poniedziałek, 26 lutego 2024

94. Świat się wywraca na drugą stronę!

Lena i Mario przejechali przez Spittal szybciej niż się spodziewali. Chociaż była godzina szczytu, to droga dziś naprawdę świeciła pustkami. Może to jakiś znak? Lena próbowała sobie już wmawiać różne rzeczy. Obiecała w końcu Thomasowi, że nigdy więcej od niego nie ucieknie. Ale to przecież nie była ucieczka. Ktoś musiał odwieźć Maria, a że automapa poprowadziła ją przez Linz… Lena pokręciła głową. Kogo ona próbowała oszukać… Wzięła jednak głęboki oddech, bo teraz nastąpił czas, w którym należało poinformować o jej planie Thomasa. I nie spodziewała się niczego innego niż awantury. Wyszukała jego numer na ekranie wbudowanym na kokpicie i z ciężko bijącym sercem czekała na jego głos.
- Cześć kochanie… - usłyszeli po chwili oboje z Mariem głos Morgiego wydobywający się z głośników w samochodzie.
- Cześć skarbie, jesteś na głośniku, ponieważ prowadzę auto i słyszy cię również Mario. – od razu zainterweniowała nie chcąc nieprzyjemnych niespodzianek ze strony starszego skoczka.
- Cześć Mario. – rzekł Thomas delikatnie zimniejszym tonem. – Jedziesz autem? A gdzie się wybierasz? Mówiłaś, że dziś się uczysz.
- Zaraz wszystko ci opowiem, najpierw jednak ty opowiedz mi o spotkaniu z Kuttinem. – Lena zaczęła wdrażać w życie swoją strategię.
- Wszystko ustaliliśmy. Będzie mnie trenował do Letnich Grand Prix.
- To wspaniale! – tutaj szczerze się uśmiechnęła, chociaż w głębi serca czuła przenikający ból.
- Dobra Lena. Gadaj, gdzie jedziecie.
- Thomas, tylko się nie denerwuj. Postanowiłam, że odwiozę Maria do domu… - raz kozie śmierć.
Po drugiej stronie telefonu nastąpiła długa cisza.
- Gdzie jesteś Madlen? – rzekł jednak po chwili Thomas, na szczęście normalnym tonem.
- A czy to ma znaczenie? Już daleko. – ciężko przeklęła ślinę. – Mam w planach zajechać jeszcze do Linzu.
- Żartujesz prawda?
Mario niespokojnie spojrzał na blondynkę. Ona poprawiła się na fotelu i wzięła głęboki oddech.
- Nie Thomas. Wrócę jutro wieczorem. Wszystko jest w porządku. Po prostu… Muszę i chcę tam być.
- W tej chwili się zatrzymaj. Mario! Każ jej się zatrzymać! Lena! Zwariowałaś?! To jest ponad trzysta kilometrów do jasnej cholery! Zaraz do was dojadę i pojedziemy razem. Gdzie jesteście? – warczał Morgi.
Lena podniosła rękę na znak Mariowi by nic nie mówił.
- Thomas, jest już za późno. Chodź raz mi zaufaj. Jutro wrócę. Jutro się zobaczymy. Obiecuję. Skup się na sobie. Proszę…
- Przestań pieprzyć i mów w tej chwili, co się stało! Mario zabierz jej te pieprzone kluczyki! – słychać było, że Thomas nerwowo chodzi po mieszkaniu i czegoś szuka.
- Thomas… nic się nie stało. – kłamanie naprawdę przychodziło jej z trudem. – Wrócę jutro… Proszę nie rób scen.
- Nie rób scen?! – wrzasnął. – W tej chwili się zatrzymaj! Zgaś silnik Madlen! W tej sekundzie!
- Jeśli tak będziesz ze mną rozmawiał to się rozłączę…
- Lena… - rzucił ostrzegawczym tonem.
- Czy chociaż raz możesz mi zaufać?! – Lena powoli zaczynała tracić nad sobą kontrolę.
Łzy napłynęły jej do oczu i miała jedynie ochotę wykrzyczeć mu, co zrobił… co zrobił jej… co zrobił im… co zrobił sobie. Opamiętała się jednak, gdyż nie chciała by za nią pojechał. Musiała na nowo stać się słodka i kochana.
- Skarbie… jadę tam na noc i zaraz wracam. Obadam sytuację, może się na coś przydam. Po drugie wiesz, że Ana nie wyrabia już z Gregorem i Michiem…
- Lena… to zamień się chociaż z Mariem. Niech on prowadzi.
- Dobrze kochanie, tak zrobimy. Proszę, nie martw się. – tutaj głos jej się załamał, a Mario wstrząśnięty dalej obserwował ich wspólną rozmowę.
- Uważaj na siebie i proszę… Lena, masz dać mi znać jak dojedziecie.
- Dobrze Thomas, obiecuję.
- I Lena… Kocham cię. – w tym miejscu Madlen zdjęła nogę z gazu.
- Ja ciebie też kocham Thomas. Muszę kończyć. Buziaki… - tutaj pierwsza łza spłynęła po jej policzku.
Kiedy usłyszeli w głośnikach trzy przeciągłe sygnały, blondynka stała już na awaryjnych na poboczu zalewając się łzami i chowając twarz w dłoniach. Mario patrzył na nią przerażony nie będąc do końca pewnym, co tutaj przed chwilą się rozegrało. Nie wiedział za bardzo co ma robić. Tak, był przyjacielem Madlen, tak, znał ją bardzo dobrze, ale… chyba nigdy nie widział jej w takim stanie. Dziewczyna wręcz zanosiła się płaczem. Niepewnie położył dłoń na jej ramieniu. Lena jakby uzmysłowiła sobie, że przecież nie jest sama. Spojrzała zapłakanymi oczyma na chłopaka, po czym po prostu wtuliła się w jego ramiona ponownie roniąc łzy. Mario dał blondynce dłuższą chwilę na uspokojenie się. Nie zadawał pytań. Czekał. Gładził ją delikatnie po plecach tuląc do swej piersi. Nie żeby mu to w jakikolwiek sposób przeszkadzało. Im bliżej niego była dziewczyna, tym mocniej radowało się jego serce. Szkoda, że tak spieprzył swoje życie, bo może… trzepnął się w myślach w głowę za głupie myślenie. Niestety to uczucie nie mogło go opuścić… Szkoda, że tak spieprzył swoje życie, bo może teraz, kiedy prawdopodobnie Lena odejdzie od Thomasa, bo niby jak inaczej można interpretować jej zachowanie, może jemu udało by się… zaistnieć w jej życiu jako ktoś inny? Pokręcił przecząco głową chcąc odgonić beznadzieje myśli, przez co Lena podniosła głowę. Już uspokojona zaczęła obcierać swoją twarz.
- Przepraszam Mario… nie powinieneś być osobą, na którą wylałam cały swój ból. Wystarczy już problemów w twoim życiu.
- Przestań tak mówić. Jestem tu bo… - chciał powiedzieć, że ją kocha, ale ugryzł się w język. – Bo jestem twoim przyjacielem i bardzo dobrze, że nie jesteś sama. Chcesz o tym porozmawiać?
- Tu nie ma o czym rozmawiać. Moje życie… moje cholerne życie legło w gruzach. – rzekła ciężko i odpięła pas, po czym poczęła opuszczać samochód.
Mario patrzył jak poprawia swoją kurtkę, staje opierając się o maskę samochodu i wpatruje w zachodzące słońce. No piękna sceneria… Mógłby teraz tak wiele zdziałać. Szkoda, że niestety nie może tego zrobić… Odpiął jednak pas i ruszył za dziewczyną. Stanął obok, stykając się z nią biodrami, by poprzez kontakt fizyczny wiedziała, że nie naciska i czeka. Stali tak chwilę, po czym Lena wzięła w końcu głęboki oddech.
- Jeśli to powiem… jeśli to z siebie wyduszę wiesz, że to okaże się prawdą?
Mario w odpowiedzi objął ją tylko ramieniem. Lena uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, jakie to dla niego trudne. Przecież doskonale znała jego uczucia wobec niej.
- Mario… tak strasznie bym chciała by moje uczucia zostały ulokowane w kimś innym. – zaczęła opierając głowę o jego ramię. – Tak bardzo bym chciała byś był szczęśliwy. Zasługujesz na to. Zasługujesz na wszystko co najlepsze, a ja… nawet nie potrafię być twoją przyjaciółką. – w tym miejscu Mario chcąc zaprotestować poruszył się nieznacznie, jednak dziewczyna była szybsza i stanęła przed nim zabraniając mu się odezwać. – Mario, będziesz miał dziecko. – podjęła łapiąc go za obie dłonie i spoglądając głęboko w oczy. – To nie jest koniec twojego życia… To dopiero początek. To dziecko, ono zawsze będzie cię kochało, miłością bezwarunkową. Może stało się to wszystko w nieodpowiednim czasie… z nieodpowiednią dziewczyną, ale… ani ty ani ona nie jesteście teraz najważniejsi tylko to dziecko, który nie jest niczemu winne. Które powinno mieć normalną rodzinę. – Lena sama nie wiedziała czy mówi to bardziej do Maria czy bardziej do siebie samej, próbując się już przekonać, że najlepszym rozwiązaniem będzie odejście od Thomasa. – Obiecuję ci, że pomogę jak tylko będę umiała. Zawsze możesz na mnie liczyć, rozumiesz? O każdej porze dnia i nocy. Mario ja… naprawdę cię kocham. – tutaj chłopak przestał na chwilę oddychać. – Ale nie taką miłością jaką byś chciał. Do ciebie należy decyzja czy dasz radę z tym żyć. Jeśli chcesz to… zniknę.
- Nie. – rzekł stanowczo Innauer. – To jest ostatnia rzecz, której bym chciał.
Długo wpatrywali się sobie w oczy. Mario myślał tylko o tym jak bardzo chciałby ją teraz pocałować, a Lena… jak bardzo życie jest niesprawiedliwe.
- Thomas też będzie miał dziecko. – rzuciła. – Kristina jest w ciąży.
I nastała bardzo długa chwila ciszy… Jednak wpatrując się sobie w oczy nie mogli już wytrzymać i zaczęli się głośno śmiać. Przecież to było niedorzeczne! Jednak Madlen jak szybko zaczęła się śmiać tak szybko na nowo zaczęła płakać. Odwróciła się od chłopaka i spojrzała na chylące się ku zachodowi słońce.
- Ty nie żartujesz…? – usłyszała.
- Nie żartowałabym z tak poważnych spraw.
- To znaczy, że cię zdradził?
- Nie Mario… Thomas ostatni raz spał z Kristie w styczniu, kiedy jeszcze… nic konkretnego między nami nie było. Nie mogę mieć o to do niego żalu.
- I co zamierzasz?
Tutaj Lena obejmując się ramionami odwróciła się do blondyna.
- Tego właśnie jeszcze nie wiem. Dlatego jedziemy do Linzu. Potrzebuję Ane.
- W takim razie… zapraszam do auta, ponieważ jeszcze sporo drogi przed nami. – uśmiechnął się skoczek otwierając przed Madlen drzwi od strony pasażera.
Lena w odpowiedzi również się uśmiechnęła i ochoczo wskoczyła na fotel. Zapinając ponownie dnia dzisiejszego pasy zwróciła uwagę Mariowi na bardzo ważny aspekt.
- Zjedź do najbliższej stacji paliw. – rzekła wpatrując się w okno. – Potrzebuję alkoholu… dużo alkoholu. – po czym ruszyli z piskiem opon.
***
Po telefonie Leny w salonie domu Państwa Hayboeck nastała długa cisza. Ana skonsternowana wpatrywała się w pojawiające się trzy zmarszczki na czole Michaela. To nie zwiastowało nic dobrego. Nagle telefon dziewczyny wydał dźwięk zwieńczający przyjście wiadomości tekstowej. Był to sms od Thomasa o treści:

Siostra, Lena jest w drodze do Was. Znowu uciekła mimo, że obiecała, że więcej tego nie zrobi. Proszę daj znać kiedy bezpiecznie dojedzie i wybadaj co się stało. Mam nadzieję, że pomimo łączącej Was wyjątkowej przyjaźnianej, wręcz siostrzanej więzi nasza więź krwi będzie silniejsza i poinformujesz mnie co się wydarzyło. Zaopiekuj się nią i na Boga! Nie pozwól by Michael albo Mario ją tknęli, bo nie ręczę za siebie. Do usłyszenia.

Ana długo wpatrywała się w wyświetlony tekst. Co to wszystko miało znaczyć?
- Ana? – z rozmyślań wyrwał ją Gregor, który niespokojnie spoglądał to na Michaela to na swą ukochaną.
- Michael, Madlen tutaj jedzie? – starsza skierowała do młodszego kolegi.
- Jest już w drodze. Razem z Mariem Innuerem. – odrzekł Michie.
- Co?! – wypalił Gregor.
- Coś się stało… i to poważnego. – stwierdziła Ana nie kryjąc zaniepokojenia w głosie.
- Nie dajmy się zwariować. Poczekajmy aż oboje tutaj dotrą. Nie snujmy domysłów, bo to bez sensu.
- Przepraszam czy ktoś w końcu powiem mi co się dzieje?! – podniósł głos lekko już poirytowany Gregor.
- Ana, wytłumacz Schlierenzauerowi o co chodzi, a ja porozmawiam z rodzicami i przygotuję kolejne pokoje dla moich nowych gości. – odrzekł Michelin i ruszył w kierunku drzwi.
***
Podróż do Linzu nie trwała długo. Mario był bardzo dobrym kierowcą dzięki czemu szybko i bezpiecznie dotransportował siebie jak i Madlen pod dom Michaela. Ich przybycie trójka przyjaciół (chociaż między Gregorem i Michaelem stosunki nadal nie były do końca przyjazne) usłyszała już z daleka, bowiem Lena chcąc zagłuszyć swój wewnętrzny ból głośno puszczała muzykę w aucie, śpiewając w głos i zapijając wszystko Burbonem.
- Dzisiaj zamierzam się dobrze bawić! Czuję, że żyję, a świat się wywraca na drugą stronę! I unoszę się nad ziemią w ekstazie ! Więc nie zatrzymuj mnie teraz, bo dobrze się bawię, dobrze się bawię! – Lena tymi słowami powitała Michaela lekko wypadając z samochodu, będąc już delikatnie upojona alkoholem.
Michie stał na podjeździe z założonymi rękoma i z lekkim uśmieszkiem spoglądał na pijaną przyjaciółkę. Utwierdził się w przekonaniu, że nic dobrego w życiu Madlen się nie wydarzyło… Mimo, że jej swawolne zachowanie mogło być źle odebrane przez sąsiadów jak i jego rodziców, nie przejmował się tym, bowiem wiedział, że dziewczyna akurat tego potrzebuje. I w tym momencie opinia sąsiadów nie była dla niego najważniejsza.
- Freddie Mercury wrócił zza światów! – zawołał z uśmiechem rozpoznając jaką piosenkę nuci blondynka. – Nie wiedziałem tylko, że był aż tak śliczny i słodki. – dodał kiedy łyżwiarce udało się doczłapać do chłopaka z butelką w ręku.
- Jestem statkiem rakietowym w mojej drodze na Marsa na kursie kolizyjnym! Jestem satelitą, nie kontroluję się! Jestem sex maszyną, gotową do przeładowania, jak bomba atomowa tuż przed o, o, o, o, o wybuchem. – kontynuowała Lena swój wykon rzucając się przyjacielowi w ramiona.
- Dobrze cię widzieć Madlen. – rzekł Michael z uśmiechem mocno tuląc drobne ciało blondynki do swej piersi.
- Freddie Mercury… a wiesz kto kiedyś był jego klonem? – zapytała Lena odrywając się od chłopaka.
Michie odgarnął włosy z twarzy dziewczyny i ujrzał jej zapłakane oczy. Czerwone od łez i opuchnięte od cierpienia.
- Nie ma go tutaj i nie będzie. Jestem ja i od tej pory ja się tobą będę opiekował. – odrzekł mocno blondyn trzymając w dłoniach twarz Leny.
Łyżwiarka błyszczącymi oczyma spoglądała na chłopaka, po czym zatonęła nosem w jego kurtce i głośno zapłakała. Michael nie mogąc nic więcej zrobić mocno zgarnął ją do siebie i spojrzał porozumiewawczo na Maria, który stał nieopodal opierając się o maskę samochodu. Chłopcy oczywiście znali się ze grupowań i treningów. Nie byli zbyt blisko, jednak Michael postanowił, że przyjaciele jego przyjaciół są i jego przyjaciółmi, dlatego nie widział problemu w przenocowaniu młodego skoczka.
- Przepraszam Michie, że ci się tak zwalam na głowę. – rzekła po chwili dziewczyna. – Jeszcze w takim stanie… - dodała pociągając nosem. – Wiem, że macie większe problemy niż moje życiowe porażki, ale… - tutaj Michael kazał przestać jej mówić.
- Madlen, przestań w tej chwili. Jesteśmy przyjaciółmi czy nie? – powiedział powtórnie chwytając twarz Leny w dłonie, na co dziewczyna przytaknęła. – Możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji? – tutaj również kiwnęła głową. – Więc weź póki co głęboki oddech i… - tutaj kciukami delikatnie wytarł z buzi blondynki jej łzy. – Uśmiechnij się, ponieważ chcę cię przedstawić rodzicom.
- Och Michael… czy to na pewno dobry pomysł? Zobacz jak ja wyglądam… Jak siedem nieszczęść.
- Jesteś piękna jak zawsze Madlen. Może troszkę pijaniutka, ale… nadal urocza.
- Nie chcę byś miał przeze mnie kłopoty. – rzekła spuszczając wzrok.
- Kłopoty to będę miał jeśli za chwilę wyjdzie tu moja mama i mnie opierdzieli, że trzymam mą przyjaciółkę tak długo przed domem zamiast ją zaprosić do środka. Spójrz… - rzekł kierując wzrok w stronę domu, gdzie w jednym z okien stała rodzicielka chłopaka i machała do nich ręką.
Lena tylko westchnęła, po czym odwróciła się w stronę Maria. Stał nadal w tym samym miejscu.
- Tak znamy się z Mariem. – zanim dziewczyna zdążyła wyrzec słowo, uprzedził ją Michie.
Uśmiechnęła się tylko, ponieważ dokładnie o to chciała spytać młodszego kolegę. Nagle uzmysłowiła sobie, że stoi między dwoma facetami… Mężczyznami, którzy ją kochają. A ona… a ona ciągle pragnęła tych pieprzonych niebieskich tęczówek! Zacisnęła mocno pięści i zwarła usta w wąską kreskę.
- Chodźmy więc. Nie karzmy twej mamie czekać. – odrzekła przyklejając sztuczny uśmiech do twarzy i oddała chłopakowi butelkę burbonu.
Michael uśmiechnął się radośnie. Objął ją ramieniem, po czym skierowali się najpierw w stronę Maria by się przywitać oraz zabrać potrzebne bagaże, a zostawić póki co alkohol, po który mieli wrócić w późniejszym czasie. Następnie ruszyli w stronę wejścia do posiadłości państwa Hayboecków.
- Mamo, tato poznajcie proszę moją przyjaciółkę Madlen Steward. – po wejściu do domu i zabraniu od Leny wierzchniego odzienia, Michael od razu przeszedł do konkretów, ponieważ chciał jak najszybciej zabrać przybyłych gości do swojego pokoju, gdzie czekali Ana z Gregorem by móc w końcu się dowiedzieć co tym razem nawyczyniał szanowny pan Morgenstern. – Maria nie muszę wam przedstawiać. – dodał.
- Jest mi niezmiernie miło państwa poznać. Bardzo przepraszam, że tak przyjeżdżamy bez zapowiedzi, w szczególności, że goszczą już państwo inną parę. – zaczęła Lena wspinając się na wyżyny swej elokwencji.
- Nie musicie za nic nas przepraszać. To dla nas zaszczyt gościć tak utytułowanych sportowców. – odrzekła mama chłopaka. – Uwielbiam łyżwiarstwo! – krzyknęła uradowana i czym totalnie zaskoczyła blondynkę pochwyciła ją w swoje ramiona. – Kibicowałam ci Madlen. Bardzo się cieszę, że tak skromna i utalentowana dziewczyna jak ty reprezentuje nasz kraj w tak prestiżowych konkursach na całym świecie. To dla nas zaszczyt poznać mistrzynię. Och koniecznie musisz mnie nauczyć paru tych trików! – gadała jak najęta mama Hayboecka.
Madlen lekko się zaczerwieniła, nie była przyzwyczajona by ktoś tak entuzjastycznie reagował na jej osobę.
- Mamo… daj Lenie spokój. Ona jak i Mario są zmęczeni po podróży i pewnie chcą odpocząć, dlatego zabiorę ich do siebie.
- Naturalnie. – odrzekł służbowo Josef – ojciec blondyna. – Zajmij się swoimi gośćmi Michael, my z matką wychodzimy, więc zostajecie sami. Alex za chwilę wróci z treningu, zaopiekuj się nim proszę.
- A Stefan?
- Och synu… kto wie gdzie błąka się twój brat. – zaśmiała się matka wkładając płaszcz, który podał jej mąż. – W kuchni macie zrobioną kolację. Wrócimy raczej późno, więc będziecie mogli w spokoju dalej naradzać się w waszej ekhm… walce z mediami. Miło było was poznać kochani.
- Michael… - burknął Josef zerkając na syna z dezaprobatą.
- Tak, tak tato, wszystkiego dopilnuję. Idźcie już i dobrze się bawcie. – Michie objął obojga rodziców ramionami i wyprowadził za drzwi, po czym je zatrzasnął. – No to imprezę czas zacząć! – dodał ze śmiechem odwracając się do swych nowo przybyłych gości.
Poprowadził ich do salonu, gdzie kazał się rozgościć i pobiegł po Schlierenzauerów, którzy niedługo potem pojawili się na dole.
- Madlen… - imię młodszej wypowiedziane przez Ane zawisło w powietrzu.
Lena stała tyłem do wszystkich z założonymi rękoma, mocno wpatrując się w obraz za oknem. Michie stał ze ścierką w rękach opierając się o futrynę drzwi prowadzącą do kuchni i obserwował wszystkich wokół. Mario niespokojnie kręcił się na kanapie będąc chyba w najmniej komfortowych warunkach zważywszy na fakt, że po pierwsze jego życie przewracało się do góry nogami, a drugie, że był w tym domu po raz pierwszy. Ana z konsternacją wpatrywała się w przyjaciółkę, a Gregor błądził wzrokiem to z jednego to z drugiego nie mając pojęcia co tu się właśnie odgrywa. Madlen wzięła głęboki oddech i odwróciła się do wszystkich. Jej widok nikogo nie zszokował. Oczy pełne łez… ból wymalowany na twarzy. Spojrzała po przyjaciołach i utkwiła wzrok w klikającą coś w telefonie Ane. Zakuło ją serce.
- Napisał do ciebie… - powiedziała jakby z wyrzutem.
- Lena… to mój brat. Martwi się o ciebie. Musiałam do niego napisać, że wszystko z tobą… z wami w porządku. – rzekła na swą obronę Ana, chociaż wcale nie czuła się niczemu winna. – Uciekłaś… znowu… Dlaczego? Nie wiesz, że trzeba rozmawiać? W jakiś sposób próbować się dogadać?
Lena opuściła dłonie i mocno zacisnęła pięści, aż poczuła ból wbijających się paznokci w skórę. Jej dolna warga zaczęła drżeć. Mario jak na zawołanie wstał by powstrzymać wybuch szlochu dziewczyny. Podobnie uczynił Michael. Obaj jednak się zatrzymali widząc jak Lena zatrzymuje ich ręką.
- Poczekajcie z osądami. – odezwał się Mario. – Niech Lena najpierw powie co się stało.
- No dobrze… Co takiego ponownie wyczynił mój kochany brat? – zapytała Ana.
Lena przymknęła oczy. Zaczęła się lekko uśmiechać. Wariactwo…
- Ana… będziesz ciocią. – rzuciła.
I zapadła głęboka cisza…
- Lena… co ty mówisz. Niemożliwe byś tak szybko dowiedziała się o ciąży. Przecież wy dopiero co…
- To nie ja jestem w stanie błogosławionym. – Madlen przełknęła głośno gulę w gardle. – Kristina jest w ciąży z Thomasem. – wyrzuciła z siebie na wdechu.
I znowu ta okropna cisza… Pierwszy zaczął śmiać się Gregor.
- Lena co ty pieprzysz?! – Ane opadły bezwiednie ręce.
- No moja droga… Pieprzenie mam już za sobą. A Kristina wypieprzyła twojego jak sama stwierdziłaś kochanego brata do końca.
Michael parsknął na to śmiechem. To wszystko było śmieszne. Rzeczy, o których mówiła Lena wydawały się niedorzeczne. Przecież Thomas kochał Madlen. Nie mógłby jej zdradzić… A może? Ale zaraz, zaraz…
- Jak to pieprzenie masz już za sobą? – wypalił głupkowato. – Spałaś z Thomasem? – zapytał.
Wszyscy popatrzyli to na jedno to na drugie i jak jeden mąż ryknęli śmiechem. Niestety ten wesoły wybuch emocji na twarzy Leny skończył się jeszcze szybciej niż zaczął. Jej wargi ponownie dnia dzisiejszego zaczęły drżeć, a oczy wypełniły się łzami. Nim jedna z nich się wydostała, Lena stała już w mocnym uścisku Ane, która głaszcząc ją po plecach w kółko powtarzała.
- Tak mi przykro Madlen… Tak mi przykro.
~~~
Kolejna część za nami...

Jak jednym coś się normuje to drugim niestety chrzani. Ale w życiu tak to nie raz bywa - nie zawsze nasze życie jest usłane różami. Tylko dlaczego biedna Madlen jest tak przeorana? Myślę, że dziewczyna nosi taki bagaż emocjonalny jaki mało kto byłby w stanie udźwignąć... Mamy jednak nadzieję, że rozdział zrobił robotę :) dodajemy go nieco szybciej by zaspokajać ciekawość, ale i sprawić nieco przyjemności. A że mamy nieco zapasów... To myślę, że jeszcze trochę nas poznosicie (ale to chyba dobrze).
Oczywiście czekamy na spostrzeżenia, bo uwielbiamy je czytać :D
Dobra, dosyć gadania, czas brać się do pracy... No do pisania znaczy się :D
Pozdrawiamy w wiosenny piękny dzień!

Ania&Madziusa

1 komentarz:

  1. Dziewczyny :D

    Rozdział jak zawsze jest fantastyczny…
    Kurczę bardzo współczuję Madlen… Tyle musiała przejść by być z Thomasem i teraz gdy była z nim wreszcie szczęśliwa los zgotował taką niespodziankę…
    Lenka ma wcale nie mały dylemat, ale mam nadzieję, gdy przy Ann i Gregu zacznie sobie układać to wszystko to sobie przypomni swoje słowa, które właśnie skierowała do Thomasa, że dziecko nie jest powodem do zawierania małżeństwa, że nie można nikogo zmusić do miłości, a przede wszystkim, że dziecko byłoby nieszczęśliwe mając niekochających się rodziców…
    Czekam z wielką niecierpliwością na nowy rozdział :-)

    BU$KA <3 :D

    OdpowiedzUsuń