Strony

piątek, 7 czerwca 2024

103. Gdzie drwa rąbią… Tam wióry lecą!

Od urodzin Andreasa upłynęły kolejne dwa tygodnie. Dla dziewczyn był to pracowity okres, ale i bardzo wyczekiwany, bowiem egzaminy maturalne dobiegały końca. Nastał czas zamykania pewnych etapów w życiu. Oficjalnie kończyły edukację, więc nareszcie można było to celebrować. Co zamierzały w pełni wykorzystać. Słoneczny piątek wprawił blondynki w dobry nastrój. Śmiejąc się od ucha do ucha udały się na spotkanie z pierwszym gościem ogniska, które organizowały by uczcić zakończenie nauki – Michael. Tak, w końcu nie przybywał koić bólu przyjaciółek... Mogli wreszcie cieszyć się sobą i swoim szczęściem. Z daleka na peronie dostrzegły znaną sylwetkę skoczka. Wysoki blondyn, okulary przeciwsłoneczne i jeansowe wdzianko zakrywające białą koszulkę. Widząc je od razu rozłożył ramiona w gotowości do przytulenia. Dziewczyny dość szybko znalazły w nich swoje miejsce.
- Witaj w Villach! Dobrze cię widzieć Michie. – zaczęła Ana
- Ale stylówka pierwsza klasa. – uśmiechnęła się druga z dziewczyn.
- Moje ukochane przyjaciółki! Serdeczne gratulacje z powodu skończenia edukacji.
- Lipa, że ty jeszcze musisz się nieco pomęczyć. – wzdrygnęły ramionami. – Ach za rok matura! – zaśmiały się jednak śpiewająco.
- To gdzie mnie porywacie? – uśmiechnął się blondyn odkładając temat edukacji na bok.
- Porwanie brzmi kusząco, Lena co myślisz?
- Gdybyśmy nie były szczęśliwie zakochane, brzmiało by jeszcze lepiej. Dopiero byśmy go zdeprawowały! – cała trójka głośno się zaśmiała, po czym postanowili dać Lenie zdecydować w sprawie dalszych planów na dzień dzisiejszy. – Myślę, że weźmiemy pizzę na wynos i udamy się do mnie do domu. Pewnie jesteś zmęczony trasą. – spojrzała wyżej na chłopaka czekając na jakąś reakcję.
- Nie zaprzeczę, można było bliżej to ognisko zrobić. – zaśmiał się Michael.
- Grunt, że dobry humor cię nie opuszcza. – uśmiechnęła się Ana na co Michie głośniej się zaśmiał.
- Mając was, nie może być inaczej. – skwitował obejmując mocniej dziewczyny.
Blondynki ponownie zachichotały ruszając w kierunku samochodu, który miała tym razem prowadzić Lena. Po dość szybkim zamówieniu posiłku zabrali się w trasę powrotną do domu Madlen, który miał w ten weekend być do dyspozycji jej i planowanych gości.
- Lena, a co zrobiłaś z rodzicami? – wypalił blondyn, kiedy parkowali już pod domem blondynki.
- Oczywiście wysłałam ich do dziadków na cały weekend! – odrzekła ze śmiechem dziewczyna.
- A Mer? – dopytywała Ana.
- A kto wie co robi moja siostra. – znowu zaśmiała się Madlen. – A tak serio to jest na uczelni, pewnie dołączy do nas wieczorem. – dodała poważniejąc, po czym wpuściła swych przyjaciół do domu.
Po niedługim czasie, trójka przyjaciół usadowiła się na kanapie przed telewizorem z kawałkiem pizzy w ręku.
- No to moje piękne opowiadajcie co tam słychać w skocznym świecie? – zaczął pierwszy Michael.
- Dużo dobrego, skacze się dalej niż kiedykolwiek – zaśmiała się Ana wrzucając aluzję zrozumiałą głównie dla Leny.
- Pamiętaj Michie, trening czyni mistrza. – rzekła Madlen, po czym dziewczyny zaczęły opowiadać o najbliższych planach zarówno w sporcie jak i życiu osobistym.
- Wiesz, największą zmianą jest to, że po raz pierwszy nie składasz naszych złamanych serc. – zaśmiały się obie na samą myśl, ile razy Michelin właśnie w taki sposób pomagał im w codziennych problemach.
- Kurczę, a mogłem aż tak dobrze nie pomagać! – zaśmiał się na myśl życia u boku którejś z blondynek.
- A myślałam, że dobrze nam życzysz! – rzuciła go kawałkiem papryki Ana.
Chłopak jednak miał dobry refleks łapiąc go w usta co wszyscy skwitowali ponownie śmiechem.
- Ależ oczywiście, że dobrze życzę. Mam tylko nadzieję, że zarówno Thomas jak i Gregor pojednali się z mózgiem i zaczną z niego korzystać. – cała trójca ponownie się zaśmiali, opowiadając jak wyglądały minione dni.
- Michie, zaszło sporo zmian na przykład... W czasie zgrupowań w Innsbrucku będziesz miał u mnie wolny pokój... Przenoszę się tam na studia, Gregor wynajął mieszkanie...
- I mnie nie zabije?! Lena, jak mogłaś jej pozwolić uciec tak daleko... Przecież wy jesteście jak papużki nierozłączki...
- Co zrobisz jak nic nie zrobisz, jedyne co mnie pociesza to to, że miłość nie zna granic, a zawsze jakby chciała gdzieś uciec to ma nasze Morgenowe królestwo... O ile zdecyduję się dać Thomasowi ostatecznie szansę. – odrzekła Madlen.
- Już ja widzę, że nie. – zaśmiał się Michie, doskonale znając sytuację serca młodszej dziewczyny.
Mimo takich perturbacji, mimo wszelkich zawirowań, w oczach Leny na samo hasło Thomas były płomienie... Tak, Michie był szczęśliwy ich szczęściem.
- A tak poważnie Michael... Jestem tobie z Leną dłużniczkami... Mieć takiego przyjaciela to skarb, zawsze nas wspierałeś, zawsze pomagałeś...
- To się nazywa prawdziwy przyjaciel na czas dobry i zły. – uśmiechnęła się Lena.
Po chwili spojrzały jak chłopak udaje płacz.
- Przestańcie, bo się zaraz rozkleję. A chłopaki... Podobno nie płaczą. – zaśmiały się na samo hasło blondyna, po czym ze spokojem oddali się dalszej konsumpcji.
- Mamy nadzieję, że i ty odnajdziesz swoje szczęście. A gdybyś czegokolwiek potrzebował... Zawsze masz szczególne miejsce w naszych sercach. – uśmiechnęła się Ana.
- Pod warunkiem, że ani Thomas ani Gregor nie przerobią mnie na mielonkę.
- Michie nie przesadzaj, Gregor obiecał, że będzie... Emmm... Jakby to powiedzieć, honorować naszą znajomość. – zaśmiała się starsza.
- Kurczę, a tak liczyłam na walkę kogutów. – dodała pokazując gest niezadowolenia Lena.
- Będzie żył, nie bój żaby. – zaśmiała się Ana.
Faktycznie miło spędzało im się wspólnie czas. Nim się obrócili, a było już po 22 więc dziewczyny postanowiły zatroszczyć się o sen przyjaciela, który pokonał sporą trasę pociągiem. Miały też na uwadze jutrzejsze ognisko, gdzie... Czas nie będzie miał takiego znaczenia, ale samo organizowanie imprezy i spędzenie czasu w swoim towarzystwie zapowiadało grubą balangę.
Kiedy złota trójca rozeszła się po pełnym śmiechu piątkowym popołudniu i wieczorze, Lena i Ana postanowiły obie zalegnąć w pokoju Madlen, na jej łóżku. W ubraniach, nie mając jeszcze energii by załatwić wieczorną toaletę, ułożyły się na wznak na pościeli.
- Ana… - zaczęła nagle Madlen. – Powiedz proszę, że dobrze robię…
- Dając memu bratu drugą szansę?
- Tak, ale nie tylko… Wiesz z czym się wiąże związek z dzieciatym mężczyzną… Poniekąd ja również będę odpowiedzialna za to dziecko. – zaczęła tłumaczyć. – Boję się, że… że…
- Że go nie pokochasz? – zapytała Ana kończąc niewypowiedziane myśli Madlen, na co młodsza kiwnęła tylko głową. – A ja myślę, znając ciebie i twoje dobre serce, że… przepadniesz z kretesem jak tylko spojrzysz na tego maluszka. – odrzekła starsza spoglądając w stronę swej przyjaciółki.
- Albo na tę maluszkę. – uśmiechnęła się Lena, jednak po chwili westchnęła zrezygnowana. – Boję się jak będzie wyglądała nasza przyszłość… Ta bardziej odległa. Wiesz, biorąc pod uwagę powrót do poprzedniej relacji muszę przecież założyć, że my kiedyś również będziemy mieć dzieci… Czy ja dam radę to wszystko wtedy jakoś poukładać?
- Lena, dlaczego ty jak zawsze przejmujesz się na zapas? Zobaczysz, wszystko się ułoży. Musisz tylko dać temu szansę. – uśmiechnęła się Ana. – Popatrz, ja dałam i jak dobrze na tym wyszłam?
- Och tak strasznie cieszę się waszym szczęściem. – zachichotała Lena biorąc przyjaciółkę w ramiona i mocno ją przytuliła. – Szkoda tylko, że będziesz tak daleko ode mnie… - posmutniała na koniec.
- To tylko trzysta kilometrów. Co to dla nas? – zaśmiała się Ana. – Będziecie do nas z Thomasem latać helikopterem.
- To poprosimy na dachu miejsce do lądowania. – tym razem zaśmiała się Lena. – Tak swoją drogą… Dlaczego Gregor zdecydował się przyjechać dopiero jutro? Przecież wie, że jest tu mile widziany. – Ana uśmiechnęła się na te słowa.
- Nie uwierzysz, ale stwierdził, że… da nam trochę czasu na spędzenie go z Michaelem.
- Gregor?! – pisnęła Lena. – Na pewno ten Gregor? Schlierenzauer? Chorobliwie zazdrosny typ?
- Również nie mogłam w to uwierzyć! – zaśmiała się Ana. – Wiesz… On się bardzo zmienił. Po tej akcji z rudą… - mimowolnie blondynkę przeszył dreszcz na samo wspomnienie Dominici. – Po aferze dopingowej… Tak jakoś wydoroślał. Zaczął mocniej stąpać po ziemi. Zwracać uwagę na to co jest tak naprawdę najważniejsze w życiu. Nie widzę w nim już tego egoistycznego gówniarza. – kontynuowała wypowiedź. – No i ten seks! – wybuchła śmiechem na koniec.
- Nie mów mi nic o seksie! – warknęła Lena zasłaniając twarz poduszką.
Ana zaciekawiona spojrzała na swą przyjaciółkę.
- Myślałam, że wy z Morgenem żyjecie w celibacie od prawie dwóch miesięcy? – zapytała szarpiąc za poduszkę.
Po chwili ujrzała rumiane policzki blondynki i rozanielone spojrzenie. Lena chociaż zawstydzona, przegryzła dolną wargę.
- Opowiadaj mi tu szybko ty ruro! – zaśmiała się Ana. – Wybzykałaś mi brata?!
- Proszę Ana, nie wracajmy do tego… - Lena kręciła głową patrząc na roześmianą przyjaciółkę i próbowała pozbyć się łazienkowych obrazów sprzed oczu.
Ana kolejny raz wybuchła śmiechem i zdzieliła blondynkę poduszką.
- A myślałam, że tylko my nie potrafimy nawet przez chwilę utrzymać przy sobie rączek. – zaśmiewała się dalej.
- Dzięki Bogu, że Thomas pojechał na to zgrupowanie… - zauważyła Madlen. – Od urodzin Koflera udało mi się doprowadzić tylko do jednego spotkania. Na szczęście w miejscu publicznym… pełnym ludzi.
- A to niby coś zmienia? – zapytała Ana, na co obie po chwili wybuchy śmiechem. – Thomas grzecznie trzymał w ryzach swojego…?
- Ana! – Lena ponownie zasłoniła się poduszką.
- No dobrze już dobrze, nie będę z was żartować. – odrzekła starsza. – Najważniejsze byście w końcu doszli ładu i składu.
- Myślę, że pogadam z nim po ognisku. Jutro jeszcze będę cieszyć się wolnością!
- Jeśli myślisz, że Morgi ci na to pozwoli to… jesteś w dużym błędzie. – zaśmiała się siostra skoczka.
- O właśnie! Miałam cię już o to kiedyś zapytać. Gregor wie o Wiśle? – Lena zwinnie zmieniła temat i nonszalancko uniosła brew.
- Aaa nie uwierzysz kochana, ale wie! I przyjął to ze spokojem. – uśmiechnęła się starsza.
- Ciężko mi w to uwierzyć. – zachichotała Madlen. – Mam nadzieję, że nie zobaczymy jutro walki kogutów. A może jednak powinnam zakupić popcorn.
- I arenę z kisielem! – parsknęła Ana. – Och! Ależ mi tego brakowało! – dodała kiedy obie panie uspokoiły swój śmiech.
- Ja również tęskniłam za beztroskim spędzaniem z tobą czasu moja droga. – odrzekła Lena. – Nareszcie możemy odetchnąć z ulgą… Matury się skończyły, a nasze życia…
- Nareszcie zmierzają w dobrym kierunku. – dokończyła Ana łącząc swą rękę z dłonią Madlen w mocnym uścisku.
- Bardzo cię kocham. – powiedziała Lena spoglądając w oczy swej przyjaciółki.
- I ja cię kocham… siostro! – po czym obie ponownie zaległy w swoich ramionach.
***
Sobotni poranek w domu Stewardów pierwszy powitał Michael. Wypoczęty i zrelaksowany po dość długim śnie, udał się cicho na palcach do sypialni Leny by zobaczyć czy dziewczyna nadal spoczywała w ramionach Morfeusza. Hmm… spoczywała, ale w ramionach Ane. Chłopak uśmiechnął się na ten obrazek, cyknął dziewczynom słodką fotkę, po czym postanowił zejść na dół do kuchni by zaparzyć poranną kawę. W owym pomieszczeniu znalazł się w mgnieniu oka. Nastawił ekspres i załączył radio, które stało na blacie. Tanecznym krokiem począł szukać filiżanek.
- Thomas?! – usłyszał nagle krzyk za sobą. – Co ty tu u licha… - odwrócił się przestraszony i ujrzał przed sobą kolejną blond piękność. – O Boże! Strasznie przepraszam… - kontynuowała dziewczyna mocniej obwiązując się paskiem od swego szlafroka.
- A co się tutaj dzieje… - dało się słyszeć ze schodów głos Madlen.
Dziewczyna wraz ze swą starszą przyjaciółką stanęły jak wryte spoglądając to na Michaela, który miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach oraz na Meredit, która skrępowana próbowała się bardziej okryć szlafrokiem. Obie parsknęły śmiechem.
- Nie żaden Thomas! Michael jestem. – uśmiechnął się skoczek, po czym ruszył do dziewczyny wystawiając dłoń.
- Meredit. – odrzekła najstarsza z grona. – Przepraszam, stałeś tyłem… Myślałam, że to Morgen.
- No wiesz… przecież ja mam lepszy tyłek od niego! – powiedział chłopak, co wszyscy skwitowali śmiechem.
- Mer, a co niby miałby tu robić Thomas? – zapytała Lena podchodząc do ekspresu, który był już gotowy by podać pierwszą kawę.
- No nie wiem… na przykład bzykać moją młodszą siostrę? – zapytała Meredit na co Ana i Michie wybuchli niepohamowanym śmiechem.
Lena wpatrywała się niedowierzająco w swą siostrę, jednak sama po chwili się zaśmiała kręcąc głową. Podała Ane czarną kawę, drugą filiżankę podstawiła pod ekspres i skierowała się do lodówki w celu przygotowania śniadania dla swych gości. Niedługo potem całą czwórką zajadali pyszne kanapki ustalając dalszy rozkład dnia.
Po godzinie, Ana, Lena i Michael zmierzali już autem do centrum w celu zakupienia produktów niezbędnych do urządzenia ogniska. Meredit miała zostać w domu i przygotować sypialnię rodziców dla mających niebawem przyjechać Kofiego i Mirjam, pokój gościnny dla Ane i Gregora oraz salon, w którym musiał wylądować Michie. Reszta gości była tutejsza, także gospodynie nie musiały przejmować się ich rozlokowaniem. Kiedy zakupy spożywcze były już ogarnięte, trójca przyjaciół musiała jeszcze zakupić węgiel do grilla oraz podpałkę. Zostawili więc auto na parkingu i udali się chodnikiem w stronę sklepu docelowego. Pochłonięci rozmową, nie zauważyli kto zmierza w ich kierunku z naprzeciwka.
- O Thomas i Kristie. – zaczęła Ana, na słowa której Lena z przerażeniem uniosła głowę.
Od feralnego dnia w kawiarni nie widziała się bowiem ze starszą dziewczyną. Nie mogąc się powstrzymać zmierzyła wzrokiem jej zaokrąglony brzuszek. Mimowolnie poczuła ukłucie w sercu, ale potem… spojrzała na jej twarz. Kristie patrzyła prosto na nią i radośnie z wdzięcznością się uśmiechała. Po chwili Lena skierowała oczy ku Thomasowi, który poczynił krok w jej stronę. Również się uśmiechał, tylko dlaczego ona czuła się niezręcznie? Michie chcąc rozluźnić atmosferę wystawił rękę w stronę Kristiny.
- Witam szanowną panią, za pewne Kristina? – zapytał, na co dziewczyna uścisnęła mu dłoń. – Michael, miło mi w końcu poznać.
- Zastanawiam się czy o mnie słyszałeś od Leny czy od Thomasa. Bo to mogły być dwie różne wersje mnie. – zaśmiała się panna K.
- Oj uwierz Kristie, że Thomas z Michaelem mają tylko jeden wspólny temat. – zaśmiała się Ana wskazując oczami na stojącą obok zagubioną Madlen.
- Słuchacie… robi się krępująco. – zaczął nagle Morgi. – Lena widzę, nie może wyjść z szoku… Nie wiem czy to znowu mój blask ją tak omamił… - zaśmiał się na co młodsza trzepnęła go w ramię.
- Już sobie tak nie schlebiaj Morgen. – odrzekła z przekąsem, po czym ruszyła w stronę starszej blondynki. – Kristie, wyglądasz o niebo lepiej. Bardzo się cieszę, że dobrze się czujesz. – powiedziała, po czym obie ucałowały się w policzek.
Ana, Michie i Thomas patrzyli na to z rozdziawionymi buziami.
- No co wy się tak wpatrujecie jak sroka w gnat? – zapytała Kristie. – Musimy dojść w końcu do porozumienia prawda? Za niespełna cztery miesiące przyjdzie nam wspólnie wychowywać naszą córkę.
- Córkę?! – pisnęła radośnie Ana.
Wzrok Leny mimowolnie pomknął ku Thomasowi. On uśmiechnął się jeszcze szerzej podchodząc do niej i lekko ją objął. Madlen na nowo poczuła zakłopotanie, jednak widząc jak Kristina z uśmiechem się w nich wpatruje… postanowiła odwzajemnić gest. Powoli, małymi kroczkami do celu… Koniec końców w niedalekiej przyszłości, będą musieli się razem spotkać i ustalić dalsze kroki ich trójkątnej relacji.
- Załatwiliście już wszystko? – wypalił nagle Morgi.
- W sumie to tak. – odrzekła Lena. – Szliśmy jeszcze właśnie po węgiel.
- Hmmm… to ja odwiozę Kristinę i przyjadę wcześniej wam pomóc.
- Właśnie… - zaczęła nagle Madlen, ale nie była do końca pewna czy chce dokończyć swą myśl. – Kristie może chciałabyś… Dziś organizujemy ognisko z okazji zakończenia edukacji…
- Dziękuję Lena za zaproszenie, ale jestem już dziś umówiona. – odrzekła starsza.
- Dobra ekipa! Bo nam czasu braknie. – zauważyła Ana.
Chcąc również by stosunki z matką jej bratanicy wróciły na przyjaznej tory, ucałowała Kristie i lekko pomiziała ją po brzuszku przekazując maluszce swą dobrą energię. Michie kiwnął starszej głową, po czym oboje ruszyli dalej, dając pozostałej trójce nieco więcej prywatności.
- Lena, wiem, że masz przed tym wszystkim opory, ale… daj temu biednemu chłopu szansę, bo niedługo osiwieje. – zaczęła nagle Kristie.
- Myślisz, że da radę z trzema babami? – zaśmiała się wskazując na brzuszek starszej, po czym ujrzała jak Thomas przegląda swoje włosy w witrynie sklepowej.
Obie panie parsknęły śmiechem na ten obrazek.
- Będzie jeszcze czas, by o tym wszystkim porozmawiać. – rzekła rzeczowo Lena, na co pozostała dwójka się zgodziła.
Madlen ustaliła z Thomasem, że chłopak zajmie się alkoholem, co by go nie brakło na ognisku, po czym miło się żegnając każdy poszedł w swoją stronę. Młodsza blondynka podchodząc do swych przyjaciół lekko się uśmiechnęła. Oni oboje z uśmiechami na ustach objęli ją ramionami i ruszyli w dalszym kierunku. Można powiedzieć, że ich życie… nareszcie nabierało barw.
Sobotnie przedpołudnie zaczęło się od intensywnych planów przygotowawczych. W końcu goście mieli zjawić się w rejonie późniejszego popołudnia, a pracy... Cóż, przy tylu gościach jak zawsze jest sporo. Blondynki wcześniej ustaliły przydział zadań, patrząc się na podekscytowanego Michaela spytały.
- Kochaniutki mam nadzieję, że umiesz obsługiwać siekierę? – zaśmiała się Lena.
- No bo chłop na gwałt do rąbania się przyda. – dodała chichocząc Ana.
Oczywiście same również potrafiłyby to zrobić, ale skoro już były na pokładzie silne muskularne ręce... To czemu nie skorzystać? Przybiły sobie piątki uradowane, że jedno zadanie z głowy, po czym zajęły się planem gastronomicznym na dzisiejsze celebrowanie zakończenia szkoły.
- Mamy dobre szaszłyki w wersji wege i mięsnej, możemy zrobić burgery, może kiełbaski... - zaczęły wzajemnie wyliczać co Meredit skwitowała jednym wielkim śmiechem.
- Ana... Przecież wy trzymacie się diety, Lena też stara się zbyt wiele masy nie przybrać, więc połowa cateringu przygotowanego przez was poszłaby w kosz... To nie pułk wojska!
- Meredit? Dobrze pamiętam? – uśmiechnął się zawadiacko Michael, po skinieniu głowy dziewczyny kontynuował. – Chrzanić diety! Raz, nie zawsze! Trener nie patrzy, hulaj dusza....
- Piekła nie ma! – zaśmiały się obie dołączając do Michaela.
Byli przekonani, że jednorazowa rozpusta gastronomiczna nikomu jeszcze nie zaszkodziła. A co by nie mówić maturę zdaje się raz w życiu... Szkołę w Villach też, więc dziewczyny nie planowały żałować tego co najlepsze na dzisiejszy wieczór.
- Dobra, a co z sałatkami? Coś ogarniamy?
- Meredit, ja chętnie temacik ogarnę, tym bardziej, że ostatnio sporo korków brałam od maestro Gregora. – Ana przegryzła wargę co wszyscy skwitowali śmiechem.
- I tylko sałatki? Przekichane moja droga. Pamiętaj, na mięsiwo wbijaj do Michelina! – rzucił chłopak.
Grono nie traciło dobrego humoru. Cały czas mieli uśmiech na ustach i było dostrzegalne jak dobrze się dogadują. Po rozdzieleniu zajęć, każde z nich udało się w swoje rewiry pracy. Madlen tłumaczyła Michaelowi skąd ma nabrać drewna i gdzie je składować, a Ana zajęła się z Mer ogarnianiem pierwszych dań. Chwilę później już we trzy urzędowały w babskim kuchennym świecie. Nie minęło więcej jak pół godziny kiedy Michael zrzucił koszulkę... Dziewczyny spoglądając przez okno zachichotały... No tak, co te  umięśnione skoczne ciała robią z dziewczyn.
- Okej, rozumiem, już przynajmniej wiem co widzicie w tych chucherkach... Ciałko ma niczego sobie. – zaśmiała się głośniej Mer.
- Patrz, a tak się śmiała z nas, że tulimy tylko gnaty. – podchwyciła temat Ana.
- I co, zatkało kakao? – zapytała Lena, na co śmiech ponownie wypełnił kuchnię.
- Hayboeck, a ty może byś się ubrał... Przeziębisz się jeszcze. – usłyszały nagle inny głos dochodzący z ogrodu.
Ana przewróciła oczami, doskonale wiedziała, że głos należy do jej faceta. Lena wyszczerzyła zęby i pokazała paczkę z popcornem. Ana ponownie przerzuciła oczami sugerując, że uda się na moment na ogród by zobaczyć czy ponowne spotkanie facetów nie skończy się... Krwiście.
- Gregor, uważaj bo jeszcze wzruszę się na myśl o twojej trosce. – powiedział Michael, rąbiąc kolejna kłodę.
- Dobra, dobra moje koguciki widzę, że się miło przywitaliście... - zaśmiała się automatycznie Ana widząc jak Gregor napina mocniej klatę.
Widok był przekomiczny, jakby chciał wyraźnie pokazać, że teren jest zajęty... Dziewczyna zbliżyła się w radosnych podskokach do szatyna, muskając czule jego usta. Jego wyraźnie to nie satysfakcjonowało, mocniej ją przyciągnął do siebie, przegryzł nieco jej wargę i zdecydowanie pogłębił pocałunek. Michael tylko się zaśmiał. Co ta miłość robi z człowieka...
- Kochanie, założyłam się z Leną, że mata do zapasów w kisielu nie będzie potrzebna... Dacie radę wspólnie porąbać to drewno nie używając nadmiaru testosteronu? – spytała Ana spoglądając w brązowe tęczówki chłopaka.
Ponownie widziała ogień wyrażający bezgraniczne uczucie, ale i zazdrość... Postanowiła zbliżyć się do jego ucha delikatnie je gryząc.
- Zawsze i na zawsze tylko twoja. – chłopak od razu szeroko się uśmiechnął.
Powiedział, że chętnie zaoferuje pomoc przy rąbaniu tylko się przebierze. Wrócił do samochodu po rzeczy i dwa dość pokaźne bukiety kwiatów.
- Dziewczyny, serdeczne gratulacje z okazji zdanych matur. – cmoknął młodszą w policzek dając jej jeden z bukietów, a potem ponownie zbliżył się do swojej partnerki.
- Kochanie... - Ana przytuliła się mocniej do chłopaka by po chwili uraczyć go głębszym pocałunkiem.
- Ziemia do Ane, mamy jeszcze sporo pracy, czas na seksy i miłość później. – zaśmiała się Lena.
Zakochana parka wyszczerzyła tylko zęby dając sobie wzajemnie ostatniego całusa i przeszli do swoich zadań. Gregor dość szybko przywdział dres... Ale był już bez górnej części garderoby co nie umknęło uwadze Ane.
- Kochanie... Czy czegoś nie zostawiłeś w torbie?
- Mówisz o tym? – zachęcająco pokazał palcami swój umięśniony nagi tors co dziewczyny skwitowały salwą śmiechu. – Jak Hayboeck paraduje bez koszulki to ci nie przeszkadzało? Więc zaraz zobaczycie kto tu ma więcej mocy... I przez grzeczność nie zaprzeczę lepsze ciałko. – powiedział unosząc lekko brew, po czym dość szybko dołączył do młodszego kolegi.
- Oho, samiec alfa się obudził! – rzuciła Mer na co Ana zareagowała przewróceniem oczu.
Lena ponownie zachichotała pokazując paczkę popcornu. Widać było, że Gregor nie zaakceptuje tak szybko Michaela jak obiecywał... Jedno było pewne, poziom testosteronu w ogrodzie był dosyć mocno przedobrzony.
- I gdzie ta dojrzałość, o której wczoraj gadałyśmy? – zapytała Madlen.
- Widać przy Michaelu nieco zanika. Muszę jeszcze nad tym trochę popracować. Lena, jest jednak jeden plus... Myślę, że drewna starczy wam na najbliższy rok! – zaśmiała się Ana widząc jak intensywnie panowie uderzają o kłody do rozbicia.
Dziewczyna pokręciła tylko głową na myśl ile będzie musiała się natrudzić by przekonać Gregora do młodszego kolegi. W końcu tak wiele mu zawdzięczali... Był tylko jej przyjacielem... Może aż przyjacielem. A z kolei on? On był panem jej serca... Mimo młodego wieku, mimo wielu przeszkód po drodze czuła, że dokonała dobrego życiowego wyboru... Była bezgranicznie oddana i tylko jego... W zupełnym tego słowa znaczeniu. Zaśmiała się na myśl o kłódce na swoim sercu... Ono już dawno wybrało, a klucz do niej miał tylko jeden mężczyzna... I był nim oczywiście nie kto inny jak Gregor. Lena widząc zadumę przyjaciółki delikatnie ją dotknęła. Ta jak oparzona odskoczyła uświadamiając sobie w jaki trans wpadła, co nie umknęło pozostałym dziewczynom.
- Proponuję przerwę gastronomiczną, chodźmy Ana do twojego księcia, zobaczmy czy siekiery nie palą w dłonie. – zaśmiała się Meredit, ciągnąć absolwentki w kierunku ogrodu.
- Brakuje tylko Morgena, a mogłoby być ostrzej... - powiedziała Ana co pozostałe blondynki zwieńczyły kolejnym śmiechem.
- I koguciki byłyby w komplecie. – dodała Lena wypatrując czasu kiedy będzie już miała Morgena w pobliżu.
- Ale trzymaj że mocniej tą siekierę! – usłyszały głos strofującego Michaela.
- Że ja niby nie umiem? – skrzywił się Gregor na samą uwagę młodszego skoczka.
Dziewczyny pokręciły przecząco głowami.
- Zaraz sprawdzimy kto lepiej rąbie.... - spojrzeli na stojące tuż obok blondynki, szukając odpowiedniego arbitra, który rzetelnie oceni ich pracę.
- Nawet nie patrz na Ane, bo będzie stronnicza. – zaśmiał się Hayboeck.
- Lena coś czuje, że ty też mogłabyś wziąć stronę blondyna, w końcu masz słabość do tego koloru... - zaśmiał się Gregor.
- Gdzie drwa rąbią… Tam wióry lecą. – zaśmiała się Ana bezradnie rozkładając ręce.
Wzięła szybko siekierę od Gregora. Trzepnęła w konkretną kłodę jednym ruchem łamiąc ją na pól. Panowie spojrzeli na siebie zaskoczeni, jednocześnie wyrażając uznanie dla blondynki. 
- Myślę, że państwo Steward już będą zadowoleni z waszych usług rąbania drewna na całą zimę... Uważam zadanie za skończone, a wy pod prysznic marsz. – otrzepała ręce Ana wskazując panom drzwi do domu.
Wierzyła, że nadejdzie w końcu taki czas, kiedy ani jeden ani drugi nie będą się nawzajem tępić. Całą piątką wrócili do domu by przygotować się na nadejście gości. W pewnym momencie Ana wpadła na diaboliczny plan. Zabrała na moment Michiego do innego pokoju. Gregor krzywiąc się na sam widok, ruszył mimowolnie za nimi. Gdzie oni do licha idą?! Blondynka się uśmiechnęła słysząc jego kroki, w zasadzie to chciała osiągnąć.
- Panowie, celowo was tu ściągnęłam, czy możecie mi jasno i klarownie powiedzieć co wy najlepszego wyprawiacie? Czy możecie przestać zgrywać pieprzonych samców alfa?!
- To on mnie prowokuje! – skrzywił się Michael.
- A ty co, może święty? – prychnął sarkastycznie Gregor.
- Stop! – wrzasnęła w końcu Ana. – Czy możecie zamknąć te jadaczki i nie robić poruty? To co miało miejsce przed kilkoma minutami nie powinno mieć miejsca.
- Ale... - zaczął ponownie Gregor.
- Nie skończyłam jeszcze. – położyła mu palec na ustach by kontynuować swoją podniosłą mowę. – Kochanie, obiecałeś że nie będziesz dawać we znaki Michaelowi, że go zaakceptujesz, a tymczasem co? – Michael zacząć się głośniej śmiać, natomiast Ana spojrzała spod byka na młodszego. – Michael, a ty co? Jesteś młodszy, zdawać się by mogło, że może dojrzalszy, a tymczasem skaczecie sobie do gardeł jakbyście byli dziećmi bijącymi się o zabawkę...
Chłopaki ponownie zmierzyli się wrogim spojrzeniem co nie umknęło blondynce.
- Ja nie jestem zabawką... Mam uczucia panowie i nie chcę byście się wzajemnie podkręcali...
Michael wraz z Gregorem spojrzeli na jej zatroskaną twarz.
- Chcę wam zwrócić uwagę na jedno, jesteśmy w gościach, będą nasi znajomi, nie wiem czy Lena ma chęci wysłuchiwać waszych głupich afer... A ja hmm... Życzę sobie żebyście ten dzień miło spożytkowali i się wzajemnie pogodzili. Możecie to dla mnie zrobić? – zamrugała słodko oczami kończąc wywód.
Panowie pokręcili głową, ale gromiące spojrzenie dziewczyny skłaniało do refleksji.
- Kocham was obu... Michael jesteś najlepszym przyjacielem płci męskiej jakiego miałam w życiu... Gregor, ty natomiast dla mnie jesteś wszystkim... Nie chcę znosić dziwnych wyborów, ale też nie chcę widzieć takich scen... Spróbujecie zachowywać się jak na dorosłych mężczyzn przystało? – widząc ich zdezorientowane miny wzięła rękę jednego i drugiego chłopaka zmuszając do wspólnego uścisku i zgody.
Wiedziała, że może na dłuższą metę będą musieli nadal uczyć się tolerancji dla siebie, ale miała nadzieję na miłe spędzenie czasu bez kłótni.
***
Po niedługim czasie Ana, Gregor i Michael… tworząc nową złotą trójce z powrotem ruszyli do ogrodu by uprzątnąć teren po ostrym… rąbaniu i poukładać w jednym miejscu drewno. Mer gdzieś zniknęła, natomiast Lena udała się do kuchni by przyszykować zastawę. Po chwili usłyszała jak ktoś wchodzi do domu. Uśmiechnęła się pod nosem, podejrzewając, że może to być tylko jedna osoba. A mianowicie Thomas. I nie pomyliła się, ponieważ wkrótce potem Morgi wszedł do kuchni z dwoma kratkami piwa. Madlen odwróciła się do niego wycierając ręce w papier ręcznikowy i szczerze się uśmiechnęła.
- Piwko… mmm… to co tygryski lubią najbardziej.
- Mam jeszcze trzy butelki whisky, trzy butelki wina i… słowacką śliwowicę. – uniósł znacząco brew odkładając skrzynki i ruszył ku dziewczynie.
Lena oparła się o blat i mimowolnie przegryzła wargę.
- Nie wspominaj o niej proszę przy Gregorze… - zaśmiała się. – Życie Michiego mogłoby się szybciej skończyć niż zaczęło.
- Dali wam popalić? – zapytał i jak gdyby nigdy nic objął dziewczynę w talii.
- Nam? Nie. Ale Ane? Owszem. – zachichotała i ulokowała swoje dłonie na karku chłopaka. – To był jeden z lepszych występów jaki w życiu widziałam… Rąbanie drewna weszło na nowy poziom. – dalej się chichrała. – Tylko ciebie brakowało do kompletu.
- Tęskniłaś za mną? – zapytał racząc ją słodki uśmiechem.
Lena już miała odpowiedzieć „Jak cholera!”, jednak tylko tajemniczo się uśmiechnęła. Po chwili blondyn nie mogąc się dłużej powstrzymywać, wpił się w usta Leny. Dziewczyna przysunęła się bliżej niego i pogłębiła pocałunek, szukając swym językiem, języka chłopaka.
- Madlen! Co na to wszystko Thomas?! – usłyszeli nagle za sobą. – No ja pieprzę! Wy wyglądacie dosłownie tak samo… od tyłu. – dodała Mer kiedy Thomas obrócił się w jej stronę.
Morgi spojrzał pytająco najpierw na starszą, a później na młodszą blondynkę. W chwili kiedy Michie wszedł do kuchni, do Morgiego dotarł sens słów Meredit.
- Hayboeck! Trzymaj ręce przy sobie jak cię proszę! – warknął w stronę blondyna. – Chyba, że chcesz żebym popis moich umiejętności rębackich pokazał na tobie!
Michie spojrzał znużony na wybuch starszego kolegi.
- Jak nie jeden to drugi… To już naprawdę staje się męczące. – odrzekł rozdrażniony. – Słuchaj Thomas, jeśli chciałbym by Lena była moja, tak by się stało. Tymczasem… sam nie wiem czemu, ona jest beznadziejnie w tobie zakochana i ja nie mam zamiaru z tym walczyć ok? Weź swoje emocje lepiej spożytkuj w łóżku, widać, że dziewczyna nie jest wystarczająco zaspokojona. – dodał, na co Morgen od razu poczynił krok w jego stronę zaciskając pięści.
Lena śmiejąc się z obu panów, zatrzymała Thomasa w miejscu ciągnąc go w swoją stronę, a odciągając od Michaela.
- Podoba mi się on! – krzyknęła nagle Mer. – Michael, masz u mnie dużego plusa. – po czym złapała jego twarz w dłonie i złożyła na jego policzku głośnego całusa.
Morgi przerzucił oczami, Lena chichrała się z ogromnego banana, który wyrósł na twarzy Michelina, a Mer opuściła kuchnię. Tak… ten wieczór naprawdę mógł być udany. Z pozytywnym nastawieniem wrócili do przygotowywania ogniska, ponieważ czas imprezy zbliżał się wielkimi krokami.
Około godziny 17.30 dom Stewardów nawiedzili Andreas i Mirjam. Lena jak przystało na gospodynię od razu pokazała parze pokój, który miała zajmować przez weekend. Następnie dała im trochę prywatności by mogli się odświeżyć po podróży, a sama udała się do kuchni by zabrać resztę rzeczy za dom. Kiedy wyszła na taras jej oczom ukazał się bajeczny widok. Cały ogród z miejscem na ognisko był przystrojony w świecące girlandy światełek. Altanka, gdzie mieli biesiadować, a w której stały stoły, była oświetlona lampkami świątecznymi. Wszystko wyglądało jak z jakiegoś ogrodniczego magazynu. A najlepsze było to, że… oni sami to wszystko przystroili. Blondynka uśmiechnęła się i w podskokach skierowała się w stronę Thomasa oraz Michiego, którzy próbowali rozpalić ognisko. Ana i Gregor zajmowali się w tym czasie rozpaleniem grilla.
- Widzę w rozpalaniu ognia nie jesteście tak dobrzy jak w rąbaniu drewna. – zaśmiała się na widok męczących się przyjaciół.
- Taka mądra jesteś? – zapytał Michelin. – To sama spróbuj. – rzekł i założył ręce.
Lena puściła mu perskie oko, po czym zanurkowała do niedużej szopy w rogu posiadłości.
- Madlen! Władca płomieni! – zaświergotała ukazując w swej ręce palnik z gazem i odpaliła go.
Niedługo potem ognisko płonęło żywy ogniem, a Lena z satysfakcją spoglądała na dwóch blondynów.
- A mogłoby się wydawać, że powinniście podniecać ogień bez problemu. – zaśmiała się.
- Ty lepiej zacznij się zastanawiać jak ugasić inny pożar… - odezwała się nagle Ana. – A nie byś tylko podniecała i wzniecała… - dodała zerkając na Thomasa, po czym wszyscy zaczęli się śmiać.
- Odezwała się… - Lena wystawiła język w stronę przyjaciółki, pomknęła jednak po chwili w stronę domu, ponieważ reszta gości chyba właśnie dotarła na miejsce.
Okazało się to prawdą, ponieważ Mer prowadziła właśnie Martina z Barbarą oraz Koffiego i Mirjam przez drzwi balkonowe na taras. Ich miny mówiły jedno… było tu przepięknie! Lena wesoło przywitała drugą parkę i poprowadziła ich w stronę ogniska, gdzie swoje miejsca zajmowali już pozostali. Gregor jako maestro obsługiwał grilla. Powitaniom i buziakom nie widać było końca, kiedy ze strony budynku ponownie dało słyszeć się głosy.
- No hello! – zaśmiał się Roger już z oddali machając do grupy ramieniem, po czym  przybił piątki znanym już sobie chłopakom i przytulił blondynki, z którymi przez te lata uczęszczał do jednej szkoły.
Victor dość szybko dołączył do kolegi w gestach przywitania, natomiast dziewczyny im towarzyszące stanęły jak wryte. Lena obiecała poznanie ze skoczkami i słowa jak widać dotrzymała.
- Rita, Amber, oh zapomniałam! – zaśmiała się Lena widząc miny koleżanek. – Ana dokonasz prezentacji? – rzuciła ponownie udając się do kuchni po pierwsze kiełbaski.
- Z radością! Lejdis and gentelman, panie i panowie oto największe marznące dupki na belkach ever. I oczywiście ich wspaniałe partnerki... – wskazała Andreasa, Martina oraz Michiego, ponieważ Thoma i Grega dziewczyny znały już ze studniówki.
Wszyscy się zaśmiali na sam początek wejścia.
- Ana, tobie jeszcze nie polano, a gadasz jak... - zaśmiał się Kofi.
Dziewczyna ponownie wyszczerzyła ząbki dokonując skromnej prezentacji przybyłych skoczków.
- A tutaj... - zatrzymała się na czwórce ze szkoły. – Jedyne osoby spoza świata sportu, które... Potrafią się normalnie zachować Amber, Rita, Roger i Victor. Dzięki nim w szkole czułam się jak normalny człowiek... Myślę, że Lenka tak samo. Zatem wielkie brawa, chylimy czoła, et cetera, et cetera. Dobra, dosyć ckliwości, czas wznieść toast za skończoną edukację i bibę rozkręcić! – zaśmiała się Ana, po czym wraz z przybyłą z powrotem Leną częstowali każdego piwem na dobry początek.
Rozmowy zaczęły się na dobre rozgrzewać przy drugim piwie. Szkolni goście dość fajnie odnaleźli język w towarzystwie skoczków. Oni natomiast czerpali garściami z kolejnego wolnego momentu gdzie mogli nie myśleć o treningach czy innych sportowych troskach.
- Amber, Rita macie jakieś plany na przyszłość? – spytała Lena.
- Szczerze, ciężko coś wymyślić, egzaminy nie poszły najgorzej, ale decyzja o tym jakie studia wybrać to chyba najtrudniejsza z możliwych w takim wieku... wiesz w końcu chciałoby się znaleźć jakaś pracę po wszystkim... - zaczęła Amber.
- A nasze kochane blondyneczki co planują prócz skoków i łyżew? – podłapał temat Roger.
- Ana mnie zostawia! – zaśmiała się jednocześnie udając płacz Lena, na co Morgen zareagował szybkim przytuleniem i szeptem do ucha.
- Ale zawsze masz mnie. – dziewczyna poczuła gęsią skórkę.
No tak, jak nie jeden Morgenstern, to drugi – też niezła opcja. Chodź jego widziała w zupełnie innej roli niż przyjaciela.
- Serio? Dokąd się wybierasz? Nie wierzę, że wy taki duet... - spojrzała Rita.
- Obiecałam Lenie parking na helikopter, więc godzinka i będzie u mnie... Razem z Morgenem oczywiście. – co wszyscy skwitowali ponownie salwą śmiechu wnikając w dalsze życiowe zmiany Ane. – Wam mogę powiedzieć, przenoszę się do Innsbrucka... Tam planuję podjąć studia, dalej skakać i... Mieć na oku moją miłość. – spojrzała wymownie na Gregora, po czym szkolni znajomi zareagowali "awww".
Szatyn od razu przyciągnął do siebie blondynkę muskając czule jej policzki. Para wzięła kolejny łyk piwa i zatopiła się w dalszej części zabawy z innymi gośćmi.
- Dobra kochani, świetnie się spisujecie, jest miło, jest radośnie, ale nie było jeszcze żadnego toastu! – zaczęła Lena co ponownie podłapała Ana.
- Za nowe życie! Poza murami Villachijskiej szkoły!
- Ana, ale ty nie do końca będziesz mieć nowe życie, skoki nadal będą z tobą. – zaśmiał się Victor.
- Ups, może źle to określiłam, dla nas może pół nowe życie, dla was zupełnie nowe, do dzieła! – zaśmiała się na samą myśl tego co powiedziała, po czym ponownie przechylili butelki.
Widać było coraz luźniejszą atmosferę, Lena puściła więc muzykę zaczynając od Celebrations. Nikogo nie trzeba było prosić specjalnie do tańca, dość szybko potworzyli parki i zaczęli wywijać na tarasie. Po chwili u boku blondynek znaleźli się ich szkolni koledzy, zatem Thomas i Gregor zaczęli zabawiać ich wspólne koleżanki. W związku z tym, że jedynymi, którzy na imprezie byli solo to Mer i Michie, postanowili razem się bawić.
- Żałowałaś kiedyś decyzji o skokach? – spytał Victor starając się prowadzić Ane w tańcu.
- Nigdy. Skoki pozwalają poczuć się wolnym... Pozwalają sięgnąć chmur. A jednocześnie gdy widzisz wyniki i sukcesy, które są dostrzegalne dla wszystkich, wtedy wiesz, że podjąłeś dobrą decyzję. Tak było ze mną, gdy Thomas zabrał mnie na skocznię. Początki były trudne, ale... Teraz jestem gdzie jestem. – zaśmiała się dziewczyna robiąc obrót.
Musiała przyznać, że będzie jej brakować towarzyszy ze szkoły. Oni dawali im wsparcie i jeśli zaszła taka potrzeba pomoc w konkretnych sytuacjach. Teraz ich drogi miały się rozejść na dobre. Lena zbliżyła się do Victora i zmieniła Ane. Teraz ona bujała z drugim kolegą by po chwili stworzyć mały krąg.
- Ale obiecajcie, że będziemy mieć ze sobą kontakt! – powiedział Roger, oddając dziewczyny w ręce ich partnerów.
- No raczej nie inaczej! – zaśmiały się blondynki, przybliżając się do swoich chłopaków.
- Nie wiem czy podobał mi się kierunek biegu moich myśli na widok twojego ciała w ramionach twoich kolegów ze szkoły. – zauważył Thomas kiedy Lena w końcu zaległa w jego uścisku.
- A myślisz, że w jakim kierunku pobiegły moje myśli kiedy zobaczyłam dziś ciężarną Kristie? – odpyskowała.
- No dobrze wygrałaś, ale…
- Nie ma ale Thomas. Ja przynajmniej z nikim innym nie spałam. – warknęła.
Jeszcze tego by brakowało żeby robił jej wymówki na jej własnej imprezie.
- Ej Mała, nie atakuj mnie. – powiedział przyciągając ją bliżej.
- To mnie nie prowokuj Morgen. – odrzekła, jednak uśmiechnęła się po chwili. – A to co działo się za murami szkoły… niech tam zostanie. – dodała i puściła mu oko.
Thomas przerzucił oczami na jej słowa, po czym zakręcił jej ciałem. Nic nie mógł poradzić na to, że był tak chorobliwie zazdrosny o blondynkę. Co tu dużo mówić… czuł wewnętrzny niepokój, że ona kiedyś przejrzy na oczy i po prostu go zostawi… Bo kto normalny pakowałby się w związek z dzieciatym facetem... Skrzywił się na tę myśl. Potrząsnął jednak głową, chcąc odegnać zły tok myślenia. Czekała ich jeszcze poważna rozmowa, po której oboje stwierdzą, w którym kierunku pójdzie ich relacja. Lena ostatnio zapewniała, że go kocha, więc… Postanowił się dziś dobrze bawić i zadbać o to by blondynka również miło wspominała zakończenie szkoły.
~~~~
Witajcie! <3

Dziś piątek, na lepsze rozpoczęcie weekendu, nowy rozdział :) Mamy nadzieję, że się podobał, bo to jeden z naszych ulubionych… Dalsza część ogniska to jeszcze więcej śmiechu i dobrej zabawy ;D No i pojawił się Michelin tututu! Owacje dla niego hahaha Dał Gregorowi popalić, lubię ten jego charakterek w tej historii hihihi *_* No i Morgenyyyy… jakby na nowo połączeni. Ale… chyba jeszcze długa droga przed nimi :)
Alikus! To dla Ciebie tak długi rozdział, w pierwszej wersji był o wiele krótszy :P Doceń moje starania haha :D
Aż dziwnie mi się wracało do tego rozdziału… wiedząc co teraz się z Anią tworzy xD Niby pisany tak niedawno, a jednak… sporo literek upłynęło :)
Daję już Wam spokój, zapraszam do komentowania i spostrzeżeń, na które jak zawsze gorąco czekamy :)

Buziaki <3
Ania&Madziusa

1 komentarz:

  1. Dziewczyny 😊

    Taki cudny długi rozdział dla mnie? Oj oczywiście, że doceniam i bardzo dziękuję :* <3
    Oj żałujcie, że nie mogłyście patrzeć na moją minę… Nadal mam nie mogę przestać się uśmiechać i śmiać…
    Kocham wręcz siostrzaną relację Leny i Ann… To jest mój ulubiony teamdrem, z którym nie należy zadzierać…
    No i proszę – jest Michelin i od razu jest wielka walka kogutów :-D Oj chciałabym zobaczyć walkę chłopaków w kisielu :p

    Całuję wam kochane i czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział :-)
    BU$KA <3 :D

    OdpowiedzUsuń