują prawie wszystkie twoje zadania i obowiązki. Kiedy musiałem podjąć decyzję w jakiejś sprawie, zawsze każdego pytałem o zdanie, szukając u wszystkich potwierdzenia trafności swojego wyboru. Jeśli jednak żywisz uczucie do dwóch kobiet, nie możesz zapytać trenera, co powinieneś zrobić. Musisz zdecydować zupełnie sam. I niezależnie od tego, co postanowisz, kogoś zranisz. Strach przed podjęciem decyzji, strach przed rozczarowaniem kogoś, pociągnął za sobą tylko masę przykrych konsekwencji. Żadnej z tych dwóch kobiet, pomiędzy którymi musiałem wybrać, już przy mnie nie ma. To, co się potem stało, było prawdziwym piekłem. Nagle stałem się mężczyzną, który rozwalił wieloletni związek. Nie mogłem się bronić, byłem ciągle narażony na ataki. Wiedziałem, że jestem winny, ale czegoś innego, niż mi się zarzuca. W takiej sytuacji wycofujesz się, zamiast wystawiać się na pożarcie lękowi i tym, którzy cię atakują a to ich oczywiście tylko umacnia. Taki stan sprawia, że jest ci trudno normalnie żyć nie tylko jako sportowcowi. Ja nie funkcjonowałem ani jako sportowiec, ani jako zwykły człowiek. O sukcesach w tamtym czasie nie było nawet co myśleć. Byłem tak pochłonięty swoją osobą, że w głowie nie zostawało już miejsca na pozycję dojazdową i prowadzenie nart. Zamiast z wiatrem wiejącym w plecy walczyłem z negatywnymi myślami. I to wszystko z powodu kilku upadków, dwóch rozczarowanych kobiet oraz wzburzenia opinii publicznej, która mnie potępiła i wykończyła.
Boję się, że rozczaruję ludzi, i dlatego coraz trudniej przychodzi mi mówienie „nie”. Ale nauczyłem się podejmować decyzje. Trzeba je dobrze przemyśleć, ale należy je podejmować. Nawet złe są lepsze niż żadne, bo dzięki nim można się uczyć. Te nie podjęte są niczym innym jak ucieczką. (…) Boję się, że Madlen nigdy mi nie wybaczy. Ona jest teraz światłem, które rozjaśnia moją drogę ku przyszłości. Ku dobrej przyszłości. Dzięki Madlen wszystko układało się tak normalnie, tak pozytywnie. Z nią czuję się dobrze. Sprawia, że strach częściowo mnie opuszcza. Obawa, że ją stracę, pomaga mi – mam nadzieję – trwać przy niej i podejmować właściwe decyzje. (…) Nie wiem, po co jesteśmy na tym świecie, co jest naszą misją. Rozmyślali już o tym mądrzejsi ode mnie. Jestem jednak pewien, że nie jesteśmy tu po to, żeby trwać w niespełnieniu, tylko by znaleźć drogę, którą będziemy mogli szczęśliwie iść przez życie. Kiedy ta droga prowadzi do skrzyżowania, na którym trzeba się rozstać, wtedy to, w jaki sposób się tego dokona, jest już kwestią charakteru. To zdumiewające, ilu ludzi zastanawiało się „dlaczego”. Ludzi, których nie znam i którzy nas nie znają. Gdyby życie, uczucia, los poddawały się naszej woli, nie byłoby cierpienia, żałoby, biedy… Ale tak nie jest. Kilka lat związku z kobietą jest czasem, który cię kształtuje. Tym bardziej, jeżeli wchodzi się w związek tak wcześnie. Ja miałem 16 lat, Kristina 15. Dorastaliśmy razem. Kształtowaliśmy nawzajem nasze osobowości, byliśmy przyjaciółmi i staliśmy się kochankami. Wspólnie odkryliśmy, co znaczy pragnąć drugiego człowieka. Kochaliśmy się. Nawet bardzo. Ale ten ogień wygasł. (…) Wyobraź sobie, że jesteś kilka lat z kobietą, dorastaliście razem, dzieliliście dole i niedole, chodziliście razem do szkoły, a w wolnym czasie świetnie się bawiliście. Wyobraź sobie, że zaczynasz iść tą drogą, będąc jeszcze prawie dzieckiem, i nagle stajesz się dorosły. Jesteś pośrodku życia, masz pracę, ona ma swoją. Ty wracasz do domu, ona wraca do domu. Ty żyjesz swoim życiem, ona swoim. Twoja droga oddala się od jej drogi. Zamiast mostów zaczynasz szukać objazdów. Coraz mniej ze sobą rozmawiacie. Ogień coraz bardziej wygasa, a ty nie masz już siły go podsycać. Mimo to jest ciepło i jesteś zadowolony. Jest ciepło, nawet kiedy płomień jest słaby i ledwo się tli. Jesteście do siebie przyzwyczajeni. Znacie się. Płomienie jeszcze migotają. I nagle pojawia się inny ogień. Zbliżasz się do niego ostrożnie, obchodzisz go, odkrywasz. Zauważasz, że daje inny rodzaj ciepła. Ciepła, które sprawia, że czujesz się tak dobrze i błogo… Im więcej uwagi mu poświęcasz, tym lepiej się czujesz w jego obecności. Mimo to nie chcesz zrezygnować z ognia w twoim domu. Dorzucasz drewna, choć to nic nie daje. Ale to w końcu jest ten stary ogień. Ten, który znasz. Nowy jest za to interesujący, pokazuje ci zupełnie nieznane barwy, fascynuje cię, pozwala ci odżyć. Długo nie możesz się zdecydować, który z nich wolisz. Nie potrafisz z żadnego zrezygnować, bo ciepło jest czymś wspaniałym, ale im dłużej próbujesz się dowiedzieć, który z nich ma oświetlać twoją przyszłość, tym gorętsze staje się powietrze. Po obu stronach temperatura rośnie tak bardzo, że zaczyna cię parzyć. Czujesz coraz większą presję, wiesz, że musisz podjąć decyzję. I jeden, i drugi płomień jest zbyt gorący. (…) Popełniłem wiele błędów na tej drodze, na skrzyżowaniu, na którym musiałem podjąć decyzję. Teraz mogę mieć jednak czyste sumienie. Każdy dostał szansę na zasmakowanie własnego szczęścia. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, i właśnie w tym momencie boleśnie sobie uświadomiłem, że życie nie daje żadnej gwarancji. Nikt nie może sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy cały świat zastanawia się nad twoimi uczuciami i cię ocenia. Kiedy brukowce śledzą twoje życie, wypisują nieprawdziwe rzeczy, odkrywają historie, wypuszczają w świat plotki robiące z ciebie człowieka, na którego wszyscy patrzą z góry. (…) Po tym wszystkim zadaję sobie pytanie, czy coś by to zmieniło, jeśli od samego początku rozmawiałbym z mediami i opowiedziałbym, jak było naprawdę. Ale moje życie prywatne to przecież moja sprawa, nie innych. Takie przyjąłem stanowisko i myślałem, że musi ono zostać uszanowane, jeśli nie chcę, żeby intymne sprawy były tematem dla opinii publicznej. W końcu dotyczyło to nie tylko mnie, ale chodziło też o dwie kobiety, o moją całą rodzinę. Wspólnie zdecydowaliśmy, że nie będziemy się wypowiadać na ten temat. W jednym poście zawarłem to, co najistotniejsze. Wszyscy wiedzieli, że mój związek z Kristiną się zakończył. Więcej nikt nie musiał wiedzieć, bo nie było to już sprawą kogokolwiek innego, tylko naszą. W dodatku jasno napisałem, że nie będę więcej wypowiadał się na ten temat. Mimo to dziennikarze drążyli, a czytając artykuły, można było odnieść wrażenie, że znaleźli kogoś, kto z nimi rozmawiał. Tylko że żadna z osób, której to bezpośrednio dotyczyło, nic nie powiedziała. Wiem to. Męczyli nas telefonami – mnie, Lenę… Skutki w mojej duszy, skutki w duszy mojej rodziny, odczuliśmy tylko my. Nie oni.  Oczywiście, że mogłem to jakoś wyprostować, ale jak to: z otwartą przyłbicą iść na wojnę i wylewać w tłum wszystko to, co jest jasne tylko dla niektórych? Nie, dziś jestem przekonany, że dobrze postąpiłem, nie robiąc tego, nawet jeśli był to najtrudniejszy czas w moim życiu.(…) Tylko niezwykła siła miłości pozwala mi iść dalej przed siebie. Czerpać naukę. Wstawać. Wyciągać konsekwencje. Patrzeć w przyszłość…*,**


Madlen długo wpatrywała się w treść wywiadu… Jej policzki z sekundy na sekundę robiły się coraz bardziej mokre. Po niedługiej chwili płakała już krokodylimi łzami. Ryczała jak bóbr czytając raz po raz wybrane fragmenty…
Boję się, że Madlen nigdy mi nie wybaczy. Ona jest teraz światłem, które rozjaśnia moją drogę ku przyszłości. Ku dobrej przyszłości. Dzięki Madlen wszystko układa się tak normalnie, tak pozytywnie. Z nią czuję się dobrze. Sprawia, że strach częściowo mnie opuszcza. Obawa, że ją stracę, pomaga mi – mam nadzieję – trwać przy niej i podejmować właściwe decyzje.
Nagle ocknęła się… Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nikogo w nim nie było. Ponownie spojrzała na czasopismo i ujrzała jego mokre strony… Swoimi łzami zalała całe kartki… Spojrzała na zegarek… O 10 miały być zawody… Może uda jej się dojechać. Jak wariat, który nie widzi ratunku rzuciła się biegiem do swojej sypialni. Rodzice, którzy pozwolili jest w samotności zapoznać się z treścią wywiadu patrzyli na jej szaleńcze poczynania. Lena jak tajfun wleciała do swej sypialni po drodze już się rozbierając. Niczym burza szarżowała bo swej toalecie i pokoju. Będąc już ubraną, zaczęła delikatnie zakładać namiastkę jakiegokolwiek makijażu. Potem jednak stanęła przed nie lada wyczynem… jej niesfornymi włosami. Dziś jak na złość w ogóle jej nie słuchały… Każdy lok sterczał w inną stronę. Załamana popatrzyła na swoje odbicie… Załzawione, nadal czerwone oczy… Zaróżowione policzki… Ale radość… radość bijąca z całej jej aury. Uśmiechnęła się. Pieprzyć włosy! Pieprzyć wygląd! Przecież to nie ma znaczenia… to sprawa drugorzędna. Teraz liczyło się by zdążyć na czas… Olała walkę z włosami. Wypruła z łazienki jak z procy, po czym w pośpiechu zaczęła zakładać łańcuszek od chłopaka. Ręce tak jej drżały, że gdyby nie pomoc jej matki nigdy nie udało by jej się go zapiąć. Odwróciła się w stronę rodzicielki, która czule muskała ją po ramionach. Uśmiechnęła się do niej szczerze, po czym mocno wtuliła w jej ramiona. Potem z jej pomocą zniosła swe dwie walizki, które planowała zabrać do LA i udała się w stronę samochodu siostry. Nie wiedziała jeszcze jak rozwiązać całą te sytuację, jednak nie miała zamiaru się tym przejmować. Planica była w końcu tylko 25 km od ich domu, więc ktoś na pewno będzie mógł pojechać go ewentualnie odebrać. Po drugie bilet zabukowany miała na samolot z Austrii, ale sama nie była pewna jak potoczy się jeszcze jej życie. Mimo to chciała być przygotowana na wszystkie ewentualności. Zarzuciła na siebie kurtkę, czapką przygładziła swe niesforne loki, po czym łapiąc kluczyki popatrzyła jeszcze na swych rodziców. Robert czule obejmował swą żonę zerkając z uśmiechem na córkę… Lena uśmiechnęła się na sam ten obrazek. Podeszła na chwile do rodziców.
- Leć kochanie… pędź za swym szczęściem. – powiedziała Marie.
- Za długo na niego czekałaś. Pamiętaj, że miłość jest najważniejsza. – kontynuował Robert.
Do oczu Madlen ponownie naszły łzy. Nie mogła uwierzyć, że ma tak wspaniałych rodziców. Nie mogąc wyrzec słowa, mocno tylko wtuliła się w ich ramiona, po czym odrywając się, biegiem pomknęła do auta i z piskiem opon ruszyła z podjazdu. Włączając się do ruchu dopiero zaczęła ustawiać sobie lusterka. Przed oczami cały czas miała jego uśmiechniętą twarz. Jak mogła być tak głupia… Jak mogła tak długo z tym zwlekać… Przecież z uczuciem nie da się walczyć… Sama gromiła się w głowie za tak banalne podejście do sprawy… Mogła go stracić… Co ona sobie myślała… Żeby wyjeżdżać samemu… Instynktownie złapała w ręce swoje serduszko… Serduszko, które było uosobieniem Thomasa. Chłopaka, który przez ostatnie dni? Miesiące? Walczył z prasą, która wręcz zmieszała go z błotem. Lena nie miała o niczym pojęcia… Jak mogła być tak ślepa? Czy naprawdę była tak zajęta, iż nic do niej nie docierało… Była przecież obserwowana… Ostatnie dwa tygodnie co prawda minęły jej wyłącznie na lodowisku… Nikogo ani niczego do siebie nie dopuszczała, ale żeby nie zauważyć całej tej otoczki rozstania z Kristie? A przedtem? W Finlandii nic dziwnego się nie wydarzyło oprócz gapiów na lotnisku… W Polsce? Atak fanek na rynku… A Liberec? Czy była aż tak pochłonięta cierpieniem przez chłopaka, że nadal nic nie dostrzegała? Madlen pluła sobie teraz w brodę… Czasu nie cofnie… Żałowała, ale wesprzeć w walce z mediami już go nie mogła… Nagle powracając do teraźniejszości, spostrzegła dwa światła… Światła zwiastujące nadjeżdżanie auta z naprzeciwka… Potem przeciągły klakson… Cisza i… ciemność.


* T. Morgenstern, Moja walka o każdy metr, Wydawnictwo Sine qua now, Kraków 2016, s. 54-56, 61, 76. (Gorąco ją polecamy!)
** Treść książki została wykorzystana i nieco zmieniona na potrzeby opowiadania. Morgi, jeśli kiedykolwiek to przeczytasz, błagam... nie podawaj nas do sądu.


~~~


Witajcie Kochane!


Jestem potwornie zła! Zła na jedną z nas, ponieważ rozdział miał pojawić się już w piątek, ale z przyczyn... nawet nie wiem jakich przyczyn pojawia się dopiero dziś. Stwierdziłam, że mam już dosyć czekania i proszenia się. Dlatego dodaję rozdział najszybciej jak mogę :)
Na samym początku taka krótka refleksja. Czy naprawdę musiało dojść do tragedii, by ktoś przejrzał na oczy? Trzymajcie kciuki za zdrowie Madlen.
Nie wiem czy to miłe zaskoczenie czy nie, ale ponownie pojawił się Michael :) On to naprawdę ma wyczucie, bo wydaje się, iż Ana właśnie tego potrzebuje... Problem tylko, gdzie to ucieranie nosa Gregorowi ich zaniesie.
Kolejna sprawa, tytuł dzisiejszego rozdziału, to w stu procentach zasługa Tyśki! Dziękujemy Ci Kochana za pomysł i liczymy, że nie pogniewasz się za wykorzystanie fragmentu, Twego ostatniego komentarza :) Przy okazji naprawdę gorąco Cię pozdrawiamy :*
Pojawiła się również nowa czytelniczka Mimi, ale to chyba Ty Weroni prawda? :) W każdym razie witamy! :*
Ostatnia już sprawa. Madziusa pokonała sesję z bardzo dobrym wynikiem! :D Brawo ja! Wiąże się to z tym, że od tej pory będę mieć więcej czasu na pisanie magisterki i pisanie rozdziałów. Trzymajcie kciuki by tak naprawdę było!


Dobrze, to by było chyba na tyle. Postaram się by następny naprawdę pojawił się wcześniej! I za ten dzisiejszy poślizg serdecznie przepraszam... w NASZYM imieniu.


Buziaki :*


Ania&Madziusa

4 komentarze:

  1. ~Skokomaniaczka23 maja 2017 20:55

    Jestem :)
    Zapomnieć.. zapomnieć.. zapomnieć. A co w sytuacji kiedy tak łatwo się nie da zapomnieć? Dobra.. teraz mogą mnie ponieść trochę emocje, ale wyrzucę to z siebie. A gdzie mam to zrobić jak nie przy okazji sprawy Gregor - Ane.
    Nie powinno się ufać facetom! To pieprzeni egoiści! Na początku wszystko pięknie, ładnie.. piszą, odzywają się, obiecują, rozkochują, a potem? Rzucają jak psa. Ale co? Uczucia drugiej osoby się nie liczą? Nie przechodzi im przez myśl, że może ta osoba się zaangażowała? Że teraz cierpi? Po cholerę to wszystko było! Jestem jak najbardziej za ucieraniem nosa! Tylko czemu Michael? Ych.. muszę to przeżyć :P
    Co z Leną? :O
    Co wy znów wymyśliłyście? No błagam.. nie dość tych wszystkich tragedii, spięć i smutku?
    Jej się nie może nic stać! Inaczej wtedy pogadamy..
    Tyle ode mnie..
    Buziaki moje drogie ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :-)

    Rozdział jak i całe opowiadanie cudowny, ale jak dla mnie zdecydowanie za krótki i... POWINNYŚCIE DOSTAĆ LANIE ZA SKOŃCZENIE W TAKIM MOMENCIE...

    Fajnie, że rodzice Ann i Thomasa oraz Gregora przyjechali, ale jednak najbardziej cieszę się z przyjazdu Michiego... On zdecydowanie wie kiedy powinien pojawić się i bardzo chciałabym aby został już na stałe...
    Zresztą jak dla mnie jego pomysł z denerwowaniem Gregora jest genialny...
    Strasznie jestem ciekawa jak to wszystko się ułoży pomiędzy Ann a Gregiem bo jednak dziewczyna pomimo odczuwanego bólu i wielkiej chęci zapomnienia o nim bardzo go kocha...

    A co do Madlen i Thomasa to nie dziwię się, że dziewczyną nadal targały wątpliwości bo uczucia uczuciami ale jednak jest też wielki strach przed kolejnym zranieniem przez chłopaka i bardzo się cieszę, że po przeczytaniu tego cudnego wywiadu z Thomem zdecydowała się pojechać do niego - TYLKO TA NIESZCZĘSNA KOŃCÓWKA...
    Mam tylko wielką nadzieje, że Lenie nic poważnego nie będzie i nie uśmiercicie jej...

    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.

    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę od tego, że jak zobaczyłam tytuł, to aż mnie na chwilę przytkało, sprawiłyście mi wielką niespodziankę, za takie coś nie można się gniewać - dzięki wielkie Dziewczyny :*

    Szkoda mi Thomasa, ale z czasem jak zaczynałam się wczytywać coraz bardziej w rozdział, aż do momentu wywiadu (fragmentów, swoją drogą bardzo szczerej i rewelacyjnie napisanej książki) Morgiego zobaczyłam już nie światełko, ale wręcz reflektor w tunelu. Wiedziałam, że Lena nie może przejść obok tak szczerego i otwartego wyznania chłopaka, który na publicznym forum postanowił się odkryć i jednocześnie pokazać swoją perspektywę całej tej sytuacji. Dzięki temu Lena też spojrzała na te ostatnie kilka tygodni oczami Thomasa, szkoda, że dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale...tylko to zakończenie rozdziału - jestem w stanie jakoś je przełknąć tylko w sytuacji, gdy u Leny skończy się to kilkoma zadrapaniami i wielkim romantycznym pogodzeniem i wyznaniem swoich uczuć, a nie śpiączką czy czymś podobnym. Lena już chyba wyczerpała swój limit nieszczęść.

    Ane i Gregor - rozumiem, że chłopak się stara, ale zaufanie zdecydowanie najtrudniej przywrócić. Bardzo cieszy mnie za to powrót Michiego :D nie ma to jak zrobić wejście smoka hehe zagrał na nosie Gregora, poznał rodziców Ane oj dzieje się dzieje. Gregor teraz będzie się gęsto tłumaczył coś mi się wydaje i może to przyćmić nawet koronację i radość z takiego zakończenia sezonu.

    Mam nadzieję, że szybciutko pojawi się kolejny rozdział z pozytywnymi nowinami.

    Gratuluję zdanej sesji ;)

    Pozdrowienia i do przeczytania szybciutko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem!
    Przepraszam, że dopiero teraz, ale u mnie zaczął się właśnie sezon na zaliczenia i po prostu... cały tydzień tonęłam w zaległych sprawozdaniach do zrobienia na wczoraj.
    Ale jestem, czytam wszystko, także spokojnie :D Rozdział tradycyjnie cudny, szkoda tylko, że na końcu miałam zawał.
    Michi nareszcie wrócił! Zdążyłam się tu za nim u was wystarczająco stęsknić. Co jak co, ale ten to ma faktycznie wyczucie czasu, po prostu idealne xD
    Jejciu, ten wywiad... powiem szczerze, obudziłyście we mnie jakieś dziwnie pochowane emocje, sama miałam mokro w oczach. Od razu przypomniała mi się treść książki, którą przeczytałam w jeden wieczór. Wcale się nie dziwię, że Lena zareagowała w taki sposób. Musiało to na nią jakoś wpłynąć, nie mogła przejść obok tego tak po prostu obojętnie.
    Tylko ta końcówka... Boże jedyny, ale nic złego się nie stanie, prawda? Nie może!
    Gratuluję sesji i trzymam nadal kciuki!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń