środa, 17 stycznia 2024

91. Woda młynem, wiatr śmigłami, a złą babą diabeł obraca!

Poranek w Linzie się nieco wydłużał. Ana nie spała już od jakiegoś czasu w duchu śmiejąc się z chłopaków. Czy myśleli, że po butelce śliwowicy dzień się zacznie później niż zwykle? Niedoczekanie. Dziewczyna mimowolnie się zaśmiała. Cieszyło ją, że nieco wczoraj pogadali, że poluzowali gęstą atmosferę, ale czy wszystko musiało skończyć się na alkoholu? Zastanawiające dla niej było to, jak w takim stanie zamierzają szukać optymalnych rozwiązań. Sytuacja, co tu ukrywać była patowa. Ruda grała ostrą grę, grę która niekoniecznie na ten moment miała dla nich korzystne rozdanie. Ona z kolei była emocjonalnie rozdarta. W końcu Michi był jej najlepszym przyjacielem, Gregor... Miłością życia? Czy nie za wcześnie na takie deklaracje? Bez wątpienia był ważny, a ostatnie dni... Pokazały do czego zdolna jest potęgą ich uczucia. Obaj pragnęli jej dobra, ale nie robili nic by połączyć swoje siły w jednej walce. Bała się nieco tego jak Michael zareaguje na ich wspólne pojednanie – i to dosłowne... Może w tym momencie nie będzie chciał im pomóc? Nie. To nie byłoby w stylu Hayboecka. W końcu w tej całej aferze była też ona.

Obserwując słodko śpiącego Gregora, postanowiła wreszcie zmotywować ich do działania. Nie było czasu na marnowanie, w końcu mieli działać. Podeszła do śpiącego słodko szatyna i huknęła prosto w jego ucho.
- Greg pobudka! – wiedziała, że zadziała to wystarczająco mocno na jego obolałą głowę.
- Ana... Serce moje, na miłość Boską ciszej błagam. – dziewczyna głośno się zaśmiała. Chłopak narzucił poduszkę na twarz. Wiedziała już, że ma niemiłosiernego kaca. Pytanie jak Michael, ten też pewnie był w podobnym stanie. A było balować bez niej? Podniosła szybko poduszkę, którą zakrywał się szatyn i musnęła jego policzek na przywitanie.
- Idę zbudzić Michelina, czas na obrady! – oznajmiła twardym głosem.
- O nie! Tylko nie do pokoju Michaela! – pociągnął ją za rękę wrzucając z powrotem do łóżka, które zajmował, co dziewczyna skwitowała większym śmiechem.
- O nie panie Schlierenzauer, na przyjemności czas będzie później, teraz czeka nas ważna misja... – przygryzła wargę myśląc o słodkich przyjemnościach z Gregorem.
Wiedziała, że to jednak ani nie miejsce ani czas na takie rozgrywki, dlatego szybko wyrwała się chłopakowi i udała w kierunku, w którym wcześniej planowała. O dziwo Michael był już gotowy. Widać było, że nieco pofolgowali, ale z ich dwójki to on wykazywał większą chęć do działania.
- Panie Hayboeck, jestem zdziwiona, co prawda znam twoje możliwości, ale nie powiem byś nie zrobił na mnie wrażenia swoją postawą. – powiedziała cmokając przyjaciela w policzek.
- No w końcu ma się tą młodą głowę. A poza tym jak tak można wstać po gościach. – wzruszył ramionami, po czym wraz z blondynką ruszył na przygotowanie szybkiego śniadania.
Ku ich zdziwieniu mama Michaela przed pracą wszystko przygotowała, dzięki czemu mogli zająć się szybciej konsumpcją. Chłopak jednak się skrzywił na widok jedzenia. Co Ana skwitowała śmiechem.
- No więc jednak kac morderca cię dopadł?
Michi pokiwał głową dochodząc do wniosku, że zna jedno lekarstwo na dolegliwość, z którą się zmagał – bieganie. Dziewczyna uśmiechnęła się na znak aprobaty, po czym ruszyła w kierunku salonu gdzie rozgościł się wcześniej Gregor. Miała nadzieję, że może udadzą się w trójkę obmyślać plan konspiracji... Ale to co zobaczyła dosłownie ją rozczuliło. Chłopak zasnął. Ana przykryła go kocem, po czym pokazała Michaelowi drzwi. Niech idzie pobiegać skoro to może mu pomoc. Ona z kolei w czasie nieobecności Michaela zaopiekuje się panem swojego życia...


Tymczasem w Villach


Następnego dnia, w poniedziałek, Madlen oczywiście musiała z samego rana ruszyć do szkoły na powoli dobiegające końca zajęcia. Wiadomym było, że oceny końcowe na świadectwie miały dla niej ogromne znaczenie pomimo tego, że idąc na studia nikt nie brał ich pod uwagę. Mimo wszytko chciała skończyć liceum z jak najlepszymi wynikami. Przecież nie była by sobą, gdyby edukacji nie zakończyła z czerwonym paskiem. No cóż… nie da się ukryć, że była perfekcjonistką. Zależało jej również na tym by zdobyć notatki, które wraz z Ane będą mogły wykorzystać później przy nauce do egzaminu dojrzałości, który zbliżał się wielkimi krokami. Miała nadzieję, że chociaż w ten sposób odciąży Ane, która teraz wraz z Gregorem walczyła o swe dobre imię w Linzie. Mniejsza z tym… Od rana bowiem miała większy problem na głowie. Mianowicie… dwa nieodebrane połączenia od… Kristie. Tak. Dokładnie tej samej. Byłej ukochanej Thomasa. Starsza blondynka uraczyła ją pierwszym połączeniem na zajęciach z matematyki, czym wywołała u Leny palpitacje serca i nieprzyjemny ból brzucha. Bo niby co dobrego miał zwiastować telefon od Kristie? Raczej nic… Lena więc postanowiła nie odbierać. Nie miała zamiaru wysłuchiwać wyzwisk pod swoim adresem, bo tego się właśnie spodziewała… Że panna K albo będzie chciała odzyskać Thomasa albo namącić w ich związku, a do tego doprowadzić nie chciała zważywszy na fakt, że dopiero co wyznali sobie miłość i poszli razem do… łóżka. Jejciu! Madlen nadal nie mogła w to uwierzyć. Oddała mu się…

Nieprzyjemny dreszcz nagle przeszedł po jej plecach, kiedy audi Thomasa wracała do domu po zajęciach, gdyż po pierwsze jej telefon ponownie dzisiejszego dnia wyświetlił imię dzwoniącej Kristie, a po drugie… przypomniała sobie walentynki. Kiedy jednego dnia między nimi było wspaniale jak nigdy, a następnego… dno totalne. Musiała zjechać na pobocze. Szybko bijące serce i uczucie dyskomfortu w żołądku nie pozwoliły jechać jej dalej. I ten brzęczący telefon… Drżącymi rękoma pochwyciła urządzenie i w tym momencie, w którym kliknęła zieloną słuchawkę połączenie zostało zerwane. Ulga, jaką poczuła Lena była nie do opisania. Ponownie w swoje dłonie chwyciła kierownicę i oparła o nią głowę. Dłuższą chwilę musiała uspokajać swój oddech oraz bicie serca i kiedy jej się to w końcu udało zaczęła zastanawiać się nad tym, czy powinna o tym powiedzieć Thomasowi. Po niedługim namyśle doszła do wniosku, że zrobi to wieczorem. Koniec końców byli na dziś wieczór umówieni u niej w domu na… nie, nie na naukę. Na granie w fifę na playstation 3. Miała mieć wolną chatę, a Tom przez cały ranek wykłócał się z blondynką, wręcz chciał się zakładać o to, kto jest lepszy w te gierki. Przez co dziś miał odbyć się konkurs gameingowy. Dlatego stwierdziła też, że najlepsza będzie konfrontacja tego tematu patrząc mu w oczy. Szczerze? Obawiała się trochę tego, że od razu ruszy na pogadankę ze starszą blondynką, a tego bardzo nie chciała… Wzięła więc głęboki oddech i pomyślała, że może krótka rozmowa z Ane pomoże jej się odprężyć, a przy okazji dowie się jak wygląda akcja doping. Tak też postanowiła. Starsza blondynka odebrała po dwóch sygnałach.
- Lena, jak dobrze, że dzwonisz. – usłyszała w słuchawce.
- Co się stało maleńka? Powinnam przyjechać, wziąć popcorn i oglądać walki kogutów? – zaśmiała się, a Ana westchnęła w odpowiedzi.
- Po naszej wczorajszej rozmowie zastałam dwa w sztok pijane koguciki… Gregor dogorywa na kanapie w salonie, a Michie poszedł biegać! Jestem taka zła! Nasze życie wisi na włosku, a mnie się wydaje, że tylko mnie to martwi! – w głosie Ane dało się słyszeć zmartwienie i niemoc.
- Spokojnie Ana. To lepiej jeśli chłopcy doszli do porozumienia przy wodzie rozmownej. Może dzięki temu będą mogli teraz normalnie współpracować. Wiesz, co by nie było dla Gregora to również stresująca sytuacja, chłopak chciał się rozluźnić. Natomiast Michie, jak go znam, obwinia się o wprowadzenie Rudej do kadry. – Lena starała się uspokoić przyjaciółkę.
- Lena mam już naprawdę tego dosyć. Czy nigdy nic nie może dobrze się układać?
- Spójrz na to z innej perspektywy. Gdyby nie ta afera, może nie pogodziłabyś się z Gregorem, a tak wspólny problem na nowo was połączył.
- To chyba jedyny pozytywny aspekt tej sytuacji. – zaśmiała się Ana. – Dobrze, koniec o mnie, lepiej opowiadaj co tam w Morgenowym światku?
Lena w odpowiedzi jedynie tajemniczo się zaśmiała. Dziewczyny porozmawiały jeszcze chwilę, po czym Ana stwierdziła, że chyba słyszy wracającego Michiego. Madlen postanowiła nie poruszać z przyjaciółką tematu telefonów od Kristiny, nie chcąc przysparzać jej więcej zmartwień. Wzięła głęboki oddech i ruszyła dalej w stronę domu.


Tymczasem chłodne popołudnie minęło Michaelowi na przebieżce. Doskonale wiedział, że nie ma możliwości trafić do kadry A kiedy nie będzie nawet po sezonie trzymać treningu w ryzach. Postanowił zadbać o wydolność by uwolnić myśli od afery wokół przyjaciół. Świadomość, że wpuścił do reprezentacji podstępną żmiję nie pozwalała zaznać odrobiny spokoju. W biegu postanowił znaleźć ukojenie i rozwiązanie problemu. Choć nie było twardych dowodów na to, że Dominica stoi za aferą dopingową to serce podpowiadało by zbadać grunt i w pełni poprzeć działania Ane i chcąc nie chcąc Gregora. Chłopak pognał więc w rejon dobrze znanej uliczki Linzu - Kreuzweg. Tylko jak się do tego zabrać? Jak ogarnąć temat by nie wzbudzić podejrzeń? Jak być wiarygodnym kiedy ktoś tak podły wyprzedza ich ruchy o kolejne kroki? Czy możliwym było że dziewczyna którą znał byłaby do tego zdolna? Z zadumy wyrwało chłopaka uderzenie.
- Jak biegniesz baranie?!
- Przepraszam… - rzekł spokojnie Michael masując bolącą rękę. - Może pomogę? - rzucił widząc rozsypane jabłka.
- Ja myślę. - burknęła kobieta, po chwili dostrzegając dobrze znaną sobie sylwetkę. - Michael?! Co ty tu robisz?
- Dominica, miło cię widzieć. – odrzekł blondyn w końcu spoglądając na dziewczynę. - Jak się masz? Jak praca w kadrze, grzejesz dla mnie miejsce? Jeszcze raz przepraszam, straszna ze mnie niezdara... - powiedział blondyn spokojnym tonem by niczego nie zdradzić swoją postawą.
Musiał działać rozważnie by nie rozwalić mostu porozumienia z Rudą.
- Jest okej, choć w kadrze nie ma już dla mnie miejsca. - rzekła z przekąsem dziewczyna.
- Ale jak to? Opowiesz co się stało? Może mógłbym jakoś pomóc? Zaingerować? - uśmiechnął się szczerze skoczek w głębi serca dziękując, że jego urok osobisty i mistrzowska gra działają.
- Nie sądzę bym chciała sama tam powrócić. To skomplikowane, a ponadto nie trawie ludzi tam obecnych. Sam wiesz, atmosfera to podstawa. – rzekła nieco pewniej Dominica. - Chodź na kawę, przecież nie będziemy gadali przed płotem. – zaśmiała się dziewczyna.
Michaela nie trzeba było dwa razy prosić. Postanowił zajrzeć do jaskini wroga czyli domu rudej. Dziewczyna dość szybko przygotowała gorący napój, po czym oddała się dalszej rozmowie z chłopakiem, który doskonale wczuwał się w jej położenie.
- Mówiłaś, że atmosfera do kitu? Musisz koniecznie mi co nieco poopowiadać, może lepiej zostać w kadrze B. – zaśmiał się Michi.
- Zespół to kolektyw, a jest jedno nazwisko, które tam totalnie nie pasuje...
- Ktoś zalazł Ci za skórę? Jak mam być szczery to znam jedną osobę, którą najchętniej bym zniszczył i sam do tej kadry się wpakował...
- Schlierenzauer! – wysyczała kobieta co podłapał od razu blondyn.
Postanowił nieco sprowokować dziewczynę do dalszych wyznań, bowiem to co powiedziała było zdecydowanie za słabe by postawić ją w stan oskarżenia.
- To wiele nas łączy Dominica, nienawidzę Gregora tak samo jak ty, a może nawet i mocniej! – uniósł się w jednej chwili blondyn napinając ciało niczym struna.
- Ty? Niby dlaczego? Skąd niby go znasz? Kiedy i jak zalazł ci za skórę? – spojrzała nieufnie dziewczyna co wyczuł też Michi.
Miał nadzieję, że nie spartaczy konspiracji.
- Cholera, a tak było dobrze… - pomyślał, po czym szybko postanowił słownie pisać historię jednej znajomości. – Było parę takich momentów konkretnej spiny, ale nienawidzę go przede wszystkim za to, że odebrał mi coś, co bez dwóch zdań należało do mnie... - blondyn natychmiast przybrał smutną minę kontynuując grę.
- Robi się coraz ciekawiej, aż jestem ciekawa co niby takiego?
- Serce Ane... - przeciągnął nieco chłopak obserwując zachowanie dziewczyny, której mina wskazywała na wyraźną niechęć w stosunku do blondynki.
Po czym postanowił dalej koloryzować pewne fakty by nabrać większej wiarygodności.
- Nawet nie wiesz ile upojnych chwil przeżyliśmy razem... Najbardziej wspominam Mistrzostwa Juniorów... Wtedy poznałem ją... Dziewczyna seksowna, pewna siebie, miała tą iskrę...
- Daruj sobie. – wzdrygnęła Ruda na myśl o dziewczynie wspominanej przez Michaela.
- Taka prawda, potem Wisła gdzie totalnie zawróciła mi w głowie...
- Michael ty chyba nie mówisz poważnie? Ta blond cizia? Myślałam że stać cię na więcej. – prychnęła fizjoterapeuta spoglądając spod byka jakby niedowierzając w słowa chłopaka.
- Kochaliśmy się, dopóki na nowo nie wrócił on... Wszystko spieprzył, a ona? Nie lepsza, siksa myśli, że może tak ze mną pogrywać? Chodź nie ukrywam, zniszczył bym człowieka byleby tylko mieć ją na nowo tylko dla siebie... Myślę, że to byłaby najgorsza kara dla niego... Pozbawić go miłości życia... Cieszyć się nią na jego oczach... Ale co ty możesz o tym wiedzieć? – prychnął blondyn wywracając nieco oczami.
- Ja? Michael, on ze mną ją zdradził... - zaśmiała się nieco pewniej dziewczyna, po czym pokazała chłopakowi schody czując, że może mu w pełni zaufać.
W końcu nie dało się Michaela nie lubić. Chłopak pomógł jej znaleźć pracę kiedy potrzebowała wsparcia. Poza tym poczuła, że faktycznie może jej bardzo pomóc w realizacji pewnych dążeń skoro żywili nienawiść do tej samej osoby.
- Chodź coś ci pokażę....
Chwilę później jego oczom ukazało się dziwne pomieszczenie, trochę zamaskowane jakby celowo skrywane.
- Gdzie mnie przyprowadziłaś? Przecież nie chciałem soku do herbaty. - zaśmiał się Hayboeck, ale widząc jej poważną minę bez żadnych ceregieli wszedł do pomieszczenia, które na pierwszy rzut oka przypominało piwnicę.
Ciemność do czasu kiedy nie włączyło się światło...
- Pytasz co mogę wiedzieć o takim uczuciu? Więcej niż myślisz... Zabawił się mną, a potem rzucił w kąt niczym zużytą szmatę... Nie daruję, nie daruję im tego co mi zrobili...
W tym momencie Michi poczuł nieprzyjemny dreszcz. Dopiero dostrzegł do czego może być zdolna kobieta o zranionym sercu. Ruda zaśmiała się niewinnie kręcąc strzałką na zdjęciu Gregora z Ane. To było coś przerażającego... Jedno zdjęcie, drugie, trzecie. Masa zdjęć gdzie znajdowała się kadra, ale przede wszystkim gdzie znajdował się on... Gregor we własnej osobie... Blondyn mimowolnie skrzywił się z przerażenia. Próbował jednak zapanować nad galopującymi emocjami nabierając coraz więcej pewności, że panna Wiesenbauer nie jest taka święta za jaką ją uważa... W jej tęczówkach widoczna była nienawiść, agresja i chęć pokonania zła, które ją spotkało. Bez wątpienia miała w sobie coś demonicznego, coś z czym Michael nie wiedział czy sobie poradzi.
- Sporo tego... - szepnął zbliżając się nieco do dziewczyny.
Czuł strach, ale wiedział też, że nie ma odwrotu, trzeba było sprawę doprowadzić do końca. Blondyn podszedł nieśmiało do dziewczyny dotykając zdjęcie parki.
- Czemu nie zapuściłaś sideł tylko na Gregora, przecież on jest wszystkiemu winien? Co dalej?
- On? Nie słodziutki, to ta mała jest wszystkiemu winna... Ona zniszczyła mnie od środka, a teraz muszą ponieść tego konsekwencje. Pójdą więc na dno razem... Razem słyszysz? – rzekła uderzając mocniej w zdjęcie stojącej dwójki.
Na dno… na dno… słowa te niczym echem obiły się o uszy blondyna i natychmiastowo nim wzdrygnęły. Ta gra robiła się coraz bardziej niebezpieczna. Był już niemal pewien, że dziewczyna może być zdolna do takich aktów nienawiści by zrujnować ich karierę. Karierę? Dobre sobie, przede wszystkim najważniejsza była dobra opinia, którą skoczkowie mieli zanim ta cała śmieszna afera się wydarzyła. Ten akt oskarżeń, który odbijał się czkawką nie tylko na nich samych, ale także na ich rodzinach, przyjaciołach... Tylko jak wmanewrować w to Steina? Blondyn przez chwilę stał jak wryty nie zdradzając tłumiących w sobie emocji.
- Domi... - skoczek przesunął dłoń na ramię dziewczyny co spowodowało, że wyrwała się z letargu nienawiści, który ją omotał
- Zróbmy to razem, zniszczmy... Niech zostaną zgliszcza... - szepnął pewniej do jej ucha. Mimowolnie na jej skórze dostrzegł coś w rodzaju gęsiej skórki, wyraźnie jej się to podobało.
- Hahaha Hayboeck, a ty myślisz że co? Że siedzę bezczynnie wpatrując się w te zdjęcia? Zemsta... Zemsta jest moim pokarmem... – zaśmiała się tryumfalnie fizjoterapeutka, co spowodowało przyśpieszone bicie serca młodego skoczka.
- Mogę ich bardziej skompromitować... Mam coś co może być gwoździem do ich trumny. Pożałują, że z nami zadarli. – uśmiechnął się zadziornie Michi, teraz czuł, że grają na tych samych skrzypcach, w tej samej orkiestrze według jednych nut - nut nienawiści.
- Nie podejrzewałam Ciebie o to Michael. Twarz aniołka, a w środku...
- Bratnia dusza. - zaśmiał się głośniej Michi, wiarygodnie pokazując czarny charakter.
To najwyraźniej inspirowało rudą do dalszych bezwzględnych działań.
- To co tam masz słodziaku?
- Chciałbym spotkać się ze Steinem, bo widzę, że to gruba ryba. Wtedy udostępnił bym taki materiał...
- Stein i gruba ryba? Hahaha, chyba żartujesz. To tylko nędzny pionek w mej grze. - dziewczyna delikatnie zbliżyła się do blondyna podnosząc nieco jego oczy w swoim kierunku. - Pytanie Hayboeck czy gramy do jednej bramki… - zaśmiała się po raz kolejny dziewczyna.
- Masz co do tego wątpliwości? - wymruczał do jej ucha skoczek pokazując, że może mu bezwzględnie zaufać.
Wiedział, że dzięki zbliżeniu ruda nabierze jeszcze więcej ufności w jego słowa, w jego szczere intencje.
- Jutro o 15 kawiarnia za rogiem, przyjdź z materiałem, ja zwołam Steina...
- Skąd pewność, że przyjdzie?
- On nigdy nie odmawia swojej chrześnicy. Zrobi co tylko mu powiem.
Śmiech po raz kolejny wypełnił pomieszczenie, w którym się znajdowali. W powietrzu czuć było jeden zapach - zapach zemsty.
- Zapamiętaj 15... Ani minuty później! - wymruczała słodko fizjoterapeutka pokazując drzwi chłopakowi.
Michael był już pewien, że zdobył wystarczająco argumentów by uniewinnić przyjaciół. Tylko jak im powiedzieć, że mają do czynienia z wariatką? Im szybciej mijał kolejne uliczki Linzu, tym większe wyrzuty wierciły dziurę w brzuchu. Prawda była bolesna - to była jego wina... To on wpuścił żmiję, która kąsała każdego po piętach... Tylko czy mógł wiedzieć, że aż tak się zmieni pod wpływem miłości? Miłości, którą nie dane było jej się cieszyć... Wiedział, że będzie zdolna do wszystkiego byle tylko dokończyć dzieła. Trzeba było tylko postawić kropkę nad i. Spiąć wszystko w jedną klamrę i zamknąć widmo nienawiści roztoczone przez Rudą. Z takim nastawieniem wparował do domu, w którym obecnie znajdowali się Ana i Gregor.
- Nareszcie Michi, gdzie się podziewałeś? Ile możemy sami w tej chałupie siedzieć? - zaśmiała się Ana, choć widząc minę speszonego blondyna szybko zamilkła.
- Ja... Byłem tam... – spojrzał niepewnie chłopak na swoich gości.
- Gdzie? Wyduś to z siebie. – uniosła jego zmartwioną twarz dziewczyna.
- U Dominici... Mieliście rację, to wariatka...
Wszystkich zmroziło po słowach gospodarza. Ane skrzywiła mimowolnie usta słysząc wiadomość o spotkaniu chłopaka z dziewczyną. Michi opadł bezwładnie na kanapie, po czym zaczął opowiadać bieżące ustalenia dwójce obecnej w salonie
- Ja naprawdę Was przepraszam... To przeze mnie macie kłopoty... – powiedział najmłodszy w gronie chowając twarz w dłonie.
- Michi przestań, to nie jest twoja wina, przecież nie miałeś wpływu na jej zachowanie. – objęła go blondynka pozwalając kontynuować dalszą historię.
- A do mnie miał pretensje. - prychnął Greg. - A sam wpuścił ją do kadry... – dodał po chwili.
- Greg! Przestańmy już oceniać... To nie jest ważne na chwilę obecną. Mamy do czynienia z wyrachowaną zakochaną kobietą. – powiedziała strofującym tonem Ana. – Michi, opowiedz coś więcej… - blondynka objęła chłopaka ramieniem, dodając mu nieco więcej odwagi. Odwagi by opowiedzieć co został w domu diablicy.
- I zastałem tam miedzy innymi to. - Michael położył jedno ze zdjęć, które przemycił z domu fizjoterapeutki.
Przedstawiało ono Gregora i Ane... Przedarte zdjęcie na pół z wypalonymi dziurami. Dziewczyna zakryła usta dłonią, to nie mieściło się w głowie. Jak można być aż tak zawistnym? Spojrzała pytająco na Gregora, którego oczy ślepo były wpatrzone w porwane zdjęcie.
- Nie wierzę, że była by do tego zdolna. - wyszeptał szatyn co nie umknęło uwadze obecnym pozostałym skoczkom.
- Greg... Ty chyba nie wiesz do czego zdolna może być zakochana kobieta. Jest gotowa na wszelkie poświęcenie byle tylko mógł zostać osiągnięty cel... – powiedziała na bezdechu blondynka.
Jednak wizja walki z rudą przerażała ją. Zawsze odważna, ale widok zdjęcia... Tak, dosłownie ściął ją z nóg. Czuła, że stan psychologiczny fizjoterapeutki jest nienajlepszy, ale nie spodziewała się takiej zawiści. Tyle jadu... Tyle bólu i goryczy... Próbowała ją zrozumieć ale... Tego wszystkiego było zbyt wiele.
- Tylko co z tym zrobić dalej? Samo zdjęcie nie wystarczy… - spojrzał szatyn na zmartwioną dziewczynę, czekając na mądre rozwiązania.
- Mam coś jeszcze... – uśmiechnął się podstępnie Hayboeck puszczając nagranie, które wbijało w fotel. – Umówiłem się z nią na 15. Trzeba to zakończyć raz na zawsze! – dodał po odsłuchaniu nagranej rozmowy.
- Ale to wykluczone, to zła do szpiku kobieta! – pisnęła Ana, martwiąc się o przyjaciela.
- Hayboeck, ja nie spodziewałem się, że kiedyś to powiem... Dziękuję... – poklepał młodszego kolegę szatyn.
- Chyba nie zamierzasz go puścić w paszczę lwa samego? Razem musimy to zakończyć! – huknęła Ana na słowa Gregora co spotkało się ze znaczącym sprzeciwem Michaela.
- Ana, a jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteśmy przyjaciółmi, ale pójdziesz tam z Gregorem i wszystko spartaczysz. Spłoszysz ją... Więc to absolutnie wykluczone. Musicie czekać i być w dobrej myśli... Po prostu mi zaufaj. – powiedział już spokojniejszym głosem Michi dodając. - Chodźcie spać czeka nas jutro ciężki dzień.
Tekst ten zdecydowanie znaczył zakończenie obrad. Twierdząco pokiwali głowami na znak aprobaty, po czym udali się na zasłużony odpoczynek przed ostateczną batalią.

***

Wieczór nastał w mgnieniu oka dla Madlen, a to za sprawą nauki, którą się zajęła po przyjeździe do domu. Chciała się czymś zająć by nie myśleć o telefonach Kristiny. Po drugie skoro wieczorem nie będzie jej dane powtarzać materiału, to musiała ten czas wygospodarować za dnia. Wyrobiła się ze wszystkim dosłownie idealnie. Odstrzelona czekała na swego księcia. Wszystko już było przygotowane na ich gameingowy wieczór. Playstation było już podłączone do TV, pady czekały aż ktoś w końcu weźmie je do ręki, a stół był wypełniony po brzegi przekąskami. Jak się bawić to się bawić… a zabawa mogła być naprawdę udana zważywszy na to jak Thomas emocjonował się rano na myśl o ich zawodach. Lena doskonale zdawała sobie sprawę, że ktoś wygra, a ktoś przegra… że kogoś czeka nagroda, a kogoś kara. Morgi był przekonany, że tym pierwszym będzie on, ale… mógł się mylić… oj i to bardzo. Lena przegryzła wargę na samą myśl utarcia mu nosa, to będzie dla niej poezja. Zatarła ręce, przydały się te wieczory z kuzynami przed monitorem komputera, a tym bardziej granie w gry komputerowe po nocach za dzieciaka. Z zadumy wyciągnął ją dzwonek do drzwi. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i niczym sarenka pomknęła by je otworzyć. Po drodze zajrzała jeszcze na chwilkę w lustro by się utwierdzić w przekonaniu, że wygląda luźno, ale i seksownie, po czym nacisnęła klamkę.
- No i co Morgen, gotowy na sromotną poraż… - stanęła jak wryta. – Mario?! Co ty tutaj robisz? – wykrzyknęła zaskoczona, po czym o mało nie straciła równowagi, kiedy ciało chłopaka pomimo tego, że był drobnej postury bezwładnie opadło w jej ramiona.

~~~

Wytłumaczenie Autorek już niebawem...

Aż wstyd się przyznać, że na to wytłumaczenie spod 90 rozdziału czekałyście… ile? Prawie 6 lat… Czy było warto? To się okaże… Czy jest w ogóle jakiekolwiek wytłumaczenie na nasz haniebny czyn… Na pozostawienie Was samym sobie, bez słowa… na niespełna 2200 dni? Czy wróciłyśmy na dobre? To się okaże… Na nowo zaczęłyśmy czerpać radość z pisania, radość z kontynuowania tej skocznej historii, która co by nie mówić… zawsze jest, była i będzie w naszych sercach. Mamy nadzieję, że pomimo tak długiego czasu, znajdzie się ktoś, kto raz na jakiś czas wraca myślami do Leny i Thomasa oraz Ane i Gregora i… Będzie miał miłą niespodziankę po latach :) Nie możemy obiecać, że wróciłyśmy na dobre i dokończymy tę historię. Obie z Anią mimo, że mocno stąpamy po ziemi, mamy też swoje życie, które pisze różne scenariusze… Istnieje możliwość, że znajdziemy w sobie siłę, ale i czas by pociągnąć blog do końca. Istnieje też możliwość, że podobnie jak 6 lat temu, zatrzymamy się w miejscu. Z mojej strony, mogę obiecać, że poczynię wszystko aby opowiadanie na nowo odżyło. Podejrzewam, że Ania czuje to samo. Doskonale pokazuje to fakt, że mamy już około 10 rozdziałów gotowych do publikacji. Jeśli jesteście ciekawi dalszych losów naszej zwariowanej czwórki przyjaciół, zapraszam do lektury :)

Nie wiem po raz który to piszę, ale…. Poloneza czas zacząć!

Ania&Madziusa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz