środa, 10 lipca 2024

106. Rozwiązanie kryzysu ciążowego

Trasa do Spittal nie trwała długo. 40-kilometrowy odcinek Thomas pokonał w mgnieniu oka. Przynajmniej wydawało się tak całej trójce, ponieważ każdy był zajęty swoimi myślami. W brew pozorom, cała droga przebiegła w ciszy. Morgi nawet przez moment nie zarejestrował kiedy ułożył dłoń w uścisku ręki Leny, gdzie ta potem kreśliła uspokajające koła swoimi palcami po jego skórze. Co tu dużo mówić… nowina, z którą jechali, nie do końca była radosna. A Thom martwił się tylko jedną sprawą… Kristie jakoś sobie poradzi. Była twardą babką, po drugie sama zgodziła się na ich nowy układ. Natomiast Madlen, ona mimo, że sprawiała wrażenie twardej, była bardzo delikatna i wrażliwa. Zgodziła się trwać u jego boku… chyba nie do końca zdając sobie sprawę z konsekwencji. Thomas miał jednak nadzieję, że jego matka skupi się przede wszystkim na jego osobie i nie zrani Leny. To była priorytetowa sprawa. Spojrzał na swój rodzinny dom gasząc silnik, westchnął przeciągle i skierował swój wzrok najpierw na młodszą, a później na starszą blondynkę. Kiedy obie kiwnęły głowami na znak, że są gotowe, cała trójka wyskoczyła z auta. Pod drzwiami posiadłości Morgensternów znaleźli się chwilę potem stając w oko w oko z… Ane i Gregorem.
- No i jak poszło? – zapytał Thomas, kiedy drzwi za Greaną się zamknęły.
- Nadzwyczaj dobrze. – odrzekł Gregor. – Jak widzicie nadal żyję i mam się dobrze. Gudrun miała nade mną litość.
- Cieszę się, że chociaż wam się udało. – odrzekł Lena.
- Nie martw się kochana. Mama jest twarda. Jakoś to przeżyje. – stwierdziła Ana. – Zrobiliśmy wam dobry grunt… powodzenia. – zaśmiała się jednak ciągnąc Gregora za rękę.
Chłopak więc tylko machnął dłonią do trójki blondwłosych i tyle ich było widać. Thomas nabrał powietrza do płuc, po czym otworzył drzwi i wpuścił obie dziewczyny do środka. Niedługo trzeba było czekać na reakcję gospodyni.
- Ana? Zapomnieliście czegoś? – Gudrun pojawiła się w drzwiach wiatrołapu. – Thomas?! O Boże co za niespodzianka! Lena? Kristina? – jej oczy to mierzyły jedną to drugą blondynkę. – Boże co się tutaj dzieje?! Thomas?
- Witaj mamo… czy możemy wejść do środka?
- Co za głupie pytanie… to przecież twój dom! Oczywiście, zapraszam. – i wskazała ręką by weszli dalej. – Franz wstawiaj szybko wodę na herbatę! – krzyknęła do swego męża zmierzając do salonu, gdzie po krótce wszyscy się znaleźli.
Gudrun chcąc nie chcąc uciekała jednak co chwile oczami w stronę lekko zaokrąglonego brzuszka Kristie. Thomas widząc ten obrazek złączył dłoń w uścisku ręki Leny. Dziewczyna w geście wsparcia mocniej chwyciła go palcami.
- Tato, proszę czy mógłbyś tutaj przyjść i… objąć mamę. – powiedział obawiając się, że Gudrun mogłaby zemdleć na rewelacje, z którymi przyjechał jej syn.
Franz, tak jak poprosił blondyn stanął u boku swej żony. Jego wzrok również najpierw pomknął w stronę postaci Kristiny, a potem na złączone dłonie Leny i Thomasa.
- Mamo, tato… - zaczął Morgi. – Chciałbym was o czymś poinformować… - przełknął ciężko ślinę. – Kristina jest w ciąży. Z końcem września zostaniecie dziadkami. – i nastała niezręczna cisza.
Gudrun z wrażenia opadła na kanapę. Wpatrywała się w syna tępym spojrzeniem. Fraz mimo, że nadal stał na nogach… patrzył na całą trójkę z przerażeniem.
- Synu… - zaczął nie wiedząc co ma dalej mówić.
- Co w takim razie robi tutaj Madlen? – wypaliła Gudrun, na co Lena poczuła niemiły uścisk w żołądku, a Thomas bezradnie przymknął powieki.
- Kocha mnie i w związku z tym, że wraz z Kristiną postanowiliśmy nie wracać do siebie… Lena chce stać u mego boku.
- Nie wracać do siebie? – zapytała matka skoczka z niedowierzaniem. – Wy chyba nie mówicie poważnie! – z nową emocją na twarzy, którą była złość spojrzała najpierw na syna, potem na Kristie, a na końcu na Madlen. – Nie… Boże… nie… To mi się nie mieści w głowie! – wstała i lekko chwiejąc się na nogach ruszyła do kuchni, ponieważ czajnik wskazywał, że woda została zagotowana.
- Thomas… usiądźcie. – powiedział w końcu Franz wskazując wolne miejsca.
Cała trójka jak na zawołanie zajęła jedną z kanap. Kristie spojrzała z uśmiechem na blondwłosą parkę chcąc im w ten sposób dodać otuchy. Po chwili Gudrun z tacą pełną herbat wróciła do salonu.
- Synu… proszę tylko nie mów mi, że najpierw jedną zdradziłeś z drugą… a potem drugą zdradziłeś z pierwszą. – powiedziała Gudrun ledwo mogąc nad sobą panować.
- Gudrun… - odezwała się Kristina. – Nikt nikogo nie zdradził. Ciąża była efektem… próby poskładania naszego związku w całość. Jak wiesz, nie powiodła się, a teraz jedynie możemy sobie pluć w brodę, że niewystarczająco się zabezpieczyliśmy. Trudno… mleko się rozlało. Dziewczynka pojawi się na świecie, jak wszystko dobrze pójdzie we wrześniu. Ja na nowo ułożyłam sobie życie, podobnie jak Thomas. Będziemy mieć razem dziecko, ale będziemy je wychowywać osobno.
- Madlen… - Gudrun skierowała swe oczy ku młodszej dziewczynie. – Czy ty naprawdę chcesz sobie przy nim zmarnować życie? – kobieta jechała równo.
Thomas przerzucił oczami. No cóż… należało mu się.
- Długo się nad tym zastanawiałam, ale koniec końców… Nie widzę sensu walczenia z uczuciem. – odrzekła Lena.
- Thomas… rozczarowałeś mnie. Spieprzyłeś życie sobie… Kristinie, a co najgorsze biednej Lenie, która na miłość boską ma dopiero dziewiętnaście lat i tak naprawdę nie wie czego chce! – wrzeszczała.
- Gudrun spokojnie… - próbował uspokoić swą żonę Franz.
- Jakie spokojnie! – wyrwała się z uścisku męża. – Franz, gdzie my popełniliśmy błąd?! Nasze najmłodsze dzieci nie wiedzą co robią ze swoim życiem… Najpierw Ana i ten pożal się Boże Gregor, który tak mocno ją zranił… Zachwiał jej pewnością siebie! A teraz Thomas, który okazał się jakimś Don Juanem, skakającym z kwiatka na kwiatek! Nie… przepraszam, ale ja więcej tego nie zniosę. – powiedziała, podniosła się z kanapy i nerwowo wymaszerowała z salonu.
- Przykro mi dzieci… - zaczął tata Morgiego. – Przykro mi, że tak potoczyło się wasze życie… Jest to jednak wasze życie i nam nic do tego. Thomas, wiedz, że cokolwiek nie postanowisz będziesz miał w nas oparcie, pomimo wybuchu matki. Ona cię kocha, chce dla ciebie jak najlepiej… stąd to zachowanie. Przeproszę was na chwilę… pójdę z nią porozmawiać.
- Nie tato… - westchnął Thomas wstając z miejsca. – Ja pójdę. – i jak postanowił tak też się stało. – Mamo… - zaczął widząc jak siedzi przy kuchennym stole, a jej ramiona delikatnie drżą od płaczu.
Ścisnęło mu się serce na ten widok. Ukucnął przy mamie i chwycił ją za dłoń.
***
Przemierzając kolejne uliczki miasta Ana i Gregor wymieniali się tylko miłymi ukradkowymi spojrzeniami. Dziewczyna postanowiła przerwać ten niemy czas pytając.
- Gregor, jak naprawdę minęła rozmowa z moją mamą?
- Ana... Ogólnie, wszystko jest w porządku. Ona martwi się o Ciebie, ma mnóstwo powodów, dla których ten strach jest większy niż kiedykolwiek... Ale ja ją rozumiem. Sam naważyłem gorzkiego piwa, sam muszę zapracować na jej zaufanie.
Dziewczyna wzdrygnęła ramionami. Myślała, że uśmiech na jego twarzy rozwiązał już tą niezbyt łatwą relację, tymczasem nadal miała co do tego wątpliwości.
- Gregor, ale już wszystko wyjaśniliście? Obgadaliście? Bo mam wrażenie, że podczas dzisiejszego obiadu mama ciągle nas lustrowała...
- Kochanie, tak naprawdę ona sama widzi co jest między nami, w końcu czyny mówią głośniej niż słowa, a jej zależy tylko na twoim szczęściu, a my cóż... Chyba jesteśmy szczęśliwi? – zaśmiał się chłopak.
- Chyba? – podchwyciła blondynka, Gregor widząc jej marszczące się czoło zaśmiał się głośniej, a po chwili najgłośniej jak potrafił wykrzyczał.
- Mieszkańcy Spittal! Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Kocham Ane, a ona kocha mnie! Chyba... - powiedział już nieco ciszej, co dziewczyna skwitowała puknięciem się w czoło, bowiem zrobił to na oczach zdumionych znajomych mieszkańców, których znała tak dobrze jak własną kieszeń.
W końcu to mała mieścinka, ale bezpośredni sposób wyrażenia uczuć Gregora ją wprost rozwalił. Faktycznie... wreszcie czuła, że nad nimi rozpościera się piękne słońce, które oznacza szczęście i bezpieczeństwo. Uśmiechnęła się, by po chwili pocałować go mocniej w usta. Sąsiedzi tylko uśmiechnęli się na widok szczęśliwej parki. W końcu ostatni raz przemierzali tę ulicę w cieniu afery dopingowej. Choć mieli pełne wsparcie... To jednak teraz mogli w pełni czerpać ze spokoju, który mieli. Mijając kolejną ulicę Ana wprowadziła go do lokalnej kawiarni by mogli napić się dobrej czekolady i uraczyć smacznymi lodami.
- A ty, dlaczego płakałaś jak byłaś w piwnicy? – spytał chłopak patrząc w jej roziskrzone oczy.
- Wiesz... To z nadmiaru emocji.
- Emocji? – spojrzał pytająco na dziewczynę, nad ustami której pojawiły się urocze wąsy z gorącego napoju.
Szatyn tylko się zaśmiał, po chwili nieco się zbliżył, a ona już czuła przyjemne muśniecie jego języka nad ustami. Dziewczyna mocniej chwyciła jego kark by nieco pogłębić pocałunek, którym ją raczył. Po chwili jak gdyby nigdy nic, delikatnie się odsunęła patrząc mu w oczy i się zaśmiała.
- Kochanie... Miejsce publiczne, a my tak będziemy wszystkich obdarzać naszym uczuciem?
- A co, boisz się, że doniosą Gudrun? – zaśmiał się Gregor, po czym bez ceregieli ponownie się pocałowali.
- A skąd, niech gadają, a czekolada...
- Jest wyborna szczególnie na twoich ustach. – Ana pokręciła głową, słowa wypowiedziane przez niego tylko ją uświadomiły, że faktycznie w ich relacji zaszły wielkie zmiany.
Teraz czuli się znacznie swobodniej, ale też mieli inne podejście do wspólnego życia. Po chwili skosztowali pysznych lodów. Oczywiście Gregor nie mógł sobie darować drobnych gestów w postaci brudzącego nosa Ane, który potem miał przyjemność buziakiem wyczyścić. Ta odwzajemniała każdą jego zaczepkę. Całą kawiarnię wypełniał ich śmiech, co kończyło się również uśmiechem na ustach obsługi tego lokalu i innych gości. Ana widząc kończące się lody wyciągnęła rękę do chłopaka i postanowiła udać się z nim do spokojniejszego miejsca.
- Pytałeś dlaczego płakałam... To ze szczęścia Gregor. Nie mogłam prosić o cokolwiek więcej... Mając ciebie mam cały świat, a każdy kolejny dzień mi to pokazuje. Jednak w głowie gdzieś czasem pojawia się głos czy to nie jest zbyt piękne by mogło być prawdziwe...
- Masz wątpliwości? – spojrzał pytająco w jej kierunku.
- Gregor, one myślę, że zawsze będą. Jednego dnia możesz śmiać się wniebogłosy, a kolejnego dnia... Rollercoaster spowoduje twój płacz... Boję się wielu rzeczy, boję się, że to co było kiedyś może powrócić.
- Nie kończ Ana... Wiem do czego zmierzasz i wiem jaka też w tym moja była rola, ale to co było... Miało pozostać za nami. Teraz niech tylko będzie bezgraniczna miłość. Nie zamartwiaj się na zapas... Rozwiej wątpliwości i ciesz się naszym wspólnym szczęściem. – powiedział sunąc delikatnie po jej policzku dłonią.
Po chwili ponownie mocniej ją przytulił do siebie i ustalił, że czas na powrót. Obiecali Gudrun, że wrócą więc... Słowa trzeba dotrzymać, tym bardziej, że na pokładzie nadal były zakochane Morgeny i trzeba było poznać efekty rozmowy, która jak mniemała Ana, mogła być trudna.
***
- Mamo przepraszam… Nie myślałem, że to cię aż tak zrani. – powiedział Thomas.
- Zrani? Thomas… ja płaczę nad twoim spapranym życiem. Jak mogłeś w ogóle tak postępować… Co ty najlepszego narobiłeś. – spojrzała na niego zapłakanym wzrokiem.
- Mamo… Wbrew pozorom, jestem szczęśliwy. – powiedział zajmując miejsce na krześle, ale nie wypuścił dłoni matki ze swego uścisku. – Mam przy sobie kobietę, którą kocham całym sercem, a i ona mnie kocha… pomimo tego jak bardzo ją skrzywdziłem. Będę miał dziecko z kobietą, która była moją pierwszą miłością… i co jest najlepsze w tym wszystkim ona jest mi teraz przyjaciółką, pomimo że tak bardzo nadwyrężyłem jej zaufanie. Ja, Madlen i Kristina jesteśmy dorośli… jedni mniej, drudzy trochę bardziej, ale nie chcąc się wzajemnie skrzywdzić, doszliśmy do jednego najbardziej rozsądnego wniosku. Będziemy naszą córkę wychowywać wszyscy razem… - tutaj ciężko przełknął ślinę. – Również z nowym partnerem Kristie.
- Och Boże synu… co wyście narobili. – załkała i wciągnęła blondyna w swoje ramiona. – Co na to wszystko rodzice Kristiny… co gorsze rodzice Leny? Przecież to będzie miało wpływ na nasze trzy rodziny. – odezwała się po chwili, kiedy była na tyle spokojna by prowadzić rozmowę.
- Z rodzicami Kristiny już wszystko wyjaśniliśmy. Pogodzili się z tym faktem. Najważniejsze, że ona nie zostanie z tym wszystkim sama. Oczywiście chciałem do niej wrócić… wziąć odpowiedzialność, ale jak sama ci powiedziała, układa sobie życie z kimś innym. Nie mogę jej tego zabronić… nawet dla naszego dziecka. Kosztem jej czy mojego szczęścia? Wiesz, że to głupie.
- A rodzice Leny?
- No… jeszcze z nimi nie rozmawiałem. Mamy do nich pojechać prosto od was.
- No to synu, nie każmy im czekać. Mam nadzieję, że naprawdę masz poważne zamiary wobec Madlen i to właśnie zamierzasz im powiedzieć? – zapytała na co Thomas pokiwał twierdząco głową.
Gudrun więc wstała ze swojego krzesła i pociągnęła syna z powrotem do salonu. Lena popijała herbatę, a Kristie pokazywała przyszłemu dziadkowi zdjęcia z usg.
- Teraz rozumiem Madlen dlaczego nie było cię tutaj przez prawie dwa miesiące. – odezwała się Gudrun siadając obok męża. – Czuję, że kopnęłaś mojego syna w tyłek i bardzo dobrze! Kłamca wmawiał nam, że uczysz się tak zacięcie do matury…
- Tak, prawdą jest, że się uczyłam i… Ma pani rację. Rozstaliśmy się na te dwa miesiące. Tak naprawdę chyba dopiero w ten weekend podjęłam decyzję, że chcę mimo wszystko spróbować. Mama powiedziała mi bym szła za głosem serca i… teraz jestem tutaj. – odpowiedziała Lena łącząc swą dłoń z ręką Thomasa.
- Aż wstyd mi na samą myśl, jakie zdanie o moim synu mają wasi rodzice dziewczyny. – matka blondyna westchnęła bezradnie.
- Gudrun, dobrze wiesz, że moi zawsze bardzo lubili Thomasa. Chyba cieszą się, że ojcem ich wnuczki będzie tak utalentowany sportowiec. – zaśmiała się Kristie.
- Moich natomiast… Thomas już dawno owinął sobie wokół palca. – zachichotała Lena. – Dla moich rodziców najważniejsze jest to żebym była szczęśliwa. A moim jedynym szczęściem jest Thomas. – dodała i spojrzała z miłością w oczy Morgiego.
Chłopak w odpowiedzi ucałował jej knykcie.
- Och dzieci… - westchnęła Gudrun. – To jest wasze życie. My jedynie możemy was wspierać nieważne jakie głupoty w nim poczynicie. Kristina pamiętaj, że możesz na nas liczyć i zawsze będziesz tu mile widziana. Natomiast Madlen… ty dziewczyno zadziwiasz mnie z każdym pojawieniem się tutaj.
Nagle dało się słyszeć głosy z korytarza. To był nikt inny tylko Ana z Gregorem.
- I coooo… - zaczęła Ana wchodząc do salonu z uśmiechem na ustach. – Mamo cieszysz się, że grono Morgensternów się poszerza?
- Ana, Ana, Ana… każde pojawienie się nowego Morgensterna w tym domu… będzie przyjmowane z radością. – odrzekła Gudrun. – Błagam was tylko moje dzieci! – spojrzała to na Ane i Gregora to na Len i Thomasa. – Najpierw ślub, a potem cała reszta… - na co wszyscy się zaśmiali.
Kryzys ciążowy został zażegnany, więc trójka blondwłosa mogła odetchnąć z ulgą. Kristina stwierdziła, że nic tu po niej i poprosiła Toma by odwiózł ją do domu. Morgi z Leną uznali, że tak jak mieli w planach, odwiozą najpierw Kristie, a potem pojadą do domu Stewardów. Koniec końców rodzinie Madlen również należało się jakieś wyjaśnienie. Wszyscy pożegnali się miło, po czym audi Thomasa niedługo potem kierowało się z powrotem ku Villach. Tym razem jednak w o wiele lepszym nastroju.
Natomiast po krótkich wspólnych rozmowach Ana i Gregor zjedli kolację wraz z rodzicami, po czym dziewczyna postanowiła oznajmić plan na najbliższe dni.
- Dziękujemy Wam za ten miły dzień... Teraz niestety będziemy musieli się zbierać...
- Jak to zbierać? – spojrzała Gudrun niepewnie na swoją córkę.
- Mamo, mam u Thomasa parę rzeczy, które muszę zabrać jutro do Innsbrucka... Jadę z Gregorem, bo musi przejść ostatnie badania po rehabilitacji, a następnie na jego pierwsze treningi w Stams na trawie i myślę, że... Też do niego w tym dołączę... W końcu rywale nie śpią. A treningi wypadało by realizować nawet w czasie po sezonowym. – zaśmiała się Ana.
- Jakby w Villach nie było skoczni... - usłyszała tylko od rodzicielki co dość szybko uciął Franz.
- Niech jadą, w końcu trzeba szlifować formę. Czekam na wieści...
Ana z wdzięcznością szybko przytuliła ojca i matkę, po czym po miłym pożegnaniu ruszyła wraz z Gregorem samochodami do mieszkania Thomasa w Villach gdzie mieli spędzić kolejną wspólną noc.
***
- Chyba nie było tak źle. – zauważyła Madlen, kiedy już Kristie bezpiecznie została przetransportowana do swojego mieszkania, a blondynka wraz z Thomasem pędziła dalej w stronę domu swoich rodziców.
- Nie było, ale… nie spodziewałem się tak emocjonalnej reakcji mamy. Gdybyś widziała jej łzy… naprawdę poczułem się okropnie. – odrzekł Morgi z grymasem na twarzy.
- Gudrun bardzo mocno cię kocha. Nie trudno się domyśleć, że płakała nad twoim losem. Bardzo się martwi… Nie poruszyła tego tematu, ale burza w mediach… której twoja mama za pewna boi się najbardziej… może delikatnie pogrążyć twoją karierę.
- Mam to w dupie… Niech piszą. – warknął chłopak.
- Nie Thomas… nie możesz tego bagatelizować. Moi rodzice również pytali o prasę. Musimy coś wymyśleć. Pamiętaj, że to też i o moją karierę chodzi.
- Masz rację. Przepraszam. – odrzekł chłopak, chwycił dłoń dziewczyny i ją ucałował. – Skontaktuję się jutro z moim menadżerem i zobaczymy, może on wpadnie na jakiś pomysł. Teraz jednak… muszę się uspokoić i dobrze rozegrać spotkanie z twoimi rodzicami. Myślisz, że jakbym kupił kwiaty to by coś zmieniło? – zapytał.
- Mama zawsze chętnie przyjmuje prezenty, ale wiesz co… Nie uważam żebyś musiał cokolwiek kupować. – odrzekła Lena. – Mamy wino, to wystarczy. Usiądziemy i jak na dorosłych ludzi przystało, po prostu porozmawiamy. Nikogo ani nie musisz przepraszać… tym bardziej z czegokolwiek się tłumaczyć. Zobaczysz, wszystko będzie w porządku. – uśmiechnęła się mocniej ściskając jego dłoń.
Morgi uśmiechnął się w jej stronę i niedługo potem parkował już na podjeździe państwa Stewardów.
- Dobrze, że tym razem nie kazałaś czekać mi za bramą. – zaśmiał się przypominając sobie poprzednie razy.
- Podobało mi się kiedy tak za mną latałeś… - zachichotała blondynka wysiadając z auta.
- A mnie się nie podobało kiedy kazałaś trzymać mi się z daleka. – odrzekł zamykając furę i podszedł do niej. – Już ci to mówiłem, ale umieram… kiedy nie mogę być blisko ciebie. Największa kara dla mnie to to, jak z własnej woli każesz mi się odsunąć… Bo wiem, że wtedy naprawdę przeze mnie cierpisz. – powiedział i objął ją w talii. – Przysięgam ci tu i teraz, że nigdy nie zrobię nic przez co… będziesz chciała ode mnie odejść. Kocham cię Madlen Steward i… na zawsze będziesz już moja.
- Morgi… gdzie masz pierścionek? – zamruczała dziewczyna obejmując go ramionami. – Brzmiało jak oświadczyny, a ja… w tym momencie mogłabym się zgodzić. A tak to… nigdy nie wiadomo. – zachichotała.
- Wiadomo. – odrzekł stanowczo Thomas, jednak szybko czule się uśmiechnął. – Pierścionek? Uważaj, bo może się pojawić szybciej niż myślisz, a wtedy… już nigdy się ode mnie nie uwolnisz. – Lena przegryzła wargę na jego słowa i nie wiedząc jak mogłaby to skomentować, po prostu czule złączyła ich usta.
Słowa nie były potrzebne. Morgi doskonale wiedział co czuje dziewczyna, a ona doskonale wiedziała co czuje Thomas. Z uśmiechami na ustach, wkroczyli do domu Marie i Roberta.
- Jesteśmy. – zawołała Lena wychylając głowę na korytarz aby zakomunikować rodzinie, że są już obecni w domu.
Ściągnęli szybko buty i weszli do środka od razu kierując się do salonu. Pani Steward ze swą starszą córką siedziała na kanapie, skąd uraczyła nowoprzybyłych serdecznym uśmiechem, a Robert standardowo spoczywał w swoim fotelu. Thomas przywitał ojca dziewczyny mocnym uściskiem ręki.
- Witaj Thomas, dawno się nie widzieliśmy. – powiedział starszy mężczyzna, a na twarzy Morgiego mimowolnie pojawił się grymas.
Faktycznie w przeciągu dwóch miesięcy spotkał zarówno Marie jak i Mer, ale nie Roberta. Wiedział, że to z ojcem Madlen będzie miał największy problem. No cóż… trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
- To prawda. – odrzekł szczerze się uśmiechając. – Ale mam nadzieję, że od tej pory będę tu stałym bywalcem.
- Oj to wszystko zależy od mojej córki. – odparł Robert puszczając mu oko. – Chodźmy do jadalni. Dziewczyny przygotowały jakąś pyszną kolację, a wy będzie mogli nam opowiedzieć jak poszło w Spittal.
Jak zapowiedział gospodarz tak też się stało. Po niedługiej chwili cała piątka zajadała faszerowane bakłażany, popijając to białym winem.
- Dobrze dzieci… - zaczęła Marie. – Jak zareagowała Gudrun?
- No cóż… - westchnęła Lena.
- Dla mnie najważniejszym było by mama w żaden sposób nie zraniła Leny swoją bezpośredniością. – wszedł jej Thomas w słowo. – Znacie ją i wiecie na co ją stać… Na szczęście całą swoją złość skupiła głównie na mnie.
- Jesteś jej synem, więc nie dziwne. – zauważyła Meredit bawiąc się kieliszkiem od wina. – Po drugie, to ty jesteś głównym winowajcą całej tej sytuacji.
- Mer proszę… - zainterweniowała Lena. – Winę ponosimy wszyscy. Zarówna ja, jak i Kristie oraz Thomas.
- Gdzie ty w tym wszystkim widzisz swoją winę Lena? – zapytał Thomas.
- Rozmawialiśmy już o tym… gdyby nie ja to…
- To co? Nie zakochałbym się w tobie? Tkwiłbym dalej w nieszczęśliwym związku z Kristie? Przestań… jesteś najlepszym co mnie spotkało w życiu. Moją bratnią duszą… drugą połówką. Naprawdę uważasz, że los by nas na siebie nie zesłał? – Lena zarumieniła się na bardzo bezpośrednią wypowiedź chłopaka.
- Thomas… wspaniale nas karmisz tymi pięknymi słówkami. – westchnęła Meredit. – Ja chcę wiedzieć jedno. Czy zdradziłeś moją siostrę?
- Meredit! – upomniała swą córkę Marie, jednak sama zainteresowana odpowiedzią, spojrzała na chłopaka.
Lena schowała twarz w dłonie, natomiast Morgi długo wpatrywał się przed siebie.
- Odpowiedź brzmi nie, ale… - tutaj westchnął. – Był bym niesprawiedliwy wobec siebie… a przede wszystkim wobec Madlen. W tamtym okresie jeszcze nic konkretnego między nami nie było, ale raptem dwa tygodnie później… można rzec, że byliśmy już w związku. Jak możecie się domyśleć nasza relacja nie pojawiła się nagle przez te dwa tygodnie… Ona rozwijała się już od dwóch miesięcy, dlatego…
- Dlatego nie będziemy o tym rozmawiać. – weszła mu w słowo Lena i chwyciła za rękę. – Ja nie mam pretensji do Thomasa. Prawda jest taka, że w tamtym czasie był w związku z Kristiną i mógł z nią robić co chciał…
- No i zrobił… - znowu wtrąciła Mer, na co tym razem odchrząknął Robert w geście upomnienia swej starszej córki.
- Tego co się stało nie cofnę… Rozumiem, że mają państwo mętlik w głowie… Że zastanawiają się czy ten idiota jest dla państwa córki odpowiednim kandydatem na chłopaka, a tym bardziej na męża, ale pragnę państwa utwierdzić w przekonaniu, że naprawdę kocham tę delikatną i wrażliwą blondynkę. A fakt, że ona kocha mnie… że zaufała mi na tyle by do mnie wrócić… jest największą wygraną jaką osiągnąłem życiu. Że medale? Że puchary? A na co mi to? Mam ją i to jest mój największy skarb. – powiedział, po czym złożył na jej dłoni czuły pocałunek.
- Thomas… - powiedział Robert. – Nie musisz się tłumaczyć. To w jaki sposób do tego doszło… co się stało… dlaczego tak wyszło. To są wasze prywatne sprawy. Ja ufam mojej córce, ufam jej osądowi, a skoro ona wybrała ciebie na swego partnera, ja nie będę stał na jej drodze do szczęścia. A ty mimo wszystko Thomas, dajesz jej to szczęście.
- Dziękuję panu bardzo… to wiele dla mnie znaczy. – w oczach Morgiego pojawiły się łzy.
- Ty wiesz, że cię lubię i… - zaczęła Marie. – Uwielbiam sposób w jaki patrzysz bądź wypowiadasz się o mojej córce. Wiem też jak głębokim uczuciem darzy cię Madlen. Nigdy nie będę ingerować w wasz związek. Póki będziesz dawał jej szczęście, ja będę wam kibicować. A że będziemy mieć przyszywaną wnuczkę? Dzieci na świecie nigdy za wiele. – uśmiechnęła się. – Jestem przekonana, że ta sytuacja umocni waszą miłość. A pojawienie się małej kruszyny spowoduje, że będziecie się w sobie zakochiwać każdego dnia na nowo.
Lena, po której twarzy płynęły łzy, nie mogła uwierzyć w słowa swoich rodziców. To było piękne podsumowanie ich związku… kwintesencja ich uczucia. Spojrzała zapłakana w roziskrzone ze wzruszenia oczy blondyna. Zeszła z krzesła, po czym najpierw uścisnęła matkę, a potem ojca. Thomas przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić słowa.
- Chłopak chyba jest w szoku. – zaśmiała się Mer. – Chyba myślał, że go wywieziemy na taczkach, Len zamkniemy w wieży, a klucz wyrzucimy.
- Prawdzie powiedziawszy… właśnie tego się spodziewałem. – odrzekł Morgi ze śmiechem i napił się wina by jakkolwiek wpłynąć na swe emocje. – Cieszę się jednak, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Kochani… - powiedziała nagle Madlen wstając od stołu i zaczęła zbierać talerze. – To był dla nas okropnie wykańczający emocjonalnie dzień. Nie macie nic przeciwko żebyśmy z Tomem udali się do mojego pokoju by trochę odpocząć?
- Oczywiście, że nie. – odpowiedziała Marie. – Zostaw to Lena. Ja to wszystko posprzątam.
- Dzięki mamo. – uśmiechnęła się najmłodsza, po czym chwyciła Morgena za rękę i poprowadziła do swojego pokoju.
Po niedługim czasie oboje wyłożyli się na łóżku Madlen. Thomas ułożył się na brzuchu, położył głowę na piersiach dziewczyny i dosłownie przygwoździł ją do pościeli, natomiast dziewczyna zaczęła bawić się jego włosami.
- Wiesz co mi chodzi po głowie? – zapytał blondyn po niedługiej chwili.
- Oby nie wydarzenia, które miały miejsce na tym łóżku po ognisku. – zachichotała Lena.
Thomas uniósł głowę i posłał jej zaciekawione spojrzenie.
- Te obrazy prześladują mnie ciągle i wciąż. – westchnął rozmarzony, ale zaraz się zaśmiał. – I widzę nie tylko mnie. Tak naprawdę to chciałem cię o coś zapytać… - Lena spojrzała na niego pytająco. – Wtedy gdy pojechałaś do Linzu… Spełniłaś moją próbę? – widząc jej skonsternowaną minę kontynuował. – Czy spałaś wtedy z Michaelem? – Madlen wybuchła śmiechem.
- Naprawdę nad tym się teraz zacząłeś zastanawiać?
- Tak mi przyszło do głowy… Myślę po prostu o nachodzących dniach, miesiącach.
- I skąd myśl o Michelinie?
- 10 lipca jest FIS Cup na Alpenarenie, a następnego dnia letni Puchar Kontynentalny i się po prostu zacząłem zastanawiać czy Michie znowu cię odwiedzi. Po drugie nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Nic mi nie mówił o swoich planach skokowych, ale ja też nie pytałam, a co do Linzu… - westchnęła. – Jeśli mam być szczera to… byłam trochę pijana i pomyliłam go z tobą. – Thomas w sekundę napiął się jak struna i spojrzał na swą dziewczynę. – Pamiętam, że zasnęłam na kanapie w jego pokoju, on wziął mnie na ręce, a że ma niebieskie oczy to… pomyślałam, że to ty… Położył mnie na swoim łóżku i zaczął przywoływać mnie do rzeczywistości. Potem płakałam mu kilka godzin w koszulkę, rano obudziłam się w jego łóżku, a on spał na kanapie. I tyle. Żadnego całowania. Kiedy w końcu zrozumiesz, że Michie to przyjaciel?
- Przepraszam… Już więcej nie będziesz musiała do niego uciekać. W ogóle nie będziesz musiała uciekać. – westchnął i podciągnął się na rękach przez co zawisł nad dziewczyną. – Wiem, że Hayboeck to tylko i aż przyjaciel. Nie myśl, że specjalnie o niego zapytałem. Tak po prostu przyszedł mi do głowy.
- Thomas… od pamiętnego sylwestra gdzie znalazłeś mnie w dwuznacznej, pijackiej akcji z Kofim… Z żadnym innym facetem, oprócz ciebie nie miałam do czynienia. No może jeszcze nie licząc Szczyrbskiego Jeziora. Tam faktycznie…
- Nie przywołuj mi tych wspomnień. – warknął.
- Och jaki ty jesteś zazdrośnik! – zaśmiała się i objęła go ramionami za szyję.
- Co poradzić kiedy wiem jak działasz na facetów.
- Jak? – zapytała kokieteryjnie.
- Za bardzo…
- Czyli nici z mojej kusej kiecki na weselu u Christiny? – zachichotała.
- Nie no ty mnie wykończysz… - westchnął, po czym wpił się bezceremonialnie w jej wargi.
Lena ponownie zaśmiała się w jego usta, ale pogłębiła pocałunek i przyciągnęła go jeszcze bardziej do siebie. Kraina wiecznej szczęśliwości na nowo zaczęła żyć swoim życiem.
~~~
Dzień dobry w upalny dzień...
Kiedy Polska zalana jest falą ciepła, my musimy podążyć razem z nią – więc gorący niczym jagodzianka z pieca rozdzialik przybywa :D
W nim gorąco od emocji... Morgeny ostatecznie zażegnały kryzys ciążowy, wiele poważnych rozmów odbyli, ale co najważniejsze... Ofiar brak :D Gudrun naturalnie się martwi, jednak bardzo ujmuje podejście rodziców Leny – nikt nie stanie na drodze tej miłości... Chyba że my :D
Z kolei Greana i jej kraina szczęśliwości trwa nadal. Miło się wraca do takich scenek, kiedy pozytywne uczucia zalewają z wszech stron. Czy będzie tak dalej? Zobaczymy :D swoją drogą, napędziłyśmy się z Madziuską i mamy troszkę zapasików – czy są tu jacyś ludzie na pokładzie? Hahaha oczywiście wiem, że jest Alikus – serdecznie cię pozdrawiamy :)
Tymczasem każda z nas leci na mały urlop zatem kiedy pojawi się następny – zobaczymy :D
Pozdrawiamy

Ania&Madziusa

1 komentarz:

  1. Hej :-)

    Kochane rozdział jak zawsze cudowny i rzeczywiście taki bardzo emocjonalny, że samej łezka w oku się zakręciła…
    Szczerze mówiąc trochę bałam się jak potoczą się rozmowy z rodzicami, ale cieszę się, że wszystko potoczyło się dobrze i zwyciężyła rodzicielska miłość oraz pragnienia szczęścia dla Leny i Thomasa…
    Sielanka trwa u obu par i bardzo się cieszę z tego powodu… Mam nadzieję, że tak już pozostanie i nikt nie spróbuje zniszczyć szczęści oraz miłości którejś z par…

    Również was pozdrawiam i czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział :-)
    BU$KA <3 :D

    OdpowiedzUsuń