wtorek, 30 stycznia 2024

92. Nikogo nie można zmusić do miłości

Lena sparaliżowana zaskoczeniem, stała w bezruchu podtrzymując zwiotczałe mięśnie blondyna, który będąc delikatnie mówiąc w lekkim upojeniu alkoholowym zapłakał jej do ucha… Na całe szczęście, że Mario był drobnym chłopakiem, bo w innym wypadku nie było pewności czy Lenie uda się go zatargać na kanapę w salonie. Blondyn padł jak długi nie wykazując żadnych oznak życia. Madlen była nie na żarty wystraszona. Musiało zdarzyć się coś naprawdę złego, bo jak inaczej można tłumaczyć niezapowiedzianą wizytę skoczka i to w takim stanie? Po drugie… nadciagający Thomas, który mógł w drzwiach pojawić się w każdej sekundzie zwiastował… awanturę. No może nie awanturę, ale na pewno napiętą atmosferę. Lena musiała jak najszybciej wybadać sprawę, sytuację i powód przyjazdu Innauera. Szybko pobiegła po szklankę wody, po czym kucnęła przy chłopaku i odstawiła ją na szklany stolik gdzie leżały starannie przyszykowane przekąski… a wieczór tak wspaniale się zapowiadał. Westchnęła bezradnie i odgarnęła kosmyk włosów z twarzy blondyna. Kiedy chciała zabrać dłoń, Mario chwycił ją mocno w nadgarstku.
- Lena… - wyszeptał łamiącym się głosem. – Prze… przepraszam.
- Mario… co się stało? – zapytała drżącym tonem.
Naprawdę się teraz bała. Była sama w domu… z pijanym przyjacielem i spodziewała się dosłownie wszystkiego.
- Tak strasznie cię przepraszam. – chłopak co rusz się powtarzał. – To twoja wina… - mamrotał.
Lena spojrzała na niego krzywo. Co mogło być jej winą? Że się upił?
- Mario… - szepnęła.
Chłopak otworzył w końcu oczy i spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. Ból i rozpacz, jaką zobaczyła w jego oczach Lena wstrząsnęła nią do głębi. Chłopak z trudem podniósł się do siadu i otarł usta rękawem kurtki, z której dziewczyna nie dała rady go wyswobodzić. Począł ją zdejmować, ostatecznie z pomocą Leny pozbył się zbędnego odzienia i ponownie opadł na kanapę bezwiednie. Przymknął oczy i schował twarz w dłoniach. Dziewczyna usiadła lekko obok niego i delikatnie dotknęła jego ramienia.
- Lena… - zaczął. – Zrobiłem coś strasznego…
- Mario! Proszę cię! Bo zaraz oszaleję. – nie wytrzymała.
- Będę miał dziecko! – krzyknął z wyrzutem, jak gdyby to było jej sprawką. – Będę ojcem rozumiesz? Ojcem dziecka, którego matki… nie kocham… ledwie ją znam…
Lena zakryła usta ręką. No czego jak czego, ale tego to się w ogóle się spodziewała. Nawet przez myśl jej to nie przeszło, prędzej podejrzewała chłopaka o jakiś wypadek, machlojstwa, ale dziecko? Do tego z obcą dziewczyną… nieee. To nie mógł być Mario.
- Co ty pieprzysz Mario?! – aż wstała.
- Po waszym wyjeździe z Innsbrucka… Nie, nawet wcześniej. Po pieprzonym finale sezonu, po gali… na której jak dobrze pamiętasz się widzieliśmy. Straciłem jakiekolwiek nadzieje… nadzieje na to, że my... aj… I wtedy na tej konferencji, gdy patrzyłem jak on na ciebie patrzy. Wiedziałem, że to koniec… a ona? Córka przyjaciół rodziny… Rodzice od zawsze chcieli nas wyswatać. Może i się zakochała… Wykorzystałem ją. – wypluwał słowa jak jakaś maszyna.
Z nieopisaną pogardą do siebie samego, z żalem… złością i z bólem. Poniekąd Lena go rozumiała. Była kiedyś w podobnej sytuacji. Kto by pomyślał… niespełna cztery miesiące temu, cierpiała tak przez Thomasa. Ale nigdy nie spodziewała się, że ona sama będzie przyczyną czyjejś rozpaczy. Kręciła głową z niedowierzaniem.
- Upiłem się… nie wiem skąd ona wzięła się w tym klubie. – zaczął kontynuować. – Co miałem do stracenia? Ja? Przecież nic. A ona była taka… Była taka… Po prostu była! Lena! Po prostu… Dlaczego? Dlaczego akurat mnie musiało to spotkać?! – wrzasnął.
- Och Mario… tak bardzo mi przykro. – Madlen nie wiedziała co miałaby teraz zrobić.
Przytulić go? A czy to w ogóle było by na miejscu?
- Nie wiem co mam powiedzieć… Co mogłabym zrobić… Tak strasznie mi przykro.
- Tobie jest przykro? – Mario nagle zaczął się gorzko śmiać. – Jest ci przykro? Powinnaś mnie stąd wyrzucić na zbity pysk! Ale nie… znam cię. Nigdy byś tego nie zrobiła. Dlatego tutaj przyjechałem, bo cię potrzebuję. – znowu zapłakał chowając twarz w dłonie.
Lenie krajało się serce na widok przyjaciela, ale był w końcu dorosłym facetem. Powinien wziąć się w garść. Usiadła obok niego i objęła go ramieniem.
- To już pewne? – zapytała.
- Co?
- Czy jesteś pewien, że ona jest w ciąży i czy to na pewno twoje dziecko?
- Madlen… ona nie ma nawet osiemnastu lat. – dziewczyna zakryła usta ręką na jego słowa. – Jestem pewien. Wiem, że to moje… - słowo nie chciało przejść przez jego usta.
- Nie możesz jej zostawić… - szepnęła Lena.
- Proszę, pomóż mi… - chwycił jej dłonie.
Madlen wzięła głęboki oddech i podniosła się. Założyła dłonie na biodra i chwilę się zastanowiła.
- Mario… naważyłeś piwa to teraz musisz je wypić. Dziewczyna jest w ciąży ok, ale to nie znaczy, że musisz się z nią od razu żenić… Będziecie mieć dziecko, dobrze. Na pewno będziesz wspaniałym tatą. Wiem to. Nie przerywaj mi! Weź się w garść! To jeszcze nie koniec świata. Wiesz, że na mnie zawsze będziesz mógł liczyć, ale teraz ważne by ona poczuła, że może liczyć na ciebie. Nie możesz pozwolić by chciała je usunąć…
- Och Madlen… - westchnął ponownie chowając twarz w dłoniach.
- Mario… połóż się. Jesteś pijany. Za chwilę przyjedzie tu Thomas… Nie chcę… - nie dokończyła myśli, ponieważ dało słyszeć się dzwonek do drzwi.
Twarz Leny od razu przybrała kolor kredy, a żołądek się nieprzyjemnie skręcił. Tak, oto przybył… Morgeminator, któremu wytłumaczenie obecności tutaj Maria nie będzie łatwe. Madlen pomknęła w stronę wejścia, ale już nie w sareńczych podskokach. Szła jak na ścięcie. Wiedziała czego może oczekiwać po Thomasie i powoli zaczęła się już na to przygotowywać. Wzięła więc głęboki oddech, po czym nacisnęła klamkę. Dobry humor bijący od chłopaka od razu dało się zauważyć. Wparował do środka biorąc blondynkę na ręce i z miejsca począł ją całować. Lena starała się odwzajemnić wybuch uczyć, jednak wiedza, że nieopodal leży Mario… jakoś nie pozwalała jej na większą inicjatywę.
- Lena? – Thomas nagle odsunął od siebie dziewczynę badawczo się jej przyglądając. – Piłaś coś? Beze mnie… oj nieładnie… - pogroził jej placem z zawadiackim uśmiechem, spostrzegając jednak jej zakłopotaną minę zmarszczył brwi.
Lena nie wzięła pod uwagę, że zapach alkoholu z Maria przeszedł na nią samą.
- Thomas… - odsunęła się na długość ramion. – Zanim cokolwiek zrobisz… proszę, musisz mi zaufać.
- Lena… - rzekł chłopak ostrzegawczym tonem i poczynił krok w jej stronę.
- Mario tutaj jest… - wyrzuciła z siebie szeptem i zacisnęła nerwowo wargi oczekując wybuchu Thomasa.
- Mario? Ale jak… Co?
- Mario jest tutaj i… jest pijany.
- Co kurwa?! – ruszył niczym rozjuszony niedźwiedź, jednak Lena szybko zatrzymała go stając na jego drodze.
- Thomas… - szepnęła kładąc dłonie na jego ramionach i spojrzała głęboko w oczy. - Mario ma… pewien problem. To mój przyjaciel… Potrzebował mnie.
Morgi przerzucił oczyma.
- Akurat… czy on myśli, że ja jestem głupi? Jeśli myśli, że pozwolę mu się do ciebie zbliżyć to jest w błędzie. – rzekł nonszalancko i bezceremonialnie począł ściągać buty i kurtkę. – Gdzie on jest?
- Thomas… proszę. Nie rób mu krzywdy.
- Lena… - blondyn wybałuszył oczy. - No co ty… Chyba nie pomyślałaś, że mógłbym?
Madlen odetchnęła z ulgą i mocno przytuliła się do swojego chłopaka. Morgi nie będąc jej dłużnym również mocno ją do siebie zgarnął.
- Powiesz co się stało? Coś poważnego? Mniemam, że skoro tutaj jest… to coś naprawdę musiało się stać.
- Tak Thomas… stało się, ale nie wiem czy powinnam Ci o tym mówić. To jego sprawa, ale…
- Dobra nieważne. Chodźmy do niego. Może sam będzie chciał rozmawiać.
Po czym jak postanowili tak też się stało i po chwili znaleźli się w salonie, gdzie na kanapie Mario dosyć głośno zaciągał nosem już dawno oddając się w ramiona Morfeusza. Thomas spoglądając na załączony obrazek zaśmiał się pod nosem.
- Amator… - skomentował tylko, po czym poszedł do bezwładnego ciała chłopaka i zarzucił go sobie przez plecy.
Młodszy kolega z kadry nawet nie drgnął. Dalej słodko sobie spał. Lena pokierowała Thomasem w stronę pokoju gościnnego, gdzie z jego pomocą pozbawiła Maria butów i grubej bluzy, po czym przykrywszy go kołdrą oboje opuścili pomieszczenie tymczasowo zajmowane przez nowoprzybyłego gościa. Doszli do wniosku, że z ich wieczoru gemaingowego nici, ponieważ nikomu nie chciało się już grać. Ponad to Lena naprawdę przejęła się sytuacją przyjaciela. Z lampką wina usadowiła się w ramionach Thomasa na kanapie w salonie i pusto wpatrywała się w czarny ekran telewizora.
- Powiesz mi co się stało?
Lena głęboko westchnęła. Po namyśle stwierdziła jednak, że prawda i tak wyjdzie na jaw, a Thomasowi przecież mogła ufać.
- Mario… przespał się z jakąś dziewczyną… i teraz ona jest w ciąży. – rzekła i przez dłuższą chwilę panowała gromka cisza.
Jednak Thomas nie mogąc dłużej wytrzymać, parsknął głośno śmiechem. Lena trzepnęła go za to w ramię.
- No to Maria, można rzec, mam już z głowy. – powiedział po chwili zadowolony z siebie.
Madlen pokręciła tylko przecząco głową.
- No co… dziecko chyba rozwiązuje całą sprawę? Mario musi się z nią związać, więc automatycznie przestanie się tobą interesować.
- To tak chyba nie działa Morgi… Po pierwsze dziecko nie jest powodem do zawierania małżeństwa… Znaczy, powinno być… - tutaj się zarumieniła. – Ale skoro on jej nie kocha… Nie widzę sensu by musiał się z nią żenić. Na pewno powinien się nią zaopiekować, zająć dzieckiem, mogą nawet zamieszkać razem, spróbować, ale… nikogo nie można zmusić do miłości.
- Ale chyba dziecko powinno być wychowywane w pełnej rodzinie?
- No tak, ale… wydaje mi się, że było by bardziej nieszczęśliwe mając niekochających się rodziców niż gdyby ich po prostu miało, ale osobno. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Doskonale wiem Lena, o czym mówisz. Tylko, że to wszystko nie jest takie proste. My możemy sobie gadać, bo nie jesteśmy w takiej sytuacji. – rzekł poważnie Thomas.
Lena już miała na to zareagować, kiedy chłopak wszedł jej w słowo.
- Jak myślisz, na długo tutaj zostanie?
- Nie wiem… kontakt z nim jak zauważyłeś był nieco ograniczony. Jutro z nim porozmawiam jak wytrzeźwieje. Muszę się jeszcze zastanowić co powiedzieć rodzicom.
- Apropo, o której mają zamiar wrócić?
- Pewnie lada chwila.
- No to chyba będę się już zbierał. Nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania.
- Thomas… - powiedziała smutno Lena. – Jakiego zamieszania? Udam, że tego nie słyszałam, no ale niestety raczej jeszcze nie będzie ci dane zostać tutaj na noc. Mój tato…
- Wiem, wiem, wolę się nie narażać teściowi, bo jeszcze zakaże ci się ze mną spotykać.
- A to by było śmieszne. – zaśmiała się dziewczyna. – Tata wie, że to złamałoby mi serce, więc nigdy coś takiego nie nastąpi. To czy z tobą będę czy też nie zawsze będzie zależeć ode mnie Thomas. To zawsze będzie tylko i wyłącznie moja decyzja. – podkreśliła. – A jak dobrze wiesz kocham cię ponad życie i nigdy, przenigdy cię nie zostawię. Chyba, że… - tutaj blondyn zasłonił usta Leny ręką.
- Zakończmy na tym nigdy. – uśmiechnął się i ucałował czoło łyżwiarki.
Potem porozmawiali jeszcze chwilę o planach na jutrzejszy dzień. Lena oczywiście miała zamiar iść w pierwszej kolejności na zajęcia, a potem zająć się Mariem. Natomiast Thomas miał umówione spotkanie z Heinzem Kuttinem w celu ustalenia indywidualnych treningów z trzykrotnym medalistą olimpijskim, czterokrotnym medalistą mistrzostw świata i pięciokrotnym złotym medalistą mistrzostw świata juniorów. Przy drzwiach, więc znaleźli się stosunkowo szybko. Blondynka oddała skoczkowi kluczyki i dokumenty od jego auta, po czym mocniej owinęła go szalem. To był już pewien zwyczaj, który wykonywała przy każdym pożegnaniu z Thomasem. Potem dosyć długo się żegnali, ale kiedy usłyszeli dźwięk podjeżdżającego auta, Lena po raz ostatni ucałowała chłopaka, po czym wyszła zrazem z nim przed dom by powitać rodziców. Wymiana domowników nastała bardzo szybko, więc Lena równie pośpiesznie przedstawiła rodzinie niespodziewaną sytuację, jaka ją dzisiaj spotkała. Oczywiście ze strony rodziców nie było żadnego problemu w stosunku do pojawienia się Maria, więc dziewczyna postanowiła oddalić się do swojego pokoju. Przedtem jednak zaglądnęła do śpiącego chłopaka i sprawdziwszy czy wszystko z nim w porządku postanowiła napisać do Thomasa i upewnić się, że szczęśliwie wrócił do mieszkania. W chwili, kiedy sięgnęła po telefon przypomniała sobie to, o czym miała poinformować skoczka, mianowicie o dwóch nieodebranych połączeniach od Kristiny. Zganiła siebie za to, że o tym zapomniała, ale ta cała sprawa z Mariem… wytrąciła ją z równowagi. Postanowiła, że porozmawia o tych telefonach z Thomasem dnia jutrzejszego, dlatego szybko wystukała do niego wiadomość życząc dobrej nocy i od razu wskoczyła do łóżka. Dzisiejszy dzień totalnie ją wypompował. Kiedy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości, uśmiechnęła się mimowolnie. Chociaż z Thomasem wszystko było w porządku. Jednak, to co ujrzała na ekranie wprawiło ją w osłupienie.

Madlen, z tej strony Kristina Cerncic. Będę czekała na Ciebie jutro o godzinie 13 w kawiarni „Słodko gorzkie” na rogu ulicy Sankt Magdalener i ulicy Ossiacher Zeile przy szpitalu Landeskrankenhaus. Proszę, to bardzo ważna sprawa. Proszę bądź.

***

Kolejnego dnia jako pierwsza zbudziła się Ana. W uszach wciąż szumiało jej nagranie Michaela i głosy rudej fizjoterapeutki. Doprawdy posiadała w sobie coś mrocznego. Ten śmiech i te teksty... Zemsta... Na dno... Te zdjęcia... Pokazujące zranioną duszę Dominici... Ale głowę zaprzątała jej też troska o przyjaciela. W końcu Michael naprawdę się wykazał... Pytanie czy nadal to wszystko było bezpieczne? Bała się, że zraniona kobieta może posunąć się do najgorszych czynów. A Michael? On nie bał się zaryzykować... A to wszystko dla nich? Dla niej? Nadal miała zastrzeżenia do wzajemnej sympatii chłopaków, ale... W końcu Michie nie bał się wskoczyć w jaskinię lwa... Tylko czy nie powinni mu jakoś pomóc? Wszystko co mówił blondyn miało sens, ale... Czy można było zaufać w obliczu takiego niebezpieczeństwa? Ich było dwoje, on miał iść tam sam. Może trzeba było wzywać policję i ująć na gorącym uczynku spiskowców? Z zadumy wyrwał ją Greg, który widząc rozterki na twarzy ukochanej postanowił przejść do jej uspokojenia.
- Moja piękna... Tak piękna jak wschodzące słońce. – musnął czule wargami zgłębienie przy szyi partnerki czym wywołał pozytywny dreszcz na ciele blondynki. – Przestań się trapić, dziś cały ten cyrk przejdzie do historii...
- Greg, to nie takie proste... Michael tak wiele ryzykuje. Ryzykuje dla nas... Nie daruję sobie jeśli coś wymknie się spod kontroli.
- Ana... Martwisz się o zbyt wiele rzeczy. Przecież Hayboeck wie co robi. – wzruszył ramionami szatyn, po czym kontynuował. – Swoją drogą, nie spodziewałem się tego po nim... Słyszałaś to nagranie? Brzmi tak wiarygodnie, że jeszcze trochę i byłbym gotów pomyśleć, że on z nią...
- Nie kończ… - zaśmiała się Ana, mając świadomość co stuka w głowie partnerowi.
Rozumieli się bez słów, ale pomysł, że Michi ma coś wspólnego ze sprawą był absolutnie niedorzeczny. Była w stu procentach pewna czystych intencji blondyna, w końcu był jej najlepszym przyjacielem. Przyjacielem, który pomógł jej wyjść z dołka... Dołka, w który chcąc nie chcąc wymanewrował ją Gregor. A teraz miał pomóc odzyskać dobre imię jej i partnera.
- Jedno jest pewne, ma u mnie zabukowanego Oscara dla najlepszego aktora. – zaśmiała się Ana, narzucając ubranie przeznaczone na dzień dzisiejszy.
- Przepraszam Ana, to nie wina Michaela, że tu jesteśmy. To moja wina...Ta kobieta...
- Skończyłeś? – powiedziała, kładąc palec na jego ustach.
Nie miała już ochoty skupiać się na rudej i całych pomyjach wylanych na nich. To nie był czas, a rozwiązanie miało nastąpić w ciągu kilku najbliższych godzin.
- Lepiej chodźmy na dół, zobaczmy co wymyślił Michael na dzisiejsze spotkanie.
- Dzień dobry śpiochy. – uśmiechnął się szczerze gospodarz domu na widok dwójki zmierzającej w jego stronę.
Chłopak czekał już ze śniadaniem i świeżo zaparzoną kawą.
- Czytasz mi w myślach. Czarna, mocna, taka jak lubię. – cmoknęła chłopaka na przywitanie Ana.
Dziewczyna postanowiła od razu ruszyć temat, który męczył ją od rana. Jak Michael zamierza dociec prawdy? Jak mogą mu pomóc?
- Michi... A teraz tak poważnie. Co chcesz im dać?
- Jak to co? Wyskakuj z ciuszków, robimy ci sesję topless... - blondynka wybałuszyła oczy.
Jej chłopak z kolei mało nie zachłystnął się kawą, co wywołało głośny śmiech najmłodszego skoczka.
- Hayboeck, jak ja cię zaraz rozbiorę... - warknął Gregor co spotkało się z jeszcze większym śmiechem Michaela.
- Przecież żartuję Schlierenzauer. Choć nie mogę zaprzeczyć, że bez dwóch zdań byłby to przyjemny widok dla oka. – udał rozmarzonego blondyn, co spotkało się z mrożącym spojrzeniem Gregora.
Tymczasem Ana pacnęła chłopaka w bok wydając razem z nim salwę śmiechu.
- Chyba nie powiecie mi, że nie macie zdjęć z całego sezonu? Zalejemy ich fotkami, które każemy otworzyć po spotkaniu, na nim tylko muszę podkręcić Steina do ujawnienia przekrętu. – wzruszył ramionami Michael.
To wszystko wydawało się proste, jednak twarz blondynki zdradzała mnóstwo wątpliwości.
- Michelin, a jeśli to się nie uda?
- Ana... Nie ma takiej opcji, w końcu... Ma się ten urok osobisty. – powiedział pewnie zarzucając włosami blondyn.
- Argument wystarczająco przekonywający. Śmigaj już na spotkanie z przeznaczeniem, bo inaczej nie wytrzymam z nerwów. – stwierdziła Ana.
- Wszystko będzie dobrze. – uśmiechnął się skoczek chwytając Pendriva ze zdjęciami. – Teraz albo nigdy! – pomyślał, po czym udał się do wcześniej ustalonej kawiarni by walczyć o dobrą opinię przyjaciół.

***

Drawa o tej porze roku wydawała się dziwnie piękna. Lena często lubiła chodzić na spacery wydłuż prawego dopływu Dunaju. Mogła wtedy dużo przemyśleć, odetchnąć, uciec od codzienności, ale dziś? Dziś stała na moście łączącym lewą stronę Villach z prawą i… nie wiedziała co robić. Godzina 13 zbliżała się wielkimi krokami, a Madlen rozdarta wpatrywała się w płynącą wodę. Co powinna zrobić? Pójść na to spotkanie? Co Kristina chciała jej powiedzieć? Czy powinna o tym poinformować Thomasa? Bardzo wiele pytań kotłowało się w głowie blondynki. Niestety odpowiedzi nie nadchodziły… Bardzo się bała. Nie samej Kristie, ale tego co dziewczyna mogła jej powiedzieć. Wiedziała czego może się spodziewać. Samych kłamstw. Chociaż? Czy nie za dużo czasu już upłynęło? Kristie chyba już zmarnowała swoją szansę. A jeśli…? Nie! Lena mocno zacisnęła pięści. Będzie walczyć o swoją miłość. W końcu oboje z Thomasem się kochają i przetrwają wszystko! Nawet podłe intrygi Kristiny. Z bojowym nastawieniem poprawiła torebkę na ramieniu i ruszyła w stronę miejsca spotkania.
Kawiarnia „Słodko gorzkie” pojawiła się przed oczyma dziewczyny zbyt szybko. Lena nawet nie zarejestrowała tego jak szybko pokonała dzielącą ją odległość. Przystanęła na moment by uspokoić swój oddech i szaleńcze bicie serca. Może źle robiła, nie powinna była się dać podpuścić, ale z drugiej strony… wolała żałować, że coś zrobiła niż potem pluć sobie w brodę, a gdyby… Wzięła więc głęboki oddech i nacisnęła klamkę. Przyjemny zapach dopiero, co wyciągniętego ciasta z piekarnika owiał jej twarz, przy akompaniamencie aromatu kawy ślinka sama napływała do ust. Niestety nieprzyjemny ucisk w żołądku nie pozwalał skupiać dłuższej uwagi na słodkim zapachu. Dodając do tego widok siedzącej Kristie w rogu kawiarni… na uboczu… O mało nie sprawiło to, że Lena obróciła się na pięcie i uciekła. Ale nie. Jest dorosła. Potrafi walczyć o swoje. Da radę. Zacisnęła zęby i ruszyła w stronę dziewczyny. Kristina na widok Madlen uśmiechnęła się nieśmiało. Lena skupiła na niej wzrok. Coś było nie tak. W czasie przejście tego niewielkiego kawałka je dzielącego spostrzegła, że panna K nerwowa zaciska dłonie. Czyżby i ona się denerwowała?
- Cześć. – Lena jako pierwsza chciała zacząć.
Miała nadzieję, że to w jakiś sposób da jej przewagę nad starszą.
- Witaj Madlen. – Kristina od razu się podniosła na powitanie Leny co zszokowało młodszą, ale chyba bardziej wprawił ją w osłupienie wygląd blondynki.
Kristie miała na sobie szeroki sweter, którego rękawy, co chwilę obciągała w dół jakby chciała cos ukryć. Sprawiała wrażenie bardzo zakłopotanej osoby.
- Dziękuję, że przyszłaś. Napijesz się czegoś?
- Kristie… o co tutaj chodzi?
- Lena proszę usiądź.
Madlen przerzuciła oczyma, ale wykonała prośbę koleżanki ówcześnie ściągając z siebie kobaltowy płaszczyk. Kiedy usadowiła się wygodnie na fotelu, podszedł do nich kelner z chęcią przyjęcia zamówienia. Lena zamówiła karmelowe latte, po czym spojrzała w stronę starszej.
- Wodę. – rzekła ciężko panna K.
Kiedy kelner odszedł na bezpieczną odległość, Madlen momentalnie przeszła do konkretów.
- Dobra Kristie, bez owijania w bawełnę. O co chodzi?
Kristina spuściła wzrok.
- Madlen… przepraszam, że cię niepokoję, ale nie wiedziałam do kogo mam z tym pójść. – Lena wytrzeszczyła oczy.
Czy panna K naprawdę użyła słowa przepraszam?
- Miałam nadzieję, że przyjdziesz… To znaczy, wiedziałam, że nie jesteś osobą, która… trudno mi o tym mówić. Po prostu, wiem, że jesteś dobra, że nigdy nie chciałaś… by Thomas mnie zdradził, by mnie zostawił. Nie obwiniam cię za nic. To tylko moja wina, że się w tobie zakochał, ale… Jest mi tak strasznie ciężko.
- Kristie… jeśli chcesz bym od niego odeszła, to wiedz, że tego nie zrobię. Nigdy.
- Nie! Lena… nie, nie, nie. Nie chcę tego. Nic z tych rzeczy. Wiem, że jest przy tobie szczęśliwy… Szczęśliwszy niż był przy mnie, ale… mam pewien problem. To znaczy mamy.
- Co masz na myśli… - zaczęła, ale właśnie na ich stoliku pojawiły się zamówione napoje.
Kelner czując jednak atmosferę, jaka panowała między dziewczynami, szybko się oddalił.
- Lena… bardzo cię przepraszam… was przepraszam, ale nie wiem jak mu o tym powiedzieć.
- O czym powiedzieć? – Madlen delikatnie mówiąc zaczęła się nerwowo wiercić.
W głowie miała już najgorsze scenariusze.
- Zastanawiałam się czy w ogóle go o tym informować, ale doszłam do wniosku, że powinien wiedzieć. Dlatego też w pierwszej kolejności napisałam do ciebie, bo… Bo ty masz na niego wpływ. Lena proszę, pomóż mi. – Kristie zrobiła zbolałą minę.
- Póki mi nie powiesz, co się dzieję nie będę mogła ci pomóc. – Lena sama nie wiedziała, kiedy zmieniła ton.
Wczuła się chyba w stan Kristie.
- Madlen…. Ja… ja jestem w ciąży. – szepnęła starsza spuszczając wzrok. – A ojcem jest Thomas.
Puch! Pęknięcie… serce Leny rozpadło się na milion kawałeczków.


~~~
Witajcie!

Trochę nas tutaj długo nie było... Nie planuję nas w żaden sposób usprawiedliwiać, bo nie mam kapsuły czasu by cokolwiek zmieniać, ale... Zaplanowałyśmy wielki come back :)
Na ten moment pisze nam się cudownie, nasza historia na nowo nas wkręciła. Zresztą... Ona zawsze dawała nam mnóstwo radości, pozwalała sporo wyrazić i nie inaczej jest teraz. Wróć... Jest inaczej, bo jesteśmy starsze i bardziej dojrzałe hahaha chodź nie zamierzamy tracić naszego szalonego poczucia humoru :D
Powrót idzie całkiem sprawnie, chodź nie wiemy na jak długo, liczymy że passa się utrzyma, bo zasługujecie by historia miała jakiś finał (my go znamy), ale nie powiemy za ile lat nastąpi ;D Bądź co bądź razem z Madzią liczymy, że historia nadal będzie sprawiać radość czy też wzruszać. Zatem na nowo zapraszamy do lektury, komentarzy (uwierzycie lub nie, ale mega się do nich wraca :))
A my mamy jeszcze mnóstwo historii do zaoferowania :D zatem bawcie się dobrze i niech moc będzie z nami :D

Ania&Madziusa

1 komentarz:

  1. Kochane :-D :*

    Rozdział jak zawsze jest fantastyczny, choć jak dla mnie mógłby być trochę dłuższy…
    Szczerze mówiąc wcale nie dziwię się Anie, że tak bardzo się denerwuje tą całą sprawą… Stanowczo to za daleko już poszło i mam wielką nadzieję, że plan Michiego w pełni się powiedzie i, że panna D dostanie to na co zasłużyła, a nasza słodka dwójka wreszcie będzie mogła w pełni być szczęśliwa ze sobą.
    Natomiast w kontekście Lenki i Thomasa to dziewczyny zbieram szczękę z podłogi… Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że panna K jest w ciąży z Morgim… Biedna Madlen… Po tym co powiedział Thomas odnośnie ojcostwa Mario to boję się myśleć jaka będzie reakcja Thomasa… Mam tylko nadzieję, że mimo wszystko w trójkę usiądą i jakoś spróbują znaleźć dobre rozwiązanie tej trudnej dla wszystkich sytuacji…
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :-)

    BU$KA <3 :D

    OdpowiedzUsuń