piątek, 8 marca 2024

95. Prawdziwa miłość oznacza, że zależy ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz

- Czy to pewne? – po krótkiej chwili dało się słyszeć głos Gregora. – Jak Thomas to przyjął?
Lena oderwała się od Ane i przecierając oczy, spojrzała po przyjaciołach. Michie kucał w progu kuchni nerwowo pocierając czoło, a Mario nadal spoczywał na kanapie, do którego tym razem dołączył Gregor.
- Thomas jeszcze o niczym nie wie. Kristina się do mnie odezwała. – na samo wspomnienie rozmowy ze starszą koleżanką Lenie aż zakręciło się w głowie.
Ana mimowolnie chwyciła przyjaciółkę pod rękę. Nagle dało się słyszeć soczyste przekleństwo.
- Pieprzony Morgenstern! – były to słowa Michiego. – Czy on nie potrafi dotrzymać wierności jednej kobiecie! Jak nie jeden to drugi! – był to ewidentnie przytyk do Gregora. – Naprawdę dziewczyny, z wielkim szacunkiem do Ciebie Ana, ponieważ to twój brat, ale czy wy nie możecie sobie wybierać lepszych partnerów?! – blondyn nie krył swój złości.
- Michael, to nie tak… - zareagowała od razu Lena chcąc bronić Thomasa.
- Jeszcze go bronisz?! – zapytał z niedowierzaniem.
- Michael, spokojnie. – tym razem odezwał się Mario. – Thomas ostatni raz przespał się z Kristie na zawodach w Innsbrucku, kiedy jeszcze nic konkretnego między Leną a nim nie było. – dodał cytując wcześniejsze słowa Madlen.
- Nie ma to znaczenia. Spieprzył życie sobie, Lenie, tej lasce i temu dziecku… - odwarknął Michie.
Mario natychmiast pobladł, ponieważ słowa kolegi niejako uderzyły również w niego. Lena zmęczona płaczem, zmęczona pijackim upojeniem postanowiła zakończyć konwersację.
- Słuchajcie, mleko się rozlało. Nic na to nie poradzimy. Muszę się teraz uspokoić i do niego zadzwonić. – powiedziała wyczerpana. – On nie może poznać, że coś jest nie tak, ponieważ obiecałam Kristinie, że pomogę jej poinformować go o tym, że zostanie ojcem. Dziewczyna bardzo się boi. Nie uwierzycie, ale ona wiedziała o ciąży kiedy się rozstawali. – na te słowa Ana zakryła usta ręką.
Po tych słowach nikt nie miał już nic więcej do dodania. Lena udała się przed wejście do domu, licząc, że chłodne powietrze pomoże jej uporać się z nie lada wyczynem, jakim będzie spokojna rozmowa z Morgenem, natomiast reszta ekipy udała się do jadalni aby spałaszować posiłek, o którym wspominała mama Michelina.
 
Madlen będąc już na dworze, ścisnęła mocno telefon patrząc błyszczącymi oczyma na gwiazdy. Po prawdzie, wcale nie była gotowa na rozmowę ze swym ukochanym, jednak obawiając się jego możliwego przybycia do Linzu w odpowiedzi na brak jej odzewu, wolała tego uniknąć. Wzięła więc głęboki oddech i nacisnęła odpowiedni kontakt. Thomas odebrał niemal natychmiast.
- Madlen! Dzięki Bogu! – wykrzyknął do słuchawki. – Prawie zacząłem już wyrywać sobie włosy z głowy.
- Morgen, gdybym cię nie znała to bym uwierzyła! Przecież włosy są twoim oczkiem w głowie. Myślisz, że nie zauważyłam ile nad nimi spędzasz czasu co rano? – narzuciła lekki i zabawny ton, chcąc go od razu zmanipulować.
Tak naprawdę czuła wewnętrznie niewyobrażalny ból. Serce jej się łamało, że musi go okłamywać… A nie, jej serce już było złamane… Zdeptane, dosłownie zmiażdżone. W tym momencie nie widziała nawet iskierki nadziei, że przyjdzie jej jeszcze kiedyś być szczęśliwą. Przełknęła jednak ślinę i słysząc w słuchawce jak chłopak wypuszcza z ulgą powietrze z ust, sama wzięła się w garść.
- Lena, jedynym oczkiem w mojej głowie jesteś ty. – odrzekł Thomas z westchnieniem, a w głowie Madlen kotłowała się tylko jedna myśl „Nie na długo”. – Powiedz mi proszę Kochanie, dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego ucie… pojechałaś? I to z nim? Tak daleko? – zapytał. – Beze mnie… - dodał szeptem. – Czy coś się stało?
- Och Tom… - westchnęła wbijając sobie paznokcie w rękę by powstrzymać łzy. – To była bardzo spontaniczna decyzja. Rozmawiałam dziś przez telefon z Ane i po prostu stwierdziłam, że muszę jej pomóc jakoś przetrwać z kłócącymi się ciągle Gregorem i Michaelem. To był impuls. A że Mario chciał wracać do domu, to decyzja była prosta. – dodała drżącym głosem, po czym poczuła jak ktoś chwyta ją mocno za rękę.
Była to Ana, która w ten sposób chciała dodać siły swej przyjaciółce.
- Lena, ale gdzie Innsbruck, a gdzie Linz!
- Oj tam, tak jak prosiłeś prowadził Mario, a jutro pewnie razem z Gregorem pojadą do domu. Ja zabiorę Ane i będę jutro na południe. Spotkamy się pod lodowiskiem? – zapytała spoglądając przy tym w zmartwione oczy przyjaciółki, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę.
- Madlen, ale cały czas nie rozumiem, jak mogłaś pojechać beze mnie… - westchnął chłopak.
- Tak jak  mówiłam, to był impuls, a ty przecież miałeś spotkanie z Kuttinem. Po drugie Misiu, w tym domu już wystarczy testosteronu… - zaśmiała się nerwowo.
- Nigdy więcej czegoś takiego nie rób. – powiedział. – Proszę. – dodał łagodniej. – Wariuję, gdy nie mogę być obok ciebie.
- To słodkie. – wydawało jej się, że zachichotała, ale chyba jednak był to jęk. – Spotkamy się jutro i będziesz mnie miał już przy sobie. – dodała przełykając ślinę.
- Dobrze piękna. Daj jutro znać, o której cię odebrać spod lodowiska. Bardzo za tobą tęsknię Lena.
- Ja za tobą również. – w tym miejscu niestety przełykała już swoje łzy. – Muszę kończyć. Bardzo cię kocham Thomas, pamiętaj o tym.
- To ja ciebie kocham Lena. Wracaj do mnie szybko i od razu wybij z głowy Hayboecka dzielenie przez was chociażby jednego pokoju. – warknął na koniec.
- Spokojnie Thomas. – zaśmiała się przez łzy. – Jestem tylko twoja. Zawsze. – i nim chłopak zdążył odpowiedzieć, dziewczyna się rozłączyła i nie mogąc dłużej tłumić płaczu, zaległa w ramionach Ane.
Dziewczyny długo stały w mocnym uścisku, póki Lena na tyle się uspokoiła, że mogła wziąć głęboki oddech. Ana wtedy odsunęła się od dziewczyny i biorąc jej twarz w dłonie, zmyła mokre łzy z policzków blondynki.
- Lena… tak strasznie mi przykro. – zaczęła. – Nie wiem nawet co powiedzieć. Jak cię pocieszyć. Mogłabym rzec, że będzie dobrze, ale… obie wiemy, że nie będzie. – westchnęła. –  Ja wiem, dlaczego tu przyjechałaś… Chcesz go zostawić, oddać Kristie… nie, nie Kristie, tej kruszynce. Znam cię. Altruistka do potęgi. Ale gdzie w tym wszystkim twoje dobro?
- Ana… nie mogę pozwolić na to, żeby dziecko wychowywało się bez ojca z egoistycznych pobudek! Nie mogę pozwolić żeby był weekendowym tatusiem! Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić!
- Thomas nie zwiąże się z Kristie. – powiedziała mocno Ana. – On jej nie kocha i uważam, że dziecko nie powinno być powodem ich powrotu do siebie.
- Myślę Ana, że to oni powinni podjąć tę decyzję. Czy będą chcieli być razem czy nie… Czy będą chcieli spróbować, dla dziecka... – Lenie mało ponownie nie pękło serce wypowiadając te słowa.
- Och Madlen! – Ana ponownie dnia dzisiejszego zgarnęła młodszą w swoje ramiona. – Będę cię wspierać cokolwiek zadecydujesz. – cmoknęła ją w policzek. – Chodź do środka, nie masz kurtki, a wcale nie jest ciepło. Nie możesz się rozchorować, bo z kim ja się będą uczyć do maturki? – spróbowała rozluźnić atmosferę pocierając ramiona dziewczyny.
Lena uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi i pod opiekuńczymi ramionami przyjaciółki weszła z powrotem do domu Michaela. Dziewczyny zastały chłopców pochłoniętych rozmową o minionym sezonie i pałaszujących kolację. Ana oczywiście usiadła obok Gregora, a Lena spoczęła na wolnym krześle między Michaelem a Mariem.
- A teraz jak na spowiedzi! – powiedziała nieco głośniej Ana. – Mario?! Co ty tu u licha robisz? – zapytała robiąc ciekawską minę.
Gregor znając sytuację kumpla, w końcu był jego najlepszym przyjacielem, poklepał go po ramieniu w geście pocieszenia.
- Ana, długa historia. – westchnął blondyn. – W czasie jutrzejszej podróży będę miał więcej czasu żeby o wszystkim ci opowiedzieć.
- Co? – zapytała nagle Lena, dłubiąc bez sensu widelcem w jedzeniu, bo wcale nie miała apetytu. – Nie wracasz jutro ze mną Ana?
- Musimy jechać do siedziby Związku. – odrzekła starsza. – Afera dopingowa została zażegnana! I to wszystko zasługa Michelina! Na jego cześć hip, hip, hura! – dodała z ogromnym uśmiechem na buzi.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?! – Lena niedowierzająco popatrzyła po przyjaciołach. – Natychmiast mi tu wszystko opowiadać!
Nim Ana, Gregor bądź Michael zdążyli się odezwać, dało się słyszeć strzyk zamka w drzwiach.
- Ocho! To chyba Alex! – stwierdził Michie. – Zjedzmy spokojnie kolacje, a potem udajmy się do mojego pokoju by w spokoju podzielić się z Leną i Mariem jedną z najlepszych akcji w jakiej przyszło mi brać udział. – dodał.
Jak postanowił, tak też się stało. Niedługo potem każdy wygodnie układał się w pokoju chłopaka. Lena zaległa na łóżku Michelina, a reszta na kanapie i fotelach.
- No dobrze! – zaczęła Lena. – Jak odkryliście, że to jednak Dominica jest wszystkiemu winna?
- No Hayboeck, pochwal się co zrobiłeś… - zakpił Gregor.
- Tak Gregor, wiem już, że to Michelin z dobroci swojego serca załatwił rudej robotę w kadrze. – Lena zrobiła zdegustowaną minę w stronę szatyna. – Rozumiem również, iż to on odkrył, że to Dominica za wszystkim stoi?
- A jakże! – odrzekła śmiejąca się Ana. – Michie użył swojego jakże zacnego uroku osobistego i okręcił sobie rudą wokół palca, a ta śpiewająco mu wszystko wygadała.
- Od razu okręcił… - zaśmiał się blondyn. – Znam się z nią nie od dziś więc wiedziałem gdzie uderzyć. Dziewczyna tak skupiła się na nienawiści do Ane i Gregora, że nie potrafiła przejrzeć mej gry.
- Oj Lena, gdybyś tylko usłyszała co ona wygadywała… To wariatka! – oznajmiła Ana.
- A Stein? Faktycznie był jej kochankiem? – zapytał ni stąd ni zowąd Mario.
- A gdzieżby tam! – Michie machnął lekceważąco rękami. – Nazywała go swoim chrzestnym, więc podejrzewam, że są ze sobą spokrewnieni… Swoją drogą, ciekawe czy już odkryli, że na pendrivie nie ma żadnych obciążających was materiałów. – zaczął na głos się zastanawiać.
- Gdybym była na ich miejscu… kupowałabym już bilet… w jedną stronę! – prychnęła Ana.
- To faktycznie musicie się pospieszyć! Żeby rzeczywiście nie zwiali! – rzekła Lena z przestrachem.
- A walić ich! – zaśmiała się starsza. – Najważniejsze żeby nasze imiona zostały oczyszczone, a co stanie się z tamtą dwójką? Ruda nigdy już nie znajdzie roboty w zawodzie, a ten pożal się Boże dziennikarzyna… jest skończony! – zaśmiała się niczym czarownica.
- Grunt żeby ta sprawa zakończyła się dla was szczęśliwie. – uśmiechnęła się młodsza. – Wszystko inne jest nieważne. – dodała. – Najważniejsze, że macie siebie.
Po tych słowach, Ana spojrzała w stronę swego ukochanego. Lena miała rację. Co cię nie zbije to cię wzmocni, a prawda była taka, że afera dopingowa na nowo połączyła ją z Gregorem w jedną całość.
- No dobrze misie… - zaczął gospodarz domu. – Może ja was jakoś rozlokuje po pokojach co? Niestety Mario, ale jestem zmuszony położyć cię w salonie, ponieważ Ana i Gregor zajmują jedyną gościnną sypialnię, a Lena będzie spała ze mną.
Na te słowa, starsza blondynka popijając swój trunek ledwie dała radę go przełknąć.
- Michelin! Czy ty jesteś pewien, że chcesz poznać jak smakuje ręka Thomasa na twojej twarzy?!
- Śmiem twierdzić, że Thomas w sprawie tego z kim Lena będzie dzielić łóżko… a może i nie tylko, nie ma nic do powiedzenia. – odrzekł poważnie, nie kryjąc niechęci do starszego kolegi.
- Michie, spokojnie. – zainterweniowała Lena ziewając. – My z Mariem możemy sobie przecież znaleźć jakieś lokum.
- Wykluczone! – odpowiedział blondyn ze złością. – Zostajecie tutaj i koniec!
Lena z Innauerem nie mieli nic do gadania. Tak jak zapowiedział Michie, Mario udał się do salonu, Ana i Gregor do swojego lokum, natomiast Lena zamieniła łóżko chłopaka na kanapę, na której wcześniej spoczywała reszta. Nim blondyn wrócił, dziewczyna już spała. Nie dziwił się, w końcu przepłakała pół dnia. Po drugie wypity przez nią alkohol zaczynał robić swoje. Stwierdził, że nie może pozwolić by spała na kanapie. Pochwycił więc ją w swoje ramiona i postanowił ułożyć na swym łóżku. Lena zaspanym wzorkiem spojrzała w niebieskie tęczówki chłopaka i uśmiechnęła się w sposób jakiego Michael jeszcze u niej nie widział.
- Thomas… - westchnęła sennie mocniej wtulając się z blondyna.
Michie z westchnieniem położył drobne ciało Madlen na pościeli. Dziewczyna nie chciała go puścić, pewnie dlatego, że wydawało się jej by był to Morgi. Michael chcąc nie chcąc musiał położyć się obok niej, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ blondynka położyła głowę na jego ramieniu i jeszcze mocniej się w niego wtuliła. Michelin ponownie westchnął bezradnie wpatrując się w sufit. Co on ma robić? Zostać tu z nią? Ale to może ją jeszcze bardziej zranić. Był bowiem pewien, że Lena nie będzie mogła sobie tego wybaczyć… Zostawić również jej nie potrafił.
- Lena… - zaczął delikatnie odsuwając kosmyki włosów dziewczyny z jej twarzy. – To ja Michael…
Lena w odpowiedzi położyła swą drobną dłoń na dłoni chłopaka, która spoczywała na jej policzku.
- Michelin… - westchnęła, a jej oczy napełniły się łzami. – Dlaczego nie mogę kochać kogoś kto w pełni na to zasługuje? – zaszlochała. – Dlaczego nie mogłam pokochać Maria? Maria, który nigdy umyślnie mnie nie zranił. – z jej oczu polały się pierwsze łzy, które Michie zmył jednym ruchem ręki. – Dlaczego nie mogłam pokochać ciebie? Jesteś taki dobry… wspaniały i oddany przyjaciel… taki piękny. – dodała i tym razem to ona położyła dłoń na jego policzku. – Dlaczego moje serce należy tylko do Niego? Tyle razy złamane… zdeptane… zmiażdżone… Ciągle przez jedną i ta samą osobę. – załkała. – Co ja mam robić Michie? Jak żyć z tym, że ma dziecko z inną?
- Nie wiem Lena… nie znam odpowiedzi na to pytanie. – wyszeptał. – Wiem jedno. Cokolwiek nie postanowisz, ja będą z tobą. Zawsze. – dodał i ucałował czoło blondynki, a ona ponownie wtuliła się w jego ramię mocząc przy tym jego koszulkę.
 
Tymczasem następnego dnia po intensywnych porannych przygotowaniach ekipa była praktycznie gotowa do rozjazdów. Ana stanęła z boku i przyglądała się podejściu Gregora do Michaela. Miała nadzieję, że sprawa, którą udało się blondynowi rozwiązać pozwoli partnerowi nabrać do niego zaufania i pozostaną chociaż kumplami. Z drugiej strony – ta męska zazdrość... Tylko czy powinna go za to ganić? Może odrobina pieprzu w związku nikomu nie zaszkodzi? Na pewno zapragnie by Gregor zaakceptował jej przyjaciela. W końcu takich poznaje się w biedzie... A co by nie mówić, wiele Michaelowi zawdzięczała, a teraz? Ta sprawa... wreszcie jest szansa, że zaznają odrobiny spokoju. Wreszcie będzie mogła spokojnie cieszyć się sukcesami, zająć nauką i podejmować kolejne wyzwania... Także związane z życiem osobistym. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła. Zamykał się w końcu jakiś rozdział życia i trzeba było dalej z optymizmem patrzeć w przyszłość. Udało się jej odbudować relacje z szatynem, co bardzo doceniała. Zakończyła się afera dopingowa co sprawiało niezwykłą radość. Była tylko jedna rzecz, która niestety nie dawała spokoju – dlaczego jej brat mimo, że starszy, to wciąż pakuje się w kłopoty... Żal jej było patrzeć na przyjaciółkę w rozterce i gdyby nie fakt, że muszą jechać do Związku, to ruszyła by za nią. Ale obiecała, że nie będzie ingerować. W końcu są dorośli... A ona? Znowu będzie ciocią i będzie chciała wywiązać się należycie z roli. Mimo, że z Kristiną nie miała najlepszych relacji, postanowiła w sercu, że dla dobra maleństwa zrobi wszystko by było szczęśliwe. W końcu to będzie kolejny członek klanu Morgensternów! Tymczasem nadszedł smutny czas pożegnań. Mario szybko podał rękę gospodarzowi i ruszył w kierunku auta. Gregor natomiast zbliżył się do blondyna i przez lekko zaciśnięte zęby powiedział.
- Przepraszam... Za uszczypliwości, może przyjaciółmi nie będziemy... Ale Michael, doceniam co udało się zrobić. Dziękuję.
- Przyjemność po mojej stronie. Dbaj o Ane... - blondyn wyciągnął rękę w kierunku szatyna i się uśmiechnął.
Gregor poczuł, że w środku się gotuje. Czy on nie dbał o kobietę swojego życia? Może ją skrzywdził, ale ile razy można obrywać za to samo? Na usta cisnęły się gromy. Ugryzł delikatnie swój język, po czym powiedział.
- Już zawsze będę. Dzięki jeszcze raz i do zobaczenia.
Ana się uśmiechnęła. Więc jednak jest nadzieja. Spojrzała porozumiewawczo na stojącą obok przyjaciółkę. Tak strasznie nie lubiła pożegnań... Nie wiedziały kiedy teraz spotkają Michaela na swojej drodze. Ale wiedziały jedno. Wsparcie, które odbierały od niego... To było lepsze niż wygranie w totka. Ana przepuściła Len przodem. Niech zacznie.
- Michael... Przepraszam, narobiłam nieco zamieszania...
- Ciiii... - powiedział blondyn otwierając szeroko swoje ramiona by chwycić od razu tłumiącą uczucia blondynkę. – Cokolwiek postanowisz, czegokolwiek byś potrzebowała... Pamiętaj, zawsze do usług.
- Cholera nie lubię pożegnań. – powiedziała Lena wypuszczając kolejną łzę.
Ana pokiwała głową. Czuła dosłownie to samo. Jeszcze nie wyjechali, a już brakowało im uśmiechniętej twarzy Michaela. Chłopak widząc jej rozterkę rozłożył ponownie ramiona.
- Chodź maleńka. Melduj o wszystkim na bieżąco, zawsze jesteście tu mile widziane... I nie dajcie się krzywdzić chłopom. W końcu w razie czego macie mnie. – chłopak się zaśmiał by rozluźnić smutną atmosferę pożegnania.
- Oh Michael... Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna za okazaną pomoc i serce... - wywód Ane przerwał klakson.
No tak Gregor... Dziewczyna się zaśmiała.
- Komu w drogę temu kopa... - powiedziała Lena, po czym wspólnie z przyjaciółką uraczyły blondyna buziakiem w policzek.
Bip! Kolejny dźwięk klaksonu. Blondynki ponownie zachichotały. Wiedziały, że na nie już czas.
- Do następnego zobaczenia. Oby w lepszych okolicznościach!
- Do zobaczenia Michie...
I tyle go widziały... Sylwetka blondyna zniknęła za drzwiami. Dziewczyny spojrzały się  porozumiewawczo na siebie. Tak, najgorsza była ich rozłąka, ale... Trzeba było zamknąć wszystkie sprawy by nowe otwierać z czystymi kartami. Jechały w przeciwnych kierunkach, więc tu pod domem Michaela musiały się rozstać.
- Cokolwiek postanowisz... Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć..
- Wiem Ana... teraz muszę po prostu wszystko poukładać... - łyżwiarce popłynęły kolejne łzy. – To cytując Michaela, melduj o wszystkim... - rzuciła szybko zmieniając temat.
- Oczywiście! Bądź ostrożna. Dzwoń, o każdej porze dnia  i nocy... Zawsze...
- Dziękuję za wszystko.
Po raz kolejny spojrzały na siebie. Bez słów zatonęły w swoich objęciach. Przyjaciółki na dobre i na złe. Gregor ponownie zatrąbił. Dziewczyny oderwały się od siebie.
- Jedź już jedź, bo widać, że ktoś chce mieć cię tylko dla siebie. – zaśmiała się Lena.
- A Mario mu już nie wystarczy? Pamiętaj, że mamy przyzwoitkę. – Ana zachichotała, po czym pomachała na odchodne dziewczynie ruszając w kierunku Audi.
- No to co, następny przystanek Innsbruck!
***
Lena od dobrej godziny była już w trasie do Villach. Po smutnym, ale jakże czułym pożegnaniu pod domem Michaela, modliła się by szybko i bezpiecznie dotrzeć do domu, gdzie miała zamiar poinformować rodzinę o zaistniałej sytuacji. Nie chciała by jej rodzice i siostra dowiedzieli się z gazet, że… W sumie czego mieli się dowiedzieć? Że Thomas wrócił do Kristie? A czy tak właściwie się stanie? To już nie była jej decyzja… Ona nie miała w tej materii już nic do powiedzenia. Nie chciała by jej rodzice i siostra dowiedzieli się z gazet, że… Thomas będzie miał dziecko z inną? Musiała im to wyjaśnić… Nie mogła pozwolić na to by ktokolwiek pomyślał, że została zdradzona… Bo nie została. Czy ona właśnie próbowała ratować jego reputację w oczach jej rodziny? Zaśmiała się w głos na tę myśl. Co by się nie działo, czego by jej nie zrobił… jedno było pewne – będzie go kochać do końca! Nagle przed jej oczyma pojawiła się twarz Maria, a w głowie usłyszała własne słowa:

Mario… naważyłeś piwa to teraz musisz je wypić. Dziewczyna jest w ciąży ok, ale to nie znaczy, że musisz się z nią od razu żenić…

Po pierwsze dziecko nie jest powodem do zawierania małżeństwa… Ale skoro on jej nie kocha… Nie widzę sensu by musiał się z nią żenić. Na pewno powinien się nią zaopiekować, zająć dzieckiem, mogą nawet zamieszkać razem, spróbować, ale… nikogo nie można zmusić do miłości.

Wydaje mi się, że dziecko było by bardziej nieszczęśliwe mając niekochających się rodziców niż gdyby ich po prostu miało, ale osobno.
 
Może stało się to wszystko w nieodpowiednim czasie… z nieodpowiednią dziewczyną, ale… ani ty ani ona nie jesteście teraz najważniejsi tylko to dziecko, które nie jest niczemu winne. Które powinno mieć normalną rodzinę.

Słowa „normalną rodzinę” kotłowały się w głowie Leny już do końca podróży. I choćby się przekonywała, że Thomas nie kocha Kristie, że nie będą razem szczęśliwi, to jednak zdrowy rozsądek wygrywał. Dziecko potrzebowało mamy i taty. Tego jednego była pewna w stu procentach. A ona nie była mamą, tym bardziej nie mogła zabrać fasolce taty. Z jasnym postanowieniem dotarła do domu. Zaparkowała auto w garażu i zabierając pakunki, udała się do środka, mając nadzieję, że wszyscy domownicy są obecni, ponieważ nie była pewna czy da radę o tym rozmawiać więcej niż jeden raz.
- Mamo! Tato! Wróciłam. – krzyknęła z korytarza wyswobadzając się z wierzchniego odzienia.
Głowa Marie wychyliła się zza kuchennej ściany.
- Lena, jak dobrze, że jesteś. Za chwilę będzie obiad. – rzekła mama dziewczyny.
- Tata w salonie?
- Tak. – odpowiedziała pani Steward wychodząc z kuchni ze ściereczką w ręce. – Lena, wszystko w porządku? – zapytała robiąc podejrzliwą minę.
- Afera dopingowa zażegnana, jeśli o to pytasz. – odrzekła podchodząc do ojca i całując go w głowę. – Mer u siebie?
Nim rodzicielka zdążyła odpowiedzieć, blondynka już nawoływała swą siostrę. Po chwili cała rodzina Stewardów znalazła się w salonie. Lena popatrzyła po wszystkich i ciężko przełknęła ślinę walcząc ze łzami. Meredit widząc co dzieje się z siostrą szybko do niej podeszła i chwyciła za rękę. Nikt już nie pytał co się stało, bo że coś się stało było widać jak na dłoni.
- Bardzo was przepraszam za moje wczorajsze zachowanie. – zaczęła Lena spuszczając wzrok. – I za tę niezapowiedzianą wycieczkę… po prostu, musiałam coś przemyśleć.
- 300 kilometrów stąd? – zapytała Mer z lekkim uśmiechem.
- Chodzi o Thomasa…
- Co za niespodzianka. – zakpiła starsza, na co Marie skarciła dziewczynę wzrokiem.
- On… - to niesamowite jak trudno było o tym opowiedzieć własnej rodzinie. – Będzie miał dziecko… - wykrztusiła. – Nie ze mną oczywiście… - dodała szybko widząc wzrok ojca.
Marie z wrażenia usiadła na oparciu fotela, na którym spoczywał jej mąż, a Mer bezwiednie ścisnęła rękę siostry ze złością.
- Lena! Co ty opowiadasz?! – krzyknęła. – Boże?! W co on cię znowu wpakował?! Jakie dziecko?! Z kim?! – warczała dalej.
- Prasa już wie? – zapytał poważnie Robert.
Lena pokręciła przecząco głową.
- Nawet Thomas nie wie… Wczoraj spotkałam się z Kristiną. To ona jest w ciąży. W czwartym miesiącu. – powiedziała i dłużej nie była już w stanie powstrzymywać płaczu.
Siostra od razu zgarnęła ją w swoje ramiona, to samo następnie zrobili jej mama i tato i kiedy Lena uspokoiła się na tyle, by móc wziąć głęboki oddech, poczęła opowiadać wszystko od początku.
***
Droga do stolicy Tyrolu mijała w stosunkowo szybkim tempie. Ana postanowiła przerwać panującą od pewnego czasu ciszę, widząc zamyślonego Maria.
- Mario... Czy ja w końcu dowiem się jakim cudem trafiłeś do Linzu?
Chłopak nerwowo wciągnął powietrze. To był trudny temat... Widać było, że targają nim ciężkie emocje. Czuł wyrzuty... Mimo, że na co dzień był twardy emocjonalnie niczym skała, to minione wydarzenia zweryfikowały jego życiowe podejście. Miał pragnienie być ojcem, ale zdecydowanie nie tak szybko... Nie w taki sposób... Ana ponownie odwróciła się w kierunku blondyna by wrócić wzrokiem do Gregora.
- Czy to jakaś święta tajemnica? Greg... Co się dzieje? Chcę pomóc, ale nie wiem jak.
Mario głośno się zaśmiał, na co dziewczyna zrobiła zdezorientowaną minę. Czy powiedziała coś nie tak? Przecież jej przyjaciele to również winni być przyjaciele Gregora. Taka sama zasada obowiązuje też w drugą stronę, ale jak pomóc kiedy nie wiadomo o co chodzi?
- Ana, nie ma w czym pomagać, bo mleko już się wylało... - usłyszała strapiony głos chłopaka.
- Mario... Na pewno nie jest tak źle by nie można by było czegoś naprawić bądź zmienić. Głowa do góry... -  na słowa dziewczyny tym razem śmiechem zareagował Gregor.
Szatyn siedzący za kierownicą postanowił wreszcie zaspokoić ciekawość partnerki.
- Ana... Będziesz ciocią...
- No przecież chcąc nie chcąc wiem Gregor, że mój kochany brat zmajstrował dziecko kobiecie... - Mario wypuścił powietrze przerywając wywód dziewczyny.
Spojrzał w kierunku przyjaciela i rzucił tylko.
- Czy ona tak zawsze? – Gregor mimowolnie się zaśmiał, po czym spojrzał w kierunku Maria.
- Mam jej powiedzieć czy sam się na to zdobędziesz?
Blondyn wzdrygnął ramionami. Było już mu to totalnie obojętne. Za chwilę i tak wszyscy będą widzieć. Sytuacji nie naprawi w żaden inny możliwy sposób. Jedyne co mógł zrobić to... Stać się mężczyzną odpowiedzialnym... Dobre sobie, przecież nie jest tak łatwo z nastolatka lubiącego się zabawić stać się nagle dojrzałym mężczyzną... A co dopiero ojcem?!
- Ana... Będziesz podwójną ciocią. Mario też będzie ojcem...
- Gregor weź... Przestań żartować... - popatrzyła mimowolnie na milczącego Maria, delikatnie uśmiechającego się Gregora, po czym dodała. – Boże... Wy nie żartujecie...
Jak nigdy nie wiedziała co powiedzieć. Jedna ciąża wśród bliskich osób to już nie małe zamieszanie... Ale Mario to przecież młody facet... Dopiero zrozumiała jak to życie potrafi być śmiesznie przewrotne. Coś nieplanowanego, a życie wywraca do góry nogami. Na jej twarzy nagle pojawił się uśmiech, chcąc rozładować ciężka atmosferę powiedziała.
- Mario... Są jakieś plusy, na przykład już masz rodziców chrzestnych. – wyszczerzyła szybko rząd swoich białych zębów, po czym dodała. – A Gregor to najlepsza niania na świecie. Ma chłop wprawę. – powiedziała klepiąc partnera po ramieniu.
W tym momencie nawet Mario wysilił się na uśmiech. Cieszył się, że chociaż przyjaciel znalazł kobietę, która była pełna radości i optymizmu. Widząc tablicę Innsbruck, uśmiechnął się bardziej do siedzącej na przedzie dwójki.
- Innsbruck... Jesteście gotowi na ostateczną batalię?
Parka mimowolnie spojrzała na siebie. Cieszyli się na myśl, że cyrk zwany dopingiem wreszcie się zawinie. Już nikt nie będzie miał wątpliwości, że są czyści pod każdym względem.

~~~

Witajcie w ten piękny, słoneczny Dzień!

Dzień Kobiet! Czy mógł się rozpocząć lepiej niż od nowego rozdziału? *_* To wszystko dla Was drogie Panie <3 A jeśli są tu również jacyś Panowie, Dzień Mężczyzn przecież już za dwa dni ;)

Co do rozdziału... pierwszy, pisany w całości w tym roku xD Czy widać różnice, w końcu my coraz starsze, a bohaterowie cały czas na tym samym etapie w 2009 roku haha Ale czy to ważne? Chodzi oto by historia szła do przodu i możemy Was zapewnić, że tak właśnie jest :)

Bez przynudzania... do następnego! <3

Ania&Madziusa

1 komentarz:

  1. Hej kochane :-)

    Rozdział jak i całe opowiadanie fantastyczny, boski, choć zdecydowanie mógłby być dłuższy i nie powiem jestem trochę wściekła na was, że tak zakończyliście rozdział i pozostałyście mnie z taką niepewnością co dalej będzie…
    Anna i Greorge – Naprawdę cieszę się, że ta afera dopingowa powoli zmierza ku końcowi i pozostało jedynie ostatecznie postawić kropkę nad i… Mam nadzieję, że nic nie przewidywalnego się nie przydarzy w między czasie i będą wreszcie mogli skupić się na innych milszych rzeczach…
    Lenka – Bardzo mi jej szkoda… Znalazła się w strasznie trudnej sytuacji… Te jej rozdarcie pokazuje jaką jest osobą, bo pomimo swojej miłości do Thomasa myśli o dziecku ukochanego, które ma urodzić jego była dziewczyna (jak to ładnie powiedziała Ann - Altruistka do potęgi)… Liczę, że podczas rozmowy z Morgim Madlen nie zrobi czegoś czego będzie później żałowała i razem z nim oraz panną K znajdą jakieś dobre rozwiązanie tej patowej sytuacji…

    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział
    BU$KA <3 :*

    OdpowiedzUsuń