W sobotę Ana nerwowo kręciła się po pokoju. Wciąż biła się z myślami apropo wylotu do Kanady. Postanowiła, że najlepszym wyjściem z całej sytuacji będzie spotkać się z profesorem i omówić cały schemat działania. Chociaż brała zastrzyki, nie do końca czuła się po nich dobrze. Myśl o tym co miało dziać się na drugiej półkuli... Zdawała się czasem wygrywać z rozsądkiem. Koniec końców była wiodącą postacią skoków kobiet, więc chciała być obecna w miejscu, gdzie miała toczyć się walka o jej sportowe marzenia. Tylko pytanie czy fizycznie jest to wykonalne. Wyników biopsji również wciąż nie było, zatem zdecydowała się na konsultacje z Rotschildem wcześniej niż planowała. Na wszelki wypadek zaczęła pakować torbę, którą miała zabrać ze sobą gdyby jej lot w najbliższym czasie był możliwy.
- Ana... Zawsze cię wspieram... Ale czy jest sens się pakować? Wydaje mi się, że powinnaś odpuścić ten lot... Przecież one wiedzą, że ciebie nie będzie... – powiedział delikatnie Gregor.
Ostatnie dwa dni minęły im na trudnych dyskusjach apropo wyjazdu. Ana nie należała do osób, które łatwo odpuszczają co niestety dało we znaki samemu szatynowi.
- Gregor... One znają sytuację w momencie, gdy byłam w ciąży... Ja nie chcę mieć poczucia, że czegoś nie zrobiłam, mimo że mogłam... Myślę, że w skokach ważne jest mocne uderzenie, poczucie jedności jako jedna wielka drużyna... Kochanie, to też walka o nasze wspólne cele i marzenia... – westchnęła na myśl tego co mogło nie być ich udziałem.
- Mam wrażenie, że jednak w duchu podjęłaś decyzję... Że jest to silniejsze od ciebie Ana... Martwię się... Czy naprawdę nie możesz tego przemyśleć? – spytał nieco zrezygnowany.
- Doceniam twoją troskę, naprawdę... I uwierz gdybym podjęła już decyzję to... Lot już by trwał. Nie byłabym w Austrii, a jednak ciągle jestem na lądzie... Boję się tak jak ty, dlatego idę do profesora omówić kwestię Kanady. – powiedziała zajmując miejsce na jego kolanach.
Uniosła lekko jego podbródek by ich spojrzenia mogły się na nowo skrzyżować. Dostrzegła jak bardzo mu zależy na jej pomyślności. Mimowolnie lekko się uśmiechnęła, na myśl jakim uczuciem ją darzy. To było wprost wymalowane na jego twarzy...
- Jestem prawdziwą szczęściarą, że mam cię za partnera... Obiecuję, że nie zrobię nic wbrew decyzji profesora... Bardzo cię kocham... – czule musnęła jego wargi.
- Gdyby tylko w sądzie mogli puścić twoje wystąpienie online... Może nie miałabyś takich dylematów... – powiedział chłopak.
- Czytałeś? – spytała zaintrygowana.
- Czytałem i słyszałem jak ćwiczysz. Jesteś naprawdę dobra. Może powinnaś złożyć papiery na prawo i zostać adwokatem? – zaśmiał się skoczek.
Ana pokręciła ze śmiechem głową. Po raz ostatni pocałowała partnera i ruszyła z nim po auto. Musiała stawić czoło służbie zdrowia i wsłuchać się w głos osoby, która będzie doskonale wiedzieć co powinna zrobić. Trasa do Kanady nie znaczyła bowiem podróży trwającej pół godzinki... To podróż samolotem, zmiana strefy czasowej, a co za tym idzie całego systemu funkcjonowania organizmu. Ostatnia trasa do Vancouver podczas sezonu dała jej solidnie popalić pod każdym względem. Teraz w czasie, kiedy zmagała się z anemią mogła jeszcze gorzej tam funkcjonować. Z drugiej strony... To mogłaby sporo pomóc. Odciągnęłaby uwagę od minionych problemów i trosk, skupiłaby się na walce o marzenia... Nie musiałaby myśleć cały czas wyłącznie o zdrowiu, zastrzykach, badaniach i widmie nowotworu. Najważniejsze jednak było to, że czuła, iż tam jest jej miejsce. Może brzmi to śmiesznie, ale koniec końców była mistrzem całego sezonu... A słowa Gregora, że ma mocne argumenty... Tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że winna być w Vancouver i walczyć! W końcu nazywa się Morgenstern, a to nazwisko, zobowiązuje! Była przede wszystkim aktywnym zawodowo sportowcem. Sytuacja, na którą mogła nie mieć wpływu, ją przytłaczała... A po minionych wydarzeniach i stresach, czuła, że powinna odpocząć... Zmienić otoczenie i wrzucić na luz po takiej kumulacji. Tylko pytanie czy dane jej będzie o to zawalczyć? Jedyną odpowiedź mógł dać profesor, człowiek, który teraz czuwał nad jej stanem zdrowia. Parkując pod kliniką westchnęła. Pragnęła udziału w batalii, która być może odmieni bieg historii. W końcu kobiety podniosły głos, zapragnęły walczyć o swoje, a na ich czele mogła stać ona. Czuła dumę, że dziewczyny mają do niej zaufanie, ale musiała brać pod uwagę różne opcje. W tym momencie najważniejsze było jej zdrowie i jakakolwiek szansa, że będzie mogła powrócić do skoków. Póki co, gwarancji tego nie miała... Jednego była jednak pewna, igrzyska powinny łączyć, a nie dzielić, a tymczasem... Panowie mogli skakać, one nie... Dlaczego? Tego nikt nie umiał wyjaśnić. MKOL twardo stawiał na swoim, tak jakby męski głos był bardziej znaczący... Mieli okazję reprezentować swoje kraje od samego początku w 1924 roku, teraz miały odbyć się igrzyska w roku 2010. Czy kobiety niewystarczająco długo czekały na swoją szansę? Do gabinetu weszła z nadzieją, że będzie mogła uzyskać odpowiedź twierdzącą na swoje wątpliwości. Zostawiła partnera za drzwiami gabinetu profesora i udała się na spotkanie z przeznaczeniem.
- Ana Morgenstern, co ciebie sprowadza w moje skromne progi? Siadaj, przy okazji zadzwonię gdzie trzeba, może uda się uzyskać dostęp do twojego wyniku... Mają szalone opóźnienia w tych laboratoriach, a przyznam, że wolałbym wiedzieć na czym stoimy... – pokręcił głową wyrażając swoją dezaprobatę.
- Czyli ciągle czekamy? – westchnęła bezradnie, miała nadzieję, że w końcu temat możliwego nowotworu się zamknie, a tymczasem... życie dalej z nią pogrywało, dalej nic nie wiedzieli. – Tak naprawdę chciałam spytać o inną kwestię... – widząc jego pytające spojrzenie postanowiła od razu ruszyć do meritum. – Czy jest taka możliwość bym w obecnym stanie poleciała do Kanady na rozprawę? – rzuciła szybko.
Profesor zsunął lekko okulary i spojrzał ze zdumieniem na dziewczynę. Chcąc nie chcąc doskonale wiedział z kim przyszło mu się spotkać. Ana niejednokrotnie dawała pokaz swojej ambicji, determinacji, ale jeśli chodzi o zdrowie... Cóż... Bywała trudnym pacjentem, więc wziął głęboki oddech by nastawić się na dalszą rozmowę.
- Ana, Ana jak zawsze jesteś niecierpliwa... Powiedz mi najpierw jak się masz po ostatnich badaniach? Jak się czujesz po zastrzykach? – spytał medyk z wyraźną troską.
Dziewczyna ponownie westchnęła na myśl o dłuższej rozmowie z lekarzem. Widząc jej zawahanie ruszył z kolejną serią pytań.
- Więcej wypoczywasz? Dieta trzymana?
- Profesorze... W dniu biopsji moja przyjaciółka miała poważny wypadek... Długo pozostawała w śpiączce... Doszły kolejne stresy, mniej snu... Jeśli mam być uczciwa to leczę się nieco krócej... Chciałabym powiedzieć, że czuję się dobrze, że czuję wyraźną różnicę, ale tak nie do końca jest...
- Doceniam szczerość Ana. Opowiesz jak się przyjmuje żelazo?
- Tak jak profesor mówił, zastrzyki są szokiem dla organizmu... Więcej mdłości, nudności, zawrotów głowy. Serce też często wariuje. Co do diety, cóż... Mam świetnego partnera, Gregor dba o wszystko. Profesorze... Wciąż nie usłyszałam odpowiedzi na moje pytanie... – rzuciła wyrażając swoje zniecierpliwienie blondynka.
Lekarz momentalnie westchnął. Dziewczyna mimowolnie się skrzywiła. Widziała po jego zachowaniu, że nie będzie zgody. Odwlekał odpowiedź w czasie, wszystko skrupulatnie weryfikował... Czy gdyby miał się zgodzić tak by wypytywał?
- Ana... Potrzebujesz więcej czasu. Wiem dlaczego zależy ci na locie do Kanady, ale niestety nie możesz lecieć... Nie w tym stanie zdrowia. Mógłbym ci szeroko opisać dlaczego to niewykonalne, ale pewnie nie do końca zrozumiesz medyczną gadaninę więc oszczędzę ci szczegółów. W skrócie, najszybciej zrozumiesz gdy powiem ci, że jest to zbyt niebezpieczne dla twojego serca. W locie serce próbuje zrekompensować niedobór tlenu przez co intensywniej pracuje... A to niestety może doprowadzić do zapaści, a nawet do zatrzymania jego pracy. Mam nadzieję, że rozumiesz, iż to nie kwestia uprzedzeń czy innych złośliwości... To kwestia życia, więc bardzo proszę... Zostań w domu... – powiedział lekarz.
Ana poczuła jak w środku się gotuje. Ścisnęła mocniej ręce na swoich udach powoli dopuszczając do głowy argumenty lekarza. Chciała być w Kanadzie, ale... Nie mogła... To na chwilę obecną zbyt wiele dla jej organizmu. Przede wszystkim musiała zatroszczyć się o siebie i swoje zdrowie. W końcu Rotschild wyraźnie powiedział, że to kwestia nawet życia... Czy była gotowa aż tak ryzykować? Absolutnie nie... Wiele lat jeszcze przed nią... Mimowolnie mina jej zrzedła na myśl o jakichkolwiek lotach.
- Czy to znaczy... Że ja już nigdy nie będę mogła wrócić? Sama olimpiada jest w Kanadzie... Zatem czy ja wtedy będę mogła lecieć? – spytała niepewnie patrząc na Rotschilda.
Szukała czegoś co pomogłoby jej złapać nową nadzieję, że będzie lepiej... Tylko kiedy? Czy przez cholerną anemię jest zmuszona zamknąć wszystkie swoje sportowe marzenia? Zakończyć karierę? W końcu całe ich życie wiąże się z podróżowaniem, a oni tak ciężko na to wszystko pracowali... A teraz co? Szukać innego zajęcia?
- Ana, oczywiście, że jest szansa na powrót. Musimy tylko uzbroić się w cierpliwość by anemia się uspokoiła... Wtedy lot samolotem też będzie możliwy, ale musimy wszystko weryfikować na bieżąco.
- A co z moimi treningami? Jak mam się szykować do sezonu? Jest już wrzesień... Ile jeszcze czasu? Mam opuścić cały sezon? – dziewczyna rzuciła kilka pytań smutnym głosem.
Miała mnóstwo wątpliwości, a strach... Dawał we znaki.
- Mam pewien pomysł, który muszę omówić z Alexem... Chciałbym pomóc ci w powrocie i szybszym poprawieniu wyników zdrowotnych więc przeanalizowałem pewne przypadki, które zmagały się z podobnym problemem. Chciałbym ponowić twoje wyniki, a następnie zabrać cię na obóz w górach... Medycznie udowodniono, że to ma dobry wpływ na wskaźniki EPO, dotlenisz się... A tam zaczniemy pod kontrolą wprowadzać ci trening siłowy i jak warunki pozwolą uzupełnimy go technicznymi elementami skoku. Jeśli po tym mini obozie wyniki będą stabilniejsze pojedziesz z panami na kolejne zgrupowanie i wtedy...
- Będę mogła wreszcie skoczyć? – rzekła z większym entuzjazmem Ana.
Medyk pokiwał twierdząco głową. Zwrócił jednak uwagę dziewczyny na mniejsze obciążenia jednostkami treningowymi. Nie będzie mogła działać jak wszyscy... Tyły zapewne będą widoczne, ale zacznie w końcu skakać. Umówili się na kolejną konsultacje by ustalić szczegóły gdyby Alex wydał zgodę i się pożegnali. Może do Kanady nie dane będzie jej się udać, ale... Grunt, że zacznie przygotowania do sezonu! To było jakieś światełko w tunelu, miała o co walczyć!
***
Tymczasem Madlen wczesnym popołudniem leżała na swoim łóżku intensywnie wpatrując się w sufit. Czy było na nim coś interesującego prócz okna? Nie, ale przed oczami dziewczyny ciągle pojawiały się smutne oczy Thomasa, z którym nie miała kontaktu od środowego wieczoru, kiedy to wyszedł nie dając dojść jej do słowa. Czuła się z tym źle, bowiem kiedy przeanalizowała całą tę sytuację, doszła do wniosku, że faktycznie mógł poczuć się… zdradzony? Theodor nie był dla niej nikim ważnym, nie widziała nic złego w tym, że dawała mu swój numer, ale… Faktycznie, w związkach nie powinno się tak robić. Nie chciałaby by chłopak, którego darzyła uczuciem pisał z innymi dziewczynami. Co prawda nie byli w „normalnym” związku, ale tak jak mówił blondyn… dla niego nic się nie zmieniło. Tylko dlaczego to Lena miała uważać na to co robi i co mówi? Żeby czasem go nie zranić? Przecież był dla niej obcy… Tak próbowała sobie wmawiać przez czwartek i piątek, ale im więcej o tym myślała, tym gorzej się czuła. Nie była taką osobą, zawsze liczyła się z uczuciami innych i starała się dbać o ich komfort psychiczny. Sama była trochę skołowana, nie wiedziała co dokładnie czuje… Thomas wywoływał w niej skrajne emocje. Raz była na niego wściekła, innym razem poirytowana, a kolejnym rozbawiona do łez. Teraz jednak czuła… że po prostu za nim tęskni. Chociaż ciężko było jej się do tego przyznać… po prostu jej go brakowało. I tej pustki nie mogła niczym wypełnić. Sięgnęła po telefon nim zdążyła się rozmyśleć. Jeszcze szybciej wybrała numer chłopaka. Po usłyszeniu sygnału, wiedziała, że nie ma odwrotu. Thomas akurat wychodził z Lilly na spacer, by Kristie mogła się w spokoju chwilę przespać. Widząc na wyświetlaczu kto do niego dzwoni… zrobił wielkie oczy, a jego serce lekko przyspieszyło swój rytm. Usta mimowolnie się uśmiechnęły.
- Madlen… - wypowiedział miękko jej imię, na co Lena po drugiej stronie poczuła jak żołądek robi jej fikołka w środku.
To nie mogło być serce... Nie, to na pewno nie było serce. Przekonywała samą siebie, po czym wzięła głęboki oddech.
- Cześć Thomas. – wydusiła siląc się na lekki ton. – Co robisz?
- Idę właśnie z Lilly na spacer, masz ochotę się przyłączyć? – zapytał z uśmiechem, co Madlen wyczuła po drugiej stronie i sama się uśmiechnęła.
- No pewnie, gdzie jesteście? – zapytała od razu wstając z łóżka.
- Idziemu do parku… - zaczął Morgi, a po chwili na jego usta wpełzł złowieszczy uśmiech. – Do parku, gdzie pierwszy raz próbowałem cię pocałować. Do zobaczenia! – i się rozłączył, po czym wybuchł śmiechem, a Madlen szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w telefon, który informował ją o zakończonym połączeniu.
- Ale… - zamrugała zdezorientowana. – Który to park? – zapytała, ale wiedziała, że nikt jej nie odpowie.
Przeklęła w myślach, ale stwierdziła, że nie da chłopakowi tej satysfakcji. Chwyciła torebkę i szybko zbiegła po schodach pisząc smsa do Ane. Tylko ona mogła wiedzieć, który park miał na myśli blondyn. Chwyciła jeansową kurtkę, rzuciła w stronę taty, że wychodzi i… tyle jej widzieli. Idąc chodnikiem w stronę furtki od razu odpaliła Google Mapy zastanawiając się, który mógł być to park. Wiedziała już, że całowali się w parku przy szpitalu… Co oni mieli w ogóle z tym całowaniem w parkach? Zachichotała w duchu, po czym nerwowo czekała aż przyjaciółka jej odpisze, główkując o który park chodzi. Jeśli pierwszy raz całowali się w styczniu to może… Może Thomas odprowadzał ją którymś razem do domu i to wydarzyło się, w którymś z parków nieopodal? Lena przegryzła mocniej wargę intensywnie się zastanawiając. Nie mogło być inaczej… To musiało być w drodze do jej domu. Stwierdziła, że nic nie traci, najwyżej się nie spotkają. Wzruszyła ramiona i szybkim krokiem ruszyła przed siebie co chwila sprawdzając telefon czy Ana czasami nie odpisuje. Lena wiedziała jednak, że starsza ma w tej chwili wizytę u lekarza i marne są na to szanse. Musiała poddać się losowi i szczęściu. I się nie przeliczyła. Już z oddali widziała kroczącego z wózkiem w jej stronę blondyna.
- A jednak trafiłaś. – powitał ją Thomas.
- Wiesz, niekoniecznie pamiętam tę sytuację, ale nie trudno było wydedukować, który mógł być to park. – odrzekła z przekornym uśmiechem. – Swoją drogą, pewnie odprowadzałeś mnie wtedy do domu? – uniosła pytająco brew, na co chłopak pokiwał jedynie głową.
Wcale nie musiała wiedzieć, że było to miesiąc od ich poznania. Całkiem szybko, ale co zrobić skoro od początku mieli się ku sobie. Uśmiechnął się w duchu przypominając sobie ich początki. W następnej kolejności patrzył jak Madlen zachwyca się nad słodkością małej Lilly, która spała w wózku. Ponownie się uśmiechnął. W sumie to uśmiech nie schodził mu z twarzy od kiedy tylko zobaczył połączenie od niej. Zadzwoniła do niego… Pomimo tego jak ją ostatnio potraktował… Ona sama z siebie zadzwoniła. A to było dla niego naprawdę ważne. Te ostatnie dwa dni były dla niego istną katorgą. Już myślał, że wszystko zepsuł… Że dziewczyna nigdy się do niego nie odezwie. Że wszystko między nimi się skończyło, ale ona… jednak o nim myślała. Pewnie nie aż tyle co on o niej, ale jednak. A to pokazywało mu, że w jakiś sposób był dla niej ważny. Że nie do końca go skreśliła, że może gdzieś głęboko… bardzo głęboko czuje, że go kocha? Bo jak inaczej tłumaczyć to dzisiejsze spotkanie? Ponownie się uśmiechnął. Wygrał sam ze sobą, a to smakowało jeszcze lepiej. Nie zadzwonił do niej, nie napisał… czekał, aż sama się z nim skontaktuje. Co właśnie się stało. Ten smak zwycięstwa wynagradzał wszystko.
- Ona na żywo jest jeszcze słodsza. – powiedziała nagle Lena unosząc na chłopaka swój wzrok.
Wyglądała tak dziewczęco w tej nowej fryzurze. To ona była słodka. Thomas nie potrafił ukryć uczuć na twarzy, które wywołała w nim dziewczyna. Bardzo chciał ją przytulić… złapać jej drobną buzię w dłonie, wsunąć palce w jej krótkie włosy i po prostu ją pocałować. Najpierw delikatnie i zmysłowo, a potem mocno i czule. Jego rozmarzony i mocno błyszczący wzrok, który spoczywał na jej ustach wprawił blondynkę w zakłopotanie. Widziała czego pragnął… pokazywał to każdą cząstką siebie, przez co Lena mimowolnie również spojrzała na jego wargi. Poczuła jak na policzki wpełza jej rumieniec, więc spuściła wzrok. Niech on przestanie tak na nią patrzeć! To do niczego dobrego nie prowadzi! Uratowało ich ciche kwilenie Lilly. Thomas jakby wybudzony z transu spojrzał na swą córkę, po czym kiwnął głową w stronę Leny by ruszyli przed siebie. Co w ciszy po chwili się stało.
- Thomas… - zaczęła w pewnej chwili Madlen biorąc głęboki oddech. – Chciałabym cię przeprosić. – widząc jego pytające spojrzenie postanowiła kontynuować. – Za środę. Postawiłam cię w mało komfortowej sytuacji. Chcę żebyś wiedział, że… pomimo braku wiedzy na twój temat, czuję, że jesteś mi bliski. Te dwa dni dobitnie dały mi to odczuć. Od teraz postaram się dwa razy zastanowić nad tym co robię lub mówię, ale ty… musisz być bardziej wyrozumiały. Ja rozumiem, że twoje uczucia wobec mnie się nie zmieniły, ale ja ciebie… nie pamiętam. Nie wiem jak długo będzie to trwało. Musimy coś postanowić w naszej kwestii.
- Czy ty… ze mną zrywasz? – zapytał Morgi.
- Co? – wypaliła dziewczyna, czując jak nieprzyjemnie przyspiesza jej serce.
Dlaczego tak mało komfortowo poczuła się na samą myśl o zerwaniu z chłopakiem?
- Nie, po prostu chcę żebyśmy no nie wiem… ustalili jakieś zasady?
- Że na przykład nie będziesz pisała z innymi chłopakami? – zapytał unosząc brew, na co dziewczyna ponownie się zarumieniła.
- Prosi facet, który ma dziecko z inną. – odrzekła odbijając piłeczkę, na co Thomas się zaśmiał.
- Chcę cię tylko uświadomić, że od momentu kiedy nazwałaś mnie swoim nie spojrzałem na inną dziewczynę. Ty w tym czasie natomiast znalazłaś sobie dwóch przyjaciół płci męskiej, co przyjąłem do wiadomości i staram się z tym pogodzić. Po drugie… przyjdzie taki czas, że wszystko sobie przypomnisz i wtedy zrozumiesz mój punkt widzenia.
- Myślisz, że kiedyś sobie przypomnę? – zapytała lekko smutniejąc.
- Mam taką nadzieję, ponieważ… nie wiem ile jeszcze dam radę tak żyć. – odrzekł.
- Tak? Czyli jak? – zmarszczyła lekko brwi.
- Z dala od ciebie… - powiedział cicho Thomas spoglądając jej w oczy. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ciężko jest wracać do pustego mieszkania… Jak ciężko jest kłaść się do zimnego łóżka. – tutaj jeszcze intensywniej zaczął się w nią wpatrywać.
- Przecież… masz Ane i Gregora. – rzuciła chcąc rozładować atmosferę, na co Morgi zrobił zdegustowaną minę.
- Właśnie dałaś mi do myślenia… Ciekawe jak długo jeszcze będą korzystać z mojej gościnności. – zaczął na głos się zastanawiać. – Mają przecież swoje gniazdko w Innsbrucku. – dodał na co Madlen lekko się zaśmiała.
Wiedziała, że nie mówił poważnie. Tak naprawdę cieszył się, że ma siostrę na oku, która w ostatnim czasie lekko podupadła na zdrowiu. I mimo że Gregor bardzo o nią dbał, braterska miłość to jednak braterska miłość. Schodząc na lżejsze tematy, kontynuowali swój spacer. W pewnym momencie Lilly zaczęła się wybudzać i lekko popłakiwać. Madlen spojrzała na Thomasa z niemym pytaniem, po czym postanowiła wziąć małą na ręce. Blondyn patrzył jak zahipnotyzowany na dziewczynę, która bez problemu i skrępowania wyciągnęła jego córkę z wózka otulając ją lekko kocem. Chwilę ją pobujała co uspokoiło dziewczynkę.
- No co? – zapytała po chwili spostrzegając, że chłopak dziwnie jej się przygląda. – Przecież wiesz, że moja mama jest właścicielką żłobka i przedszkola. Dzieci towarzyszą mi od bardzo długiego czasu.
- Ja… mimo że jestem jej ojcem, nie potrafię jej wziąć na ręce inaczej niż w otulaczu czy różku. – powiedział zawstydzony.
- Oj Thomas, nie ma się czego bać. – zaśmiała się dziewczyna podchodząc do niego. – Podtrzymuj jej główkę, a reszta sama się ułoży. Chodź, pokażę ci. – powiedziała wystawiając ręce z małą w jego stronę.
Morgi poczuł się zakłopotany, ale może faktycznie Madlen pomoże mu się przełamać. Wyciągnął w jej stronę ręce, a Lena zwinnie podała mu Lilly, która na nowo zasnęła. Po chwili jednak zaczęła się lekko ruszać, co wywołało w nim chwilowy atak paniki. Dziewczynka jednak pokwiliła moment i na powrót zasnęła układając się w rękach swojego taty. Thomas patrzył na nią świecącymi oczami. W końcu mógł poczuć jej maleńkie ciałko. Nie mógł wyjść z podziwu, jak taka mała kruszyna mogła zawładnąć jego całym światem. Jak się okazywało… nie tylko jego. Uniósł wzrok na uśmiechniętą Madlen, po czym sam się uśmiechnął.
- Dziękuję. – powiedział jedynie i ponownie skupił się na małej. – Powinniśmy chyba wracać. – oznajmił po niedługiej chwili. – Kristie prosiła żeby spacer nie trwał dłużej niż godzinę. – na co Lena kiwnęła głową na znak zgody, by następnie pomóc Thomasowi odłożyć Lilly do wózka, po czym ruszyli w stronę bloku Kristiny.
- Nie masz żadnych wiadomości od Ane? – zagadnęła w pewnym momencie młodsza, na co Morgi pokręcił głową.
- W sumie to umawiałem się z nimi na obiad po jej wizycie, masz ochotę iść z nami? – zapytał.
- W sumie… mogłabym pójść. – odrzekła wzruszając ramionami z lekkim uśmiechem.
- To super. – powiedział czując jak jego serce rośnie. – Chcesz wejść do środka? – skierował do niej, kiedy znaleźli się już pod odpowiednim budynkiem.
- Ja… chyba nie jestem jeszcze gotowa. – odpowiedziała Lena lekko skrępowana.
- Rozumiem. – kiwnął głową. – Kristina na pewno też zrozumie. Zaczekaj tutaj na mnie. – powiedział, po czym zniknął za drzwiami na klatce.
Madlen wzdychając, udała się w stronę ławeczki przy placu zabaw, gdzie postanowiła poczekać na chłopaka. Nie była do końca pewna czy wyjście na obiad z trójką to był dobry pomysł, ale z drugiej strony… wszyscy byli przyjaciółmi. Może powinna spędzać z nimi więcej czasu, a wspomnienia same przyjdą? Z takimi myślami na nowo powitała Thomasa, który ochoczo zeskakiwał ze schodków w jej stronę. Czasami wydawał się taki beztroski i spontaniczny. Poza tymi chwilami, kiedy patrzył na nią tęsknym wzrokiem. Z uśmiechem na ustach podszedł do dziewczyny.
- Idziemy? – zapytał, na co Lena kiwnęła głową na znak zgody.
Kiedy wstawała z ławki nieznacznie zakręciło jej się w głowie w efekcie czego zsunęła się lekko z krawężnika. Thomas w ostatniej chwili chwycił ją ręką w talii przyciągając do siebie, automatycznie ratując przed zahaczeniem przez młodocianego rowerzystę. Madlen zaległa w jego ramionach płasko kładąc obie dłonie na jego klatce piersiowej. Pod dłońmi czuła jak Morgiemu mocniej bije serce. Kiedy chwilowy zawrót głowy minął, uniosła na niego swój wzrok cały czas będąc przez niego blisko siebie podtrzymywaną.
- Przepraszam… - wyszeptała nie mając odwagi na głośniejszy ton.
- Nic ci się nie stało? – odrzekł miękko Thomas spoglądając na nią lekko przestraszonym wzrokiem, na co dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy. – Często ci się to zdarza? Może lepiej jeśli odwiozę cię do domu? – zapytał nie odsuwając się nawet o milimetr.
- To nic takiego, zakręciło mi się w głowie. Chyba za szybko wstałam z ławki. Doktor Moser ostrzegał, że coś takiego może mieć miejsce. – powiedziała spoglądając mu w oczy i czerpiąc przyjemność z jego bliskości.
Morgi wypuścił powoli nerwowo nagromadzone powietrze w płucach, po czym delikatnie poluźnił swój uścisk na jej talii. Będąc lekko upojonym jej zapachem i odurzonym bliskością, nie mogąc się powstrzymać, ułożył wolną rękę na jej policzku, by następnie wsunąć ją we włosy za jej ucho. Madlen poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku i nerwowe trzepotanie serca. Mimowolnie spuściła wzrok na jego usta. Walczyła sama ze sobą by nie objąć go rękoma za szyję, wiedziała bowiem, że to się może źle skończyć. Thomas czekając jakby na jej krok, czule wpatrywał się w jej niebieskie oczy. Bał się wykonać jakikolwiek ruch, bowiem nie chciał jej zranić. Mimo że chęć jej pocałowania była nie do zniesienia, stwierdził, że poczeka aż sama go o to poprosi. Nie chciał robić jej w głowie jeszcze większego mętliku.
- Puszczę cię teraz, ok? – wyszeptał, na co Lena od razu chciała zaprzeczyć, kiwnęła jednak głową na znak zgody.
Po chwili poczuła przejmujący chłód i pustkę, kiedy chłopak się od niej odsunął. Uśmiechnęła się, w głębi jednak długo nie mogła dojść do siebie. Jej ciało go pamiętało… jej serce go pamiętało, mimo że głowa… nie wiedziała kim jest. Kiedy oboje doszli do siebie, ruszyli w stronę audi chłopaka, którym niedługo potem udali się pod klinikę doktora Rotschilda.
***
Kiedy Ana opuściła gabinet doktora, z uśmiechem władowała się w ramiona Gregora.
- Czyżby to znaczyło, że zamiast spotkania z Thomasem winniśmy pakować walizki do Kanady? – Gregor pytająco uniósł brew niecierpliwie wyczekując odpowiedzi dziewczyny.
- Niestety nie... Lot w moim stanie jest niemożliwy... Ale jest szansa, że wrócę stopniowo do treningów. – uśmiechnęła się nieco szukając pozytywów dzisiejszej wizyty.
Czuła jednak, że musi coś zrobić by pomóc dziewczynom w realizacji marzeń... To były również jej dążenia... Przez myśl przeszły jej poranne słowa Gregora "Gdyby tylko w sądzie mogli puścić twoje wystąpienie online". W sumie dlaczego ona wcześniej o tym nie pomyślała?! Przecież znane są takie przypadki rozpraw, dlaczego więc nie spróbować? Poprosiła partnera by dał jej chwilę na wykonanie ważnego telefonu. Zadzwoniła do kadrowej koleżanki Danieli by uzyskać namiar na adwokata, który miał je reprezentować w sądzie. W końcu kto jak nie on mógł orientować się w sytuacji czy możliwe będzie włączenie jej do sprawy właśnie w takiej video formie? Oczywiście koleżanka próbowała dowiedzieć się po co Ane namiary skoro sprawa miała jej nie tyczyć. Blondynka wysłuchała nieco gorzkich słów od starszej skoczkini... Cóż, po takim czasie, po takim wycofaniu ze sprawy zapewne jej się należało... Koniec końców mimo braku zrozumienia potrzeby dostała jednak upragniony numer. Ana zadzwoniła do adwokata i wyjaśniła położenie w jakim się znalazła i spytała czy istnieje możliwość transmisji z sali sądowej online. Pan Clark z entuzjazmem przyjął pomysł i obiecał zrobić wszystko by możliwym było jej wystąpienie. Mimowolnie odetchnęła z ulgą... Będzie mogła walczyć jak inne, ale na swoich warunkach! Nic jej nie powstrzyma, co jeszcze bardziej pozwoliło mieć nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Dziewczyny ze skoczni też nie poczują w tym momencie jej braku... Mimo wszystko czułaby się niekomfortowo nie mając wpływu na swoje skoczne życie. Z uśmiechem ruszyła ku szatynowi, który rozmawiał już nieco z Thomasem i… Madlen? Zmarszczyła brwi, ale spokojnie do nich podeszła czule witając się z dwójką. Mimowolnie mocniej chwyciła dłoń Gregora przesyłając mu szeroki uśmiech, wiedział już, że coś się wydarzyło... Coś co pozwoliło Ane nabrać innego spojrzenia na sprawę. Czwórką zabrali się za ustalanie planu działania. W końcu byli razem... Znowu szczęśliwsi i spokojniejsi... Jakby minione wydarzenia nic nie zmieniły.
- I co kochana? Co powiedział doktor? – zaczęła dopytywać Madlen.
- Niestety nie będę mogła wykorzystać waszego prezentu w postaci biletu do Kanady. – odrzekła Ana, na co młodsza zrobiła skonsternowaną minę na myśl o czym ona mówi.
- To nic siostra, przebukujesz na coś innego. Może jakieś rajskie wakacje z Gregorem. – odrzekł Thomas pocieszająco klepiąc blondynkę po ramieniu. – Dziewczyny na pewno też zrozumieją.
- Zrozumieją, ponieważ… - tutaj Ana zrobiła tajemniczą minę. – Będę mogła wziąć udział w rozprawie online! – zapiszczała na koniec z radością.
- Naprawdę?! To wspaniale! – ucieszyła się Lena, ponieważ wiedziała jak ważne było to dla jej przyjaciółki.
- Wiedziałem kochanie, że ci się uda. Bo jeśli tobie na czymś zależy… zawsze dopniesz swego. – rzucił Gregor mocniej przytulając ją do swojego ramienia.
- Chodźmy świętować! – zawołała Ana. – Jesteśmy we czwórkę… co w ostatnim czasie rzadko się zdarzało. – puściła oko do swej młodszej koleżanki, na co Lena lekko się zmieszała.
- Jeszcze jedno pytanie zanim oddamy się celebracji… są wyniki biopsji? – zapytał Thomas, na co Ana momentalnie posmutniała.
- Nie ma, ale… jak powiedziała ostatnio Madlen, grunt to pozytywne nastawienie. – odrzekła delikatnie się uśmiechając. – A teraz proszę o wyjaśnienie… co wy tu razem robicie i… co u licha miał znaczyć twój sms Lena? – zawołała do stojącej blisko siebie dwójki.
Morgi popatrzył na łyżwiarkę, na co ta zaczęła głośniej się śmiać.
- Zaraz wszystko wam opowiem. – odrzekła, po czym wskazała kierunek parkingu, gdzie ustalili następnie, że na dwa samochody udadzą się na obiad.
Thomas dziwnie upierał się na jedną pizzerię, nie chcąc wytłumaczyć dlaczego, ale przekonując ich tamtejszą pyszną kuchnią. Pozostała trójka nie mając przeciwskazań, zgodziła się i po niedługiej chwili parkowali pod restauracją, do której Morgi zabrał Madlen na ich pierwszą randkę. Ładny budynek przypominał coś w rodzaju nowoczesnego zamku. Lena wysiadając z auta Thomasa zmarszczyła brwi. „Restauracja Pizzeria Dobner”.
- Dlaczego mam wrażenie, że już tu byłam? – skierowała do chłopaka.
- Ponieważ mój szanowny brat zabrał cię tutaj na pierwszą randkę. – zaśmiała się Ana prowadząc za rękę Gregora i podchodząc do nich. – Cwana bestia z ciebie! – głośniej zachichotała lekko uderzając blondyna w ramię, na co on wyszczerzył się i wzruszył ramionami.
- Terapię „Przywrócić Madlen Wspomnienia” uważam za otwartą. – zaśmiał się, po czym puścił trójkę przodem.
Najmłodsza z grona zmierzyła chłopaka podejrzliwym wzrokiem, następnie podobnie spojrzała na budynek szukając w zakamarkach swojego umysły jakichś wspomnień. Kiedy przekroczyli próg restauracji w sekundę zmaterializował się obok nich menadżer przybytku, który serdecznie witał się z Thomasem.
- Panna Madlen jak zawsze wygląda czarująco. – uśmiechnął się w stronę Leny, na co ta spaliła lekkiego buraka, odwzajemniła jednak gest. – Thomas, wspaniałych gości nam dziś przyprowadziłeś. Panna Morgenstern i Pan Schlierenzauer, to dla nas zaszczyt. – skierował swe spojrzenie ku pozostałej dwójce. – Proszę za mną, dla państwa najlepszy stolik, na uboczu by doświadczyć nieco prywatności. – kontynuował prowadząc już całą czwórkę w tylko sobie znanym kierunku.
Ana spojrzała na Gregora zabawnie unosząc brwi, bowiem rzadko się zdarzało by byli tak kurtuazyjnie witani. Lena natomiast rozglądała się dookoła nie mogąc pozbyć się wrażenia, że już tutaj była. Po chwili zajęli swoje miejsca i zaczęli zapoznawać się z kartą. Na początek zamówili dzban wody z cytryną.
- Co by tu wybrać. – zaczął na głos zastanawiać się Thomas zerkając ukradkiem na Madlen.
- No pewnie pizzę. – zachichotała. – Z salami i papryczkami peperoni. – dodała na nowo zerkając w kartę.
W pewnej chwili poczuła, że stolik dziwnie ucichł. Spojrzała mimowolnie najpierw na blondyna, który z uśmiechem się w nią wpatrywał.
- Pamiętałaś… - zdołał wydusić nie potrafiąc ukryć swojego zadowolenia.
- Brawo Lena! – zaśmiała się Ana. – To ulubiona pizza Morgena. – po czym puściła jej oko.
Madlen zamrugała oczami z konsternacją. Nie wiedziała skąd przyszły jej do głowy akurat te składniki.
- Czy możemy dorzucić również…
- Czarne oliwki? – zapytał Thomas wchodząc jej w słowo, na co dziewczyna znowu zmarszczyła brwi.
- Tak, oliwki. – odrzekła cicho, po czym spuściła wzrok.
Samego pobytu tutaj nie pamiętała, ale umysł widocznie wiedział lepiej. Po niedługiej chwili całe zamówienie zostało złożone, natomiast Morgi aby odwrócić uwagę Leny zaczął wypytywać siostrę o lekarza.
- W tym stanie zdrowia nie mogę lecieć, ponieważ jest to zbyt niebezpieczne dla mojego serca. W locie serce próbuje zrekompensować niedobór tlenu przez co intensywniej pracuje. A to niestety może doprowadzić do zapaści, a nawet do zatrzymania jego pracy. Zatem jak powiedział doktor Rotschilda, to kwestia życia, więc chcąc nie chcąc muszę zostać w domu. – oznajmiła Ana. – Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, ponieważ pan Clark, nasz adwokat powiedział, że zrobi wszystko bym mogła wygłosić swoją mowę online. Także, Kanado! Nadchodzę! – zaśmiała się na koniec.
- A co z treningami? – dopytywał Thomas. – Sezon za pasem, a ty niewiele skakałaś.
- Doktor ma pewien pomysł, który musi omówić z Alexem... Chciałby ponowić moje wyniki, a następnie zabrać na obóz w górach... Medycznie udowodniono, że ma to dobry wpływ na wskaźniki EPO, co również pomoże mi się dotlenić. No i tam zaczniemy pod kontrolą wprowadzać trening siłowy i jak warunki pozwolą uzupełnimy go technicznymi elementami skoku. Jeśli po tym mini obozie wyniki będą stabilniejsze pojadę z wami na kolejne zgrupowanie. – cierpliwie tłumaczyła.
- Wspaniale Kochanie! – ożywił się Gregor. – Trzymam kciuki by tak właśnie było.
Potem ich miłą konwersację przerwał kelner, którzy przyniósł ich zamówienia. Oprócz pizzy, którą zamówili Gregor z Thomasem, Ana domówiła dla siebie sałatkę cezar, a Lena sałatkę z pieczonym burakiem.
- A teraz jak na spowiedzi! – zaczęła starsza po krótkiej konsumpcji. – Co wy razem robicie? Z tego co się orientuję, od środy było zawieszenie kontaktu. – zaśmiała się lekko.
- No cóż… - zaczęła Madlen jednak w słowa wszedł jej Thomas.
- Lena po prostu nie mogła już beze mnie wytrzymać i zadzwoniła. – powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha i zadowolony z siebie, na co młodsza przerzuciła oczami.
- Narcyz… - szepnęła spoglądając na niego krzywo.
- Skoro Madlen faktycznie zadzwoniła zanim ty to zrobiłeś, uznałbym to za progres. – odezwał się Gregor.
- Dobrze, że to zrobiłaś kochana, bo Morgen przez ostatnie dni był nie do zniesienia. – zachichotała Ana. – Chłopak ze swej zgryzoty prawie wszystkie włosy powyrywał. – kontynuowała nie omieszkując podśmiewać się z brata.
- Thomas, zostaw swoje włosy w spokoju. Lubię je… – powiedziała młodsza wskazując na niego widelcem, czym wprawiła go w lekki zachwyt. – Ponieważ zasłaniają twoje odstające uszy. – dodała wybuchając śmiechem w czym szybko zawtórowali jej Ana z Gregorem.
Morgi tego nie skomentował rozkoszując się nad pierwszą częścią wypowiedzi dziewczyny.
- W sumie Thomas… to trochę ci współczuję. – zaczął w pewnej chwili Gregor. – Najpierw musiałeś konkurować z Koflerem, potem pojawił się Jacobsen. A jak nie oni to potem zjawił się Mario, a następnie Michael.
- I teraz ten cały Theodor. – dodała szybko Ana zerkając z premedytacją na swą coraz bardziej zawstydzoną przyjaciółkę. – W sumie, kto to tak właściwie jest Madlen?
- Nikt ważny… - odrzekła młodsza grzebiąc w talerzu.
- To wnuk tego pana, który wjechał w Len. – oznajmił Thomas.
- Podryw na wnuka. – zaśmiała się Ana.
- Chciał tylko przeprosić… upewnić się, że nic mi nie jest. – zaczęła tłumaczyć dziewczyna.
- I od słowa do słowa wymieniliście się numerami? – Ana uniosła pytająco brew, na co młodsza wzruszyła ramionami.
- Dajcie jej spokój… - zainterweniował w pewnym momencie Thomas. – Madlen potrzebuje czasu by to wszystko przetrawić. – powiedział zerkając na nią pogodnie co przyjęła z wdzięcznością.
- Może opowiecie mi jakie są plany na najbliższe tygodnie? – zaproponowała po dłużej chwili ciszy. – Ana, kiedy ta sprawa w Kanadzie?
- W przyszłą środę o 12 czasu kanadyjskiego, czyli o 19 naszego. – odrzekła starsza. – A ty kiedy będziesz mogła wrócić do treningów?
- Pewnie nie prędko. – westchnęła. – W przyszłą środę mam wizytę kontrolną, będę więcej wiedzieć.
- To może po lekarzu zajrzysz do nas? – zaproponowała Ana. – Nie ukrywam, że twoje wsparcie przed rozprawą jest mile widziane. – powiedziała, na co Lena mimowolnie spojrzała na Thomasa.
Jego mieszkanie… jeszcze w nim nie była. Nie wiedziała jak na to zareagować, ponieważ nie była do końca pewna czy jest na to gotowa.
- Bez spiny Lena. – zainterweniował Thomas przesyłając swej siostrze znaczące spojrzenie.
- Morgi, wybierasz się na LGP do Klingenthal? – wypalił w pewnym momencie Gregor chcąc rozładować atmosferę.
- Raczej nie. – westchnął blondyn. – Chciałbym więcej czasu poświęcić Lilly i pomóc Kristie. Po drugie… nie wiem jak ułoży się moje życie przez następne dwa tygodnie. – dodał ukradkiem spoglądając na Madlen. – A ty Gregor? Lecisz? W sumie byłeś tylko w Zakopanem, więc nie ma mowy o wygraniu całego LGP.
- Zobaczymy co zadecyduje Alex. – odrzekł Gregor.
- Pewnie wszystko się wyklaruje po moim ewentualnym powrocie z tego obozu w górach. – oznajmiła Ana. – Kurczę, mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze i będę mogła wziąć udział w Mistrzostwach Austrii.
- A kiedy są? – zaciekawiła się Lena.
- 17 października. – odpowiedział Thomas kończąc ostatni kawałek pizzy.
- Mam wtedy Inaugurację ISU Grand Prix w Paryżu, ale za pewne nie dostanę zgody na udział. Mam nadzieję, że będę mogła wam wtedy za to kibicować. – powiedziała najmłodsza z grona.
- Dostałaś w końcu akredytację na udział we wszystkich imprezach skoczków. – wyszczerzyła się Ana.
- Naprawdę? – ucieszyła się Madlen, na co cała pozostała trójka spojrzała na siebie z uśmiechem.
Dziewczyna radowała się wręcz tak samo kiedy wręczali jej ten prezent. Miłą pogawędkę kontynuowali jeszcze jakiś czas, póki Thomas nie zadecydował, że na dziś dla Leny wystarczy wrażeń. Cały czas w pamięci miał jej dzisiejszy zawrót głowy. Od operacji nie minęło zbyt dużo czasu, dlatego postanowił, że powinna udać się do domu i odpocząć. Blondynka niekoniecznie się z nim zgadzała, ale nie miała sojusznika zarówno w osobie Ane, a nawet Gregora. Ponad to szatyn uznał, że Ana też na dziś ma już dość karuzeli emocji. Dlatego obaj panowie odwieźli swoje księżniczki do domu. Szkoda tylko, że to Gregor miał ten komfort kłaść się do spania u boku swej dziewczyny. Thomas tęsknym spojrzeniem odprowadzał wzrokiem osobę Madlen, po czym westchnął przeciągle, kiedy łyżwiarka zniknęła za drzwiami swojego domu. Mimo wszystko dzisiejszy dzień napawał go optymizmem. Może wszystko powoli wróci do normy… Może dziewczyna kiedyś w końcu go sobie przypomni… Może za jakiś czas znowu będzie tulił ją do swej piersi, czując, że ona… chce tam być.
~~~
Hej! Hejka! Hej!
Zapowiadałam rozmowę o zerwaniu? Zapowiadałam xD A ja nigdy nie okłamuję hihi ^^ Jak Wam się podobał rozdział? Troszkę jakby... weselszy? :) Myślę, że za jego publikację możecie podziękować naszym siatkarskim Panom, którzy wywalczyli dziś piękne zwycięstwo nad Japończykami, mimo że było... ciężko :) To oni wprawili mnie w pozytywny nastrój i stąd... pomysł o nowej notce ;D
Dziwnie tak się pisze posłowie... szczególnie kiedy i tak codziennie mamy kontakt xD No bo podejrzewam, że nikt inny poza Alikus czy Tyśką jednak tego nie czyta xD Dlatego chyba nie będę się rozpisywać, bo... trzeba się brać za robotę :D Rozdziały się same nie napiszą :)
Zatem... do... napisania! <3
Ania&Madziusa
Hej, hej :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lena coraz bardziej się otwiera na bliskich, że spotkała się z Morgim - ten moment w parku z Lily - piękna sprawa, kolejna szansa na to by ich relacja się na nowo rozwijała - z jednej strony wracające wspomnienia, a z drugiej oboje odnajdują się w zupełnie nowych rolach, w nowej rzeczywistości zarówno jeśli chodzi o utratę pamięci przez dziewczynę, jak i ze względu na pojawienie się na świecie Lily.
Jak widać małymi krokami powoli wracają poszczególne fragmenty wspomnień, które z czasem z pewnością ułożą się w jedne puzzle, potrzeba czasu i pewnych bodźców, które bliscy wplatają w kolejne posunięcia - Lena też dostrzega, że to działa, a dodatkowo sam jej organizm pewne rzeczy podsuwa i daje dziewczynie do myślenia.
Lena odważyła się również wsiąść do samochodu i dodatkowo do takiego, który chronił ją w czasie tak groźnego wypadku, więc przełamuje kolejną barierę, co przyjmuję jako dobry znak.
Jeśli chodzi o Anę i Gregora - cieszą na pewno plany doktora i jego wizja powrotu dziewczyny do treningów, co mam nadzieję jest zwiastunem jedynej możliwości - czyli pozytywnych wyników badań i braku nowotworu u Ane. Co prawda dalekie podróże samolotem jeszcze nie są wskazane, ale świat idzie na przód i uczestnictwo zdalne w rozprawie da się zorganizować - Ana przy wsparciu Gregora i innych bliskich nabiera ponownie wiatru w żagle, wraca jej energia do działania i wiara, że teraz może być tylko lepiej skoro u obu dziewczyn pojawią się pozytywne kroki do przodu. Wsparcie Ane na pewno przyda się w czasie walki o możliwość występów na IO i mam nadzieję, że wynik rozprawy będzie korzystny dla sportowców.
Czekam na ciąg dalszy, pozdrowienia :)
Dziewczyny 😘
OdpowiedzUsuńNawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak miło się czytało ten cudowny rozdział. Wreszcie powiało większym optymizmem na dalsze losy bohaterów...
Cieszę się, że wspomnienia Lenki wracają i, że w jej relacji z Morgenen idzie ku dobremu...
Co prawda nie tak wyobrażałam sobie pierwsze spotkanie Madlen z Lily, ale to co przedstawiłyście było cudowne i nadal mam na ustach szeroki uśmiech jak sobie tą scenę przypomnę...
Mam nadzieję, że teraz z każdym dniem będzie już tylko lepiej i pamięć Madlen szybko w pełni wróci...
Co do Ane to powiem tak - pomimo tego, że jestem zła, że nadal nie ma wyników dziewczyny, to czuję, że skoro profesor ma plan na dalsze leczenie Ane, czytaj wziąć ją na obóz w górach to jest to przejaw tego, że wynik biopsji będzie dobry...
Liczę i trzymam kciuki za to aby rozprawa w Kanadzie przebiegła po myśli wszystkich skoczkiń i by mowa online Ane wszystkich powaliła - wszak nazwisko Morgenstern do czego zobowiązuje 😁
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
Pozdrawiam ❤️
BU$KA 😘💗