Kolejnego dnia z rana, w mieszkaniu Gregora i Ane panowało dosyć spore poruszenie. Dziś miał odbyć się pierwszy konkurs o tytuł Mistrza Austrii na skoczni w Stams, gdzie jako pierwsi mieli mierzyć się panowie. Następne w kolejności miały być panie. Wyczuwalna była lekka atmosfera rywalizacji, bowiem każde z nich pragnęło dobrego wyniku dla swojej drużyny. Nie brakło małych zabawnych szpileczek na linii Gregor – Thomas co powodowało niejednokrotne pojawienie się uśmiechów na ustach ich szykujących się pań. W końcu... To takie typowo męskie podejście... Być najlepszym we wszystkim. Teraz doszedł także wątek "zdrady" Ane, która przeniosła całe swoje serce do Innsbrucka. Cóż począć... Jej miejsce było tam, gdzie był jej ukochany. Po wczorajszym przywitaniu przez klub mogła uznać, że znalazła swój kąt właśnie tutaj w Innsbrucku... Choć nie było to łatwe, zaczęła lepiej czuć klimat tego miejsca... Przy kolejnej próbie licytacji kto będzie najlepszy, Madlen postanowiła ukrócić dyskusję tekstem, że każdego będzie wspierać w taki sam sposób. Nie miało znaczenia kto jaką drużynę reprezentował... Byli w końcu zgraną paczką przyjaciół, których łączyło jedno – ambicja... Sama Madlen nie mogła doczekać się już konkursu. Tak naprawdę mogła po raz pierwszy od utraty pamięci obejrzeć walkę o prawdziwe medale... Nie ukrywała przy tym swojej ekscytacji. Podziwiała ich za odwagę... Każde z nich wiedziało jednak, że stawką nie są jedynie tytuły. Choć były to skoki raptem rangi krajowej, mogły wiele pokazać trenerom reprezentacji. Jak są przygotowani do nowego sezonu i co można jeszcze w jakiś sposób udoskonalić by być najlepszą wersją zawodnika. W dużej mierze decydowały też o tym kto ostatecznie będzie stanowić człon kadry będąc w należytej dyspozycji. Oczywiście Gregor był już dość spokojny bowiem trening pokazał, że jego dyspozycja jest stabilna, a po kontuzji nie ma najmniejszego śladu. Duch zwycięzcy nadal w nim gościł i nie zamierzał się z tym kryć. Tytuł zdecydowanie byłyby wisienką na torcie szczególnie, że oba konkursy miały być na ich terenie w Tyrolu... Thomas natomiast... Chciał wrócić do tego co było przed minionym sezonem, kiedy był najlepszy. Pragnął też pokazać się z dobrej stronie Madlen. Treningi w jego wykonaniu były optymistyczne, więc... tytuł również mógł należeć do niego. On znał już jego smak. Mógł na nowo być na szczycie... Dla niej... Natomiast Ana... Ona nie czuła jeszcze swojego miejsca na skoczni. Choć był to tylko krajowy czempionat to jednak, chciała pokazać się z jak najlepszej strony. Czuła... lekką presję, związaną z tym co było w minionym sezonie. Była mistrzem... Jednak wiedziała na jakim etapie obecnie się znajduje i czego powinna się spodziewać. Nie była to jeszcze forma, do której przywykła. Na to jednak... nie miała już wpływu. Jedyne co mogła zrobić to bawić się skokami i po prostu zawalczyć, a co będzie to po prostu będzie. Tylko... Czy jej jednak to wystarczyło? Skocznia miała wszystko dziś zweryfikować, więc po dobrze przespanej nocy i solidnym śniadaniu ruszyli całym kwartetem do auta by się na nią udać.
Kompleks skoczni w Stams powitał ich tłumem ludzi, którzy obficie zjechali na krajowe mistrzostwa. Ana z wypiekami na policzkach patrzyła jak w stronę trybun zmierzają kibice, którzy w dłoniach dzierżyli kartony z jej nazwiskiem. Poczuła, że nie może ich zawieść… Że pomimo przeciwności da dziś z siebie wszystko. Z resztą… Thomas i Gregor czuli to samo. Stojąc już zatem na terenie domku skoczków, pożegnali się i ruszyli w stronę swoich teamów aby móc przygotować się zarówno fizycznie jak i mentalnie do występu. Madlen trzymając mocno dłoń Thomasa czuła coraz większe podekscytowanie. Nie była skoczkiem, a mimo to członkowie wszystkich ekip, które mijali po drodze, serdecznie się do niej uśmiechali. Dzięki temu, wiedziała, że jest tam, gdzie być powinna. U boku faceta, który miał poważanie wśród kolegów, co automatycznie przechodziło na samą dziewczynę. Czuła się w ten sposób ważna, co cóż… niezmiernie pomagało jej odnaleźć się w tej sytuacji, która niekoniecznie musiała być dla niej łatwa. Kiedy znaleźli się w towarzystwie skoczków z Villach, Thomas ruszył w stronę Kuttina by wymienić ostatnie uwagi, Lena natomiast oddała się chwili rozmowy z Lukasem. Po niedługim czasie panowie zaczęli się lekko rozgrzewać i przygotowywać do występu. Madlen stwierdziła, że jest niepotrzebnym obserwatorem, oznajmiła więc Morgiemu, że idzie poszukać dogodnego dla niej miejsca do oglądania dzisiejszych zmagań. Blondyn kiwnął głową, musnął jej usta i podpowiedział, by nie szła na trybuny, a poczekała na Ane gdzieś na zeskoku, najlepiej z dala od mediów. W końcu skoczkini startować miała po panach. Lena, więc kiwnęła tylko głową i ruszyła przed siebie. Nagle usłyszała nawoływanie swojego imienia, przez głos, którego do nikogo nie potrafiła przyporządkować. Wyglądało więc na to, że zbliżał się do niej ktoś kto znał ją, a ona… go nie pamiętała. Obróciła się więc by nie wyjść na niemiłą i… zamarła. W jej stronę zmierzała matka Thomasa, a za nią jego ojciec. Przez moment poczuła, jak ciemnieje jej przed oczami. Szybko jednak się otrząsnęła, bowiem Gudrun z Franzem byli coraz bliżej. Przykleiła na usta nieśmiały uśmiech i pomachała lekko w ich stronę. Miała nadzieję, że wyszło to naturalnie… Po chwili została porwana w ramiona kobiety, która aż nazbyt wylewnie ją powitała.
- Madlen! – zaświergotała. – Jak dobrze widzieć cię całą i zdrową. I ta piękna nowa fryzura! Naprawdę wyglądasz kwitnąco. Cieszę się, że mój syn odpowiednio o ciebie dba. – powiedziała łapiąc jej twarz w swoje dłonie, po czym ucałowała oba jej policzki.
Lena poczuła, jak ogarnia ją fala gorąca… Co się tutaj działo?! Z tego co opowiadali Ana z Thomasem, Gudrun była… powściągliwa względem nowej partnerki syna. Szeroko otwartymi oczyma spojrzała z lekkim przerażeniem na Franza, który nie mógł ukryć swojego rozbawienia.
- Mamo… za chwilę udusisz Madlen. – dało się nagle słyszeć głos Ane. – I przestań się tak zachowywać… To nie w twoim stylu.
- Ana, dziecko! – zawołała Gudrun. – Chyba jesteś jeszcze szczuplejsza niż ostatnio cię widziałam. – kobieta od razu zaczęła strofować swoją najmłodszą pociechę.
Ana przerzuciła oczami, po czym ucałowała mamę, następnie mocno przytuliła ojca, który chwilę wcześniej oficjalnie przedstawił się Madlen, wiedząc, że niekoniecznie musi wiedzieć z kim ma do czynienia. Potem najmłodsza z wdzięcznością spojrzała na swą przyjaciółkę, bowiem nie była pewna czy dałaby radę sama wytrwać w towarzystwie rodziców Thomasa.
- Czy ten Gregor w ogóle cię karmi? – Gudrun postanowiła kontynuować temat.
- Oj uwierz mamo, że Gregor jest lepszym kucharzem niż ty kiedykolwiek byłaś. – odrzekła z rozdrażnieniem Ana nie dbając o to jaki wydźwięk miały jej słowa.
Potem wzięła Madlen pod rękę i pociągnęła w tylko sobie znanym kierunku. Młodsza współczująco spojrzała na przyjaciółkę. Mimo że nie pamiętała matki skoczków… te kilka minut wystarczyło, by potwierdzić to co usłyszała na jej temat od skocznego rodzeństwa.
- Nie przejmuj się… – Ana uśmiechnęła się do Leny. – Nie pierwszy, nie ostatni raz, ale… zadbam o to by nie wybielała siebie, jeśli chodzi o twoją osobę. Mama pewnie ma nadzieję, że nigdy sobie nie przypomnisz, jak potraktowała cię na samym początku, ale… już moja w tym głowa żebyś miała pojęcie z jaką teściową przyszło ci żyć! – zachichotała, w czym szybko zawtórowała jej Madlen.
Potem w mig znalazły najlepsze w swoim mniemaniu miejsca do oglądania panów i czekały na start zmagań, mimo że Gudrun z Franzem szybko do nich dołączyli, a po nich… Angelika i Paul – rodzice Gregora. Kobieta bardzo wylewnie przywitała się z Ane mocno ją do siebie przytulając, to samo poczyniła z Madlen, bowiem rodzice szatyna nie mieli pojęcia o amnezji dziewczyny, na czym swoją drogą bardzo jej zależało, po czym w oba policzku ucałowała Gudrun. Paul był nieco bardziej powściągliwy całując wszystkie trzy panie w jeden policzek. Natomiast z Franzem przywitał się serdecznym uściśnięciem ręki. Ana z Madlen patrzyły tylko jak policzki karyntyjskiej mamuśki przybierają czerwony odcień. Było widać, że nowoprzybyłe towarzystwo lekko odebrało jej animusz. Ana z szerokim uśmiechem przyglądała się jak jej matka z coraz większym niedowierzaniem spoglądała na Angelikę, która z niebywałą łatwością wylądowała w ramionach Franza, filuternie się do niego uśmiechając.
- Madlen, powiedz kochana, jak ty się czujesz? – zaczęła po chwili matka Gregora, łapiąc blondynkę pod rękę. – Okropny miałaś ten wypadek, ale mam nadzieję, że już wszystko wróciło do normy?
Nim dziewczyna zdążyła zareagować, Gudrun włączyła się do rozmowy.
- Jak widzisz Angeliko, Madlen wygląda kwitnąco, ponieważ ma w domu mężczyznę, który niezmiernie o nią dba. – kobieta szczerze się uśmiechnęła.
- O tak, widać, że Thomas dba o swój skarb. – zachichotała Angelika. – Ana, a jak twoje samopoczucie?
- Nie widzisz? – żachnęła się Gudrun. – Blada, szczupła… już dawno nie widziałam mojej córki w tak złej kondycji.
- Ja natomiast widzę roziskrzone spojrzenie i wypieki na policzkach. – ponownie zachichotała pani Schlierenzauer. – Jak zawsze dziewczyny, obie wyglądacie czarująco. Chłopcy naprawdę są szczęściarzami. – powiedziała szczerze się uśmiechając. – Co do chłopców… chyba właśnie się zaczęło. – i na potwierdzenie swoich słów spojrzała w górę skoczni, gdzie na rozbiegu pojawił się pierwszy z zawodników, w ten sposób zakańczając dyskusję.
Nagle gdzieś w oddali dało się słyszeć nawoływane imię Ane. Dziewczyna spojrzała w tamtym kierunku, a za nią Madlen, której twarz w momencie straciła kolory, bowiem w ich kierunku zmierzała Sabine – ciężarna partnerka Maria oraz Eva z Arthurem. Stanęła dziwnie sztywno i patrzyła lekko przestraszona jak cała trójka miło wita się z rodzicami Gregora oraz Ane.
- Mamo, tato poznajcie proszę Sabine, Evę i Arthura, naszych przyjaciół. – starsza blondynka dokonała prezentacji. – A to jest Madlen, o której tyle już słyszeliście. – uśmiechnęła się wskazując na łyżwiarkę, która nieśmiało podała rękę przybyłej trójcy.
Sabine zmierzyła Len dłuższym spojrzeniem.
- A więc to jest Madlen… Dziewczyna, która sprawiła, że mój Mario rzucił wszystko i ruszył z wami na złamanie karku by dowiedzieć się co z jej stanem… – powiedziała niby przyjaznym tonem, Lena widziała jednak ten błysk w oku.
- Mario, to wspaniały przyjaciel. – powiedziała zgodnie z prawdą. – Mam nadzieję, że jest równie dobrym partnerem, a za niedługo zostanie też wspaniałym ojcem.
- O tak. – odezwała się dziewczyna. – Lepiej nie mogłam trafić. – uśmiechnęła się, mimo wszystko Madlen odczuła w jej słowach nutkę fałszu.
No cóż… to nie była jej sprawa. To co było między tą dwójką, jej nie dotyczyło. W żaden sposób nie czuła, by w czymś zawiniła. Teraz jak i kiedyś traktowała Maria jedynie jak przyjaciela i miała nadzieję, że chłopak nigdy nie postrzegał jej osoby w innych kategoriach. A jeśli było inaczej? Trudno… ona nie miała sobie nic do zarzucenia. I jakby na potwierdzenie jej myśli, Mario po swoim skoku podszedł do ich gromadki wesoło witając się ze wszystkimi, po czym jakby na pokaz ucałował Sabine, głaszcząc ją czule po brzuszku. Szczere czy nie… Madlen i tak się uśmiechnęła, bowiem miłości do dziecka nie dało się udawać. Dlatego przesłała blondynowi znaczące spojrzenie, mając nadzieję, że zrozumiał, iż cieszy się jego szczęściem. Potem wszyscy na nowo skupili się na zmaganiach, które póki co były lekko nudnawe, bowiem nikt jeszcze nie przekroczył granicy 100 metrów. Pierwszym, któremu się to udało był Thomas. 104,5 metra dawało pewność, że jest to skok dający możliwość walki o podium. Koniec końców dalej skoczył tylko Kofi – 108,5 metra oraz Gregor – 109,5 metra. Zapowiadało się, że to między tymi panami miała odbyć się rywalizacja o tytuł najlepszego skoczka Austrii. Ostatecznie złoty medal wywalczył Gregor po skoku na odległość 118 metrów co robiło naprawdę spore wrażenie. Chłopak nie miał sobie dziś równych. Srebro przypadło Andreasowi, który uskoczył 111,5 metra, natomiast Morgi musiał zadowolić się brązem, po wylądowaniu na 108,5 metrze. Mimo to widowisko było imponujące. Dalsze miejsca zajmowali kolejno David Zauner (98 m i 113 m), Stefan Thurnbichler (94,5 m i 109 m), Manuel Fettner (95,5 m i 105 m), Lukas Mueller (97,0m i 106 m) oraz Wolfgang Loitzl (77,5 m i 108,5 m). Także druga seria była o wiele bardziej emocjonująca, bogatsza w dłuższe odległości.
- Mam nadzieję, że mama nie dała ci za bardzo popalić? – zapytał Morgi, tuż po dekoracji wręczając swej pięknej blondynce bukiet kwiatów, które przed chwilą otrzymał.
Madlen tajemniczo się uśmiechnęła chowając twarz w bukiecie, ale pokręciła przecząco głową. Koniec końców Gudrun bardziej skupiła się na Angelice, która pewnie według jej mniemania za bardzo spoufalała się z Ane. Kobieta nie potrafiła tego zrozumieć. Tym bardziej ją to bolało, gdyż ona nigdy nie umiała tak lekko rozmawiać ze swoją córką. No cóż… Ana poniekąd była kopią swojej mamy. Nie była spokojna i stateczna jak Franz. Była osobą mocno stąpającą po ziemi, zadziorną i bardzo upartą, zatem… popularne powiedzenie “Nie daleko pada jabłko od jabłoni” miało tutaj jak najbardziej swoje zastosowanie.
- Twoja mama to naprawdę wspaniała kobieta. – Madlen wyszeptała do ucha Thomasa, ukradkiem spoglądając na jego matkę i uśmiechnęła się.
- To super, że tak sądzisz, ponieważ chyba przyjdzie nam spędzić z nią dzisiejsze popołudnie i wieczór, a także jutrzejszy poranek. – odrzekł blondyn i ledwie mógł nad sobą zapanować widząc jak Lenie rzędnie mina.
Potem pożegnał swą piękną panią i udał się w stronę dziennikarzy oddać im to co należne. Podobnie uczynili Gregor z Andim, którzy również oddali się w ręce mediów.
- Michelin! – zawołała Ana machając energicznie do blondyna, który przechodził nieopodal.
Madlen więc ruszyła w ich kierunku.
- Cześć dziewczyny, sorry, ale nie jestem w nastroju do pogaduszek… – westchnął. – Widziałyście mój występ…
- Oj Michie… co nas nie zabije to nas wzmocni. – odrzekła Ana pocieszająco klepiąc przyjaciela po plecach.
- Widocznie to jeszcze nie był twój czas. – dodała Madlen. – Ale wierzę, że jeszcze będziesz na szczycie. – uśmiechnęła się krzepiąco.
- Oj nasz Michelin niejedno szczytowanie jeszcze zaliczy. – do rozmowy nagle znikąd włączył się Thurn przesyłając im dziarski uśmiech.
- Póki te stare dziady nadal będą skakać, my juniorzy niestety nie mamy szans… – burknął Michi spoglądając na trójkę medalistów, którzy cali w skowronkach udzielali wywiadów.
- Dobrze, że tego nie słyszeli… – zachichotała Lena.
- Gregor nie jest znowu taki stary… – zauważyła Ana, po czym widząc minę Michaela przesłała mu niewinny uśmieszek.
- Czy ty czasami nie powinnaś gdzieś się udać? – zapytał unosząc pytająco brew, na co dziewczyna tylko się zaśmiała.
Ale zgodnie ze słowami chłopaka, postanowiła udać się do domku teamu Innsbruck, by przygotować się do swojego występu. Przyjmując więc słowa wsparcia, buziaki oraz kopy na szczęście, zabrała swój ekwipunek i ruszyła spełniać marzenia. Po niedługim czasie idąc w samotności na skocznię, próbowała się nieco wyciszyć, ale... nie potrafiła... Ten dzień... Ta skocznia... Jej publiczność, wśród której znajdowali się najbliżsi i przyjaciele... No i nowa drużyna... Wszyscy na nią liczyli. Tylko czy ona dzisiaj czuła się pewniakiem? Niestety nie. Jej życiowe perturbacje i choroba zburzyły cały rytm przygotowań. To z kolei przyczyniło się do słabszych niż zwykle prób i znaczącego zachwiania jej pewnością na skoczni. Mimo, że Gregor od rana stawał na rzęsach by ją pozytywnie nastroić to dzisiaj... po prostu tego nie czuła. Przywykła do tego by zawsze walczyć o najwyższe cele i nie sposób było jej wyjaśnić, iż nie na wszystko w życiu mamy wpływ. Ważna jest cierpliwość i ciężka praca... A zarówno jednego jak i drugiego u niej ostatnio brakowało. Miała tego świadomość... Ale z drugiej strony, podjęła rękawicę i przyjechała tu by walczyć. Nie tylko z rywalkami, ale przede wszystkim ze sobą i swoimi słabościami... Popatrzyła na idące z różnych stron skoczkinie. Niektóre z nich znała lepiej inne mniej, ale każda z nich chciała jednego – odebrać jej tytuł z poprzedniego sezonu, kiedy skakała dla SV Villach.
Konkurs dość szybko postępował więc tak samo prędko nastał czas skoków jej największych rywalek, czyli koleżanek z reprezentacji. Skok ponad 100-metrowy Danieli zrobił na dziewczynie niemałe wrażenie. Wiedziała, że doświadczona koleżanka będzie dobrze skakać, ale że aż tak? Pokiwała z uznaniem głową i z uwagą przyglądała się skokowi Jaqueline przygotowując się jednocześnie do swojej próby. Nieco poniżej 100 metrów. Też nieźle... Założyła swój kask i lekko westchnęła. Czy ją stać na takie skoki konkursowe? A jeśli nie... To czy stać ją, żeby w ogóle o cokolwiek walczyć? Po wyczytaniu swojego nazwiska usiadła na belkę, sprawdziła szybko wiązania i spojrzała w kierunku nowego trenera. Chorągiewka SV Innsbruck Bergisel... to dla nich teraz miała skakać. To dla nich pragnęła dobrych wyników... Ruszyła... Pierwszy raz w ramach rywalizacji od końca poprzedniego sezonu. Pierwszy raz gdzie czuła się inaczej niż zwykle... Mało pewnie... Wylądowała z lekkim rozkrokiem, więc od razu rzutowało to na jej noty. Skrzywiła się słysząc swoją odległość 92,5 metra... Dużo bliżej niż by tego chciała... Ponownie przy jej nazwisku wyświetliła się 5... Skrzywiła się na jej widok. Czy tylko na tyle było ją stać? To pytanie wciąż siedziało jej w głowie. Ściągnęła narty i ruszyła w kierunku najbliższych czekających na nią przy bandzie. Przykleiła do swojej twarzy sztuczny uśmiech, następnie wylądowała w objęciach Leny, potem Gregora, którzy na zmianę koili pozytywnymi słowami jej trzęsące się z frustracji i niemocy wnętrze. Jak bardzo chciałaby wrócić do tego co było wcześniej... Słysząc życzenia powodzenia od rodziców, ruszyła do trenera. W duchu dziękując, że przerwa w konkursie nie trwa specjalnie długo. Wszystko za sprawą małej ilości zawodniczek... Takie działanie miało też zmobilizować do zostania kibiców na trybunach po znacznie ciekawszym konkursie panów... Dziewczyna po wysłuchaniu krótkich uwag od trenera wyruszyła na nowo na górę. Czas było rozegrać kolejną serię, ale... Tym razem nie skakała jako ostatnia, a 5 od końca więc dużo zależało od niej samej. W sumie nie było to złe dla niej, bowiem szybko w kąt musiała odrzucić swoje negatywne myślenie. Wzięła kilka głębszych oddechów obserwując nieco słabsze od czołówki koleżanki. Te jednak miały swoje ambicje... Ona też... Każda z nich chciała walczyć o skład na Puchar Świata. I choć Jaqueline uznała ją za pewniaczkę, nie znała wszystkich okoliczności... Gra była wciąż otwarta. Każda z nich miała szanse... Każda... Tym bardziej, że sama nie wiedziała, czy dostanie zgodę na ewentualny start i podróże... Skrzywiła się ponownie, próbując wykrzesać na nowo więcej energii na swój finał. Tak sprawnie to leciało... Zasunęła suwak kombinezonu i zeszła na schodki, by przygotować się do swej próby. Przed nią jednak miała skakać Katharine Keil, która nie ukrywała swojej determinacji w dążeniu do zdobycia składu na ten sezon. Dziewczyna skoczyła 99,5 metra zostając obecnie liderką przed jej skokiem. Ana przerzuciła oczami. Naprawdę były silne i wiedziała, że bez mocnego uderzenia nie ma o co walczyć. Albo wszystko, albo nic! Postanowiła iść na całość by powalczyć o jak najlepsze miejsce. Tym bardziej, że stawka w jej odczuciu jakoś dziwnie się wyrównała. Zdecydowanie odepchnęła się z belki, by następnie silnie wybić się z progu. Ułożyła prawidłowo sylwetkę i dała się nieść lekko wiatrowi, który powiewał. Metr za metrem... Aż wylądowała mijając dość wyraźnie granice punktu konstrukcyjnego. Jej narty po lądowaniu zbliżyły się do siebie na niebezpieczną odległość i na siebie najechały. W wyniku uderzenia jedna z nich się wypięła, a ona trachnęła na zeskok wywijając przy tym solidnego orła. Dziewczyna zaklęła pod nosem czując ból w łydce i ręce. Na arenie zawodów nastała przejmująca cisza... Skrzywiła się, próbując wstać z zeskoku. Jedyne o czym marzyła... To usunąć się w cień. Z dała od spojrzeń kibiców, ale i mediów, które nadawały transmisję. Zacisnęła nerwowo pięść, słysząc kolejne pytanie organizatora czy wszystko w porządku... Pokiwała głową choć wcale tak się nie czuła. Speaker zachęcił publiczność do oklasków za dobry skok, jak się okazało ponad 100 metrowy, a ona sama... Czuła się beznadziejnie... Co właściwie poszło nie tak? Dobre wybicie, ładna sylwetka... Pieprzone narty! W towarzystwie asysty medyków minęła bandę reklamową rzucając mocniej nimi o nią. Była dzisiaj taka słaba... Gdzie się podziała tamta dziewczyna, która wszystkich ogrywała na skoczni? Przy jej nazwisku wyświetliła się 3, a to znaczyło, że rywalizację w najgorszym razie skończy na 8 miejscu. Zacisnęła nerwowo oczy czując jak w środku się gotuję... Nie minęła długa chwila, gdy obok niej zmaterializowali się Gregor, Thomas i Michael którzy dzięki temu, że byli znani i mieli przepustki mogli szybciej zorientować się co z Ane.
- Wszystko gra? – spytał nagle Thomas z troską spoglądając na siostrę.
- Bardzo boli? – rzucił kolejne pytanie ze współczuciem Michi dotykając jej ręki.
Ana syknęła czując gest przyjaciela na swojej skórze. Nawet nie zdawali sobie sprawy jak bardzo... Widząc grono przyjaciół, Rotschild, który tylko rzucił telefonicznie informacje o Ane organizatorom ruszył jej z odsieczą.
- Jest okej... – powiedziała dla uspokojenia, szczególnie Gregora, którym wyjątkowo wstrząsnęło to zdarzenie.
Medycy zabrali ją w kierunku namiotu, a ona... Już w duchu przeprowadzała szybki rachunek mistrzostw. Porażka... A sezon, był coraz bliżej i zegar coraz śmielej tykał.
- Ana, czy ja nie mówiłem byś wrzuciła na luz? Mówiłem! – rzucił z wyrzutem od razu Rotschild pomagając odpiąć jej kombinezon.
Zasyczała czując ból w ręce, na którą upadła. Ku jej zaskoczeniu do namiotu wparował Alex oraz trener brygady z Innsbrucka. Dziewczyna zawstydzona spuściła głowę słysząc jak bardzo są przejęci całą sytuacją.
- Morgenstern... Ty zawsze widzę lubisz postawić na swoim... Przecież profesor mówił, z rozwagą dziewczyno, a tymczasem wariujesz jakbyś co najmniej o mistrzostwa świata walczyła... – westchnął Pointner unosząc ręce ku niebu, a ona poczuła jak wypełza na jej policzki solidniejszy burak ze wstydu. – Mam tylko nadzieję, że nic poważnego się nie stało, bo anemia i tak nam sporo przygotowań komplikuje. Nie ma co, trafiła wam się w Innsbrucku temperamentna kobietka. Nie wiem tylko czy zazdrościć czy już współczuć... – westchnął dalej Pointner spoglądając na klubowego trenera, który choć się stresował zaistniałą sytuacją, to też pozwolił sobie na lekki uśmieszek w kierunku Alexa.
Oj tak... On doskonale wiedział z kim pracował i kto do nich do szusował. Każde z nich było charakterne... Waleczne... I Ana świetnie do ich drużyny pasowała, chociaż była kobietą. Każde z nich pragnęło coś udowodnić – taka była cała ekipa z Innsbrucka.
- Profesorze? – spojrzał badawczo Alex na próbującego ocenić stan dziewczyny Rotschilda.
- Mogę panów poprosić o wyjście? Przez wasze gadanie nie mogę ocenić stanu faktycznego Ane.
Panowie posłusznie opuścili miejsce, a Ana odetchnęła nieco z ulgą... Miała dość dyskusji trenerów na swój temat i miała nadzieję, że choć trochę zazna spokoju. Była w błędzie...
- Ana, Ana... Co my się z tobą mamy... – westchnął Rotschild robiąc dziewczynie ogólną urazówkę.
Dokładnie obejrzał rękę, która na oko wydawała się być stłuczona, niezłamana. Gorzej wyglądała sytuacja z nogą. Kiedy profesor pomógł jej ściągnąć do końca strój pokiwał przecząco głową.
- Możesz powiedzieć, dlaczego tak ryzykowałaś? – rzucił pytanie, na które oczywiście odpowiedź nie padła. – Dlaczego wy Morgensternowie jesteście tacy uparci... – dotknął miejsca, które swoim wyglądem wyraźnie pokazywało, że ucierpiało w wyniku upadku. – Nie wygląda to za dobrze… – pokazał na łydkę, która była lekko spuchnięta.
Widoczny był też rozlewający się już krwiak. Dziewczyna przełknęła mocniej ślinę. Czyżby jej czarny scenariusz się spełniał? Niby doszła tu o własnych siłach, ale adrenalina potrafiła działać cuda. Każde dotknięcie nogi kończyło się jej sykiem i bólem. Medyk spojrzał spod byka na nią.
- Będziemy musieli poddać to weryfikacji, wiesz co to oznacza? – spojrzał podnosząc nieco okulary.
Dziewczyna westchnęła zrezygnowana. Jego poważne spojrzenie zwiastowało jedno. Wizyta w szpitalu...
- Nie wzdychaj. Gdybyś tylko potrafiła wyluzować... Tylko żebyś ty jeszcze chciała słuchać... – westchnął bezradnie lekarz.
Tylko co zrobić, gdy ma się w teamie młodą, nad ambitną dziewczynę? Medyk pokrótce wyjaśnił jakie opcje są możliwe i dlaczego ważna jest szybka weryfikacja tematu. Kontuzja... Być może operacja... Rotschild wyjął ciężki kaliber i to nie nastrajało Ane specjalnie optymistycznie. Miała ochotę... Krzyczeć... Ta niemoc ją po prostu dobijała. W takim momencie? W roku igrzysk kontuzja, która może ją wyeliminować? Zaczęła się solidnie bać o swoją sportowa przyszłość... A wszystko przez głupie... Chcenie?
- Pojedziesz z ratownikami na badania... Chciałbym wiedzieć na czym stoimy jak najszybciej... Bez dyskusji. – rzucił stanowczo profesor.
Ana spojrzała błagalnie na niego, żeby pozwolił jej chociaż wyjść do najbliższych i ogarnąć swoje rzeczy. Dostała od niego zgodę, ale i przykaz by nie odwlekała tego specjalnie w czasie. Wychodząc o własnych siłach ponownie usłyszała wołający głos kilku dziennikarzy i dostrzegła wodzące za nią kamery transmisyjne... Jeszcze tego brakowało... Poczuła się dziwnie osaczona, więc bez zbędnych słów komentarza spróbowała przyspieszyć kroku i uniknąć kontaktu z nimi na ile pozwolił jej ból. Teraz liczyło się dla niej jedno, uspokojenie rodziny i przyjaciół. Gdy się już wśród nich znalazła mogła dostrzec wiele rzeczy. W oczach Leny wymalowany był strach i współczucie... No tak, koniec końców dziewczyna widziała pierwszy upadek na skoczni od czasu, kiedy straciła pamięć. I to był... Jej upadek... Dość szybko szepnęła jej parę słów na swoją obronę, ale i... uspokojenie. Widać było jak młodszą wstrząsnęło to co się stało, chociaż... To była stosunkowo kontrolowana wywrotka. W opinii Ane bywały już gorsze co wcale Madlen nie uspokoiło, a wręcz przeciwnie... Upewniło, że skoki są ekstremalnie niebezpieczne, a oni mega dużo ryzykują to robiąc. Dość szybko została bez słowa przytulona przez brata i po chwili usłyszała coś czego się spodziewała, głos pełen strachu... Jej matki...
- Franz, mówiłam, że ja tego nie przeżyję? Mówiłam!? Gdzie ja miałam oczy i mózg, że pozwoliłam ci skakać Ana! – kobieta cała roztrzęsiona zaczęła nerwowo przytulać najmłodszą pociechę, a ona czuła jedno... wyłącznie ból...
- Gudrun, już daj jej spokój... To się zdarza. Córeczko wszystko w porządku? – spytał Franz spoglądając jak dziewczyna spuszcza oczy ku ziemi.
Nie miała siły mocować się jeszcze z rozmową z rodzicami. Ten dzień... Był mega ciężki dla niej nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Dużo obnażył... Jej słabości i tyłów. Spojrzała na swojego tatę kiwając twierdząco głową, choć wcale się tak nie czuła. Nie dość, że nawaliła konkurs, to być może stawiła na szali swoje dalsze skakanie w sezonie. Michael popatrzał ze współczuciem na przyjaciółkę, by po chwili zerknąć na zwiniętą w bandaż nogę. Kawałek wychodzącego krwiaka przykuł jego uwagę.
- Do wesela się zagoi! – puścił jej oczko, jednak gromiące spojrzenie Gudrun od razu stawiło go do pionu.
Postanowił na życzenie matki blondynowatych się odmeldować i dać dziewczynie należny jej spokój... Tymczasem speaker ogłaszał wyniki dzisiejszego konkursu. Wygrała bez niespodzianek Daniela, która w drugiej próbie oddała skok ponad 115 metrowy. Na kolejnych pozycjach była Jacqueline i Katherine, która awansowała na 3 miejsce. Ona... Zajęła ostatecznie zgodnie z przewidywaniem 8 miejsce... I jedyne co miała ochotę to wrzeszczeć z frustracji i złości, że nic nie wychodzi jakby chciała. Dziewczyny fetowały sukcesy, a ona... Nie przywykła do takich porażek i niestabilności. W końcu jej oczy spotkały się z tęczówkami Gregora. Widział jak jej ciężko... Delikatnie bez słowa ją przytulił, by zabrać nieco z niej ciężaru.
- Osiwieje kiedyś przez was... Najpierw Thomas, teraz ty... Jak ja kiedyś do grobu nie trafię przez wasze skoki to nie będę sobą... – zaczęła strzelać nerwowo Gudrun, co dość szybko zaczęła załagadzać o dziwo Angelika.
- Gudrun... Wiem co czujesz, przecież mój syn też skacze... Szukajmy jednak pozytywów, zobacz, że Ane nic się poważniejszego nie stało... – zaczęła swój wywód matka Gregora.
Dziewczyna spojrzała z wdzięcznością na matkę szatyna, która mimo wszystko rozumiała jej podejście. Bynajmniej próbowała... Co spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem Gudrun. Słowa dyskusji między matkami przerwał profesor, który postanowił zająć się kadrową podopieczną. Już i tak na nią wystarczająco długo czekał... Choć normalnie by protestowała, teraz potraktowała to jako ratunek z sytuacji. Nikt nie lubił przegrywać i to w takim stylu... Ale nie było w jej mniemaniu nic gorszego jak wyrzuty ze strony matki apropo skoków... Wiedziała, że to troska i miłość przez nią przemawia, ale... Nic nie poradzi, że na chwilę obecną skoki były całym jej życiem. Zawsze będzie istniało ryzyko... Szatyn szybko wcisnął do ręki Thomasa klucze z prośbą by zajął się rodzicami i ruszył w kierunku ukochanej podążającej do domku klubu z Innsbrucka. Następnie wyruszył za medycznym wozem by nie czuła się samotnie na tym polu bitwy.
Kiedy Ana ruszyła w trasę do szpitala, wszyscy jej najbliżsi spojrzeli po sobie posępnie. To się doigrała… Tak właśnie się kończy, kiedy brawura przejmuje władzę nad rozumem. No cóż… najważniejszym jednak było, że nic poważniejszego jej się nie stało. Ale to, czy tak faktycznie było, miało się okazać po dokładniejszych badaniach. Angelika chcąc podnieść Gudrun oraz Franza na duchu, zaprosiła ich do siebie na obiad. Pani Morgenstern jednak kategorycznie się nie zgodziła, wymigując się zmartwieniem o stan córki oraz gorszym samopoczuciem. Dlatego Thomas zaproponował rodzicom i Madlen by udali się już do mieszkania skocznej parki, wszak nic tu było po nich. Mistrzostwa dobiegły końca, medale zostały rozdane, a kibice zaczęli szturmować wyjścia. Nie było więc potrzeby, aby dłużej tutaj stacjonować. Pożegnali się więc z rodzicami szatyna i jak postanowili tak też się stało. Thomas poinstruował rodziców by jechali za nim, zarzucił na plecy swój ekwipunek, chwycił Madlen za rękę i pociągnął w stronę swojego audi. Po niedługim czasie zmierzali już do mieszkania Ane i Gregora w asyście auta na karyntyjskich numerach.
***
Badania Ane odbyły się w dość sprawnym tempie, dzięki czemu można było stawić diagnozę i zwolnić dziewczynę do domu.
- Nie ma konieczności operacji... – powiedziała lekko od niechcenia Ana znając doskonale pytanie, które chciał postawić szatyn.
- Całe szczęście... – odetchnął z ulgą Gregor.
Z gabinetu wyszedł też lekarz, który poprosił chłopaka by miał oko na ukochaną.
- Pilnuj naszej narwanej pacjentki... Niech nie szaleję z nogą... A ty Morgenstern pamiętaj, co najmniej dwa tygodnie bez skakania... – dziewczyna przerzuciła nieco oczami na myśl o kolejnej pauzie...
Musiała przyznać, to jednak i tak był mały wymiar przerwy... Miała dużo szczęścia... Znowu... Gregor otworzył szeroko oczy, chcąc zadać kolejne pytanie co jest grane, ale uprzedził go sfrustrowany Alex.
- Brawo, brawo, brawo... Ja nie wiem jak my ten sezon z tobą Ana zaczniemy... – pokręcił z dezaprobatą głową, po czym poszedł na małą pogawędkę z profesorem.
Dziewczyna w tym czasie postanowiła wraz z szatynem się oddalić. Widząc jego pytające spojrzenie skrzywiła się.
- Naciągniecie mięśnia łydki... Średni stopień... Bez operacji, ale z rehabilitacją. Muszę uważać by tego nie pogłębić. – na jej twarzy ponownie zagościł grymas niezadowolenia.
Znowu pod górkę... A wszystko w dużej mierze przez jej chęć bycia we wszystkim najlepszą... Chłopak skrzywił się na sama myśl głębszej kontuzji.
- Cóż... Czyli wracamy do domu i odpoczywasz w łóżeczku... – rzucił nagle na co dziewczyna zdecydowanie prychnęła.
- Odpocząć tak, ale nie jedźmy póki co do domu... Wiesz, że są rodzice... A ja chyba nie zniosę tego marudzenia... – Ana przerzuciła oczami na myśl tego jak jej mama w trosce będzie nadawać, że winna dokonywać innych wyborów.
Iść chociażby jak siostry po naukowe tytuły, a nie ryzykować życiem na skoczni. Gregor zaśmiał się głośniej na widok jej niezadowolonej miny.
- Chyba nigdy tego nie zrozumiemy, jak sami nie zostaniemy rodzicami... – rzucił lekko broniąc nieco Gudrun.
- Pfff... O ile doczekamy dzieci to raz... A po drugie... O ile ktoś pozwoli im skakać... – Gregor ponownie głośniej się zaśmiał tym razem słysząc tekst ukochanej, bo wyraźnie zabiło obłudą.
Dlaczego mieliby czegokolwiek im w przyszłości zabraniać? Każde będzie mogło pójść drogą, którą zapragnie. Może przynajmniej teraz lepiej zrozumie punkt widzenia najbliższych... Strach, już zawsze będzie w jakiś sposób im towarzyszyć.
- Wiesz, że w sumie nie musimy wracać do naszego gniazdka? – uniósł zadziornie do góry powiekę badając czy jego słowa trafiają do ukochanej.
Z zaciekawieniem spojrzała na chłopaka. Choć Ana nie była zbytnio w nastroju, czuła, że... On znajdzie złoty środek by przez chwilę nie myślała o problemie, który się niespodziewanie zjawił. Widząc to zbliżył się do jej ucha.
- Mam dopakowany mały bagaż... – wymruczał delikatnie do jej ucha i widząc jej zaskoczenie delikatnie się uśmiechnął. – Porywam cię na randkę... – powiedział lekkim pół głosem sprawiając, że na jej policzkach zagościły rumieńce, a reszta ciała pokryła się gęsią skórką.
To brzmiało jak ratunek z sytuacji... Jakże przyjemny...
- Z tobą... Choćby na koniec świata, byle jak najdalej od skoczni, mediów, szpitala... i rodziców. – ostatnią wstawkę dodała z uśmiechem.
Wspólnie ustalili jednak, że warto dać informacje bliskim o tym co ustalił Rotschild. W końcu wypadałoby ich nieco uspokoić. W związku z tym, że najbardziej przejęta była Madlen, Ana wybrała ją za kontakt do informacji. Ostatecznie wiedziała, że telefon do mamy... Skończy się niemałą pogadanką, więc wolała tego uniknąć i nie psuć sobie dodatkowo humoru. Wyskrobała więc wiadomość do przyjaciółki, meldując jednocześnie, że została porwana przez partnera w nieznane... I że najprawdopodobniej... Nie wrócą na noc. Uśmiechnęła się szczerze do Gregora klikając szybko wyślij, by następnie... Wyłączyć telefon. Teraz liczyli się bowiem wyłącznie oni.
- Wysłane... Jestem już tylko twoja. – chłopak posłał jej cwane spojrzenie, skradł szybkiego całusa, po czym ruszyli w kierunku, który znał jak się okazało tylko Gregor.
***
Po niespełna godzinie Thomas parkował już pod blokiem. Lena energicznie wyskoczyła z samochodu i pognała w stronę Gudrun by pomóc jej z bagażem, jednak kobieta kategorycznie się nie zgodziła, przypominając, że to dziewczyna kilka tygodni temu miała operację mózgu, przez co nie powinna się forsować. Madlen nie chciała kłócić się z matką skoczka, tym bardziej nie miała zamiaru wyciągać jej z błędnego toku myślenia, bowiem łyżwiarka przecież wróciła już do treningów. Wcale nie musiała już tak bardzo na siebie uważać jak wcześniej. Gudrun jednak wiedziała przecież lepiej…
- Mamo, tato… może jednak pójdziemy coś zjeść? – zapytał Thomas, kiedy cała czwórka stanęła przed klatką.
- Synu, nie dam chyba rady nic przełknąć… – westchnęła Gudrun. – Twoja siostra… przyprawia mnie o ból głowy… Chyba do niej zadzwonię. – kontynuowała wyciągając telefon, po czym wykręciła numer do Ane, ale telefon był niedostępny.
Z posępnym westchnięciem schowała aparat z powrotem do torebki.
- Proszę się nie martwić Pani Morgenstern, Ana to twarda babka, jestem pewna, że nic poważnego jej nie dolega… Diabli złego nie biorą. – Madlen próbowała rozluźniać atmosferę, Gudrun jedynie krzywo na nią popatrzyła. – Chodźmy do góry, napijemy się kawy, odpoczniemy, a potem postanowimy co z obiadem. – dziewczyna jednak niezrażona przesłała pogodny uśmiech pozostałym dwóm panom.
I nie czekając na reakcję, wklikała na domofonie znajomą sobie kombinację cyfr, po czym zaprosiła wszystkich do środka. Po chwili byli już w królestwie Schlierenzauerów.
- Thom… – zaczęła Madlen. – Zajmij się proszę przez chwilę rodzicami, a ja pójdę przygotować dla nich sypialnię Ane i Gregora.
- Dziękuję. – odrzekł blondyn chwytając dziewczynę za dłoń, po czym musnął szybko jej knykcie.
Następnie Lena udała się na górne piętro, Morgi natomiast ruszył do ekspresu.
- Mamo… może jednak meliskę? – zapytał puszczając jej perskie oko.
- Tak, tak Synu… ciebie się żarty trzymają, a ten upadek Ane mógł się naprawdę źle skończyć… – westchnęła Gudrun zasiadając przy stole.
- Nie pierwszy i… muszę cię zmartwić, nie ostatni. – wzruszył ramionami nastawiając na czarną kawę dla Franza, który z zaciekawieniem oglądał wspólne fotografie swej córki i jej partnera zawieszone w korytarzu.
- Widzę, że oboje nie uczycie się na błędach… – powiedziała Gudrun z przekąsem. – No cóż… najwyżej pójdę do grobu. Może wtedy zrozumiecie…
- Złego diabli nie biorą. – zaśmiał się Thomas stawiając przed swą mamą caffe latte i ponownie puścił jej oczko.
Gudrun nie miała zamiaru tego komentować, krzywo tylko spojrzała na swojego przekornego syna. Nagle zmrużyła oczy, jednak zanim zdążyła wyartykułować pytanie, które błądziło jej w głowie, na schodach pojawiła się postać Madlen.
- Przygotowałam dla państwa świeżą pościel w głównej sypialni. – zaczęła schodząc po stopniach, specjalnie nie nazywając pokoju sypialnią skocznej parki. – Oraz świeże ręczniki. – dodała zerkając na telefon, po czym zmarszczyła brwi. – Podejrzewam, że Ana i Gregor prędko do nas nie wrócą… – powiedziała po chwili.
- Jak to? – zapytała Gudrun.
- Ana pisze, że nadciągnęła mięsień łydki... – rzekła blondynka z niewyraźną miną. – Na szczęście średni stopień i… dzięki Bogu! Obędzie się bez operacji, ale z rehabilitacją. Musi uważać by tego nie pogłębić i… – tutaj na chwilę wstrzymała oddech. – Ma zakaz treningów przez co najmniej dwa tygodnie…
- No ładnie… – westchnął Thomas. – W sezonie olimpijskim… Ona już i tak jest z treningami w lesie. Te dzisiejsze wystąpienie dobitnie to pokazało… – pokręcił przecząco głową ze zmartwieniem.
- Najważniejsze, że nic poważniejszego jej się nie stało. – podsumowała Gudrun. – To powinieneś docenić. A olimpiada? Cytując… nie pierwsza, nie ostatnia. – rzekła z przekąsem w stronę swego syna. – Madlen, napisz jej proszę by jak najszybciej wracała do domu. Już ja się nią odpowiednio zajmę. – rzuciła z podkreśleniem.
- Ale… oni… nie mają zamiaru wracać. – odezwała się nieśmiało Madlen, nie mając odwagi spojrzeć mamie Morgenstern w oczy. – Ana pisze, że została porwana przez Gregora w nieznane... I że najprawdopodobniej... Nie wrócą na noc... – powiedziała cytując sms od starszej blondynki.
Gudrun zamrugała niezrozumiale.
- Jak to została porwana… – podniosła nieco swój głos, na co Morgi z ojcem skrzyżowali swe spojrzenia. – Już ja powiem temu cwaniaczkowi co o tym sądzę… – powiedziała nerwowo wstając od stołu.
- Gudrun… – odezwał się Franz chwytając dłoń żony. – Daj im spokój…
- Spokój?! – żachnęła się kobieta. – Póki ja nie zaznam spokoju za sprawą moich najmłodszych dzieci, sama nie dam im spokoju. – powiedziała, po czym ruszyła w poszukiwaniu swojego telefonu.
Lena bezradnie spojrzała na Thomasa szukając pocieszenia w jego oczach. Morgi jedynie wzruszył ramionami. Znał swoją mamę, ale znał też swoją siostrę. Wcale nie zdziwiło go to, kiedy jego matka wróciła jeszcze bardziej rozzłoszczona, bowiem telefon Ane nadal nie był w osiągu. Prawdopodobnie najpewniej po prostu go wyłączyła.
- Smarkula jedna! – warknęła Gudrun. – Od początku mówiłam ci Franz, że dajemy jej za dużo luzu… Teraz nie raczyła nawet nas poinformować o swoim stanie, a napisała do kogo… do Leny!
- Touché… – szepnęła Madlen, jednak wcale nie czuła się dotknięta.
Thomas mimo to chwycił jej dłoń w swoją rękę w geście pocieszenia.
- Mamo… – zaczął z westchnięciem. – Ana to duża dziewczynka. Skoro nie miała ochoty tutaj wracać, powinnaś to uszanować.
- Insynuujesz, że to z mojego powodu pojechali Bóg jeden wie gdzie?
- Nic takiego nie powiedziałem. – odrzekł spokojnie Thomas, w środku jednak zaczął delikatnie wrzeć.
Jego matka potrafiła w sekundę sprawić, że miał ochotę wręcz ją zamordować. Naprawdę podziwiał ojca za jego stoicyzm i trwanie u boku tej niezrównoważonej psychicznie kobiety. Kiedy atmosfera lekko stężała, bowiem Gudrun prawie kipiała ze złości, Franz odchrząknął chcąc wpłynąć jakkolwiek na swą żonę.
- To co z tym obiadem? – zapytał. – Nie ukrywam, że robię się nieco głodny…
- Już się robi panie Franz. – odrzekła Madlen stając nagle na baczność i ruszyła w stronę lodówki.
Była bowiem pewna, że Gregor nie zostawił tam tylko światła. I nie przeliczyła się. Wyciągnęła zamarynowane polędwiczki wieprzowe, po czym spojrzała radośnie na trójkę Morgensternów.
- Thomas, do garów! – zawołała z chichotem, by następnie poinstruować go w kwestii obrania ziemniaków, które miała zamiar przygotować jako łódeczki w piekarniku.
Sama natomiast zabrała się za polędwiczki, które niedługo potem podała z sosem z suszonych pomidorów oraz lekką sałatką z roszponki, oczywiście w akompaniamencie przygotowanych przez Morgiego kartofli.
~~~
Witajcie! <3
Jakoś tak lekko wracało mi się do tego rozdziału, szczególnie na jego początku, bo potem... nie było już tak kolorowo hihi ^^ Pojawiła się mama Morgenstern i... Ana zwiała. Zasługuje na potępienie czy jednak zrobiłybyście podobnie ? ;D Oj sporo ustaleń i zażartych dyskusji odbyłyśmy z Anią zanim ten rozdział ostatecznie zakończyłyśmy kropką, a żeby było zabawniej, oczywiście jest podzielony na dwie części :D Co w następnej? Zdecydowanie więcej Gudrun hihi Mam nadzieję, że będziecie na nią z niecierpliwością czekać, ale też... że nie zniechęci Was nieco dłuższe czekanie. Małe dzieci mały problem... małe dzieci, ale już nieco większe, duży problem xD
Do poczytania <3
Ania&Madziusa
Dzień dobry Paniom :)
OdpowiedzUsuńmelduję się z poślizgiem jakbym przywdziała narty niczym bohaterowie, ale do rzeczy...
Rozdział jak zawsze super - emocji nie brakowało. Ekhm... tylko czemu Ana znowu nie kończy telemarkiem? Ja rozumiem, że dopiero wraca i doceniam bardzo, że się odważyła żeby polecieć jak najdalej, ale mam nadzieję, że to nie przeszkodzi jej w przygotowaniach do zimowych startów i w występie na IO - nie ma opcji, że jej tam nie będzie jako zawodniczki.
Gregor jak widać wrócił do formy i to nie tylko na skoczni - duży plus za rozegranie akcji z matką Ane - oj chłopak zaplusował u dziewczyny jak nic. Lekka przerwa i ostudzenie emocji tutaj raczej wskazane.
Oj Pani Morgenstern jest jak ogień i woda - zmiana zachowania w stosunku do Leny (ah ten zaskakujący przypływ uczuć) a potem te jej "potyczki" z córką. Temperamentna kobieta. Już nawet Thomas musi się hamować, gdy Mamusia wchodzi na wysokie obroty. Ale serio już by odpuściła Gregorowi - chłopak ma swoje za uszami ale wyprostował swoje relacje z Ane, więc trochę zaufania do wyborów własnych dzieci by się przydało. Przy czym jak widać cięty język Ane daje o sobie znać i katalog z ripostami jest pełen - do koloru do wyboru hehe.
Oj Gudrun musi popracować nad zazdrością - bo póki co ona jest cięta a Angelika mam wrażenie się świetnie bawi. Pani Morgenstern musi zaakceptować fakt, że wszystkie jej dzieci są już dorosłe i wyfrunęły z gniazda. No sorry taka kolej rzeczy.
Spotkanie Leny i Sabine - było czuć iskry w powietrzu...no ale co Lena może poradzić na to, że Mario żywi do niej takie a nie inne uczucia i niestety czasami się nimi kieruje "za mocno". Lena wybrnęła dyplomatycznie i klasą.
Michi musi jeszcze poczekać na swój sukces, ale przyjdzie, przyjdzie :D
No i na koniec Thomas do garów hehe - chwilowo zajął miejsce Gregora, ale jak wiadomo - Masterchef może być tylko jeden hehe.
Oj czekam na ciąg dalszy, zwłaszcza, że Gudrun nadal zostaje i coś mi się wydaje, że to nie koniec jej występów.
Pozdrowienia i do poczytania następnym razem :)
Buongiorno belle signore 😘🥰
OdpowiedzUsuńKochane na samym początku przepraszam, że dopiero teraz komentuje rozdział, ale już jestem...
Oj zdecydowanie Morgenowie upartość i trudne charaktery mają w genach...
Chryste Ann...
Szczerze mówiąc nie wiem czy bardziej jej współczuje czy bardziej jestem wściekła na nią…
No ja rozumiem, że włączając swoją waleczną stronę chciała oddać jak najlepszy, najdłuższy skok, ale przecież ona wraca do skakania po dłuższej przerwie, więc powinna powoli testować swoje możliwości na skoczni, a nie od razu szarżować, bo efekt jest taki jest i zamiast na dobre rozpocząć przygotowania do olimpijskiego sezonu to znów musi pauzować…
No Gudrun negatywnie mnie zaskoczyła…
Wiedziałam, że kobieta ma ciężki charakter, ale to co pokazała w tym rozdziale to aż ręce opadają i na język nasuwają się mało przyjemne słowa pod jej adresem…
Lenka i Sabine - no cóż tu wiadomo, że wielkiej przyjaźni raczej nie będzie, ale mam nadzieję, że przynajmniej nie będzie wojny o naszego drogiego Maria…
"Thomas, do garów" - no tekst złoto, ale i tak król kuchni jest tylko jeden 🤣
Pozdrawiam ❤️
BU$KA 😘💗