niedziela, 16 marca 2025

118. Nie w tym rzecz, ile jeszcze przed nami upadków, ale w tym ile razy będziemy mieli siłę wstać

Następnego dnia, tak jak zapowiadali, Madlen i Thomas od rana byli w podróży do fińskiego Kuopio wraz z Martinem Kochem, Heinzem Kuttinem, jego pomocnikami oraz przedstawicielem firmy produkującej nowe wiązania. Do hotelu, w którym planowali się zatrzymać na weekend dotarli dopiero w godzinach popołudniowych, dlatego Heinz postanowił, że dziś odbędą trening na hali, z pozycją dojazdową i telemarkiem w tle. Chłopcy chodź zmęczeni podróżą, postanowili dać z siebie wszystko, wszak obaj uważali, że są w kiepskiej formie po nieudanym sezonie. Lena nie do końca się z tym zgadzała, jednak nie miała zamiaru z nimi dyskutować, tylko sama wskoczyła w leginsy i top, po czym postanowiła równie czynnie brać udział w ich ćwiczeniach. Dlatego teraz szybowała w górze będąc unoszoną przez Thomasa, który instruował ją jak powinna zakończyć swój skok telemarkiem. Heinz uśmiechał się jedynie na ten obrazek, bowiem Thomas rozluźniony za sprawą obecności tutaj Leny, wydawało się coraz bardziej się poprawiał. Ucząc dziewczynę, sam zauważał swoje błędy. Po kilkugodzinnym treningu, bardzo szybko udali się na kolację, po czym jeszcze szybciej spać, ponieważ każdy był bardzo zmęczony i myślał już tylko o jutrzejszych skokach na igielicie. Koniec końców przyjechali tu by rozpocząć nowy plan treningowy oraz przetestować nowy system wiązań ze specjalnymi bolcami, co było gorącym tematem poprzedniego roku. Stąd też obecność przedstawiciela produkującej je firmy, który miał służyć wsparciem przy ich dokładnej regulacji. Nowy dzień zatem nastał bardzo szybko. Ekipa posilona posiłkiem udała się wypożyczonym busem w stronę skoczni. Droga nie była długa, dlatego wkrótce potem wypakowywali cały sprzęt. Lena z wypiekami na twarzy patrzyła jak chłopcy zakładają kombinezony na gołe ciała. Thomas obleczony w materiał jedynie do pasa, wyglądał naprawdę seksownie. Spoglądając na niego ukradkiem, przegryzła swoją wargę. To jednak nie umknęło uwadze Morgiego, dlatego puścił jej oczko, a następnie narzucając swoje narty na ramię, ruszył w górę skoczni, a za nim reszta ekipy. Lena została na dole z pozostałymi klubowiczami Alpenareny, a Heinz udał się w miejsce przeznaczone dla trenerów. Po niedługiej chwili, chłopcy jeden po drugim wykonywali swoje treningowe skoki.
- Heinz, chciałbym teraz porównać czucie w powietrzu z wykorzystaniem nowego i starego systemu wiązań. – powiedział Thomas, kiedy godzinę potem zrobili sobie krótką przerwę.
W związku z tym, że Kuttin nie miał nic przeciwko, cała ekipa ponownie ruszyła na skocznię, a Lena została na dole, gdzie mogła oglądać jak pięknie szybują w powietrzu. Thomas najpierw skoczył na starych Atomicach, jak potem jej powiedział była to próba zachowawcza. Ucałował jej czoło, po czym tym razem zabierając nowe narty, z powrotem ruszył na górę. Madlen ścisnęła mocniej kciuki, kiedy na nowo zajęła swoje miejsce i czekała spoglądając na zeskok. Po chwili był… jej orzeł. Ułożony lekko na nartach łapał wysoki pułap i nagle… wypięło się lewe wiązanie, a potem cała narta… Przed oczami Leny pociemniało… Ziemia nagle osunęła jej się spod nóg, niczym przed chwilą Thomasowi… z tym, że on miał 5 metrów przepaści pod sobą. Padł jak długi, zjeżdżając niczym marionetka po trawie. Madlen z krzykiem przerażenia ruszyła biegiem ku sunącemu po igielicie ciału blondyna. W jej głowie rysowały się same czarne scenariusze. Nawet nie wiedziała kiedy zaczęła płakać. Patrzyła jak Thomas zdezorientowany zatrzymuje się w pozycji siedzącej na dole i trzyma za lewą rękę. Jeden z chłopaków wyprzedził dziewczynę, dzięki czemu szybciej dotarł do podnoszącego się już z ziemi blondyna. Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku nie wiedząc czy płacze ze szczęścia, że chłopak względnie jest cały, bowiem wstał o własnych siłach, czy z przerażenia do czego mogło tu dojść. Po chwili Morgi prowadzony przez kolegę z klubu podszedł do opadającej bezwiednie na trawę Madlen. Ukucnął przy niej i sprawną ręką uniósł jej twarz. Blondynka popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem roniąc krokodyle łzy.
- Hej mała… nic mi się nie stało. Widzisz? – zapytał chcąc przywrócić Madlen do rzeczywistości.
Prawda jednak była taka, że okropnie bolał go łokieć i ręka, ale tego nie zamierzał jej mówić. Lena nieświadomie zamrugała oczami. Przymknęła powieki, po czym załkała, a po jej policzkach popłynęły kolejne łzy. Najdelikatniej jak potrafiła objęła chłopaka nie wiedząc czy na pewno wszystko z nim w porządku. Czując jak mocniej zgarnia ją do siebie, ponownie jęknęła i zalała się łzami. Długo dochodziła do siebie. Dłużej niż sam chłopak, a to przecież on był poszkodowany. Dał jednak Lenie czas by się trochę otrząsnęła, bowiem była w niemałym szoku. Sam Thomas kręcił głową nie będąc pewnym do czego właśnie tutaj doszło. Upadek? Ale z czyjej winy?
- Thomas! – zawołał Kuttin biegnąc w ich stronę. – Co tam się stało…
- Nie zamontowałem dodatkowych zabezpieczeń w nowych nartach… - powiedział ze wstydem.
Zgrywał twardziela, ale w głębi serca, a przede wszystkim głowy… strach zaczął już się zagnieżdżać. W końcu nie był maszyną, a to był jego drugi po Kussamo tak poważny upadek, mimo, że czuł na razie, że nic poważniejszego mu nie jest.
- Thomas! Jak mogłeś być tak lekkomyślny!? – warknął w jego stronę trener. – Nic ci się nie stało? Potrzebujesz do szpitala?
- Nie… Mam tylko stłuczoną rękę. – westchnął, na co Lena bacznie zaczęła mu się przyglądać. – Muszę skoczyć jeszcze raz… W przeciwnym razie… lęk zakorzeni się we mnie znacznie głębiej… - dodał ciszej, na co dziewczyna chciała kategorycznie zaprotestować.
- Dobrze Thomas, doskonale to rozumiem, ale na Boga! Zapnij dodatkowe linki zabezpieczające. – powiedział Heinz, po czym zakręcił się na pięcie i ruszył z powrotem w kierunku, z którego przyszedł.
- Madlen… - zaczął Morgi odwracając się do dziewczyny.
Lena ledwie nad sobą panowała, jednak nie chciała robić scen przy kolegach Thomasa. Zamknęła oczy, nabrała powietrza w płuca, po czym po prostu odeszła. Blondyn westchnął bezradnie. Wiedział, że bardzo się wystraszyła, ale skoki przecież nie należały do najbezpieczniejszych dyscyplin. Był zły na siebie, że zachował się tak nieodpowiedzialnie i skoczył bez linek zabezpieczających, ale przecież nie on jeden tak robił. Zawiódł sprzęt, czyli coś, na co nie mógł mieć wpływu i czego nie był w stanie przewidzieć. Ale czy tak do końca było? Ryzyko można było zminimalizować… Trzeba było tylko zamocować dodatkowe zabezpieczenia. Ponownie westchnął, po czym ostatni raz spojrzał na odchodzącą dziewczynę i skierował swe kroki z powrotem na skocznię. Dalsza część treningu przebiegła już bez ekscesów. Thomas z każdym swoim skokiem zapinał dodatkowe zabezpieczenia, co pomogło mu pokonać strach i traumę w jaką wprowadził go ten upadek. Lena pozostałą część czasu spędziła biernie oglądając wyczyny chłopaków, ponieważ jej myśli wirowały tylko wokół tego co tu się stało… do czego mogło tu dojść. Zdawkowo odpowiadała na zaczepki Morgiego, bowiem w głębi była na niego wściekła. Ale na ten temat miała zamiar porozmawiać z nim, kiedy zostaną sami. Całą drogę do hotelu wpatrywała się w szybę i nie reagowała na co rusz dotykającą jej uda rękę Thomasa. Chłopak wiedział, że była zła, ale… dajcie spokój, przecież to nie była jego wina. Przerzucił oczami na kolejny brak reakcji ze strony blondynki. No cóż… postanowił, że udobrucha ją po kolacji, na którą zaraz po przyjeździe mieli się udać.
- Lena… przestań się dąsać. – westchnął kiedy weszli do swojego hotelowego pokoju.
- Dąsać? Właśnie to myślisz, że robię? – zapytała smutno i nawet na niego nie zerknąwszy, weszła do łazienki by zmienić swoją sukienkę, na co Morgi w akcie agresji rzucił torbą ze sprzętem na łóżko mocniej niż zamierzał.
Warknął rozłoszczony, ale sam zaczął się przebierać, bowiem dziewczyna zakluczyła drzwi, czego nie robiła od dłuższego czasu. Kiedy wyszła, w nowej kwiecistej sukience typu hiszpanka, oczy mu się zaświeciły, jednak szybko zrzedła mu mina widząc wyraz jej twarzy. Smutek i… obojętność? Lena wyglądała jakby wszystkie czynności wykonywała mechanicznie. Bez radości… bez większego zaangażowania. Wyciągnęła nagle w jego kierunku rękę, czym go bardzo zaskoczyła. Chłopak nie czekając aż się rozmyśli, szybko złączył swoje palce z jej i kiedy ona miała zamiar ich wyprowadzić z pokoju, blondyn przyciągnął ją bliżej siebie. W efekcie Madlen wpadła na jego tors, a jej ręka została wykręcona na plecy. Spojrzała na niego z wyrzutem. Thomas nie zastanawiając się dłużej mocno wpił się w jej wargi. Lena pozostała bierna i nie dała się wciągnąć w czułą pieszczotę. Mimo, że bardzo chciała złączyć swe usta w pocałunku, chciała poczuć, że chłopak żyje… to jednak złość i rozczarowanie były silniejsze. Chciała odepchnąć blondyna ręką, jednak on trzymał ją mocno za jej wykręconą dłoń na plecach. Warknęła i zrobiła coś, o co miała ochotę uderzyć się w twarz, ale pozwoliło jej to się uwolnić. Mianowicie, ścisnęła go drugą ręką za łokieć, który bardzo ucierpiał podczas upadku. Thomas odskoczył od niej jak rażony piorunem.
- Nie wiem kto cię uczył kultury Morgen, ale jeśli kobieta nie chce być całowana to powinieneś to uszanować. – powiedziała i wyszła z pokoju głośno zatrzaskując drzwi.
Morgi stał zszokowany niczym przyrośnięty do podłogi i tępo wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała Madlen. Myślał, że nic już nigdy ich nie poróżni… Że po tym co razem przeżyli będą już zawsze żyć w zgodzie. Nic bardziej mylnego, bowiem dziewczyna miała swój charakterek. Uśmiechnął się pod nosem… Trochę pikanterii w związku jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Z nowym nastawieniem, masując swoje obolałe przedramię ruszył za dziewczyną zamykając drzwi. Szybko ją dogonił i delikatnie biorąc ją za rękę sprowadził na dół. Lena oczywiście nie uraczyła go spojrzeniem, nie wyrwała jednak dłoni nie chcąc robić scen przy reszcie ekipy, która już z oddali do nich machała. Przykleiła na usta sztuczny uśmiech by po chwili zająć miejsce między Maschtem a Morgim. Kolacja minęła bardzo szybko. Każdy był zmęczony po dzisiejszym jakże wyczerpującym dniu. Godzina koniec końców była też wieczorna, dlatego nikt nie marudził kiedy Heinz zarządził grzeczne rozejście się do swoich pokoi. Thomas jak chwile wcześniej, pochwycił rękę Madlen w swoją dłoń. Dziewczyna westchnęła, jednak ani na niego nie spojrzała ani jej nie wyrwała, tylko pozwoliła poprowadzić się chłopakowi do ich lokum. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, wzięła głęboki oddech i podeszła do okna. Czy powinna mieć do niego pretensje, że chciał przetestować nowy sprzęt? Że chcąc być jeszcze lepszym przekracza granice… Co z tego, jeśli stamtąd może nie być już powrotu? Nagle poczuła dłoń na swym odkrytym ramieniu. Przymknęła z bólem powieki… Tak bardzo się o niego bała. Jeśli coś by mu się stało… ona umarła by razem z nim. Odwróciła się do niego, z wymalowanymi na swej twarzy wszystkimi emocjami jakie targały jej duszą od kilku godzin. Strach… przerażenie… ból… niemoc… i złość.
- Pamiętasz co mi kiedyś powiedziałeś? – zapytała. – Że po upadku w Kussamo nabrałeś trochę pokory. Okłamałeś mnie wtedy?
- Jakie okłamałeś… - westchnął przerzucając oczami.
- To jak nazwiesz to co dziś się wydarzyło? Brawura?
- Lena, ten upadek był zupełnie inny i nieporównywalny z tym w Kuusamo.
- Tak? Bo ja pamiętam tamten upadek… bałam się o ciebie nie mniej niż dziś.
- Dziś zawiódł sprzęt. – wzdrygnął barkami. – Coś na co nie mam wpływu.
- Co ty będziesz mi tu pieprzył?! – Lena uniosła się na jego słowa. – Przecież to ty z własnej woli nie zamocowałeś dodatkowych zabezpieczeń! Thomas, co ty miałeś w głowie?! Chciałeś się zabić?!
- Przecież nie zrobiłem tego specjalnie! – warknął.
- Ale ryzyko można było zminimalizować! Ile zajęło by ci ich zapięcie? Kilka sekund? Niech by było, że kilka minut… Ja rozumiem, że chciałeś testować sprzęt, ale na Boga, Thomas! Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze!
- Gadasz jak moja matka…
- Bo może cię kocham równie mocno jak ona? – warknęła.
No szkoda bardzo żeby ją jeszcze do Gudrun porównywał.
- Ale ty tego nigdy nie zrozumiesz, bo widocznie nie kochasz tak mocno jak ja! – stwierdziła, że ona też mu dopiecze i kiedy chciał jej słowa skomentować, zaczęła kontynuować dalej. – Chłopaku, będziesz miał dziecko za chwilę! Czy ty w ogóle czasami myślisz? Czy jesteś tak zaślepiony chęcią bycia najlepszym? W imię czego?!
- To ty tego nie rozumiesz… Nie mogę zaserwować ani sobie, ani fanom kolejnego tak nieudanego sezonu, moje oczekiwania względem samego siebie muszą być wysokie.
- Ja pieprzę… Thomas! A ile wysiłku wymagałoby zamontowanie zabezpieczeń na nowych nartach? No? Ile? Z tego co się orientuję zawsze to robiłeś, więc co stało się tym razem?!
- Przestań mnie już jechać… Sam jestem na siebie zły. – westchnął z irytacją i udał się w stronę łóżka. – Obwinianie się jeszcze nikomu nie pomogło… - dodał kiedy ułożył się wygodnie na pościeli.
- Czy nie uważasz, że twoje bezpieczeństwo było absolutnie warte czasu założenia tych zabezpieczeń?
- Tak masz rację… przyrzekam, że już nigdy nie skoczę bez nich.
- To nie mnie masz przyrzekać… To przed samym sobą powinieneś się przyznać do błędu, który mógł cię sporo kosztować. Ale ja widzę, że po tobie to spłynęło jak po kaczce.
- Madlen… dramatyzujesz. – westchnął, po czym poklepał miejsce obok siebie na łóżku. – Już przestań mnie maltretować pretensjami, tylko połóż się obok i zajmij swoim obolałym Morgenkiem. – dodał, na co dziewczyna uniosła oczy ku górze.
- Wiesz co Thomas… Zrobiłam w życiu parę rzeczy, których do dziś nie mogę sobie wybaczyć. Jest to między innymi spoliczkowanie ciebie… nie raz… nie dwa. I wyjdę stąd teraz żebym nie musiała żałować kolejnych razy. – powiedziała chwytając swoją jeansową kurtkę.
- Dokąd idziesz? – zapytał lekko się unosząc kiedy dziewczyna chwyciła za klamkę.
- Jak najdalej od ciebie… Przewietrzyć umysł… - powiedziała i tyle jej było widać.
Thomas opadł bezradnie na poduszki i westchnął z niemocy. O co ona się tak złościła… Przecież to nie była jego wina. No, nie tak do końca. Mógł faktycznie zapiąć te zabezpieczenia, ale kto mógł się spodziewać, że akurat dziś będą potrzebne. Niektórzy skoczkowie w ogóle ich nie używają i… nie zaliczają wywrotek. A może faktycznie to on zrobił coś źle? Może użył za dużo siły? Fakt faktem, wiązanie wypięło się na końcu buli, gdzie opór powietrza staje się największy, bo tam jest ono najgęstsze… Może mógł to przewidzieć? Znowu jęknął zirytowany i w geście niezadowolenia walnął lewą ręką o pościel, przez co przeszył ją nieprzyjemny prąd. Tym razem jęcząc z bólu złapał się za łokieć i cicho zapłakał. Nie dość, że był poturbowany, to kobieta jego życia wyszła, zostawiła go, będąc wściekłą, teraz kiedy najbardziej jej potrzebował. Wszak każdy upadek coś w tobie pozostawia…
Madlen natomiast spacerowała po terenie hotelu. Słońce chyliło się ku zachodowi, tworząc tańczące ze sobą barwy czerwieni i granatu. Patrząc na tą piękną scenerię westchnęła zrezygnowana. Chyba zareagowała nazbyt emocjonalnie, ale co poradzić kiedy myśl, że mogła go stracić przyprawiała ją o mdłości. Tylko dlaczego on tego nie rozumiał? Rozdrażniona kopnęła leżący kamyk na ziemi i opadła sfrustrowana na ławkę. Schowała twarz w dłoniach. Przed jej oczami znowu pojawiła się lecąca w dół, machająca łapczywie rękami postać Thomasa, który nie mając jak się ratować, po prostu uderza o ziemię. Mimowolnie, kolejny raz dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Czy był sens się kłócić skoro on był cały i zdrowy? Może i zrobił źle nie zapinając dodatkowych zabezpieczeń, ale jak sam mówił, nie zrobił tego umyślnie. Po co tracić czas na niesnaski skoro mogło go tutaj już nie być? Ciało Leny ponownie pokryło się gęsią skórką. Postanowiła jednak wrócić do pokoju. Zepchnęła swoją złość jak najdalej by troska o chłopaka na nowo ogarnęła jej myśli. Wszak on na pewno również to przeżywał, przecież nie był ze stali.
- Przepraszam… - usłyszała cichy szept, kiedy miała zamiar wstać z ławki i udać się z powrotem do Thomasa.
Blondyn ją jednak uprzedził, gdyż to on stał przed nią. Przygarbiony, z rękami schowanymi w kieszeniach dresów. Jego postawa wskazywała skruchę i żal. Lena wzięła głęboki oddech, ciesząc się, że go widzi… całego i zdrowego, po czym poklepała miejsce obok siebie. Morgi ochoczo zasiadł na ławce. Po chwili poczuł jak dziewczyna kładzie głowę na jego prawym barku, na co odetchnął z ulgą. Przełożył ramię przez oparcie, dzięki czemu Madlen mogła lekko wtulić się w jego pierś. Czując i słysząc jego przyspieszone bicie serca, jej oczy kolejny raz wypełniły się łzami. On tu był… o Boże… nic mu się nie stało… Po czym zaczęła szlochać w jego koszulkę. Thomas zszokowany jej kolejnym emocjonalnym wybuchem, zgarnął ją zdrową, prawą ręką bliżej siebie i zaczął głaskać po głowie póki się nie uspokoiła.
- Przepraszam Thomas… - powiedziała unosząc swe spojrzenie. – Przepraszam, że tak zareagowałam, ale… tak strasznie się o ciebie bałam.
- To ja przepraszam… - westchnął i położył dłoń na jej policzku. – Naprawdę nie chciałem by tak się stało… Znam kilku śmiałków, którzy skaczą bez zabezpieczeń… Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to wiązanie się wypnie… No cóż, mogę sobie tylko pluć w brodę, że zachowałem się tak lekkomyślnie.
- Najważniejsze, że nic poważniejszego ci się nie stało. – odrzekła opierając czoło o jego czoło. – Chodźmy do pokoju, pokażesz mi tę rękę. – powiedziała zdobywając się na lekki uśmiech.
- Lena… naprawdę ostatnim czego chcę w życiu to twoje łzy. Nigdy umyślnie nie sprawiłbym ci bólu…
- Wiem Thomas. Po prostu… pierwszy raz widziałam twój upadek na żywo i… moje serce na moment przestało bić. – powiedziała i spuściła wzrok.
- To, że się tak o mnie martwisz… jest najpiękniejszym dowodem twojej miłości. – powiedział unosząc jej twarz. – Bardzo cię kocham Madlen i przysięgam, że już nigdy nie skoczę bez dodatkowych zabezpieczeń. Będziesz już spokojniejsza? – zapytał.
- A w życiu! – odrzekła i lekko się uśmiechnęła.
- Przepraszam, że chciałem cię całować na siłę…
- Teraz mnie pocałuj. – uśmiechnęła się zachęcająco.
Thomasowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wziął jej twarz w dłonie, po czym ułożył delikatnie wargi na jej ustach. Lena zamknęła oczy i objęła go lekko ramionami, następnie pogłębiła pocałunek rozpoczynając taniec ich języków. Nie wiadomo kiedy oboje bardziej się do siebie przysunęli z coraz większą zawziętością kosztując swych spragnionych czułości ust. W pewnym momencie Madlen ułożyła rękę na lewej dłoni Morgiego spoczywającej na jej policzku i zwolniła doznania. Po chwili spoglądając sobie w oczy oparli głowy o swoje czoła. Blondynka położyła jego lewą rękę na swoich kolanach i poczęła delikatnie ją dotykać.
- Bardzo boli? – wyszeptała.
- Kiedy może cię dotykać to jakby mniej. – odrzekł z pogodnym uśmiechem.
- Pytam poważnie.
- A ja poważnie odpowiadam. – ponownie się uśmiechnął i śmiesznie poruszył palcami. – Chodźmy do pokoju. Jesteś cała zmarznięta.
- Jeśli obiecasz, że już nigdy nie będę musiała martwić się o twoje życie na skoczni. – powiedziała z nadzieją w oczach, na co Thomas chwilę się zawahał.
Widocznie chciała to usłyszeć, mimo wiedzy, że nie mógł tego obiecać na sto procent.
- Zrobię wszystko by właśnie tak było. – odrzekł wymijająco, po czym ucałował jej czoło i wstał wystawiając w jej stronę zdrową rękę.
Lena westchnęła bezradnie, bowiem to nie było do końca to co chciała usłyszeć, ale wiedząc, że Morgi nie mógł jej nic więcej zaoferować, złączyła swe palce z jego. Uśmiechnęła się, w końcu najważniejsze było to, że miała go obok, a przecież ta dzisiejsza akcja mogła zakończyć się o wiele gorzej… Ale tym nie miała zamiaru zaprzątać swojej głowy. Już w o wiele lepszych humorach udali się do hotelu, gdzie Lena przez resztę wieczoru zajmowała się pokiereszowaną kończyną Thomasa.
***
Kilka dni później parka Schlierenzauerów krzątała się entuzjastycznie po salonie Morgiego. Dziś mieli udać się na kolejną wizytę USG do pani ginekolog. Wizyta ta miała na celu weryfikację akcji serca ich nienarodzonego dziecka. Od samego rana zarówno Ana jak i Gregor nie mogli się jej doczekać. Po radosnym potwierdzeniu ciąży zdążyli już oswoić się z tematem. Nie wracali nigdy więcej do tematu wcześniejszych wątpliwości zamykając ostatecznie ten etap. Kolejne dni... Mijały im zatem na spokojnym wyczekiwaniu kontrolnej wizyty. Dzisiaj mieli usłyszeć bicie serca swojego maleństwa. Odbierali to jako kolejne szczególne wydarzenie w ich "nowym życiu", dlatego już rano ustalili, że wejdą do gabinetu razem jak ostatnio. Dziewczyna z uśmiechem spakowała wyniki badań na wizytę oraz wzięła zalecone witaminy. Chwyciła Gregora za dłoń, którą ochoczo musnął ustami, po czym udali się wspólnie do samochodu. Nim się obejrzeli, a już parkowali pod budynkiem, gdzie mieścił się gabinet.
- Gotowa na kolejne spotkanie z naszym maluchem? – uśmiechnął się stojąc pod gabinetem lekarki, którą miał okazję poznać w minionym tygodniu.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech pozytywnie nastrajając się na czas wizyty. W końcu po raz kolejny mieli go ujrzeć... Zbliżali się już do siódmego tygodnia ciąży. Lekarka widząc ich wspólnie, serdecznie się uśmiechnęła. Dziewczyna przekazała jej wyniki badań, by następnie przygotować się do badania na fotelu. Z uśmiechem spojrzała na ekran, już bez większych wątpliwości jak w minionym tygodniu. Była spokojniejsza bowiem znała swój stan. Wiedziała jaki obraz powinni ujrzeć na monitorze. Po chwili poczuła dłoń Gregora na swojej. Teraz nastał czas kolejnego spotkania z ich potomkiem. Widok, który dostrzegła od razu wprawił ją w dobry nastrój... Nie inaczej było z Gregorem, któremu wyraźnie zaświeciły się oczy z zachwytu. W końcu kolejny tydzień oznaczał następne niewielkie zmiany w wyglądzie ich malucha. Lekarka natomiast przez chwilę przyglądała się obrazowi w dużym skupieniu, ale i milczeniu. W pewnym momencie załączyła monitor mający uwzględnić czynności życiowe ich dziecka. Spokojne miarodajne uderzenia wypełniły cały gabinet. Zachwycona para oddała się wsłuchiwaniu melodii puszczonej z ekranu. Było to coś, na co każdego kolejnego dnia czekali. Coś co było najpiękniejszą nutą dla ich uszu... Serce ich malucha. Kiedy lekarka wydrukowała zdjęcia spojrzała niepewnie na radośnie wyczekującą wieści parkę.
- Wszystko w porządku? – spytała Ana wyczuwając jej inne nastawienie, po czym szybko się oporządziła po badaniu i zajęła wraz z chłopakiem miejsce naprzeciwko lekarki.
- Szczerze powiedziawszy jest jedna rzecz, która mnie nieco niepokoi... Mieli Państwo okazję wysłuchać dziś bicia serca dziecka, ale według badania... Odbywa się to wolniej niż powinno. – Ana z przerażeniem spojrzała na Gregora, którego wyraz twarzy nic nie zdradzał.
Poczuła jak mocniej zaciska swoją dłoń jakby chciał dodać jej nieco otuchy. Dziewczyna wróciła spojrzeniem na ginekolorzkę przeglądającej w tym momencie wyniki jej badań.
- Czy możemy coś zrobić w tej sytuacji? Pomóc? Jakieś leki wspierające? – jej głos nieco się zachwiał w oczekiwaniu na odpowiedź lekarki.
- Pozostaje tylko czekać... Umówimy się na kolejny tydzień na wizytę i zobaczymy co tam u malucha słychać. Może będzie bardziej aktywny. – rzekła spokojniej poczynając zapiski na komputerze.
Udzieliła ostatnich wskazówek parce, po czym wizyta dobiegła końca. Dziewczyna ścisnęła mocniej swoje usta w zwartą linię. Łzy powoli zaczęły wypełniać jej oczy. Nie tego oczekiwała po wizycie... To miał być w końcu jeden z piękniejszych dni... Widząc ją w takim emocjonalnym rozchwianiu, Gregor poczuł wielką gulę cisnącą za gardło. Nienawidził jej smutnych oczu... Szczerze ją kochał więc widok jej zbolałej twarzy... To był najgorszy z możliwych dla niego obrazów. Sam zaczął się bać, jednak nie pozwolił by te emocje w jakikolwiek sposób wpłynęły na Ane. Musiał być twardy dla nich... Chociaż czuł wielki ciężar obiecał się w żaden sposób nie rozkleić emocjonalnie... Szybko przytulił Ane, po chwili musnął dłonią jej brzuszek i czule na niego spojrzał.
- Walcz maluchu... Czekamy na ciebie.... Mama właśnie zaczęła płakać, więc na przyszły tydzień proszę... Bądź grzeczny, bo nie do twarzy jej z łzami... Zresztą jak ją poznasz sam się przekonasz. – uśmiechnął się próbując nieco rozładować napięcie Ane.
Po chwili otarł jej łzy opierając się czołem o jej czoło. Chwilę wpatrywał się w jej smutne oczy, po czym musnął policzek blondynki ustami zapewniając o tym, że na pewno wszystko będzie dobrze. Trasa do domu Thomasa minęła w ciszy... Ana próbowała nastawić swoją głowę na pozytywne myślenie, chodź po dzisiejszej wizycie... Nie było to łatwe zajęcie, mając świadomość, że dzieje się coś niepokojącego, a tak naprawdę nie może nic zrobić. Czas... Tylko on według lekarki miał pomóc... Gregor zaparkował samochód, po czym ruszyli do apartamentu Morgiego. Widząc jej strapione spojrzenie szatyn nie ruszał tematu ciąży. Czuł, że z jednej strony potrzebuje wsparcia, ale z drugiej spokoju... Jednak jak można zapewniać o tym, że wszystko będzie dobrze, kiedy samemu nie do końca jest się o tym przekonanym? Czuł się bezradny... Poszedł do kuchni, nalał im soku, po czym wygodnie usiadł obok niej na kanapie.
- Gregor... Boję się... – wydukała.
Objął ją mocniej ramieniem, po czym bez zbędnych słów gładził jej skórę próbując ją nieco uspokoić. Cała drżała co nie umknęło jego uwadze. Ponownie musnął ustami jej głowę, po czym zaproponował jej drzemkę, która miała pomóc przez chwilę nie myśleć negatywnie. Spojrzała zabójczym wzrokiem... Jakby po takiej nowinie mogła spokojnie spać. Poza tym dzień się nadal nie skończył. Nieuchronnie zbliżał się czas video konferencji z Pointnerem gdzie mieli go poinformować o życiowych zmianach.
- Greg, a jeśli... – położył palec na jej usta by nie dokończyła niewypowiedzianych myśli, po czym ponownie położył rękę jej i swoją na brzuchu.
- Wszystko będzie dobrze. – wydusił szybko, jednak możliwie spokojnie jak potrafił. – Nasze dziecko odziedziczy waleczność po rodzicach. Za tydzień ponownie się spotkamy i będzie inaczej, zobaczysz. – uśmiechnął się na myśl o kolejnej wizycie.
Widząc jej zaszklone tęczówki mocniej ją przytulił. Po chwili ruszył do kuchni przygotować napar z melisy, który mógł nieco zmienić jej nastawienie, a przede wszystkim wyciszyć w jakiejś mierze roztrzęsienie dziewczyny. Z kolei Ana wlepiła wzrok w telefon, gdzie właśnie pojawiło się kolejne połączenie od Anette napierającej ostatnio telefonami w kontekście igrzysk. Zmarszczyła czoło zastanawiając się czy w ogóle winna go odbierać. Dziewczyny chciały by Ana jako ich główna przedstawicielka walczyła w sądzie o ich dobre imię... O ich możliwość udziału w zawodach, które do nie dawna miały być szczytem jej marzeń... Teraz jedyne czego pragnęła to spokój myśli, to pewność, że z ich maluchem będzie wszystko w porządku... Spojrzała na Gregora czując, że nie może ich dłużej oszukiwać. Że musi się określić... Musi je uświadomić, że skoki zostawia za sobą... A teraz liczy się wyłącznie dobro jej rozrastającej się rodziny. Zdecydowała się więc na krótkiego smsa do Anette kierując uwagę na to, że w związku ze zmianą sytuacji rodzinnej nie ma możliwości lotu do Kanady we wrześniu na rozprawę... Nie chciała by Anette przed wszystkimi wiedziała o jej ciąży. Lakoniczny SMS winien wystarczyć jej w zupełności. Zresztą nie miała czasu i ochoty zajmować się nie swoimi problemami, kiedy życie płatało jej takiego figla. Musiała teraz uzbroić się w cierpliwość, ale przede wszystkim nadzieję, że miłość wszystko pokona... Wyszła na taras łapiąc głębszy oddech. To wszystko wydawało się bardziej skomplikowane niż przewidywała. Odpowiadała przecież nie tylko za swoje życie, ale także za malucha noszonego w łonie... Troska o drugą osobę potrafi być przytłaczająca. Teraz jeszcze lepiej rozumiała powtarzane przez Gudrun słowa "Zobaczysz, gdy będziesz mieć swoje dzieci". Zaczęła przekonywać się, że walka o dziecko rozpoczyna się od łona matki. Już nic nie jest takie samo... Mimowolnie położyła dłoń na swoim brzuchu wlewając nadzieję, że czarne chmury odejdą raz na zawsze. Że nic złego ich nie spotka... Przecież tak jak powiedział wcześniej Gregor, oni są młodzi i silni, nie inaczej miało być z ich dzieckiem... Tydzień... Kolejne siedem dni w oczekiwaniu na pozytywne wiadomości. Wydała puste westchnienie czując jak z zadumy wyrwał ją chłopak podający kubek melisy. Spojrzała na niego z wdzięcznością upijając pierwsze łyki. Delikatnie objął ja w pasie, po czym utkwił wzrok w martwym punkcie. Choć trudno było przyznać, bardzo zaniepokoiła go dzisiejsza wizyta. Nie śmiał jednak okazywać przy niej słabości. Dusił wszystko w sobie... Prosząc by wszystko miało pozytywne rozwiązanie. By nie musiał więcej widzieć jej łez i bólu... Tak jak dzisiaj... Kiedy mimo zaparcia, czuł jak sam wewnętrznie pęka. Wiedział też, że dzisiejszy dzień wciąż nie dobiegł końca. Czekała ich rozmowa z Alexem. To człowiek dość stanowczy i Gregor był pewny, że nie będzie szczęśliwy ze zmiany, która ich czekała. Chciał również sam z nim porozmawiać by w pełni skupić się na Ane i jej potrzebach, ale... Czy dane mu będzie zostać kilka dni dłużej w domu? Kto jej pomoże dźwigać dodatkowe psychologiczne balasty, gdy go nie będzie? Czy Alex to zrozumie i pozwoli odpuścić letnie zgrupowania by mógł być teraz przy niej? Czuł, że na chwilę obecną jest jej to winien... Skoro dała mu szansę, skoro już wkrótce mieli powitać ich dziecko, powinien ją wspierać i wspomagać. Dzwoniący telefon wyrwał go z zadumy. Spojrzał na ukochaną mocniej łącząc swoją dłoń z jej na znak swego wsparcia. Pokiwała twierdząco głową dając znak, że jest gotowa. Gotowa na pełną zmianę, która oznaczała zamknięcie dróg po marzenia związane ze światem sportu.
- Cześć Alex. – zaczęli delikatnie widząc skonsternowaną twarz trenera.
- Dlaczego chcieliście tak rozmawiać? Przecież niedługo kolejne zgrupowanie, na którym mam nadzieję w końcu Ana się pojawisz. W sumie to co takiego pilnego może być przed sezonem? Jakieś kwestie treningowe chcecie omówić? Na pierdoły nie ma czasu, w końcu jesteście mistrzami do jasnej cholery. Ja też mam swoje zajęcia. – zaczął dość stanowczo Pointner.
Jak zwykle nie ważył słów. Dziewczyna czuła, że nie będzie to prosta dyskusja. Spojrzała porozumiewawczo na Gregora. Sama chciała przedstawić trenerowi obecną sytuację, więc chłopak zostawił ich na chwilę samych. Zacisnęła mocniej dłonie na poduszce, która gościła na kanapie.
- Alex... Ja nie pojawię się na kolejnym zgrupowaniu...
- Co ty u licha myślisz Morgenstern?! Że jak wygrałaś jeden Puchar Świata, zdobyłaś mistrza to sama decydujesz o zgrupowaniach? A może trenera chcesz zmienić?! – rzucał słowa jak z karabinu, na co Ana wzięła kilka głębszych oddechów czując jak wariuje jej ciśnienie.
- Przepraszam Alex... Jestem naprawdę wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłeś, ale ja nie wrócę już do treningów... – przełknęła mocniej ślinę by później na jednym oddechu kontynuować. – Ja już nigdy nie wrócę do skoków narciarskich...
- Co takiego?! Chyba żartujesz! – pokręcił przecząco głową nie wierząc w ani jedno słowo blondynki.
Widząc jego zdezorientowaną twarz postanowiła, że czas na ostateczne odkrycie kart.
- Alex... Spodziewam się dziecka...
- To nie prima aprilis Morgenstern. Takie żarty pierwszego kwietnia można robić. Chociaż wtedy chyba ze Schlierenzauerem wam nie po drodze było. – rzekł bez ceregieli trener.
Ana skrzywiła się na samą myśl przykrych minionych wspomnień. Faktycznie czas, który miał być wypełniony radością, wtedy wypełniony był goryczą i udręką. Kolejne niemiłe zdarzenie dodające niepotrzebnych negatywnych emocji... W tym samym czasie Gregor wszedł do pokoju ze szklanką wody dla partnerki. Widząc jej skrzywioną minę postanowił wkroczyć do akcji... Na dziś już wystarczająco dużo dziewczyna się wycierpiała. Zbyt wiele stresów na jej drobnym ciele by samemu to dźwignąć. Dotknął jej dłoni, która zdradzała targające nią silne emocje. Przełknął mocniej ślinę czując każde jej drganie ciała... Zabolało... Postanowił więc samemu przejąć pałeczkę w rozmowę z trenerem.
- Alex, Ana spodziewa się mojego dziecka i jest to niepodważalny fakt... Nie jest to żaden żart. Za nieco ponad siedem miesięcy zostaniemy rodzicami. Postanowiliśmy być lojalni względem ciebie byś wiedział szybciej niż inni... Już nic nie będzie takie samo – rzekł już nieco mocniejszym tonem Gregor, widząc jak dużo kosztuje to Ane, która odeszła od miejsca rozmowy by wyjść na taras.
Musiała złapać więcej tlenu bowiem całe ciśnienie powodowało gotowanie jej ciała. Serce zaczęło nerwowo walić jakby miało wyskoczyć z piersi. Położyła dłoń na swoim brzuchu łapiąc mocniej oddech. Musiała się uspokoić... W końcu musiała walczyć i być silna dla człowieka, który się w niej rozwijał.
- Gregor, ja naprawdę nie mam nastroju do żartów. Błagam, do rzeczy Schlierenzauer... – Schlieri wyciągnął zdjęcie USG dziecka i machnął Pointnerowi przed ekranem by wyraźnie dostrzegł obraz na nim zawarty.
Po drugiej stronie nastała chwila milczenia. Ana wróciła i usiadła ponownie obok Gregora nie dopuszczając myśli, że taka rozmowa może być kontynuowana bez niej. W końcu chodziło o jej karierę, nie o karierę Gregora. Rozchodziło się o walkę o jej rodzinę i musiała stawić temu czoło
- Czy widząc zdjęcie poznałeś jakie są fakty? Mniemam, że skoro masz czwórkę wspaniałych dzieci wiesz co znaczy USG z rozwijającym się nowym życiem... Zadzwoniłam nie po to by się denerwować... A żebyś wiedział o tym wcześniej niż ktokolwiek inny... Jestem w ciąży... Musimy to zaakceptować i chcąc nie chcąc zakończyć naszą współpracę. – trener nerwowo się zaśmiał po jej tekście, jakby przez moment nie wiedział co ma powiedzieć.
Tymczasem ona w głowie zaczęła rozważać czy dobrym pomysłem było nagromadzenie tak wielkiej ilości negatywnych bodźców w jednym dniu i informowanie trenera o zmianie sytuacji życiowej. Jak mógł pomyśleć o ciąży jak o głupim żarcie... W głowie jej się to nie mieściło, gdyż Alexa traktowała jako osobę dla siebie niezwykle ważną. Nie powinna się denerwować, bo ciąża była w stanie ryzyka, ale rozmowa z Alexem zaczęła ją sporo kosztować.
- To skrajnie nieprofesjonalne zachowanie. Ana... Jak mogliście do tego dopuścić. Macie 19 lat, ledwo weszliście w dorosłość... Ledwo zaczęliście być na szczycie... – usłyszała już nieco spokojniejszy głos trenera, który chyba przetrawił już słowa młodych
Chyba zaczęło do niego docierać, że gwiazda kobiecych skoków narciarskich bezpowrotnie oddaje narty na rzecz macierzyństwa.
- Wiem Alex... Stało się... Wybacz, ale nie zamierzamy już tego rozkładać na czynniki pierwsze. Wiemy również, iż nie jest to właściwy moment, ale cóż... Za późno, dziecko już się rozwija... Jest po fakcie, nie pozostało mi nic innego jak je urodzić i wychować. Muszę jasno stawić sprawę. Być w porządku względem ciebie i siebie zarazem. Od teraz priorytetem nie będzie dla mnie sport, a rozwijające się we mnie nowe życie... Muszę skupić się na nim... Musisz to zrozumieć. Dziękuję za wszystko... A tymczasem przepraszam, słabo się czuję i muszę się położyć. Oddaje telefon Gregorowi. Trzymaj się Alex. – rzekła już spokojniej przekazując sprzęt ukochanemu.
Sama została wzrokiem odprowadzona przez chłopaka. Nie widział tej samej silnej i pewnej dziewczyny co zawsze. Jej nieco przygarbiona sylwetka zdradzała jak wiele ten dzień ją kosztował. Rzuciła się na łóżko, po czym zaczęła ronić kolejne łzy, czując jak opada bezradnie z sił. Najpierw ta wizyta, a teraz... Ta rozmowa, która chyba nie do końca odbyła się po jej myśli. Nie spodziewała się takiej emocjonalnej reakcji Pointnera... Jego nerwowy śmiech... Głupie komentarze... Czy musiał aż tak ich ocenić? Był dla niej jak ojciec, więc jego słowa podwójnie zabolały. Przecież... Czy robi się żarty z tak poważnych tematów? Nie usunie dziecka by dalej skakać. Po porodzie tym bardziej nie zostawi go na pastwę losu by wrócić... Ono nie było niczemu winne... Każdy jest kowalem swojego losu i choć w skokach pragnęła wielkich rzeczy, bo była bardzo ambitna, to nie przeskoczy w żaden sposób zaistniałej sytuacji. Musieli się z tym wszyscy pogodzić. Ona sama... Już to zrobiła wierząc, że ten etap... Ma obecnie w stu procentach za sobą, otwierając nową kartę swego życia.
W tym samym momencie na dole Alex usilnie próbował dyskutować z Gregorem na temat treningów i wyjazdu na Letnie Grand Prix.
- Ja rozumiem ciąża ciążą, ale musisz się Schlierenzauer zabrać do ciężkiej pracy. Okej, rozumiem sytuację Ane... Ale ty chyba nie kończysz kariery co? – spytał z przekorą w głosie. – Powinieneś przystąpić do konkursów, bo Grand Prix co roku wprowadza nas do sezonu. Nie prowadziłem z szacunku do ciebie przy innych dyskusji na to co wyprawiałeś w Bischofshofen. Teraz przynajmniej wiem co jest grane... – westchnął mówiąc ostatnie zdanie.
Ciągle to do niego nie docierało, że młodzi skoczkowie... Zaczynają dorosłość od zaliczenia wpadki.
- Właśnie o tym chciałem z tobą pomówić. Wtedy jeszcze nic nie wiedziałem, ale... Teraz sytuacja wymyka się spod kontroli. Ana mnie potrzebuje... Potrzebuję nieco więcej wolnego. – zaczął niepewnie młody skoczek bacznie obserwując zaciśniętą nerwowo pięść Pointnera.
- Myślałem, że ciąża jest żartem, ale widzę, że... Dowcip się ciebie trzyma Gregor... – rzucił Alex.
- Alex... Ciąża Ane jest zagrożona... Ja chcę być przy niej... Muszę... Zrozum... Jestem jej to winien... – zaczął kolejny raz niespokojnie Gregor.
W jego głowie trwała bowiem ciągła gonitwa myśli. Każda prowadziła go ku ukochanej i ich maleństwu.
- I co zamierzasz tak nie trenować do końca, bo jest zagrożona ciąża? Może jeszcze na urlop tacierzyński pójdziesz? – rzucił z frustracją trener. – Wiesz ilu chciałoby by być na twoim miejscu? Müller, Hayboeck, Schabereiter... Mam wymieniać więcej? To nie koncert życzeń Gregor. Jesteś gotowy odpuścić po takim sezonie? Musisz sam zdecydować Schlierenzauer... – rzucił Alex, widząc błagalne spojrzenie chłopaka.
Tymczasem on sam trawił wypowiedziane przez trenera słowa. Kolejny raz dziś poczuł niemiłosierny ścisk w gardle. Czy był gotów? Ponownie w myślach ujrzał wątłe ciało smutnej ukochanej, która spodziewała się ich dziecka. Ona też wiele obecnie poświęcała dla ich szczęścia... Nieplanowanego, ale jednak wspólnego dziecka... Czuł, że musi to zrobić dla niej... Dla ich malucha... Czy umiał by skupić się na treningach i karierze mając ją tak daleko od siebie dźwigającą ten ciężar samą? Poczuł jak jego serce nerwowo wali... Widząc niecierpliwe spojrzenie Alexa doszedł do wniosku, że musi dać odpowiedź.
- Stawiasz mi ultimatum Alex? – spytał mając nadzieję, że nie do końca dobrze rozumie słowa trenera. – Myślałem, że jesteś w stanie zrozumieć nasze uczucia. – zaczął lekko ściskać materiał na sofie.
- To nie ultimatum Gregor, tak wygląda dorosłe, odpowiedzialne życie. – wyraźnie zaakcentował ostatnie wyrazy. – Składa się często z trudnych wyborów, a co do uczuć... Wybacz... W sporcie najważniejsza jest dyscyplina, nie miłość... Czas na uczucia jest po sezonie lub po karierze, każdy z nas coś poświęca. Każdy z nas musi mieć je na wodzy, takie jest nasze życie. Popatrz chociażby po swoich kadrowych kolegach, a zatem... Jaki jest twój wybór? Dobrze go przemyślałeś? Chociaż nie... To złe pytanie wiedząc co zmajstrowaliście z Ane. – szatyn zacisnął nerwowo pięść.
Każda odpowiedź... Będzie znaczyła pewne koszty. Czy umiał być naprawdę dorosły? Cofnął się myślami do rozmowy z blondynką przed paroma dniami, kiedy rozmawiali na Alpenarenie o jego karierze. Zdecydowanie mu odradzała radykalnych kroków... Jednak czy potrafił by spojrzeć jej w oczy zostawiając ją teraz samą? Teraz kiedy tak bardzo go potrzebowała? To było szalenie trudne... Spojrzał na trenera kalkulując jego słowa – czy naprawdę można wyzbyć się uczuć dla kariery?
- Alex... Ja... – zaczął niepewnie bowiem nie do końca był pewien co robić, po chwili jednak szybciej udzielił odpowiedzi. – Moim priorytetem teraz jest Ana... Wiem, że tego pewnie nie zrozumiesz... Ale chcę teraz naprawdę być przy niej... Nie byłbym w stanie nawet skupić się na treningu...
- Brawo Gregor. – rzekł trener z sarkazmem w glosie klaszcząc. – Wiesz jakie są konsekwencje prawda? Co grozi za niesubordynację? Nie mogę pobłażać tobie tylko dlatego, że masz ciężarną partnerkę albo że skończyłeś sezon z pucharem. Postanawiam przykładnie odsunąć cię od kadry i wziąć Müllera do drużyny. – rzucił Alex drażniąc ambicje Gregora.
Tym bardziej, że Lukas pochodził z brygady jeziorowej. Chłopak osiągał dobre wyniki w kontynentalu zatem awans do kadry zaliczyłby z przytupem. Chłopak zacisnął wargi pokazując jak bardzo go to boli, co nie umknęło uwadze trenera.
- Jak już będziesz pewny swoich wyborów to może i ja zmienię decyzję... Kiedyś... – ponownie rzucił zdecydowanie Alex.
Tymczasem chłopak bił się z myślami czy właśnie ostatecznie nie pogrzebał swojej kariery. Spojrzał z bólem na Alexa, coraz mocniej rozumiejąc jakie to wyzwanie połączyć karierę sportowca z rodziną...
- Chociaż pragnę wielkich rzeczy w skokach, to teraz jedyne o czym marzę to jej spokój i szczęście... To życie mojego... naszego dziecka. Myślę, że na tym czas skończyć rozmowę. – rzucił lekko, widząc skinienie sfrustrowanego Alexa skończył połączenie.
Schował twarz w dłonie ciągle myśląc czy to był dobry wybór... Czy nie zadziałał zbyt impulsywnie w imię miłości... Tylko czy ona nie była tego warta? Czy nie tak wychowali go rodzice? Żeby rodzina i miłość była na pierwszym miejscu? Ruszył powoli w kierunku ich sypialni. Widok śpiącej dziewczyny nieco go uspokoił. W końcu nie było lepszego jak sen lekarstwa na smutki... Powoli wsunął się pod kołdrę by następnie wtulić się w jej plecy. Przez chwilę nie mógł zasnąć myśląc o trudnym dzisiejszym dniu jednak jej obecność... Pomogła mu w końcu zasnąć.

~~~

Dzień dobry,

Rozdział pełen emocji można by rzec :) I to niekoniecznie tych pozytywnych... ale i tak przechodzi do historii. Najważniejsze, że w przypadku Thomasa wszystko dobrze się skończyło... Chłopak żyje, zaczął na nowo skakać, więc... Traumy chyba nie będzie. Dobrze mieć taką pomoc medyczną u boku, mimo iż na początku wcale się na to nie zapowiadało hihi. 
Natomiast przed Ane i Gregorem kolejne wyzwania... Wiadomość o ciąży to jak widać nie jedyny szok z jakim przyszło im się mierzyć... I co z karierą Gregora? Czy jego wybór ostatecznie go nie pogrąży? My wiemy - wy musicie nieco poczekać na rozwój wydarzeń :)
To co dziewczynki, dość przynudzania, czekamy na Was i widzimy się... Zapewne za tydzień :)

Ania&Madziusa

P.S. Ciekawe jak wyglądał upadek Thomasa? ;D A proszę Was bardzo... link leci do obejrzenia :) https://www.youtube.com/watch?v=w2urCy-Jeiw&t=22s

3 komentarze:

  1. Hej...

    nie wiedziałam nawet jak mam zacząć komentarz pod tym rozdziałem szczerze mówiąc - tylu emocji się nie spodziewałam.

    Lena i Thomas: rozumiem Lenę całkowicie - można tylko próbować sobie wyobrazić widząc upadek najważniejszej osoby na świecie na skoczni, zwłaszcza, że to nie pierwszy raz w przypadku Morgiego, a dodatkowo brak tych wiązań, których nie miał (czytałam książkę Morgiego + filmik więc mam świadomość, że to faktycznie miało miejsce, ale już oglądając samo nagranie można doznać zawału serca a co do dopiero w przypadku Leny, gdy byłą naocznym świadkiem...). Oczywiście najważniejsze, że nic mu się nie stało w ogólnym rozrachunku, ale argumentacja Leny jak najbardziej trafiona - chociaż nie podejrzewałam jej o taką akcję z łokciem. Może jednak Thomasowi taki "kubeł z lodem" był potrzebny żeby zobaczył wszystko z trochę innej perspektywy. Cieszę się, że to sobie przemyśleli, wymienili argumenty i końcowo wyjaśnili.
    Skoki nie należą do bezpiecznych sportów, nie nad wszystkim da się zapanować, ale to usprawiedliwia grania z ryzykiem w ruletkę...może już starczy "no risk no fun"? oj Morgi miej litość...

    Ana i Gregor: cały czas nie mogę się oprzeć pewnemu wrażeniu ale liczę na to, że się mylę. Ta para przeszła już tak dużo, w szczególności w ostatnim czasie (sprawa Gregora i Dominiki, potem te wyssane z palca zarzuty o rzekomy doping, przeprawa z Gudrun), ile jeszcze na nich spadnie? Nie dość, że martwią się o swoje maleńkie nowe życie, to jeszcze niestety rozczarował mnie bardzo Alex - wiem, że mógł być zaskoczony, może nawet początkowo wkurzony - ale ta rozgrywka z Gregorem, serio? Stawianie chłopaka przed takim wyborem? Oj się pogniewamy Alex i to mocno - jak niania i sukcesy to ok, a jak najważniejsza sprawa w życiu to takie teksty?
    Ważne aby oboje teraz się wspierali i mam nadzieję, że kolejna wizyta przyniesie lepsze wieści i maleństwo po rodzicach będzie rosło w siłę.

    Biorąc po uwagę taką dawkę emocji, może jakaś opcja na przyspieszenie kolejnego rozdziału? Kieruję oficjalną prośbę i apel na piśmie i liczę na pozytywne rozpatrzenie ;)

    Ok, czas kończyć i rozpocząć trening cierpliwości w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Pozdrowienia i weny jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być oczywiście "nie usprawiedliwia" odnośnie Thomasa i gry w ruletkę z ryzykiem - gdzieś mi "nie" uciekło.

      Usuń
  2. Kochane :D :*

    Rozdział tak fantastyczny i pełen emocji, że mam wrażenie, że zaraz głowa mi eksploduje…

    Morgeny -
    Chryste gdzie Thomas miał rozum? Jak on mógł tak ryzykować? I jeszcze ma pretensje do Madlen, że zmywa mu głowę za to co się stało?
    No trzymajcie mnie, bo nie ręczę się za siebie…
    Lenka ma w tej sprawie słuszność. Morgi powinien mieć pełną świadomość, że koki są niebezpiecznym spotem i, że skacząc sporo ryzykują, więc powinien robić wszystko aby to ryzyko minimalizować…
    Mam nadzieję, że ta cała sytuacja będzie porządną lekcja dla Thomasa i więcej nie dopuści do takiej sytuacji…

    Greanna -
    Dziewczyny błagam wam nie idźcie drogą, że ich maleństwo będzie chore… Po prostu musi być wszystko dobrze z małą lub małym Schlieri…
    A dodatkowo ta niezbyt miła reakcja trenera… Kurczę ja rozumiem, że był szokowany, ale nie spodziewałam się tak ostrej reakcji i braku zrozumienia z jego strony…
    Mam wielką nadzieję, że wszystko powoli się wyprostuje i, że los jednak po tych wcześniejszych wydarzeniach będzie już dla nich łaskawy…

    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział

    Pozdrawiam <3
    BU$KA <3 :D

    OdpowiedzUsuń