poniedziałek, 4 września 2017

78. Doktor Schlieri

Poniedziałek stał się dniem wymagającym radykalnych rozwiązań. Od rana w Spittal, Ana angażowała się w przygotowania do kolejnego wyjazdu. Po sezonie była pewna, że długo nie będzie musiała opuszczać rodzinnego gniazda jednak sytuacja zdecydowanie tego wymagała. Kierunek Innsbruck... Miasto, które dawało pozytywne skojarzenia, dziś miało stać się miejscem prawdziwej batalii o dobre imię. Ciche pukanie do drzwi wyrwało blondynkę z zadumy. Dziewczyna uniosła głowę ku górze i dostrzegła swego ojca.
- Jesteś pewna, że wiesz co robisz?
- Nie mam wyboru tato... Trzeba to jak najszybciej wyjaśnić i uporządkować.
- Powodzenia drogie dziecko, my oczywiście zawsze będziemy po Twojej stronie. Udowodnij im i wracaj szybko do nas.
Uśmiechnięta i zarazem zdeterminowana dziewczyna domknęła walizkę, po czym całując ojca w policzek ruszyła zbadać co przyniesie jej najbliższa przyszłość.


Po przebyciu ponad trzy godzinnej podróży znalazła się w miejscu docelowym. Dziś mieli stawić się z Gregorem na badaniach w klinice by jutro móc udowodnić wszystkim swą niewinność. Pamiętała również o umówionej wcześniej kawie z chłopakiem.  Jednak ten dzień miał również być dniem dochodzeniowym dla Ane. Wiedziała, że by poznać pewne szczegóły będzie trzeba udać się do paszczy lwa... W tym wypadku do telewizji, która zatrudniała tego żenującego redaktorzyne. Spodziewała się trudnej misji, ale kto nie ryzykuje ten nic nie ma... Stojąc przed sporym gmachem, wzięła głębszy wdech i ruszyła przed siebie wparowując z siłą impetu.
- Dzień dobry, poszukuje pana Richarda Steina. Gdzie mogłabym go odnaleźć?
- Pan Stein jest zajęty, nie przyjmuje bez zaproszenia. W jakiej sprawie? Kim pani jest?
- Sama się zapraszam. W jakiej sprawie? Prokuratorskiej jak tak dalej pójdzie! - podniosła głos blondynka zwracając uwagę niejednego pracownika tej telewizji.
- Przepraszam, ale nie mogę udzielić pani takich wiadomości...
- To się jeszcze okaże. - uśmiechnęła się ironicznie blondynka, ruszając śmielej ku przodowi.
Miała dziś widać wyjątkowe szczęście bowiem na horyzoncie pojawił się nie kto inny jak poszukiwany dziennikarz.
- Panie Stein! - dało się słyszeć przez połowę korytarza jej zdecydowany i zdeterminowany ton głosu.
Obiecała sobie znaleźć winnych to tak też się stanie. Spodziewała się grubszej afery bowiem sam Stein nie mógł być prowodyrem całej akcji.
- Panna Morgenstern, jak miło widzieć...
- Dla kogo miło dla tego miło! Może pan mi coś wyjaśnić?
- Ma pani na myśli konferencje, która bije rekordy oglądalności? Szczerze? Nie spodziewałem się takich efektów.
- Zaraz będzie pan miał efekty, jak się nie wycofacie z tych oszczerstw!
- Wycofać? Pani chyba żartuje. Opinia publiczna nie lubi jak się zmienia zdanie co 5 minut... To świetny temat i jakże chodliwy. Dwie znane gwiazdki pod prawem... - blondynka ścisnęła mocniej pięści na same słowa dziennikarza.
Wiedziała, że łatwo nie odpuści, a co gorsza wcale nie ułatwi zadania.
- Panie Stein, przyszłam polubownie załatwić sprawę. Macie czas się wycofać póki nie jest za późno. Powiedz kto za tym stoi, a ja nie wniosę pozwu o zniesławienie dobrego imienia i fałszywe informacje.
- Panno Morgenstern, gra dopiero się zaczęła. Materiały ciągle się gromadzą, więc nie widzę powodów kończyć coś co sprawia, że o naszej telewizji znów jest głośno...
- Ty świnio! Obiecuję, że zniszczę Was i tą pożal się Boże telewizję! Nie wyplączesz się z tego do końca życia! Chcesz wojny to będziesz ją mieć!
- Ulala… cóż za pazurki i odwaga. Czy jest pani gotowa na porażkę? - facet ironicznie się uśmiechnął by następnie odwrócić się na pięcie w przeciwnym kierunku. - Przykro mi panno Morgenstern, nie mogę poświęcić Ci więcej czasu. - chwilę później dało się słyszeć odbierany przez redaktora telefon. - Tak Dominica, jest wściekła jak nigdy...
Blondynka trzepnęła dłonią w ścianę dusząc swoją frustracje. Wszystko zapowiadało się na trudniejszą batalię, którą jak mniemała musieli wygrać. W końcu chodziło o coś więcej niż dobre imię... Nie mogła pozwolić by wszystko to nad czym tak ciężko pracowali odbiło się na nich i ich rodzinach. Godnie reprezentowali kraj i ludzi, którzy stanowili fundament ich sukcesu. Opuszczając szybko budynek, postanowiła dokonać zemsty nie zważając na koszty. Spojrzała na zegarek, który wskazywał 14. Musiała się sprężyć by trafić jak najszybciej do miejsca gdzie była umówiona z Gregorem. Pewnym krokiem ruszyła więc ku zamkowi Ambras gdzie odbyła się studniówka panów. Jedno z wielu pięknych miejsc, które przywoływało cudowne wspomnienia. Pewnym krokiem weszła na sale gdzie jak mniemała znajdzie szatyna.
- Przepraszam, czy ma pani rezerwacje?
Dziewczyna zdezorientowana odwróciła się w kierunku osoby, która ją zatrzymała.
- Tak, mam. Nazwisko Morgenstern, proszę sprawdzić...
- Przykro mi, ale nie ma tego nazwiska na liście gości.
- No to może Gregor zrobił rezerwację na siebie... Proszę sprawdzić Schlierenzauer.
Kelner uśmiechnął się do blondynki na same wspomnienie nazwiska szatyna. Jak widać w tym regionie należał do osób, które darzone były ogólnym szacunkiem i poważaniem.
- Przykro mi, ale pan Gregor nie rezerwował dziś tu stolika.
- Nie? - Ana delikatnie się skrzywiła na samą myśl.
Co on sobie wyobraża? A już myślała, że zdążył się ogarnąć do czasu ich wspólnego spotkania! Tymczasem wyszła na idiotkę... Gdzie on się podziewał? Przecież nie mieli wiele czasu, a chcieli wspólnie omówić strategie działania. Wykręciła wiec znaną kombinacje cyfr i niemalże od razu po usłyszeniu miłego głosu partnera wrzasnęła.
- Gdzie ty się podziewasz Greg?! Zapomniałeś o tajnej naradzie?
- Ana... Czekam na ciebie od ponad 20 minut, ale to Ciebie nie ma. Wiedziałem, że na Was kobiety się długo czeka, ale przy tak napiętym grafiku wybacz... Nie mamy czasu.
- Ejjj… to znaczy gdzie ty jesteś?
- Pod Bergisel... Nie mów, że nie wiedziałaś?
Blondynka pacnęła się w czoło. Też wybrał sobie miejsce. Łagodniejszym już tonem z uśmiechem powiedziała.
- Lecę do Ciebie Greg, uzbrój się w cierpliwość.
Po niecałych 15 minutach trafiła do celu. Widok skoczni przywołał wspomnienia. To tutaj tak naprawdę wszystko się zaczęło... Od szkolenia przed sezonem i ich wyczekiwanego pocałunku, po zostanie parą... Same przyjemne chwile ich obojga. Szatyn zapewne nie przypadkowo wybrał to miejsce. Przemknęło przez myśl blondynce, po czym usłyszała głos chłopaka.
- Witaj Ana.
- Cześć Gregor, to co siadamy na trybuny?
Szatyn ochoczo przytaknął głową, a następnie wskazał miejsca po swej lewicy. Jej głos nie wyrażał pozytywnych emocji. Bardziej był nerwowy w wyniku zaistniałej sytuacji. Czyżby małe wspomnienia zadziałały? Z zadumy wyrwał chłopaka ponowny głos blondynki.
- Gregor czy ty mnie w ogóle słuchasz? - dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie by otworzyć chłopaka na dalszą dyskusję.
Spodziewała się tego, iż jego myśli będą błądziły w innym kierunku, ale że aż tak?
- Przepraszam, troszeczkę się zamyśliłem. Ta cała sytuacja...
- Jest niedorzeczna Greg i nie ukrywajmy nie powinna mieć miejsca. - dość zdecydowanie pałeczkę przejęła blondynka.
Szatyn pokiwał głową na znak aprobaty, po czym zgłębił się w temat kontynuowany przez Ane.
- Powinnam Ci o czymś wcześniej powiedzieć... Sądziłam, że to wszystko bez znaczenia jednak stało się zupełnie inaczej. Zanim na konferencji wyskoczył ten temat z kosmosu, w dniu Twej operacji zagadnął mnie ten sam dziennikarz. Możesz domyślić się jakie pytanie padło... - szatyn spojrzał niepewnie na strapioną twarz blondynki.
- Ana, przecież nie mogłaś temu zapobiec. To szukanie sztucznej sensacji, ale zobaczysz... Poradzimy sobie z tym razem... - Gregor wypowiadając ostatnie zdanie był bardzo przekonujący co przyczyniło się do ponownego uśmiechu na twarzy blondynki.
Razem mogli przenosić góry, zupełnie jak kiedyś gdy wspólnie święcili tryumfy. Widząc większe zdecydowanie byłej partnerki delikatnie ujął jej dłoń i pewniej rzekł.
- Razem możemy zrobić wszystko Ana, nigdy w to nie zwątp.
Ta krótka chwila i jego dotyk poruszyły blondynkę. Wiedziała, że zdecydowanie będzie mogła na nim polegać. Razem siedzieli w tym bagnie, razem z niego wyjdą.
- Nigdy w to nie zwątpię Gregor. Doskonale wiem, że podołamy, a winnych ukarzemy.
- To co idziemy na obiecaną kawę? - zaproponował chłopak, po czym podając jej dłoń pomógł jej zejść z trybun. - Tylko bądź ostrożna, od kiedy śnieg zaczął puszczać, moja skocznia bywa niebezpieczna. - uśmiechnął się szatyn obserwując jej niemrawe kroczki.
- Poradzę sobie Gregor... - dziewczyna wypowiedziała te słowa z niebywałą pewnością siebie by następnie skwitować wszystko z poczuciem humoru. - Poza tym... Ty musisz bardziej uważać w końcu jesteś kontuzjowany... - powiedziała Ana wciskając swój palec w jego klatkę piersiową.
Krótkie przejście tyłem do skoczni przypłaciła zahaczeniem buta o wystającą kępę trawy co przyczyniło się do utraty gruntu pod nogami. Dłoń, która jeszcze chwile temu umiejscowiona była na szatynie w geście obronnym pociągnęła go za sobą. Chłopak zdecydowanie wystawił dłonie do przodu tak by powstrzymać się od wylądowania na niej... Jedna ręka szatyna spoczywała teraz przy jej biodrze, druga natomiast przy jej prawej ręce. Dziewczyna poczuła ponownie jak przeszywa ją pewien dreszcz. Te brązowe tęczówki, te miejsce, ten zapach perfum, który ją zniewalał... Gregor delikatnie uśmiechnął się do blondynki wyczuwając jej lekkie spięcie. Co by nie mówić, sama dopuściła do takiej sytuacji. Dziewczyna z uśmiechem na ustach rzuciła tylko.
- Miałeś rację Gregor, strasznie ślisko potrafi tu być. - chłopak na te zdanie również zareagował śmiechem, po czym bez skrupułów odgarnął kosmyk włosów opadający na jej oczy.
Czując jego dłoń na swym ciele poczuła jak bardzo jest słaba w stabilności swoich słów. Miała na nowo zaufać, a tymczasem coraz bardziej się uginała...
- Gregor... Długo tak będziemy leżeć? - rzuciła banalnie by przerwać swą niemoc.
Zdecydowanie miał w tym wypadku przewagę. Szatyn widząc jej skrępowanie ponownie się uśmiechnął na znak tryumfu. Dość szybko wstał i wyciągnął swoją dłoń w jej kierunku by mogła również postawić się do pionu.
- Kawa na Bergisel? - zaproponowała, by zejść z niewygodnego tematu.


Po dość długiej kawce i miłej pogawędce postanowili wyruszyć na podbój szpitala. Nadszedł czas by ostatecznie położyć kres zarzutom, które nie rzutowały na ich dobrą opinie.
- No nareszcie jesteście, ile można czekać?! - podniósł ręce ku górze poirytowany Alex.
Widać było, że cała sytuacja i na nim odcisnęła swoiste piętno, skoro reagował na krótkie spóźnienie.
- Przepraszam, ale musiałam coś załatwić Alex... Byłam w telewizji by poznać nieco szczegółów dotyczących sprawy, dlatego się spóźniłam. - Gregor spojrzał pytająco na blondynkę.
Cieszyła go jej lojalność i ochrona przed wrogim spojrzeniem trenera. Dlaczego jednak nie chciała przyznać się, że byli razem?
- Gdzie byłaś?! Przecież mówiliśmy byś nie chwytała sprawy w swoje ręce, to wszystko może działać na Twoją niekorzyść! Jeszcze gotowi uwierzyć, iż faktycznie jesteście nieczyści... Boże daj mi cierpliwość do tych młodych... - Ana zaśmiała się słysząc kazanie Pointnera, po czym powiedziała.
- Gorzej i tak być już nie może. Chodźmy, skończmy z tym cyrkiem. - Gregor pokiwał głową na znak zgody, następnie udali się w stronę kierunku doktora Rotschielda, mającego prowadzić badania.
- Dobrze, to zaczniemy od wyjaśnienia na czym będzie polegać przygotowanie odpowiednich próbek i zrealizujemy badanie. Swoją drogą Ana może zrobimy Tobie też dodatkowe badanie by sprawdzić poziom wskaźników okej? - dziewczyna skrzywiła się na samą myśl.
Igły, igły i jeszcze raz igły, czy oni wreszcie z niej zejdą? Zmierzający obok szatyn delikatnie chwycił jej dłoń by dodać potrzebnych sił i wlać nieco spokoju. Blondynka zmierzyła go wzrokiem uświadamiając by nie spoufalał się zbytnio... W duszy pragnęła być blisko jednak rozum dalej walczył ze świadomością, iż zbyt łatwo daje się przekonać.
- Gregor, Ty skorzystasz z pomocy profesora Bauera. Idź do tego gabinetu, a po wszystkim przyjdź do mojego gabinetu tu obok. Alex dołącz za jakąś godzinę, trzeba będzie ustalić pewne fakty. - po zarządzeniu profesora Rotschielda ruszyli każdy w swoją stronę.


Po jakimś czasie Gregor opuścił gabinet Bauera i rozejrzał się dookoła. Nie zastał nikogo na korytarzu więc postanowił wkroczyć bez pukania do gabinetu Rotschielda. Szybko jego oczom ukazała się blondynka siedząca tyłem do drzwi. Nie było lekarza... Co jest grane? Szybko chwycił lekarski kitel i ruszył ku dziewczynie. Słysząc cięższy męski chód Ana z uśmiechem powiedziała.
- Nareszcie panie doktorze, już myślałam, że pan o mnie zapomniał...
- Przepraszam, że musiała panienka czekać, profesor ma ważne konsylium i ja go zastąpię. – słysząc znany sobie głos odwróciła się mimowolnie, po czym nastała chwila ciszy i gwałtowny wybuch śmiechu.
Gregor w lekarskim kitlu wyglądał dość wiarygodnie.
- Doktor Schlieri na posterunku!
- Tak, tak. Pan Gregor lepszy niż aspiryna, na każdą dolegliwość. - chłopak ponownie wyszczerzył ząbki w jej kierunku.
Cieszył ją fakt, że próbują normalnie rozmawiać, ale wspominki z dr Gregorem były częścią ich przyjemnej przeszłości, a ona o tym nie chciała już myśleć... Próbowała zapominać jednak to nie zdawało egzaminu. Serce jedno, rozum w inną stronę. Jej krótkie rozmyślania przerwało wejście profesora, który na widok Gregora tylko się uśmiechnął.
- Schlierenzauer, do twarzy ci w medycznym kitlu, chyba minąłeś się z powołaniem. Fajnie, że nas odwiedziłeś, ale poproszę cię o ewakuację z tego gabinetu. - szatyn posłusznie wykonał polecenie zostawiając blondynkę w tak zwanej paszczy smoka - gabinetu lekarskiego czyli pomieszczeniu, za którym zbytnio nie przepadała.
Po wykonaniu kilku szybkich nakłuć postanowili zaprosić Alexa i Gregora do gabinetu by ustalić kolejne etapy wyjaśnień sprawy.
- Słuchajcie, wszyscy z nas wiemy, że to delikatna sprawa. Jeden fałszywy ruch i może to wszystko być nie do odkręcenia. - powiedział Alex co blondynka skwitowała ironiczny śmiechem.
- Alex przecież oni i tak nie odpuszczą. Ich cel jest prosty, chcą nas zniszczyć i zdyskredytować naszą wiarygodność.
- Ana wiemy, że to co was spotkało nie jest miłe i przyjemne, ale nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Profesorze kiedy będą wyniki?
- Nasi specjaliści już nad nimi pracują. Wyniki mają być do rana.
- Świetnie, wobec tego na jakąś 15 może zwołamy oficjalną konferencje prasową i je zaprezentujemy. Na tym skończymy całą batalię o waszą niewinność.
- I myślisz, że na tym skończą się te podłe oskarżenia? - spytał tym razem mniej aktywny Gregor.
Mina Pointnera zdradzała mieszane uczucia co do rezygnacji z oskarżeń przez dziennikarskie hieny.
- Nie mamy co do tego pewności. Ukarzemy tylko, że jesteście sportowo czyści.
- Super, czyli dalej czujemy się winni w swej niewinności. Alex czy ty słyszysz co mówisz? Wszystko co robimy jest prawie jak walka o pokazanie czegoś czego jesteśmy świadomi my. Dlaczego to wszystko robimy skoro oni i tak mogą zrobić z tym co tylko zechcą? Dalej mam udawać, że nic się nie dzieje? - głos blondynki wyraźnie wskazywał na jej zażenowanie.
Nie była w stanie zrozumieć bezczelności ludzkiej. Jeden tekst paskudnego dziennikarza, a potrafił narobić akcji na cały świat. Dziewczyna mimowolnie się skrzywiła.
- Ana tylko tyle możemy zrobić. Spotkajmy się na tej konferencji, a potem będziemy oceniać efekty.
- Do bani z tym wszystkim. Nie zostawię tego bez słowa...
- Morgenstern, pamiętaj, nie rób nic z własnej inicjatywy! To samo tyczy się Ciebie Gregor.
Blondynka dość szybko opuściła gabinet lekarski i ruszyła przed siebie wierząc, że paskudny koszmar kiedyś się wreszcie zakończy.


Tymczasem Madlen wraz z Thomasem pokonali już granice swojej strefy czasowej i weszli w sferę lotnictwa Austriackiego, co oznaczało, że powoli chylili się ku lądowaniu. Piętnastogodzinny lot naprawdę dał im w kość, nie mówiąc już o sytuacji w jakiej znaleźli się oboje po występie Leny. Czas ani miejsce nie były sprzyjające takim rozmowom, chociaż oboje wiedzieli, że należało by co nieco wyjaśnić. Jak widać żadnemu nie śpieszyło się do tego. Blondynka bała się usłyszeć, to co ma dla niej do zakomunikowania Thomas, bowiem sądziła, iż chłopak nie odwzajemnia jej uczuć. Za każdym razem kiedy skoczek próbował nawiązać rozmowę, ona gasiła go w zarodku, pokazując to na sztab szkoleniowy, który jej zdaniem nie powinien być wtajemniczony w ich osobiste sprawy, to na ludzi mijających w hotelu, kończąc na pasażerach samolotu. Thomasowi nie pozostało więc nic innego jak mocno trzymać ją za dłoń, ewentualnie przesyłać słodkie uśmiechy oraz szeptać czułe słówka. Miał nadzieję, że dziewczyna dobrze odbierze jego zamiary. Stwierdził, że na rozmowy jeszcze przyjdzie czas. Madlen widocznie potrzebowała czasu, a on nie zamierzał na niej niczego wymuszać. Porozmawia z nim jak będzie gotowa. Z takim nastawieniem lecieli dalej. Co by nie mówić, mieli teraz równie ważny problem… Gregor z Ane byli po badaniach i należało by ich trochę wesprzeć. Thomas długo przeciwstawiał się Lenie, oponując przeciw pomaganiu Gregorowi, ale będąc naciskanym przez swą dziewczyną w końcu ustąpił. Chciał by ona była szczęśliwa i chciał pomóc Ane, a wiedział, że żeby to zrobić będzie musiał zawiesić topór wojenny ze Schlierenzauerem i taki miał właśnie zamiar. Tylko… czy to naprawdę miało być takie proste?
- Lena, tylko pamiętaj, idziemy na kawę, pogadamy i zmykamy do pierwszego lepszego hotelu. – powiedział stanowczo Morgen, kiedy zabierali już swoje bagaże.
- Ale Tomi… Tak długo nie widziałam się z Ane i Gregorem… - miałknęła Madlen.
- Lena nie denerwuj mnie. Naprawdę nie mam ochoty patrzeć na krzywą twarz Schlierenzauera po piętnastogodzinnym locie i zmianie strefy czasowej. Jestem padnięty i marzę tylko o łóżku… I tobie w nim nagiej.
- Po pierwsze… nawet jeszcze nie zaczęłam się starać aby cię zezłościć… po drugie Gregor nie ma krzywej twarzy… Po trzecie jak będziesz się tak zachowywał to możesz zapomnieć o dzieleniu łóżka. – powiedziała marszcząc brwi. – A po czwarte uśmiechnij się, bo zmierzamy w stronę naszych przyjaciół. – zaakcentowała ostatnie dwa słowa, po czym nagle krzyknęła imię Ane i pobiegła w jej stronę.
Thomas zaciskając zęby i ciskając w myślach błyskawice w osobę kuśtykającego szatyna, mocniej chwycił walizki i ruszył w stronę znanych sobie osób. Po chwili tuląc swoją siostrę, zerkał tylko z ukosa na czule ściskającą się z Gregorem młodszą blondynkę, w której rękach spoczywała wiązanka pięknych frezji. Spokojnie Thomas, to tylko kawa, dasz radę… Powtarzał sobie blondyn, ale kiedy stanął przed szatynem nie wiedział czy ma się na niego rzucić z pięściami czy przywalić mu tą kulą, o którą się podpierał. Kątem oka dostrzegając jednak niebezpieczne spojrzenie Madlen, wystawił dłoń w kierunku kolegi. Gregor odetchnął z ulgą i złączył swą dłoń w uścisku Thomasa. Od razu tego pożałował i mimowolnie zacisnął zęby, starając się nie pokazywać jakiej siły użył do tego Morgen.
- Och, jak dobrze was widzieć. – zachwycała się Ana ściskając radośnie dłonie Leny.
- I was również. Tak strasznie tęskniłam. – odrzekła młodsza.
- Dobra dziewczyny… Potem będziecie smęcić. Teraz lepiej chodźmy załatwić to co mamy do zrobienia. – powiedział naburmuszony Thomas.
- Dajże mi bracie nacieszyć się przyjaciółką.
- Potem się nią nacieszysz… Gdzie ta kawiarnia?
- Pomyślałem… - zaczął Gregor, a Thomas miał na końcu języka by mu dopiec, że lepiej żeby nie myślał.
Ugryzł się jednak i pozwolił mówić dalej szatynowi.
- … że na pewno jesteście bardzo zmęczeni i że nie będziecie mieli ochoty łazić po knajpach, a na pewno nie szukać noclegu. Dlatego poprosiłem mamę by przyszykowała o jeden pokój więcej.
- Wykluczone! – warknął Morgi.
- Thomas! – zganiła go Madlen.
Ana przerzuciła oczyma i pokręciła głową.
- Weź Morgen… Już naprawdę nie musisz się tak nad nim pastwić.
- Muszę. – przerwał siostrze z wyniosłą miną.
- Ja chętnie skorzystam Gregor jeśli propozycja nadal aktualna. – rzekła Lena biorąc szatyna pod rękę i surowo spojrzała na swego faceta. – A ty kochanie możesz zatrzymać się gdzie chcesz.
Thomas nie mógł uwierzyć własnym uszom. Dlaczego one obie są po stronie tamtego dupka? Przecież on nie zasłużył na żadne uprzejmości.
- Dawaj kluczyki Schlierenzauer. – wypalił jednak i widząc pytające trzy spojrzenia kontynuował. – Mniemam, że przyjechaliście tu autem. Jesteś kontuzjowany, więc pozwolisz, że ja będę prowadził. – dokończył.
- Oczywiście. – uśmiechnął się Greg i rzucił koledze klucze.
Następnie spojrzał z uśmiechem na Len i z jej pomocą ruszył w stronę wyjścia. Ana natomiast uśmiechnęła się do brata i z wdzięcznością poklepała go po ramieniu. Zabrała jedną z walizek Morgenów i ruszyła za oddalającą się parką.
- Za jakie grzechy… - szepnął poirytowany Tom i również pomknął za resztą.
Po chwili w nic dobrego nie zwiastującej ciszy pokonywali kolejne uliczki. Thomas jak zapowiedział, prowadził auto. Gregor zaproponował Lenie by zasiadła z przodu po stronie pasażera, nie chciał bowiem jeszcze bardziej prowokować starszego kolegi. Szatyn dobrze wiedział, że Morgi ma do niego żal i wcale się nie dziwił. Bał się jednak, czy przyjaciel kiedykolwiek mu wybaczy. Sam sobie jeszcze nie wybaczył, więc co w sumie mówić o Thomasie. Z uśmiechem na twarzy obserwował w jak czuły sposób Morgeny trzymają się za ręce spoczywające na kolanie Leny, gdzie od czasu do czasu Thom pocierał skórę blondynki kciukiem. W efekcie zerkał więc nieśmiało bądź co bądź na obok siedzącą Ane, która zawzięcie wpatrywała się w mijające obrazy. Prawda jednak była taka, ze modliła się by nie spoglądać na obok siedzącego skoczka. Temu wszystkiemu z niepokojem przyglądała się Madlen. Wiedziała, że tak dalej być nie może, ale nie miała pomysłu jak naprawić te sytuację, w której całą czwórką się znaleźli. Postanowiła pogłówkować nad tym w późniejszych godzinach, ponieważ właśnie podjeżdżali pod domostwo Schlierenzauera, a matka chłopaka już stała w drzwiach. Po drugie mieli teraz naprawdę o wiele poważniejszy problem…


~~~


Hej dziewczyny!


Z niecierpliwością czekałyście na kolejny rozdział... No to jest! 78 :O Ja dalej nie wierzę, że ten czas tak szybko pędzi...
Dużo się dzieje nie uważacie? Tym razem nieco więcej sytuacji Grega i Ane, którzy zaczynają walkę o dobre imię - na dobre... Czy będą ofiary (w ludziach) - czas pokaże :D Jedno jest pewne, wygląda na to, że nastąpiło tymczasowe zawieszenie broni, a może nawet będzie i stałe? Kto wie jak dalej to będzie wyglądało :)) Odpowiedź brzmi - My! :D Wy możecie tylko uzbroić się w cierpliwość i duuużo opanowania - bo chyba się przyda.
Na szczęście Gregor z Ane mogą liczyć na wsparcie oddanych przyjaciół - w czwórkę nawet i burza mózgów daje wiele pomysłów :)
Kochane nasze czytelniczki, na koniec słowa ciepłego podziękowania za miłe wypowiedzi - oby towarzyszyły nam one do samego końca (którego chyba nigdy nie będzie!) :)


Pozdrawiamy serdecznie! :*


P.S. Tym którym rozpoczynają właśnie rok szkolny, życzymy mnóstwa sukcesów i mało upierdliwych nauczycieli :D


Ania&Madziusa

4 komentarze:

  1. Cześć dziewczyny :)
    Ale ten Schlierenzauer ma pomysły, doktor Schlierie haha :D oby nie było problemów z tymi ich badaniami, no wiecie żeby się nie znalazła jakaś osoba, która za odpowiednią cene, podmieniłaby im te wyniki. Coś takiego przeszło mi przez myśl a to jeszcze bardziej by skomplikowało już i tak kiepską sytuacje. Thomas to chyba jeszcze długo nie zaufa Gregorowi, cały czas ma do niego dystans. Dobrze to wymyślili z tym noclegiem może to im wyjdzie na dobre i znowu będą się przyjaźnić.
    Rozdział jak zwykle super i czekam na następny :)
    Pozdrawiam Was dziewczyny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochane :-D


    Rozdział jak i całe opowiadanie fantastyczny, boski, choć jak dla mnie mógłby być nieco dłuższy…

    Szczerze mówiąc cieszy mnie te zawieszenie broni między Ann a Gregorem, choć nie powiem powód, który niejako zmusił ich do tego wcale nie napawa mnie szczęściem jednocześnie ani trochę nie dziwię się, że dziewczyną nadal targają wątpliwości…

    Jak to ładnie brzmi - Doktor Schlieri :-) Nie powiem wyobrażenie sobie Gregora w białym kitlu sprawił, że do tej pory nie mogę przestać się uśmiechać…

    Oj cała sprawa z dopingiem coraz bardziej mnie przeraża i boję się pomyśleć co jeszcze może z niej wyniknąć…
    Mam nadzieję, że teraz gdy Morgeny wrócili z Stanów to razem we czwórkę jakoś wyjaśnią tą aferę i jedną ofiarą będzie osoba, która za tym wszystkim stoi…

    Złość Thomas na Gregora jak dla mnie jest w pełni zrozumiała, ale mam wielką nadzieję, że dzięki nocowaniu u Grega ich relacja zacznie się powoli polepszać i, że Thom z Madlen niedługo znajdą wolną chwilę na rozmowę, podczas której wyznają swoje uczucia…


    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się!
    Bardzo podoba mi się ten rozdział i bardzo podoba mi się też to, że tyle się dzieje. Szalejecie z tą akcją, nie ma co :D Ale nie żebym narzekała, nawet nie próbuję.
    Fajnie, że między Gregorem a Aną coś zaczyna iść w nieco lepszym kierunku niż ostatnio. Pytanie tylko, ile czasu to zawieszenie broni będzie trwało.
    Doktor Schlieri... kurczę, nie mogę się napatrzeć na ten tytuł :D
    Ta sprawa z dopingiem mnie niepokoi. Wyczuwam ogromne problemy. Liczę na to, że jednak wszystko się wyjaśni, bo to wygląda naprawdę niefajnie.
    Czekam na więcej, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Dziewczyny :)

    Wiedziałam, że Ane nie będzie w stanie czekać spokojnie na rozwój wypadków i będzie próbować dowiedzieć się czegoś na własną rękę. Dobrze, że ma wsparcie od Gregora, bo on zrozumie ją najlepiej (nie tylko poprzez uczucie, które ich łączyło) w końcu sam jest w identycznej sytuacji.

    Lena i Thomas - rozumiem po części chłopaka, ale mógłby wcisnąć hamulec od czasu do czasu - sam też miał sporo za tymi swoimi odstającymi uszami, więc mógłby trochę wyluzować, zwłaszcza, że młodszy poszedł po rozum do głowy i zrozumiał sporo i przestał gwiazdorzyć (czyżby snickers miał z tym coś wspólnego? :p).

    Mam nadzieję, że nikt nie będzie majstrował przy wynikach badań i to rozwieje wszystkie absurdy.

    Czekam na ciąg dalszy i rozwój wydarzeń :)

    OdpowiedzUsuń