czwartek, 2 listopada 2017

81. Nie taki diabeł straszny, jak go malują

Kilka dni potem,
piątek,
3 kwietnia 2009 rok,
posiadłość Stewardów

- Mamooooo! – w domu państwa Steward od rana panowało niemałe zamieszanie.
A to wszystko za sprawą piekielnie zestresowanej Madlen, która od wczesnych godzin porannych szykowała się na, uwaga… oficjalną kolację zapoznawczą z rodziną Thomasa w posiadłości Morgensternów!
- Meredit! Gdzie moja ołówkowa spódnica?! Dlaczego w tym domu nic nie może zostać na swoim miejscu?! – krzyczała zdenerwowana Lena. – Mamo! Nie mam się w co ubrać! Jezu! Wszystkie moje spódnice i sukienki są przed kolano… - jęknęła. – Pani Gudrun pomyśli sobie, że jestem jakaś niepoważna. Nie! Ja nigdzie nie idę!
Marie wraz ze starszą córką patrzyły roześmiane na miotającą się po całym pokoju blondynkę.
- A te striny to też dla pani Gudrun? – zaśmiała się Mer zerkając na ubraną jedynie w bieliznę oraz czarne rajstopy dziewczynę.
Lena raptownie się odwróciła. Ze złością popatrzyła na swą matkę i siostrę, po czym na jej policzkach pojawiły się czerwone barwy. Łyżwiarka powoli zaczynała mieć wszystkiego dosyć. Od wczoraj chodziła jak na szpilkach, ponieważ szanowny pan Morgen dopiero zeszłego wieczoru raczył ją poinformować o kolacji! A z matką ustalił już wszystko pierwszego dnia przyjazdu z Innsbrucka. Madlen nijak nie mogła się z tego wymiksować… Oj nieźle on sobie to wykombinował swoją drogą.
- Mamo… daj mi jakąś twoją poważniejszą sukienkę. Albo nie wiem… garnitur? – pisnęła Lena.
- Madlen! Uspokój się! To tylko jego matka… - zaśmiała się Mer.
- Tylko… jego… matka?! – blondynka wybałuszyła oczy. – Ty chyba nie wiesz co mówisz?!
- Lena uspokój się… Zaraz coś znajdziemy. – uśmiechnęła się Marie i podeszła do swej najmłodszej pociechy obejmując ją ramieniem. – Wiem, że chcesz zrobić na niej dobre wrażenie, ale trochę wyluzuj. Jesteś wspaniałą dziewczyną i Gudrun na pewno to w tobie dostrzeże. Po drugie Thomas kocha ciebie i ona w tej kwestii nie ma nic do powiedzenia.
- Oj mamo gdyby to było takie proste…
- Ale to jest proste córuniu. – Marie potarła czule ramiona córki, po czym zajrzała do jej szafy.
W tym czasie Mer przyniosła poszukiwaną przez Madlen spódnicę. Szarą, ołówkową, za kolano, dobrze opinającą pupę. Lena marszcząc brwi przejęła materiał od siostry i natychmiast na siebie ją naciągnęła. Oglądając się w lustrze stwierdziła, że długość jest odpowiednia, a i na pewno spodoba się Morgenowi… Te jej wyeksponowane pośladki. Zaśmiała się pod nosem przegryzając wargę i rzuciła w poszukiwaniu czegoś na górę. Tutaj już nie było problemu. Założyła śnieżnobiałą koszulę, która bardzo fajnie podkreślała jej talię i eksponowała piersi. Swój strój zwieńczyła beżowym kardiganem i była gotowa.
- Wyglądasz jakbyś szła do cioci na imieniny. – wybuchła śmiechem Meredit.
Matka dziewcząt w efekcie zmierzyła srogim wzrokiem starszą córkę.
- Wiesz co Mer? Jak będziesz miała swojego faceta to też cię tak będę wspierać. – oznajmiła Lena.
- Po co mi facet? Same problemy. – zaśmiała się starsza. – Dobra Lenka… żartowałam. Wyglądasz super, tylko przestań się tak stresować. Przecież już wszystkich znasz.
- Ale nigdy nie byłam w jego cholernym domu! – warknęła.
Marie zaśmiała się cicho, Meredit jej zawtórowała, po czym obie panie kręcąc głowami wyszły z królestwa Madlen. Dziewczyna natomiast opadła bezwładnie na fotel i schowała twarz w dłoniach. Naprawdę nie rozumiała dlaczego one tak spokojnie podchodzą do sprawy. Przecież tutaj rozgrywały się losy jej przyszłości…
- Nie strój się za bardzo Lenuśka. – Mer ponownie weszła do jej pokoju. – Każdy kto cię zna od razu się w tobie zakochuje, więc naprawdę nie masz się czym przejmować. – dopowiedziała podając siostrze srebrne, małe wkrętki z delikatnym diamencikiem.
- Dzięki. – uśmiechnęła się blado dziewczyna, po czym ponownie została sama.
Westchnęła zakładając kolczyki i chwilę zastanowiła się nad pozostałymi dodatkami. Nie miała zbyt dużego z tym problemu. Nie było tajemnicą co chciała założyć na szyję. Oczywiście łańcuszek od Morgiego. A na rękę? Jego bransoletkę. Kiedy ponownie podeszła do lustra, oblukała całą swoją posturę i nieznacznie się uśmiechnęła. Delikatny makijaż, który nałożyła na twarz w zupełności wystarczył by zwieńczyć jej przygotowania. Dziś nie zdecydowała się na róż… Mając w pamięci ich wspólnie spędzone walentynki, była wręcz przekonana, że z czerwienią na policzkach nie będzie miała problemu. Chwytając więc w rękę niedużą torbę podrożoną, stwierdziła, że jest gotowa… Gotowa stawić czoło swemu przeznaczeniu.
- Czarne botki na słupku również mi zaiwaniłaś? – wypaliła po chwili dziewczyna kiedy znalazła się już na dole.
- Lena! Co się z tobą dzisiaj dzieje?! – zapytała poirytowana zachowaniem siostry Mederit i podała jej poszukiwaną parę.
Blondynce zrobiło się głupio, że tak naskoczyła na siostrę i z przepraszającą miną na nią spojrzała. To wszystko po prostu ją przerastało! Najpierw te zaskakujące słowa Morgena, o których… może nikt nie uwierzy, ale do dziś nie rozmawiali. A przecież powiedział, że jest zakochany… Pytanie tylko w kim… Lena naprawdę starała się sobie wmówić, a może nawet i przekonać samą siebie, że to nie było kierowane do jej osoby… Po drugie Ana i Gregor… Mieszanka wybuchowa, z której Lena miała nadzieję nie wyjdzie jakaś aferka… Łóżkowa afera. Westchnęła zrezygnowana, po czym zaczęła ubierać się w cieplejsze ubrania. Na dworze powoli się ściemniało, a Thomas powinien być lada chwila. Stwierdziła, że nie ma czasu do stracenia i po minucie stała już w płaszczu przeglądając się w lustrze. Nagle poczuła jak ktoś kładzie swoje dłonie na jej ramionach, a jego odbicie utwierdzało ją w przekonaniu, że wygląda naprawdę porządku. Madlen od razu się uśmiechnęła. Chwyciła ojca za rękę, która jeszcze jakiś czas temu sprawiała mu takie trudności… Dziś po niedowładzie nie było już widu ani słuchu.
- Naprawdę dobrze wyglądasz Lena. – uśmiechnął się Robert. – I wiem, że wszyscy na pewno dobrze cię przyjmą. A Gudrun? Nie przejmuj się nią. Każda matka jest nadopiekuńcza jeśli chodzi o dzieci. Przekonasz się kiedy będziesz miała swoje. – oznajmił, po czym ucałował policzek córki.
- Dzięki tato. – Lena w odpowiedzi go uściskała, po czym oderwała się od ojca by otworzyć drzwi osobie, która dobijała się do ich domostwa.
Oczywiście był to nie kto inny tylko Thomas. Lena otworzywszy drzwi zatonęła w głębi błękitu jego oczu i całe nerwowe powietrze z niej uszło. Wiedziała, że da radę, a to dlatego, że miała u boku… jego. Faceta, na którego zawsze mogła liczyć.


Niedługo potem, w błogiej ciszy i spokoju pokonywali nieduży, bo 40 kilometrowy odcinek dzielący dom Leny i dom Thomasa. Ona siedziała trzymając dłoń kierującego pojazdem Morgiego w uścisku swojej ręki od czasu do czasu pocierając ją kciukiem. Był to odruch bezwarunkowy… sprawiający nie tylko jej przyjemność, ale i jemu. Wydawało się to takie… naturalne? Madlen uśmiechnęła się mimowolnie. Bardzo lubiła utrzymać z nim kontakt fizyczny i naprawdę miała trudności przeżyć bez niego te kilka dni, chociaż chłopak starał się co rusz do niej wpadać. Minął sezon, a ich życie w końcu uległo unormowaniu. Blondynka wróciła do szkoły, co by nie mówić matura za pasem… A Tom odreagowywał w rodzinnym domu trudy minionych konkursów, treningów oraz zawirowań życiowych. Ostatnie pół roku naprawdę dało mu w kość… Rozstanie z Kristiną… Budowanie na nowo życia u boku Madlen… Ale i dla samego skakania ile musiał poświęcić. 7 miejsce w generalce to nie był szczyt jego marzeń, stwierdził jednak, że co się odwlecze to nie uciecze. W każdym razie… miał taką nadzieję.
- Poznasz dziś moją chrześnicę. – zainicjował rozmowę. – Maya – młodsza córka Vereny. Jest jeszcze malutka, ale gwarantuję ci, że się rozpłyniesz. – uśmiechnął się przyjaźnie.
Lena odwzajemniła uśmiech, a w jej głowie pojawiły się nagle niespodziewane myśli.
- Thomas… - zaczęła. – Chciałbyś mieć kiedyś dzieci?
Zaskoczyła go tym pytaniem nie mniej niż siebie.
- Oczywiście, że chciałbym. – odrzekł bez zastanowienia. – Ale jeszcze nie teraz. – uśmiechnął się.
- Boję się… - wypaliła nagle.
Thomas marszcząc czoło spojrzał na nią pytająco.
- Że nie spełnię ich oczekiwań… - Madlen mówiła nie patrząc na chłopaka. – Twojej rodziny… Że w porównaniu do Kristie uznają mnie za… sama nie wiem…
- Co ty w ogóle wygadujesz Lena?
- Twoja mama powiedziała mi kiedyś, że jestem za chuda żeby rodzić ci dzieci. – pisnęła i spojrzała na niego z łzami w oczach, na co Thom wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- Co ty sobie wkręcasz Lenka? Uwierz mi, że nikt do nikogo nie będzie cię porównywał. Wszyscy wiedzą, że Kristina to przeszłość, a ty jesteś moją przyszłością. Po drugie szczerze? Chyba im się bardziej podobasz… szczególnie moim siostrom. Chyba nie muszę mówić, której najbardziej? – zapytał ze śmiechem, przez co i Lena delikatnie się uśmiechnęła. – Mama może i jest trudną osobą, ale tak naprawdę to bardzo ciepła i sympatyczna kobieta. Musi tylko… Z resztą. Ona również stresuje się twoim przyjazdem, ponieważ… Myśli, że ostatnio nie wywarła na tobie dobrego wrażenia. – skończył, a na twarzy Leny pojawiło się zaskoczenie. – Obie musicie zacząć z czystymi kartami. Na pocieszenie mogę powiedzieć ci jedno. Ciesz się, że nie jesteś na miejscu Gregora. – po czym oboje wybuchli gromkim śmiechem.
- Rzeczywiście, ten to dopiero ma przewalone. – śmiała się Lena w akompaniamencie śmiechu Thomasa mając w tej materii o wiele większą wiedzę, po czym dalsza droga w końcu przebiegała im już w o wiele lepszej atmosferze.
Nim się obejrzeli, Morgi wjeżdżał już na podjazd posiadłości Morgensternów, a Madlen z minuty na minutę szybciej bijącym sercem spoglądała na rozświetlony cały jego dom. Musiała przyznać, że budynek naprawdę robił dobre wrażenie. Widać było, że rodzina w nim mieszkająca bardzo o niego dba, podobnie jak i o przestrzeń wokół.
- Pani pozwoli… - z zamyślenia wyrwał ją głos Thomasa oraz jego wyciągniętą dłoń.
Z uśmiechem ją pochwyciła, po czym w końcu… po raz pierwszy stanęła na ziemi ojczystej Thomasa. Trudno w to uwierzyć, ale wraz z Ane nigdy się tutaj nie zapuściła. Wzięła głęboki oddech i przyjaźnie spojrzała w oczy swego mężczyzny. Tom mrugnął do niej czym wywołał falę gorąca wokół jego serca oraz uśmiech na jej twarzy. Potem z bagażnika wyciągnął jej bagaż, po czym podał lżejsze pakunki.
- Naprawdę cieszę się, że tu jestem. – powiedziała zatrzymując go na chwilę i łapiąc za dłoń. – Czuję, że to będzie kolejny krok w naszym związku. Że naprawdę zaczynamy traktować się poważnie.
- Ja zawsze traktowałem cię na serio Lenka… - szepnął Tom, po czym odgarnął jej kosmyk włosów z policzka. - Gotowa?
- Nie, ale pójdę za tobą… choćby na koniec świata. – uśmiechnęła się, po czym nie spodziewając się tego, poczuła usta Morgiego na swoich wargach.
- Wszyscy nas obserwują z okna… Dajemy mały popis? – zaśmiał się Morgen po chwili na co Lena pokręciła nieznacznie głową.
Wygładziła swój płaszcz i odważnie na niego spojrzała. Splotła swoje palce z jego i mocniej je zaciskając, poczyniła pierwszy krok w stronę domu… Pierwszy krok ku ich wspólnej przyszłości… Miała nadzieję, dobrej przyszłości.
- Madlen! – pierwszą, która krzyknęła jej imię była oczywiście Ana.
Dziś? Dziwnie nadpobudliwa. Thomas patrzył śmiejącymi się oczyma na przytulające się blondynki oraz na swoje pozostałe siostry stojące tuż za dziewczyną. Duma… rozpierała jego pierś… Szczęście? Powodowało mocniejsze bicie jego serca. Miłość? Uskrzydlała… I nawet nie wychylająca się, stojąca z tyłu Gudrun wprawiała go w dobry nastrój. Wyszła ją przywitać… To dobrze… To znaczy, że jest naprawdę dobrze.
Kiedy Ana wypuściła już przyjaciółkę ze swych objęć, Lena stanęła przed pozostałymi siostrami Thomasa. Dobrze znała już obie, więc przyjaźnie się uśmiechnęła.
- Verena, Christina… miło was widzieć. – powiedziała.
- Och Lena! – Verena jako pierwsza ruszyła ku dziewczynie trzymając w rękach jak mniemała Lena swoją córkę Maye. – Witaj w rodzinie. – powiedziała całując blondynkę w oba policzki.
- A cóż to za pięknula? – zapytała Madlen po chwili łapiąc dziewczynkę za rączkę.
Ta chwile wpatrywała się w blondynkę szeroko otwartymi oczyma, po czym nagle wystawiła rączki do dziewczyny, a Lenie nie pozostało nic innego tylko ze śmiechem wziąć dziecko na ręce podając opakowanie z ciastem Ane.
- O! – zaśmiała się Christina. – Lena, oficjalnie zostałaś wkupiona w łaski. – po czym tym razem Lena została przytulona przez środkową siostrę.
- A ja? Gdzie ta ciocia? – dało się nagle słyszeć kolejny dziecięcy głos.
Był to nie kto inny tylko najstarszy syn Vereny – Christoph. Lena widząc małego chłopca uśmiechnęła się do niego czule. Podała Maye Verenie i uklęknęła przed maluchem, po czym wyciągnęła dla niego ogromną czekoladę. Thomas patrzył roześmiany na zaistniałą sytuację i kręcił głową niedowierzając… Pomyślała o wszystkim. Oh! Dobra ona jest!
- Nie jestem żadną ciocią. Mów mi Lena. – powiedziała zachęcając małego do wzięcia smakołyku.
- A ja jestem Chlis. – powiedział odważnie chłopczyk i czym zadziwił wszystkich rzucił się blondynce w ramiona mówiąc dziękuję.
Madlen nie mogła ukryć wzruszenia. Pomiziała chłopca ręką po plecach patrząc na wszystkich z uśmiechem. Potem szybko wstała kiedy Christoph uciekł zawstydzony machając dookoła czekoladą.
- Ta to ma podejście do dzieci. Cześć… jestem ojcem tych tutaj urwisów oraz mężem Vereny. Fritz miło mi. – odezwał się nagle przystojny brunet.
- Madlen, Lena dla przyjaciół. – odrzekła dziewczyna podając mu dłoń.
- To przy okazji… Markus. – usłyszała od kolejnego mężczyzny.
- Mój narzeczony. - wtrąciła szybko Christina uwieszając się chłopakowi na szyi.
- Och dajcie jej już spokój! – wypaliła nagle Gudrun, czym wszystkich zdziwiła i wyszła na przód. – Niech się dziewczyna w końcu rozbierze… Żeście ją tak wszyscy obskoczyli. – kontynuowała. – Daj Lena ten płaszcz i wchodź do środka.
- Dzień dobry pani Gudrun. Tutaj ciasto ode mnie i moich rodziców. – wtrąciła szybko Madlen zabierając pakunek od Ane.
- Och, dziękuję bardzo. – powiedziała kobieta z uśmiechem. – I przestań mi paniować. Gudrun jestem. - po czym ucałowała blondynkę szybko w policzek.
Każdy jak stał, wpatrywał się tępo w załączony obrazek. Lena była nie mniej zszokowana. Jednak kiedy Gudrun wraz z szarlotką zniknęła w pola widzenia, dziewczyna odetchnęła z ulgą, na co wszyscy pozostali się zaśmiali. Franz zabrał płaszcz łyżwiarki i również ją przytulił, po czym zaprosił wszystkich do stołu. Madlen poczuła się w końcu jak u siebie. Z zadowoleniem spojrzała na Toma, który podszedł do niej po chwili i łapiąc nisko na plecach wprowadził w głąb domu, gdzie wszystko było idealnie przygotowane na jej przyjazd…
- Jesteś… niezastąpiona. – powiedział, ucałował jej czoło, po czym odsunął krzesło zapraszając ją tym samym do wspólnego biesiadowania.
Lena więc usiadła obok Ane, po prawej stronie miała Thomasa. Rozejrzała się po wręcz królewsko zastawionym stole i uśmiechnęła się.
- Naprawdę nie musieli państwo aż tyle wszystkiego przygotowywać. – rzekła kiedy Gudrun przyniosła wazę z zupą.
- Oj Kochana… Popatrz na tych tutaj czterech facetów. Myślisz, że dla kogo ta góra jedzenia? – zaśmiała się Gudrun, na co wszyscy jej zawtórowali. – Oczywiście dla Thomasa i Ane mamy osobne dania co by za bardzo nie przybrali. – zachichotała. – Ale ciebie Madlen, mimo że również jesteś sportowcem, muszę trochę utuczyć. Jesteś bardzo wysoka i szczupła, nic nie zaszkodzi jeśli tu i ówdzie dojdzie ci krągłości. – puściła jej oczko, po czym podała pełniutki talerz rosołu.
Lena spuściła głowę chcąc ukryć swoje rumieńce, jednak nijak jej to wyszło, ponieważ wszyscy mierzyli ją nieprzejednanym wzrokiem z uśmiechem.
- Mamo daj Lenie spokój… - zainterweniował Thomasa. – Dla mnie jest idealna. – powiedział całując jej knykcie, po czym dało się słyszeć jedno wielkie „Ohhhhh…”.
- Co by nie mówić… ja jednak mogę trochę bardziej pofolgować sobie z kaloriami. – zachichotała jednak Lena, po czym wzięła łyżkę i zaczęła zajadać zupkę, a cała reszta się zaśmiała.
Po chwili wszyscy zasiedli do stołu i prowadząc miłe rozmowy zaczęli pałaszować przygotowane przez mamę Morgenstern dania.
- Ciociu! Ciociu! – dało się słyszeć pokrótce głos dziecka. – Zobac co nalysowałem… - Chris biegł w stronę Leny z białą kartką w ręku.
Położył rysunek na kolanach dziewczyny i począł opowiadać co na nim jest. Lena z zainteresowaniem wpatrywała się w postacie kilkunastu osób. Jednak serce jej się ścisnęło kiedy usłyszała, że ona również jest na tym obrazku, a wujek Thomas trzyma ją za rękę. Popatrzyła z zadowoleniem na obejmującego ją ramieniem Morgiego. Nagle poczuła, że chłopiec wspina się na jej kolana, więc pomogła mu i sama go tam posadziła.
- No patrzcie państwo… - zaczęła Verena. – Lena, skąd ty masz takie podejście do dzieci?
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.
- Chris zostaw ciocię w spokoju i pozwól jej dokończyć obiad. Może sam byś coś zjadł? – interweniował ojciec chłopca.
- Może chcesz ze mną zjeść Chris? – zapytała z uśmiechem Lena spoglądając w rozświetlone tęczówki chłopca.
Blondynek pokiwał radośnie głową i szeroko się uśmiechnął.
- Ej kolego… ta ciocia jest już zajęta. – zaśmiał się Thomas i chciał objąć dziewczynę jednak siostrzeniec mu to uniemożliwił uwieszając się Lenie na szyi.
Dziewczyna zachichotała radośnie i przytuliła mocniej chłopca.
- Przykro mi Morgenie… - zaczęła. - Dziś niestety jestem cała do dyspozycji Chrisa. – uśmiechnęła się, ucałowała brzdąca w policzek, po czym ułożyła go sobie wygodnie na kolanach i wzięła łyżkę do ręki.
Śmiechu przy tym oczywiście było co nie miara. Cała rodzina Thomasa spoglądała radośnie z zadowoleniem na załączony obrazek. Lena karmiąca Chrisa i Morgi w nich zapatrzony. Swoją drogą świetne miała do niego podejście, ponieważ niejadek, którym był wciągał kluski z rosołem jak nigdy przedtem.
- Coś ty z nim zrobiła Madlen? – dopytywał Franz.
- Zaczarowała. – zaśmiała się Ana. – Jak widać nie tylko jego. – dodała mrugając do swego brata.
Potem dalsza część kolacji również upływała na miłych rozmowach i w wręcz idealnej atmosferze.
- Jak sytuacja na froncie? – zagadnęła Lena przyjaciółkę kiedy po drugim daniu atmosfera się rozrzedziła.
- Atak z pozycji leżącej. – zaśmiała się Ana. – Gregor bombarduje mnie telefonami i zasypuje wiadomościami. – dodała robiąc nietęgą minę.
- Nie uważasz, że należą mu się jakieś wyjaśnienia? – zapytała. – Zostawiłaś go w sumie bez słowa…
- Lena… ale co ja mam mu powiedzieć?
- To co czujesz?
- Przecież on wie, że go kocham.
- Ana powinnaś z nim porozmawiać. Chociażby o tym, że nie jesteś jeszcze gotowa do niego wrócić. Chłopak pewnie wyrywa sobie włosy z głowy…
- Boję się… Boje się, że znowu wywinie mi taki numer.
- Ana uwierz mi. – powiedziała mocno młodsza. – Nie wywinie, bo wie co mu za to grozi.
- Kastracja! – powiedziały zgodnie dziewczyny, po czym wybuchły głośno śmiechem.
- A co to za śmieszkowanie drogie panie? – zapytał pojawiając się ni stąd ni zowąd mąż Vereny Fritz z dwoma lampkami wina i podał je blondynkom.
- Ach to nasza słodka tajemnica… - zaśmiała się Ana.
- Ana, mógłbym cię prosić? – dało się nagle słyszeć nawołujący głos Franza.
Ana wzdrygnęła więc ramionami i szybko pomknęła w stronę ojca.
- To co Lena? – podjął rozmowę mężczyzna. – Jak długo znacie się z Thomasem?
- Hmm… mniej więcej pół roku.
- Pół roku? – zaśmiał się. – I takie poruszenie zrobiliście w prasie?
- Cóż… My tego nie chcieliśmy.
- No tak… Tak to jest jak się ma do czynienia z mistrzynią i mistrzem świata. – uśmiechnął się życzliwie. – Gratuluję swoją drogą.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się, po czym w jej ręce ponownie dzisiejszego dnia wskoczył Christoph.
- Ciocia pats! - krzyknął i wskazał paluszkiem na Gudrun oraz Christinę, które wnosiły właśnie coś do salonu.
Ogromny tort, z którego błyskały sztuczne ognie. Lena zaciekawiona spojrzała w stronę Thomasa, który równie bardzo był zaskoczony co i ona. Podszedł do niej i objął ją ramieniem. Nagle dało się słyszeć pisk Ane, po czym ręką przywołała do siebie parkę. Lena trzymając małego na rękach i będąc obejmowaną przez Moriego podeszła do stołu, na którym panie ułożyły ciasto. Zaniemówiła. Przed trójką sportowców przedstawiał się wspaniały obrazek. Ana z kryształową kulą w rękach... Thomas ze złotym medalem olimpijskim na szyi i… Madlen… ze złotym krążkiem zdobytym na Mistrzostwach w LA. A wszystko to namalowane na torcie… Łzy wzruszenia zakuły ją w oczy. Spojrzała na roześmianego Toma i ukryła w jego ramieniu swoją twarz, ponieważ stwierdziła, że więcej nie da rady znieść. Chris nie wiedząc co się tak naprawdę dzieje również przytulił się do nowej cioci, a reszta rodziny zaczęła razem śpiewać Sto Lat.
- Ciocia ty jeździs na łyzwach? – dopytywał się Chris kiedy każdy już pałaszował swoją część tortu.
- Tak Kochanie. – odrzekła Lena i poczochrała jego blond włoski.
- Jeśli ładnie ciocię poprosisz to może cię kiedyś zabierze na lodowisko. – uśmiechnął się Morgi.
- Tak! Tak! Ciocia plose zgódź się… - złożył rączki jak do modlitwy.
- Najpierw musisz zapytać rodziców o pozwolenie. – odrzekła Madlen. – A potem poproś wujka Thomasa o nowe łyżwy. – zachichotała.
- Tatoooo! – zaczął krzyczeć Chris.
- Dzięki Lena. - Verena ze śmiechem pokręciła głową.
Nagle dało się słyszeć stukanie widelca o kieliszek.
- Dobrze… - zaczął Markus. – Jako, że zebraliśmy się tutaj wszyscy… Chciałbym, a raczej chcielibyśmy… - tutaj zwrócił się do Christiny. – Coś ogłosić. Jak dobrze wiecie jakiś czas temu, ta piękna istota zgodziła się zostać moją żoną. I…
- Zarezerwowaliśmy datę w urzędzie na 20 czerwca. – dokończyła za niego narzeczona. - Mamo, tato… Wychodzę za mąż! – pisnęła na koniec Christina, a wszyscy mile zaskoczeni zaczęli bić brawa.
Potem odbyło się szczere i długie gratulowanie młodej parze, by następnie wszystko zakropić sporą ilością alkoholu.
Po niedługim czasie Lena przejęła Maye od Gudrun w celu uśpienia małej. Jak się okazało naprawdę miała do tego dryg. Dziewczynka dostała 150 ml mleka i odpłynęła jak na zawołanie. Madlen chociaż nie chciała się do tego przyznać, była z siebie bardzo dumna. Patrzyła tylko na twarze pozostałych, którzy patrzyli na nią z uznaniem. Najważniejszy jednak był uśmiech Thomasa… błogi i szczery. Naprawdę nie mogła teraz opisać swojego szczęścia. I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno przejmowała się tym jak przyjmie ją rodzina chłopaka. Teraz jednak emanowała zadowoleniem. A serce mocniej jej biło za każdym spojrzeniem na blondyna. Kiedy dogadała się z Vereną w kwestii położenia dziecka do łóżeczka, wszyscy usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła dochodzącego z salonu. Madlen z przestrachem spojrzała na Toma, po czym na resztę jego rodziny. Ana… nigdzie nie było jej przyjaciółki. Oddała Mayę matce i pognała w stronę coraz głośniejszych odgłosów z pokoju obok.
- … istnieją podejrzenia, iż kadra narodowa w skokach narciarskich z Gregorem Schlierenzauerem oraz Ane Morgenstern na czele dopuścili się sfałszowania wyników badań na obecność środków zakazanych w ich organizmach. – więcej nie była w stanie słuchać głosów dochodzących z telewizora.
Ana tymczasem stała jak wryta. To co usłyszała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Jakim prawem?! Dlaczego? Czy oni już wystarczająco nie skomentowali z Gregorem sprawy? Miły wieczór w gronie rodzinnym zamieniał się po raz kolejny w walkę z wiatrakami... Z tym, że oni w tym wypadku nie mieli nic do powiedzenia! Dziewczyna poczuła paskudne ukłucie w sercu i rosnące ciśnienie. Dłonie mimowolnie zgięły się w pięści. Dlaczego to tak cholernie bolało? Czy w ten sposób dostają nagrodę za te godziny poświęcone dla narodu? Tego było za wiele. Czerwone policzki i piekące od pojawiających się łez oczy zaczęły dawać we znaki. Nie wytrzymała... Lena spojrzała na starszą blondynkę, która trzymała w trzęsących się dłoniach talerzyk od filiżanki, a sam kubeczek leżał roztrzaskany nieopodal jej stóp. Nie zdążyła nawet wypowiedzieć jej imienia kiedy Ana wyminęła wszystkich i wybiegła z pokoju… Chwyciła wiszącą na wieszaku kurtkę. Tyle ją wszyscy widzieli... Miała ochotę uciec jak najdalej, pytanie tylko dokąd? Pierwsza myśl - przed siebie. Chociaż miała wsparcie najbliższych, miała dosłownie wszystkiego dość! Taki szczęśliwy i piękny dzień... Po kilku minutach opadła bezwładnie na jedną z ławek. Chowając twarz w dłonie pozwoliła na kolejną porcję łez.
- Dlaczego?!
Dlaczego nic nie może być takie jak dawniej? Gdyby tylko można było ostatecznie zakończyć ten problem! Jak ostatecznie obalić te wszystkie kontrowersje? Czy ona całe życie będzie znosić te łgania? Z rozważań jak pozbyć się ostatecznej kompromitacji wyrwał ją czyjś uścisk. Uniosła delikatnie oczy dostrzegając znaną sobie postać, osoby która była dla niej kimś ważnym - Andreas.


~~~~


Witajcie!
Kolejny rozdział, szybciej niż po miesiącu oddany do Waszej ocenki :)
Jak widać dużo się dzieje w życiu emocjonalnym jednych i drugich... Czy zaproszenie do rodzinnego domu przez Morgena nie można podciągnąć pod małe ujawnienie uczuć? Z kolei Lena przekonała się, że faktycznie strach ma wielkie oczy, a rodzina skoczków bezapelacyjnie przyjęła ją z otwartymi dłońmi. Jak widać nawet taki piękny i miły obraz może spartaczyć gwałtowne bum... Czy Ana z Gregorem unikną kolejnej kompromitacji? Jak długo będzie trwał cały cyrk narzucający coraz cięższy bagaż emocji? Dużo pytań prawda? Możemy tylko ujawnić, że my znamy odpowiedzi, a Wy przekonacie się kiedy będziecie czytać dalej :)
Mimo, że jest Was coraz mniej, chciałybyśmy Wam bardzo gorąco podziękować za to, że jesteście i tak żywo reagujecie na bieżące wydarzenia - jest to dla nas wyjątkowo miłe ;)
Przy tej okazji jak zawsze serdecznie pozdrawiamy! :*


Ania&Madziusa

3 komentarze:

  1. Hej kochane :*


    Rozdział jak zawsze fantastyczny, choć strasznie żałuje, że tak szybko się skończył…

    Szczerze mówiąc nie mogłam przestać się śmiać czytając jak Madlen szykowała się na kolację z Thomasem i jego rodziną, ale jednakże wcale się jej nie dziwię, że tak się stresowała i bardzo się cieszę, że cała rodzina Morgensternów ciepło i serdecznie ją przyjęła…
    Moim zdaniem zaproszenie do rodzinnego domu przez Morgena można by podciągnąć pod ujawnienie uczuć i mam nadzieję, że obydwoje już niedługo wreszcie porozmawiają ze sobą wyznając sobie wprost to co do siebie czują…

    Aczkolwiek tą końcówką zabiłyście mnie totalnie… Czułam, że Dominika tak łatwo nie odpuści i jak nie zrobi czegoś z wynikami badań Anny oraz Gregora to spróbuje zrobić coś innego, ale jednak starałam się wierzyć, że po konferencji sprawa zostanie zakończona a tu taki klops…
    Naprawdę strasznie im współczuje bo domyślam się co muszą teraz przeżywać… Mam nadzieje, że ta afera bardzo szybko zostanie ostatecznie wyjaśniona, bo niestety ta cała sprawa nie służy im, a już w szczególności Ann w próbie uporządkowania swoich uczuć..


    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka dziewczyny :)
    Cudowny rozdział ;) jak świetnie układa się między Leną a Thomasem i jak miło została Lena przyjęta, cudowna rodzinka. Szkoda tylko, że ten dzień się tak skończył. Już by się wydawało, że wszystko będzie dobrze, że wszystko dobrze się skończy ale jednak nie, znowu wszystko się zepsuło. A może za całą tą sprawą z dopingiem nie stoi Dominika tylko całkiem ktoś inny. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)

    jestem i ja w końcu :D sorry za poślizg czasowy, za dużo się dzieje ostatnio, aż strach pomyśleć co będzie przed świętami :p ale przechodząc do rzeczy...

    Było już tak pięknie, słodko i w ogóle a tu taka bomba, no to jest po prostu jakiś żart, ja się nie zgadzam absolutnie, veto, tak nie wolno i już. Tak pięknie się wszystko układało, pełna akceptacja, rodzinna sielanka i coś takiego - jakie sfałszowanie wyników ja się pytam?? To się musi jakoś w końcu wyjaśnić. Ja rozumiem, że jest przerwa w sezonie i nie może być zbyt nudno, ale ta kula śnieżna robi się zbyt duża, czas na słońce i roztopy w takim przypadku, czas ujawnić, kto tu miesza w tym kotle łyżką nienawiści i dorzuca co chwilę krople jadu i zazdrości.

    Dobra a teraz bardziej po ludzku - rozdział jak zwykle genialny, zwłaszcza to spotkanie w domu Morgena i wcześniejsze rozmowy kobiecej Trójcy :D

    Poza tym pojawia się dawno nie widziany ktoś - Andreas, jaką rolę odegra tym razem? Może on będzie dobrym duchem i pomoże tym razem rozwiązać ostatecznie ten problem?

    Pozdrowienia i czekam na ciąg dalszy Kochane :)

    OdpowiedzUsuń