poniedziałek, 23 czerwca 2025

136. Nowy Początek

W piątek z rana Ana z Gregorem udała się pod klinikę profesora by przeprowadzić ostatnie badania dziewczyny przed mini obozem. Para cieszyła się na myśl o wspólnych treningach, tym bardziej że stawka była wysoka. Wracali jako zwycięzcy minionego sezonu, a obecny... miał być z najważniejszą imprezą czterolecia – Olimpiadą. Po rozprawie w kanadyjskim sądzie blondynka była przekonana, że MKOL musi się ugiąć. Po wielkiej wygranej jej determinacja w dążeniu do celu stale rosła. Szatyn widząc jej pozytywne nakręcenie był szczęśliwy, ale i podwójnie zmobilizowany by osiągnąć powzięte z nią marzenia. Z podstawowymi badaniami krwi uporali się dość szybko, pozostało jedynie odwiedzić profesora i ustalić ewentualną godzinę odjazdu oraz plan treningowy na najbliższe dni.
- Dzień dobry profesorze. – na ustach młodych wyjątkowo rzadko gościł tak wielki uśmiech jak teraz w jego gabinecie.
- Siadaj Gregor, a ty Ana pozwól, że sprawdzę twoje ogólne samopoczucie. Podłączę cię do aparatury i zweryfikujemy przed wyjazdem co się zmieniło w minionych dniach po wdrożeniu leczenia. – blondynka niemrawo westchnęła.
Myślała, że skończy się jedynie na pobraniu i ustaleniu szczegółów wyjazdu, ale profesor potrzebował kolejnych danych. Chcąc nie chcąc musiała się temu poddać, tym bardziej że zależało jej na powrocie.
- Czy dalej tak słabo się czujesz po braniu żelaza? – spytał podłączając kolejną elektrodę.
- Dziękuję, już jest nieco lepiej. Chyba przez te trzy tygodnie organizm zaczął lepiej przyswajać. Po jakim czasie możemy spodziewać się zmiany wyników? – spytała.
- To nie jest takie proste Ana... Jesteśmy już w drugiej połowie września, myślę zatem, że lepszą funkcjonalność organizmu złapiemy w okolicy końca listopada...
- Koniec listopada? Przecież to początek sezonu... – zaczął kalkulować w głowie Gregor.
- To prawda, etap, na którym jesteśmy teraz powinien nam podnieść nieco hemoglobinę. Ale... By jej poziom się odpowiednio wysycił musi minąć około trzech miesięcy leczenia... Robimy kontrolę teraz by wiedzieć czy w ogóle jest jakikolwiek ruch organizmu... Zwalczanie anemii nie trwa chwilę... może trwać pół roku, może i dłużej. Nawet jak już cię z niej wyprowadzimy konieczne będzie pamiętanie o regularnej kontroli...
- Co, jeśli teraz nie będzie zmiany? Jak ten obóz nie zda egzaminu i te wyniki... nie będą zadawalające? – spytała Ana.
- Jak dostanę już wyniki, co zapewne nastąpi w górach, zweryfikuję twoje leczenie. Jak nic nie drgnie... Zwiększę dawkę do maksymalnej w zastrzykach, co może być niestety mało przyjemne... Po tym co mówiłaś, miałaś typowe objawy odrzutu na początku, nie inaczej pewnie będzie teraz...
- Profesorze... Jedziemy tam trenować, więc mam nadzieję żadnych odrzutów nie będzie. – zaśmiała się Ana, którą rozpierała energia na myśl o wznowieniu treningów.
Miała nadzieję, że leczenie jednak działa na tyle skutecznie, że żadne jego zmiany nie będą potrzebne.
- Cieszy mnie twój optymizm. Oby te wyniki przyniosły rezultat. Jeśli nie, będziemy musieli działać inaczej – zdecydowanie silniej – a to na pewno nie pozwoli ci tak szybko wrócić do pucharu. Niezbędna będzie przerwa. – powiedział medyk co u Ane mimowolnie wywołało grymas na twarzy.
Ostatecznie to miał być intensywny, ale i wyjątkowy sezon. Ledwo walczyli w sądzie o przepustkę do Kanady... Byli już na półmetku, tak blisko wywalczenia biletu na igrzyska... Teraz miałaby odpuścić? Była zdecydowanie bojowo nastawiona. Musiała stanąć na wysokości by jej zdrowie wróciło do normy... Musiała zrobić wszystko by móc cieszyć się na nowo życiem aktywnego sportowca. Tymczasem choroba tego nie ułatwiała.
- Masz jednak młody organizm. Jestem przekonany, że obejdzie się bez takich gwałtownych działań... Okej, mamy już zamontowane wszystkie elektrody, wskakuj zatem na bieżnię i zaczynamy na nowo twój test... – zaproponował medyk widząc jej błądzące myśli.
Po niespełna półgodzinnym małym treningu na bieżni, Rotchild pokiwał głową, uznając że jest nieznaczna poprawa w stosunku do tego co zrobili w Zakopanem. To znaczyło, że najprawdopodobniej trafili z diagnozą, a występ dziewczyny w pucharze nie był ostatecznie skreślony w tym sezonie.
- Dobrze, na dziś to chyba wszystko co chciałem zweryfikować. – lekarz odhaczył kolejny punkt z listy i się uśmiechnął. – Możecie zatem śmiało szykować się do drogi... Zaraz napisze wam adres, gdzie macie się udać.
- To profesor z nami nie jedzie? – tym razem spytał chłopak.
- Dotrę najpewniej jeszcze dziś, ale muszę ogarnąć jeszcze kilku pacjentów i wydać dalsze dyspozycję. W końcu praca lekarza nie kończy się jedynie na skoczkach. – uśmiechnął się podając im kartkę z namiarami.
- Kuhtai? – uśmiechnął się szatyn.
- Wiedziałem, że nic co z Tyrolu nie jest ci obce Gregor... Tak, Kuhtai, uznałem, że to dobre miejsce zarówno na odpoczynek jak i ciężką pracę tym bardziej gdy nie mamy jeszcze sezonu. To miejsce prowadzone przez mojego znajomego, będziemy mieć tam wszystko czego potrzebujemy. Przede wszystkim spokój i pełną prywatność. Marc zapewne już tam czeka, zatem szerokiej drogi!
Po konsultacji skoczkowie udali się do mieszkania Thomasa dopakować bagaże na planowany obóz.
***
Tymczasem około południa Madlen jak na szpilkach wyczekiwała Thomasa, nadal dywagując nad poprawnością swojego postanowienia o wprowadzeniu się do chłopaka. Patrzyła na swoją spakowaną walizkę, wszak większość ubrań i tak miała u chłopaka, zastanawiając się co ją czeka. Czy da radę funkcjonować w nieznanym dla siebie miejscu? Wstąpić tam na kawę czy na film to nie to samo co budzić się co rano w obcym sobie pokoju. Czy da radę na co dzień znosić blondyna? Mimo że chłopak z dnia na dzień stawał się dla niej coraz bardziej bliski, niekiedy pokazywał również te mniej fajne cechy charakteru. Do dziś nie potrafiła zrozumieć jak można być aż tak o kogoś zazdrosnym. A Thomas był bardzo zaborczym człowiekiem, mimo że nie do końca była jego… on nawet na chwilę nie przestał jej w ten sposób traktować. I chociaż się starał nad sobą panować… jego wybuchy coraz bardziej ją… no cóż, musiała to przyznać, bawiły niż denerwowały. Ponadto, mimo że był bardzo miły i opiekuńczy totalnie inaczej traktował ich wspólne zamieszkanie. Nie chciała mu dawać żmudnych nadziei, bo co jeśli nigdy sobie go nie przypomni? Tylko dlaczego Madlen w ogóle nie brała pod uwagę innej możliwości? Że po prostu na nowo się w nim zakocha? Dlaczego nie dopuszczała do siebie tej myśli? A co jeśli… wspomnienia zasypią ją kaskadą i okaże się, że… wcale nie chciała przypominać sobie tego co zapomniała, swojego starego życia? Takie i inne myśli zaprzątały jej głowę, póki nie usłyszała, jak auto podjeżdża pod dom. Przełknęła ciężko ślinę, po czym ruszyła do drzwi by otworzyć je przed blondynem. Thomas wysiadł z samochodu nucąc pod nosem niczym skowronek na wiosnę. Nijak nie mógł wpłynąć na swój pozytywny nastrój, którym zarażał wszystkich wokół. Nie miał zamiaru udawać, że przeprowadzka dziewczyny nie napełniała jego serca szczęściem i radością. Móc ją witać co rano… mieć ją na co dzień koło siebie. Nie mogło być nic lepszego. No dobrze, może poza budzeniem się koło niej, ale na to… musiał zdecydowanie jeszcze poczekać. Miał nadzieję, wręcz był pewny, że prędzej czy później dojdzie i do tego. Po chwili ujrzał swojego blond anioła, który witał go już od progu. Na jego ustach pojawił się jeszcze szerszy uśmiech i walcząc z ogromną ochotą pochwycenia jej w swoje ramiona, wskoczył energicznie po schodkach.
- Witaj piękna. – powiedział racząc ją swoim zawadiackim uśmiechem, na co jak się spodziewał, Lena spuściła zawstydzona głowę.
Och uwielbiał jej zaczerwienione policzki. Była taka skromna i wrażliwa, podatna na każdy jego gest, w głowie jednak cały czas pamiętał jej ogień i zdecydowanie. Poprzez wspólne zamieszkanie właśnie to chciał na nowo w niej odkryć.
- Thomas, przestań zachowywać się jakbyś dostał ostatniego lizaka. – wypaliła nagle Meredit zza pleców Madlen, która z torbą na ramieniu opuszczała właśnie swój dom.
- Witaj kochana szwagierko! – zaświergotał Thomas niezrażony jej atakiem. – Może cię gdzieś podrzucić, czy to Meixe właśnie podjechał pod bramę by wozić swą pannę? – zapytał odwracając się w stronę podjeżdżającego samochodu, po czym wyszczerzył się do starszej panny Steward.
- Nie bądź taki do przodu, bo cię z tyłu zabraknie. – odrzekła nonszalancko Mer i ruszyła przed siebie, natomiast Morgi machał ochoczo do swojego przyjaciela, który jak widać nie dostał nadal pozwolenia na przekroczenie granic posiadłości Stewardów.
- Czy wy wiecznie musicie sobie dogryzać? – zapytała Madlen przypatrując się temu wszystkiemu z boku.
- Kto się czubi ten się lubi. – odrzekł jedynie Thomas wzruszając ramionami. – Gotowa? – dodał po chwili.
- Nie no naprawdę, chciałabym wiedzieć, dlaczego między wami ciągle jest jakieś napięcie. – kontynuowała Lena wpuszczając chłopaka do środka by mógł zabrać jej pakunki.
- Może potajemnie jest we mnie zakochana i nie może sobie poradzić z tym, że wybrałem młodszą, ładniejszą… - zaczął wyliczać, ale szybko wybuchł śmiechem na widok miny Leny.
- Brałeś coś dzisiaj? – zapytała dziewczyna patrząc na niego z politowaniem, w środku jednak czuła miło połechtane ego.
- Czy brałem? – zaczął Thomas zastanawiając się na głos. – Właśnie biorę… moją ukochaną do swojego mieszkania. – kontynuował zabawnie poruszając brwiami, po czym nacisnął guzik zamykania bagażnika.
- I na co mi to było… - westchnęła Madlen nie mogąc jednak ukryć uśmiechu pod nosem.
- Oj Lenuśka… czeka cię bardzo ciekawy okres. – zaśmiał się Robert stojący w drzwiach swojego domu.
- Tato, naprawdę nie wiem jak mogłeś zgodzić się bym zamieszkała z tym… wariatem. – zachichotała zerkając jak panowie witają się serdecznym uściskiem ręki.
- Córko… wiem, że tego nie pamiętasz, ale… jak mógłbym zabronić ci… wam czegoś, czego pragnęliście najbardziej na świecie? – odrzekł ojciec dziewczyny czym jeszcze bardziej uradował Thomasa.
- Ciężko jest mi sobie to wyobrazić. – westchnęła Lena z udawanym niezadowoleniem.
- Uważaj, bo zaraz będziesz spała na kanapie. – odezwał się Morgi grożąc jej palcem, na co dziewczyna wystawiła mu język.
Potem ucałowała ojca i szybko zajęła miejsce na fotelu pasażera. Jeszcze dobrze nie zapięła pasów jak Thomas wycofywał z podjazdu.
- Przecież nigdzie ci nie ucieknę. – zaśmiała się na jego poczynania.
- A kto cię tam wie. – odrzekł Morgi z przekornym uśmiechem by następnie zwinnie włączyć się do ruchu.
Po chwili pokonywali ten niedługi odcinek dzielący mieszkanie chłopaka z rodzinnym domem dziewczyny wesoło razem podśpiewując z Enrique Iglesiasem, który umilał im tę trasę z radia.
W mieszkaniu znaleźli się bardzo szybko. Jak podejrzewali, Ane i Gregora jeszcze nie było, zatem Thomas od razu ruszył po schodach by w końcu oprowadzić dziewczynę po górze. Położył jej walizkę przy drzwiach od ich wspólnej sypialni, po czym ruszył w odmiennym kierunku.
- U góry są trzy pokoje, ten jest gościnny. – oznajmił otwierając jedne z drzwi. – Przez najbliższy czas ja będę tu stacjonował. Następny jest Ane, ma ona swoją łazienkę i garderobę. – tutaj pozwolił sobie wpuścić Madlen do kolejnego pokoju.
Nie chcąc za bardzo przekraczać intymnej sfery starszej dziewczyny, jedynie do niego zajrzeli.
- A tutaj jak się domyślasz jest główna sypialnia. Nasza, ale póki co… - tutaj Thomas lekko się do niej wyszczerzył widząc jej pełen dezaprobaty wzrok. – Póki co należy tylko do ciebie. – dokończył szybko przepuszczając dziewczynę. – Tutaj również znajduje się łazienka i garderoba.
Madlen stanęła na środku pokoju rozglądając się z zainteresowaniem szukając w głowie jakichkolwiek przebłysków wspomnień. Ruszyła w stronę okna zachwycając się kolejnym pięknym widokiem oraz orchideami, które zdobiły parapet. Następnie skierowała się w stronę sporego łóżka, pięknie zaścielonego swoją drogą. Mimowolnie na swych policzkach poczuła ciepło. Szybko skierowała wzrok na dwie nocne szafki, po obu stronach mebla. Od razu można było wyczuć, po której stronie spał Thomas. Podeszła do jak mniemała swojej szafki i chwyciła książkę Nicholasa Sparksa „Ostatnia Piosenka”, otworzyła w zaznaczonym miejscu, a jej oczy pomknęły ku jednemu fragmentowi. Jesteś taka jak myślałem. Od pierwszej chwili gdy się poznaliśmy. I nie możesz już bardziej do mnie pasować, przeczytała w myślach. Bezwiednie spojrzała na Thomasa.
- Czytasz i czytasz i nie możesz skończyć. – wzruszył ramionami. – Czytałem ci trochę w szpitalu, ale… pewnie tego nie pamiętasz. – dodał odwracając się do niej tyłem chcąc odegnać niemiłe dla siebie wspomnienia. – No więc… - odchrząknął. – Tutaj jest garderoba. – przesunął drzwi, a przed oczami Leny pojawiły się jej ukochane sukienki.
Co prawda nie wszystkie kojarzyła, ale większość znała z poprzednich sezonów. Potem Thomas pchnął drzwi od łazienki. Zanim jednak dziewczyna zdążyła tam zajść, rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu.
- Thomas… jak tutaj szliśmy miałam dziwne wrażenie, że pokój będzie różowy. – powiedziała wodząc oczami dookoła. – Oczywiście zdziwiłabym się, gdyby faktycznie był różowy, ale… skąd takie myśli? – zapytała na co Morgi lekko się zaśmiał przypominając sobie jak nakrył ją w tym pokoju, kiedy wymalowywała mu sypialnie na świńsko różowy kolor.
- Może kiedyś ci opowiem. – puścił jej oko, po czym ręką zachęcił do zobaczenia łazienki.
Madlen stanęła w drzwiach i… oniemiała. Na środku pomieszczenia stała ogromna wanna na złotych nogach. Wstrzymała oddech szeroko otwartymi oczami wpatrując się w mebel, a w jej głowie błyskały co chwila dziwne obrazki… Widziała siebie jak wchodzi w głąb łazienki, w niebieskiej bardzo seksownej i wyzywającej sukience, jak sunie dłonią po krawędzi wanny, jak woda napełnia się prawie po brzegi. Poczuła zapach malin oraz orchidei… Na moment zakręciło jej się w głowie. Thomas widząc co dzieje się z dziewczyną, szybko podszedł do niej lekko łapiąc jedną ręką w talii. Uniosła wzrok na jego niebieskie tęczówki, po czym poczuła jak ogarnia ją ciemność przy akompaniamencie mocno bijącego serca i dziwnego wrażenia, że coś mokrego dotyka jej ciała. Następnie jakby za mgłą usłyszała zdanie ”Jesteś taka piękna Madlen”, a potem… straciła przytomność.
***
- Już pierwszego dnia sprawiłeś, że zemdlała? – usłyszała Lena czując, że leży na czymś miękkim.
Otworzyła oczy, była w salonie mieszkania Thomasa, a nad nią stali blondyn, Ana oraz Gregor. Cała trójka wpatrywała się w nią z niepokojem.
- Co się… co się stało? – wydukała próbując się podnieść, ale Morgi przytrzymał jej ramiona kręcąc głową na znak by tego nie robiła.
- Zemdlałaś… - szepnął smutno, na co Madlen zmarszczyła brwi.
- Napij się wody. – powiedziała Ana podając jej szklankę. – Lena, może zadzwonimy do Mosera?
- Nie ma takiej potrzeby. – odrzekła nabierając powietrza do płuc, po czym ze spokojem go wypuściła.
Uniosła się do siadu, następnie przyjęła z wdzięcznością wodę od przyjaciółki od razu zanurzając w niej usta. Spojrzała na Thomasa.
- Po prostu… coś sobie przypomniałam. – powiedziała nadal twardo się w niego wpatrując.
Morgi zamrugał oczami. A jednak… wanna jednak zrobiła swoje. Na jego usta wpełzł nagle niesamowity uśmiech. Przypomniała sobie…
- Jak twoje badania Ana? – zapytała Madlen stwierdzając, że nie jest to dobry moment na kontynuowanie rozmowy o tym co przed chwilą miało miejsce.
Po drugie… chciała na ten temat porozmawiać z Thomasem na osobności.
- Lepsze, trening również poszedł lepiej niż w Zakopanem. – odrzekła starsza siadając obok przyjaciółki. – Jedziemy do Kuhtai, chcieliśmy tylko dopakować bagaż i się pożegnać.
- Kuhtai? – zapytał Thomas. – Byłem tam kiedyś na nartach, bardzo fajny ośrodek narciarski. – dodał z uśmiechem. – Kto z wami jedzie?
- Rotchild i Marc Noelke. – odrzekł Gregor, na co Thomas zagwizdał.
- Noelke. – zachichotał pod nosem. – To nie pozostaje nam nic jak życzyć wam powodzenia. – dodał tajemniczo się uśmiechając.
Ana więc pomknęła do swojego pokoju po brakujące rzeczy i po niedługim czasie byli już gotowi do drogi.
- Bądź grzeczny bracie. – pogroziła mu palcem. – Nie zamęcz mi przyjaciółki. Lepiej żeby nie uciekła od ciebie z krzykiem.
- Madlen będzie krzyczała za moją sprawą tylko z jednego powodu. – odrzekł cwaniacko, na co Gregor parsknął śmiechem, Ana pokręciła głową również nie kryjąc rozbawienia, Lena natomiast wpatrywała się w chłopaka nie mogąc uwierzyć w jego zuchwalstwo.
Potem nastąpił krótki czas pożegnania, następnie Ana i Gregor postanowili ruszyć w trasę, która miała trwać nieco ponad cztery i pół godziny. Wybrali najkrótszą z możliwych opcji by znaleźć się tam stosunkowo szybko. Tymczasem w mieszkaniu Thomasa, po wyjściu Ane i Gregora między blondynowatymi nastała pełna napięcia cisza. Morgi usiadł na kanapie obok Madlen nie wiedząc czy może zapytać ją o wspomnienia, które sprawiły, że straciła przytomność. Był niezmiernie ciekawy, nie chciał jednak naciskać dziewczyny wiedząc jakie to było dla niej trudne. Lena popijając wodę wpatrywała się pusto przed siebie, nie mogąc uwierzyć, że aż tak wstrząsnęły nią obrazy, które ujrzała przed oczami. Niby nie widziała w nich Thomasa, wiedziała jednak na pewno, że on tam był… że to dla niego była ta sukienka, że to on dotykał ją wilgotnymi dłońmi i że on szeptał jej jaka była piękna. Powracając do tego co było przed chwilą, poczuła jak jej ciało pokrywa się gęsią skórką.
- Które wspomnienie aż tak tobą wstrząsnęło? – wypalił nagle blondyn.
- Niebieska sukienka… - wydukała Lena.
- Walentynki. – odrzekł chłopak czując jak na twarz wpełza mu uśmiech. – Kupiłem wtedy to mieszkanie. Zabrałem cię tutaj na kolację, a potem…
- Kąpaliśmy się razem…
- Kąpaniem bym tego nie nazwał. – zachichotał.
- Czy my… czy wtedy… - zaczęła Madlen nie będąc gotową wypowiedzieć tych słów na głos.
- Nie. – powiedział szybko. – Ale… to chyba wtedy zdałem sobie sprawę, że cię kocham. – dodał, na co dziewczyna skierowała na niego swój wzrok szukając szczerości w jego oczach.
- Zamówimy coś do jedzenia? – zapytała chcąc zmienić temat. – Chyba nie czuję się na siłach by gotować.
- Jasne. – odrzekł Thomas wstając z kanapy i ruszył w stronę szuflady, gdzie trzymali ulotki różnych restauracji. – Na co masz ochotę? Pizza? Chińczyk? Może tajskie?
- W sumie… Spring rollsy z mango, awokado i grillowanym kurczakiem brzmią naprawdę nieźle. – odrzekła przeglądając jedną z kartek.
- To ja biorę białą zupę chili z kurczakiem. – powiedział Morgi chwytając za telefon. – Może wybierzesz jakiś film? – zapytał wskazując na telewizor i sporą kolekcję płyt DVD.
- Nie masz dziś żadnego treningu? – zapytała Madlen.
- Zrobiłem sobie wolne. – puścił jej oko.
- To może… zagrasz ze mną w jedną z gier pamięciowych? Puzzli mam już dosyć, a muszę ćwiczyć. – zaproponowała Lena chcąc wprowadzić między nich nieco normalności, na co Thom pokiwał głową na znak zgody i oddalił się by wykonać telefon do restauracji.
Madlen natomiast odszukała karty w swojej torbie i zasiadła do stołu rozkładając je na całej jego powierzchni. No cóż… chyba sama potrzebowała nieco normalności, chcąc otrząsnąć się po ostatnich przeżyciach. Nie spodziewała się, że umysł będzie płatał jej aż takie figle. Jak dotąd było to pierwsze wspomnienie, może nie stricte z chłopakiem, ale z nim w tle. Jeśli do tej pory miała jakiekolwiek wątpliwości, że coś ich łączyło… teraz się rozwiały. Nadal czuła na sobie jego dotyk i pamiętała wszystkie emocje, które nią wtedy targały. Mimowolnie przyłapała się na tym jak wpatruje się w jego postać. Był wysoki… co prawda szczupły, ale niezmiernie silny. Był przystojny… i nawet te jego odstające uszy zaczęły wydawać się dla niej słodkie. I te jego oczy… przeszywające na wskroś. Ponownie poczuła jak jej ciało pokrywa się gęsią skórką. Dlaczego zaczęła się nad tym zastanawiać? Dlaczego w jej umyśle pojawiły się pytania, na którego nie chciała znać odpowiedzi, może tylko podświadomie? Jaki smak mają jego usta? Jak delikatne potrafią być jego dłonie? Czy w jego ramionach poczułaby się bezpiecznie? Szybko odwróciła wzrok widząc, że Thomas zmierza w jej kierunku. Przeklęła w myślach swoje krótkie włosy, które kiedyś wykorzystywała do zakrywania swoich rumieńców. Teraz pozostało jej tylko spuszczenie głowy i liczenie, że Morgi nie rozpozna jej kosmatych myśli.
***
- Kuhtai... Widziałam jak zaświeciły ci się oczy na samą myśl, co to za miejscowość? – powiedziała Ana kiedy byli już w drodze do Tyrolu.
- To miejsce, które jest oddalone jakieś pięćdziesiąt kilometrów od Fulpmes... Niewielka, ale jakże urokliwa miejscowość ściśle sezonowa. Położona nieco ponad dwa tysiące metrów w górach. Mają świetne warunki na narty, a co za tym idzie... Często tam bywaliśmy z rodziną.
- Wysoko... Czyli mam rozumieć, że nim sezon rozkręci się na dobre, zabierzesz mnie tam na narty? – zrobiła błagalną minkę.
- Jeśli tylko masz życzenie pokażę ci cały region... Zobaczysz, zakochasz się w tym miejscu...
- Kiedy mam już u mego boku jednego Tyrolczyka... Niczego więcej nie potrzebuję. Już kocham Tyrol za to co dał mi najcenniejszego. – szatyn uśmiechnął się na słowa swojej ukochanej.
Trzymając jedną dłonią kierownicę, drugą ujął jej dłoń by następnie czule ją pocałować.
- Z każdym dniem... Coraz bardziej i bardziej zauważam jak jedna Karyntyjka zawładnęła całym mym światem... – powiedział, po czym dalej oddawali się milej dyskusji na temat zbliżającego się obozu i oczekiwań względem niego.
Trzy godziny później dobijali powoli do Innsbrucka. Gregor postanowił zajechać na moment do ich mieszkania dopakować parę rzeczy. Na zegarze była mniej więcej godzina szesnasta, gdy szatyn dostał wiadomość od swojej rodzicielki.
- Ana, mama zaprasza nas na obiad myślisz, że możemy przed obozem zaliczyć krótką wizytę w moim domu?
- W sumie... Dawno ich nie widziałeś... Jasne, nie widzę problemów. Profesor mówił, że będzie wieczorem zatem myślę, że Marcowi nie powinno robić to różnicy, kiedy przyjedziemy.
- Super, to co, lecimy? – zaproponował na co dziewczyna zdecydowanie pokiwała głową.
Nie byli w domu rodzinnym szatyna już dłuższy czas, więc miło będzie zjeść chociaż wspólny posiłek w rodzinnym gronie. W głowie próbowała ustalić, kiedy ostatnio byli w Fulpmes... Tak wiele się działo w ich życiu w ostatnich tygodniach...
- Nad czym tak intensywnie rozmyślasz?
- Jak wiele się zadziało w naszym życiu... Mamy czas poza sezonem, a w rodzinnych domach... Byliśmy raptem kilka razy... Gdybym była na miejscu Angeliki... Chyba ciężko byłoby mi przywyknąć do takiej twojej nieobecności... – powiedziała Ana.
- Rodzina była i będzie dla mnie zawsze najważniejsza... Kiedy zdecydowałem się na sport, rodzice wiedzieli jak będzie wyglądać nasze życie... Zobacz, na przykład w Stams była szkoła z internatem... Już wtedy mniej bywałem w domu, ale co nie zmienia mojego podejścia, zawsze lubię tam wracać...
- Nie brakuje ci tego? – spytała.
- Pewnie, że brakuje... Dlatego każdego dnia dziękuję, że cię poznałem... Jest trochę prościej, kiedy ma się ukochaną osobę obok... – uśmiechnął się parkując auto pod rodzinnym domem.
Jak zawsze w drzwiach stała już uśmiechnięta Angelika, która szeroko otwierała ramiona by wyściskać swoje dziecko. Ana mimowolnie się uśmiechnęła. To była dobra decyzja by tu przyjechać i spędzić nieco czasu razem...
- Cieszę się, że przyjechaliście! – radośnie trajkotała Angelika przytulając Ane. – Kochanie... Zeszczuplałaś, bladziutka jesteś, co się dzieje? Gregor? – spojrzała wymownie na syna przez co Ana tylko się zaśmiała.
- Angeliko, nic się nie dzieje, naprawdę... Nie karzmy reszcie czekać, miło będzie chwilę czasu z wami spędzić. – Gregor chwycił ukochaną za rękę, po czym przywitali się z resztą domowników i zajęli miejsce przy stole w jadalni.
- Zrobię kawę, pewnie jesteście zmęczeni po trasie. Ana, czarna jak zawsze? – spytał Paul.
- Dziękuję, ale nie tym razem... – zaskoczony mężczyzna wszedł do kuchni wspomóc żonę przy wydawaniu posiłku. – Gloria, jak tam ostatnie dni przed wznowieniem roku akademickiego? Udało się nieco odpocząć? – spytała siostrę Gregora Ana.
- Może nie aż tak szalenie jak wam... Ale tak, nie narzekam. A ty Ana słyszałam, że składałaś papiery? Są już wieści? – spytała.
- Czekam... Ale teraz najważniejszy jest obóz... – uśmiechnęła się blondynka.
- Właściwie skąd pomysł Kuhtai? Reszta do was dojedzie? – spytał Paul.
- Nie... To obóz specjalnie przygotowany pod potrzeby Ane. – rzucił Gregor.
- Pod potrzeby Ane? Nie rozumiem... – powiedziała donosząc ciasto mama chłopaka.
- To jeden z powodów, dla którego nie piję kawy... Okazało się, że choruję na anemię... Stąd pomysł doktora na trening wyżej w górach... – westchnęła Ana.
- Anemia? Jak mogła dopaść sportowca, który prowadzi tak zdrowy tryb życia? Jakie rokowania? Widzieliśmy twoje wystąpienie w telewizji, przykro byłoby gdybyś nie wystąpiła... – powiedział Paul.
- Robię wszystko by móc wystartować w całym sezonie, ale zobaczymy jak to wyjdzie... – uśmiechnęła się nieco blondynka.
- Mam nadzieję, że mój syn chociaż staje na wysokości zadania i troszczy się o ciebie jak należy... – rzuciła Angelika.
- Naprawdę nie mogę powiedzieć złego słowa o Gregorze... Takiego medyka i opiekuna ze świecą szukać. – zaśmiała się Ana patrząc jednocześnie z miłością na ukochanego.
Szatyn ponownie chwycił dłoń dziewczyny oddając spojrzenie wypełnione szczerym uczuciem. Gdyby tylko ich rodzina wiedziała jaką huśtawkę nastrojów mieli w minionych tygodniach... Mieli nadzieję, że obóz da możliwość złapania nieco oddechu i pozytywnych bodźców na najbliższą przyszłość.
- A wybierasz się na ostatni konkurs Grand Prix? – spytał młodszy brat szatyna.
- Czy dalej będziesz czuwać nad Ane? – zaśmiała się Gloria słysząc udawane wycie wilka robione przez młodszego brata.
- Tego nie wiem... Trener zapewne zdecyduje po naszym wyjeździe. – uśmiechnął się szatyn.
- Jak znam życie to pokażesz konkurencji gdzie ich miejsce. – z dumą powiedział Lukas.
- Lukas, z doświadczenia wiem, że nie zawsze można wygrać wszystko... – powiedział starszy brat klepiąc lekko młodszego chłopaka.
Blondynka obdarzyła szatyna subtelnym uśmiechem. Czyżby po minionym roku spędzonym z nią, dojrzał? Mimowolnie spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Czas na przyjemnej konwersacji leciał w bardzo szybkim tempie. Widząc ukradkowe spojrzenie dziewczyny chłopak westchnął niemrawo.
- Miło się z wami jak zawsze spędza czas, ale musimy już jechać...
- A myślałam, że zdarzę ci pokazać zdjęcia Gregora z dzieciństwa jak bywaliśmy na nartach w Kuhtai. – wstała nagle od stołu Angelika.
- Innym razem... Naprawdę musimy już jechać. Nie znam Marca, nie chciałabym też przybyć na obóz później niż lekarz, wszak wyjechaliśmy długo przed nim. – uśmiechnęła się Ana nakładając buty.
- Dbaj o nią synu... – uściskał chłopaka ojciec.
W tym momencie Ana poczuła przyjemne ciepło domowego ogniska... Chodź była z dala od swojego domu, czuła na nowo jak rodzina Schlierenzauerów przygarnia ją jak członka rodziny.
- Mam nadzieję, że spotkamy się szybciej niż po kilku miesiącach. – uśmiechnęła się Gloria przytulając Ane.
- Wierzę, że po obozie uda się nieco nadrobić wspólnego czasu... – odpowiedziała z wiarą w głosie Ana.
Po pożegnaniu pełnym słów życzeń zdrowia, udanych treningów i dalekich lotów parka wsiadła do auta, następnie ruszyli w trasę, która miała już trwać mniej niż godzinę.
***
Tymczasem Madlen z Thomasem po kilku godzinach grania w gry pamięciowe, zjedzeniu pysznego obiadu oraz spędzeniu w swoim towarzystwie naprawdę udanego czasu, postanowili zasiąść na kanapie przed telewizorem ówcześnie przygotowując trochę zdrowych przekąsek w postaci owoców, warzyw i hummusu oraz tych nieco mniej… w postaci chipsów i słodyczy. Thomas dodatkowo lekko rozpalił w kominku, wszak wrześniowe wieczory robiły się coraz bardziej chłodne. W związku z tym, że mieli do dyspozycji sporej wielkości narożnik, Lena ułożyła się na jednej jego długości, natomiast Morgi na drugiej, w efekcie czego stopy dziewczyny znalazły się na wysokości bioder chłopaka. Na dziś wybrali dosyć ciężki film z Bradem Pittem oraz Cate Blanchett o nazwie „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Fabuła jednak oraz zdobyte przez niego nagrody, zachęciły parę, dlatego niedługo potem zajadając przygotowaną przez siebie kolację wpatrywali się w ekran telewizora. Gdzieś w połowie filmu dało się słyszeć nagle dźwięk dzwoniącego telefonu Thomasa. Lena zastopowała DVD, natomiast chłopak poszedł odebrać komórkę.
- Porozmawiam z nią i dam ci znać ok? – usłyszała Madlen, kiedy chłopak zbliżył się do niej.
Uniosła się na kanapie i w zainteresowaniem spojrzała na blondyna.
- To był Kofi. – powiedział Thomas ponownie zasiadając na swoim miejscu. – Chciałby nas jutro odwiedzić wraz ze swoją dziewczyną Mirjam.
- Hmmm… - zaczęła na głos zastanawiać się Madlen. – Kofi… nasz przyjaciel z kadry, tak? – zapytała na co Morgi pokiwał głową na znak potwierdzenia. – W sumie, upiekę może jakieś ciasto… - dalej się zastanawiała. – Ale… jakie ty masz na jutro plany?
- Nie za wiele, może pójdę rano pobiegać. – tutaj to Thomas zaczął dywagować co będzie najlepszym pomysłem na dzień jutrzejszy.
Chciał też opuścić na trochę swoje mieszkanie, żeby dać Lenie więcej swobody i czasu samej ze sobą. Wiedział bowiem, że po dzisiejszych przeżyciach, za pewne ma po dziurki w nosie jego osoby.
- Pewnie pojadę też na trochę do Lilly. – dodał po namyśle, na co Madlen pokiwała głową. – Możemy zaprosić ich na popołudnie, ugotujemy jakiś obiad. – blondyn dalej zaczął rzucać pomysłami.
- A co z resztą kadry? – zapytała Madlen. – Chyba wypadałoby zaprosić wszystkich?
- Wolfiego i Martina?
- Thomas… przecież wiesz, że nie pamiętam wszystkich. Ale podejrzewam, że chyba wszyscy się przyjaźnimy? Spędziliśmy ze sobą w końcu trochę czasu?
- Tak… tylko, że Kofler jest ci… specjalnie bliski. – odrzekł Thomas dobierając ostrożnie słowa, na co dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
- Mario… Michael… Andreas? – zaczęła wyliczać dziewczyna. – Skąd w moim życiu tylu facetów? – westchnęła.
- Uwierz mi… też się nad tym zastanawiam. – odrzekł ze śmiechem.
- No cóż… mogę się tylko domyślać. – wzruszyła ramionami. – Tak czy inaczej uważam, że chyba jednak powinniśmy zaprosić całą kadrę.
- Dobrze, napiszę do wszystkich, ale… czy na pewno dasz radę? Z tyloma nieznajomymi osobami?
- Kto wie, może ich sobie przypomnę. – puściła mu oko, na co Morgi lekko się uśmiechnął, po czym nastukał szybko wiadomość do Andreasa, Wolfganga oraz Martina.
Po niedługiej chwili wrócili do oglądania filmu. Co się potem okazało, swoją obecność zapowiedzieli Andi z Mirjam oraz Mascht z Basią. Wolfi szczerze przepraszał, ale w związku z rozpoczęciem roku szkolnego jego dzieci, nie da rady wyrwać się z domu. Takim oto sposobem, jutrzejsze popołudnie mieli spędzić w szóstkę. Nim się obejrzeli film się skończył. Thomas spojrzał w stronę Madlen, po czym uśmiechnął się czule. Okazało się bowiem, że dziewczyna zasnęła otulając się kocem po sam nos. Nie miał serca jej budzić, ale nie mógł też pozwolić by spała na kanapie. Podszedł do niej i z czułością odgarnął jej jeden kosmyk włosów z policzka. Dziewczyna naprawdę musiała być wykończona dzisiejszym dniem, ponieważ nawet się nie poruszyła. Postanowił, że zaniesie ją do ich… do jej łóżka. Wsunął jedną rękę pod jej talię, drugą pod zgięcie kolan, po czym uniósł do góry. Madlen pokręciła głową i chyba w pół śnie… objęła Thomasa obiema rękoma za szyję. Morgi poczuł jak jego serce przyspiesza, jak krew zaczyna nierówno pracować w jego żyłach. Kiedy wtuliła głowę między jego brodę a obojczyk, lekko zakręciło mu się w głowie. Tak dawno nie trzymał jej w swoich ramionach… tak dawno nie czuł jej ciała blisko swojego… Ten zapach… na moment omamił jego zmysły. Nie mogąc się powstrzymać złożył delikatnie usta na czole blondynki, po czym ruszył z nią na górę. Po chwili ułożył ją na pościeli, czując jak chłód na nowo ogarnia jego ciało. Mało serce mu nie pękło na myśl, że nie może się położyć obok niej… że nie może jej tulić całą noc do swej piersi. Ale… co się odwlecze to nie uciecze. Ich relacja z dnia na dzień stawała się coraz bardziej intymna i miał nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normy. Że dziewczyna nawet jeśli nie przypomni sobie kim jest, spojrzy na niego z miłością, z jaką patrzyła przez ostatnie miesiące.
***
Gregor znając każdy zakamarek Tyrolu dowiózł siebie i Ane jednak na miejsce w szybszym tempie. Uśmiech nie schodził mu z twarzy na widok oczarowanej widokami dziewczyny. Wysiadając chwycił w jedną rękę ich bagaże, drugą złapał Ane i udali się do hotelu, który miał być ich bazą na najbliższe dziesięć dni...
- No, no, no... Kogo my tu mamy... Panna Morgenstern, o którą tyle zachodu i szanowny Pan Schlierenzauer... Raczyliście w końcu przyjechać na przygotowany specjalnie dla was obóz... – usłyszeli mówione z nutą złośliwości słowa dość wysokiego mężczyzny.
- Marc, już dałbyś spokój... Najważniejsze, że dojechali i są w jednym kawałku. Możemy zatem zająć się ich zakwaterowaniem i omówieniem planu na najbliższe dni... – usłyszeli bardziej spokojny głos profesora, który jak się okazało był już na miejscu. – Poznajcie to Marc Noelke, który w tym sezonie jest zastępcą Alexa. – przedstawił oficjalnie doktor przekazując głos nowo poznanemu mężczyźnie.
- Mam tylko nadzieję, że przygotowałeś dwa osobne pokoje... – zaczął pytać trener doktora.
Ana od razu poczuła jak zaczyna wszystko w niej buzować. Co to ma znaczyć? Czy ten człowiek naprawdę ma być ich trenerem na tym obozie? Jeśli tak... To już zaczęła mieć obiekcje dotyczące jego podejścia.
- Tak, są dwa osobne... – na słowa doktora oboje spojrzeli zaskoczeni to na siebie to na lekarza, szukając odpowiedzi na pytanie o co w tym wszystkim chodzi.
Przecież nie było tajemnicy, że są parą... Na zgrupowaniach, na zawodach dzielili już ze sobą pokoje, więc skąd taka zmiana? Ana mimowolnie poczuła jak palą ją policzki.
- Dwa pokoje? To nie będzie konieczne. – powiedział spokojnie Gregor, w środku czując jak krew coraz bardziej nerwowo zaczyna płynąć w jego żyłach.
- Co to za bunt w oczach panie Schlierenzauer? – zaśmiał się Noelke, przez co szatyn zacisnął mocniej pięści zdając sobie sprawę, że wszystkie buzujące w nim emocje miał wypisane na twarzy. – Czyżbym to ja nabroił na urlopie? Mam przypomnieć, jak kończy się brak antykoncepcji? U mnie już dawno wylecielibyście z kadry, ale Alex...
- Słucham?! – wysyczała z frustracją Ana czując, że zaraz eksploduje.
- Już dobrze, dobrze... – zaczął próbować uspokoić sytuację profesor.
- Słuchasz? To dobrze Morgenstern, bo nie mam zamiaru się powtarzać. – powiedział Noelke. – Dwa osobne pokoje i koniec dyskusji.
- Marc, myślę, że Ana z Gregorem wyciągnęli wnioski... Nie ma potrzeby wracać do tematu przeszłości. Co się stało to się nie odstanie. – rzucił medyk próbując łagodzić sytuację, widząc jednak nieprzekonaną minę Noelke spojrzał na młodych i rzekł. – Niemniej jednak, będzie jak zechcesz, dwa pokoje dla ułatwienia współpracy. Anam proszę cię, nie róbmy problemów, gdzie ich nie ma... Przyjechaliśmy tu trenować i walczyć o twoje zdrowie, a nie się niepotrzebnie denerwować...
Blondynka poczuła, jak ogarnia ją gorąc od wzrastającego ciśnienia. Dłonie mimowolnie zaczęły się trząść z narastającej frustracji. Była już pewna, że nie będzie to łatwy czas. Widać było, że Marc nie znosił sprzeciwu. Z kolei Rotschild... Chyba chciał dobrze próbując nie być po żadnej ze stron... Ale znał ich, wiedział też już o stosownym zabezpieczaniu więc... Mógł w jej mniemaniu zgodzić się na więcej.
- Morgenstern, uspokój się nieco, bo zrobiłaś się cała czerwona... A złość piękności szkodzi. – rzucił z przekąsem mężczyzna, który dał im dokumentnie do wiwatu od początku zgrupowania.
Ana zacisnęła usta w wąską kreskę spoglądając na lekarza z wyrzutem. Czy ona musiała się spowiadać ledwo poznanemu trenerowi? Nie czuła najmniejszej potrzeby. W końcu jak powiedział Rotschild są tu... by trenować, a nie wracać do mało przyjemnej przeszłości. Wypuściła mocniej powietrze zalegające w płucach. Doskonale wiedziała już, że nic tu nie wskóra.
- Coś ci nie pasuje Morgenstern? Może chcesz coś powiedzieć? – spojrzał badawczo na nią mężczyzna.
Dziewczyna wzruszyła lekko ramionami czując, że to koniec pierwszej batalii, 1-0 dla Marca. On tu ustalał zasady... Spojrzała wymownie na Gregora, który jednak nie zamierzał odpuszczać.
- Osobne pokoje to konieczność? – zapytał nie kryjąc swojego rozczarowania.
- Ciesz się, że w ogóle tu jesteś Schlierenzauer... Jak ci coś nie odpowiada, możesz zmienić lokalizację... Przynajmniej będzie bezpiecznie... Tymczasem rozejść się. Zostawcie bagaże, a następnie omówimy plan działania w restauracji. – dość stanowczo zarządził Marc, postanawiając ostatecznie zakończyć zbędną dyskusję.
Po chwili, stojąc przed drzwiami swojego pokoju szatyn spojrzał na swoją ukochaną.
- Na pewno nie będzie aż tak źle... – powiedział próbując dodać sobie więcej pewności Gregor.
- Tylko gorzej... Mam wrażenie, że Marc jeszcze nam pokaże... Ten ton, te podejście... Ale nie damy się tak łatwo... – uśmiechnęła się po krótce Ana czule muskając usta szatyna.
Szybko odstawili torby bowiem była już dość późna pora, a skoro mieli jeszcze po omawiać bieżące sprawy, nie należało zwlekać. Parka wierzyła, że mimo trudnego początku uda im się zachować pełen profesjonalizm w treningu, a jeśli chodzi o inne kwestie... To już w głowie roiły się pewne pomysły. Dość szybko analizowali plan zajęć, który mieli w ciągu tych dni zrealizować.
- Ana, tak jak mówiłem, plan może ulec zmianie, twoje wyniki cóż... Nadal pozostawiają wiele do życzenia. – westchnął niemrawo profesor. – Także Marc, tutaj musimy zachować pewną rozwagę, od jutra Ana dostanie większą dawkę leku... Myślę, że w okolicy połowy obozu może być mały kryzys, więc musimy się dopasować...
- Dobrze, gdyby cokolwiek się działo masz meldować, pamiętaj. Gregor ty trenujesz na standardowych obrotach, liczę na twój profesjonalizm, tym bardziej że jedziesz do Klingenthal... – rzucił Marc.
- To postanowione? – spytał chłopak.
- Nie mówiłbym gdybym nie był pewien. Dobrze, idźcie już spać, jutro zaczynamy intensywną pracę. Pamiętajcie, ósma rano śniadanie...
Ana głośno się zaśmiała. To zabrzmiało co najmniej jak musztrowanie harcerzy, ale... Obiecała sobie, że zmotywuje się i swój organizm do współpracy. Choćby miało to znaczyć poddanie się Marcowi w obecnej sytuacji... Przy pokojach po raz kolejny musnęła czule usta ukochanego, po czym zniknęła za swoimi drzwiami. Właściwie, dlaczego się ona na to tak bez słowa zgadza? Czy naprawdę musieli mieć osobne lokum na czas zgrupowania? Czy Marc powinien decydować w tej kwestii? Na końcu języka miała kilka ciętych ripost, które w pełni prezentowałyby jej zadziorny charakter. Ostatecznie powstrzymała się, bo wiedziała w jakim celu tu przyjechali... Byli tu dla niej... Ale czy we wszystkim chciała zachować profesjonalizm? Niekoniecznie. Przez myśl przemknął jej pewien diaboliczny plan... Osobne pokoje? Już ona pokaże, czy to stanowi dla nich jakikolwiek problem! Przerzuciła w walizce parę rzeczy by znaleźć coś odpowiedniego na dzisiejszą noc. W oczach mimowolnie pojawiły się ogniki pożądania, a na usta wpełzł figlarny uśmiech. Szybko zarzuciła na siebie satynowy szlafrok w intensywnym czerwonym kolorze pozbywając się wcześniej zbędnej odzieży i ruszyła na palcach w kierunku pokoju zajmowanego przez szatyna. Nacisnęła klamkę, która otworzyła drzwi prowadzące do królestwa jej chłopaka. Nie zamknął... Czyżby się tego spodziewał? Niemożliwe... Przecież nie dawała mu wyraźnych sygnałów, iż go odwiedzi. Mieli też pewne ustalenia dotyczące chociażby wspólnych nocek. Zero zbliżeń... Od momentu poronienia do czasu, gdy Ana... Sama na to nie przystanie. Gregor również w żaden sposób na nią nie wywierał nacisku. Szanował ją... I dbał o jej dobre samopoczucie, ograniczając fizyczne zbliżenia do granicy, którą postawiła. Po słowach Marca był jednak wyraźnie zbulwersowany zatem może to celowe działanie... Z zadziornym uśmiechem ruszyła ku łazience bowiem słyszała wyraźnie tryskającą wodę. Czuła jak jej serce znacznie przyspiesza swój rytm. Brakowało jej jego bliskości, a teraz... chyba wreszcie żywiła przekonanie, że jest gotowa na ponowne ich zjednoczenie. Przegryzła swoją wargę z nadzieją, że drzwi do łazienki... również będą otwarte. Nie myliła się, co sprawiło kolejne przyjemne motyle w brzuchu. Cicho wsunęła się do miejsca, które było obecnie przez niego zajmowane. W pomieszczeniu było niebywale gorąco... Zastanawiała się czy to efekt wyłącznie pracującej kabiny czy też jej stresu i reakcji chłopaka na jej widok. Przez moment popatrzyła przez szybę na jego odwrócone nagie ciało. Krople wody powoli spływały po jego muskularnych plecach. Odniosła wrażenie, iż był dziwnie spięty... Niemniej jednak wciąż wyglądał dla niej niebywale ponętnie... Oblizała wargę postanawiając w końcu zdobyć się na kolejny krok... Jej serce ponownie zaczęło nerwowo galopować na myśl o tym co miała w planach zrobić. Uchyliła lekko drzwi kabiny układając swoje zimne dłonie na jego plecach. Chłopak od razu zareagował szybkim odwróceniem w jej kierunku. Dziewczyna zadziornie się uśmiechnęła.
- Ana... – z niebywałą czułością wypowiedział jej imię.
- Nikt nie będzie mną dyrygował, dopóki sama na to nie wyrażę zgody... – powiedziała, po czym mocno wpiła się w wargi ukochanego.
Jej usta dosłownie płonęły od skumulowanej namiętności i tęsknoty. Przez moment się zatracili w intensywnym pocałunku napierając coraz bardziej na swoje spragnione wargi. Choć chłopak odczuwał potrzebę jej bliskości, a co za tym idzie pragnął oddawać każdą jej pieszczotę, to doskwierał mu lekki niepokój. Czy to dzieje się naprawdę? Czy ona chce tego samego? Co prawda minęło już sporo czasu, ale... Do tej pory trzymali się ustalonej granicy... Nie chciał jej skrzywdzić ani tym bardziej ponaglać w kwestii zbliżenia. Obiecał... Dać jej tyle czasu, ile będzie potrzebować, choć nie zawsze było to łatwe przez jej obecność w pobliżu. Przerwał na sekundę by zaczerpnąć głęboko powietrza.
- Jesteś tego pewna? – spytał nieznacznie się przy tym uśmiechając.
- A chcesz się przekonać? – zamrugała kokieteryjnie, przegryzając przy tym mocniej wargę.
Ujęła jego mokre dłonie by poprowadzić je śmielej ku wiązaniu szlafroka, który okalał jej ciało. Nie musiała nic więcej mówić bowiem chłopak z błyskiem w oczach zaczął celebrować moment odwiązywania odzienia. Sprawnie uporał się z kokardką, a jego ręce powędrowały na jej ramiona. Zwinnie go zrzucił, po czym jego oczom ukazało się jej zupełnie nagie ciało. Od razu zlustrował je od dołu do góry. Cała jego... Uśmiechnął się zadziornie nie mając najmniejszych wątpliwości, że za chwilę ponownie zadzieje się magia. W odpowiedzi Ana przejechała językiem po swoich ustach i śmiało przekroczyła próg kabiny czując na sobie strużki przyjemnie ciepłej wody. Uśmiechnęła się na myśl, iż nie będzie odwrotu... Na nowo pragnęła go posiąść... Być tak blisko... Jak to tylko możliwe. Dłonie Gregora od razu delikatnie musnęły całą długość talii dziewczyny. Na co Ana poczuła przyjemne kołatania serca... Jego oddech... Jego dotyk... Jego czułość... W jej oczach na nowo widoczny był ten sam ogień pożądania... Nalała sobie na dłonie żel o zapachu alpejskiej sosny. Uniosła się powoli na palcach by delikatnie zacząć błądzić dłońmi po nagrzanym już ciele chłopaka. Śmiało zaczęła od szyi, by po chwili kręcić kółka po jego ramionach. Ich oczy na nowo ponownie się spotkały. Przesunęła wargą po ustach Gregora by następnie chwycić go lekko zębami za końcówkę ucha. Wyszeptała kolejne zdanie czując jak zaczyna to wszystko na niego działać. Chciała przejąć na chwilę inicjatywę więc chłopak posłusznie odwrócił się w kierunku ściany tak jak go o to poprosiła. Choć miał ochotę na nowo ją zdominować pozwolił jej na nieco większe działanie pod prysznicem. Oparł dłonie o ściankę w kabinie pozwalając by palce Ane sunęły po łopatkach by następnie zjechać wzdłuż całej linii pleców. Zatrzymała się po chwili na jego umięśnionej pupie. Zakręciła wesołe kółka wokół jego pośladków ściskając je w pewnym momencie nieco mocniej. Widok jego coraz mocniej napinającego się w wyniku podniecenia ciała przyczynił się do pojawienia się kolejnego diabolicznego uśmieszku na twarzy blondynki. Wciąż działali na siebie tak samo. I nie mogła zaprzeczyć... Podobało jej się to, że sama nadaje kierunek ich zbliżeniu. Że zgodnie z jej charakterem... Może go nieco bardziej zdominować. Celowo palcami przejechała najpierw po wewnętrznej stronie jego ud by po chwili jednym opuszkiem pomiziać delikatnie jego męskość. Chłopak solidnie wzdrygnął czując jak wszystko w nim wzbiera... Tego było za wiele... Jeszcze trochę i eksploduje po jej samotnych frywolnych działaniach. W mig odwrócił się do Ane by przejąć inicjatywę. Przygwoździł ją dość zdecydowanie do ściany, by zacząć łapczywie obdarowywać ją pocałunkami. Wytyczył standardową ścieżkę od ust po uszy by po chwili zjechać na linie obojczyków. Po raz kolejny spojrzał w jej oczy, które... Wyraźnie podpowiadały czego pragnie. Gregor... Jednak miał do tego inny stosunek, skoro ona chciała się nieco pobawić i po pastwić nad jego ciałem... Nie chciał być w jakikolwiek stratny i gorszy. Wręcz przeciwnie... Zapragnął w pełni wynagrodzić sobie kolejne dni oczekiwań na nią... Przegryzł lekko jej wargę jednocześnie nalewając odrobinę żelu. Pogłębił dość zdecydowanie pocałunek jednocześnie dłońmi zatrzymując się na jej odstających sutkach. Ścisnął je śmielej czym wywołał jej głośniejszy jęk w jego ustach. Bariery zniknęły więc postanowił brnąć dalej w swoich poczynaniach. Uniósł zadziornie swoją brew intensywniej bawiąc się jej piersiami. Co doprowadziło ją do coraz głośniejszych i silniejszych uniesień. Przesunął ponownie rękoma po całej jej talii. W tym samym czasie Ana wbiła się silniej paznokciami w jego kark dalej pobudzając go do konkretniejszych działań. Jej coraz bardziej nerwowy oddech wysyłał mu sygnał, że zbyt wiele i zbyt długo tego nie wytrzyma. Lekko się wygięła czując jak miękną jej kolana. Ponownie wpił się łapczywie w jej wargi by zasmakować kolejny raz jej spragnionych czułości malinowych ust. Szybkim szusem zjechał dłonią na jej uda. Palcami lekko je rozszerzył, by utorować drogę do szybszego dojścia. Czując jego oddech na swojej szyi wydała kolejne westchnienie licząc, iż w końcu zakończy ich miłosne igraszki. Spojrzał porozumiewawczo w jej błyszczące rozszerzone już źrenice. Po chwili językiem musnął jej ucho i je lekko przegryzł.
- Złap się, bo jest ślisko... Gotowa? – wymruczał powodując kolejny dreszcz na jej ciele.
Nie musiał więcej pytać. Dziewczyna szybko chwyciła dłonią kolumnę podtrzymującą prysznic. Jej druga dłoń szarpnęła go mocniej za włosy. Po raz kolejny zlustrował jej błyszczące w strugach wody ciało, napawając się tym słodkim widokiem... Warto było tak długo czekać... On należał do niej, a ona do niego... Byli gotowi... Otworzyć kolejny rozdział w ich życiu. Na nowo stać się nierozerwalnym monolitem... Wykonał dość zdecydowane pchnięcie łącząc ich ciała w jedno. Głośniejszy krzyk dziewczyny wypełnił całe pomieszczenie. To była symfonia dla jego uszu. Postanowił więc zdecydowanie przyspieszyć ruchy swoimi biodrami podtrzymując jej miednicę by jak najszybciej zaznać spełnienia zarówno swojego jak i jej. Rozkoszne ruchy przyczyniły się do momentu zapomnienia przez dziewczynę. Stopniowo odpływała, więc postanowiła kontynuować miłosną grę z chłopakiem. Ugryzła jego wargę i zaczęła nerwowo dłońmi błądzić po całym ciele chłopaka zapominając o wcześniejszej uwadze odnośnie do śliskiego brodzika. Przyciągnęła go szybciej do siebie by jeszcze bardziej poczuć jego przyśpieszony oddech na swojej skórze. Na całym ciele ponownie zagościła gęsia skórka. Jej noga zaczęła lekko sunąć po brodziku zmieniając przez to kąt natarcia chłopaka. Lekko warknął dostrzegając jej niesubordynację, jednocześnie dość szybko postarał się naprawić jej błąd. Dłonią nieco podniósł jej pośladki przy okazji stawiając ją do pionu. Nie omieszkał przy tym przejechać językiem po jej piersiach, czym ponownie doprowadził ją do głośniejszych przeciągłych westchnień. Mocniej przykluczył ją do ściany zdecydowanie przyspieszając ruchy. Dziewczyna poczuła silniejsze napięcie mięśni co wskazywało na to, iż jest u kresu wytrzymałości. Zacisnęła nieco bardziej swoje uda utrudniając chłopakowi nieco penetrację. Niewzruszony jednak kontynuował zbliżenie. To było silniejsze od wszystkiego innego. Nieustające pragnienie spełnienia i pełnej rozkoszy. Ponownie złączyła usta z ustami Gregora zdecydowanie chwytając kolumnę prysznicową, która odpadła od ściany w wyniku użytej przez niej nadmiernej siły. Głośniej jęknęli wzajemnie zaznając pełnego spełnienia. Chłopak ponownie odpalił deszczownice, która na szczęście nie uległa zniszczeniu, by nieco uspokoić ich ciała po przeżytym orgazmie. Czule ucałował jej usta na znak wdzięczności. Po chwili spojrzeli na rozwaloną kolumnę prysznica. Teraz łazienkę wypełnił ich głośny śmiech... Chłopak spojrzał porozumiewawczo, iż czas zakończyć ich łazienkowe poczynania. Będąc jeszcze w kabinie dłonią przesunął włosy dziewczyny na jedno ramię chwycił ręcznik i delikatnie zaczął ją nim wycierać. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nieco dłużej nie zatrzymał się na piersiach, które tak wielbił dotykać. Na jej policzkach od razu zagościły rumieńce, a z ust wydobyły się miłe pomrukiwania. Skończywszy czynność opatulił jej ciało ręcznikiem, po czym zdecydowanie ją uniósł starając się przenieść ją do pokoju... Pchnął lekko drzwi, które przez nasączoną od wody uszczelkę nie reagowały na jego otwieranie. Warknął podirytowany co spotkało się z jej chichotem. Wargą musnęła jego usta by przestał się przejmować drobnymi niuansami. Odruchowo położyła dłoń na drzwiach próbując je otworzyć. Również bezskutecznie... Niecierpliwy chłopak postanowił więc wyjść dość niekonwencjonalnie. Barkiem pchnął je silniej niż powinien tak, iż wypadły z zawiasów... Wyniósł dziewczynę do pokoju niczym wytrawny zwycięzca z trofeum. Ana ponownie się zaśmiała czule wpatrując się w jego świecące miodowe tęczówki. Wreszcie był spokojny... Ona również... Poczuła jak delikatnie układa ją na pościeli, jednocześnie nad nią zwisając...
- Chyba nieco nabroiliśmy w tej łazience... Nieładnie panie Schlierenzauer... – pomrugała kokieteryjnie dziewczyna.
- Tylko troszkę... Ale myślę, że będzie nam darowane... Pokryję wszelkie koszty. – zaśmiał się chłopak.
Poczuł jak Ana przyciąga go łańcuszkiem do siebie. Musnęła czule jego wargi by ponownie spojrzeć w jego pełne miłości roziskrzone oczy.
- Przepraszam, że tak długo kazałam ci na siebie czekać... Już nigdy... – chłopak odruchowo położył palec na jej ustach.
Zaległ obok niej na łóżku rozkładając swoje barczyste ramiona. Dziewczyna przełożyła głowę na jego pierś wsłuchując się przy tym w spokojne, miarowe bicie jego serca. Poczuła jego dłoń delikatnie sunącą po jej nagim ramieniu.
- Nie wracajmy do tego... Kocham cię Ana... – odparł pewnie czując, iż wreszcie jest tak jak być powinno.
Beztrosko i spokojnie... Na nowo razem!
~~~
Uff!

Udało się… po roku dopieszczania rozdziału… nareszcie ujrzał światło yyy… blogowe hihi ^^ Jakie wrażenia? ;D Zadowolone? Zaczyna się dosyć radośnie, bowiem Gregor będzie mógł nieco bardziej „oprowadzić” Ane po Tyrolu, potem jest nieco zabawnie, od dokuczających sobie Mer i Thoma, na omdleniu Madlen kończąc :D Czy tego właśnie się spodziewałyście?
Kurczę… w tym rozdziale naprawdę sporo się wydarzyło xD Odwiedziny u rodziców szatyna, zapowiadające się odwiedziny Kofiego… haha, jak myślicie, jak to wpłynie na Madlen? Najlepsze jednak chyba było spotkanie z… nowym trenerem ;D Chyba domyśliłyście się, że to o ten fragment Was podpytywałyśmy :D Myślę, że Ania nie będzie mogła się powstrzymać i na Discord podzieli się z Wami, jak miał wyglądać w pierwotnej wersji xD Powiem szczerze, że… nie mogę doczekać się już Waszych spostrzeżeń, bowiem ostatnio… przechodzicie same siebie <3 To wspaniale budujące! Aż by się chciało pisać i pisać… a tu obowiązki domowe i rodzinne wzywają ;D Dobra, bo się chyba rozpisuję za bardzo… Idę na Discord xD Tam pogadamy…
Buziaki <3

Ania&Madziusa
PS … zapomniałam o prysznicowych poczynaniach hahahahahahahahahahahahahahahaha xD

2 komentarze:

  1. Witam, witam :)

    Robi się coraz ciekawiej...bardzo podoba mi się podejście profesora do powrotu Any do skoków - racjonalnie, konkretnie i najważniejsze, że jest plan działania i pozytywne prognozy.
    Nie dziwię się, że Gregor jadąc w swoje strony rodzinne zaproponował wstąpienie do rodziców - patrząc na to, że naprawdę nie mają aż tak dużo możliwości na spędzanie wspólnie czasu, a ostatnio życie ich nie oszczędzało to trzeba korzystać z każdej szansy - zupełnie nie rozumiem burzy trenera, że przyjechali trochę później, zwłaszcza, że i tak nic tego dnia się nie działo.
    Poza tym ten trener już od początku ma ewidentny problem - serio takie teksty po stracie dziecka? Ja rozumiem żarty, żartami, ale są granice...Ana i Gregor i tak zachowali się spokojnie - podziwiam.
    Za to jak widać spożytkowali tę energię w zupełnie inny sposób i zaczęli nowy rozdział w życiu. Ogień wybuchł na nowo i ze zdwojoną siłą :D (aż odczuło to wyposażenie pokoju)
    Jak widać Ana na nowo pokazuje charakter i pazurki i nie pozwoli na rozstawianie jej po kątach - zapowiada się interesujący wyjazd z trenerem...

    Lena i Thomas - to jest dopiero mieszanka. Thomas swoją energią i radością mógłby obdarować pół miasta jak nie lepiej, ale trudno się chłopakowi dziwić - w końcu będzie miał dziewczynę dosłownie za ścianą - już samo "zwiedzanie" mieszkania zwaliło Lenę z nóg, to pytanie co będzie dalej.
    Dobrym prognostykiem jest to, że Lena nie zamierza chować się przed ludźmi, a wręcz przeciwnie - chce się spotkać z pozostałą częścią skocznej ekipy. Może podobnie jak mieszkanie, przywoła to kolejne wspomnienia. Jednocześnie nie można pominąć tego, że Thomas mimo, że jest szczęśliwy, tak stara się Lenie dać trochę przestrzeni na to by na nowo, w sposób nieskrępowany oswoiła się z mieszkaniem, co pokazują jego plany na kolejny dzień. Dla dziewczyny na pewno nie jest to łatwa sytuacja, choć jak widać po gestach, ma świadomość, że Thomas jest dla niej kimś bardzo ważnym i pytanie kiedy otworzy się w jej pamięci ta jedna, konkretna szufladka z imieniem chłopaka i ich wspólną historią. Jak widać każdy kolejny dzień przynosi nowe impulsy i pokazują się nowe puzzle, które powoli wpadają na swoje miejsce i zaczynają tworzyć spójną układankę.

    Jak zawsze czekam na kolejny rozdział i rozwój wydarzeń :)
    Pozdrowienia i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana 😘 😁

    Kolejny fantastyczny rozdział i powiedzieć, że robi się dosyć radośnie to tak jakby nic nie powiedzieć...

    Lenka i Thomas - oj robi się tu coraz cieplej i cieplej jak widzę...
    Oj czułam, że wspólne zamieszkanie pomoże dziewczynie w odblokowaniu pamięci, ale nie spodziewałam się tego, że to sprawi, że dziewczyna aż zemdleje z tego wszystkiego...
    Mam nadzieję, że dzięki uczuciu miłości Thomasa, którą dosłownie widać i czuć na każdym kroku, z każdym dniem Mad będzie przypominała sobie coraz więcej...

    Ana i Greg - oj gorąco, bardzo gorąco i to nie tylko ze względu na to co się działo się pod koniec rozdziału...
    Jezu ja rozumiem, że trener musi trzymać krótko swoich zawodników, ale Marc przesadził i to bez dwóch zdań...
    Aż się dziwie, że Greanna nie zareagowała bardziej ostrzej, ale coś czuję, że to dopiero początek i może być jeszcze goręcej na relacji Greanna-tener...
    A co do tego co działo się później to co tu dużo pisać? Dosłownie łogień 🔥😍
    Cieszę się, że Ana odważyła się na ten krok i co tam, że nabroili w łazience... Ważne, że dali się ponieść uczuciu 😁

    Dobra, lecę czytać kolejny rozdział.

    Pozdrawiam ❤️
    BU$KA 😘💗

    P.S. Jeśli już mam się do czegoś przyczepić to tylko do tego, że tylko zostało wspomniane, że Meixe przyjechał po Mer... No jak było tak to tylko zostawić bez jakiś szczegółów...

    OdpowiedzUsuń