Ana tymczasem zaczęła błąkać się po okolicy hotelu. Czuła, że nie ma siły już więcej płakać... Zbyt wiele łez oddała ostatnimi dniami by mogło coś jeszcze pozostać do wylania... W głowie kłębiło się tysiące myśli... Dlaczego jej pieprzone życie musi się wywracać do góry nogami? Dlaczego jak normuje coś jednego, to coś kolejnego się chrzani? W momencie kiedy straciła dziecko nie planowała wracać na skocznię... Jednak dzięki młodym adeptom odzyskała nieco więcej wiary we własne możliwości. Uspokoiła się po stracie i zaczęła na nowo żyć... Może jej skoki nie były doskonałe... Ale były... Ciągle walczyła by iść do przodu i toczyć walkę o przyszłe marzenia. Miała walczyć o pierwsze igrzyska kobiet... Choć dziewczyny nie oczekiwały, że się pojawi... W końcu była w ciąży... Ale sytuacja diametralnie się zmieniła. Planowała na nowo wylot do Kanady, a tymczasem... Być może nigdy nie wróci na skocznię?! Po cóż więc walczyć? Słowa medyka brzmiały dla niej jak wyrok... W końcu dzięki skokom odzyskała spokój... A teraz? Los na nowo chciał coś odebrać... Coś co pokochała lata temu. Czy plany i marzenia na nowo miały pójść z dymem? Nie nazywałaby się Morgenstern gdyby nie spróbowała zawalczyć, jednak stanowcze podejście Rotschilda nie zwiastowało niczego dobrego... Tylko skąd takie objawy? Nic nie wskazywało wcześniej na możliwe choroby... Zatem co jest przyczyną? Spojrzała ponownie ku Wielkiej Krokwi... Czy zajmie jeszcze miejsce na belce startowej? Czy ubierze narty? A jeśli nie... To co dalej z jej życiem? Gdzie będzie za rok, pięć czy ileś lat na przód? Oparła się o drzewo by na chwilę uspokoić swój ciężki oddech. Poczuła jak robi się jej nieprzyjemnie chłodno... Czyżby stres? Postanowiła wrócić szybko do hotelu by spokojnie zadzwonić do Madlen, która była dzisiejszą solenizantką. Następnie coś zjeść i udać się na skocznię, gdzie dziś miał się odbyć planowany konkurs.
***
- Tomiii… - zamruczała Madlen tuż po telefonie Ane, kiedy przekraczali właśnie granicę z Włochami. – Nasza wizyta w Wenecji będzie stricte turystyczna i będziemy tylko zwiedzać czy ma to drugie dno? – zapytała na co Morgi lekko się zaśmiał pod nosem i obdarzył ją kolejny dziś raz tajemniczym uśmiechem.
Nie chciał za wiele zdradzać. Główny prezent miał się wydarzyć wieczorem i nie chciał by dziewczyna cokolwiek się domyśliła, ale ona tak zwinnie ciągnęła go za język. Tak słodko się przy tym uśmiechała… Nagle położyła lewą dłoń na jego udzie i patrząc na niego figlarnie zaczęła nią poruszać to w górę to w dół. Kokietka… Wyglądała przy tym tak niewinnie, ale Thomas doskonale wiedział, że była diablicą w skórze aniołka. I nie raz mu to udowadniała, szczególnie podczas ich łóżkowych poczynań. Potrząsnął głową chcąc pozbyć się sprzed oczu niewybrednych obrazków, po czym chwycił jej rękę, która tak namiętnie pocierała jego nogę i złożył na niej szybkiego całusa by następnie odłożyć ją na jej udo, gdzie złączył ich palce.
- Mogę ci tylko powiedzieć, że pierwsze co zrobimy to… pójdziemy na pyszną kawę oraz pizzę. – powiedział puszczając jej oko. – Potem pewnie zakwaterujemy się w naszym małym gniazdku by zostawić bagaże. A później? Czas pokaże. – kolejny raz się do niej uśmiechnął.
Lena zrobiła niezadowoloną minę chcąc pokazać swój sprzeciw, jednak bardzo szybko kolejny raz zaśmiała się w głos. Prawda była taka, że emanowała szczęściem. Bo czegóż potrzeba więcej niż pięknych Włoch i ukochanego u boku?
- Wiesz co? – zachichotała. – Możemy nie robić nic… byle razem. – uśmiechnęła się i pochylając w jego stronę, oparła głowę o jego ramię.
Thomas również się uśmiechnął i ucałował czubek jej głowy, następnie spojrzał na nawigację, która pokazywała godzinę do celu. Rozejrzał się po okolicy. Liczne winnice i piękne pola. Tak, Włochy zdecydowanie różniły się od Austrii czy Słowenii. Z powrotem zerknął na Madlen, która teraz szukała czegoś w telefonie. Nagle z głośników w samochodzie zaczęła grać piosenka Coldplay – Viva la vida. Jego serce przyspieszyło rytm, ale nie chcąc nic po sobie pokazywać, skupił się na trasie, od czasu do czasu zerkając tylko na dziewczynę jak nuci pod nosem, wpatruje się w piękne krajobrazy i najzwyczajniej w świecie… szczerze się uśmiecha.
Na miejscu zameldowali się dokładnie godzinę później. Thomas zaparkował samochód nieopodal kamienicy, w której znajdowała się wynajęta przez niego kawalerka, najpierw jednak tak jak zapowiadał wcześniej, udali się na znane na całym świecie espresso oraz danie, które tylko we Włoszech mogło smakować najlepiej. Zasiedli w jednej z uroczych, małych, kameralnych kawiarni, gdzie uraczyli się pyszną kawą oraz pizzą. Lena zamówiła klasyczną Margaritę, która rozpływała się w ustach. Morgi natomiast postawił standardowo na swoją ulubioną z peperoni.
- Byłeś kiedyś w Wenecji? – zapytała w pewnym momencie dziewczyna, kiedy talerze były już puste.
- Nie, to również mój pierwszy raz. – odrzekł. – Wiesz Lena, w ostatnich latach po sezonie skupiałem się głównie na treningach, powiem szczerze, że rzadko gdzieś wyjeżdżaliśmy z… Kristie. Ona też zazwyczaj miała w okresie wakacji różne praktyki i staże.
- Naprawdę? – zapytała Lena, nie czując już skrępowania rozmawiając z Thomasem na temat jego poprzedniego związku ze starszą dziewczyną. – I pewnie twoje wakacje to były wyjazdowe zgrupowania do Egiptu? – na co chłopak pokiwał głową. – Także… cieszę się, że jesteśmy tutaj razem. Ale… co dalej?
- Hmm… - Morgi spojrzał na zegarek. – Plan jest taki, że to jutro będziemy zwiedzać to piękne miasto. Teraz możemy udać się na niezbyt długi, ale jakże romantyczny rejs gondolą. Potem niestety musimy już wracać do naszego gniazdka, ponieważ wieczorem… musimy dojechać jeszcze w pewne miejsce. – oznajmił podnosząc się ze swojego krzesła i wystawił dłoń w stronę dziewczyny.
Madlen ponownie podejrzliwie popatrzyła na Toma, podała mu jednak rękę i łącząc w mocnym uścisku swoje palce, ruszyli wolnym spacerkiem w stronę jednego z kanałów. Postanowili, że oddalą się od Placu Św. Marka, ponieważ w Internecie wyczytali, że jest tam bardzo tłoczno i niekiedy gondole stoją w korkach, a udadzą się w okolice placu Cannaregio, do Campo del Ghetto Nuovo, chcąc uniknąć niepotrzebnych tłumów. Wolną gondolę udało im się znaleźć stosunkowo szybko, z jak się wydawało bardzo miłym i przyjaznym gondolierem. Thomas wręczył mu 100 euro, co pozwoliło im się cieszyć rejsem w samotności przy akompaniamencie wesoło opowiadającego pana, który od czasu do czasu nawet coś im zaśpiewał. Madlen była zachwycona, nie mniej niż Thomas. Dlatego wtuleni w siebie oglądali mijane budynki. Ich rejs trwał niecałą godzinę. Szczęśliwi i wprawieni w pogodny nastrój, gorąco podziękowali kapitanowi swojego statku, po czym udali się spacerkiem w stronę auta by zabrać bagaże i w końcu zobaczyć, gdzie przyjdzie im stacjonować przez najbliższy czas. Co się okazało, Thomas wybrał przepiękny apartament, z małym balkonikiem, z widokiem na Pałac Dożów i Bazylikę św. Marka. Widok był obłędny. Madlen od razu otworzyła balkon na oścież by cieszyć oczy tymi pięknymi budowlami. Nagle poczuła jak chłopak przytula się do jej pleców, łącząc swe dłonie na jej brzuchu. Stali tak dłuższą chwilę wpatrując się w powoli zachodzące słońce.
- To są moje najlepsze urodziny w życiu. – powiedziała w pewnej chwili Lena, po czym odwróciła się do chłopaka i objęła go ramionami za szyję.
Thomas natomiast ułożył dłonie na jej biodrach.
- Cieszę się. – odrzekł i oparł czoło o jej głowę. – Mam nadzieję, że główna niespodzianka również ci się spodoba.
- Nie potrzebuję niczego innego niż ciebie. – szepnęła i stając lekko na palcach złożyła na ustach blondyna czuły pocałunek.
Morgi jednak stwierdził, że mają jeszcze chwilkę czasu, dlatego pogłębił pieszczotę muskając usta Madlen językiem i zjechał rękoma niżej na jej pośladki mocniej przyciągając dziewczynę do siebie. Lena jęknęła w jego usta i podciągnęła nogi, obejmując Toma ciasno w biodrach. Ich języki spotkały się i rozpoczęły wspólny taniec, który z każdą sekundą podsycał ogień tlący się w ich ciałach. Oboje czując, że to zaczyna zmierzać tylko w jednym kierunku, oderwali się od siebie ciężko nabierając powietrza w płuca.
- Jak wrócimy Madlen… - szepnął Thomas. – Będę się kochał z tobą do białego rana. – dodał opuszczając jej ciało na podłogę.
- I zrobisz wszystko o co cię poproszę? – zapytała przegryzając wargę.
Morgi poczuł jak przez jego ciało przebiega dreszcz, bowiem ta deklaracja mogła przynieść wiele nieoczekiwanych rozwiązań. Kiwnął jednak głową na znak zgody, po czym poszli się lekko odświeżyć i przebrać, ponieważ dzień chylił się ku zachodowi, a dzisiejsza główna atrakcja nadchodziła wielkimi krokami.
***
Seria próbna została zaplanowana na godzinę 19.30. Po odprawie i konkretnych wskazówkach Alexa drużyna ruszyła oddać planowane skoki. Schlieri niemrawo ruszył ku górze bowiem na dole nie było Ane. Brakowało mu jej... Dzisiejszy pocałunek utwierdził go w przekonaniu, że ona również tęskni... Ale czy on wszystkiego nie schrzanił? Może zbytnio się pospieszył... Jednak widok jej smutnych oczu... Jej przerażenie i niepewność zarazem... To wszystko sprawiało, że jego serce rozrywało się na mniejsze kawałki. Faktycznie los nie oszczędzał ich ostatnimi dniami stąd jego pomysł pocałunku i ponownego zbliżenia... Chciał odwrócić nieco jej uwagę od problemu zdrowia by skupili się na swojej bliskości, ale... Jego rozmyślanie przerwał głos delegata by udał się oddać swój skok w serii próbnej. Jego skok... Nie był najgorszy, ale spodziewał się czegoś więcej po sobie. Wygrał Małysz ze skokiem na odległość 129 metrów. Sam zajął 4 miejsce skacząc ponad 5 metrów bliżej. Po zobaczeniu wyników dostrzegł swoją partnerkę stojącą nieopodal bandy. Ana uniosła delikatnie kciuk do góry mówiąc niejako, że dobrze mu idzie. Przeszedł kontrolę sprzętu, po czym ruszył w jej kierunku.
- Przepraszam... Nie powinienem... – szepnął jej do ucha delikatnie przy tym je muskając.
Ana ponownie poczuła przyjemne dreszcze na swojej skórze. Delikatnie się uśmiechnęła dając do zrozumienia, że mu wybacza.
- Powodzenia na konkursie. Niech niosą cię skrzydła miłości. – usłyszał od blondynki.
Sam uniósł lekko brew zastanawiając się czy może skraść jej kolejnego buziaka. Ana po raz kolejny zachęcająco się uśmiechnęła uwieszając ręce na jego karku, dając tym samym zgodę. Ich usta ponownie dzieliły milimetry. Dziewczyna ugryzła lekko jego wargę by zachęcić go do pogłębienia pocałunku. Drapiąc go delikatnie w kark pokazywała mu jak wiele jej to daje przyjemności. Ich tęczówki pokazywały jak bardzo pragną zbliżenia. Dostrzegając błysk flesza Ana lekko odsunęła Gregora by skomentować całą sytuację.
- Ale brukowce mają materiał. – zaśmiała się dziewczyna, a wraz z nią chłopak.
- Chrzanię to... – ponownie mocniej wpił się w jej usta.
Tak bardzo tego brakowało przez ostatnie dwa tygodnie. Niby ustalili pewne granice, ale czy pocałunek jest czymś złym w momencie, gdy kocha się dwoje ludzi? Poczuł jak jej język słodko reaguje na jego poczynania. Rozkosz i spokój... To pragnął czuć przez najbliższe dni... Choć nie zanosiły się one na proste, to wierzył, że z Ane pokonają wszystkie przeszkody niczym wytrawni płotkarze.
- Dobra, dobra gołąbki, bo zaraz konkurs i Gregor się spóźni. – zaśmiał się tym razem Martin.
- Kocham cię... – wyszeptał jej do ucha.
Poczuła wypieki na swoich policzkach. Mimo trudnego ostatnio czasu brakowało jej tych małych drobnych wyrazów bliskości... Jako partnerka sama czuła, że czasem daje ciała, ale on... Nie zniechęcał się... Trwał przy niej, mimo że wiązało się to z pewnymi ograniczeniami, co jako młody facet niekoniecznie musiał chcieć zaakceptować. Przesłała mu szybkiego buziaka, pokazując, że trzyma kciuki. Zresztą, za każdego trzymała. Mimo swojej niemocy, pragnęła dobra innych bliskich jej osób. Pierwsza seria mimo późnej pory odbywała się w sposób dość sprawny. Wszyscy Austriacy przebrnęli przez nie bez większych problemów. Najsłabiej poradzili sobie Martin z Markusem i Lukasem, bo zajmowali miejsca w trzeciej dziesiątce. Ale dla nich... Jako zespołu, liczyło się to, że coś drgnęło. Wcześniejsze Grand Prix nie należały do zbytnio udanych, a teraz? Awansowali wszyscy. Na prowadzeniu był Gregor ścigający się z Ammannem o miano króla Wielkiej Krokwi. Skoki odległościowo były takie same jednak młody Austriak prowadził nieznacznie nad doświadczonym szwajcarem. Dziewczyna z radością podchodziła do ich drugiej serii, czyżby faktycznie jej obecność dawała Gregorowi skrzydeł? Co ta miłość robiła z człowiekiem, że nawet po kontuzji jest w stanie trzymać formę…
***
- Thomas… czy jeansy, koszulka i jeansowa kurtka będą odpowiednim ubiorem na to gdzie idziemy? – zapytała Lena wychodząc z łazienki i spoglądając na swoje odzienie.
- Chodzi o to żeby było ci wygodnie. – odrzekł. – Wygodne buty to również podstawa.
- Dobra… to ubieram trampki i jestem gotowa. – wyszczerzyła się.
Thomas uśmiechnął się na widok jej entuzjazmu, po czym kiedy ubrała już tenisówki, chwycił jej rękę i wyprowadził z małego mieszkanka. Następnie zapakowali się do audi i ruszyli. Lena nie mogąc się powstrzymać, kukała tylko co blondyn wpisywał na nawigacji, co wieńczył śmiechem pod nosem. Dziewczyna przesłała do niego tylko niewinne spojrzenie i rozsiadła się wygodniej w fotelu. Mimo wszystko dojrzała cel ich podróży… Werona… Kolejne jedno z najbardziej romantycznych miast na świecie. Tylko co oni będą robić tam o tak późnej porze? Może jakiś spacer przy blasku gwiazd i księżyca? Ale po co jechać taki kawał skoro mogli to również zrobić w Wenecji? No cóż… Madlen wzruszyła ramiona i poddała się woli chłopaka, spojrzała w szybę i zaczęła wpatrywać się w pięknie zachodzące słońce. Nim się obejrzała, dotarli pod Stadion Marcantonio Bentegodi. Skonsternowana zawróciła swój wzrok na chłopaka. Błagała w duchu by się nie okazało, że przyjechali na jakiś mecz piłki nożnej. Lubiła sport, ale nie była zbytnio zapalonym fanem footballu, tym bardziej nie był nim Morgi. Więc co oni tu robią? Tłumy, które zmierzały również w stronę stadionu, nie napawały Leny optymizmem. Wszystko jednak za chwilę stało się jasne. Madlen wysiadła z samochodu, a przed jej oczami, na ogromnym telebimie pojawiła się twarz Chrisa Martina. Dziewczyna patrzyła na to z rozdziawioną miną. Nie… to niemożliwe! Spojrzała na Thomasa, który wesoło się do niej uśmiechał. Pisnęła radośnie i w sareńczych podskokach ruszyła w jego stronę lądując po chwili w jego ramionach. Chłopak pochwycił ją w swoje dłonie i uniósł lekko w górę. Lena natomiast zaczęła kolejny dziś raz obcałowywać całą jego twarz, na dłużej zatrzymując się na jego ustach.
- Zadowolona? – zapytał po chwili odstawiając ją na ziemię.
- Koncert Coldplay? – pisnęła. – Przecież wiesz, że to było moje marzenie!
- Wszystkiego najlepszego Kochana.
- Och Thomas! Dziękuję! – ponownie go przytuliła uwieszając się na jego szyi.
- Lepiej się pospieszmy. Zostało niewiele czasu. – odrzekł biorąc jej twarz w dłonie. – Kocham cię i mam nadzieję, że ten dzień na długo zapadnie w twojej pamięci.
- To ja cię kocham… Moje Słońce i Gwiazdy… Księżycu Mojego Życia!
- Viva la Vida Lena! – odrzekł, musnął szybko jej usta, po czym pociągnął w stronę wejścia, gdzie ustawiały się już spore kolejki.
Po odstaniu swojego, ruszyli w stronę swoich miejsc, czyli na płytę stadionu prawie pod samą scenę. Madlen cieszyła się na to jak mała dziewczynka, a Thomas utwierdzał się tylko w przekonaniu, że to był dobry pomysł. Po niedługim czasie totalnie odpłynęli razem z tłumem, który porwało Coldplay z Chrisem na czele.
***
Ana spojrzała na zegarek wskazujący dość późną porę. Zbliżała się 22, a pozostało oddać jeszcze skoki w kolejnej próbie. Na szczęście w Polsce zadbano i o oświetlenie i o dobrą atmosferę. O tak! Polacy i znany na całym świecie doping. Ana mimowolnie się uśmiechnęła spoglądając ku górze. Miała nadzieję, że nastanie pora kiedy na nowo poczuje pęd wiatru na swoich plecach... Kiedy wzniesie się niczym orzeł na nieboskłon. Tymczasem mocniej ścisnęła ręce, gdyż mieli skakać jej przyjaciele.
- Powinnaś nieco odpocząć. – usłyszała znany sobie głos medyka.
- Profesorze, jeszcze jedna seria. Poza tym jeszcze się nigdzie do grobu nie wybieram. Myślę, że pół godzinki mnie nie zbawią, a towarzyszyć im... Rokosz dla oczu, bowiem panowie świetnie skaczą. – rzuciła blondynka wpatrując się w lekarza ekipy.
- Ana, pamiętasz co działo się w Kanadzie w minionym sezonie? – dziewczyna słysząc tekst medyka wyraźnie się skrzywiła.
Tam też straciła przytomność... Później musiała więcej odpoczywać, brać dodatkowe suplementy i co najgorsze... Zostawić na jakiś czas chłopaków i przede wszystkim Gregora. Wiedziała czym to się później skończyło... Poczuła rękę lekarza na swojej dłoni, po chwili mimowolnie ją odsunęła.
- Masz zimne dłonie... Powiedz jak długo towarzyszą ci takie objawy?
- Profesorze czy to ważne? Musimy o tym teraz rozmawiać?
- Powinniśmy, zresztą ty też powinnaś nieco więcej o sobie pomyśleć.
- Proszę pomówmy o tym w Austrii, nie chcę tracić dobrych wibracji... Ostatnio już wystarczająco smęciłam, więc potrzebuję odreagować, a ty... Niestety tego mi nie ułatwiasz. – lekko się skrzywiła, po czym zajęła się oglądaniem rozpoczynanej drugiej serii.
W duchu dziękowała, że Rotschild jej nie męczy... Choć to troska, miała już nieco dość afery związanej z jej zdrowiem. W głowie na nowo zaczęły szumieć myśli o tym, że nie wróci już na skocznię. Widok lecącego Markusa wprawił ją w dziwną nostalgię. Wspomniała sobie konkurs z Zakopanego w minionym sezonie... Odniosła tu zwycięstwo czując niezwykły doping... Miała nadzieję za rok tu wrócić. Postanowiła, że cokolwiek się nie zadzieje w jej życiu... Wróci! Bez wątpienia będzie silniejsza! Markus skoczył dość słabo, bo 118 metrów, po nim metr dalszą odległość zaliczył Martin. Nie zwiastowało to dobrego zwieńczenia konkursu, tym bardziej, że warunki zaczęły plątać figle. Ana na bieżąco próbowała analizować nowe wskaźniki punktowe, które nie do końca były dla niej jasne... Kwestia zmiany belek, czy też regulacja korytarzy wymagała większej przejrzystości w jej opinii... Postanowiła jednak ponownie zawiesić oko na skokach kolejnych zawodników. Świeży nabytek austriacki oddał skok na 118 metrów co dawało mu stratę pozycji na rzecz Martina o 0,3 punktu. Ana złapała się za głowę 0,3 tyle co nic... I jak to wyliczyć? Kibicom jednak nie przeszkadzały te nowinki. Chyba mało kto zwracał na nie uwagę... Jedna ona jako zawodnik próbowała zrozumieć fenomen zmian. Konkurs płynnie przechodził w kolejną fazę. Mimowolnie zacisnęła mocniej kciuki widząc, że do skoku szykuje się rodowity mieszkaniec Spittal, Lukas. Po 1 serii zajmował 24 miejsce. To było dla Ane dość zaskakujące, bo ostatnie konkursy w jego wykonaniu... Cóż... chyba faktycznie dodały mu pewności siebie. Skacząc po raz pierwszy w kadrze A notował świetne rezultaty. Lukas pewnie leciał w powietrzu. O tak... Dziewczyna krok po kroku obserwowała występ kumpla. 128 metrów… Tak daleko jeszcze nikt nie skakał co wywołało u blondynki okrzyki radości.
- Brawo Luki! To jest to na co czekałam z twojej strony. Widzę, że kadra sprzyja dobrym skokom?
- Wyssał nieco naszego potencjału. – zaśmiał się Martin gratulując jednocześnie młodszemu dobrego skoku.
- Cóż... Fajnie, że ciężka praca popłaca. – uśmiechnął się skromnie chłopak czekając na dalsze skoki w towarzystwie przyjaciół.
Tymczasem do skoku w najbliższym czasie szykował się Manu i Wolfi. Dla tego pierwszego skok na odległość 126 metrów mógł zwiastować awans. Wolfi z kolei uzyskał 121,5 metra. Było stabilnie... Co by nie mówić, po udanym poprzednim sezonie pan Loitzl mógł liczyć się w kolejnych konkursach, może nie w Zakopanem na Grand Prix, ale... Czemu nie innym razem, skoro treningi były owocne? Całą siódemką oczekiwali reszty zawodników. Od nich pozostał jedynie Gregor, który po pierwszej serii był pierwszy.
- Myślę, że stać go na wygraną dzisiaj. – powiedział do Ane Lukas.
Ta w odpowiedzi przesłała mu jedynie uśmiech, po czym bacznie obserwowała kolejnych skoczków. Było widać, że poziom wzrastał z każdym kolejnym zawodnikiem - Olli 127 metrów, Hilde 131,5 metra, Koudelka 127 metrów. Gdy na górze postała już tylko piątka, doping zaczął narastać. No tak... W końcu skok miał oddać też Adam Małysz, który sprawił, że w Polsce zainteresowanie tą dyscypliną gwałtownie wzrosło. Skoczył 128,5 metra, zawodnicy wraz z Ane pokiwali z uznaniem głową. Konkurs nabrał rozpędu, gdyż na belce zostało ich dwóch... Odwieczni zimowi rywale. W Letnim Grand Prix Simon nie miał sobie równych, natomiast dla szatyna był to pierwszy konkurs od momentu kontuzji. Miał wielkie oczekiwania... Pierwszy miał skok oddać Simon. Ana wpatrywała się w monitor obserwując czy Szwajcar nie popełnia gdzieś błędu. Dość dobre wybicie, sylwetka... Ale odległości nieco zabrakło, 124 metry. Na ten moment dawało mu to 4 pozycję. Teraz belka została zarezerwowana dla jej partnera. Mocniej ścisnęła ręce na znak trzymanych kciuków. Widok białych od ścisku kości powodował fale śmiechu u towarzyszy blondynki co wcale jej nie ruszyło. Zawsze tak robiła... A skoro pomagało, to czemu i teraz tego nie zrobić? Wywołany przez speekera zaczął swoją próbę. Pewne wybicie, dość mocne jak na kogoś po kontuzji kolana. Ułożenie w locie dobrej jakości. Lądowanie telemarkiem... Odległość... Bez zmierzenia Ana czuła, że tak daleko jeszcze nikt dziś nie skoczył. I miała rację.
- Wygrał skubany! – zaśmiał się Markus.
Ana głośniej się zaśmiała. Znów był na szczycie... Znów kontynuował ich marzenia o byciu numerem jeden i żadna kontuzja tego nie zmieniła.
- 132 metry! – powiedział Wolfi analizując skok Gregora.
Chwilę później ruszyli w kierunku bandy złożyć mu gratulacje. Chłopak przybił serdeczną piątkę ze wszystkimi, po czym spojrzał z wielkim uśmiechem na ukochaną. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, po czym mocniej przytuliła się do chłopaka.
- Udało ci się... gratulacje!
- Kiedy jesteś obok... Nie ma miejsca na porażki. – zaśmiał się Gregor.
- Koniec miziania Gregor, czas na kontrolę sprzętu i dekorację. – rzekł Manu.
- A ten jak zawsze wie kiedy przerwać. – zaśmiała się Ana, choć doskonale wiedziała, że teraz czas to pieniądz.
Zbliżała się bowiem 23, a kolejnego dnia czekał ich następny konkurs. Szatyn ruszył więc w kierunku podium, gdzie towarzyszyć mu mieli Evensen wraz z Małyszem. Po należnych nagrodach i oczywiście koniecznych zdjęciach ruszył w kierunku ukochanej obdarować ją bukietem, który dziś otrzymał. Był wdzięczny, że po prostu była... Trzymając się razem za ręce udali się w kierunku hotelu gdzie mieli spędzić kolejną noc przed następnymi wyzwaniami.
***
Lena całą drogę powrotną do ich lokum w Wenecji śpiewała, wręcz tańczyła i oglądała nagrane przez siebie filmiki. Morgi spoglądał na jej radosne poczynania samemu czując radość. Cieszył się, że sprawił jej przyjemność, a to przecież jeszcze nie koniec dzisiejszego dnia, mimo że już dawno była niedziela. Do swojej małej, wynajętej kawalerki dotarli tuż po godzinie trzeciej. Mimo późnej pory, ani jedno ani drugie nie miało ochoty spać, będąc rozemocjonowanymi po przeżytym, świetnym swoją drogą koncercie. Lena po przekroczeniu progu apartamentu, szybko zrzuciła z siebie kurtkę i trampki, po czym obróciła się do Thomasa, który właśnie zamykał drzwi. W następnej chwili już przygważdżała go do ściany rozpoczynając ich zbliżenie od namiętnego pocałunku. Uwiesiła mu się na szyi i bez skrępowania od razu wsunęła mu język do ust szaleńczo poszukując jego bliskości. Blondyn ułożył swoje dłonie na jej talii by powoli zsuwać je niżej w kierunku jej pośladków, które niedługo potem mocno ścisnął przyciągając do siebie dziewczynę. Lena jęknęła w jego usta, po czym pozwoliła mu wziąć się na ręce. Ciasno objęła go nogami w pasie i mocniej niż zamierzała przegryzła jego wargę. Po chwili Thomas bezceremonialnie rzucił dziewczynę na ogromne łóżko, następnie stanął nad nią i ściągnął z siebie bluzę i koszulkę. Napiął swoje mięśnie, na co Lena lekko się podciągnęła i przegryzając swoją dolną wargę zaczęła się wpatrywać w jego nagi tors i wyeksponowane biodra z niewypowiedzianym ogniem i tęsknotą. Miała ogromną ochotę wycałowania całego jego ciała, czekała jednak na to co zrobi chłopak.
- Zdejmij z siebie koszulkę i stanik… tylko. – usłyszała jego stanowczy ton, na co jej ciało od razu pokryło się gęsią skórką, a w dolnych partiach poczuła przyjemny skurcz.
Wykonała posłusznie jego polecenie i czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Thomas wrócił po chwili do niej w samych jeansach, które ledwie trzymały się na jego biodrach i podał jej kieliszek z białym winem, swój następnie opróżnił w kilku łykach. Lena zamoczyła usta, czuła jednak tak ogromne podniecenie, że nie była w stanie przełknąć go więcej. Odłożyła kieliszek i ułożyła się wygodnie na łóżku czekając na jego dalsze poczynania. Po chwili Morgi wszedł na pościel i uklęknął przed nią. Chwycił jej jedną stopę, ściągnął z niej skarpetkę, to samo zrobił z drugą. Następnie pochylił się nad nią i złożył czuły pocałunek w okolicach jej pępka by potem językiem pomknąć w górę jej ciała. Dziewczyna bezwiednie wsunęła swoje dłonie w jego włosy, jednak chłopak zwinnie chwycił je w swoją jedną rękę i przygwoździł je nad jej głową. Piersi dziewczyny automatycznie uniosły się w górę, a jej sutki bardziej się naprężyły w efekcie jego działań. Madlen przez moment ujrzała jak przez twarz Toma przebiega cień uśmiechu, szybko jednak zamknęła oczy, kiedy jego ręka chwyciła mocno jej pierś, a usta zaczęły zwinnie drażnić jej brodawkę. Wiła się pod jego ciałem, nie mogąc poruszyć rękami, które mocno zakleszczył nad jej głową. Kiedy językiem i zębami drażnił jej jeden sutek, drugi ściskał wolną dłonią. Lena mimowolnie zaczęła coraz bardziej napierać na jego biodrami, chcąc poczuć przyjemne tarcie, które dało by jej ukojenie. To jednak nie był plan chłopaka. Puścił jej ręce i uniósł się z powrotem na swoje kolana. Zmierzył jej lśniące wilgocią piersi i resztę odkrytego ciała gorącym spojrzeniem, po czym odpiął guzik jej jeansów i jednym mocnym ruchem ściągnął je razem z bielizną. Po chwili leżała przed nim całkiem naga niczym grecka bogini. Oblizał swoje usta na ten widok, co spowodowało kolejny skurcz między nogami Leny. Nie mogąc dłużej znieść jego przeszywającego spojrzenia, zamknęła oczy. Nagle poczuła jak chłopak unosi jej lewą nogę i zaczyna lekko ugniatać stopę dłońmi, a następnie muska ją ustami. Czując jak na jej policzki wpełza rumieniec, ponieważ nigdy wcześniej tego nie robił, spojrzała na niego spod lekko przymrużonych oczu. To był taki seksowny widok, że nie mogła powstrzymać kolejnego jęku. Potem było jeszcze gorzej, ponieważ Thomas zaczął lizać jej łydkę i powoli zmierzał ku górze w stronę jej uda. W pewnym momencie odłożył jej nogę na pościel i sam płasko się ułożył z głową między jej udami. Tam zaczął kąsać jej skórę po wewnętrznej stronie uda, językiem szybko kojąc pogryzione miejsca. Lena na nowo zaczęła się wić, bowiem doznania zaczęły robić się nie do zniesienia. Zdała sobie sprawę, jakie dalsze plany ma chłopak i wiedziała, że ukojenie może nie przyjść zbyt szybko. Kiedy poczuła jego oddech na swej kobiecości, wiedziała, że przepadła, ale Tom wcale nie miał zamiaru zbyt szybko doprowadzić jej na szczyt. Ułożył swoje dłonie płasko na jej udach i spoglądając na nią spod rzęs, lekko rozszerzył jej nogi. Madlen postanowiła, że pozwoli mu dziś na wszystko, dlatego odgięła do tyłu głowę i dała zezwolenie na dalsze działanie. Chwilę potem krzyczała z rozkoszy kiedy chłopak ustami i językiem doprowadzał ją do szaleństwa. Nie wiedziała ile to trwało, te cudowne tortury, póki Thomas z jękiem zadowolenia lekko wsunął w nią jeden palec. Lena otworzyła szeroko oczy i głośno doszła nie mogąc powstrzymać reakcji swojego ciała. Kiedy po jakimś czasie wróciła do siebie, spojrzała na chłopaka, który już jej nie całował, ale nadal nie zmienił pozycji, tym bardziej nie zmienił miejsca swojego palca.
- Taka ciasna… - zaczął mówić z seksownym uśmieszkiem spoglądając jej w oczy. – Taka mokra… tylko dla mnie… - tutaj na nowo zaczął ruszać ręką, a Lena zszokowana patrzyła na jego poczynania nie mogąc uwierzyć, że jej ciało na nowo poddaje się jego działaniu. – Dojdź dla mnie maleńka… kolejny raz. – mówił do niej, dokładając kolejny palec.
Madlen na nowo zaczęła się wić i jęczeć. W życiu nie myślała, że jej ciało w tak krótkim czasie będzie gotowe do drugiej rundy. Jednak ten jego głos… to przyjemne tarcie… sprawiło, że zaczęła na nowo odczuwać przyjemność, która kolejny raz w niej narastała. Kumulacja nastała bardzo szybko, za sprawą kciuka, którego Thomas przyłożył do jej najbardziej wrażliwego punktu. Dziewczyna doszła po raz kolejny, krzycząc jeszcze głośniej i jeszcze bardziej się na nim zaciskając. Morgi ledwo mogąc nad sobą panować, wyciągnął swoje dłonie i ponownie przed nią uklęknął wpatrując się jak dziewczyna próbuje dojść do siebie. Pochylił się nad nią i lekko musnął jej usta.
- Potrzebujesz przerwy? – szepnął jej do ucha.
- Potrzebuję ciebie… - odrzekła z lekkim zmęczeniem.
- Czy mogę to zrobić tak jak… marzyłem przez ostatnie dni?
- Możesz ze mną zrobić co tylko zechcesz. – odrzekła Madlen z lekko przysłoniętym mgłą spojrzeniem i objęła go ramionami.
- Powiedz mi jeśli tylko coś będzie nie tak. – ponownie musnął jej usta, na co Lena pokiwała twierdząco głową, a po chwili leżała już na brzuchu.
To ją lekko otrzeźwiło.
- Uklęknij proszę. – nakazał Thomas swym władczym tonem, co sprawiło, że dziewczyna ku swemu zdziwieniu poczuła skurcze w podbrzuszu.
Wykonała jednak polecenie i poczuła jak ogarnia ją przyjemny dreszcz oczekiwania. W ten sposób jeszcze nigdy się nie kochali. Nie była pewna czy da radę to znieść, słysząc jednak jego błogie westchnięcie kiedy w nią wchodził, sama poczuła przyjemność. Uniosła się lekko na rękach i wygięła, wypinając w jego stronę pośladki. Poczuła jak kładzie na jej biodrach dłonie i powoli zaczyna się poruszać.
- Madlen… czy wszystko w porządku?
- O tak Thomas… - odrzekła między westchnięciami. – Proszę… nie ograniczaj się. – dodała i usłyszała jak chłopak zaczyna mruczeć, automatycznie przyspieszając swe ruchy.
To… było… takie inne… władcze, wręcz zwierzęce, ale Lena w żaden sposób nie czuła się zdominowana. Morgi dbał by i ona odczuwała przyjemność, szepcząc jej od czasu do czasu jak bardzo ją kocha, jak bardzo jest z nią szczęśliwy oraz jak bardzo jest mu dobrze. To sprawiało, że dziewczyna mimowolnie zaciskała się na nim raz po raz i prowadziła ku wielkiemu finałowi. Kiedy dał jej klapsa w prawy pośladek, Madlen doszła nieoczekiwanie, nie spodziewając się, że ten gest sprawi, iż zatańczy z gwiazdami. Nawet nie poczuła kiedy Thomas nadal gładko w nią wchodząc, przyciągnął ją do swojego torsu i obejmując czule rękoma za piersi i brzuch wypełnił ją swoim nasieniem jęcząc jej do ucha i potęgując jej spełnienie. Potem w miłosnym uścisku opadli na poduszki i przez wiele następnych minut… próbowali powrócić do rzeczywistości.
~~~
Dzień doberek w słoneczne popołudnie :)
Jak tam wrażenia po takim rozdziale? Trzeba przyznać, że Thomas... Jak zawsze wzniósł się na wyżyny jeśli chodzi o planowanie romantycznego wyjazdu i... Innych mniejszych bądź większych przyjemności :D Druga parka cóż... Dalej są w połowicznym zachmurzeniu, ale jest coś co mnie u nich ujmuje. Kiedyś napisałam - miłość jest dobra na wszystko. Może jest im ciężko, ale Gregor stara się zadbać w należny sposób o ukochaną :) Kto wie, może nie będzie aż tak źle w ich życiu? Ja wiem, Madziusa również, a dla Was... Wciąż niech zostanie to słodką tajemnicą. Jedyne co zdradzę to... Że następny rozdział to dalej urodziny Madlen hahahaha, a co tam, jak świętować to z przytupem - bawcie się zatem dobrze, bo będzie znów weselej niż zwykle :D
Do poczytania!
Ania&Madziusa
Ps. Ja nie wiem... Czemu tak późno się zjawiacie pod notkami? ;D ja byłabym rządna czytania na już... A Wy co? ;D pobijcie pod notką rekord pojawienia się to może... Ten następny radośniejszy rozdział zagości szybciej? :D
Ps2. Jak tam Tyśka discord? My już się odnalazłyśmy, czekamy na Ciebie :D Dobra dosyć gadania, czas wracać do pisania :)
Dobry wieczór dobry wieczór :)
OdpowiedzUsuńJak zaczynać majówkę to konkretnie i z przytupem jak widać :D ale po kolei...
Ana i Gregor - cieszy mnie bardzo coraz większa otwartość dziewczyny na powrót do głębszej relacji z Gregorem - brawo dla chłopaka za cierpliwość i metodę małych kroków, ale duma rozpiera, że Ana robi postępy i pozwala sobie, a tak naprawdę to im obojgu ponownie na szczęście. 3mam za nich mocno kciuki i proszę przestać straszyć dziewczynę swoimi podejrzeniami panie doktorze, bo się pogniewamy przecież stres nie jest korzystny dla zdrowia, a pan doktor nie oszczędza.
Lena i Thomas - co tu się podziało...brawo chłopaku za inwencję i spełnienie kolejnego marzenia Leny - oj punktujesz Morgi, punktujesz. Chłopak dba o każdą strefę życia - oj ten wyjazd na pewno będzie niezapomniany i ciężko będzie mu to przebić w przyszłości, ale przy jego zdolnościach kto wie ;)
No i jak tu czekać teraz na ciąg dalszy? Przecież to aż się prosi o kolejną część i to w przyspieszonym tempie hehe
Gratuluję Wam tych malowniczych opisów - naprawdę można się poczuć jakby się było zaraz obok bohaterów i podążało ich śladem tymi uliczkami. Za każdym razem jestem pod dużym wrażeniem.
Przy okazji można poszerzać swoją wiedzę o różne ciekawostki i zakątki :)
Pozdrowienia i do następnego :)
Kochane :-)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze jest cudowny i fantastyczny…
Oj nawet nie wiecie jak mi smutno jak sobie pomyślę co musi teraz czuć Ann…
Dobrze, że nie otrąciła Grega, bo teraz jak nigdy wcześniej bardzo potrzebują swojego wsparcia, a nic tak nie dodaje siły i skrzydeł jak właśnie miłość…
No i oczywiście mam nadzieję, że wyniki badań Ann nie wykażą nic bardzo poważnego i nie spełni się czarny scenariusz…
A co do Morgentów to wiadomo - cud, miód, a także i bardzo gorąco…
Dosłownie nie mogę przestać się uśmiechać…
Oj Thom naprawdę przeszedł samego siebie z tą urodzinową niespodzianką, ale czego się nie robi dla kobiety, którą się kocha…
Liczę, że taka sielanka u nich będzie trwała w najlepsze już zawsze…
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
Pozdrawiam <3
BU$KA <3 :D