poniedziałek, 1 lipca 2024

105. Tylko mnie kochaj...

Niedziela minęła pod kątem odsypiania. W końcu, po wczorajszym intensywnym wieczorze i nocy, każdy pragnął odpocząć jak należy. Popołudniu, gdy wszyscy byli już na dobre rozbudzeni, nadszedł czas smutnych rozstań, bowiem zarówno Koffi z Mirjam jak i Michael musieli wracać do swych miejscowości i innych zajęć. Tymczasem zakochane pary poświęciły ten czas na błogim lenistwie do wieczora, czyli do przyjazdu rodziców Leny. Thomas postanowił więc zabrać Ane z Gregorem do swojego mieszkania, by w spokoju odpocząć przed kolejnym dniem, który miał nieść za sobą nowe wyzwania.
Słoneczny poniedziałek każdy przywitał z innym nastawieniem. Gregor od rana chodził nie swój po domu Thomasa. Ten natomiast pałał nową energią... Sprawa ich stosunków z Len została ostatecznie wyjaśniona, dzięki czemu mógł odetchnąć z ulgą. Ana cieszyła się szczęściem brata. Z nadzieją patrzyła na jego rozwijający się na nowo związek, w końcu Madlen dała im na nowo szansę. Spojrzała jednak z niepokojem na swojego partnera, który kręcił się niepewnie z kąta w kąt. Wiedziała, że dzisiejszy dzień nie będzie należał do najprostszych. W planach mieli bowiem wyprawę do rodzinnego domu blondynki. Czy naprawdę aż tak się bał jej matki? Ana objęła go mocniej w pasie wtulając się w jego plecy.
- Kochanie... Przestań się trapić. To nie twoja pierwsza wizyta w Spittal.
- Gregor, może mama bywa hmm... Trudna w rozmowach, ale wiesz dobrze dlaczego tak się dzieje. Troska... - spojrzał wymownie na przyjaciela Thomas.
Teraz kiedy miał sam stać się ojcem coraz częściej rozmyślał o tej roli... Jak być rodzicem. Widząc jak jego matka wielokrotnie musiała mierzyć się z ich problemami coraz lepiej rozumiał jej troskę, Jej obawy, jej lęki... Poklepał Gregora po ramieniu, by dodać mu nieco otuchy i ruszył w kierunku salonu dając nieco swobody młodym zakochanym.
- Nie będzie aż tak źle. Głowa do góry i rób to co najlepiej ci wychodzi. – powiedziała Ana, a szatyn spojrzał pytająco na nią, ta zareagowała śmiechem. – Tylko mnie kochaj... Pokaż jej to, a z czasem na nowo ci zaufa.
- Ooo to chyba potrafię. – uniósł lekko brew w kierunku blondynki by po chwili zacząć pieścić ustami jej szyję.
- Mój kochany... - potarła nosem o jego nos, cmoknęła czule w usta i chwyciła mocniej za rękę patrząc mu w oczy. – Pamiętaj... Bez względu na wszystko, ona pragnie tylko mego szczęścia, a skoro ty mi to dajesz... Zrozumie i zaakceptuje.
Chłopak westchnął czując, że mimo wszystko nie będzie to prosta misja... Ale Ana... Ona była warta wszystkiego... Chciał potrząsnąć całym światem, by w pełni dać jej wszystko co najlepsze, wszystko na co tylko zasługuje. Wziął torbę swoją i partnerki, na odchodne Thomas życzył im powodzenia, po czym ruszyli do samochodów. Długo zastanawiali się jak pojechać. Czy wybrać jeden samochód czy może jechać dwoma by nie wzbudzać zbytnich podejrzeń? Ostatecznie stanęło na dwóch osobnych środkach transportu, bo nie do końca wiedzieli czego spodziewać się po samej mamie. Ana mimo wszystko była optymistką, ale... Nie chciała też prowokować matki do nietypowych wniosków. Zatem z piskiem opon zdecydowanie ruszyła w kierunku rodzinnego domu. Czekała ich blisko 40-kilometrowa droga i spotkanie z przeznaczeniem.
Tymczasem Thomas, który został sam w domu, usłyszał jak ktoś przekręca klucz w drzwiach jego mieszkania. Na usta od razu wpełzł mu błogi uśmiech, ponieważ nie mógł to być nikt inny tylko Lena. I nie przeliczył się. Dziewczyna już od progu nawoływała go jego nowym, starym przydomkiem.
- Kochanie, już jestem! – zawołała zamykając drzwi.
Jak tylko pojawiła się w zasięgu widzenia chłopaka, porwał ją w ramiona i zaczął namiętnie całować. Dziewczyna zaśmiała się na widok wybuchu uczuć blondyna, jednak odwzajemniała wszystko w pełni. Gdy w końcu się uspokoił, zaległa w jego kleszczowym uścisku i oparła czoło o jego czoło.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniło to mieszkanie za twoim uśmiechem. – oznajmił. – Jak mogłaś opuścić je na prawie dwa miesiące? – zapytał z udawanym wyrzutem.
- Mieszkanie czy jego właściciel? – zachichotała. – Skąd wiesz, że mnie tutaj nie było przez dwa miesiące? – zapytała tajemniczo.
- Żartujesz prawda?
- No wiesz… dużo miałyśmy nauki z Ane… musiałyśmy od czasu do czasu zmienić mój pokój na coś innego… Wiesz, wietrzenie intelektu ważna rzecz. – zauważyła.
- I to wszystko pod moją nieobecność? – uniósł pytająco brew.
- Nie będę ukrywać, że… nie byłeś osobą, z którą w tamtym czasie miałam ochotę się spotykać. – odrzekła. – Ale zapomnijmy o tym! – wykrzyknęła. – Teraz nareszcie jestem tam gdzie być powinnam i nie zamierzam ruszać się z tego miejsca!
- A ja dopilnuję byś już nigdy nie musiała chcieć opuszczać tego miejsca. – odrzekł wskazując na swoje ramiona, po czym kolejny raz ją ucałował.
- Idziemy? – zapytała Lena, kiedy kilka chwil później postanowili zakończyć umizgiwanie.
Thomas kiwnął głową, po czym chwycił jej dłoń i wyprowadził z mieszkania, zabierając po drodze kluczyki od swej fury. Po niedługim czasie, jechali już do mieszkania Kristie. Czas na rozpracowanie skomplikowanej trójkątnej relacji Lena-Morgi-Kristie właśnie nastąpił.
***
W połowie drogi Ana zobaczyła, że dzwoni telefon z numerem jej ukochanego, odebrała więc na głośnomówiącym kontynuując jazdę.
- Ana, może zajechalibyśmy do jakiejś kwiaciarni?
- I co, tak chcesz udobruchać moją mamę? No wiesz... Podobno na większość kobiet to działa, ale ona nie jest jak wszystkie. – zaśmiała się słysząc jego westchnienie. – Gregor, nie spinaj się... Kupisz nie jeden, a może dwa bukiety, może się uda ją nieco przekabacić. Poza tym... Jest dzień dziecka będzie miła dla ciebie...
- O ile tak mnie potraktuje.
- Ciebie może nie, ale ma do mnie słabość. – zaśmiała się głośno, zapewniając chłopaka po raz kolejny, że na pewno wszystko będzie dobrze tylko musi sam w to uwierzyć.
Po trwającej krótką chwilę trasie, zatrzymali auta pod domem Morgensternów. Ana przyjaźnie uśmiechnęła się w kierunku Gregora, chwytając go za dłoń.
- Wdech, wydech, uśmiechnij się... - zaśmiała się dziewczyna i otwierając dom krzyknęła szybko. – Mamo, tato jestem!
- Ana! Córciu jak dobrze cię widzieć... ooo jest i pan Gregor... - dziewczyna widząc skonsternowaną minę matki, ucałowała ją w policzek i się uśmiechnęła mówiąc.
- Po prostu Gregor... - chwyciła chłopaka mocniej za rękę obserwując jak niepewnie podaje mamie solidny bukiet kwiatów.
- Są piękne, dziękuję. – Ana widząc odwracającą się na pięcie matkę pokazała uniesiony kciuk w górę, po czym wciągnęła chłopaka za sobą do salonu gdzie siedział uśmiechnięty Franz.
Przytulił najmłodszą córkę, po czym solidnym uściskiem dłoni powitał obecnego wraz z nią partnera. Gudrun udała się zrobić kawę oraz skończyć przygotowywać obiad. Ana pokiwała głową chłopakowi by poszedł za nią. Jednak widząc jego niepewność... Zaśmiała się w duchu. On naprawdę zrozumiał swój błąd. Zrozumiał, ale też chyba nie bardzo potrafił o tym rozmawiać. Jeszcze tym bardziej, że miała to być rozmowa z matką jego wybranki.
- Kochanie... Kiedyś musisz się przełamać, w końcu jak zamierzasz prosić mnie o rękę? Bez obecności mamy? – zaśmiała się mu do ucha dziewczyna.
Wzięła go złapała za dłoń, po czym śmielej wepchnęła go do kuchni.
- Ana, kochanie pomożesz mi dokończyć? – odwróciła się na pięcie Gudrun obserwując dwoje młodych ludzi stojących za nią.
- Gregor Ci chętnie pomoże... Ja obiecałam z tatą dokończyć jedną rzecz.
- Co niby takiego? – zaśmiała się Gudrun czując, że córka nie do końca jest szczera.
- Czy to ważne? Pamiętaj tylko, że dziś dzień dziecka. – musnęła ją w policzek i błyskawicznie pozostawiła chłopaka w jaskini lwa czyli kuchennym Królestwie pani Morgenstern.
- Cała Ana, ale wiem co jej chodzi po głowie. Gregorze, pomożesz? – chłopak pokiwał niepewnie głową zbliżając się do matki dziewczyny.
Wziął nóż i niczym wytrawny kucharz pomógł w porcjowaniu kaczki, którą chciała upiec.
- Pani Gudrun, ma pani całkowitą rację, że Ana chciała byśmy spokojnie porozmawiali...
- Oh, przecież ja ją doskonale znam... Jest uparta i lubi postawić na swoim, ale... Dobrze wiesz dlaczego mam takie podejście Gregor.
- Pani Gudrun... - chłopak wciągnął mocniej powietrze by po chwili kontynuować. – Wiem, że okazałem się ostatnim dupkiem, palantem, idiotą czy cokolwiek pani myśli... kiedy skrzywdziłem Ane... Ale ten czas minął. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i chcemy... Na nowo iść razem przez życie.
- Na nowo? Sam słyszysz jak to brzmi? – spojrzała nieco spod byka matka skoczków.
- Wiem, ale niestety czasu nie cofnę... Chciałbym, ale niestety stało się co się stało. Ostatnie wydarzenia jednak pokazały...
- Gregor, wiem co pokazały, rozmawiałam o tym z Ane przed jej ostatnim wyjazdem do ciebie. Mnie jednak nie jest tak łatwo kupić... Kiedy doczekacie się własnych dzieci, co mam nadzieję nie nastąpi za szybko, może zrozumiecie...
- Pani Gudrun, nic mnie z tamtą kobietą nigdy nie połączyło... Zawsze kochałem tylko pani córkę.
- I okazując słabość pocałowałeś inną kobietę? Gregor... Skąd mam mieć pewność, że to się nie powtórzy? Skąd mam mieć pewność, że jesteś szczery? Że nie wyleje przez Ciebie więcej łez. Że nie będzie cierpieć...
Chłopak oparł się mocniej o blat roboczy, spojrzał na zaniepokojoną kobietę by po chwili szczerze oznajmić.
- Wiem, że słowa nie są w stanie oddać tego co czuję i myślę. Wiem, że co się stało to niestety się nie odstanie. Staram się z Ane ostatecznie zamknąć ten temat, ale uparła się bym z panią porozmawiał jeszcze przed weselem Christiny gdzie będziemy siedzieć przy jednym stole...
- No tak, mogłam się domyśleć, że się pojawisz. Gregor, odpowiedz mi szczerze na jedno pytanie. Czy ty naprawdę kochasz moją córkę?
- Jak szalony... Przy niej wszystko nabiera innych kolorów, przy niej moje życie ma sens, to dla niej chcę się budzić każdego ranka... Ona kształtuje mnie jako mężczyznę... Ana jest miłością mojego życia... - zawiesił się spoglądając w zaszklone tęczówki Gudrun.
Nie wiedząc czy ma kontynuować czy ma wyjść, spojrzał pytająco na matkę dziewczyny.
- Gregor... To są słowa. Piękne, ale nadal tylko słowa, one mogą być pustym sloganem...
- Wiem, że słowa nic nie znaczą... Ale jeśli nie dostanę od pani szansy, nie będę miał okazji pokazać tego co czuję... Zarówno serce moje jak i serce Ane stukają w tym samym rytmie, w tym samym kierunku. Ja wiem, że wiele w swoim życiu skopałem, ale to właśnie dla niej pragnę zmieniać swoje życie i samego siebie.
- Jedyne czego pragnę to szczęście moich dzieci Gregor. Związałeś się z moją najmłodszą córką... Rozmawiałam z nią przed wyjazdem do Andreasa. Dostrzegłam coś, co pokazało mi jak się zmieniła. Widzę jak wydoroślała... Widzę jak przepełnia ją szczęście. Takie, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Coś się zmieniło Gregor. Ana jest inną kobietą, a to wszystko dzięki tobie. Wszystko dzięki miłości. Chyba tak naprawdę to co się między wami się zadziało, tylko wzmocniło wasz związek.
Szatyn delikatnie się uśmiechnął. Kobieta miała stuprocentową rację, a te słowa pokazały mu, że rozmowa chyba idzie w odpowiednim kierunku.
- To wszystko dzięki rodzicom... To Państwo ją ukształtowaliście i przekazaliście jej piękne wartości...
- Gregor, to miłe że to doceniasz. – uśmiechnęła się, co uspokoiło chłopaka. – Widzę jak na siebie patrzycie, widzę jak wzajemnie się dopełniacie... Macie moje błogosławieństwo. Będę potrzebowała nieco czasu, ale widząc jej szczęście jestem spokojna...
- Obiecuję, że ani pani ani pani mąż nie zaznacie z mojej strony rozczarowania. Kocham Ane. To najmilsza memu sercu istota... Bez niej nic nie jest takie samo.
Matka dziewczyny się zaśmiała. Wiedziała, że to co mówi jest prawdziwe. Tylko szczerze zakochany człowiek jest w stanie mówić o miłości w taki sposób. Czas pokaże czy jej córka dobrze dokonała wyboru, ona jako matka mogła ją tylko wspierać na nowej drodze do dojrzałego życia.
***
Lena i Thomas po niedługim czasie parkowali już pod mieszkaniem Kristiny. Blondynka ochoczo wyskoczyła z samochodu, po czym złączyła dłoń z ręką Morgiego i pozwoliła się poprowadzić ku odpowiedniej klatce. Thom wpisał dobrze znaną sobie kombinację cyfr na domofonie i kiedy drzwi wydały odpowiedni dźwięk, przepuścił w nich dziewczynę. Winda dowiozła ich na prawidłowe piętro, a po chwili dzwonili już pod odpowiednie lokum. Kristie w drzwiach pojawiła się stosunkowo szybko, zrobiła miejsce i wpuściła ich do środka z uśmiechem. Madlen odwzajemniła gest, ale przełknęła ciężko ślinę. Ostatnim razem gdy tutaj była… po zgrupowaniu w Innsbrucku… prawie 6 miesięcy temu… jeszcze przed rozpoczęciem sezonu… sytuacja całej trójki była skrajnie inna. Nagle jednak przegryzła wargę coś sobie przypominając… Morgi już wtedy pierwszy raz próbował ją pocałować. Westchnęła i zajęła miejsce przy stole. Czas na obrady właśnie nadszedł.
- Czego się napijecie? – zapytała gospodyni.
- Kristie, usiądź proszę. – powiedziała Lena i pociągnęła dziewczynę za rękę na krzesło. – Musisz odpoczywać i na siebie uważać. – dodała szybko, po czym skierowała do blondyna. – Thomas, mniemam, że doskonale znasz kuchnię i przygotujesz nam coś do picia.
Starsza blondynka uniosła brew na te słowa i z zainteresowaniem patrzyła jak Morgi posłusznie wyjmuje szklanki z odpowiedniej szafki.
- Lena… nigdy nie podejrzewałam, że będziesz taka stanowcza. – powiedziała. – Zawsze taka nieśmiała i delikatna, a teraz dyrygujesz Thomasem jak jakiś… żandarm. – zaśmiała się Kristie. – A Morgen? Ten to dopiero potulny jak baranek. – dalej chichotała dziewczyna.
Madlen spojrzała na blondynkę i zamrugała w zamyśleniu. Faktycznie może i kiedyś była niczym listek na wietrze… Zachwiana emocjonalnie i bardzo podatna na zranienie. Ale teraz? Po tym jak doświadczyło ją życie wiążąc się z chłopakiem? Czuła się przeorana… Ale to wszystko tylko dodało jej pewności siebie. Sprawiło, że szybko dorosła i uodporniła się na ciosy. Wiedziała czego dokładnie chce i do tego dążyła. A w tym momencie? Pragnęła tylko by cała ich trójka, mimo skomplikowanej sytuacji, była po prostu szczęśliwa. Spojrzała mimowolnie na Toma. Niby nie zareagował na słowa swej byłej dziewczyny, jednak Lena widziała jego napięte barki. Wiedziała ile go kosztuje ta dzisiejsza rozmowa i wiedziała, że to nie jej najbardziej obawia się chłopak. Gudrun… to tam czekała na nich najgorsza konwersacja w życiu. Madlen z powrotem zwróciła swe oczy ku Kristie i uśmiechnęła się.
- Thomas i potulny, to nie są słowa, które naturalnie występują w jednym zdaniu. – zaśmiała się. – A ja? No cóż… życie nie rozpieszcza. Ale kto może wiedzieć więcej na ten temat niż ty sama. – powiedziała. – Ale jakby na to nie patrzeć… sami zgotowaliśmy sobie ten los. Naważyliśmy piwa, to je teraz razem wypijemy, nieważne jak gorzki będzie miało smak.
Kristie tylko twierdząco pokiwała głową na te słowa. Prawda była taka, że Lena miała stuprocentową rację. Morgi po chwili usiadł między paniami stawiając przed nimi parujące filiżanki. Młodsza dostała białą kawę, a starsza zbożową. Obie uśmiechnęły się z wdzięcznością.
- No dobrze… - zaczęła Madlen. – Proszę mnie oświecić, jak wy do jasnej cholery w ogóle doszliście do wniosku, że będziecie wychowywać maluszkę razem, ale osobno? – wypaliła bez skrępowania.
Thomas zszokowany spojrzał na bezpośredniość młodszej dziewczyny, a potem skierował oczy ku Kristie, bo tak naprawdę… była to głównie jej decyzja.
- Lena… nie wiem ile powiedział ci Thomas. – zaczęła Kristina. – Z twojego pytania wnioskuję, że nie wiele, za co jestem mu wdzięczna. W końcu to moje prywatne sprawy, ale… musisz po prostu o czymś wiedzieć. – Lena zmarszczyła brwi na te słowa.
Z jednej strony poczuła ukłucie zawodu, że chłopak nie do końca był z nią szczery. Ale może faktycznie nie jego zadaniem było opowiadać o życiu starszej blondynki.
- Ja po prostu… po pierwsze, co jest chyba najważniejsze, nie kocham już Thomasa. – kontynuowała swoją wypowiedź Kristie. – Znaczy kocham, zawsze będę go kochać. Był moją pierwszą miłością i będzie ojcem mojej córki, ale… to nie jest to samo uczucie co kiedyś. Nie wiem ile z naszej historii ci opowiadał…
- Niewiele. – wtrąciła szybko Lena, co było prawdą, ale też nie do końca.
- Chodzi o to, że… Och Boże! Po prostu kogoś poznałam i tyle powinno ci wystarczyć. – dokończyła starsza, a Lena wytrzeszczyła oczy.
Spojrzała po chwili na Thomasa, na co ten tylko wzruszył ramionami.
- Czyli jednak jesteśmy w czworokącie. – wypaliła Lena, na co Kristie opluła się kawą, którą przepijała i wybuchła śmiechem.
- Że co?!
- Lena ciągle gada, że żyjemy w trójkącie. – zaśmiał się Thomas.
- Mało ważne. – odrzekła Lena. – Dlaczego go tutaj z nami nie ma? – zapytała patrząc to na jedno to na drugie.
- To pytanie chyba należy skierować do Thomasa. – prychnęła Kristina, na co Lena od razu skierowała swój wzrok na chłopaka.
- Żaden… fagas, nie będzie wychowywał mojej córki! – warknął Thomas.
Kristie wstała od stołu na te słowa próbując okiełznać swe oburzenie, natomiast Lena wpatrywała się z niedowierzaniem w chłopaka.
- Thomas! – wykrzyknęła. – Jak możesz w ogóle tak mówić! Natychmiast przeproś Kristinę! – warknęła. – To ona musi znosić moją osobę po tym wszystkim co jej zrobiliśmy… Podejrzewam z niemałym bólem serca zgodziła się bym miała wpływ na wychowanie waszej maluszki, a ty wygadujesz takie rzeczy?! – jak to Lena, zaczęła dziwnie wymachiwać rękoma w złości. – Jesteś bardzo niesprawiedliwy!
Widać było, że słowa Madlen delikatnie wpłynęły na Thomasa, jednak chłopak mocno zaciskał zęby ze złości i nie odezwał się słowem.
- Lena… powiem ci szczerze, że ja to się nawet cieszę, że to ty jesteś wybranką Thomasa. – odrzekła nagle Kristie. – Jesteś mądra i widać, że masz na niego dobry wpływ, ale to ci już przecież ostatnio mówiłam. Abstrahując od mojego nowego związku, chcę żebyś wiedziała, że nie mam nic przeciwko waszemu związkowi. Było co było, ale życzę wam szczęścia.
- Och Kristie… - westchnęła Lena, ponieważ były to dla niej bardzo ważne słowa. – A ja chcę żebyś wiedziała, że zawsze będziesz miała we mnie wsparcie i… zrobię wszystko by Thomas zrozumiał, że ty również zasługujesz na szczęście.
- Przecież ja jej nie bronię by kogoś miała! – warknął Morgen. – Był bym hipokrytą, ale…
- Nie ma żadnego ale Thomas! – odwarknęła Lena. – I lepiej się z tym pogódź! Kristie, jeśli to coś poważnego, to uważam, że następne spotkanie powinno odbyć się we czworo.
- Nie widzę problemu. – odrzekła starsza.
- Po moim… - zaczął Morgi.
- Morgen! – ponownie warknęła ostrzegawczo Madlen, na co chłopak zacisnął usta w wąską kreskę. – Jeszcze na ten temat porozmawiamy. – westchnęła widząc, że to nie będzie takie proste do przełknięcia dla chłopaka.
Ale tym miała zamiar przejmować się w późniejszym terminie.
- No dobrze… - ponownie zaczęła. – Twój nowy partner rzuca nowe światło na sytuację, ale… Myślę, że racjonalne podejście to takie, jeśli Tom będzie miał klucze do twojego mieszkania. – powiedziała co spotkało się ze skonsternowanym wzrokiem zarówno chłopaka jak i starszej blondynki. – Na wypadek gdyby… Po prostu dla bezpieczeństwa. Ja oczywiście nie chcę się rządzić, zrobicie jak będziecie chcieli, ale… Lepiej dmuchać na zimne.
- Masz rację Madlen. – powiedziała Kristie. – Oddam mu jego stary pęk.
Lena znowu poczuła ukłucie w sercu. Momentami zapominała co łączyło kiedyś tę dwójkę. Musiała jednak zagryźć zęby. Co było, a nie jest… nie pisze się w rejestr. Czas po prostu ruszyć dalej.
- Dobrze moje drogie… - zaczął nagle Thomas. – Czas chyba obgadać sprawę w jaki sposób powiemy o tym mojej mamie.
- My? – zaśmiała się Kristie. – To twoja matka i ty sam załatwisz tę sprawę. Ja zgodnie z tym co obiecałam pojadę z tobą, ale to ty będziesz się tłumaczył.
Lena zagryzła wargę na słowa dziewczyny. Nie miała prawa jej winić, ale liczyła na niewielką pomoc, w końcu prawdopodobnym było, iż posiadała większą sympatię Gudrun niż ona sama.
- Jeśli powiemy jej prawdę, może to będzie łatwiejsze do pogodzenia. – oznajmiła Lena.
- Jaką prawdę? – zapytała panna K.
- Że przespaliście się ze sobą… zanim między mną i Thomasem coś zaiskrzyło. – odrzekła najmłodsza.
- A tak faktycznie było? – prychnęła Kristie.
- Tak. – odpowiedział stanowczo Morgi.
- Kogo wy chcecie oszukać? – zaśmiała się starsza. – Powiedzieć wam kiedy między wami zaiskrzyło? Jak się kurwa poznaliście! Nie pamiętasz Thomas mojego pierwszego spotkania z Leną? Jeszcze pod blokiem Martina?
- Tak, prawie się tam pobiłyście. – zaśmiał się Morgi wracając myślami do tamtego wieczoru.
- A twoje urodziny? Tego również nie pamiętacie? Bo ja doskonale!
- Nie wracajmy do tego Kristie… - odrzekła zawstydzona Madlen.
- Masz rację. Nie będę sobie tego robić, ale… Powiedzcie mi jedną rzecz. – odrzekła starsza. – Kiedy pierwszy raz się pocałowaliście?
Lena mimowolnie spojrzała na Thomasa, a on na nią. Na jej policzki od razu wpełzły czerwone plamy.
- To ja go pocałowałam Kristie. – odrzekła Lena chcąc w jakiś sposób usprawiedliwić zdradę Thomasa. – To było 17 stycznia.
Zarówno Morgi jak i Kristina zaciekawieni spojrzeli na blondynkę, jednak z innych powodów. Thom zastanawiał się skąd ona to tak doskonale pamięta, natomiast panna K nie mogła wręcz uwierzyć w słowa Madlen.
- Ta akurat! W styczniu! Dobre sobie! – prychnęła. – To może powinnam zadać inne pytanie… kiedy pierwszy raz ze sobą spaliście… albo nie! Nie chcę tego wiedzieć. – odrzekła zdegustowana. – Dobra, zbierajmy się, nie ma na co czekać i tego odwlekać. – dodała podnosząc się od stołu.
- Kristie… - zaczęła Lena łapiąc starszą za rękę. – Chcę żebyś wiedziała, że go nie tknęłam dopóki mi nie powiedział, że się rozstaliście.
- Wierzę ci Madlen. – odpowiedziała starsza z westchnieniem. – Nie wracajmy do tego. Po drugie… rozmawiałyśmy już na ten temat i uważam go za zamknięty. Thomas… - Kristie skierowała swoje brązowe tęczówki w stronę chłopaka. – Może walniesz sobie coś mocniejszego? Gudrun zapewne nie zostawi na tobie suchej nitki. – zaśmiała się, po czym ruszyła do swojej sypialni zostawiając parę na chwilę samą.
Lena smutnym wzrokiem spojrzała na blondyna, na co ten od razu chwycił ją za rękę.
- Przykro mi Lena, że musisz przez to przechodzić… Przepraszam.
- Wiedziałam na co się piszę. – odrzekła. – Mimo wszystko warto. – uśmiechnęła się delikatnie.
Thomas ucałował jej czoło akurat w momencie kiedy Kristina wróciła do salonu. Starsza uśmiechnęła się lekko pod nosem. Kto wie, może kiedyś będą wszyscy przyjaciółmi. Wskazała parze drzwi i po chwili cała trójka udała się w stronę windy. Nagle starsza blondynka przypomniała sobie, że czegoś zapomniała i wróciła do mieszkania, polecając blondynowatym by poczekali na nią w samochodzie. Lena i Tom nie widząc przeciwskazań weszli do windy.
- Dobrze, że nie zapytała kiedy pierwszy raz naszła mnie ochota żeby cię pocałować. – zaśmiał się Morgi na co dostał w ramię od swej dziewczyny. – No co! Nie pamiętasz?
- Pamiętam! Ale to nie najlepsze miejsce żeby o tym teraz rozmawiać. – odrzekła chichocząc.
- Właśnie, że bardzo dobre! Bo to było tutaj w tej windzie, po wyjściu z imprezy, którą zorganizowałyście razem z Kristie po naszym zgrupowaniu w Innsbrucku… kiedy to było?
- 16 listopada. – wtrąciła Lena z delikatnym uśmiechem.
- No właśnie! To właśnie chyba wtedy pierwszy raz miałem ochotę cię pocałować! – powiedział przyciągając do siebie blondynkę.
- No i aż dziwne, że wtedy tego nie zrobiłeś… w tym parku.
- To wszystko przez ciebie! Powiedziałaś wtedy, że jesteś zakochana w kimś innym… Kłamałaś? – zapytał na co Lena tylko tajemniczo się uśmiechnęła. – Wrócimy do tej rozmowy. – pogroził jej palcem.
- I pomyśleć, że minęły aż dwa miesiące od tego czasu do naszego pierwszego pocałunku. Byłeś twardy! – powiedziała z uznaniem.
- Oj nawet nie wiesz jak twardy. – odrzekł Thomas dwuznacznie z zawadiackim uśmiechem i ucałował usta blondynki.
Ta ponownie się zaśmiała, po czym pozwoliła się wyprowadzić z windy, a po niedługim czasie czekali już na Kristie w aucie chłopaka.
***
- Tato, możesz zejść ze mną do siłowni? – zapytała Ana.
Ojciec pokiwał twierdząco głową, schodząc na dolny pułap ich domu. Widział, że zaproszenie Ane nie jest bezinteresowne. Jako ojciec wiedział, po jednym spojrzeniu, że coś trapi jego najmłodszą latorośl. Dziewczyna szybko ściągnęła zapinaną bluzę, po czym zarzuciła krótkie spodenki i wskoczyła na bieżnię do biegania.
- Chyba nie chcesz bym mierzył ci czas? – zaśmiał się Franz, rozsiadając wygodnie w kanapie.
- Oh, tato, oczywiście, że nie... - przerzuciła oczami zarzucając konkretne tempo na bieżni, ale też takie, które umożliwiłoby im spokojną rozmowę.
- Możesz mi powiedzieć drogie dziecko jak ty się czujesz? Tak na dobra sprawę dawno nie rozmawialiśmy... Tak od serca.
Ana pokiwała głową. Racją było to, że była oczkiem w głowie ojca. Ale ostatnimi czasy bardzo zaniedbała rozmowy z nim samym. A przecież tak wiele mu zawdzięczała. To on uwierzył, że może pójść godnie w ślady Thomasa i zdziałać wielkie rzeczy w kobiecych skokach. Ale przede wszystkim był jej ojcem, który zawsze wiedział co powiedzieć, gdy sama błądziła, gdy szukała drogi do szczęścia. Zawsze był jej opoką. Wierzyła więc, że i tym razem pomoże jej trafić do serca matki i osiągnąć cel na dzisiejszą wizytę.
- Dobrze tato, teraz naprawdę czuję, że żyję pełnią życia.
- Tak mówisz, ale twój głos... Nie do końca jest pewny tego co właśnie słyszę.
- Tak na dobrą sprawę... Przyznaję, że sytuacja, w której się znalazłam trochę mnie przytłacza...
- Mogę Ci jakoś pomóc? Chodzi o Gregora?
- I o niego i o mamę... Nie chcę być na rozdrożu... A widok mamy mierzącej go spojrzeniem bazyliszka, mnie po prostu przeraża.
- To naturalne, martwi się i boi w końcu jest twoja matką. – uśmiechnął się mężczyzna.
- Tato... Ja też się boję, nawet nie wiesz czasami jak bardzo. – dziewczyna wlepiła oczy w martwy punkt by po chwili zeskoczyć z bieżni.
Mężczyzna widząc jej strapione spojrzenie pokazał miejsce na kanapie obok.
- Mów, a ja chętnie posłucham.
- Tato... To trudne... Weszłam na nowo do tej samej rzeki, wszystko stało się tak szybko... Czasem gdzieś z tyłu głowy zdarza mi się myśleć, że szczęście, które mam obecnie pryśnie jak bańka mydlana. Czasem myślę, że może znowu coś się wydarzy... Ale... Ja naprawdę go kocham... - dziewczyna ponownie zawiesiła głos, jednak zachęcające spojrzenie ojca zachęciło ją do dalszych zwierzeń. – Ale to jak walczył o mnie, nie myśląc o sobie, to jak radziliśmy sobie wspólnie z tym problemem, pomogło mi odkryć coś na nowo... To jak się zmienił, jak zaczął inaczej myśleć nawet, to że nie ponaglał mnie w kwestii uczuć... Czy ty wiesz, że sama zdecydowałam o szybkim powrocie do niego? Że tak naprawdę ja sama go tak szybko pocałowałam, dając mu szansę?! – zaśmiała się mówiąc ostatnie zdanie. – A po tej całej akcji... Ten spokój, który mnie ogarnął. To co wypełniło mnie do głębi, to właśnie miłość. Na nowo mu zaufałam i poczułam się hmm… bezpiecznie? To chyba dobre słowo. Każdy kolejny dzień przebyty z nim upewnia mnie, że dobrze zrobiłam... Że zaufałam mimo tak wielu obaw. Że mimo tych lęków... Czuję się szczęśliwa i spełniona...
- No to nieźle wpadłaś. – zaśmiał się ojciec. – W sidła miłości. – dokończył widząc jej zdziwioną minę.
- Tato, ja czuję, że Gregor dojrzał, a ja... Dojrzałam razem z nim. Pozwolił bym nie widziała w sobie nieśmiałej dziewczyny, a pewną siebie kobietę. W pełni świadomą... Mam mniej niż 19 lat, znamy się mniej niż rok, a mamy wobec siebie plany jakbyśmy znali się lata... To śmieszne... Bo to dzieje się tak szybko, a jednak mimo kręcących się wokół niepewnych myśli... Patrzę optymistycznie w przód i... Widzę się u boku Gregora. Dlatego zależy mi żeby mama go zaakceptowała, żeby to co było zostawiła za sobą... Żeby potrafiła dostrzec w nim to co ja widzę...
- Ana, widzę jak na siebie patrzycie, widzę drobne gesty... Widzę jak świata poza nim nie widzisz i nawet w Planicy... Kiedy żywiłaś urazę, jak bardzo walczyłaś... - dziewczyna spojrzała zaskoczona na ojca, na co ten skinął głową. – Tak, wszystko widziałem. Taka moja rola rodzica... Ale nie byłem w stanie reagować jak mama. Jeśli coś jest szczere i prawdziwe, to naturalne, że się temu poddajemy. Gudrun cóż... Czasem ciężko ją do czegoś przekonać, ale wierzę, że da temu chłopakowi szansę. Tak jak ja mu ją dałem powierzając mu swój skarb...
- Tato... - lekko zaszklone oczy dziewczyny spojrzały na ojca.
Cieszyła się, że chociaż on go nie skreślił. Blondynka mocniej przytuliła się do ojca, po czym odwróciła się w kierunku schodów skąd dobiegały już kroki.
- A tu co się wyprawia? – uśmiechnięty Gregor zbliżył się do siedzącej dwójki na kanapie.
Patrząc na płynącą łzę po policzku blondynki, dość szybko delikatnym ruchem jednego palca ją ściągnął, po czym musnął ustami jej czoło. Jego spokój na twarzy pozwalał Ane patrzeć z optymizmem w przyszłość. Może jej mama w końcu dała mu szansę.
- Pani Gudrun woła na obiad. Ale zanim tam pójdziemy, panie Franz chciałbym o coś pana prosić...
Mężczyzna spojrzał pytająco na szatyna.
- Dziękuję za wsparcie, za to, że mnie pan nie skreślił tylko zaufał... Teraz to może przydać się jeszcze bardziej...
Ana ścisnęła mocniej dłoń chłopaka i delikatnie się uśmiechnęła. Chyba wiedziała do czego zmierza ta rozmowa więc przejęła delikatnie inicjatywę.
- Tato, Gregor chciałby chyba ci powiedzieć o naszych najbliższych planach...
Szatyn pokiwał głową, po czym powiedział.
- Wynająłem mieszkanie pod Innsbruckiem, Ana zdecydowała się ze mną w nim zamieszkać...
Franz zaskoczony spojrzał na dwójkę młodych zakochanych. Po chwili się uśmiechnął.
- Cóż... Gołąbeczki, chcą zacząć dorosłe, samodzielne życie więc co ja mogę począć? Obiecuję, że porozmawiam o tym z Gudrun i jakoś ją do tego przygotuje. Spróbuję przekonać by zrozumiała. Mama myślała, że podejmiesz studia zdalnie, ale skoro chcesz mieszkać w Innsbrucku... W końcu to Wasze życie, a ja muszę się przyzwyczajać do coraz bardziej pustego domu...
- Zawsze będę tu wracać tato, a co do Innsbrucku, dobrze wiesz, że nie wszystko uda się w ten sposób załatwić. – uśmiechnęła się dziewczyna, w duchu dziękując za tak wyrozumiałego ojca.
- Kochani moi, macie moje pełne błogosławieństwo, Gregor... Dbaj i troszcz się o Ane... Jeśli naprawdę się kochacie to moje serce i głowa są spokojne. Będę was zawsze wspierał. 
Chłopak serdecznie uściskał ojca Ane.
- A teraz chodźmy na górę, bo Gudrun zaraz nas udusi za zimny obiad. – powiedział ojciec blondynki, po czym śmiejąc się całą trójką ruszyli na górę czerpać z pyszności przygotowanych przez panią tego domu.
Przy wspólnym stole wyczuć można było wreszcie spokój. Po rozmowie Gregora z mamą wybranki, chłopak nieco wyluzował. Pozwalał sobie na więcej drobnych gestów czułości wobec Ane co bacznie obserwowała mama dziewczyny. Śmiejąc się w głos pokazywali jak bardzo im ta sytuacja w końcu odpowiada. W końcu nikt nie chciał mieć na bakier z potencjalną teściową, a z kolei spokojna teściowa równa się szczęśliwa partnerka. Chłopakowi na niczym więcej nie zależało. Franz uśmiechnął się mimowolnie obserwując radosną parkę, po czym lekko przytulił żonę i cicho powiedział.
- Gudrun, pamiętasz jak my byliśmy tacy młodzi? Tacy zakochani... Zupełnie jak oni. Ale dorosłe życie też sprawia czasem troski i problemy, pozwólmy im z nich się uczyć i wyciągać wnioski. Tak jak my to robiliśmy przez lata naszego związku... Czy kiedykolwiek tego żałowaliśmy?
Kobieta spojrzała wymownie na męża. Żyli ze sobą w małżeństwie ponad 30 lat, wychowali czwórkę wspaniałych ludzi... Co prawda starsze córki małżeństwa zaczęły już dawno układać swoje życie, tak młodsze dzieci, co by nie mówić się go uczyły. Pokręciła przecząco głową, udzielając mężowi odpowiedzi. Franz ponownie się uśmiechnął do żony mówiąc.
- Dajmy im szansę... Widać, że są szczęśliwi, a chyba jako rodzice, nie powinniśmy oczekiwać więcej...
Gudrun uścisnęła mocniej rękę męża opierając głowę na jego ramieniu. Teraz jeszcze lepiej widziała jak Ana z Gregorem po prostu cieszą się swoim towarzystwem. Uśmiech dziewczyny był najlepszą odpowiedzią na jej odczucia, zatem tak jak Franz obiecała sobie w duchu więcej nie ingerować w życie najmłodszej pociechy, a pozwolić czerpać jej samodzielne lekcje z dorosłego życia.
- Mamo, było jak zawsze najlepiej na świecie. – uśmiechnęła się dziewczyna. – A teraz jeśli pozwolicie... Pozostawimy Was na trochę. – Gregor skinął twierdząco głową, wiedząc jedno, zbliżał się czas spotkania Morgenowego trójkąta.
- Ana, ale ledwo przyjechałaś... Nie zdążyłam się tobą nacieszyć...
- Pani Gudrun, to tylko randka. Wrócimy, obiecuję. – uśmiechnął się Gregor otrzymując nieme przyzwolenie Franza.
Szybko udali się na korytarz ustalając, że pójdą na spokojny spacer po Spittal. Chłopak na oczach Gudrun musnął dłoń Ane, po czym pewnie chwycił ją za rękę i tak z uśmiechem na ustach ruszyli.
~~~
Witajcie! <3
Sporo nas nie było, ale… wakacje się zaczęły! Człowiek niby ma więcej czasu, a tak naprawdę… jakby mniej ;D Ale dziś już nowy miesiąc się zaczął, więc… starujemy z nowym etapem historii :) Morgeny na nowo połączeni, kolejne wyzwania przed nimi, Gudrun… Czy mama chłopaka przyjmie ze spokojem do wiadomości nową sytuację życiową syna? Okaże się już w następnym rozdziale :) Tymczasem Gregor… rozmowę z matką ukochanej już odbył i… chyba wspiął się na wyżyny swojej elokwencji, bo jakiś taki dojrzalszy… Poważniejszy… xD Gdzie ten arogancki nastolatek?! Chyba trzeba dzwonić po Michiego by prawdziwa natura Schlieriego się pokazała hahaha ;D Dobrze, dosyć tego przynudzania… Czekamy na komentarze :)
 
Pozdrowionka!
Ania&Madziusa

1 komentarz:

  1. Kochane 😊

    Kolejny fantastyczny rozdział, aż żałuję, że tak szybko się skończył…
    Wcale się nie dziwię, że Greg tak bardzo się stresował przed spotkaniem z rodzicami Anny (zwłaszcza przed rozmową z Gudrun), ale cieszę się, że obyło się bez rozlewu krwi, a skończyło się jedynie łzami szczęścia i szerokim uśmiechem na cudowne słowa chłopaka. Mam nadzieję, że teraz Greg namacalnie pokaże wszystkim, że jest wart serca Anny…
    Morgenowska sielanka trwa w najlepsze jak widzę i mam nadzieję, że tak już pozostanie… Aczkolwiek trochę zdenerwował mnie Thomas, bo pomimo tego, że rozumiem to, że przejmuje się nową rolą jaka go czeka to jednak mimo wszystko powinien być bardziej wyrozumiały dla panny K i jej nowego partnera (zwłaszcza, że panna K na szczęście głośno nie wyraża swojej opinii odnośnie tego, że Lena będzie obecna w życiu córki Thoma)…
    No i teraz czekanie na to jak wiadomość o wnuczce przejmą rodzice Thomasa… Swoją drogą to chyba dobrze, że Morgeny z Greanną postanowili dawkować informację Gudrun, bo nie wiadomo jak by zareagowała gdyby dowiedziała się o wszystkim jednocześnie.

    Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział :-)
    BU$KA <3 :D

    OdpowiedzUsuń