Od
urodzin Andreasa upłynęły kolejne dwa tygodnie. Dla dziewczyn był to pracowity
okres, ale i bardzo wyczekiwany, bowiem egzaminy maturalne dobiegały końca. Nastał
czas zamykania pewnych etapów w życiu. Oficjalnie kończyły edukację, więc nareszcie
można było to celebrować. Co zamierzały w pełni wykorzystać. Słoneczny piątek
wprawił blondynki w dobry nastrój. Śmiejąc się od ucha do ucha udały się na
spotkanie z pierwszym gościem ogniska, które organizowały by uczcić zakończenie
nauki – Michael. Tak, w końcu nie przybywał koić bólu przyjaciółek... Mogli
wreszcie cieszyć się sobą i swoim szczęściem. Z daleka na peronie dostrzegły
znaną sylwetkę skoczka. Wysoki blondyn, okulary przeciwsłoneczne i jeansowe
wdzianko zakrywające białą koszulkę. Widząc je od razu rozłożył ramiona w
gotowości do przytulenia. Dziewczyny dość szybko znalazły w nich swoje miejsce.
-
Witaj w Villach! Dobrze cię widzieć Michie. – zaczęła Ana
-
Ale stylówka pierwsza klasa. – uśmiechnęła się druga z dziewczyn.
-
Moje ukochane przyjaciółki! Serdeczne gratulacje z powodu skończenia edukacji.
-
Lipa, że ty jeszcze musisz się nieco pomęczyć. – wzdrygnęły ramionami. – Ach za
rok matura! – zaśmiały się jednak śpiewająco.
-
To gdzie mnie porywacie? – uśmiechnął się blondyn odkładając temat edukacji na
bok.
-
Porwanie brzmi kusząco, Lena co myślisz?
-
Gdybyśmy nie były szczęśliwie zakochane, brzmiało by jeszcze lepiej. Dopiero
byśmy go zdeprawowały! – cała trójka głośno się zaśmiała, po czym postanowili
dać Lenie zdecydować w sprawie dalszych planów na dzień dzisiejszy. – Myślę, że
weźmiemy pizzę na wynos i udamy się do mnie do domu. Pewnie jesteś zmęczony
trasą. – spojrzała wyżej na chłopaka czekając na jakąś reakcję.
-
Nie zaprzeczę, można było bliżej to ognisko zrobić. – zaśmiał się Michael.
-
Grunt, że dobry humor cię nie opuszcza. – uśmiechnęła się Ana na co Michie
głośniej się zaśmiał.
-
Mając was, nie może być inaczej. – skwitował obejmując mocniej dziewczyny.
Blondynki
ponownie zachichotały ruszając w kierunku samochodu, który miała tym razem
prowadzić Lena. Po dość szybkim zamówieniu posiłku zabrali się w trasę powrotną
do domu Madlen, który miał w ten weekend być do dyspozycji jej i planowanych
gości.
-
Lena, a co zrobiłaś z rodzicami? – wypalił blondyn, kiedy parkowali już pod
domem blondynki.
-
Oczywiście wysłałam ich do dziadków na cały weekend! – odrzekła ze śmiechem
dziewczyna.
-
A Mer? – dopytywała Ana.
-
A kto wie co robi moja siostra. – znowu zaśmiała się Madlen. – A tak serio to
jest na uczelni, pewnie dołączy do nas wieczorem. – dodała poważniejąc, po czym
wpuściła swych przyjaciół do domu.
Po
niedługim czasie, trójka przyjaciół usadowiła się na kanapie przed telewizorem
z kawałkiem pizzy w ręku.
-
No to moje piękne opowiadajcie co tam słychać w skocznym świecie? – zaczął
pierwszy Michael.
-
Dużo dobrego, skacze się dalej niż kiedykolwiek – zaśmiała się Ana wrzucając
aluzję zrozumiałą głównie dla Leny.
-
Pamiętaj Michie, trening czyni mistrza. – rzekła Madlen, po czym dziewczyny
zaczęły opowiadać o najbliższych planach zarówno w sporcie jak i życiu
osobistym.
-
Wiesz, największą zmianą jest to, że po raz pierwszy nie składasz naszych
złamanych serc. – zaśmiały się obie na samą myśl, ile razy Michelin właśnie w
taki sposób pomagał im w codziennych problemach.
-
Kurczę, a mogłem aż tak dobrze nie pomagać! – zaśmiał się na myśl życia u boku
którejś z blondynek.
-
A myślałam, że dobrze nam życzysz! – rzuciła go kawałkiem papryki Ana.
Chłopak
jednak miał dobry refleks łapiąc go w usta co wszyscy skwitowali ponownie śmiechem.
-
Ależ oczywiście, że dobrze życzę. Mam tylko nadzieję, że zarówno Thomas jak i
Gregor pojednali się z mózgiem i zaczną z niego korzystać. – cała trójca
ponownie się zaśmiali, opowiadając jak wyglądały minione dni.
-
Michie, zaszło sporo zmian na przykład... W czasie zgrupowań w Innsbrucku
będziesz miał u mnie wolny pokój... Przenoszę się tam na studia, Gregor wynajął
mieszkanie...
-
I mnie nie zabije?! Lena, jak mogłaś jej pozwolić uciec tak daleko... Przecież
wy jesteście jak papużki nierozłączki...
-
Co zrobisz jak nic nie zrobisz, jedyne co mnie pociesza to to, że miłość nie
zna granic, a zawsze jakby chciała gdzieś uciec to ma nasze Morgenowe
królestwo... O ile zdecyduję się dać Thomasowi ostatecznie szansę. – odrzekła
Madlen.
-
Już ja widzę, że nie. – zaśmiał się Michie, doskonale znając sytuację serca
młodszej dziewczyny.
Mimo
takich perturbacji, mimo wszelkich zawirowań, w oczach Leny na samo hasło
Thomas były płomienie... Tak, Michie był szczęśliwy ich szczęściem.
-
A tak poważnie Michael... Jestem tobie z Leną dłużniczkami... Mieć takiego
przyjaciela to skarb, zawsze nas wspierałeś, zawsze pomagałeś...
-
To się nazywa prawdziwy przyjaciel na czas dobry i zły. – uśmiechnęła się Lena.
Po
chwili spojrzały jak chłopak udaje płacz.
-
Przestańcie, bo się zaraz rozkleję. A chłopaki... Podobno nie płaczą. –
zaśmiały się na samo hasło blondyna, po czym ze spokojem oddali się dalszej
konsumpcji.
-
Mamy nadzieję, że i ty odnajdziesz swoje szczęście. A gdybyś czegokolwiek
potrzebował... Zawsze masz szczególne miejsce w naszych sercach. – uśmiechnęła
się Ana.
-
Pod warunkiem, że ani Thomas ani Gregor nie przerobią mnie na mielonkę.
-
Michie nie przesadzaj, Gregor obiecał, że będzie... Emmm... Jakby to powiedzieć,
honorować naszą znajomość. – zaśmiała się starsza.
-
Kurczę, a tak liczyłam na walkę kogutów. – dodała pokazując gest niezadowolenia
Lena.
-
Będzie żył, nie bój żaby. – zaśmiała się Ana.
Faktycznie
miło spędzało im się wspólnie czas. Nim się obrócili, a było już po 22 więc
dziewczyny postanowiły zatroszczyć się o sen przyjaciela, który pokonał sporą trasę
pociągiem. Miały też na uwadze jutrzejsze ognisko, gdzie... Czas nie będzie
miał takiego znaczenia, ale samo organizowanie imprezy i spędzenie czasu w
swoim towarzystwie zapowiadało grubą balangę.
Kiedy
złota trójca rozeszła się po pełnym śmiechu piątkowym popołudniu i wieczorze,
Lena i Ana postanowiły obie zalegnąć w pokoju Madlen, na jej łóżku. W
ubraniach, nie mając jeszcze energii by załatwić wieczorną toaletę, ułożyły się
na wznak na pościeli.
-
Ana… - zaczęła nagle Madlen. – Powiedz proszę, że dobrze robię…
-
Dając memu bratu drugą szansę?
-
Tak, ale nie tylko… Wiesz z czym się wiąże związek z dzieciatym mężczyzną…
Poniekąd ja również będę odpowiedzialna za to dziecko. – zaczęła tłumaczyć. – Boję
się, że… że…
-
Że go nie pokochasz? – zapytała Ana kończąc niewypowiedziane myśli Madlen, na
co młodsza kiwnęła tylko głową. – A ja myślę, znając ciebie i twoje dobre
serce, że… przepadniesz z kretesem jak tylko spojrzysz na tego maluszka. –
odrzekła starsza spoglądając w stronę swej przyjaciółki.
-
Albo na tę maluszkę. – uśmiechnęła się Lena, jednak po chwili westchnęła
zrezygnowana. – Boję się jak będzie wyglądała nasza przyszłość… Ta bardziej
odległa. Wiesz, biorąc pod uwagę powrót do poprzedniej relacji muszę przecież
założyć, że my kiedyś również będziemy mieć dzieci… Czy ja dam radę to wszystko
wtedy jakoś poukładać?
-
Lena, dlaczego ty jak zawsze przejmujesz się na zapas? Zobaczysz, wszystko się
ułoży. Musisz tylko dać temu szansę. – uśmiechnęła się Ana. – Popatrz, ja dałam
i jak dobrze na tym wyszłam?
-
Och tak strasznie cieszę się waszym szczęściem. – zachichotała Lena biorąc
przyjaciółkę w ramiona i mocno ją przytuliła. – Szkoda tylko, że będziesz tak
daleko ode mnie… - posmutniała na koniec.
-
To tylko trzysta kilometrów. Co to dla nas? – zaśmiała się Ana. – Będziecie do
nas z Thomasem latać helikopterem.
-
To poprosimy na dachu miejsce do lądowania. – tym razem zaśmiała się Lena. –
Tak swoją drogą… Dlaczego Gregor zdecydował się przyjechać dopiero jutro?
Przecież wie, że jest tu mile widziany. – Ana uśmiechnęła się na te słowa.
-
Nie uwierzysz, ale stwierdził, że… da nam trochę czasu na spędzenie go z
Michaelem.
-
Gregor?! – pisnęła Lena. – Na pewno ten Gregor? Schlierenzauer? Chorobliwie
zazdrosny typ?
-
Również nie mogłam w to uwierzyć! – zaśmiała się Ana. – Wiesz… On się bardzo
zmienił. Po tej akcji z rudą… - mimowolnie blondynkę przeszył dreszcz na samo
wspomnienie Dominici. – Po aferze dopingowej… Tak jakoś wydoroślał. Zaczął
mocniej stąpać po ziemi. Zwracać uwagę na to co jest tak naprawdę najważniejsze
w życiu. Nie widzę w nim już tego egoistycznego gówniarza. – kontynuowała
wypowiedź. – No i ten seks! – wybuchła śmiechem na koniec.
-
Nie mów mi nic o seksie! – warknęła Lena zasłaniając twarz poduszką.
Ana
zaciekawiona spojrzała na swą przyjaciółkę.
-
Myślałam, że wy z Morgenem żyjecie w celibacie od prawie dwóch miesięcy? –
zapytała szarpiąc za poduszkę.
Po
chwili ujrzała rumiane policzki blondynki i rozanielone spojrzenie. Lena
chociaż zawstydzona, przegryzła dolną wargę.
-
Opowiadaj mi tu szybko ty ruro! – zaśmiała się Ana. – Wybzykałaś mi brata?!
-
Proszę Ana, nie wracajmy do tego… - Lena kręciła głową patrząc na roześmianą
przyjaciółkę i próbowała pozbyć się łazienkowych obrazów sprzed oczu.
Ana
kolejny raz wybuchła śmiechem i zdzieliła blondynkę poduszką.
-
A myślałam, że tylko my nie potrafimy nawet przez chwilę utrzymać przy sobie
rączek. – zaśmiewała się dalej.
-
Dzięki Bogu, że Thomas pojechał na to zgrupowanie… - zauważyła Madlen. – Od
urodzin Koflera udało mi się doprowadzić tylko do jednego spotkania. Na
szczęście w miejscu publicznym… pełnym ludzi.
-
A to niby coś zmienia? – zapytała Ana, na co obie po chwili wybuchy śmiechem. –
Thomas grzecznie trzymał w ryzach swojego…?
-
Ana! – Lena ponownie zasłoniła się poduszką.
-
No dobrze już dobrze, nie będę z was żartować. – odrzekła starsza. –
Najważniejsze byście w końcu doszli ładu i składu.
-
Myślę, że pogadam z nim po ognisku. Jutro jeszcze będę cieszyć się wolnością!
-
Jeśli myślisz, że Morgi ci na to pozwoli to… jesteś w dużym błędzie. – zaśmiała
się siostra skoczka.
-
O właśnie! Miałam cię już o to kiedyś zapytać. Gregor wie o Wiśle? – Lena zwinnie
zmieniła temat i nonszalancko uniosła brew.
-
Aaa nie uwierzysz kochana, ale wie! I przyjął to ze spokojem. – uśmiechnęła się
starsza.
-
Ciężko mi w to uwierzyć. – zachichotała Madlen. – Mam nadzieję, że nie
zobaczymy jutro walki kogutów. A może jednak powinnam zakupić popcorn.
-
I arenę z kisielem! – parsknęła Ana. – Och! Ależ mi tego brakowało! – dodała
kiedy obie panie uspokoiły swój śmiech.
-
Ja również tęskniłam za beztroskim spędzaniem z tobą czasu moja droga. –
odrzekła Lena. – Nareszcie możemy odetchnąć z ulgą… Matury się skończyły, a
nasze życia…
-
Nareszcie zmierzają w dobrym kierunku. – dokończyła Ana łącząc swą rękę z
dłonią Madlen w mocnym uścisku.
-
Bardzo cię kocham. – powiedziała Lena spoglądając w oczy swej przyjaciółki.
-
I ja cię kocham… siostro! – po czym obie ponownie zaległy w swoich ramionach.
***
Sobotni
poranek w domu Stewardów pierwszy powitał Michael. Wypoczęty i zrelaksowany po
dość długim śnie, udał się cicho na palcach do sypialni Leny by zobaczyć czy
dziewczyna nadal spoczywała w ramionach Morfeusza. Hmm… spoczywała, ale w ramionach
Ane. Chłopak uśmiechnął się na ten obrazek, cyknął dziewczynom słodką fotkę, po
czym postanowił zejść na dół do kuchni by zaparzyć poranną kawę. W owym
pomieszczeniu znalazł się w mgnieniu oka. Nastawił ekspres i załączył radio,
które stało na blacie. Tanecznym krokiem począł szukać filiżanek.
-
Thomas?! – usłyszał nagle krzyk za sobą. – Co ty tu u licha… - odwrócił się
przestraszony i ujrzał przed sobą kolejną blond piękność. – O Boże! Strasznie
przepraszam… - kontynuowała dziewczyna mocniej obwiązując się paskiem od swego
szlafroka.
-
A co się tutaj dzieje… - dało się słyszeć ze schodów głos Madlen.
Dziewczyna
wraz ze swą starszą przyjaciółką stanęły jak wryte spoglądając to na Michaela,
który miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach oraz na Meredit,
która skrępowana próbowała się bardziej okryć szlafrokiem. Obie parsknęły
śmiechem.
-
Nie żaden Thomas! Michael jestem. – uśmiechnął się skoczek, po czym ruszył do
dziewczyny wystawiając dłoń.
-
Meredit. – odrzekła najstarsza z grona. – Przepraszam, stałeś tyłem… Myślałam,
że to Morgen.
-
No wiesz… przecież ja mam lepszy tyłek od niego! – powiedział chłopak, co
wszyscy skwitowali śmiechem.
-
Mer, a co niby miałby tu robić Thomas? – zapytała Lena podchodząc do ekspresu,
który był już gotowy by podać pierwszą kawę.
-
No nie wiem… na przykład bzykać moją młodszą siostrę? – zapytała Meredit na co
Ana i Michie wybuchli niepohamowanym śmiechem.
Lena
wpatrywała się niedowierzająco w swą siostrę, jednak sama po chwili się
zaśmiała kręcąc głową. Podała Ane czarną kawę, drugą filiżankę podstawiła pod
ekspres i skierowała się do lodówki w celu przygotowania śniadania dla swych
gości. Niedługo potem całą czwórką zajadali pyszne kanapki ustalając dalszy
rozkład dnia.
Po
godzinie, Ana, Lena i Michael zmierzali już autem do centrum w celu zakupienia
produktów niezbędnych do urządzenia ogniska. Meredit miała zostać w domu i
przygotować sypialnię rodziców dla mających niebawem przyjechać Kofiego i
Mirjam, pokój gościnny dla Ane i Gregora oraz salon, w którym musiał wylądować
Michie. Reszta gości była tutejsza, także gospodynie nie musiały przejmować się
ich rozlokowaniem. Kiedy zakupy spożywcze były już ogarnięte, trójca przyjaciół
musiała jeszcze zakupić węgiel do grilla oraz podpałkę. Zostawili więc auto na
parkingu i udali się chodnikiem w stronę sklepu docelowego. Pochłonięci
rozmową, nie zauważyli kto zmierza w ich kierunku z naprzeciwka.
-
O Thomas i Kristie. – zaczęła Ana, na słowa której Lena z przerażeniem uniosła
głowę.
Od
feralnego dnia w kawiarni nie widziała się bowiem ze starszą dziewczyną. Nie
mogąc się powstrzymać zmierzyła wzrokiem jej zaokrąglony brzuszek. Mimowolnie
poczuła ukłucie w sercu, ale potem… spojrzała na jej twarz. Kristie patrzyła
prosto na nią i radośnie z wdzięcznością się uśmiechała. Po chwili Lena skierowała
oczy ku Thomasowi, który poczynił krok w jej stronę. Również się uśmiechał,
tylko dlaczego ona czuła się niezręcznie? Michie chcąc rozluźnić atmosferę
wystawił rękę w stronę Kristiny.
-
Witam szanowną panią, za pewne Kristina? – zapytał, na co dziewczyna uścisnęła
mu dłoń. – Michael, miło mi w końcu poznać.
-
Zastanawiam się czy o mnie słyszałeś od Leny czy od Thomasa. Bo to mogły być
dwie różne wersje mnie. – zaśmiała się panna K.
-
Oj uwierz Kristie, że Thomas z Michaelem mają tylko jeden wspólny temat. –
zaśmiała się Ana wskazując oczami na stojącą obok zagubioną Madlen.
-
Słuchacie… robi się krępująco. – zaczął nagle Morgi. – Lena widzę, nie może
wyjść z szoku… Nie wiem czy to znowu mój blask ją tak omamił… - zaśmiał się na
co młodsza trzepnęła go w ramię.
-
Już sobie tak nie schlebiaj Morgen. – odrzekła z przekąsem, po czym ruszyła w
stronę starszej blondynki. – Kristie, wyglądasz o niebo lepiej. Bardzo się
cieszę, że dobrze się czujesz. – powiedziała, po czym obie ucałowały się w
policzek.
Ana,
Michie i Thomas patrzyli na to z rozdziawionymi buziami.
-
No co wy się tak wpatrujecie jak sroka w gnat? – zapytała Kristie. – Musimy
dojść w końcu do porozumienia prawda? Za niespełna cztery miesiące przyjdzie
nam wspólnie wychowywać naszą córkę.
-
Córkę?! – pisnęła radośnie Ana.
Wzrok
Leny mimowolnie pomknął ku Thomasowi. On uśmiechnął się jeszcze szerzej
podchodząc do niej i lekko ją objął. Madlen na nowo poczuła zakłopotanie,
jednak widząc jak Kristina z uśmiechem się w nich wpatruje… postanowiła
odwzajemnić gest. Powoli, małymi kroczkami do celu… Koniec końców w niedalekiej
przyszłości, będą musieli się razem spotkać i ustalić dalsze kroki ich
trójkątnej relacji.
-
Załatwiliście już wszystko? – wypalił nagle Morgi.
-
W sumie to tak. – odrzekła Lena. – Szliśmy jeszcze właśnie po węgiel.
-
Hmmm… to ja odwiozę Kristinę i przyjadę wcześniej wam pomóc.
-
Właśnie… - zaczęła nagle Madlen, ale nie była do końca pewna czy chce dokończyć
swą myśl. – Kristie może chciałabyś… Dziś organizujemy ognisko z okazji
zakończenia edukacji…
-
Dziękuję Lena za zaproszenie, ale jestem już dziś umówiona. – odrzekła starsza.
-
Dobra ekipa! Bo nam czasu braknie. – zauważyła Ana.
Chcąc
również by stosunki z matką jej bratanicy wróciły na przyjaznej tory, ucałowała
Kristie i lekko pomiziała ją po brzuszku przekazując maluszce swą dobrą energię.
Michie kiwnął starszej głową, po czym oboje ruszyli dalej, dając pozostałej
trójce nieco więcej prywatności.
-
Lena, wiem, że masz przed tym wszystkim opory, ale… daj temu biednemu chłopu
szansę, bo niedługo osiwieje. – zaczęła nagle Kristie.
-
Myślisz, że da radę z trzema babami? – zaśmiała się wskazując na brzuszek
starszej, po czym ujrzała jak Thomas przegląda swoje włosy w witrynie sklepowej.
Obie
panie parsknęły śmiechem na ten obrazek.
-
Będzie jeszcze czas, by o tym wszystkim porozmawiać. – rzekła rzeczowo Lena, na
co pozostała dwójka się zgodziła.
Madlen
ustaliła z Thomasem, że chłopak zajmie się alkoholem, co by go nie brakło na
ognisku, po czym miło się żegnając każdy poszedł w swoją stronę. Młodsza
blondynka podchodząc do swych przyjaciół lekko się uśmiechnęła. Oni oboje z
uśmiechami na ustach objęli ją ramionami i ruszyli w dalszym kierunku. Można
powiedzieć, że ich życie… nareszcie nabierało barw.
Sobotnie
przedpołudnie zaczęło się od intensywnych planów przygotowawczych. W końcu
goście mieli zjawić się w rejonie późniejszego popołudnia, a pracy... Cóż, przy
tylu gościach jak zawsze jest sporo. Blondynki wcześniej ustaliły przydział
zadań, patrząc się na podekscytowanego Michaela spytały.
-
Kochaniutki mam nadzieję, że umiesz obsługiwać siekierę? – zaśmiała się Lena.
-
No bo chłop na gwałt do rąbania się przyda. – dodała chichocząc Ana.
Oczywiście
same również potrafiłyby to zrobić, ale skoro już były na pokładzie silne
muskularne ręce... To czemu nie skorzystać? Przybiły sobie piątki uradowane, że
jedno zadanie z głowy, po czym zajęły się planem gastronomicznym na dzisiejsze
celebrowanie zakończenia szkoły.
-
Mamy dobre szaszłyki w wersji wege i mięsnej, możemy zrobić burgery, może
kiełbaski... - zaczęły wzajemnie wyliczać co Meredit skwitowała jednym wielkim
śmiechem.
-
Ana... Przecież wy trzymacie się diety, Lena też stara się zbyt wiele masy nie
przybrać, więc połowa cateringu przygotowanego przez was poszłaby w kosz... To
nie pułk wojska!
-
Meredit? Dobrze pamiętam? – uśmiechnął się zawadiacko Michael, po skinieniu
głowy dziewczyny kontynuował. – Chrzanić diety! Raz, nie zawsze! Trener nie
patrzy, hulaj dusza....
-
Piekła nie ma! – zaśmiały się obie dołączając do Michaela.
Byli
przekonani, że jednorazowa rozpusta gastronomiczna nikomu jeszcze nie
zaszkodziła. A co by nie mówić maturę zdaje się raz w życiu... Szkołę w Villach
też, więc dziewczyny nie planowały żałować tego co najlepsze na dzisiejszy
wieczór.
-
Dobra, a co z sałatkami? Coś ogarniamy?
-
Meredit, ja chętnie temacik ogarnę, tym bardziej, że ostatnio sporo korków
brałam od maestro Gregora. – Ana przegryzła wargę co wszyscy skwitowali
śmiechem.
-
I tylko sałatki? Przekichane moja droga. Pamiętaj, na mięsiwo wbijaj do
Michelina! – rzucił chłopak.
Grono
nie traciło dobrego humoru. Cały czas mieli uśmiech na ustach i było
dostrzegalne jak dobrze się dogadują. Po rozdzieleniu zajęć, każde z nich udało
się w swoje rewiry pracy. Madlen tłumaczyła Michaelowi skąd ma nabrać drewna i
gdzie je składować, a Ana zajęła się z Mer ogarnianiem pierwszych dań. Chwilę
później już we trzy urzędowały w babskim kuchennym świecie. Nie minęło więcej
jak pół godziny kiedy Michael zrzucił koszulkę... Dziewczyny spoglądając przez
okno zachichotały... No tak, co te
umięśnione skoczne ciała robią z dziewczyn.
-
Okej, rozumiem, już przynajmniej wiem co widzicie w tych chucherkach... Ciałko
ma niczego sobie. – zaśmiała się głośniej Mer.
-
Patrz, a tak się śmiała z nas, że tulimy tylko gnaty. – podchwyciła temat Ana.
-
I co, zatkało kakao? – zapytała Lena, na co śmiech ponownie wypełnił kuchnię.
-
Hayboeck, a ty może byś się ubrał... Przeziębisz się jeszcze. – usłyszały nagle
inny głos dochodzący z ogrodu.
Ana
przewróciła oczami, doskonale wiedziała, że głos należy do jej faceta. Lena wyszczerzyła
zęby i pokazała paczkę z popcornem. Ana ponownie przerzuciła oczami sugerując,
że uda się na moment na ogród by zobaczyć czy ponowne spotkanie facetów nie
skończy się... Krwiście.
-
Gregor, uważaj bo jeszcze wzruszę się na myśl o twojej trosce. – powiedział
Michael, rąbiąc kolejna kłodę.
-
Dobra, dobra moje koguciki widzę, że się miło przywitaliście... - zaśmiała się
automatycznie Ana widząc jak Gregor napina mocniej klatę.
Widok
był przekomiczny, jakby chciał wyraźnie pokazać, że teren jest zajęty...
Dziewczyna zbliżyła się w radosnych podskokach do szatyna, muskając czule jego
usta. Jego wyraźnie to nie satysfakcjonowało, mocniej ją przyciągnął do siebie,
przegryzł nieco jej wargę i zdecydowanie pogłębił pocałunek. Michael tylko się zaśmiał.
Co ta miłość robi z człowieka...
-
Kochanie, założyłam się z Leną, że mata do zapasów w kisielu nie będzie
potrzebna... Dacie radę wspólnie porąbać to drewno nie używając nadmiaru
testosteronu? – spytała Ana spoglądając w brązowe tęczówki chłopaka.
Ponownie
widziała ogień wyrażający bezgraniczne uczucie, ale i zazdrość... Postanowiła
zbliżyć się do jego ucha delikatnie je gryząc.
-
Zawsze i na zawsze tylko twoja. – chłopak od razu szeroko się uśmiechnął.
Powiedział,
że chętnie zaoferuje pomoc przy rąbaniu tylko się przebierze. Wrócił do
samochodu po rzeczy i dwa dość pokaźne bukiety kwiatów.
-
Dziewczyny, serdeczne gratulacje z okazji zdanych matur. – cmoknął młodszą w
policzek dając jej jeden z bukietów, a potem ponownie zbliżył się do swojej
partnerki.
-
Kochanie... - Ana przytuliła się mocniej do chłopaka by po chwili uraczyć go
głębszym pocałunkiem.
-
Ziemia do Ane, mamy jeszcze sporo pracy, czas na seksy i miłość później. –
zaśmiała się Lena.
Zakochana
parka wyszczerzyła tylko zęby dając sobie wzajemnie ostatniego całusa i
przeszli do swoich zadań. Gregor dość szybko przywdział dres... Ale był już bez
górnej części garderoby co nie umknęło uwadze Ane.
-
Kochanie... Czy czegoś nie zostawiłeś w torbie?
-
Mówisz o tym? – zachęcająco pokazał palcami swój umięśniony nagi tors co
dziewczyny skwitowały salwą śmiechu. – Jak Hayboeck paraduje bez koszulki to ci
nie przeszkadzało? Więc zaraz zobaczycie kto tu ma więcej mocy... I przez
grzeczność nie zaprzeczę lepsze ciałko. – powiedział unosząc lekko brew, po
czym dość szybko dołączył do młodszego kolegi.
-
Oho, samiec alfa się obudził! – rzuciła Mer na co Ana zareagowała przewróceniem
oczu.
Lena
ponownie zachichotała pokazując paczkę popcornu. Widać było, że Gregor nie
zaakceptuje tak szybko Michaela jak obiecywał... Jedno było pewne, poziom
testosteronu w ogrodzie był dosyć mocno przedobrzony.
-
I gdzie ta dojrzałość, o której wczoraj gadałyśmy? – zapytała Madlen.
-
Widać przy Michaelu nieco zanika. Muszę jeszcze nad tym trochę popracować. Lena,
jest jednak jeden plus... Myślę, że drewna starczy wam na najbliższy rok! –
zaśmiała się Ana widząc jak intensywnie panowie uderzają o kłody do rozbicia.
Dziewczyna
pokręciła tylko głową na myśl ile będzie musiała się natrudzić by przekonać
Gregora do młodszego kolegi. W końcu tak wiele mu zawdzięczali... Był tylko jej
przyjacielem... Może aż przyjacielem. A z kolei on? On był panem jej serca...
Mimo młodego wieku, mimo wielu przeszkód po drodze czuła, że dokonała dobrego
życiowego wyboru... Była bezgranicznie oddana i tylko jego... W zupełnym tego
słowa znaczeniu. Zaśmiała się na myśl o kłódce na swoim sercu... Ono już dawno
wybrało, a klucz do niej miał tylko jeden mężczyzna... I był nim oczywiście nie
kto inny jak Gregor. Lena widząc zadumę przyjaciółki delikatnie ją dotknęła. Ta
jak oparzona odskoczyła uświadamiając sobie w jaki trans wpadła, co nie umknęło
pozostałym dziewczynom.
-
Proponuję przerwę gastronomiczną, chodźmy Ana do twojego księcia, zobaczmy czy
siekiery nie palą w dłonie. – zaśmiała się Meredit, ciągnąć absolwentki w
kierunku ogrodu.
-
Brakuje tylko Morgena, a mogłoby być ostrzej... - powiedziała Ana co pozostałe
blondynki zwieńczyły kolejnym śmiechem.
-
I koguciki byłyby w komplecie. – dodała Lena wypatrując czasu kiedy będzie już
miała Morgena w pobliżu.
-
Ale trzymaj że mocniej tą siekierę! – usłyszały głos strofującego Michaela.
-
Że ja niby nie umiem? – skrzywił się Gregor na samą uwagę młodszego skoczka.
Dziewczyny
pokręciły przecząco głowami.
-
Zaraz sprawdzimy kto lepiej rąbie.... - spojrzeli na stojące tuż obok
blondynki, szukając odpowiedniego arbitra, który rzetelnie oceni ich pracę.
-
Nawet nie patrz na Ane, bo będzie stronnicza. – zaśmiał się Hayboeck.
-
Lena coś czuje, że ty też mogłabyś wziąć stronę blondyna, w końcu masz słabość
do tego koloru... - zaśmiał się Gregor.
-
Gdzie drwa rąbią… Tam wióry lecą. – zaśmiała się Ana bezradnie rozkładając
ręce.
Wzięła
szybko siekierę od Gregora. Trzepnęła w konkretną kłodę jednym ruchem łamiąc ją
na pól. Panowie spojrzeli na siebie zaskoczeni, jednocześnie wyrażając uznanie
dla blondynki.
-
Myślę, że państwo Steward już będą zadowoleni z waszych usług rąbania drewna na
całą zimę... Uważam zadanie za skończone, a wy pod prysznic marsz. – otrzepała
ręce Ana wskazując panom drzwi do domu.
Wierzyła,
że nadejdzie w końcu taki czas, kiedy ani jeden ani drugi nie będą się nawzajem
tępić. Całą piątką wrócili do domu by przygotować się na nadejście gości. W
pewnym momencie Ana wpadła na diaboliczny plan. Zabrała na moment Michiego do
innego pokoju. Gregor krzywiąc się na sam widok, ruszył mimowolnie za nimi.
Gdzie oni do licha idą?! Blondynka się uśmiechnęła słysząc jego kroki, w
zasadzie to chciała osiągnąć.
-
Panowie, celowo was tu ściągnęłam, czy możecie mi jasno i klarownie powiedzieć
co wy najlepszego wyprawiacie? Czy możecie przestać zgrywać pieprzonych samców
alfa?!
-
To on mnie prowokuje! – skrzywił się Michael.
-
A ty co, może święty? – prychnął sarkastycznie Gregor.
-
Stop! – wrzasnęła w końcu Ana. – Czy możecie zamknąć te jadaczki i nie robić
poruty? To co miało miejsce przed kilkoma minutami nie powinno mieć miejsca.
-
Ale... - zaczął ponownie Gregor.
-
Nie skończyłam jeszcze. – położyła mu palec na ustach by kontynuować swoją
podniosłą mowę. – Kochanie, obiecałeś że nie będziesz dawać we znaki
Michaelowi, że go zaakceptujesz, a tymczasem co? – Michael zacząć się głośniej
śmiać, natomiast Ana spojrzała spod byka na młodszego. – Michael, a ty co?
Jesteś młodszy, zdawać się by mogło, że może dojrzalszy, a tymczasem skaczecie
sobie do gardeł jakbyście byli dziećmi bijącymi się o zabawkę...
Chłopaki
ponownie zmierzyli się wrogim spojrzeniem co nie umknęło blondynce.
-
Ja nie jestem zabawką... Mam uczucia panowie i nie chcę byście się wzajemnie
podkręcali...
Michael
wraz z Gregorem spojrzeli na jej zatroskaną twarz.
-
Chcę wam zwrócić uwagę na jedno, jesteśmy w gościach, będą nasi znajomi, nie
wiem czy Lena ma chęci wysłuchiwać waszych głupich afer... A ja hmm... Życzę
sobie żebyście ten dzień miło spożytkowali i się wzajemnie pogodzili. Możecie
to dla mnie zrobić? – zamrugała słodko oczami kończąc wywód.
Panowie
pokręcili głową, ale gromiące spojrzenie dziewczyny skłaniało do refleksji.
-
Kocham was obu... Michael jesteś najlepszym przyjacielem płci męskiej jakiego
miałam w życiu... Gregor, ty natomiast dla mnie jesteś wszystkim... Nie chcę znosić
dziwnych wyborów, ale też nie chcę widzieć takich scen... Spróbujecie
zachowywać się jak na dorosłych mężczyzn przystało? – widząc ich
zdezorientowane miny wzięła rękę jednego i drugiego chłopaka zmuszając do
wspólnego uścisku i zgody.
Wiedziała,
że może na dłuższą metę będą musieli nadal uczyć się tolerancji dla siebie, ale
miała nadzieję na miłe spędzenie czasu bez kłótni.
***
Po
niedługim czasie Ana, Gregor i Michael… tworząc nową złotą trójce z powrotem
ruszyli do ogrodu by uprzątnąć teren po ostrym… rąbaniu i poukładać w jednym
miejscu drewno. Mer gdzieś zniknęła, natomiast Lena udała się do kuchni by
przyszykować zastawę. Po chwili usłyszała jak ktoś wchodzi do domu. Uśmiechnęła
się pod nosem, podejrzewając, że może to być tylko jedna osoba. A mianowicie
Thomas. I nie pomyliła się, ponieważ wkrótce potem Morgi wszedł do kuchni z
dwoma kratkami piwa. Madlen odwróciła się do niego wycierając ręce w papier
ręcznikowy i szczerze się uśmiechnęła.
-
Piwko… mmm… to co tygryski lubią najbardziej.
-
Mam jeszcze trzy butelki whisky, trzy butelki wina i… słowacką śliwowicę. –
uniósł znacząco brew odkładając skrzynki i ruszył ku dziewczynie.
Lena
oparła się o blat i mimowolnie przegryzła wargę.
-
Nie wspominaj o niej proszę przy Gregorze… - zaśmiała się. – Życie Michiego
mogłoby się szybciej skończyć niż zaczęło.
-
Dali wam popalić? – zapytał i jak gdyby nigdy nic objął dziewczynę w talii.
-
Nam? Nie. Ale Ane? Owszem. – zachichotała i ulokowała swoje dłonie na karku
chłopaka. – To był jeden z lepszych występów jaki w życiu widziałam… Rąbanie
drewna weszło na nowy poziom. – dalej się chichrała. – Tylko ciebie brakowało
do kompletu.
-
Tęskniłaś za mną? – zapytał racząc ją słodki uśmiechem.
Lena
już miała odpowiedzieć „Jak cholera!”, jednak tylko tajemniczo się uśmiechnęła.
Po chwili blondyn nie mogąc się dłużej powstrzymywać, wpił się w usta Leny.
Dziewczyna przysunęła się bliżej niego i pogłębiła pocałunek, szukając swym
językiem, języka chłopaka.
-
Madlen! Co na to wszystko Thomas?! – usłyszeli nagle za sobą. – No ja pieprzę!
Wy wyglądacie dosłownie tak samo… od tyłu. – dodała Mer kiedy Thomas obrócił
się w jej stronę.
Morgi
spojrzał pytająco najpierw na starszą, a później na młodszą blondynkę. W chwili
kiedy Michie wszedł do kuchni, do Morgiego dotarł sens słów Meredit.
-
Hayboeck! Trzymaj ręce przy sobie jak cię proszę! – warknął w stronę blondyna.
– Chyba, że chcesz żebym popis moich umiejętności rębackich pokazał na tobie!
Michie
spojrzał znużony na wybuch starszego kolegi.
-
Jak nie jeden to drugi… To już naprawdę staje się męczące. – odrzekł
rozdrażniony. – Słuchaj Thomas, jeśli chciałbym by Lena była moja, tak by się
stało. Tymczasem… sam nie wiem czemu, ona jest beznadziejnie w tobie zakochana
i ja nie mam zamiaru z tym walczyć ok? Weź swoje emocje lepiej spożytkuj w
łóżku, widać, że dziewczyna nie jest wystarczająco zaspokojona. – dodał, na co
Morgen od razu poczynił krok w jego stronę zaciskając pięści.
Lena
śmiejąc się z obu panów, zatrzymała Thomasa w miejscu ciągnąc go w swoją
stronę, a odciągając od Michaela.
-
Podoba mi się on! – krzyknęła nagle Mer. – Michael, masz u mnie dużego plusa. –
po czym złapała jego twarz w dłonie i złożyła na jego policzku głośnego całusa.
Morgi
przerzucił oczami, Lena chichrała się z ogromnego banana, który wyrósł na
twarzy Michelina, a Mer opuściła kuchnię. Tak… ten wieczór naprawdę mógł być
udany. Z pozytywnym nastawieniem wrócili do przygotowywania ogniska, ponieważ
czas imprezy zbliżał się wielkimi krokami.
Około
godziny 17.30 dom Stewardów nawiedzili Andreas i Mirjam. Lena jak przystało na
gospodynię od razu pokazała parze pokój, który miała zajmować przez weekend.
Następnie dała im trochę prywatności by mogli się odświeżyć po podróży, a sama
udała się do kuchni by zabrać resztę rzeczy za dom. Kiedy wyszła na taras jej
oczom ukazał się bajeczny widok. Cały ogród z miejscem na ognisko był
przystrojony w świecące girlandy światełek. Altanka, gdzie mieli biesiadować, a
w której stały stoły, była oświetlona lampkami świątecznymi. Wszystko wyglądało
jak z jakiegoś ogrodniczego magazynu. A najlepsze było to, że… oni sami to
wszystko przystroili. Blondynka uśmiechnęła się i w podskokach skierowała się w
stronę Thomasa oraz Michiego, którzy próbowali rozpalić ognisko. Ana i Gregor
zajmowali się w tym czasie rozpaleniem grilla.
-
Widzę w rozpalaniu ognia nie jesteście tak dobrzy jak w rąbaniu drewna. –
zaśmiała się na widok męczących się przyjaciół.
-
Taka mądra jesteś? – zapytał Michelin. – To sama spróbuj. – rzekł i założył
ręce.
Lena
puściła mu perskie oko, po czym zanurkowała do niedużej szopy w rogu
posiadłości.
-
Madlen! Władca płomieni! – zaświergotała ukazując w swej ręce palnik z gazem i
odpaliła go.
Niedługo
potem ognisko płonęło żywy ogniem, a Lena z satysfakcją spoglądała na dwóch
blondynów.
-
A mogłoby się wydawać, że powinniście podniecać ogień bez problemu. – zaśmiała
się.
-
Ty lepiej zacznij się zastanawiać jak ugasić inny pożar… - odezwała się nagle
Ana. – A nie byś tylko podniecała i wzniecała… - dodała zerkając na Thomasa, po
czym wszyscy zaczęli się śmiać.
-
Odezwała się… - Lena wystawiła język w stronę przyjaciółki, pomknęła jednak po
chwili w stronę domu, ponieważ reszta gości chyba właśnie dotarła na miejsce.
Okazało
się to prawdą, ponieważ Mer prowadziła właśnie Martina z Barbarą oraz Koffiego
i Mirjam przez drzwi balkonowe na taras. Ich miny mówiły jedno… było tu
przepięknie! Lena wesoło przywitała drugą parkę i poprowadziła ich w stronę
ogniska, gdzie swoje miejsca zajmowali już pozostali. Gregor jako maestro
obsługiwał grilla. Powitaniom i buziakom nie widać było końca, kiedy ze strony
budynku ponownie dało słyszeć się głosy.
-
No hello! – zaśmiał się Roger już z oddali machając do grupy ramieniem, po czym
przybił piątki znanym już sobie
chłopakom i przytulił blondynki, z którymi przez te lata uczęszczał do jednej
szkoły.
Victor
dość szybko dołączył do kolegi w gestach przywitania, natomiast dziewczyny im
towarzyszące stanęły jak wryte. Lena obiecała poznanie ze skoczkami i słowa jak
widać dotrzymała.
-
Rita, Amber, oh zapomniałam! – zaśmiała się Lena widząc miny koleżanek. – Ana
dokonasz prezentacji? – rzuciła ponownie udając się do kuchni po pierwsze
kiełbaski.
-
Z radością! Lejdis and gentelman, panie i panowie oto największe marznące dupki
na belkach ever. I oczywiście ich wspaniałe partnerki... – wskazała Andreasa,
Martina oraz Michiego, ponieważ Thoma i Grega dziewczyny znały już ze
studniówki.
Wszyscy
się zaśmiali na sam początek wejścia.
-
Ana, tobie jeszcze nie polano, a gadasz jak... - zaśmiał się Kofi.
Dziewczyna
ponownie wyszczerzyła ząbki dokonując skromnej prezentacji przybyłych skoczków.
-
A tutaj... - zatrzymała się na czwórce ze szkoły. – Jedyne osoby spoza świata
sportu, które... Potrafią się normalnie zachować Amber, Rita, Roger i Victor.
Dzięki nim w szkole czułam się jak normalny człowiek... Myślę, że Lenka tak
samo. Zatem wielkie brawa, chylimy czoła, et cetera, et cetera. Dobra, dosyć
ckliwości, czas wznieść toast za skończoną edukację i bibę rozkręcić! –
zaśmiała się Ana, po czym wraz z przybyłą z powrotem Leną częstowali każdego
piwem na dobry początek.
Rozmowy
zaczęły się na dobre rozgrzewać przy drugim piwie. Szkolni goście dość fajnie
odnaleźli język w towarzystwie skoczków. Oni natomiast czerpali garściami z
kolejnego wolnego momentu gdzie mogli nie myśleć o treningach czy innych
sportowych troskach.
-
Amber, Rita macie jakieś plany na przyszłość? – spytała Lena.
-
Szczerze, ciężko coś wymyślić, egzaminy nie poszły najgorzej, ale decyzja o tym
jakie studia wybrać to chyba najtrudniejsza z możliwych w takim wieku... wiesz
w końcu chciałoby się znaleźć jakaś pracę po wszystkim... - zaczęła Amber.
-
A nasze kochane blondyneczki co planują prócz skoków i łyżew? – podłapał temat
Roger.
-
Ana mnie zostawia! – zaśmiała się jednocześnie udając płacz Lena, na co Morgen
zareagował szybkim przytuleniem i szeptem do ucha.
-
Ale zawsze masz mnie. – dziewczyna poczuła gęsią skórkę.
No
tak, jak nie jeden Morgenstern, to drugi – też niezła opcja. Chodź jego
widziała w zupełnie innej roli niż przyjaciela.
-
Serio? Dokąd się wybierasz? Nie wierzę, że wy taki duet... - spojrzała Rita.
-
Obiecałam Lenie parking na helikopter, więc godzinka i będzie u mnie... Razem z
Morgenem oczywiście. – co wszyscy skwitowali ponownie salwą śmiechu wnikając w
dalsze życiowe zmiany Ane. – Wam mogę powiedzieć, przenoszę się do
Innsbrucka... Tam planuję podjąć studia, dalej skakać i... Mieć na oku moją
miłość. – spojrzała wymownie na Gregora, po czym szkolni znajomi zareagowali
"awww".
Szatyn
od razu przyciągnął do siebie blondynkę muskając czule jej policzki. Para
wzięła kolejny łyk piwa i zatopiła się w dalszej części zabawy z innymi gośćmi.
-
Dobra kochani, świetnie się spisujecie, jest miło, jest radośnie, ale nie było
jeszcze żadnego toastu! – zaczęła Lena co ponownie podłapała Ana.
-
Za nowe życie! Poza murami Villachijskiej szkoły!
-
Ana, ale ty nie do końca będziesz mieć nowe życie, skoki nadal będą z tobą. –
zaśmiał się Victor.
-
Ups, może źle to określiłam, dla nas może pół nowe życie, dla was zupełnie nowe,
do dzieła! – zaśmiała się na samą myśl tego co powiedziała, po czym ponownie
przechylili butelki.
Widać
było coraz luźniejszą atmosferę, Lena puściła więc muzykę zaczynając od
Celebrations. Nikogo nie trzeba było prosić specjalnie do tańca, dość szybko
potworzyli parki i zaczęli wywijać na tarasie. Po chwili u boku blondynek
znaleźli się ich szkolni koledzy, zatem Thomas i Gregor zaczęli zabawiać ich
wspólne koleżanki. W związku z tym, że jedynymi, którzy na imprezie byli solo
to Mer i Michie, postanowili razem się bawić.
-
Żałowałaś kiedyś decyzji o skokach? – spytał Victor starając się prowadzić Ane
w tańcu.
-
Nigdy. Skoki pozwalają poczuć się wolnym... Pozwalają sięgnąć chmur. A
jednocześnie gdy widzisz wyniki i sukcesy, które są dostrzegalne dla wszystkich,
wtedy wiesz, że podjąłeś dobrą decyzję. Tak było ze mną, gdy Thomas zabrał mnie
na skocznię. Początki były trudne, ale... Teraz jestem gdzie jestem. – zaśmiała
się dziewczyna robiąc obrót.
Musiała
przyznać, że będzie jej brakować towarzyszy ze szkoły. Oni dawali im wsparcie i
jeśli zaszła taka potrzeba pomoc w konkretnych sytuacjach. Teraz ich drogi
miały się rozejść na dobre. Lena zbliżyła się do Victora i zmieniła Ane. Teraz
ona bujała z drugim kolegą by po chwili stworzyć mały krąg.
-
Ale obiecajcie, że będziemy mieć ze sobą kontakt! – powiedział Roger, oddając
dziewczyny w ręce ich partnerów.
-
No raczej nie inaczej! – zaśmiały się blondynki, przybliżając się do swoich
chłopaków.
-
Nie wiem czy podobał mi się kierunek biegu moich myśli na widok twojego ciała w
ramionach twoich kolegów ze szkoły. – zauważył Thomas kiedy Lena w końcu
zaległa w jego uścisku.
-
A myślisz, że w jakim kierunku pobiegły moje myśli kiedy zobaczyłam dziś
ciężarną Kristie? – odpyskowała.
-
No dobrze wygrałaś, ale…
-
Nie ma ale Thomas. Ja przynajmniej z nikim innym nie spałam. – warknęła.
Jeszcze
tego by brakowało żeby robił jej wymówki na jej własnej imprezie.
-
Ej Mała, nie atakuj mnie. – powiedział przyciągając ją bliżej.
-
To mnie nie prowokuj Morgen. – odrzekła, jednak uśmiechnęła się po chwili. – A
to co działo się za murami szkoły… niech tam zostanie. – dodała i puściła mu
oko.
Thomas
przerzucił oczami na jej słowa, po czym zakręcił jej ciałem. Nic nie mógł
poradzić na to, że był tak chorobliwie zazdrosny o blondynkę. Co tu dużo mówić…
czuł wewnętrzny niepokój, że ona kiedyś przejrzy na oczy i po prostu go
zostawi… Bo kto normalny pakowałby się w związek z dzieciatym facetem...
Skrzywił się na tę myśl. Potrząsnął jednak głową, chcąc odegnać zły tok
myślenia. Czekała ich jeszcze poważna rozmowa, po której oboje stwierdzą, w
którym kierunku pójdzie ich relacja. Lena ostatnio zapewniała, że go kocha,
więc… Postanowił się dziś dobrze bawić i zadbać o to by blondynka również miło
wspominała zakończenie szkoły.
~~~~
Witajcie!
<3
Dziś
piątek, na lepsze rozpoczęcie weekendu, nowy rozdział :) Mamy nadzieję, że się
podobał, bo to jeden z naszych ulubionych… Dalsza część ogniska to jeszcze
więcej śmiechu i dobrej zabawy ;D No i pojawił się Michelin tututu! Owacje dla
niego hahaha Dał Gregorowi popalić, lubię ten jego charakterek w tej historii
hihihi *_* No i Morgenyyyy… jakby na nowo połączeni. Ale… chyba jeszcze długa
droga przed nimi :)
Alikus!
To dla Ciebie tak długi rozdział, w pierwszej wersji był o wiele krótszy :P
Doceń moje starania haha :D
Aż
dziwnie mi się wracało do tego rozdziału… wiedząc co teraz się z Anią tworzy xD
Niby pisany tak niedawno, a jednak… sporo literek upłynęło :)
Daję
już Wam spokój, zapraszam do komentowania i spostrzeżeń, na które jak zawsze
gorąco czekamy :)
Buziaki
<3
Ania&Madziusa
Dziewczyny 😊
OdpowiedzUsuńTaki cudny długi rozdział dla mnie? Oj oczywiście, że doceniam i bardzo dziękuję :* <3
Oj żałujcie, że nie mogłyście patrzeć na moją minę… Nadal mam nie mogę przestać się uśmiechać i śmiać…
Kocham wręcz siostrzaną relację Leny i Ann… To jest mój ulubiony teamdrem, z którym nie należy zadzierać…
No i proszę – jest Michelin i od razu jest wielka walka kogutów :-D Oj chciałabym zobaczyć walkę chłopaków w kisielu :p
Całuję wam kochane i czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział :-)
BU$KA <3 :D