Lena i Mario
przejechali przez Spittal szybciej niż się spodziewali. Chociaż była godzina
szczytu, to droga dziś naprawdę świeciła pustkami. Może to jakiś znak? Lena
próbowała sobie już wmawiać różne rzeczy. Obiecała w końcu Thomasowi, że nigdy
więcej od niego nie ucieknie. Ale to przecież nie była ucieczka. Ktoś musiał
odwieźć Maria, a że automapa poprowadziła ją przez Linz… Lena pokręciła głową.
Kogo ona próbowała oszukać… Wzięła jednak głęboki oddech, bo teraz nastąpił
czas, w którym należało poinformować o jej planie Thomasa. I nie spodziewała
się niczego innego niż awantury. Wyszukała jego numer na ekranie wbudowanym na
kokpicie i z ciężko bijącym sercem czekała na jego głos.
- Cześć kochanie…
- usłyszeli po chwili oboje z Mariem głos Morgiego wydobywający się z głośników
w samochodzie.
- Cześć skarbie,
jesteś na głośniku, ponieważ prowadzę auto i słyszy cię również Mario. – od
razu zainterweniowała nie chcąc nieprzyjemnych niespodzianek ze strony
starszego skoczka.
- Cześć Mario. –
rzekł Thomas delikatnie zimniejszym tonem. – Jedziesz autem? A gdzie się
wybierasz? Mówiłaś, że dziś się uczysz.
- Zaraz wszystko
ci opowiem, najpierw jednak ty opowiedz mi o spotkaniu z Kuttinem. – Lena
zaczęła wdrażać w życie swoją strategię.
- Wszystko
ustaliliśmy. Będzie mnie trenował do Letnich Grand Prix.
- To wspaniale! –
tutaj szczerze się uśmiechnęła, chociaż w głębi serca czuła przenikający ból.
- Dobra Lena.
Gadaj, gdzie jedziecie.
- Thomas, tylko
się nie denerwuj. Postanowiłam, że odwiozę Maria do domu… - raz kozie śmierć.
Po drugiej stronie
telefonu nastąpiła długa cisza.
- Gdzie jesteś
Madlen? – rzekł jednak po chwili Thomas, na szczęście normalnym tonem.
- A czy to ma
znaczenie? Już daleko. – ciężko przeklęła ślinę. – Mam w planach zajechać
jeszcze do Linzu.
- Żartujesz
prawda?
Mario niespokojnie
spojrzał na blondynkę. Ona poprawiła się na fotelu i wzięła głęboki oddech.
- Nie Thomas.
Wrócę jutro wieczorem. Wszystko jest w porządku. Po prostu… Muszę i chcę tam
być.
- W tej chwili się
zatrzymaj. Mario! Każ jej się zatrzymać! Lena! Zwariowałaś?! To jest ponad trzysta
kilometrów do jasnej cholery! Zaraz do was dojadę i pojedziemy razem. Gdzie
jesteście? – warczał Morgi.
Lena podniosła
rękę na znak Mariowi by nic nie mówił.
- Thomas, jest już
za późno. Chodź raz mi zaufaj. Jutro wrócę. Jutro się zobaczymy. Obiecuję. Skup
się na sobie. Proszę…
- Przestań
pieprzyć i mów w tej chwili, co się stało! Mario zabierz jej te pieprzone
kluczyki! – słychać było, że Thomas nerwowo chodzi po mieszkaniu i czegoś
szuka.
- Thomas… nic się
nie stało. – kłamanie naprawdę przychodziło jej z trudem. – Wrócę jutro… Proszę
nie rób scen.
- Nie rób scen?! –
wrzasnął. – W tej chwili się zatrzymaj! Zgaś silnik Madlen! W tej sekundzie!
- Jeśli tak
będziesz ze mną rozmawiał to się rozłączę…
- Lena… - rzucił
ostrzegawczym tonem.
- Czy chociaż raz
możesz mi zaufać?! – Lena powoli zaczynała tracić nad sobą kontrolę.
Łzy napłynęły jej
do oczu i miała jedynie ochotę wykrzyczeć mu, co zrobił… co zrobił jej… co
zrobił im… co zrobił sobie. Opamiętała się jednak, gdyż nie chciała by za nią
pojechał. Musiała na nowo stać się słodka i kochana.
- Skarbie… jadę
tam na noc i zaraz wracam. Obadam sytuację, może się na coś przydam. Po drugie
wiesz, że Ana nie wyrabia już z Gregorem i Michiem…
- Lena… to zamień
się chociaż z Mariem. Niech on prowadzi.
- Dobrze kochanie,
tak zrobimy. Proszę, nie martw się. – tutaj głos jej się załamał, a Mario
wstrząśnięty dalej obserwował ich wspólną rozmowę.
- Uważaj na siebie
i proszę… Lena, masz dać mi znać jak dojedziecie.
- Dobrze Thomas,
obiecuję.
- I Lena… Kocham
cię. – w tym miejscu Madlen zdjęła nogę z gazu.
- Ja ciebie też
kocham Thomas. Muszę kończyć. Buziaki… - tutaj pierwsza łza spłynęła po jej
policzku.
Kiedy usłyszeli w
głośnikach trzy przeciągłe sygnały, blondynka stała już na awaryjnych na
poboczu zalewając się łzami i chowając twarz w dłoniach. Mario patrzył na nią
przerażony nie będąc do końca pewnym, co tutaj przed chwilą się rozegrało. Nie
wiedział za bardzo co ma robić. Tak, był przyjacielem Madlen, tak, znał ją
bardzo dobrze, ale… chyba nigdy nie widział jej w takim stanie. Dziewczyna
wręcz zanosiła się płaczem. Niepewnie położył dłoń na jej ramieniu. Lena jakby
uzmysłowiła sobie, że przecież nie jest sama. Spojrzała zapłakanymi oczyma na
chłopaka, po czym po prostu wtuliła się w jego ramiona ponownie roniąc łzy.
Mario dał blondynce dłuższą chwilę na uspokojenie się. Nie zadawał pytań.
Czekał. Gładził ją delikatnie po plecach tuląc do swej piersi. Nie żeby mu to w
jakikolwiek sposób przeszkadzało. Im bliżej niego była dziewczyna, tym mocniej
radowało się jego serce. Szkoda, że tak spieprzył swoje życie, bo może…
trzepnął się w myślach w głowę za głupie myślenie. Niestety to uczucie nie
mogło go opuścić… Szkoda, że tak spieprzył swoje życie, bo może teraz, kiedy
prawdopodobnie Lena odejdzie od Thomasa, bo niby jak inaczej można
interpretować jej zachowanie, może jemu udało by się… zaistnieć w jej życiu
jako ktoś inny? Pokręcił przecząco głową chcąc odgonić beznadzieje myśli, przez
co Lena podniosła głowę. Już uspokojona zaczęła obcierać swoją twarz.
- Przepraszam
Mario… nie powinieneś być osobą, na którą wylałam cały swój ból. Wystarczy już
problemów w twoim życiu.
- Przestań tak
mówić. Jestem tu bo… - chciał powiedzieć, że ją kocha, ale ugryzł się w język.
– Bo jestem twoim przyjacielem i bardzo dobrze, że nie jesteś sama. Chcesz o
tym porozmawiać?
- Tu nie ma o czym
rozmawiać. Moje życie… moje cholerne życie legło w gruzach. – rzekła ciężko i
odpięła pas, po czym poczęła opuszczać samochód.
Mario patrzył jak
poprawia swoją kurtkę, staje opierając się o maskę samochodu i wpatruje w
zachodzące słońce. No piękna sceneria… Mógłby teraz tak wiele zdziałać. Szkoda,
że niestety nie może tego zrobić… Odpiął jednak pas i ruszył za dziewczyną.
Stanął obok, stykając się z nią biodrami, by poprzez kontakt fizyczny
wiedziała, że nie naciska i czeka. Stali tak chwilę, po czym Lena wzięła w
końcu głęboki oddech.
- Jeśli to powiem…
jeśli to z siebie wyduszę wiesz, że to okaże się prawdą?
Mario w odpowiedzi
objął ją tylko ramieniem. Lena uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, jakie to
dla niego trudne. Przecież doskonale znała jego uczucia wobec niej.
- Mario… tak
strasznie bym chciała by moje uczucia zostały ulokowane w kimś innym. – zaczęła
opierając głowę o jego ramię. – Tak bardzo bym chciała byś był szczęśliwy. Zasługujesz
na to. Zasługujesz na wszystko co najlepsze, a ja… nawet nie potrafię być twoją
przyjaciółką. – w tym miejscu Mario chcąc zaprotestować poruszył się
nieznacznie, jednak dziewczyna była szybsza i stanęła przed nim zabraniając mu
się odezwać. – Mario, będziesz miał dziecko. – podjęła łapiąc go za obie dłonie
i spoglądając głęboko w oczy. – To nie jest koniec twojego życia… To dopiero
początek. To dziecko, ono zawsze będzie cię kochało, miłością bezwarunkową.
Może stało się to wszystko w nieodpowiednim czasie… z nieodpowiednią
dziewczyną, ale… ani ty ani ona nie jesteście teraz najważniejsi tylko to
dziecko, który nie jest niczemu winne. Które powinno mieć normalną rodzinę. –
Lena sama nie wiedziała czy mówi to bardziej do Maria czy bardziej do siebie
samej, próbując się już przekonać, że najlepszym rozwiązaniem będzie odejście
od Thomasa. – Obiecuję ci, że pomogę jak tylko będę umiała. Zawsze możesz na
mnie liczyć, rozumiesz? O każdej porze dnia i nocy. Mario ja… naprawdę cię
kocham. – tutaj chłopak przestał na chwilę oddychać. – Ale nie taką miłością
jaką byś chciał. Do ciebie należy decyzja czy dasz radę z tym żyć. Jeśli chcesz
to… zniknę.
- Nie. – rzekł
stanowczo Innauer. – To jest ostatnia rzecz, której bym chciał.
Długo wpatrywali
się sobie w oczy. Mario myślał tylko o tym jak bardzo chciałby ją teraz
pocałować, a Lena… jak bardzo życie jest niesprawiedliwe.
- Thomas też
będzie miał dziecko. – rzuciła. – Kristina jest w ciąży.
I nastała bardzo
długa chwila ciszy… Jednak wpatrując się sobie w oczy nie mogli już wytrzymać i
zaczęli się głośno śmiać. Przecież to było niedorzeczne! Jednak Madlen jak
szybko zaczęła się śmiać tak szybko na nowo zaczęła płakać. Odwróciła się od
chłopaka i spojrzała na chylące się ku zachodowi słońce.
- Ty nie
żartujesz…? – usłyszała.
- Nie żartowałabym
z tak poważnych spraw.
- To znaczy, że
cię zdradził?
- Nie Mario…
Thomas ostatni raz spał z Kristie w styczniu, kiedy jeszcze… nic konkretnego
między nami nie było. Nie mogę mieć o to do niego żalu.
- I co zamierzasz?
Tutaj Lena
obejmując się ramionami odwróciła się do blondyna.
- Tego właśnie
jeszcze nie wiem. Dlatego jedziemy do Linzu. Potrzebuję Ane.
- W takim razie…
zapraszam do auta, ponieważ jeszcze sporo drogi przed nami. – uśmiechnął się
skoczek otwierając przed Madlen drzwi od strony pasażera.
Lena w odpowiedzi
również się uśmiechnęła i ochoczo wskoczyła na fotel. Zapinając ponownie dnia
dzisiejszego pasy zwróciła uwagę Mariowi na bardzo ważny aspekt.
- Zjedź do
najbliższej stacji paliw. – rzekła wpatrując się w okno. – Potrzebuję alkoholu…
dużo alkoholu. – po czym ruszyli z piskiem opon.
***
Po telefonie Leny
w salonie domu Państwa Hayboeck nastała długa cisza. Ana skonsternowana
wpatrywała się w pojawiające się trzy zmarszczki na czole Michaela. To nie
zwiastowało nic dobrego. Nagle telefon dziewczyny wydał dźwięk zwieńczający
przyjście wiadomości tekstowej. Był to sms od Thomasa o treści:
Siostra, Lena jest w drodze do Was. Znowu uciekła mimo, że
obiecała, że więcej tego nie zrobi. Proszę daj znać kiedy bezpiecznie dojedzie
i wybadaj co się stało. Mam nadzieję, że pomimo łączącej Was wyjątkowej
przyjaźnianej, wręcz siostrzanej więzi nasza więź krwi będzie silniejsza i
poinformujesz mnie co się wydarzyło. Zaopiekuj się nią i na Boga! Nie pozwól by
Michael albo Mario ją tknęli, bo nie ręczę za siebie. Do usłyszenia.
Ana długo
wpatrywała się w wyświetlony tekst. Co to wszystko miało znaczyć?
- Ana? – z
rozmyślań wyrwał ją Gregor, który niespokojnie spoglądał to na Michaela to na
swą ukochaną.
- Michael, Madlen
tutaj jedzie? – starsza skierowała do młodszego kolegi.
- Jest już w
drodze. Razem z Mariem Innuerem. – odrzekł Michie.
- Co?! – wypalił
Gregor.
- Coś się stało… i
to poważnego. – stwierdziła Ana nie kryjąc zaniepokojenia w głosie.
- Nie dajmy się
zwariować. Poczekajmy aż oboje tutaj dotrą. Nie snujmy domysłów, bo to bez
sensu.
- Przepraszam czy
ktoś w końcu powiem mi co się dzieje?! – podniósł głos lekko już poirytowany
Gregor.
- Ana, wytłumacz
Schlierenzauerowi o co chodzi, a ja porozmawiam z rodzicami i przygotuję
kolejne pokoje dla moich nowych gości. – odrzekł Michelin i ruszył w kierunku
drzwi.
***
Podróż do Linzu
nie trwała długo. Mario był bardzo dobrym kierowcą dzięki czemu szybko i
bezpiecznie dotransportował siebie jak i Madlen pod dom Michaela. Ich przybycie
trójka przyjaciół (chociaż między Gregorem i Michaelem stosunki nadal nie były
do końca przyjazne) usłyszała już z daleka, bowiem Lena chcąc zagłuszyć swój
wewnętrzny ból głośno puszczała muzykę w aucie, śpiewając w głos i zapijając
wszystko Burbonem.
- Dzisiaj zamierzam się dobrze bawić! Czuję, że żyję, a świat się wywraca na drugą stronę!
I unoszę się nad ziemią w ekstazie !
Więc nie zatrzymuj mnie teraz, bo dobrze się bawię, dobrze się bawię! – Lena tymi
słowami powitała Michaela lekko wypadając z samochodu, będąc już delikatnie
upojona alkoholem.
Michie stał na
podjeździe z założonymi rękoma i z lekkim uśmieszkiem spoglądał na pijaną
przyjaciółkę. Utwierdził się w przekonaniu, że nic dobrego w życiu Madlen się
nie wydarzyło… Mimo, że jej swawolne zachowanie mogło być źle odebrane przez
sąsiadów jak i jego rodziców, nie przejmował się tym, bowiem wiedział, że
dziewczyna akurat tego potrzebuje. I w tym momencie opinia sąsiadów nie była
dla niego najważniejsza.
- Freddie Mercury
wrócił zza światów! – zawołał z uśmiechem rozpoznając jaką piosenkę nuci
blondynka. – Nie wiedziałem tylko, że był aż tak śliczny i słodki. – dodał
kiedy łyżwiarce udało się doczłapać do chłopaka z butelką w ręku.
- Jestem statkiem rakietowym w mojej drodze na Marsa
na kursie kolizyjnym! Jestem satelitą, nie kontroluję się! Jestem sex maszyną, gotową do przeładowania, jak bomba atomowa tuż przed o, o, o, o, o wybuchem. – kontynuowała Lena swój wykon
rzucając się przyjacielowi w ramiona.
- Dobrze cię
widzieć Madlen. – rzekł Michael z uśmiechem mocno tuląc drobne ciało blondynki
do swej piersi.
- Freddie Mercury…
a wiesz kto kiedyś był jego klonem? – zapytała Lena odrywając się od chłopaka.
Michie odgarnął
włosy z twarzy dziewczyny i ujrzał jej zapłakane oczy. Czerwone od łez i
opuchnięte od cierpienia.
- Nie ma go tutaj
i nie będzie. Jestem ja i od tej pory ja się tobą będę opiekował. – odrzekł mocno
blondyn trzymając w dłoniach twarz Leny.
Łyżwiarka
błyszczącymi oczyma spoglądała na chłopaka, po czym zatonęła nosem w jego
kurtce i głośno zapłakała. Michael nie mogąc nic więcej zrobić mocno zgarnął ją
do siebie i spojrzał porozumiewawczo na Maria, który stał nieopodal opierając
się o maskę samochodu. Chłopcy oczywiście znali się ze grupowań i treningów.
Nie byli zbyt blisko, jednak Michael postanowił, że przyjaciele jego przyjaciół
są i jego przyjaciółmi, dlatego nie widział problemu w przenocowaniu młodego
skoczka.
- Przepraszam
Michie, że ci się tak zwalam na głowę. – rzekła po chwili dziewczyna. – Jeszcze
w takim stanie… - dodała pociągając nosem. – Wiem, że macie większe problemy
niż moje życiowe porażki, ale… - tutaj Michael kazał przestać jej mówić.
- Madlen, przestań
w tej chwili. Jesteśmy przyjaciółmi czy nie? – powiedział powtórnie chwytając
twarz Leny w dłonie, na co dziewczyna przytaknęła. – Możemy na siebie liczyć w
każdej sytuacji? – tutaj również kiwnęła głową. – Więc weź póki co głęboki oddech
i… - tutaj kciukami delikatnie wytarł z buzi blondynki jej łzy. – Uśmiechnij
się, ponieważ chcę cię przedstawić rodzicom.
- Och Michael… czy
to na pewno dobry pomysł? Zobacz jak ja wyglądam… Jak siedem nieszczęść.
- Jesteś piękna
jak zawsze Madlen. Może troszkę pijaniutka, ale… nadal urocza.
- Nie chcę byś
miał przeze mnie kłopoty. – rzekła spuszczając wzrok.
- Kłopoty to będę
miał jeśli za chwilę wyjdzie tu moja mama i mnie opierdzieli, że trzymam mą
przyjaciółkę tak długo przed domem zamiast ją zaprosić do środka. Spójrz… -
rzekł kierując wzrok w stronę domu, gdzie w jednym z okien stała rodzicielka
chłopaka i machała do nich ręką.
Lena tylko
westchnęła, po czym odwróciła się w stronę Maria. Stał nadal w tym samym
miejscu.
- Tak znamy się z
Mariem. – zanim dziewczyna zdążyła wyrzec słowo, uprzedził ją Michie.
Uśmiechnęła się
tylko, ponieważ dokładnie o to chciała spytać młodszego kolegę. Nagle
uzmysłowiła sobie, że stoi między dwoma facetami… Mężczyznami, którzy ją
kochają. A ona… a ona ciągle pragnęła tych pieprzonych niebieskich tęczówek!
Zacisnęła mocno pięści i zwarła usta w wąską kreskę.
- Chodźmy więc.
Nie karzmy twej mamie czekać. – odrzekła przyklejając sztuczny uśmiech do
twarzy i oddała chłopakowi butelkę burbonu.
Michael uśmiechnął
się radośnie. Objął ją ramieniem, po czym skierowali się najpierw w stronę
Maria by się przywitać oraz zabrać potrzebne bagaże, a zostawić póki co
alkohol, po który mieli wrócić w późniejszym czasie. Następnie ruszyli w stronę
wejścia do posiadłości państwa Hayboecków.
- Mamo, tato
poznajcie proszę moją przyjaciółkę Madlen Steward. – po wejściu do domu i
zabraniu od Leny wierzchniego odzienia, Michael od razu przeszedł do konkretów,
ponieważ chciał jak najszybciej zabrać przybyłych gości do swojego pokoju,
gdzie czekali Ana z Gregorem by móc w końcu się dowiedzieć co tym razem
nawyczyniał szanowny pan Morgenstern. – Maria nie muszę wam przedstawiać. –
dodał.
- Jest mi
niezmiernie miło państwa poznać. Bardzo przepraszam, że tak przyjeżdżamy bez
zapowiedzi, w szczególności, że goszczą już państwo inną parę. – zaczęła Lena
wspinając się na wyżyny swej elokwencji.
- Nie musicie za
nic nas przepraszać. To dla nas zaszczyt gościć tak utytułowanych sportowców. –
odrzekła mama chłopaka. – Uwielbiam łyżwiarstwo! – krzyknęła uradowana i czym
totalnie zaskoczyła blondynkę pochwyciła ją w swoje ramiona. – Kibicowałam ci
Madlen. Bardzo się cieszę, że tak skromna i utalentowana dziewczyna jak ty
reprezentuje nasz kraj w tak prestiżowych konkursach na całym świecie. To dla
nas zaszczyt poznać mistrzynię. Och koniecznie musisz mnie nauczyć paru tych
trików! – gadała jak najęta mama Hayboecka.
Madlen lekko się
zaczerwieniła, nie była przyzwyczajona by ktoś tak entuzjastycznie reagował na
jej osobę.
- Mamo… daj Lenie
spokój. Ona jak i Mario są zmęczeni po podróży i pewnie chcą odpocząć, dlatego
zabiorę ich do siebie.
- Naturalnie. –
odrzekł służbowo Josef – ojciec blondyna. – Zajmij się swoimi gośćmi Michael,
my z matką wychodzimy, więc zostajecie sami. Alex za chwilę wróci z treningu, zaopiekuj
się nim proszę.
- A Stefan?
- Och synu… kto
wie gdzie błąka się twój brat. – zaśmiała się matka wkładając płaszcz, który
podał jej mąż. – W kuchni macie zrobioną kolację. Wrócimy raczej późno, więc
będziecie mogli w spokoju dalej naradzać się w waszej ekhm… walce z mediami.
Miło było was poznać kochani.
- Michael… -
burknął Josef zerkając na syna z dezaprobatą.
- Tak, tak tato,
wszystkiego dopilnuję. Idźcie już i dobrze się bawcie. – Michie objął obojga
rodziców ramionami i wyprowadził za drzwi, po czym je zatrzasnął. – No to
imprezę czas zacząć! – dodał ze śmiechem odwracając się do swych nowo
przybyłych gości.
Poprowadził ich do
salonu, gdzie kazał się rozgościć i pobiegł po Schlierenzauerów, którzy
niedługo potem pojawili się na dole.
- Madlen… - imię
młodszej wypowiedziane przez Ane zawisło w powietrzu.
Lena stała tyłem
do wszystkich z założonymi rękoma, mocno wpatrując się w obraz za oknem. Michie
stał ze ścierką w rękach opierając się o futrynę drzwi prowadzącą do kuchni i
obserwował wszystkich wokół. Mario niespokojnie kręcił się na kanapie będąc
chyba w najmniej komfortowych warunkach zważywszy na fakt, że po pierwsze jego
życie przewracało się do góry nogami, a drugie, że był w tym domu po raz
pierwszy. Ana z konsternacją wpatrywała się w przyjaciółkę, a Gregor błądził
wzrokiem to z jednego to z drugiego nie mając pojęcia co tu się właśnie
odgrywa. Madlen wzięła głęboki oddech i odwróciła się do wszystkich. Jej widok
nikogo nie zszokował. Oczy pełne łez… ból wymalowany na twarzy. Spojrzała po przyjaciołach
i utkwiła wzrok w klikającą coś w telefonie Ane. Zakuło ją serce.
- Napisał do
ciebie… - powiedziała jakby z wyrzutem.
- Lena… to mój
brat. Martwi się o ciebie. Musiałam do niego napisać, że wszystko z tobą… z
wami w porządku. – rzekła na swą obronę Ana, chociaż wcale nie czuła się
niczemu winna. – Uciekłaś… znowu… Dlaczego? Nie wiesz, że trzeba rozmawiać? W
jakiś sposób próbować się dogadać?
Lena opuściła
dłonie i mocno zacisnęła pięści, aż poczuła ból wbijających się paznokci w
skórę. Jej dolna warga zaczęła drżeć. Mario jak na zawołanie wstał by
powstrzymać wybuch szlochu dziewczyny. Podobnie uczynił Michael. Obaj jednak
się zatrzymali widząc jak Lena zatrzymuje ich ręką.
- Poczekajcie z
osądami. – odezwał się Mario. – Niech Lena najpierw powie co się stało.
- No dobrze… Co
takiego ponownie wyczynił mój kochany brat? – zapytała Ana.
Lena przymknęła
oczy. Zaczęła się lekko uśmiechać. Wariactwo…
- Ana… będziesz
ciocią. – rzuciła.
I zapadła głęboka
cisza…
- Lena… co ty
mówisz. Niemożliwe byś tak szybko dowiedziała się o ciąży. Przecież wy dopiero
co…
- To nie ja jestem
w stanie błogosławionym. – Madlen przełknęła głośno gulę w gardle. – Kristina
jest w ciąży z Thomasem. – wyrzuciła z siebie na wdechu.
I znowu ta okropna
cisza… Pierwszy zaczął śmiać się Gregor.
- Lena co ty
pieprzysz?! – Ane opadły bezwiednie ręce.
- No moja droga…
Pieprzenie mam już za sobą. A Kristina wypieprzyła twojego jak sama
stwierdziłaś kochanego brata do końca.
Michael parsknął
na to śmiechem. To wszystko było śmieszne. Rzeczy, o których mówiła Lena
wydawały się niedorzeczne. Przecież Thomas kochał Madlen. Nie mógłby jej
zdradzić… A może? Ale zaraz, zaraz…
- Jak to
pieprzenie masz już za sobą? – wypalił głupkowato. – Spałaś z Thomasem? –
zapytał.
Wszyscy popatrzyli
to na jedno to na drugie i jak jeden mąż ryknęli śmiechem. Niestety ten wesoły
wybuch emocji na twarzy Leny skończył się jeszcze szybciej niż zaczął. Jej
wargi ponownie dnia dzisiejszego zaczęły drżeć, a oczy wypełniły się łzami. Nim
jedna z nich się wydostała, Lena stała już w mocnym uścisku Ane, która
głaszcząc ją po plecach w kółko powtarzała.
- Tak mi przykro
Madlen… Tak mi przykro.
~~~
Kolejna część za
nami...
Jak jednym coś się
normuje to drugim niestety chrzani. Ale w życiu tak to nie raz bywa - nie
zawsze nasze życie jest usłane różami. Tylko dlaczego biedna Madlen jest tak
przeorana? Myślę, że dziewczyna nosi taki bagaż emocjonalny jaki mało kto byłby w
stanie udźwignąć... Mamy jednak nadzieję, że rozdział zrobił robotę :) dodajemy go nieco szybciej by zaspokajać ciekawość, ale i
sprawić nieco przyjemności. A że mamy nieco zapasów... To myślę, że jeszcze
trochę nas poznosicie (ale to chyba dobrze).
Oczywiście czekamy
na spostrzeżenia, bo uwielbiamy je czytać :D
Dobra, dosyć
gadania, czas brać się do pracy... No do pisania znaczy się :D
Pozdrawiamy w
wiosenny piękny dzień!
Ania&Madziusa
Dziewczyny :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze jest fantastyczny…
Kurczę bardzo współczuję Madlen… Tyle musiała przejść by być z Thomasem i teraz gdy była z nim wreszcie szczęśliwa los zgotował taką niespodziankę…
Lenka ma wcale nie mały dylemat, ale mam nadzieję, gdy przy Ann i Gregu zacznie sobie układać to wszystko to sobie przypomni swoje słowa, które właśnie skierowała do Thomasa, że dziecko nie jest powodem do zawierania małżeństwa, że nie można nikogo zmusić do miłości, a przede wszystkim, że dziecko byłoby nieszczęśliwe mając niekochających się rodziców…
Czekam z wielką niecierpliwością na nowy rozdział :-)
BU$KA <3 :D