Kilka dni później Gregor szykował śniadanie dla siebie i ukochanej w Innsbrucku. Stan Madlen nie poprawiał się... Wciąż pozostawała nieprzytomna. Zarówno Thomas jak i Gregor uznali, że szatyn wyjedzie wraz z Ane do ich mieszkania by dziewczyna mogła nabrać oddechu po minionych trudnych dniach. Oczywiście nie była zachwycona pomysłem partnera, bowiem nie pragnęła niczego innego jak pozostać na miejscu. Morgi jednak podrzucił jej kolejny argument zmuszający ją do wyjazdu. Studia... Skoro już chciała się na nie dostać, wypadałoby złożyć papiery, a czas naglił. Ostatnie dni ostro ją wyeksploatowały i straciła kompletnie poczucie czasu. Dlatego koniec końców odpuściła i zdecydowała się na trasę do mieszkania, które podnajmowali. Gregor uznał to za małe zwycięstwo... W końcu Ana będzie mogła zacząć myśleć o sobie... Jej organizm dawał we znaki... Objawy, które miała, nasiliły się w wyniku braku leczenia. Częściej pojawiały się mdłości, zawroty głowy i osłabienie. Dziewczyna też znacznie dłużej sypiała... Akurat to w innych okolicznościach uznane by zostało za dolegliwość negatywną, ale po tym co przeszli... Sen był dla niej niczym antidotum w leczeniu anemii. Pozwalał też nie skupiać się na negatywnym myśleniu i bólu. Zadowolony spojrzał na tacę, gdzie miał przygotowany specjalny zielony koktajl oraz pyszną sałatkę zawierającą dużą dawkę minerałów niezbędnych dla jej lepszej kondycji. Zabrał posiłek i udał się na górę, gdzie planował dokonać przebudzenia partnerki. Zgodnie z jego przewidywaniem... Ciągle spała... Była taka spokojna... Lekko zbliżył się do jej policzka by odgarnąć opadające w nieładzie włosy. Szybki cmok i uśmiech mimowolnie zagościł na jej zmęczonej jeszcze twarzy.
- Przygotowałem śniadanie... Zjemy na tarasie? – uśmiechnął się zachęcająco szatyn, na co przeciągająca się Ana oczywiście się zgodziła, po czym wzięła nałożyła klapki, chwyciła telefon i zajęła miejsce na leżaku. – Kochanie... Twoja bluza... – musnął jej czoło dając wierzchnią garderobę.
Odkąd tylko trafiła do domu, zaczął na nią chuchać i dmuchać... Widziała jego troskę, ale... Czasem wydawała jej się zbyt przesadna. Spojrzała bezradnie na telefon.
- Wciąż nic? – kuknęła na Gregora, mając nadzieję, że chociaż on ma jakieś dobre nowiny ze szpitala w Villach.
- Niestety... – rzekł na co Ana westchnęła.
Minęło już tyle dni... Tyle godzin, a Madlen nadal się nie obudziła... Wzięła szklankę z koktajlem nieśmiało wąchając jego zawartość.
- Co tam wrzuciłeś?
- Bombę witaminową... Szpinak, banan i parę innych magicznych składników.
- Nie lubię szpinaku. – skrzywiła się na myśl o zielonych liściach.
- Skarbie... Spróbuj, zobaczysz nie smakuje to źle... Szpinak ma mnóstwo żelaza, wapnia, witamin. Dba o wątrobę, nerki... – dziewczyna lekko się uśmiechnęła kładąc mu palec na ustach.
- Dziękuję, że tak o mnie dbasz mój prywatny doktorze... Naprawdę to doceniam... – powiedziała zanurzając usta w przygotowanym wcześniej przez ukochanego koktajlu.
Lekki grymas zniknął, kiedy zaczęła się przyzwyczajać do smaku mikstury. Schlieri mimowolnie się uśmiechnął, widząc, że w miarę upływu czasu znika zawartość szklanki. Wstał na moment by wrócić do pokoju. Ana odwróciła głowę w kierunku, gdzie ruszył jej ukochany. Przyniósł zastrzyk... Skrzywiła się na samą myśl.
- Pozwolisz? – cmoknął delikatnie jej rękę, po czym przygotował substancję, którą miał wstrzyknąć. – Wiem, że tego nie lubisz... – musnął ustami miejsce, gdzie miał zrobić nakłucie.
- Gdyby tylko pocałunki mogły leczyć... – zaśmiała się, by po chwili na nowo zmienić wyraz twarzy czując igłę w swojej żyle.
Wiedziała jednak, że tylko bezpośrednie aplikowanie żelaza umożliwi jego szybsze wchłanianie... Nie było zatem innej drogi. Od momentu, gdy wrócili do domu Gregor pilnował więc jej regularnych posiłków i zastrzyków zgodnie z zaleceniem medyka.
- Dzwonił Mario, chciałby się z nami zobaczyć... Zapraszają z Sabine do pizzerii. Pójdziemy? – spojrzał z troską w jej błękitne tęczówki.
- Gregor... Nie obraź się, ale wiesz, że nie bardzo mam ochotę na tego typu spotkania... – westchnęła.
- Właśnie dlatego chcę byś poszła... Odpoczniesz, skupisz się na czymś innym...
- Myślisz, że jest to możliwe? Gregor... Ona tam walczy, a ja mam się bawić? Nie potrafię chyba w ten sposób...
- Jak znam Madlen... Nie chciałaby byś się zadręczała siedząc w czterech ścianach. Chciałaby byś normalnie funkcjonowała... – powiedział dość pewnie.
Dziewczyna jednak się skrzywiła. Czy faktycznie tego by chciała młodsza? Ona sama miała wyrzuty sumienia, że wyjechała... Choć mieli dobre argumenty i chęci... Chodziło o jej przyjaciółkę... Ścisnęła nerwowo dłonie na swoich nogach na myśl, że zgodziła się na wyjazd. W Villach zostali wszyscy... Oprócz niej... Widząc jej zawieszenie szatyn ją przytulił. Wiedział z czym się zmaga... Tęsknota, ból, a przede wszystkim nieopisana bezradność...
- Kochanie... Nikogo nie musisz zapewniać, jak droga jest ci Madlen... Wszystkim nam nie jest łatwo. Ale ona będzie potrzebować twojego wsparcia jak się obudzi. Myślę, że to jej da wyłącznie silna Ana... Musimy tylko teraz nieco o ciebie zadbać...
- Czy ja jestem silna? Naprawdę tak sądzisz? – spojrzała zdołowana w jego tęczówki.
Sama nie miała już takiej pewności. Ostatnie wydarzenia miały na to niemały wpływ.
- No może teraz nieco chwiejna jak chorągiewka Alexa przy machaniu, ale... nadal masz silną osobowość. A jeśli chodzi o ciało... Już ja o nie skutecznie zadbam. – uśmiechnął się zacierając przy tym swoje ręce co mimowolnie sprawiło, że i na jej twarzy przez moment zagościł uśmiech, wymuszony, ale jednak. – Chodź, przygotujemy te papiery na Uniwersytet... – zaproponował w końcu.
- Potem wracamy do domu?
- Oczywiście. – przesłał jej szatański uśmieszek.
W duchu zdecydował, że skorzystają z zaproszenia przyjaciół na wspólny posiłek. Ostatecznie dziewczyna miała prawo odpocząć po trudach minionych tygodni. Może inne towarzystwo pomoże jej nieco odreagować? Być może... wykrzesze nieco uśmiechu, który już dawno nie gościł na jej twarzy. Może przez moment... zapomni? Ana weszła do łazienki wziąć szybki prysznic i się przygotować. Spojrzała w lustro, które ukazało jej sylwetkę... Sama siebie nie poznawała... Była fizycznie wykończona. Dopiero teraz zauważyła, że zaczęła tracić na wadze. Jej oczy były bez wyrazu i zdradzały totalne przemęczenie organizmu. Była bardzo blada, mimo kończącego się lata... Pomrugała oczami próbując wymazać obraz, który dostrzegła... Nie znikał mimo, iż tego bardzo chciała. Chwyciła się mocniej blatu czując szybsze bicie serca... Było źle... Dopiero teraz to zauważyła.
- Ana, wszystko w porządku? – zapukał szatyn, który nie słyszał żadnej akcji w łazience.
- Nic nie jest w porządku... – rzekła cicho wychodząc, po czym zaczęła bardziej nerwowo czesać swoje włosy próbując doprowadzić je do ładu.
- Ana... – chłopak nagle przerwał jej proces. – Już wystarczy... – spojrzał na szczotkę w jej ręku.
Znajdowało się na niej sporo blond włosów, co tylko ją utwierdziło w przekonaniu, że nie jest najlepiej z jej kondycją. Założyła pospiesznie luźniejszą sukienkę. Mimo silnego makijażu postanowiła zabrać ze sobą okulary, by zamaskować swoje denne samopoczucie. W trasie chłopak zobaczył jak dziewczyna tępo wpatruje się w telefon... Tak bardzo chcieliby usłyszeć w końcu dobrą nowinę... Lekko westchnął, po czym zarzucił szybko temat studiów, na które Ana miała składać papiery. Był ciekawy jej wyboru, jednak Ana wymuszając lekki uśmiech postanowiła nie zdradzać kierunku. Sprawnie przyszło jej załatwienie formalności związanych z pozostawieniem dokumentów, ale i rozwiązaniem ewentualnych wątpliwości. Chodziło między innymi o rozliczenie sesji, gdyby przypuszczalnie się dostała. Nie planowała bowiem kończyć kariery, a łączyć życie sportowe z naukowym. Dumna dyrekcja oczywiście się zgodziła prosząc jedynie o podanie, które umożliwi takowe działanie. Z dumą wróciła do auta i zameldowała wykonanie dzisiejszego zadania. Teraz miała nadzieję ponownie odpocząć w swoim łóżku, bowiem tak jak mówił profesor suplementacja żelaza na początku nie należała do najprzyjemniejszych. Tego się spodziewali, gdyż zachodziła ingerencja farmakologiczna w jej organizmie. Gregor jednak ruszył w przeciwnym niż dom kierunku. To mimowolnie sprawiło zmianę nastroju blondynki.
- Gregor... Dlaczego się upierasz? Zobacz jak ja wyglądam... Czuję się jak wrak... – zmarszczyła czoło na myśl o spotkaniu z najbliższymi kompanami szatyna.
- Zobaczysz, jestem pewny, że dobrze ci to zrobi. Innauer na bank uraczy nas anegdotami z przeszłości. Będzie fajnie, zaufaj mi Ana. – zachęcająco się uśmiechnął.
Jednak Ana wciąż nie była pewna czy to dobry pomysł... Nie miała chęci na tego typu spotkania, tym bardziej nie miała też głowy na rozrywki. Z drugiej strony... Może miał rację? Przecież to nie stan żałoby... Madlen żyła, a z kolei Gregor bardzo się starał... Postanowiła więc zgodzić się na ten wypad. Chłopak nieczęsto miał okazję bywać w domu, a co za tym idzie bawić się z najbliższymi przyjaciółmi. Dzięki znajomości z nią był tutaj ostatnio bardziej gościem... I choć mieli wolne, to minione miesiące... nie sprzyjały wizytom w tym rejonie. Miał prawo liczyć, że w końcu nadrobi stracony czas ze znajomymi. Ostatecznie po przemyśleniu sprawy się zgodziła uznając, iż jest to odpowiedni przejaw wdzięczności wobec jego osoby, za to, że po prostu był...
- Dobrze Gregor... Pójdę tam z tobą...
Szatyn uśmiechnął się na myśl o kilku przyjemnych momentach z bliskimi sobie ludźmi. Z dala dostrzegli uśmiechniętą czwórkę przyjaciół czekających na Ane i Gregora.
- Witamy zakochane Schlierenzauery! – z nadmierną euforią i uśmiechem na ustach powitał ich Mario.
Po serdecznym przyjacielskim uścisku spojrzał na blondynkę, która wyraźnie była nie w sosie.
- Ana, cóż to za smutek na twarzy? Przecież nikt nie umarł...
- Jeszcze, bo wszystko może zmienić się przy tym stole. – dodał śmiejąc Arthur.
Ana zacisnęła swoje ręce... Co prawda panowie nie znali sytuacji z jaką przyszło się im mierzyć, ale... Myśl o śmierci... Sprawiła, że przez moment stanęła jak wryta... Dlaczego właściwie o tym teraz pomyślała? Czyżby... Coś miało się zmienić? Niepokój i nieprzyjemny chłód zalał jej ciało. Spojrzała na Gregora i po chwili gwałtownie wyszła na taras pizzerii. Panowie spojrzeli zaskoczeni na siebie, by po chwili skierować swój wzrok na Gregora. Ten wzruszył ramionami i ruszył w kierunku ukochanej, która nerwowo trzymała barierkę od tarasu.
- Ana... – chwycił ją za dłoń Gregor.
Dziewczyna lekko ją odtrąciła. Wiedziała, że to spotkanie nie będzie czymś dobrym w obecnej sytuacji. Chłopak ponownie spróbował odwrócić ją w swoim kierunku. Spojrzała w jego brązowe tęczówki. Od razu dostrzegł jej ból.
- Chcesz wrócić do domu? – spytał dość niepewnie.
Ana pokiwała przecząco głową, dając jednocześnie do zrozumienia partnerowi, że potrzebuje chwili na dojście do siebie... W samotności... Chłopak wrócił więc do śmiejących się towarzyszy. Ona w tej samej chwili złapała kilka głębszych oddechów. Dlaczego jej optymizm gdzieś uleciał? Wyjęła na szybko lusterko i poprawiła lekko rozmyty już makijaż. Postanowiła odgonić nieproszone myśli i mimo wszystko zatracić się w przyjacielskiej pogadance. Tylko jak miała się śmiać, gdy kołowrotek życia zapodaje, póki co same negatywne wiadomości? Z westchnieniem przykleiła sztuczny uśmiech i ruszyła do stolika, gdzie siedzieli całą piątką. Po szybkim zapoznaniu się z dziewczynami skoczków, Ana zajęła miejsce obok partnera.
- W końcu mamy okazję się spotkać i bliżej poznać. – uśmiechnęła się szczerze dziewczyna Arthura.
- To zdecydowanie lepsze niż słuchanie opowiadań. Mam nadzieję, że teraz będzie częściej okazja się zobaczyć, bo słyszałam, że przenosisz się do Innsbrucka? – spytała Sabine. – Coś czuję, że niedługo w moim stanie podróżowanie będzie coraz cięższe, więc ciocia Ana na miejscu byłaby skarbem. – dodała dotykając coraz mocniej widoczny ciążowy brzuch.
- W sumie... To już jestem przeniesiona. Sprawy klubowe załatwione, dokumenty na studia złożone, dorobek życia przewieziony... – uśmiechnęła się spoglądając ukradkiem na brzuch Sabine.
I pomyśleć... Że jeszcze chwilę temu mieli razem cieszyć się macierzyństwem... Lekko ścisnęła dłonie na udzie by nie dać po sobie poznać, że widok rozpromienionej dziewczyny jej nie rusza. Nie umknęło to jednak uwadze Gregorowi, który chwycił pod stołem jej rękę na znak swojego wsparcia.
- No to można wznieść toast za nową obywatelkę miasta! Czy można poprosić o pięć piwek i jedna lemoniadę dla przyszłej mamy? – zapytał kelnera Mario.
Chłopak obsługujący ich rewir skinął twierdząco głową. Już miał się cofnąć by zrealizować zamówienie, jednak Ana go powstrzymała.
- Dla mnie zamiast piwa również poproszę lemoniadę... – jej decyzja wywołała lekkie poruszenie przy stoliku.
Mario spojrzał na Gregora, na co ten również wzruszył ramionami. Nie chciał ruszać tematu zdrowia Ane dopóki sama się na to nie zdecyduje. Widok skonsternowanych facetów sprawił mimowolny uśmiech na jej twarzy, ale nie chciała się uzewnętrzniać ze swoimi problemami i psuć atmosfery spotkania.
- Ale... Chyba nie chcesz powiedzieć, że... – uniósł brew Mario, co blondynka zwieńczyła zabójczym spojrzeniem.
Wiedziała co chodzi mu po głowie... Ale ledwo stracili jedno dziecko... Nie planowali ponownie, póki co powiększać rodziny... Co więcej Ana nie pozwalała Gregorowi na zbyt wielkie zbliżenia.
- Mario... Odrobinę wyczucia... – pacnęła go z łokcia Sabine, jednoczenie przepraszająco spoglądając na Ane. – Oho... Junior zaczyna imprezę razem z nami. – uśmiechnęła się dotykając brzucha co pozwoliło dość szybko zmienić temat ewentualnej ciąży skoczkini.
- Jak się czujesz Sabine? – postanowiła zagaić przyszłą mamę Ana.
- Dziękuję, już jest dość dobrze, choć... W tym trymestrze coraz ciężej się poruszać. – zachichotały głośniej by przez moment oddać się miłej pogawędce na temat przygotowań do porodu przyszłej mamuśki.
Sabine pokazała dziewczynom kilka rzeczy, które nabyła na czas przyjścia malucha na świat. Panowie natomiast powzięli dyskusję na temat olimpiady i coraz większej rywalizacji w kadrze.
- Jeszcze trochę i będziemy witać malucha, jak myślisz Ane, uda nam się zorganizować baby shower na cześć małego Innauera i jego mamuśki? – spytała Eva patrząc na skoczkinię.
- Oczywiście, że się postaramy... – spojrzała ciepło na Sabine.
Dziewczyny przez moment pośmiały się z różnych pomysłów na tego typu imprezę, ale... Widok ciągle śmiejących się pań był nie na rękę panom. W końcu przyszli tu w szóstkę...
- No dobra, to o czym teraz pogadamy? – spytała Eva próbując włączyć się w dyskusję z panami.
- Tylko błagam... Nie o skokach. – zaśmiała się Ana na widok wyszczerzonych panów.
Przy stole siedziały cztery gwiazdy tego sportu, więc... Nie dziwota, że się na nim dłużej zatrzymali. Największy ubaw mieli z Maria, który... Miał znacznie bardziej przechlapane, jeśli chodzi o kadrę, bo z nią związany jest jego ojciec. Co więcej... Ktoś kto sam skakał i osiągał lepsze wyniki miał też większe oczekiwania wobec syna.
- No dobra, zejdźmy z mojego biednego blondaska... Bo widzę, że się chłopak nam nabzdyczył... – stanęła w jego obronie Sabine za co ten pozwolił skraść jej szybkiego cmoka w policzek. – Ana jak poznałaś Gregora? Bo że ta trójca harpaganów... Zna się ze Stams, to my wiemy. – zaśmiała się przyszła mama na myśl o wielu historiach, które już usłyszała od swojego partnera.
- Mam was zaskoczyć? – zachichotała Ana spoglądając czule na Gregora co również chętnie odwzajemnił, a po chwili głośniej się zaśmiała na myśl tego co ma powiedzieć. – Na skoczni... Arthur, pamiętasz ten dzień? – spojrzała wymownie na skoczka, którego sama poznała tego samego dnia co ukochanego.
- Cóż... Nasz szanowny Gregor miał mocne wejście do kadry... Chyba się nieco w niej mocno rozgościł, bo mnie wysiudał. – obdarzył go lekko groźnym spojrzeniem co spotkało się z falą śmiechu przy stole, tym bardziej, że szatyn tak się zadomowił w drużynie osiągając wszystko co było praktycznie możliwe. – Przybył młodzik... Nieopierzony i poznaje drużynę... Widzi same tuzy skoków narciarskich... – od razu po tych słowach otrzymał kuksańca od Gregora.
- Nie schlebiaj sobie Arthur nie schlebiaj... Do tuzy ci sporo brakuje!
- Dobrze prawi, polać mu! – dorzucił swoje trzy grosze Mario, ciesząc się, że może sam teraz nieco podroczyć się z kumplem.
- Wracając do tematu... Nasz kochany Gregorek usłyszał, że Ana ma nazwisko Morgenstern... – dziewczyny spojrzały niezrozumiale na opowiadającego chłopaka, przecież nie było w tym nic nadzwyczajnego.
Widząc ich skonsternowane twarze blondynka się uśmiechnęła.
- Pomyślał, że jestem żoną Thomasa... – skończyła przedłużającą się historię Ana.
Przy stole ponownie rozległ się śmiech, a parka postanowiła uraczyć obecnych odpowiedziami na inne nurtujące ich pytania apropo skocznego związku. To oczywiste znacznie bardziej kręciło damską grupą rozmówców.
- Ale ja naprawdę myślałem, że Morgi ma dwie siostry... – odparł w samoobronie szatyn.
- I chyba nie żałujesz, że poznałeś trzecią siostrę, która w cudowny sposób ci się objawiła? – pomrugała kokieteryjnie Ana, doskonale znając odpowiedź na to pytanie.
Jego jedno spojrzenie wystarczyło by miała co do tego pewność. Dziewczyny widząc ten uroczy obrazek wydały krótki jęk zachwytu. Chociaż wiele w minionym czasie już razem przeszli, miłość zawsze spajała mocniej ich związek. Przez chwilkę znowu weszli na temat kontuzji Arthura i jego rehabilitacji. Choć uraz zniknął, ból nadal był. To z kolei przekładało się na motywację młodego skoczka... Zaczynało jej brakować bowiem... Nie wiedział czy powrót na skocznie z bólem to dobry pomysł... I czy w ogóle jest na to szansa.
- To sporo nas łączy Arthur... Ja też czuję się na chwilę obecną bezsilna... Mogę tylko czekać i czekać... Cholera jasna! Ile można czekać!
Czas i cierpliwość... Te dwa słowa wyjątkowo źle się jej ostatnio kojarzyły... Najpierw "czas leczy rany", "Czas jest dobry na wszystko", "Dajmy Madlen trochę czasu..." I na koniec "Czekamy na to co będzie dalej..." Pieprzony czas! Dziewczyna poczuła jak wszystko w niej na nowo wzbiera. Zaskoczeni przyjaciele spojrzeli na Gregora wyczekując odpowiedzi o co tak naprawdę chodzi jego partnerce. Widząc to, sama postanowiła wyjawić w końcu prawdę o tym co się dzieje obecnie w jej życiu.
- Po pierwsze nie mamy wciąż zgody na igrzyska, które są naszym marzeniem... Nie opuszczam broni, ale... Teraz pojawiły się kolejne nowe okoliczności, które być może sprawią, że już nie wrócę na skocznie. Mam silną anemię, dlatego nie piję alkoholu, ale i nie skaczę... Jest mi z tym dziadowsko źle... A teraz... Przepraszam na moment... – wypuściła nerwowo powietrze postanawiając wyjść szybko na powietrze.
Miała nie psuć tego dnia, a tymczasem... Czuła, że właśnie popsuła miłą atmosferę, którą mieli przy stole. Temat skoków... Na chwilę obecną nie należał dla niej do tych ulubionych... Koniec końców, poświęciła im swoje życie... A ono co z nią robiło? Bawiło się w najlepsze... Być może na zawsze będzie musiała odłożyć narty... I coraz gorzej było jej przełknąć tę myśl. Dodatkowo sytuacja Madlen... To wszystko było takie kruche... Ciężkie do zniesienia. Przy stole się śmieją, a ona tam... Walczy o życie. Wzięła głęboki wdech, wydech by się nieco uspokoić. Choć pragnęła normalności... Na chwilę obecną jej nie było. Za dużo się działo... Postanowiła, że wróci do stolika, ale nie na długo bowiem nastrój na dalszą rozmowę zupełnie przepadł.
- Ana, nie łam się, jesteśmy przekonani, że dasz radę wygrać i tą walkę. – położył rękę na jej ramieniu Mario na znak wsparcia z ich strony.
Dziewczyna oddała mu słaby uśmiech. Gdyby to tylko o anemię chodziło... Najgorsze było to czekanie... Bezsilność, zarówno w wypadku jej, jak i jej przyjaciółki.
- Tylko pamiętaj by się nie poddawać. Śmiem twierdzić, że damskie skoki sporo zyskały dzięki twojej obecności... Co do Olimpiady... Macie jakiś pomysł jak dalej zwalczyć z tą dyskryminacją? – spytała Sabine.
Widok jednak zawieszonego Gregora i niemniej przez moment wyciszonej Ane sprawił, że nastała przez moment dziwna cisza.
- Ziemia do Gregora, jak nas słyszysz? – pomachał mu nieco przed oczami dłonią Arthur.
Widać było, że dwójka ta wyjątkowo stała się dość nieobecna.
- Ana, podmieniłaś nam przyjaciela? – próbował zażartować Mario.
- Gregor... Się po prostu martwi... Za dużo się ostatnio dzieje, bym jeszcze mogła myśleć teraz o Olimpiadzie. Choroba i... To co się dzieje z Madlen pokazuje, że niczego nie można być pewnym... – westchnęła, czując jak z oczu zaczynają spływać ponownie łzy.
- Co z Madlen?! – nieco bardziej emocjonalnie zareagował Mario słysząc imię najdroższej przyjaciółki skoczkini.
- Ana... Miałaś o tym nie myśleć... – pokręcił przecząco głową Gregor.
Myślał, że wyjście na miasto pozwoli jej głowie złapać nieco wytchnienia, a tymczasem znów zjawił się temat, który wywoływał potok łez, fale negatywnych myśli i bólu... W czasie, gdy Gregor dłonią sunął po policzku Ane, Sabine spojrzała na dziwne zawieszenie swojego chłopaka... Postanowiła więc szybko go podpytać o to kim jest dziewczyna, o której mówiła skoczkini. Chłopak oczywiście skupił się na przyjaźni blondynek, nie na tym w jakim kierunku galopowało jego serce w przeszłości.
- Ana... Co z Madlen? – ponowił swoje pytanie blondyn.
- Lena... – blondynka poczuła jak wszystko w niej się gotuje.
Jak komuś powiedzieć, że dziewczyna walczy o życie? Jak samemu to zaakceptować? To było... Takie trudne... Jeszcze teraz, tym bardziej że nie byli obok. Dziewczyna zaczęła kurczowo ściskać serwetkę znajdującą się obok talerza. Łzy na nowo zagościły w kącikach oczu.
- Gregor co się dzieje? – nieco bardziej nerwowe ruchy zaczął wykonywać blondyn, który skrycie kochał się w przyjaciółce Ane.
- Madlen miała wypadek... Jest w szpitalu... Niestety wciąż pozostaje w stanie śpiączki... – powiedział Gregor, na co Mario poczuł jakby dostał obuchem w głowę, Ana natomiast ponownie wstała od stołu i pognała na taras.
To było dla niej zbyt wiele... Mierzyć się na nowo z tym tematem... Tak bardzo by chciała obudzić się z tego koszmaru. Duszność stała się nie do wytrzymania, nerwowe kołatanie serca również. Znowu zaczęła płakać... Pękła... W dosłownie sekundę tuż obok niej zjawił się Gregor, delikatnie masując jej plecy. Od razu odwróciła się wtulając mocniej w jego tors.
- Przepraszam... Jestem do bani przyjaciółką, do bani kobietą... Gregor... Przepraszam, schrzaniłam nasz dzień... Ale jak długo to będzie trwać? Co jeśli ona... Naprawdę się nie obudzi? Co wtedy będzie z Thomasem? Co ze mną? – zaczęła intensywniej gestykulować wyrażając tym samym targające nią emocje.
- Ana... Nie myśl o tym... Wszystko będzie dobrze, już spokojnie... – próbował nieco ukoić jej skołatane nerwy chłopak.
To była dla nich wyjątkowo ciężka sytuacja... Każdy z nich to przeżywał, a najgorsza była bezradność i przedłużające się oczekiwanie na cud... Całej sytuacji przyglądał się stojący u wejścia na taras Mario. Czuł, że w środku wewnętrznie się gotuje. To co usłyszał od przyjaciół dogłębnie nim wstrząsnęło... W końcu Madlen należała do bliskich jego sercu osób... Bliższych niż Sabine, która oczekiwała jego dziecka... Postanowił zbliżyć się nieco do parki Schlierenzauerów dopytać o szczegóły zdarzenia.
- Gregor... Jak do tego doszło? Co się stało?
- Madlen jechała do szpitala... Kristina zaczęła rodzić... Uderzył w nią mężczyzna, który miał zawał... Nie odniosła większych obrażeń, ale potem... Miała operację, bo pękła tętnica czy coś takiego... Od tamtej pory eh...
- Jak długo to trwa? – wydusił z trudem chłopak.
- Będzie tydzień... – Ana na nowo poczuła jak gula rośnie silniej w gardle.
Serce po raz kolejny zaczęło niespokojnie bić. Z każdym dniem było jej coraz ciężej być silnym dla Madlen... Oczywiście medycyna zna przypadki, kiedy ludzie w dłuższej śpiączce się budzili... Ale dla Ane tydzień czasu był jednak jak wieczność, a telefonu z dobrą nowiną wciąż nie było. Mario zbliżył się do dziewczyny dołączając do masowego przytulasa.
- To silna kobieta... Wyjdzie z tego... – rzekł pewnie Innauer.
Czując wibracje telefonu, Ana odskoczyła od chłopaków. Nerwowo przeciągnęła zieloną słuchawkę i drżącymi rękoma trzymając telefon zaczęła prowadzić rozmowę.
***
Kilka następnych dni Thomas spędził nadal w szpitalu, wychodząc tylko by się odświeżyć lub ewentualnie załatwić jakieś sprawy związane z wypadkiem. Na całe szczęście, wszystko z samochodem było już ogarnięte. Ubezpieczyciel miał pokryć szkody i w całości zwrócić pieniądze za kasację. Morgi miał nadzieję, że nikt już nie będzie mu tym zawracał głowy. Zmierzał właśnie do szpitala z wielkim bukietem słoneczników, prawie jak co rano. I prawie jak co rano przeprowadził nerwową rozmowę z dziennikarzami, którzy koczowali pod budynkiem czekając na jakieś wiadomości. Thomas nie miał siły na walkę z nimi… to była walka niczym z wiatrakami. Pismaki szukały sensacji i ciężko było ich się stąd pozbyć. Odbył rozmowę prawie z całym personelem szpitala prosząc by wiedza na temat stanu Madlen nie opuściła murów budynku. Z tego co się orientował, tak właśnie było. Był więc niezmiernie wdzięczny wszystkim pracownikom szpitala. Dlatego z uśmiechem przekroczył jego próg i w radosnych podskokach zmierzał do sali, w której leżała Madlen. Nie przebywała już na OIOMie, ponieważ jej życie nie było już zagrożone. Co prawda nadal znajdowała się w śpiączce, ale wszystkie parametry były w normie. Stąd przenosiny do zwykłej sali, gdzie mogli ją odwiedzać również inni niż tylko sama rodzina. Thomas miał dziś dobre przeczucia… Dziś miał być ten dzień. Dzień, kiedy dziewczyna w końcu się obudzi. Z pogodnym nastawieniem witał mijanych sobie ludzi wesołym „Dzień dobry” będąc już doskonale przez wszystkich znanym. Niejedna młoda pielęgniarka patrzyła na niego rozmarzonym wzrokiem bądź z dziwną tęsknotą, bowiem Thomas były jednym z nielicznych tak wytrwałych mężczyzn, którzy trwali przy ukochanej… dzień i noc.
- Dzień dobry śpiochu! – zaświergotał wchodząc energicznie do środka.
Madlen znajdowała się w takiej samej pozycji w jakiej ją zostawił nad ranem. Wyjął lekko uschnięte kwiaty z jednego wazonu, po czym wymienił wodę i włożył do niego świeże słoneczniki.
- Lena, dziś jest naprawdę piękny dzień. – zaczął opowiadać i rozglądać się po sali, w celu ustalenia, które wiązanki potrzebują wymiany wody.
Koniec końców, kwiatów dziewczyna miała pod dostatek.
- Wydawało mi się nawet, że dziennikarzy jest jakby mniej… - powiedział i stanął nagle jak wryty.
Patrzył na Madlen szeroko otwartymi oczami i nie mógł uwierzyć w to co widzi… Dziewczyna z cichym pojękiwaniem dotykała swojej głowy, która najwyraźniej bardzo ją bolała.
- Madlen… - szepnął rozemocjonowany i dopadł do jej łóżka przyklękając na jedno kolano.
- Moja głowa… - wycharczała dziewczyna z niemałym wysiłkiem.
Thomas wstał na baczność, czując jak jego serce przepełnia radość. Ręce zaczęły mu się niespokojnie trząść i biegiem wyskoczył z pokoju szukając pomocy.
- Obudziła się! – krzyknął do pielęgniarek w dyżurce. – Szybko! Wzywajcie doktora Mosera! – zawołał uśmiechnięty od ucha do ucha, po czym z powrotem pomknął w stronę sali, gdzie do życia budziła się Madlen.
Dziewczyna natomiast była całkowicie zdezorientowana. Otworzyła oczy, ale od razu je zamknęła czując jak nieprzyjemne światło neonowej lampy drażni jej tęczówki. I ten okropny ból głowy… Co się stało… Gdzie ona jest… Spróbowała przekręcić głowę, w efekcie czego poczuła jeszcze mmocniej przeszywający ból skroni. Suchość w ustach była tak nieprzyjemna, a usta spuchnięte, że nie było mowy o przełknięciu śliny tym bardziej o wypowiedzeniu choćby słowa… Powoli, na wpółprzymkniętych powiekach rozejrzała się po jasnym pomieszczeniu. Skąd się tu wzięła… Co to za miejsce… Przecież była… właśnie, gdzie ona była? Nic nie pamiętała… W zgięcie łokcia miała wbitą plastikową rurkę, która przy próbie poruszenia ręką ostro zakuła. O Boże… to chyba szpital. Ale dlaczego? Jak? I co to za chłopak… Nagle do pomieszczenia wszedł doktor Moser, który nakazał Morgiemu pozostać za drzwiami. Blondyn niespokojnie usiadł na krześle zaciskając mimowolnie kciuki. Po chwili doszedł do wniosku, że musi wszystkim dać znać o zaistniałej sytuacji.
***
Chwilę później Ana zaczęła się osuwać po barierce i mocniej płakać. Gregor podejrzewając najgorsze od razu kucnął do jej pozycji.
- Ana, co się stało?
- Musimy natychmiast jechać do Villach... Madlen... Ona się obudziła! – zarzuciła mu mocno ręce na szyję i się głośno zaśmiała.
- To wspaniale! – krzyknęli jednocześnie Gregor z Mariem. – Jutro ruszamy w trasę... Dziś już piłem, nie mogę prowadzić. – zarządził szatyn.
- Dzisiaj, zaraz... Już... – powiedziała Ana.
- Kochanie, ale to długa trasa... Powinnaś mieć zmiennika, jesteś osłabiona... Możesz być zmęczona...
- Poradzę sobie Gregor! Ja chcę już ją zobaczyć... Boże... Nareszcie! – szybko pożegnali się z przyjaciółmi szatyna i udali się w kierunku samochodu Gregora.
Nagłe pojawienie się Maria zaskoczyło ich dwójkę.
- Czy ja... Mogę jechać z wami? Arthur odwiezie Sabine do domu... – parka spojrzała porozumiewawczo na siebie słysząc pytanie chłopaka.
Jednak doskonale wiedzieli, że stara miłość nie rdzewieje... Ostatecznie skinęli głowami uznając, że nie ma nic niestosownego, że chce zobaczyć się z przyjaciółką. Byli pewni, że relacja z Sabine jest już na innym poziomie, niedługo mieli powitać swoje dziecko więc... Nie powinien mieć już etapu wzdychania do niedoszłej partnerki.
- Wskakuj blondasku, muszę tylko wskoczyć do domu po zastrzyki i możemy lecieć w trasę... – rzekła pewnie Ana przejmując kluczyki od Gregora.
Nie kalkulowała, pragnęła jak najszybciej znaleźć się w Villach. Ruszając z piskiem opon czuła, jak wracają siły... Pobudka Madlen dała jej wiarę, że w końcu nadejdą lepsze dni.
~~~
Witajcie :)
Przybywamy nareszcie z delikatnie bardziej pogodnym rozdziałem, mimo że jego początek wcale tego nie zapowiadał. Śpiąca Królewna nareszcie się obudziła wlewając w serca rodzeństwa Morgensternów nieco więcej radości. I Gregor za sprawą swoich przyjaciół jakby na chwilę odżył... Pojawienie się Maria, miła niespodzianka czy już o nim zapomniałyście? xD
Dziękujemy za docenienie postawy Kristiny pod ostatnim rozdziałem :) Dziewczyna naprawdę się zmieniła :) Z resztą... kto w tym opowiadaniu się nie zmienił ;D Chyba każdy uległ delikatnej metamorfozie. Czy na lepsze? Nie nam to oceniać :)
No dobrze... co w następnym rozdziale? Zapewne więcej Madlen :D Dziewczyna nareszcie będzie mogła dojść do głosu. Zatem uzbrójcie się w cierpliwość, bowiem nie znacie dnia ani godziny kiedy nowa notka się pojawi ;D
Do poczytania!
Ania&Madziusa <3
Kochane :-D
OdpowiedzUsuńO boże wreszcie pojawił się promyk słońca, po ostatnich smutnych rozdziałach 😊
Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę że nasza śpiąca królewna wreszcie się obudziła… Liczę, że będzie już z nią tylko dobrze i wypadek z śpiączką nie zostawiają jakiś zdrowotnych konsekwencji…
Teraz czekam na moment gdy Lenka pozna małą Lily 😊
Czy zapomniałam o Mariu? Oczywiście, że nie. Czy cieszę się, że się, że się pojawił? Oczywiście, że tak kochane :D
Fajnie, że Greanna spotkała się z nim i resztą…
Aczkolwiek bardzo, ale to naprawdę bardzo martwi mnie stan zdrowia Anne… Wiem, że ona jest silną osobą, ale jednak nie wiem czy nie za dużo na nią ostatnio spadło…
Mam nadzieję, że dla niej też wreszcie zaświeci słońce i, że wyniki badań nie potwierdzą tego najgorszego scenariusza…
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział
Pozdrawiam <3
BU$KA <3 :D
Hej hej :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze super i pełen emocji. Ana przy wsparciu Gregora radzi sobie naprawdę dobrze patrząc na to ile na nią spadło w ostatnich czasach - cieszę się, że Gregor jest dla niej dużym oparciem i jednak trochę stawia na swoim, nie pozwala się dziewczynie zamknąć w szczelnej skorupie, tylko działa - takie spotkanie się dziewczynie przydało choć na pewno nie było też proste ze względu na obecność Sabine, która jest w ciąży. Ale ma wrażenie, że Ana coraz lepiej radzi sobie z tym, że oni z Gregorem stracili swoje maleństwo - pokazują to sytuacje z Sabine, z narodzinami Lily - na nich też przyjdzie właściwy czas.
Nareszcie dobre wieści - Lena się budzi, ale oczywiście nie mogło być za wesoło i za słodko i jedno zdanie już sieje pewną niepewność co do dalszych losów obecnej pacjentki, a do tego jeszcze pojawienie się Mario - pytanie jak taka mieszanka może się rozwinąć. Nie zmienia to faktu, że wierzę, że w końcu dla wszystkich zaświeci słońce w pełnej krasie i oczywiście czekam na zapoznanie z Lily :)
Jak zawsze czekam na ciąg dalszy, pozdrowienia :)